ESKA Maraton MTB 2010

Dzisiaj odbyły się kolejne zawody które nosiły tytuł „ESKA Maraton MTB 2010” były to V zawody organizowane przez ośrodek GOSIR. Tym razem organizator wytyczył trasę rozpoczynającą się na Pustkach Cisowskich. W zawodach wzięło udział ok. 300 zawodników wśród nich byli min nasi sąsiedzi z Kalingradu co tylko motywuje do dalszej rywalizacji. Start wyścigu był zaplanowany na godz. 10:30, zawodnicy rywalizowali na trzech różnych dystansach zaczynającego się ze startu wspólnego a mianowicie 30, 60 lub 90 km w zależności od poziomu wytrenowania. Ja postanowiłem że pojadę na dwie pętle czyli na dystans 60 km, trzymałem się tego do samego końca.DSCF9399

Jedna pętla liczyła 30 km. Gdy ustawiliśmy się do startu nastąpiło chwilowe nieporozumienie, a mianowicie organizatorzy zaczęli testować chipy przyczepione do rowerów. Jadąc do przodu ok 100-150 metrów od linii mety, nikt nie wiedział o co chodzi, po czym mieliśmy wrócić na linię Startu, dzięki czemu pierwsi stali się ostatnimi. Trochę nas to zniesmaczyło, trzeba było szybko się wbić na przód stawki z ostatniego miejsca, dosłownie na ścisk, pierwszy raz widziałem taką akcję na zawodach. Ustawiłem się gdzieś w piątym lub szóstym rzędzie trudno mi powiedzieć, wśród znajomych z drużyny. Gdy już nastąpił start myślałem ze stawka szybko pójdzie do przodu zostawiając fałdę dymu i kurzu, ale nic bardziej mylnego, start był bardzo powolny. Na sam początek czekał nas dość długi techniczny podjazd z elementami nierówności w postaci korzeni. Byli tacy co zsiadali z rowerów, mi udało się przebić przez tzw. maruderów nie pozwalając się zablokować, ale nie było łatwo, walka dosłownie kiera w kierę. Tak wolno się jechało że musiałem zredukować bieg na pół blat. Następnie czekał nas ostry krótki zjazd, po czym bardzo ostry zakręt 180 stopni w prawo, można było łatwo się wysypać.

Na początku zacząłem gonić kolegów z klubu, tak by ich nie zgubić, wiedziałem jaki poziom prezentują i nie sądziłem ze mam jakieś szanse by im usiąść na kole a tym bardziej dotrzymać tempa co później okazało się do osiągnięcia. Ogólnie mówiąc trasa była bardzo ciężka, interwałowa, dużo dość długich podjazdów nie brakowało również krótkich ale za to bardzo stromych oraz technicznych zjazdów. Dużym utrudnieniem była dość spora ilość piasków na pewnych odcinkach. Najbardziej stromy i tym samym techniczny podjazd był gdzieś w okolicy połowy pętli,  mało kto podjeżdżał, mi na treningu udało się podjechać, ale na zawodach jest zupełnie inaczej. Szybsze tępo, większe zmęczenie, dużo zawodników zaczęło blokować, mimo okrzyków typu „uwaga” lub „lewa” nawet się nie ruszyli, mnie trochę to wkurzyło, zawodników z Treka którzy byli tuż za mną również, jeden z nich krzyknął „ejjj puśćcie nas” ale to nic nie dało. Szybko weszliśmy biegiem na pierwszą część podjazdu, następnie można było wsiąść i trochę odejść. Gdzieś w końcówce pierwszego okrążenia dogoniłem jeszcze Grzesia, chwilę jechaliśmy drużynowo razem zmieniając się co jakiś czas, zaczął do mnie krzyczeć, ale nie rozumiałem o co chodzi. Zorientowałem się że  za mocne tępo  narzuciłem, trochę zwolniłem.DSCF9403

Na Trasie były dwa bufety na odcinku 30 km, ja ani razu nie zatrzymałem się , raz tylko wziąłem kubek z wodą, chlapnąłem sobie i pojechałem dalej. Na jednym z tych długich podjazdów, wziąłem bidon do ręki ale zacząłem jechać po dość sporych nierównościach także nie dało się trzymać kierownicy jedną ręką, włożyłem bidon do ust i złapałem obiema rękami kierę, niestety bidon mi wypadł, musiałem się zatrzymać i cofnąć. Picie na trasie jest bardzo ważne. Wyprzedziło mnie w tym momencie czterech zawodników, ja wiedziałem że spokojnie ich dojdę i jeszcze wyprzedzę, tylko będzie potrzeba trochę czasu. Wróciłem po bidon, spokojnie się napiłem i w drogę. Po upływie niespełna ok. minuty już prowadziłem peleton zostawiając ich daleko w tyle. Na dystansie 60 km zaliczyłem dwa upadki i to na piasku, także miałem miękkie lądowanie. Upadki zaliczałem przy zakrętach za bardzo mnie poniosło, chciałem szybko pokonać przeszkodę niestety moje oponki dobrze na zakrętach się nie zachowują, muszę pomyśleć nad zmianą. Przy ok. 10 km do zakończenia pierwszej pętli dogoniłem zawodnika z klubu „Naftokor” jechaliśmy razem do połowy drugiej pętli. Przy końcówce pierwszej pętli złapał mnie straszny katar, bałem się ze mogę stracić przy tym zbyt dużo sił że mogę złapać jakiś kryzys, tak też było. Strach został uzasadniony. Nie dałem rady pociągnąć do końca maratonu za zawodnikiem z Naftokoru, odpuściłem w połowie drugiej pętli czyli 15 km do mety. Na pierwszym podjeździe spotkałem ponownie Jacka, widziałem że też zaczyna brakować mu sił, więc nie byłem sam. Chciałem za wszelką cenę trzymać się ogona zawodnikowi z Naftokoru, powiedzieliśmy sobie cześć i pojechałem dalej.

Gdy nadeszła kolej na moją zmianę to była już udręka, nie dosyć ze zmagałem się z silnym i coraz większym katarem to musiałem narzucić tempo jazdy, no cóż udawało mi się jechać na szutrze 32 km/h dobrze trzymałem się piachów, ale nagle ukazał się ten wielki podjazd. Nie  było osób blokujących, byliśmy sami, próbowałem wszystkich sił, ale w pewnym momencie stanąłem, nogi jak z żelaza, za duże zmęczenia, totalny brak sił, czułem jak mi serce wali jak by miało wyskoczyć i na dodatek jeszcze ten katar. Wiedziałem że to już koniec, dalej nie dam rady takim tempem jechać. Wyprzedził mnie i zaczął podbiegać z rowerem ja tuż za nim, nogi bolały jak cholera. Zacisnąłem zęby i byłem tuż za nim, ale gdy wsiadł narzucił takie tempo że odpadłem.

Mimo że miałem kryzys, ledwo co jechałem nikt mnie nie zdołał wyprzedził, oglądałem się co chwilę do tyłu, bałem się ze zaczną mnie wyprzedzać, ale mimo to, to ja kilku zawodników jeszcze zacząłem wyprzedzać. Toczyłem nawet ostry bój z zawodnikiem z klubu Trek. Dogoniłem i jechałem mu na ogonie, po jakimś czasie wyprzedziłem zostawiając daleko z tyłu, ale radość nie trwała zbyt długo, wziął żel i przywróciło mu to sił, wyprzedził mnie jak błyskawica, dogonił jeszcze kolegę z Naftokoru i przyjechał na metę przed nim. Mój błąd jest taki że jestem przeciwny jakim kolwiek żelom i innym wspomagaczom nie stosuje ich, jak dojść do formy to tylko ciężką pracą i treningom, chociaż żel to tylko mega strzał węglowodanowy niby, sam już nie wiem, może rzeczywiście robię błąd nie stosując tego?DSCF9407

Na 50 km dogoniłem jeszcze Tomka Lipińskiego z klubu Piast Słupsk co mnie zdziwiło, ale trochę przeszarżował i stracił później siły, wyprzedziłem go i jechał mi na ogonie. Powiedział tylko ze tym razem ja wygram, nie wierzyłem w to za bardzo. Próbowałem jeszcze gonić jednego zawodnika który jechał przed nami, na jednym z technicznych zjazdów wysypał się, zaliczył dość nieprzyjemny upadek, szybko się pozbierał. Gdy już dojeżdżaliśmy do mety trasa się wypłaszczyła, przycisnąłem dość ostro tyle ile mi zostało sił. Udało mi się przyjechać przed Tomkiem z przewagą 7 sek. ledwo co żyłem. Na żadnym z Maratonów nie byłem jeszcze tak wykończony, potrzebowałem kilkunastu sek. żeby dojść do siebie. Po maratonie czekał dla chętnych masaż oraz ciepły regeneracyjny posiłek

Mimo że dostałem kryzys podczas Maratonu dojechałem do mety na 15 miejscu, nie jest tak źle choć była szansa powalczyć o dużo lepsza lokatę gdyby nie ten katar, ale z tym ciężko wygrać.

Plusy:

Plusem zawodów na pewno jest trasa która była bardzo ciężka, wymagająca oraz techniczna.

Ciężkie podjazdy oraz techniczne zjazdy dawały ostro w kość.

Minusy:

Niestety do minusów muszę przypisać organizacji, jeszcze w żadnych zawodach nie widziałem tak kiepskiej oprawy.

Już przy zapisach trzeba było chodzić do trzech różnych okienek przy tym samym stoisku, zamiast od razu wydać wszystko.

Po drugie mimo ze zapisywałem się przez net i przy rejestracji wypełniłem kartę zgłoszeniową w wynikach oficjalnych wpisali mi zły klub.

A po trzecie brak Toi-Toi na takiej imprezie masowej to już trochę przesada.

tekst: Pioter 1981

This entry was posted in Maratony. Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

1 Comment

  1. Posted 27 września 2010 at 10:37 | Permalink

    Katar bardzo osłabia organizm, także super pojechałeś. Z katarem jest ciężko walczyć na trasie wyścigu jak Ci ciągle z nosa leci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


trzy + 1 =