Maraton Skandia Olsztyn

Na następny dzień po zawodach „Family Cup” nadszedł czas na IV Edycję Skandi która odbywała się tym razem w Olsztynie. Na miejsce zbiórki pojechaliśmy w sześcioosobowym składzie, trzy osoby z klubu Piast Słupsk oraz dwie z Baszty Bytów.

Pogoda niezbyt dopisywała optymistycznie, było pochmurnie wietrznie oraz zanosiło się że lada moment może spaść deszcz. Gdy dojechaliśmy na miejsce przywitał nas silnie wiejący wiatr. Na zawodach postanowiłem jechać na tzw. letniaka, przyzwyczajając się do takiej aury pogodowej która panowała na większości zawodach odbywających się w tym roku wykluczając jedynie Bytów.

Na miejscu byliśmy trochę wcześniej, mieliśmy 1,5h do startu, więc spokojnie się zarejestrowaliśmy w biurze zawodów, dokonaliśmy wpłaty wpisowego, która na dystans mini wynosiła 40 zł. Po dokonaniu rejestracji był czas żeby się rozejrzeć co gdzie jest, umieścić numer startowy na rumaku oraz koszulce. Każdy dystans miał inny kolor.

Mieliśmy również dość sporo czasu aby spokojnie coś zjeść przed maratonem.

Startując na dystansie mini dostałem numer koloru czerwonego. Po raz pierwszy na zawodach zdecydowałem się na dystans mini, ponieważ chciałem się sprawdzić na jakiej pozycji zdołam się uplasować oraz zbadać poziom zawodów. Dystans krótszy od poprzednich w których brałem udział ale to nie oznacza że będzie łatwiej w walce o dobrą pozycje. Osoby które startowały po raz pierwszy na zawodach zostały rozmieszczone w ostatnich sektorach. Ponieważ startowałem po raz pierwszy na dystansie mini startowałem z około 260 miejsca, jako jeden z ostatnich, również z ostatniego sektora.

Doszedłem do wniosku jak zaplanuje się start na dystansie mini już na pierwszej edycji to najlepiej ciągnąć taki dystans do końca wszystkich edycji, ponieważ startuje się z coraz lepszych sektorów, zachowując przy tym oczywiście swój poprzedni nr startowy. Mój błąd był taki ze w poprzednich edycjach pojechałem na dystans tzw. królewski jakim jest „Grand Fondo”. Zarejestrowałem się jako nowy uczestnik.DSCF8870

Ze względu że zawody odbywały się tuż przy lotnisku towarzyszyły nam również akrobacje samolotowe, bardzo fajnie się wpatrywało co potrafią zrobić doświadczeni piloci z samolotem.

Start miał nastąpić o godz. 11:00, w mojej grupie nie widziałem żadnego zawodnika z klubów, był jedynie junior z klubu Trek. Już przed startem organizator próbował nas rozgrzać gorącymi brawami oraz muzyką. Gdy nasza grupa ruszyła była godz. ok. 11:10

Na starcie miałem już ciężkie zadanie gdyż musiałem gonić wszystkich. Zawodnik z Treka ruszył jak błyskawica, usiadłem mu chwilę na kole ale szybko zgubiłem w dość licznym tłumie. Start był dość ciężki ponieważ trzeba było jechać na dość sporym trawiastym odcinku zmagając się z coraz silniej wiejącym wiatrem, kłopot się skończył gdy wjechaliśmy prosto do lasu, lecz gdy jeden kłopot się skończył zaczął się inny. Gdy wystartowałem nie próbowałem dawać z siebie wszystkiego tuż na początku zawodów jak to miało miejsce na poprzednich maratonach. Miejscami nie było nawet jak wyprzedzać, jedni blokowali drugich.

Dość spora ilość błota i kałuż które były rozmieszczone na całej długości drogi uniemożliwiała manewr wyprzedzania. Po kilku minutach od startu zaczęliśmy wyprzedzać pierwsze osoby z dystansu MEGA. Czasami trzeba było wjechać na prawą lub lewą stronę jadąc wąską ścieżką, bardzo wolno w peletonie miejscami 10 km/h

Trzeba było jak najszybciej wyprzedzić takich maruderów.9839878

Z wykresu przewyższeń wynikało, że trasa będzie bardzo wypłaszczona, ale w praktyce było zupełnie inaczej co mnie ucieszyło. Dość sporych kilka podjazdów dało przewagę spowalniając słabszych zawodników oraz umożliwiając szybkie wyprzedzanie. Dzięki licznym podjazdom wyprzedzałem coraz liczniejsze peletony. Gdy jechałem ok. 30 km/h na jednym z większych kałuż jadąc środkiem po błocie opona tak niefortunnie ześlizgnęła się że nie udało mi się opanować roweru, szybko wypinając się z pedałów zeskoczyłem z roweru który zanurkował w błotnistej kałuży. Widziałem jak jadą za mną zawodnicy więc wziąłem rower pobiegłem kawałek z nim żeby nie zwalniać peletonu po czym wskoczyłem i odjechałem. Okazało się że na tej trasie to była moja jedyna wywrotka.

Jeśli chodzi o rozwidlenie dróg dystansu Mini, Grand, oznakowane było w ostatnim momencie tuż na skrzyżowaniu a nie tak jak powinno być przed żeby ostrzec. Gdy jechałem już chciałem się rozpędzić ponieważ prosto jadąc ukazał się moim oczom dość ciężki piaszczysty podjazd, jadący tuż za mną zawodnik krzyknął do sędziego czy w prawo na mini, powiedział że tak, trochę mnie to zaskoczyło, nacisnąłem dość mocno przedni hamulec żeby zwolnić i pokonać zakręt ok. 180 stopni, kładąc się prawie na ziemi, trochę zarzuciło mną ale udało się. Zrównałem się z zawodnikiem powiedziałem ze o mały włos bym przejechał prosto, odpowiedział że również, dobrze ze zapytał, ale z tego co dowiedziałem się po maratonie dość sporo ludzi pomyliła trasę jadąc właśnie prosto. Oznakowanie powinno być dużo wcześniej a nie w ostatniej chwili.

Jechaliśmy dość mocno piaszczystym zjazdem gdzie rower rzucało jak na żużlu, raz w prawo raz w lewo, trzeba było trzymać kiere bardzo mocno żeby nie stracić panowania, a oto było nie trudno, następnie dość mocny kamienisty podjazd. Nie stanowiło zagrożenia, pokonałem na twardym przełożeniu. Po jakiś kilku min. doganiam następny peleton z dystansu Mega, dużo osób zsiada z rowerów ponieważ zatrzymał ich dość stromy piaszczysty podjazd, po prawej stronie widziałem domki jednorodzinne, mieszkańcy kibicowali zawodnikom mówiąc jak najlepiej ominąć piaszczyste przeszkody. Ja ominąłem bez problemu jadąc lewą stroną po trawie gdzie była niewielka ilość piachów, ale po kilku metrach przyjemność się skończyła. Zaczęły się schody w postaci dość stromego podjazdu oraz sporej ilości piachów. Podjeżdżając krzyczałem tylko uwaga!!!, kilku zawodników zablokowało mnie.9842294

Jadąc na twardym przełożeniu wysunąłem się jak tylko mogłem, naciskając pedałami ile tylko miałem sił żeby tylko się nie zatrzymywać, omijając zawodników blokujących tuż przy skarpie, ledwo ledwo jeszcze trochę i bym nie podjechał, ale udało się.

Gdy zostało ok. 5 KM do mety w zasięgu wzroku dostrzegłem pięciu – osobowy peleton, od tego momentu zaczęła się wielka gonitwa, niestety niezbyt skuteczna. Widziałem że doganiam ale bardzo ślamazarnym tempem, raz się zbliżają a raz znowu odchodzą, są bardzo daleko. Gdy wjechaliśmy na asfalt moje tempo znacznie wzrosło jadę z prędkością 40 km/h pod silnie wiejący wiatr, lecz kilka górek zwalnia mnie do ok. 30 km/h mimo tego uzyskałem przewagę, są coraz bliżej, na podjazdach widzę że ustają, ja próbuje jechać na jak najtwardszych przełożeniach uzyskując drobną przewagę, czasem podjazdy pokonywałem na stojąco czując bul w nogach.

Gdy wjechaliśmy do lasu po jakimś czasie widzę że jedna osoba odpada z peletonu ponieważ nie dała rady utrzymać tak wysokiego tempa. W peletonie był min. junior z klubu TREK, w oddali wydawało mi się że widziałem czerwoną koszulkę, ale podczas wysiłku różne rzeczy można zobaczyć. Po jakimś czasie udało mi się w końcu ich dogonić było ich czterech, jakiś czas jechałem tuż za nimi w końcu postanowiłem wyprzedzić i pojechać własnym tempem, tak też zrobiłem. Wyprzedzając oddaliłem się od peletonu ale jak się okazało tylko przez krótką chwile, po jakimś czasie doganiają mnie i wyprzedzają. Trzymam się na kole kilka minut po czym znowu wyprzedzam, tym razem na dobre, peleton zostawiam daleko z tyłu, już mnie do końca zawodów nie dogonili, mimo że widziałem jak próbują.

Po krótkiej chwili gdy udało mi się ponownie grupkę zawodników wyprzedzić czekało na nas kilka dość ostrych błotnistych zjazdów z kałużami na długości całej drogi, przejechałem na pół blacie, rower wpadał po ośkę topiąc się w błotnistych kałużach.

Wiedziałem że już nic nie może się złego stać, ale trzeba było uważać, w oddali widziałem zawodnika z KSR gdy dojeżdżałem do mety. Było to już na trawiastym odcinku, nie miałem nic do stracenia. Wrzuciłem najcięższy z możliwych przerzutek tzw. blat próbowałem jechać jak szybko tylko mogłem, był dość daleko a ja nie widziałem linii mety, wiedziałem jedynie że jest dość blisko, bardzo blisko. Walcząc lep w lep z bardziej doświadczonym zawodnikiem mogłem nie sprostać zadaniu, ale musiałem spróbować. Gdy udało się wyprzedzić i odejść na długość roweru, po wyrazie twarzy widziałem zdziwienie. Zbliżając się wielkimi krokami do linii mety było dość sporo niebezpiecznych zakrętów gdzie trzeba było zwolnić, gdy udało mi się odejść, ponownie mnie wyprzedził, słyszałem jedynie zmianę przełożenia i przyspieszenie. Jechałem tuż za nim, odszedł mi na długość ok. metra. Byłem bliski rezygnacji z walki ale gdy zobaczyłem linie mety nastąpił przełom. Zacząłem dociskać pedały z całej siły zaciskając zęby ile mi tylko zostało jadąc na blacie, zawodnik z KSR nie daje za wygraną również stara się jak może, z tym że role teraz się odwróciły z korzyścią dla mnie, nie spodziewał się gwałtownego ataku. W końcu przejechałem linie mety z przewagą pół koła. Z takim samym czasem, wyprzedzając zawodnika z KSR Kościerzyna o kilka setnych sekundy. Gdy przejechaliśmy linię mety pogratulowaliśmy sobie za wspaniałą walkę, spotkałem również Mariusza z KSR.

Gdy przejechałem linie mety po kilku minutach organizatorzy zaczęli mieć problem z prądem ponieważ na linii spadła meta, zawodnicy dojeżdżający mieli problem żeby przejechać.

Organizatorzy powinni szybciej zareagować, wydawało się że podeszli tak od niechcenia.

Jeden z zawodników mówił dwa razy że są trudności i żeby coś z tym zrobili zanim zareagowali.

Po zawodach nadszedł czas żeby umyć rower póki jeszcze nie było dużej kolejki.

Jako posiłek regeneracyjny było do wyboru albo karkówka lub kiełbaska z grila.

Okazało się że startując na dystansie mini wystartowało 304 zawodników, to dość niezła grupa a startując z ostatniego sektora miałem dość spore problemy z wyprzedzaniem, mimo to w Open zająłem „35 miejsce” a w kategorii „M2” – 10 na 52 zawodników, start na dystansie mini uważam za udany.

W tej Edycji padł rekord frekwencji, wystartowało ponad 1000 zawodników i zawodniczek.

tekst: Pioter 1981

zdjęcia Zibka

This entry was posted in Maratony. Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


− dwa = 3