300 kilometrów

300 kilometrów przejechać w jeden dzień. Okazało się że nie jest to łatwe wyzwanie. Co więcej, trudności w przebyciu takiej trasy to nie tylko walka z własną kondycją.

Ale od początku …

Planowany wyjazd z Kołobrzegu nie powiódł się. Delegacja odwołana a więc i okazja stracona. Trochę się tym załamałem bo powiedzieć muszę szczerze że; wybrałem tę trasę z pewnego  cwanego powodu. Tak mi się przynajmniej wydawało. Otóż myślałem że jadąc w kierunku Gdańska będę miał częściej z górki niż pod. Przy takiej ilości kilometrów mogło by to mieć zasadnicze znaczenie. Puścił bym hamulce w Kołobrzegu zwalniał na zakrętach i pilnował bym trasy. A mój rower dowiózł by mnie do domu.Jak się dowiedziałem że muszę wybrać inną trasę i inny termin, a „plany poszły na drzewo”, wsiadłem na rower i postanowiłem nie złazić z niego dopóki na moim liczniku ni pojawi się 300km. Zrobiłem to w nocy z piątku na sobotę. Wyprowadziłem rower o 1:00 rano przed blok i pojechałem. Pierwsze co zauważyłem to „że było zimno”. Kurcze, naprawdę zimno, przez pierwszych kilka kilometrów. Nie brałem plecaka a na sobie miałem koszulkę z krótkim rękawkiem. Na tyłku jedynie dyndała mi mała torba biodrowa z małymi bidonami, kieszenią wypchaną „proszkami” (carbo) niezbędnymi kluczami, portfelem i 2 zapasowymi dętkami. Mniej więcej w okolicach Żukowa udało mi się wybudzić całkowicie ze snu. Do Bytowa zajechałem robiąc 4 małe przerwy, w tym jedna dłuższa na jedzenie. Jadąc cały czas asfaltem kilometry nabijałem naprawdę szybko. Tępo miałem dość ostre (jak na mnie). Jechało się przyjemnie choć dziwnie wiele górek wyrastało przed moimi kołami.

Następne na trasie było Sulęczyno, gdzie skorzystałem z kąpieli. A w Sierakowicach zajechałem do mojej babci, gdzie zrobiłem sobie przerwę na ciepły posiłek. Przed Lęborkiem zacząłem mieć problemy z żołądkiem. Obawiałem się że przerwę swoją wycieczkę. Tak mnie kuło że nie byłem w stanie dalej pedałować. Dopiero gdy zszedłem z roweru i usiadłem zrozumiałem co źle zrobiłem. Żarcie na ciepło (kotlecik z ziemniakami) przy takim wysiłku podziałał jak „czerwona płachta na byka”. Rozwiązanie przyszło samo. Głupio się przyznać ale pierwszy raz w życiu „puściłem pawia” za 5min następnego. Ale to mi pomogło. Kawałek za Lęborkiem już nie czułem bólu i postanowiłem jechać dalej. Niestety teraz zacząłem mieć problemy z nadgarstkami i dłoniami. Strasznie zaczęły mnie „mrowić”. Zmiany nic nie pomagały i problem ten miałem już do końca. Jechałem w kierunku północnym, zaczęło troszkę wiać. Jak na złość prosto w twarz więc jechało mi się naprawdę ciężko. Odezwały się też plecy. Jeszcze mnie tak nigdy nie bolały. Ułatwienie przyszło w Żelaźnie. Dostałem tam wiatr w plecy. Silnie dmuchało więc jechało mi się bardzo „łatwo” i szybko.

Byłem już niestety bardzo zmęczony i momentami miałem dziwne wrażenie że moja kierownica waży tonę i ciężko mi równowagę utrzymać. Oprócz pleców rąk i zmęczonych mięśni nóg, ból pojawił się nawet we włosach. Dziwne uczucie jak by mnie ktoś za nie ciągnął. Dawno już straciłem przyjemność z tej wycieczki i zaczęła się walka z własnym organizmem. Nie myślałem że to będzie aż tak trudne. Następne na trasie miałem Redę i Gdynię. Do Gdyni jechałem cały czas ulicą. Była to istna mordęga z debilnymi kierowcami – zresztą jak w całym rajdzie.

W domu byłem o 23:10. Ostatnie kilometry pokonywałem prawie w pieszym tempie. Wchodząc do domu nie miałem siły wnieść roweru na 3 piętro. A w sobotę praktycznie przeleżałem cały dzień. Bolało wszystko; nogi brzuch, ręce, plecy. Miałem wrażenie że „zakwasy” mam nawet w palcach.

Reasumując:

Przejechałem 311km w 22 godziny. Wycieczka nie należała do przyjemnych, ze względu na kierowców i męki jakie przechodziłem. Jechałem cały czas asfaltowymi drogami. Często starałem się jechać jakimiś bocznymi aby nie mieć kontaktu z kierowcami.  Wypiłem hektolitry wody z domieszką dopalaczy. Jadłem stosunkowo niewiele, a nawet coś z siebie „oddałem”.  Jednego jestem pewny więcej nikt mnie nie namówi na jazdę ponad 150km. Po prostu dalej to masakra i zero zabawy. Znudziły mnie już chyba też „bezpłciowe” kilometry.

Zrobiłem to co chciałem, w sumie tylko dla własnego „JA”, ale jak bym wiedział jakim kosztem to się odbędzie to bym nie jechał.

Pozdrawiam

asfalt=max
dystans=300
kondycja=wysoka
profil=normalny
trud=niski
m=Żukowo
m=Bytów
m=Sulęczyno
m=Sierakowice
m=Lębork
m=Reda
m=Gdynia
obszar=Kaszuby
typ=rowerowy
This entry was posted in Maratony and tagged , . Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


× siedem = 49