Majówka – Gołuń 2009

P1070815-P1070817W rodzeństwie inicjatywa – nie siedźmy w domu i pojedźmy nad jezioro. Pytam się: A rower się zmieści w domku? A zmieści – odpowiedzieli. To jedziemy, ja na kołach, a oni samochodami.

Plan prosty: jeden dzień dojazdu, kolejny objechać jeziora, odpoczynek i powrót.

Dzień 1 – dojazd

Długo się zastanawiałem nad mapą kędy jechać, żeby nie było zbyt ciężko, ale i bez dużej ilości samochodów. Jeden z wariatów zakładał dojechanie do Kolbud lasami, a potem asfaltem prosto na Kościerzynę. Inny ominąć Żukowo i wbić się na krajową 20, pewnie szybko by się jechało, ale odstraszała ilość samochodów. W końcu wygra opcja pośrednia – jazda drobnymi drogami pomiędzy dwoma głównymi.

Na początek wyjazd z miasta przez Niedźwiednik, Złotą Karczmę modernizowaną drogą za lotniskiem. Przed Rębiechowem odbiłem w lewo na Czaple, skąd udałem się do miejscowości Linska. Kilkaset metrów 7 w stronę Żukowa i odbijam na Przyjaźń i udaję się do Skrzeszewa Żukowskiego, gdzie robię sobie odpoczynek. Dalsza droga (gruntowa, niestety kamienista i nierówna) wiedzie przez Ząbrsko Górne (tu już asfalt), Nową Wieś Przywidzką do Roztoki, gdzie wjeżdżam na znowu na szutry. Trafiłem na jakiś szlak rowerowy, którym dojechałem do Połęczyna. Niestety nie mam tego szlaku na mapie i nie wiem dokąd prowadzi, więc udałem się w stronę drogi nr 224. Początkowo dobrze się jechało, ale później ruch się zwiększył, zwłaszcza ciężarowy, z utęsknieniem wyczekiwałem bocznej drogi w stronę Grabowa Kościerskiego. Tu kolejny odpoczynek i konsultacja z mapą, bo przez chwilę wydawało mi się, że jestem we Francji na jednym z odcinków wyścigu Paryż-Roubaix. Stara brukowana droga, wzdłuż niej drzewa, obok pordzewiały znak i betonowe bariery. Widoki piękne lecz jazda mało przyjemna. Na szczęście był to dość krótki odcinek i w samym Grabowie wjeżdżam na asfalt, który doprowadza mnie do Wielkiego Klinczu. Tu niestety kończy mi się mapa, a następna jeszcze nie sięga. Miał

em jechać na Olpuch, ale dostrzegłem drogowskaz na Sarnowy, a to już się mieściło na nowej mapie. Ten odcinek pokonuję bardzo szybko, wiatr w plecy i na liczniku 44-46km/h – to tak muszą się czuć szosowcy łykając kolejne dziesiątki kilometrów. Kieruję się na Juszki i wjeżdżam w las. Otoczenie się zmienia, zaczynają dominować sosny, a droga staje się bardziej piaszczysta. Wrażenie się potęguje gdy w Juszkach wjeżdżam na zielony szlak rowerowy – ostatnią prostą przed Gołuniem. Tu już tylko sosny, czasami pojedyncze brzozy. Na dole mech, a za krzaki robią jałowce. Dość charakterystyczny widok tej części Kaszub. I w takich lekko nostalgicznych klimatach (kolonie, wczasy z dzieciństwa) dojeżdżam na miejsce.

Dystans 82km, czas 5 godzin. Pogoda słoneczna z chłodnym, ale popychającym wiatrem.

PS. W domku, akurat nie było prądu, po prysznicu przestało mi być za ciepło 😉P1070845

Dzień 2 – wokół jezior Wdzydzkich

Plan zakładał przejechanie zielonego szlaku rowerowego. Jest to 48km (według mapy) pętla wokół jezior wdzydzkich. Od północy zahacza o Wąglikowice i Juszki, a od południa  Wiele, nie trzymając się ściśle brzegu jeziora w tych miejscach.

Wycieczkę rozpocząłem oczywiście z Gołunia i skierowałem się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Początkowo jadę po wysokim brzegu, a Jezioro Gołuń widzę przez drzewa. Droga niestety piaszczysta i muszę upuścić powietrza, żeby dało się w miarę dobrze jechać. Po kilku kilometrach szlak nieco oddala się od jeziora, choć prowadzi wzdłuż niego. Po drodze można obejrzeć torfowiska. Idzie się przez las po mchu, sucho, sucho, a następny krok mokro. Wyglądem przypomina nieco łąkę z luźno rosnącymi, niskimi drzewami.

Kolejne kilometry i szlak skręca na południe. Znów jestem nad brzegiem, tym razem Jeziora Wdzydze. Tu droga prowadzi przy jeziorze, raz wysoko, a raz nad samą wodą. We Wdzydzach Tucholskich znajduje się platforma, z której można podziwiać widoki na jezioro i wyspy. W Jasnochówce przejeżdżam nad Wdą i oddalam się od jeziora w stronę Borska. Tu na chwilę zbaczam ze szlaku, żeby zajrzeć na lotnisko, skąd dochodzą dźwięki motocykli. Niestety bawili się po drugiej stronie pasa i nie było okazji do zdjęć. Mogłem za to obserwować start paralotniarza, wyciąganego przez samochód.

Wracam na szlak po piaskach wśród pagórków podążam przez Górki do Wiele. Tu trochę się zakręciłem i zgubiłem szlak. W sumie nic dziwnego, mają tu początek trzy szlaki piesze: czerwony, niebieski „Zbrzycy” oraz czarny „Wdzydzki”, który na sporej części pokrywa się z zielonym rowerowym. Spotykają się tu również trzy szlaki rowerowe: czarny PTTK, czerwony „Pętla Przytarnia” oraz zielony „Dookoła Jezior Wdzydzkich”.

Po krótkim odpoczynku ruszam szlakiem na północ. Żeby było milej zimny wiatr chłodzi, a na drodze mam plażę. Raz jadąc, raz idąc powoli zbliżam się do Przytarni. Przed samą miejscowością mogę podziwiać widok na jezioro oraz pobliskie lasy. Dość niespotykany widok w naszych okolicach. Płaskie sosnowe lasy, a het na horyzoncie jakieś pagórki.

Uciążliwe piaski, spotęgowane przez suszę, dokuczały cały czas (Joniny Małe, Wygoda). Dopiero jak minąłem Rów, droga stała się twardsza i można było przyśpieszyć. Ten odcinek szlaku (zachodnia część) wiedzie głównie przez las, tylko w kilku miejscach odwiedza jezioro. Jest też bardziej odosobniony, prawie żywej duszy w okolicy. Kończy się dość nieoczekiwanym zjazdem, stromym jak na okolicę. Na dole kładka przez wodę, a po lewej rozlewisko i chyba tama zbudowana przez bobry. Niestety zaczynało brakować czasu i nie mogłem dokładniej zbadać terenu.

Za Czarliną opuszczam szlak i wjeżdżam na czerwony rowerowy, miałem pieszym, ale z braku czasu nie dało rady. Zatem za Skoczkowem wbijam w asfalt i przez Wdzydze Kiszewskie wracam do bazy w Gołuniu.

Dystans 50km, czas 4,5 godziny.

Trzeba było wcześniej się zwlekać z wyrka, to by się więcej zwiedziło. Myślę, że trzeba przeznaczyć około 6-7 godzin, żeby na spokojnie wszystko obejrzeć. Szlak jest na większości dystansu dobrze oznakowany i miałem tylko w trzech miejscach problem. We wschodniej części można posiłkować się czarnym pieszym, bo się praktycznie pokrywają. Teren nie jest trudny, trafiłem na dwa krótkie, acz treściwe zjazdy. Gdyby nie piach całość bym przejechał.

Dzień 3 – odpoczynkowy spacerek

Dla odsapnięcia w tym dniu nie jeździłem, ale żeby nie było nudno, to zwiedziłem okolicę na piechotę. Na początek wzdłuż jeziora szlakiem czerwonym w stronę Wdzydz Kiszewskich. Niby tereny płaskie, ale ścieżka urozmaicona. Kręci na boki, a i pagórków oraz dołków nie brakuje. Rowerem może być ciężko.

Po lewej jezioro, w lesie mech i sosny. Ciszę zagłuszają jedynie żaby i ptactwo wodne. Raz nad samą wodą, czasem po wysokim brzegu dochodzę do ośrodka wypoczynkowego. Trochę się zdziwiłem, że szlak idzie prawie przez jego środek. Ale nie ma co narzekać tylko skorzystać z pomostu i chłonąć widoki jeziora.

Po krótkim odpoczynku opuszczam jezioro, przecinam szosę i zagłębiam się w las. Kroczę drogą, ale widoki ciągną na bok. Z lewej bajorko w dołku, z prawej także, ale mniej zarośnięte, więc tam się udaję. Dookoła drzewa, tylko od północy wycięty stok. Nad wodę ciągną odgłosy żab, ale nie udaje mi się dojść nad sam brzeg. Zaczyna się robić podmokło i rezygnuję. Dodatkowo komary zaczynają atakować. Na przełaj okrążam jeziorko i wspinam się na stok z wyciętymi drzewami. Na górze ciekawy widok, spora pusta połać z kępką niewyciętych sosen.

Nie mogąc dostrzec drogi idę na czuja na wschód. Krajobraz się nieco zmienia, zrobiło się płasko, a drzewa to tylko sosny. Idę po mchu i słyszę chrupanie. To co zwykle jest miękkim dywanem, teraz jest zaschnięte w sztywną skorupę. Schylam się i badam to zjawisko, rozsypuje się w rękach na proszek. Przydałby się deszcz, ale dopiero za kilka dni jak już wrócę 😉

Pętelkę zakończyłem po około 2 godzinach.

Dzień 4 – powrót

Znowu miałem dylemat jaką obrać drogę. Nie chciałem wracać tą samą, więc zdecydowałem się na Kościerzynę, a dalej szlakiem rowerowym na Wieżycę. Stamtąd drogę już znałem.

Na początku ruszyłem zielonym szlakiem rowerowym, potem niebieskim, który miał doprowadzić mnie do Kościerzyny. Początek drogi to suche sosnowe lasy, dalej robi się bardziej urozmaicenie. Więcej drzew liściastych, jeziorka i łąki. Droga biegnie prawie cały czas przez lasy i niestety jest piaszczysta. W najgorszych miejscach widać wyjeżdżone „objazdy”. Przed Kościerzyną zbaczam ze szlaku nad Jezioro Osuszyno, gdzie kiedyś byłem na wczasach prawie 20 lat temu. W zasadzie nic się nie zmieniło, jedynie wyremontowane domki, nowszy sprzęt pływający.

Do Kościerzyny dojeżdżam asfaltem. Tu trochę kręcę nosem, bo muszę się wbić na drogę dla rowerów ze średnio równej kostki. Tak jadę i jadę, a droga się nie kończy, jak to mają w zwyczaju. Patrzę na drugą stronę ulicy, a tam też jest ścieżka. Tu duży plus dla władz miasta, bo mogłem przejechać przez całą miejscowość, wzdłuż głównej drogi (krajowa 20). Widziałem też odchodzące ścieżki w głąb miasta, ale nie wiem dokąd prowadziły.

Dla małego odsapnięcia zahaczyłem o stację kolejową. Skąd starałem się podpatrzeć coś ze skansenu. Niestety po tej stronie stały same trupy i widok był nieciekawy. Na dokładniejsze zwiedzanie nie było czasu, a i pewnie roweru nie byłoby gdzie zostawić.

Opuszczam miejscowość wspomnianym szlakiem rowerowym. Tu mały zgrzyt, w rzeczywistości nic nie jest oznaczone. Cóż, droga dobra, kierunek słuszny, więc nie ma się czym przejmować. Trasa bardzo malownicza prowadzi najpierw wykopem, potem przez teren otwarty, las, wysoki nasyp by w końcu doprowadzić mnie do Gołubia. Droga jest szutrowa, ale dość twarda, gdyby nie susza, to śmigałoby się jak po autostradzie.

W Gołubiu robię odpoczynek, poczym asfaltem kieruję się w stronę Wieżycy mijając po drodze Szymbark. Mimo że jest to droga lokalna, ruch był spory. U podnóża góry straszne tłumy, parking zapchany. Jakoś udaje mi się wjechać, pomimo sporego ruchu pieszego. Na górze tłok na wieżę, a kawałek dalej cisza i spokój. Na zjeździe z drugiej strony spotykam tylko jedną rodzinę i kilku miłośników grawitacji na rowerach.

Kolejny punkt, to Ostrzyce gdzie docieram asfaltem mając wspaniałe widoki na jezioro. Dalej skręcam na Goręczyno, gdzie wjeżdżam na szutry w stronę Kiełpina. Ten odcinek dał mi się we znaki. Sucho, piaszczysto i prawie brak cienia. Nieco już zmęczony docieram nad Jezioro Mezowskie, gdzie robię kolejny postój. Niestety zaczyna brakować zapasów, kończy się picie, a do jedzenia zostało pół paczki herbatników. Sklep przy jeziorze jak zwykle zamknięty w niedzielę. Cóż jakoś trzeba wytrzymać, po drodze jakiś sklep znajdę.

Nieco posilony jadę przez Babi Dół do Przyjaźni, gdzie zastaję zamknięty sklep. No fajnie myślę, przyjdzie mi na sucho jechać kolejne kilometry. Na szczęście zauważyłem drugi sklep, gdzie grupka miejscowej młodzieży na rowerach się posilała. Skorzystałem i ja, litr soki i dwa duże wafle w czekoladzie podreperowały siły. Ale nie na tyle, żebym zechciał jechać po piachu do Niestępowa i Otomina. Wracam zatem tak jak wyjechałem z Gdańska – przez Czaple. Tu pogoda spłatała małego figla i jak przekroczyłem szosę Leźno-Pępowo, ktoś włączył mi zimny nadmuch w twarz. Nie może być za łatwo na ostatnich kilometrach.

Dystans 96km, czas 6 godzin.

Najbardziej męczący dzień, nawet nie przez dystans, a raczej przez słońce, które ciągle grzało.

Całość uważam, za udaną. Poznałem ciekawe tereny o innej charakterystyce niż nasze okolice. Żałuję, że nie wszystko udało mi się zobaczyć, ale mogę jedynie siebie winić, że nie chciało mi się wcześniej wstawać. Z drugiej strony nie spodziewałem się, że tak wolno będzie mi się miejscami jechało. Następnym razem będzie lepiej.

Fotorelacja

dystans=400

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Kościerzyna

m=Czaple

m=Przyjaźń

m=Gołuń

obszar= kaszuby

atrakcja=jeziora

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , , | Leave a comment

Spotkanie przy ognisku

IMG_0986Pogoda tego dnia nie zapowiadała się zbyt optymistycznie, pomimo to na miejsce spotkania przybyło 10 osób, w Otominie doszły jeszcze 2 osoby a do Rutek dojechały następne 2 dwie osoby, czyli w sumie 14 osób. Ognisko, pieczone kiełbaski, fajne towarzystwo, z którym to mile się gawędziło. Ujrzałem parę nowych twarzy w tym dwie bikerki, które serdecznie pozdrawiamy.

IMG_1004Był to rajd na pewno lajtowy pod względem długości trasy oraz tempa, natomiast pod względem trudności to był typowy hardkor. Nie był wprawdzie to długi odcinek(ok. 1km), ale sowicie dał nam się we znaki. Błoto i te bardzo strome podejścia wyraźnie nadwątliły nasze siły. Nie jeden stwierdziłby, że bez roweru byłyby trudności z wejściem do góry. No cóż nie zawsze się jeździ bez obciążeń, trzeba wypróbować swoją siłę psychiki, bo od niej dużo zależy. W końcu doszliśmy do drogi Uff!!…nareszcie.IMG_1007

Wydaje mi się, że jednak tym razem przesadziłem z tym stopniem trudności, bo przecież to miał być pod tym względem również lajt a nim nie był. Na przyszłość organizując rajd będę miał na uwadze Rutki, które nie powinny się powtórzyć.

Wszystkim koleżankom i kolegom pragnę podziękować za znakomite towarzystwo.

Na liczniku miałem 58km

Mieczysław Butkiewicz

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Otomino

m=Rutki

m=Gdańsk

obszar= kaszuby

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd lajtowy z ogniskiem

0405

Nie planowałem rajdu w święta, a to z tego powodu iż byłem przekonany, że nie będzie chętnych. Wiadomo święta dzień odpoczynku z rodziną. Tym razem pomyliłem się, frekwencja była jak to widać na fotce 24 osoby w tym 5 bikerek.

Na umówione spotkanie przybyło 19 osób, a w Osowie czekało następnych  pięciu chętnych.

Mnie osobiście cieszy fakt, iż coraz częściej przybywa do nas nowych osób. Oznacza to, że ludzie zaczynają doceniać odpoczynek na łonie natury, a nie siedzenie w domu. I to jest moim głównym zadaniem, aby jak najwięcej osób zwerbować do uprawiania tego typu turystyki.IMG_0864

Start nastąpił dokładnie o 10:05 z pod dworca w kierunku ul Abrahama. Lasem dojechaliśmy do skrzyżowania szlaku niebieskiego z drogą asfaltową. Tu zaproponowałem, że część może zjechać niebieskim. Jest to szlak dość trudny z korzeniami i dość wysokimi zjazdami. 10 osób pojechało tym szlakiem a reszta asfaltem i mieliśmy się spotkać na dole. I tak też się stało, wszyscy dojechali w całości. Ruszyliśmy w kierunku dworku oliwskiego a dalej czarnym szlakiem. Droga szutrowa nie najgorsza, ale najgorsze to właściwie  nas czekało…..Długi podjazd.

Grupa bardzo mocno się rozciągnęła, tylko słychać było „wypuszczanie powietrza z płuc”IMG_0866

Podjazd rzeczywiście dość długi. Ja wjeżdżałem spokojnym jednostajnym tempem, a od czasu do czasu miałem obok siebie towarzystwo Intela, który ciągle coś tam pod nosem mamrotał i w końcu spuszczał powietrze. Postanowiłem pozbyć się gawędziarza, bo nie miałem ochoty do gawędzenia na takim podjeździe, więc wykrzesałem resztę sił i nacisnąłem mocniej na pedały dojeżdżając na górę i robiąc mu fotkę. Muszę przyznać, że Intelowi wyraźnie poprawiła się kondycja, jechał cały czas z nami nie pozostając w tyle……Gratuluję. Byli i tacy, którzy wchodzili na pieszo, nic w tym dziwnego to jest początek sezonu. U góry poczekaliśmy parę minut na resztę kolegów. Po tak wyczerpującym podjeździe krótki odpoczynek i ruszyliśmy dalej, bo czekający na nas Frans już się niecierpliwił dzwoniąc do mnie. W końcu dojechaliśmy, przywitała nas piątka kolarzy w tym nasza Agniecha. Bardzo nam było miło  przywitać bikera z GRT Fransa wraz z małżonką Emilką. Od tego momentu jedziemy w 24 osobowym składzie.IMG_0877

Po drodze odłączył się Frans z żoną z powodów osobistych, więc go pożegnaliśmy życząc im wesołych świąt. W Warznie z kolei spotkaliśmy naszego kolegę również na kolarzówce „Batik’a”, który jechał akurat w odwrotnym kierunku niż my. Krótka rozmowa, po chwili  go pożegnaliśmy. W dalszej drodze już nie zatrzymywaliśmy się, aż dotarliśmy do naszego celu. Wszyscy byli tacy głodni, że ognisko rozpaliliśmy w tempie nieomal wyścigowym. No i upragniona wyżerka. W międzyczasie otrzymałem telefon od Flash’a, że on ze Zbyszkiem jadą na swych kolarzówkach do nas na ognisko i poprosił o podanie mu naszego azymutu…..dojechali.

Zaproponowałem  dwu godzinną przerwę, w której to jedni opalali się zaś inni urządzali  obfitą wyżerkę, w każdym bądź razie świetny odpoczynek. Absolutny rekord w pieczeniu kiełbasek pobił nie, kto inny jak nasz „rowerowy płetwonurek” Intel. Cztery razy podchodził do ogniska, za każdym razem z następną kiełbaską, no cóż chłopak miał po takiej jeździe wzmożony  apetyt. Dla mnie wystarczyła jedna. Miło się odpoczywało, ale dochodzi godzina 15:45, więc czas wracać. Ruszyliśmy na razie tą samą drogą, ale do pewnego momentu gdzie skręciliśmy na nową drogę, którą dziś nie jechaliśmy, czyli kierunek Tuchomek.  Po drodze dołączył do nas zbłąkany Bono, również na kolarzówce. Nie wspomniałem jeszcze o naszym koledze z Budapesztu Adamie, którego pozdrawiamy.

W końcu dojechaliśmy do mostku, pod którym płynął strumyk. Intel tak się zarzekał, że do wody z rowerem nie wejdzie, a jednak odezwała się żyłka „płetwonurka rowerowego” i nie mógł sobie odmówić tej przyjemności (film) Więcej chętnych nie było, ale za to głośno kibicowali Intelowi. Koniec zabawy…..ruszamy.

I tak, co raz to nas ubywało. Jedni jechali na Gdynię inni znowu inną najkrótszą drogą podążali do domu. Nasza mała garstka chyba tylko 5 osób dojechała do Oliwy. I tak się zakończyła przygoda świąteczna na świeżym powietrzu prze 8 godzin.

Pragnę wszystkim podziękować za wzięcie w naszej imprezie świątecznej. Mam nadzieję, że chętnych, co raz więcej będzie przybywało na podobne rajdy.

Długość trasy  70km

Tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Osowa

m=Warzno

m=Kamień

atrakca=jezioro

tym=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Objazd trasy MOSiR’u

005W słoneczne przedpołudnie postanowiliśmy  przejechać trasą wyznaczoną przez Mosir Gdańsk  dla zawodów które odbędą się 04.04.2009. Wieczorem deszcz nie zapowiadał niczego dobrego, ale poranek chyba większość z nas zaskoczył – pozytywnie . Jadąc do umówionego miejsca ulicą Jaśkową, zastanawiałam się czy obciążać chłopaków moją osobą, ale skoro byłam tak blisko…
Mimo ładnej pogody i pięknego słoneczka sytuacja w lesie nie wyglądała najlepiej. Czemu? Wyznaczona trasa nie należy do najłatwiejszych a dodanie do tego kilka stromych podjazdów z błotkiem tworzy „ciekawą” mieszankę. Momentami zastanawialiśmy się czy organizator zawodów widział na własne oczy to, co nam oferuje. A może tak właśnie wyglądają typowe zawody XC? Jedno jest pewne, szacunek dla osób, które będą robić siedem kółek.
Reasumując, wspólnie zrobiliśmy aż dwa okrążenia ;), nikt średniej nie badał, a jedno kółko ma na oko 4 km.009
Dzięki za miłe towarzystwo i trzymam kciuki za starty.
tekst: Ela „Takatnka”

Aby sprawdzić stan ścieżek przybyla Ela, Olo, Sławek, Pioter1981 i ja. Ela pza jazdą na rowerze uprawia trochę zmodyfikowaną dyscyplinę rowerową a mianowicie bikejoring nawet nie wiedziałem, że istnieje taka dyscyplina. 010Powracając do trasy to mam podejrzenie, że organizator trasę wyznaczył z mapy, albowiem dużo gałęzi pozostawionych po wycince drzew, skutecznie uniemożliwia jazdę. Ponadto trasa wyznaczona dla piechuró, gdyż w dwóch miejscach trzeba górę zdobyć z „kapcia”. Pozostałe częsci trasy nie złe.

My przejechaliśmy wyznaczony dystans dwa razy ale elita bedzie miała co robić.

pozdrawiam

tekst i zdjęcia: Zbigniew Szymczycha „Zibek”

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Gdańsk

obszar=TPK

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Przedwiosenny rajd Czerwonym przez Piekiełko do Rumi

003A tak ładnie zapowiadała się pogoda na niedzielę. Słońce i temp. 6-8 C

Ranek niedziela godz. 7.00 za oknem mżawka oraz niebo z ołowiem, ciężko się pozbierać i przygotować do zaplanowanego rajdu. No cóż w czwartek powiedziałem słynne „A” teraz muszę powiedzieć także „Z” Jedziemy pod warunkiem, że będą chętni. W Marcowy weekend nie czekając na kalendarzową Wiosnę, pomimo nietrafionej prognozy pogody znalazł  się garstka TWARDZIELI, chętnych do pokonania trasy do Piekiełka.

Zibi, Maciek, Piotr 1981, oraz Olo.MINOLTA DIGITAL CAMERA

A gdzie Łukasz ???…..  Pozostali jak np. Intel, Bono, Scoot, Zbyszek, Wiesiek to tylko wirtualni Bikerzy.

Ale też są tacy, którzy jeżdżą tylko w lecie przy słonecznej pogodzie 20 C w dystansie 20km, jest z górki i z bierką…..

A więc decyzja zapadła jedziemy w czwórkę Czerwonym szlakiem do Rumi przez Piekiełko i Piekło.

Pierwszy dobrze mi znajomy podjazd przy osiedlu Bernardowo do ul. Sopockiej. Na tym 5 km odcinku mijamy jedną biegaczkę w czarno czerwonej kurtce i kto to jest?… Mirka, moja żona wraz z nie odłącznymi psami.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Na szczycie złapaliśmy mocny oddech, łyk napoju i w oparach wilgoci pojechaliśmy w kierunku Krykulca. Błoto, błoto mokre liście miejscami duże połacie śniegu i zlodowaciałego lodu. Rzeczywistość tak naprawdę ukazała nam całą prawdę Piekła tego rajdu, tylko chart ducha, twardość i zawziętość dała nam możliwość dojechania do Leśniczówki Piekiełko.

Dotychczasowa średnia to 11,8 km/h. Tu kilka pamiątkowych fotek lekki posiłek, mycie rowerów przepływającym strumyku ( Zagórska Struga) i jazda na czarny szlak.

Nie odbyło się bez awarii, miałem lekką wywrotkę przy ostatnim zjeździe i złamałem nowo kupiony błotnik służył mi tylko 2 dni. Do tej pory jechałem tylko na najmniejszej tarczy przedniej i dwóch do wyboru na kasecie. Napęd wysłużył się całkowicie, czas po 3 tys. go wymienić, będą spore koszta.

Gdybym miał licznik do pomiaru ilości obrotów korby, to uzyskałbym pewnie najlepszy wynik życia.

Czarnym szlakiem wzdłuż Zagórskiej Strugi po niemiłosiernym bruku, który miejscami był oblodzony dojechaliśmy do skm w Rumi. Decyzja, co robimy dalej:

na kołach przez Pustki Cisowskie, Most Kwiatkowskiego do Sopotu, czy skmką jak Lordy J

Wynik 2 do 2, zwyciężył rozsądek i późna już pora ok. 14.00.

W skm mogliśmy chwilkę porozmawiać i zdać sobie relacje o Piekle dzisiejszego rajdu

Dystans 40 km

Średnia 13km/h

Czas przejazdu 4h

Trudność w skali 1-6 = 6,5

I tak było fajnie.

Pozdrawiam i zachęcam

OLO

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Zagórska Struga

m=Piekielko

m=Sopot

m=Stegna

szlak=czarny

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Relacja z ćwiczeń w Dniu Kobiet

IMG_0642Dzień Kobiet w tym roku postanowiliśmy uczcić w dość niekonwencjonalny sposób.

W ośrodku szkolenia psów ratowniczych w Gdyni Kolibkach członkowie Grupy Ratownictwa Specjalnego PCK spotkali się z przedstawicielami Gdańskiej Ekipy Rowerowej: Darkiem „Rowerixem” Dzioba, Markiem „Bono” Kwiatkowskim oraz Mieczysławem Butkiewiczem, którzy przybyli do nas za namową Andrzeja Butkiewicza vel Scoota, który bardzo sprytnie jest członkiem obu grup;) . Nie było tradycyjnych kwiatów i rajstop ale za to łącząc wspólnie siły postanowiliśmy przećwiczyć  działania ratownicze w przypadku zdarzeń z udziałem rowerzystów.IMG_0657

Panowie z Gdańskiej Ekipy Rowerowej bardzo dzielnie nam asystowali i pozorowali wypadki., przy czym uczyli się też w jaki sposób udzielić pierwszej pomocy ewentualnemu poszkodowanemu w takim właśnie zdarzeniu. Przy wykorzystaniu specjalistycznego sprzętu uczyliśmy się jak poprawnie transportować poszkodowanego na desce ratowniczej, oczywiście po uprzednim ”zapakowaniu” poszkodowanego na takąż deskę. W ćwiczeniu resuscytacji krążeniowo oddechowej pomagał nam jak zwykle niezastąpiony fantom. Przypominaliśmy sobie również pracę z torbą R1, tlenoterapię i zakładanie kołnierza ortopedycznego. W międzyczasie aby psy ratownicze się nie nudziły zorganizowaliśmy  też poszukiwanie w lesie, które szło nam bardzo dobrze, do momentu napotkania watahy dzików- niestety musieliśmy ustąpić miejsca i powrócić do pierwszej pomocy;)IMG_0721

Serdecznie dziękujemy, za zaangażowanie w ćwiczenia. Mając nadzieję, że Wam też się podobało zapraszamy ponownie w najbliższą sobotę 14.03.09 o godzinie 13:00 kiedy to zamierzamy zorganizować ćwiczenia z udziałem większej liczby osób i sprzętu.IMG_0727

Aleksandra Szczęsna

GRS PCK

www.grspck.pl

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Gdynia Kolibki

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Niedzielne Gdańska zwiedzanie c.d.

0049Obudziłem się dość wcześnie i próbowałem coś zaplanować na weekend. Krążyły mi po głowie różne trasy, ale były to typowo leśne…..odpada. To gdzie jechać? W sobotę wieczorem otrzymałem na GG od Darka i Intela info, że mogą  jechać tylko muszą załatwić sprawę na Oruni. Mam już dwóch chętnych tylko brakuje mi koncepcji, dokąd jechać. Bono również zapytał czy coś organizujemy. Dobra, OK. to zrobimy małą gonitwę, czyli ja wyjeżdżam trochę wcześniej i uciekam solo a gonić mnie będą Intel, rowerix a Bono goni sam. Wszyscy wyrazili zgodę.Na zdjęciu po lewej: komplet bikerów0051

Ciekawe, kto pierwszy mnie dojdzie takie zadawałem sobie pytanie. Pewno dopadną mnie dość szybko, bo po zimie nie mam odpowiedniej kondycji, ale podtrzymała mnie myśl, że oni też nie mają jej po zimie. Ruszamy  w trzy osobowym składzie, ja, rowerix i Intel kolarz…..zobaczymy czy mnie dopadniesz. Wspólnie dojechaliśmy do Gdańska i tu nasze drogi się rozchodzą, oni jadą na Orunię a ja wyznaczyłem azymut Przeróbka.0054

Ruszyłem ul Aksamitną koło ubezpieczalni, następnie dojechałem do Motławy i ul Elbląską  w kierunku Przeróbki. Pogoda super, jest trochę chłodnawo, albowiem byłem zbyt cienko ubrany, więc przyśpieszyłem do 25km/h i tak trzymałem prawie cały czas. W ogóle się nie zatrzymywałem. Za Przeróbką fatalny asfalt, pełno dziur także amorek skakał jak oszalały po tych wybojach. Mimo złej nawierzchni utrzymywałem solidne tempo, ale ciągle się oglądałem czy któryś z nich nie siedzi mi już na kole, ale niestety jechałem całkowicie osamotniony. Liczyłem na to, że Bono mnie „dopadnie” przed Westerplatte. Minąłem Fosfory, jakiś mały zakładzik. I tu już byłem pewny, że dojadę sam……..nie doszli. No cóż na trasie 20km trudno odrobić straty czasowe. Widzę już z daleka drogowskaz……”Westerplate Baza Promowa” Na zdjęciu jeden z bunkrów usytuowanych na Przeróbce.

Dojechałem niestety sam………..w oddali zobaczyłem ławeczkę, więc postanowiłem coś zjeść i poczekać na kolegów. Słoneczko tak grzało niczym latem, fajnie się siedziało.

Po 15 minutach pierwszy dojechał Bono, jak się okazało z domu wyjechał o godz. 10:20 a na Westerplatte dojechał o godz. 11:15, czyli nadrobił na tej trasie 5min w stosunku do mnie. Ja uzyskałem czas 60min, czyli średnią miałem 20km/h. A Bono musiał mieć trochę wyższą. A po następnych 15 minutach ujrzałem Darka a później Intela. Mieli pół godziny straty, macie punkty karne Cel osiągnięty, wspólna fotka, krótki odpoczynek i wracamy, ale nie do domu.

Jeden km przed Przeróbką po lewej stronie odbywał się trening, crosowców, więc postanowiliśmy do nich dojechać i pokibicować. Ja miałem się ścigać z „kładem”, ale chłopak zdryfował. Parę fotek i ruszamy dalej. Zaproponowałem kolegom, aby udać się na Stogi, bo tam są bunkry, więc warto je obejrzeć. Intel znał drogę, więc nas poprowadził po bezdrożach i błocie a przy okazji narzekał, że swoją maszynę ubłociJ. Droga rzeczywiście nie była usłana różami, doły takie, że pół koła wpadało do dołu. I tak przez  ok. 1km musieliśmy się przedzierać po tych dołach pełne piachów. W końcu dotarliśmy (fot). Bunkry jak wiadomo kompletnie zniszczone. Do jednego weszliśmy do środka i zrobiłem fotkę dla Darka i Intela. W sumie były trzy bunkry. Droga dość mocno zapiaszczona, także czasami szliśmy piechotą. Właśnie w drodze powrotnej mieliśmy jedną awarię a mianowicie: Markowi gruby kij wygiął hak i w ten sposób pozbył się dwóch biegów. Prostowanie haka wymaga użycie odpowiednich narzędzi. Dotarliśmy w końcu do szosy i ruszyliśmy w kierunku Gdańska.

Długość trasy 46km.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Gdańsk

m=Westerplate

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Sobotnie Gdańska zwiedzanie

067Gdy w czwartek umawiałem się z Mietkiem na odbiór taśmy odblaskowej, od słowa, do słowa zaproponowałem małą przejażdżkę. Wycieczka na Westerplatte miała być uzależniona od sobotniej pogody, wiec gdy poranek powitał mnie gradem, pomyślałem, że aura jest idealna Wink

Wycieczka nie była ani długa, ani emocjonująca. Ot, dwaj rowerzyści spotykają się, w samo południe, w Kolibie i niedługo potem ruszają przez miasto w kierunku pomnika. Jednak, jak praktyka pokazuje, nie trzeba jakiś niesamowitych terenów lub ekstremalnych zjazdów, aby rajd był udany. Najważniejsza jest chęć i dobre towarzystwo, a gdy doprawimy to szczyptą dobrej pogody, to otrzymujemy wspaniałe danie. W czasie jazdy towarzyszyła nam naprawdę fajna, słoneczna069 pogoda oraz długie rozmowy, więc już po osiągnięciu celu wiedziałem, że będę z tego dnia bardzo zadowolony. Cały czas Mietek martwił się kondycję, ale jazda zupełnie nie potwierdziła jego obaw, natomiast mi samemu doskwierała 2 miesięczna bezczynność. Pomimo lightowej przejażdżki czuję się jak po ciężkim, całodniowym rajdzie. Dodam jeszcze, że Mietek zaskoczył mnie na schodkach przy pomniku, po których zjeżdżał jakby ostre DH nie było mu obce 🙂 No dobrze, trochę koloryzuję, ale i tak byłem pod wrażeniem.071

Tu właściwie relacja mogła by się skończyć typowym happy endem, ale życie nie jest takie różowe. Jako, że do domu droga była daleka, a ja miałem być z powrotem na 17, to w Sopocie skorzystałem z SKM. Niektórzy nazywają duże przedziały „bydlęcymi”  z powodu ich wystroju, ja natomiast z powodu ich zwyczajowych pasażerów. Co tu wiele mówić, połowę drogi wolałem przestać z rowerem na korytarzu, naprzeciw drzwi. Szkoda, ze patrole SOKu nie są tak częste, jak kontrole Renomy. Na tym polu SKM ma jeszcze wiele do zrobienia.091

Podsumowując, jestem zmęczony i zadowolony, choć widzę, że wiele wody w Wiśle upłynie, zanim z powrotem odzyskam formę. Ten krótki, bo zaledwie 85 km, wyjazd był dobrym pomysłem. Mam nadzieję powtórzyć jeszcze coś podobnego, zanim lato zagości na dobre, bo wtedy przyjdzie czas na pola i lasy.

Galeria Mudia (Picasa)

Tekst i zdjęcia: Łukasz Łoza

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Gdańsk

m=Westerplate

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Spotkanie noworoczne w Kolibie

IMG_0512Rozpoczął się Nowy Rok a z nim nowe plany, jakie mamy do zaprezentowania. W związku z tym zapowiedziałem spotkanie noworoczne w Kolibie.

Na molo na Zaspie przyjechałem na wyznaczone miejsce spotkania trochę za wcześnie, więc żeby nie marznąć, zrobiłem rundkę przez las i wróciłem na molo a tam już czekał „Bono” na swojej szosówce i za chwile dojechał „rowerix”. Miał jeszcze dojechać „Intel”, niestety nie mogliśmy na niego dłużej czekać ze względu na zimno.IMG_0519

Ruszyliśmy…..Należało zwracać szczególną uwagę na nawierzchnie pokrytą śniegiem, więc tempa zbyt szybkiego nie mogliśmy rozwinąć. Koła wpadały momentami w boczny poślizg, dlatego też szybkość utrzymywałem przeważnie równą ok 20km/h.  Dojeżdżając do Koliby, po drodze czekał na nas, „Olo” a parę minut za nim ukazał się jak zza mgły sylwetka Intel’a.  W pewnym momencie ujrzałem również na horyzoncie scoot’a. On tym razem przyjechał swoją bryką.

Przy okazji pragnę przekazać słowa podziękowania dla znalazcy mojego telefonu komórkowego, który zgubiłem w sobotę na ścieżce rowerowej. Nie wiem czy znalazca przeczyta te słowa, jeżeli tak, to składam mu moje podziękowanie za dostarczenie mi poprzez mojego syna zgubionej komórki. Jednak są uczciwi ludzie. Scoot’owi również dziękuję za odebranie od znalazcy mego telefonu.. Telefon jest stary taki jak ja, więc mała strata, ale cenną dla mnie jest w nim karta, na której jest zapisanych dużo  numerów i nie tylko. Muszę zrobić kopię karty..IMG_0528

Chyba za dużo się rozpisałem a więc wracam do tematu.

Otóż stojąc przed Kolibą i czekając na resztę zaproponowałem jednak wejść do środka by poczekać na resztę uczestników. Wprowadziliśmy nasze rumaki ustawiliśmy je pod scianą. W środku trochę było tłoczno, ale znaleźliśmy wolny stół. Zaczęli schodzić się nasi goście, to ci, którzy przybyli własną lokomocją napędzaną paliwem.

Dobrze się złożyło, bo zwolnił się drugi stół i samochodziarze go zajęli.

Należy wspomnieć o naszym morsie, który przed spotkaniem postanowił wykąpać się brbrbrbr……….(na fotce powrót z kąpieli).

Trudno było omówić nasze tego roczne plany, ponieważ było dość gwarno a po za tym zajęliśmy dwa stoły i nastąpił podział ludzi na dwie grupy.

O planach jeszcze zdążymy pogadać, bo to nie ostatnie nasze spotkanie. Pierwsze ma odbyć się 25 stycznia u mnie w domu, a w lutym zrobimy drugie, lecz bez oglądania zdjęć.  W obu przypadkach niewykluczony jest „izotonik”, kupimy jakieś ciastka, kawę i herbatę (zrobimy zrzutkę). Myślę, że będzie bardzo miła atmosfera. Uważam, że ze względu na zimę powinniśmy to wykorzystać i spotykać się częściej, żeby szybciej nam zleciał  czas do wiosny na któryą zapewne wszyscy czekają, aby wsiąść na rumaki i ruszyć w  świat.!!!

Na razie nie będę publikował gdzie odbędzie się drugie spotkanie, bo to nie jest jeszcze do końca ustalone. Lokalizację prawdopodobnie na spotkanie w lutym uda się zmienić.

W sumie było bardzo miło, zebrało się nas ok. 20 a może więcej osób. Nikt tego nie liczył.

Spotkanie trwało ok. 2,5godziny. Po godz. 17 Koliba opróżniła  się z gości, tylko właściwie my siedzieliśmy najdłużej. Szkoda, że tak szybko się skończyło a teraz czas już wracać do domów.

A w drodze powrotnej jechaliśmy w 6-cio osobowym składzie z tym, że Olo szybko od nas odłączył, bo mieszka w Sopocie. Narzuciliśmy trochę szybsze tempo z powodu mrozu a każdemu tylko para buchała jak z rury wydechowej. Gdy dojechałem do domu temperatura wynosiła -8 stopni.

Po drodze skręciliśmy na molo na Zaspie celem zrobienia pamiątkowych zdjęć.

W domu zameldowałem się o godz 18:00

Tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

!!! PO SYLWESTROWY NOWOROCZNY RAJD !!!

Redaktor Aleksander Tokmina

Czekałem z niecierpliwością, ale pełen obaw na niedzielną po sylwestrową jazdę po lasach. Pogoda nie dopisała – padający od dwóch dni śnieg, lekki mróz całkowicie zniechęcała bikerów do przyjechania na miejsce zbiórki.

Ja „ OLO” jako zapowiadający rajd stawiłem się w Sopocie Kamienny Potok punktualnie. Po odczekaniu studenckiego kwadransa, niestety nikt się nie zjawił. Pojechałem na rekonesans  i testowanie głębokiego śniegu sam. Może to nie najłatwiejsza trasa pora i czas by testować rower i własne ” siły „

Przejechałem ok. 25 km, ale nie żałuję.

Piękne wręcz na nowo spostrzegane ścieżki leśne pokryte puszystym, czystym i dziewiczym śniegiem z rekompensowały mój trud. A muszę jeszcze dodać , że przed jazdą na rowerze wykonałem pierwszy element zapowiedzianego zimowego mini triatlonu.  Przebiegłem wraz z małżonką i naszym psem ok. 8 km również po lesie.

Miałem jeszcze sporo czasu do spotkania w Kolibie, więc pojechałem do Brzeźna bulwarową ścieżka rowerową a wróciłem brzegiem po piasku.

Niestety rowerzystów niewielu a wręcz wcale. Mróz świeży śnieg lekki, lecz ostry wiaterek zdecydowanie wstrzymał zapędy nawet tych najtwardszych. Tuż przed 15.00 jadą powoli GEROWCY Mietek, Bono i Darek. W Kolibie jest już kilka osób, które wcześniej zarezerwowały miejsca, jak przystało na dobrze zorganizowaną grupę nie trzeba było długo czekać i byliśmy prawie w komplecie:  Intel, Rowerix, Scoot’s, Qazi i Mudia oraz trochę osób towarzyszących.

Początek Nowego Roku to idealny czas aby zacząć cykl ćwiczeń, które pozwolą utrzymać kondycję w 2009r stosując kilka prostych sposobów poprawimy sprawność fizyczną i zdrowotną swojego organizmu.

1)     Każdy dzień zacznij od kilku ćwiczeń rozciągających.

2)     Co najmniej raz w tygodniu ruszaj się na Świerzym powietrzu- ROWER.

3)     Zwracaj uwagę na prawidłową pozycję swojego kręgosłupa, chodź i siedź prosto.

4)     Prawidłowo się odżywiaj i stosuj prawidłową dietę.

5)     Chodź raz w tyg. Staraj się odwiedzić pływalnię lub inny obiekt np. otwarte morze.

I tak ku zdziwieniu wielu osób w tym również BIKERÓW siedzących przy naszej ławie rozpocząłem ostatni element mini triatlonu, przygotowując się do wejścia i przepłynięcia paru dziesięciu metrów w morzu.

Temperatura wody- 3 C

Powietrza- -4 C

Po chwili wróciłem do Koliby z ogromnym soplem który oderwałem z końca pomostu.

I tak w zdrowym ciele został zachowany zdrowy duch !!!

Zebrało się nas ok. 20 osób i tak przy jednym stole było za mało miejsca więc postanowiliśmy dołączyć dodatkową ławę i zajęliśmy 2 rzędy. Mietek omawiał wiele spraw ,ale chyba na raty bo w Kolibie było zbyt wiele ludzi i głos nie docierał do wszystkich, tak więc porobiły się podgrupy które miały własne tematy. Ale i tak było wspaniale i zintegrowanie.

„Ojciec” poruszał wiele tematów ja osobiście usłyszałem i zapamiętałem 2 ważne lub bardzo ważne.

1)   Propozycja podziału grup rajdowych na mocną turystyczną MTB oraz silną MTB.

2)   Organizacja spotkań w mroźne dni przy izotonikach w miłej bibliotece, aby nie zapaść w niedźwiedzi sen.

Pogadali, pogadali no i po 2-3 godzinach trzeba było się rozejść. Każdy na „byle czem” byle na swoim, pierdziawką, żaglem, w pław, pieszo, na hulajnodze, no a BIKERZY oczywiście na rowerach. Dobrze, że mój zimowy mini triatlon zakończył się tylko przy temp. Powietrza – 8C bo inaczej 4 LITERY przymarzły by mi do siodła.

Dzień był długi, wyczerpujący oraz pełen wrażeń ale zgodnie z zasadami „OLA” 😛

DZIĘKUJE WSZYTKIM ZA MIŁO SPĘDZONY CZAS

Pozdrawiam „OLO”


Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Moje pożegnanie roku 2008

Picture168Kończy się rok 2008. Jego rowerowe podsumowanie zostało już dokonane, teraz należało go pożegnać, najlepiej rajdem. Pytanie brzmiało: „dokąd?”

Wyspa Sobieszewska zawsze była dla mnie szczególnym miejscem a trasa tam prowadząca jest bardzo łatwa. Dodatkowo pierwszy mój rajd w tym roku odbył się właśnie do Świbna, więc może rok zamknąć tam, gdzie się rozpoczął?Picture170

Na starcie czekali na mnie Janusz i Piotr. Jeszcze na przedmieściach, dzięki uprzejmości drogowców, nie musieliśmy nadrabiać kilku kilometrów aby ominąć ich wykopy. Tuż za Gdańskiem powitał nas mroźny krajobraz Żuław. Każdy kamień i źdźbło trawy, każda najmniejsza gałązka pokryta była szronem. Jadąc przez ten bajkowy krajobraz dotarliśmy do zbiorników wodnych rafinerii, gdzie z wałów mieliśmy doskonały widok na białą okolicę. Uzupełniwszy zapasy w Sobieszewie udaliśmy się na kolektor, ale moje pragnienie zrobienia kilku ujęć plaży całkowicie zmieniło nasze plany. Szybko okazało się, że piasek na plaży został w całości zamrożony. Wszyscy pomyśleliśmy o tym samym i już po kilku minutach gnaliśmy na naszych rumakach w kierunku zamglonego horyzontu. Koła tak wspaniale toczyły się po piaszczystej autostradzie, że wszystkich rozpierała radość a uśmiechy nawet na chwilę nie znikały z twarzy. Najwspanialsze były fragmenty nietknięte ludzką stopą, gdzie prędkość dochodziła do 40km/h. Plaża w Sobieszewie jest inna, niż na Trójmiejskim wybrzeżu. Duże połacie gładkiego jak stół piasku i liczne zatoczki tworzą niezapomniany krajobraz. Tego słonecznego dnia wspaniałe zastępowała najlepszą nawet drogę. Na plaży, tuż nad kanałem Wisły, szaleliśmy przez dobre 20min po czym ruszyliśmy do Świbna. Po drodze odkryliśmy zabytkowe już napisy dokonane w 1967 roku. Po posiłku i herbacie z termosu, z nowymi siłami postanowiliśmy znów zmienić trasę i lasami wróciliśmy do przeprawy pontonowej. Stąd trasa była już standardowa, azymyt na Rafinerię, Makro i w kierunku Błoni. Picture183Jeszcze tylko spacerowym tempem wzdłuż kanału i pożegnanie przy dworcu Centralnym, skąd udałem się SKMką do domu. Po drodze miałem jeszcze szansę zaobserwować zatopione w różowej mgle doliny TPK. To była przysłowiowa wisienka na torcie.Picture228

Jeszcze rano bardzo martwiłem się o powodzenie rajdu, ale kombinacja dobrej pogody, zimowych krajobrazów i wspaniałej grupy po prostu nie mogła sprawić zawodu. Rowerowy rok został pożegnany w godny sposób, a zdjęcia z galerii są tego niezbitym dowodem.

Do zobaczenia w rowerowym Nowym Roku 🙂

  • Dystans     67 km
  • Czas jazdy 3:50 h
  • AVG             17,2 km/h

Tekst i zdjęcia: Łukasz Łoza „Mudia”

Fotki Mudia

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment
« Older
Newer »