Giga rajd rowerowy w lasach Gdyni w wykonaniu GER

P1060391Takiego rajdu rowerowego jeszcze Gdańska Ekipa Rowerowa nie organizowała, a ja przejechałem je w pojedynczych etapach tak jak były one rozgrywane w formie wyścigów MTB organizowane przez Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji.

Start naszego Giga Rajdu rozpoczął się w Sopocie- Kamienny Potok około godz. 9.30

Pogoda mimo późnej Jesieni trafiła się nam wyśmienicie, temp. około 10 C, nie przeszkadzający wiatr i sporo słońca.

ZAWODOWCY NA START!!!!
Cała ekipa licząca 7 odważnych, machając mojej rodzince (zawsze przejeżdżamy koło mojego domu) wjechała do lasu.
Pierwszy ostry podjazd dał się we znaki i rozciągnął naszą grupę pewnie dla tego, że nie jechali na rozgrzanych rumakach. He, He 🙂
Pozbieraliśmy się i jesteśmy na pierwszym „OS” to jest na byłym torze motokrosowym, gdzie teraz odbywają się tu zawody, kładów i samochodów terenowych.

http://www.gosirgdynia.pl/_podstrony/sport_glowny/2006_04_29_grand_prix_mtb_gdynia_1_chylonia/mapy_tras/orlowo.jpg

 

Ale żeby tu zobaczyć jeżdżących BIKERÓW…………….P1060403

To chyba tylko z GER lub Mają Włoszczoską (medalistkę z Igrzysk Pekin 2008),  na treningu. Natomiast zawodowców z TREK grupy LANGA, CCC nie spotkaliśmy !!!!! 🙁

Po pięciu „Os” które przejechaliśmy po ciężkich wymagających, wręcz górskich trasach uznawanych za najtrudniejsze w zawodach typu MTB byliśmy zadowoleni oraz spełnieni aż do bólu.

Czekały na nas liczne ostre podjazdy jak i podchody z buta, przepastne zjazdy, błoto, piach i liście.

Trasa trudna technicznie i wymagająca.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Interwałowa- ostre podjazdy za chwilę kawałek spokojnie, mocny sprint i znów szybko na kolejne wzniesienie.

Sądzę, że przygotowana przeze mnie trasa dała mnóstwo satysfakcji i walki z samym sobą.

Przejechaliśmy łączny dystans 60 km ze średnią prędkością 16,5 km/h.

Dziękuję wytrwałym

Do zobaczenia

organizator: Aleksander Tokmina „OLO”

http://www.gosirgdynia.pl/_podstrony/sport_glowny/2006_04_29_grand_prix_mtb_gdynia_1_chylonia/mapy_tras/redlowo.jpg

 

http://www.gosirgdynia.pl/_podstrony/sport_glowny/2007_09_15_gpx_mtb_witomino/trasa%20GPX%20MTB%20Witomino%2015.jpg

 

http://www.gosirgdynia.pl/_podstrony/sport_glowny/2006_04_29_grand_prix_mtb_gdynia_1_chylonia/mapy_tras/chylonia.jpg

 

http://www.gosirgdynia.pl/_podstrony/sport_glowny/2008_04_12_GPX_MTB_Gdynia/trasa_pustki_duza.jpg

 

P.S

A oto moje indywidualne trofea z pojedynczych RAJDÓW MTB GDYNIA.

 

******************

Kiedy dojechałem lekko spóźniony, na miejscu zbiórki był już organizator Olo oraz trzech innych zapaleńców: Elvis, Plastic i Zibi, a za chwile dojechał Zbyszek i Mirek (poprawcie jak źle pamiętam kto jest kto). Kiedy mieliśmy się już zbierać, nadjechała kolejka z Gdańska, ale nikt więcej nie pojawił się, więc w siedmioosobowym składzie wyruszyliśmy.

Na początek zostaliśmy oprowadzeni po Kamiennym Potoku, ulicami Małopolską, Kujawską i Bernardowską. Następnie wjechaliśmy na tor motocrossowy, gdzie miał miejsce jeden z wyścigów. Droga piaszczysta i rozjeżdżona nieco przez motory i quady, miejscami kałuże i błoto. Na koniec ostry i mokry podjazd. Z góry widok na las i zatokę, obok bunkier – punkt orientacyjny. Wjechaliśmy, więc trzeba zjechać ścieżką między drzewami. Potem powoli pniemy się w górę i dojeżdżamy do wieży widokowej od strony zachodniej. Szybko w dół i znów pniemy się mozolnie na wzniesienie, jeszcze kilkaset metrów po błocie i znów jesteśmy przy wieży, tym razem od wschodu. OS zaliczony, więc kierujemy się w stronę kolejnego.

Ulicą Spokojną dojeżdżamy do Wielkopolskiej, a następnie wzdłuż Lotników, Stryjskiej i Małokackiej wjeżdżamy na Olimpijską. Tu zaczyna się kolejna trasa wyścigu. Początek spokojny po asfalcie, potem odbijamy w las. Przejazd pod zwalonym drzewem i trach, coś mi się wkręciło w koło. Blokuję koło i mam nadzieję, że nikt nie wjedzie we mnie. Oglądam się na koło i sklapnąłem, kij wszedł w koło i przerzutkę. Tylko nie powtórka z czerwonego na nowiutkim sprzęcie. Nie wyglądało to za ciekawie, kij zaplątany w szprychy i przerzutkę, ta wywinięta do góry, a wózek haczy o szprychy. No to koniec myślę, czas się zbierać do domu. Na szczęście Mirek naprostował hak i dało się jechać. Na początku nieufnie i z obawami czy wszystko działa. Działało, ale były kłopoty z wrzuceniem na największą zębatkę i musiałem naciągać linkę manetką, żeby przełożenie siedziało. Na kolejnym podjeździe zapomniałem i trzeba było na piechotę wejść na górę, gdzie trochę naciągnąłem linkę i kolejnego wzniesienia już nie odpuściłem. Pomimo uślizgów tylnego koła, utraty przyczepności na przednim, praktycznie balansując na granicy równowagi udało mi się podjechać. Humor powoli powracał, niestety nie wszystkie przełożenia. Straciłem 2 z tyłu, a próby jechania na niej kończyły się przeskakiwaniem łańcucha na mniejszą zębatkę z niemiłym trzaskiem. Mówi się trudno i jedzie dalej.

Tymczasem Olo  prowadzi nas przez las. Mijamy czarny szlak, potem jedziemy kawałek nim, żeby odbić gdzieś w dół lub w górę i znowu jechać szlakiem. W sumie w jednym miejscu chyba ze trzy razy byliśmy, przejeżdżając w jedną, drugą i trzecią (na skróty, pchając rowery). Po drodze obejrzeliśmy prawie rozebraną wieżę widokową na wzgórzu Św. Maksymiliana i zaliczając kolejne premie górskie dojechaliśmy na Witomino.

A tu znowu niespodzianka – kolejne podjazdy i zjazdy. Zaliczając kawałek pętli z wyścigów odbijamy na północ i po przekroczeniu ul. Chwarznieńskiej jedziemy żółtym szlakiem, a potem czerwonym rowerowym. Przy pomniku ku czci poległych strażników leśnych, zrobiliśmy dłuższy odpoczynek.

Następny punkt, to kładka nad Estakadą Kwiatkowskiego, tu tylko postój na  kilka zdjęć, bo mocno wiało. Kto jeszcze tu nie był, niech przyjeżdża, widoki są wspaniałe. Tu pożegnaliśmy jednego z uczestników. Okazało się też, że trzeba poprawić hamulce Zbyszka (Zibi).

Szybki zjazd i coś mi ociera o przednie koło – aha spełniła się moja obawa o wytrzymałość błotnika. Zwisał na resztkach zgięcia metalowego zaczepu. Cóż, urwałem go do końca i humor się poprawił, jeszcze tylko umocowałem go na sztorc między bagażnik i sztycę i przyczepiłem opaską odblaskową (sprawdzony patent z poprzedniej identycznej awarii).

Wjeżdżamy na pętlę chylońskiego wyścigu. Na początek łagodnie pod górę (po prawej panorama na Gdynię), potem trochę korzeni i duża łacha piasku. W lewo i pod górę, trochę płaskiego kilka zjazdów, podjazd i lądujemy przy kładce nad estakadą. Wracamy trasą rowerową podnosząc średnią, odbijamy nieco na Chważno i po przecięciu drogi jedziemy żółtym szlakiem, potem czerwonym, rowerowym wzdłuż torów i czarnym na Witomino za potrzebą do sklepu. Po napełnieniu zapasów wracamy i jedziemy czarnym szlakiem, potem wskakujemy na czerwony i jedziemy w stronę Sopotu. Po drodze na mokrych liściach Zbyszek (Zibi) zaliczył niezłą glebę. Na szczęście nie stało się nic poważniejszego, jedynie przybrudzone ubrania i bolący łokieć.

Dalej pojechaliśmy czerwonym i dopiero przed Sopotem odbiliśmy na chwilę na drogę, którą zaczynaliśmy. Tu pożegnaliśmy prowadzącego przed jego domem i w pięciu pojechaliśmy do Gdańska nad morzem. Po drodze spotkaliśmy Wieśka i razem dojechaliśmy do mola, gdzie zrobiliśmy pamiątkową fotkę na zakończenie.

W sumie wyszło nam około 50km po lesie (miałem 69km w domu, ale trzeba odliczyć niecałe 20 na dojazdy do Sopotu). Średniej nie podam, bo licznik nie mierzy czasu jazdy (w ogóle nie ma zegarka). Pogoda była znośna, sporo słońca, w lesie wiatr nie dokuczał zbyt mocno, kilka razy nas skropiło.

Gorzej było ze stanem dróżek i ścieżek. Praktycznie wszystkie liście już opadły i przykryły wszelkie nierówności. Można było się natknąć niespodzianie na gałęzie, korzenie, kamienie, koleiny i błotniste dołki. Trzeba się mocno skupić i szybko reagować inaczej będą wywrotki. Pierwszą zaliczył Olo na korzeniu (zaraz po mojej awarii) o mało nie robiąc szpagatu. Potem jeszcze Mirek na ukrytym piasku wywijając niezłego kozła. Dojeżdżając do niego sam o mało co nie zrobiłem tego samego. Na zakończenie Zbyszek na zakręcie pojechał po liściach. Wspinając się pod góry buty się ślizgały, a w jednym miejscu jeszcze żołędzie się czaiły. Ale jazda po liściach ma też swoje uroki. Przypomina trochę jazdę po suchym śniegu. Nie zapomnę też widoku przejazdu przez „kałużę” z liści głęboką prawie po piasty. Koła rozcinały liście jak wodę, które potem łagodnie opadały po bokach. Niecodzienny i zaskakujący widok (sam przejazd także). Teraz jak popadało, to już tylko czekać na jesienne błotko i tańce po nim.

Do zobaczenia na szlaku, następnym razem.

Marek Kwiatkowski „Bono”

sfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Sopot
atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Rajd turystyczny szlakiem czerwono-czarnym

041_resizePiękny jesienny niedzielny poranek, przywitał nas na przystanku Sopot Kamienny-Potok (w miejscu gdzie rozpoczyna się czerwony szlak Sopot Wejherowo).

Mamy już do planowanego wyjazdu godzinę straty  z tyt. zmiany czasu z Letniego na Zimowy.

Jednemu uciekł pociąg  już w Pruszczu Gdańskim, ale złapał się za zderzaka i tuż przed Kamiennym-Potokiem wysforował się na czoło ( BRAWO ZBYSZEK, TWARDZIEL !!!!) Ciekaw jestem czy wracając nie poczekasz na następny ……..

http://rowery.gda.pl/index.php?option=com_album&Itemid=67&target=/Rajdy-2008/Szlakiem_czerwonym/DSC05871.JPG053_resize

Już jesteśmy spóźnieni,  ale cała grupa licząca 16 osób OH!!! Jak jest nas sporo, aczkolwiek moja propozycja szlaku CZERWONO-CZARNEGO chwyciła.

Są w śród nas nowi KOLEDZY oraz I BIKER’ KA EWA – BRAWO ZA DECYZJE. Zaczęliśmy ostro CZERWONYM SZLAKIEM  wzdłuż rzeki  SWELINY i ścisłego jego rezerwatu. Rzeka Swelina wypływa z Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i stanowi północną granicę SOPOTU I GDYNI. W okresie miedzy wojennym biegła tędy Granica Wolnego Miasta Gdańsk, stąd nazwa SWELINI, czyli Potok Graniczny (GRENZFlULSS), jest ona jedynym Sopockim Potokiem płynącym w otwartym korycie na całej swej długości.

W czystej źródlanej wodzie można dopatrzeć się między kamieniami np:

– pstrąga potokowego

– żab zielonych

– ropuch

– kaczeńcy  złocistych

– wypływek alpejskich

– itd……………………….

Jedziemy wzdłuż potoku gdzie szerzy się stara aleja starych Buków Pospolitych Szypułkowych, które mają około 200 lat i 3m obwodu.

Dalej poprowadziłem całą grupę lekko zmodyfikowaną trasą w celu przejechania Naszej (mojej oraz żony) trasy treningowo – biegowej, aby spotkać tak Mirkę wraz z częścią mojego zwierzyńca 😛P1060171

(reszta została w domu). Po krótkiej prezentacji pojechaliśmy z kopyta J pod ostry podjazd aż do pierwszej złapanej gumy i uszkodzenia wózka w przerzutce. Szkoda bo to wyeliminowało nam jednego Biker ’sa.

http://rowery.gda.pl/index.php?option=com_album&Itemid=67&target=/Rajdy-2008/czerwonoczarny/P1060176.JPG

Przeprawa przez rzekę Swelinę jak zwykle sprawiła sporo kłopotu jak i śmiechu. Przejazd przez KRYKULEC nie należy do łatwych łatwo można się skąpać 😛 Chodź mi to nie przeszkadza. Czerwonym jak to Czerwonym, raz ostro pod górę, aby za chwilę pikować w dół. Dosłownie bo na spadzistym zjeździe, przednie koło wpadło mi w dziurę na dodatek przyblokował mi kamień i wyleciałem przez kierownicę w wiotkie leszczyny. Na szczęście wyszedłem z tego cało chodź lekko byłem poobijany.

http://picasaweb.google.pl/mudia.pl/CzerwonoCzarny20081026#5261504460744618786

Następnie były kolejne zjazdy, zjazdy & schody…… Nasza Ewa znakomicie dawała sobie radę – to jest HART DUCHA NO I OCZYWIŚCIE SIŁA!!! Nie wspomnę o grupie trenerów i doradców, której prym wiódł Mariusz !!!

http://picasaweb.google.pl/mudia.pl/CzerwonoCzarny20081026#5261506536629000514

http://picasaweb.google.pl/mudia.pl/CzerwonoCzarny20081026#5261506536629000514

http://picasaweb.google.pl/mudia.pl/CzerwonoCzarny20081026#5261506374476497842P1060176

Trasa mimo wielu pofałdowań była sucha bez zalegającego błota i kałuż a jeżeli już to dało się je omijać. Przebieg trasy był nieco zbyt wolny gdyż grupa była tak liczna i się rozciągnęła i trzeba było czekać na team Ewy. Tuż przed Leśniczówka Piekiełko troszkę pobłądziłem i reszta grupy poszła w moje ślady. Jednak mapa papierowa to nie to samo co GPS ( ŁĄCZNOŚĆ SATELITARNA TO NIE TO SAMO)

Może taką zabawkę ŚW. MIKOŁAJ lub GER włoży mi do skarpety J bądź WRÓŻKA ZĘBOWA.

Zgodnie z zapowiedzią nie było punktu żywienia w postaci postoju pod sklepem, natomiast wodopój był w Piekiełku w prywatnym domu nr. 126 ( Miły gospodarz napełnił chętnym bidony do pełna oczywiście wodą).

SZLAK CZARNY:

No i znów jedziemy, wzdłuż kolejnego rezerwatu o nazwie ZAGÓRSKA STRUGA

http://www.sni.edu.pl/proj/river/zagstruga/index.html

http://www.pomorze.gda.pl/photogallery.php?album=59

Tą trasą w kierunku Rumi możemy pojechać innym razem w obu kierunkach.

Mamy upragnione błoto, błoto, błoto

http://picasaweb.google.pl/mudia.pl/CzerwonoCzarny20081026#5261506691509462322

http://picasaweb.google.pl/mudia.pl/CzerwonoCzarny20081026#5261506102366561138

Czas ucieka nie zmiłowanie szybko, trzeba podkręcić śrubę, gdyż zajedziemy o zmierzchu i będą nici z MORSOWANIA. Ale jak to zrobić ??!! Sił coraz mniej, góry wyższe, zjazdy bardziej strome a w plecaku pustka ( brak dopalaczy ). Ach… przecież podzieliłem się z Mariuszem moją racją, którą żona wydzieliła mi na wycieczkę.

Kolejny pech  „Mudia”  miał wybuch opony 😛

http://rowery.gda.pl/index.php?option=com_album&Itemid=67&target=/Rajdy-2008/czerwonoczarny/053_resize.JPG

Twardziel z niego od czego głowa i gumki….. Dojechał o własnych siłach do swojej stancji, BRAWO !!!! Przy okazji – następny raz warto zabrać ze sobą dla tak licznej grupy chodź jedna rezerwową oponę inni mówią, że cały rower. Jeszcze kilka podjazdów  na czarnym i zbliża się godz. 15.00 i robi się ciemno. Większość decyduje się bez modernizacji szlaku Czarnego na Czarno-Żółty na powrót. Sławek jak zwykle wiedzie prym i jest na szpicy wraz z Wieśkiem a reszta grupy gęsiego. Piękna i słoneczna pogoda lekki chłód wszystko razem spowodowało, że trasa którą jechaliśmy jest piękna i niepowtarzalna ale i wymagająca solidnej pracy, i wiadra potu.

Grupa jest zgrana, każdy z nas ma wiele do powiedzenia i opowiedzenia.

Na zakończenie planowałem zjechać do KOLIBY nad morze, aby się tam wykąpać PRZECIEŻ JESTEM ROWEROWYM MORSEM. No cóż zabrakło czasu, może innym razem.

Byłem w domu nieco szybciej i zamiast lodowatej wodzie znalazłem się w gorącej saunie. Och jaka ulga dla zbolałych mięśni. Warto spędzać z wami czas i poczuć się młodszym niż MASTERS.

Dziękuję wszystkim uczestnikom rajdu za miło spędzony czas. Do zobaczenia ponownie na trasie, tylko kiedy ??

Za tydzień – wszystkich świętych

Za 2 tyg. – wesele Syna

A potem?? ……..

Może jakieś propozycje???

organizator: Aleksander Tokmina „OLO”

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Sopot

m=Krykulec

szlak=czarny

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO

nalewka_team
Aż trudno się nie pochwalić 🙂 Zespół: Agabikerka & Scoot, po przejechaniu 5-ciu okrążeń zajęli I-wsze miejsce w kategorii „duo mix”.IMG_9238

Wyniki naszych znajomych:
1 miejsce w kategorii solo kobiet: Ania Świrkowicz z Treka
4 miejsce w kategorii solo mężczyzn: Pablo Góral (przejechał 7 okrążeń!!!)
3 miejsce w kategorii team: Sopot Killers
9 miejsce na równocześnie rozgrywanym BikeTour: Bono (na rowerze trekkingowym!)
Gratulacje!

Relacja Scoot’a

Sztafeta na rowerach? A cóż to takiego? Zachęcająca była trasa o długości 15 km wyznaczona przez Robina i  Wojtka z Sopot Killers. Tydzień przed zawodami miałem okazję przejechać jej fragment i chęć startu zaczęła powoli kiełkować. Jednak forma jazdy „w kółko” nie do końca mi odpowiadała więc na start zdecydowałem się praktycznie w ostatniej chwili, za namową Agi na jazdę w kategorii DUO MIX.IMG_9253IMG_9246

Strategia była prosta: zmieniamy się co 2 kółka chyba, że ktoś wcześniej zasygnalizuje zmęczenie. Ruszyłem pierwszy. Trasa bardzo dobrze oznakowana i sprawiająca wielką przyjemność z jazdy. Na maratonach pierwsze 10 km uznaję za rozgrzewkę i tu miało być identycznie. Niestety na 3 czy 5 km zacząłem odczuwać nudności i zmęczenie! Znowu ten przeklęty izotonik z tauryną! Przed startem nie zdążyłem kupić powerade’ów i zatankowałem nutrenda zawierającego taurynę. Teraz ponad wszelką wątpliwość potwierdziłem, że tego typu izotoniki czy żele źle na mnie działają. Na maratonie w Chodzieży miałem identyczną sytuację z żelami nutrenda (carbosnack) które również zawierały taurynę.

Przestałem popijać trujący izotonik i mocniej nacisnąłem na pedały. Trasa była (jeszcze) sucha i nic nie zapowiadało zbliżającej się ulewy. Świeciło słońce przez co zaczęły mi się gotować ręce w długich freeride’ówych rękawiczkach. Nagle usłyszałem trzask, a pedały stanęły w miejscu nie mogąc wykonać obronu korbą. Natychmiast zahamowałem lecz było już za późno. Moja prawie nowa tylna przerzutka XT została przecięta na dwie części. Co za pech! Pierwszy raz w życiu złamałem przerzutkę! I to na wyścigu, w którym miałem szansę na pierwsze w życiu pudło! Zrezygnowany zadzwoniłem do Agi, która od razu wystartowała, a sam truchcikiem zacząłem podążać do mety. Przede mną 5 km biegu…IMG_9256IMG_9259

Gdy wreszcie dotarłem na metę ktoś do mnie podszedł i zapytał czy to ja jadę w parze z Agnieszką. Okazało się, że Aga poprosiła kolegę (dzięki Krzysiek!!!) który podjechał do domu aby przywieźć mi drugą przerzutkę! Podjechałem do prowizorycznego pit-stopu pod  drzewem gdzie zaczęliśmy szybko doprowadzać mój rower do porządku. Za chwilę miała przyjechać Aga więc lepiej abym miał sprawny rower aby ją zmienić. Niestety okazało się, że hak jest wykrzywiony i próba jego wyprostowania skończyła się tym, że nie wchodziły mi dwie największe zębatki z tyłu. Reszta na szczęście działała więc ucieszony, że walka jeszcze się nie skończyła wskoczyłem na rower i zmieniłem Agnieszkę na trasie. Na szczęście zdążyłem też zastąpić trujący izotonik czystą wodą…

Drugie kółko było lepsze, bo znacznie lepiej znałem trasę, a poza tym byłem rozgrzany. Niestety jak tylko ruszyłem z linii startu zaczął padać deszcz… padał coraz mocniej miejscami zmieniając się w prawdziwą ulewę. Moje długie rękawiczki zaczęły wspaniale spełniać swą rolę. Niestety jechałem w krótkiej koszulce, która z miejsca została przemoczona i spryskana błotem. Trasa zrobiła się bardzo śliska i trzeba było mocno uważać na zakrętach. Jechało mi się całkiem nieźle, lubię taki hardcore. Po drodze spotkałem Anię z Treka, która złapała kapcia w bezdętkowym kole… później dowiedziałem się, że tak jak ja ona również zaliczyła truchcik po trasie :)) Dojechałem na metę upaćkany błotem, Aga natychmiast wystartowała do swojego drugiego okrążenia.IMG_9263

Na zawody przyjechałem samochodem, w którym miałem trochę ubrań na zmianę. Niestety nie zdążyłem odebrać od Agi kluczyków i wzięła je ze sobą na trasę. To był pech, bo okazało się, że Tacoo potrzebuje transportu do szpitala (wypadek zakończony kontuzją żebra),  a mając kluczyki i ponad godzinę czasu bez problemu mogłem go zawieźć. Niestety chłop musiał sobie radzić sam i w końcu chyba pojechał taksówką. A ja czekałem godzinę w mokrych ciuchach posilając się gorącą herbatą i rosołem z makaronem. Jakie szczęście, że impreza odbywała się tuż obok knajpki „Sabat” 🙂IMG_9264

Aga powróciła cała umorusana błotem. Po otworzeniu samochodu założyłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i ruszyłem na moje trzecie okrążenie. Tym razem jechało mi się znacznie ciężej. Trasa była już bardzo błotnista i rozjechana dziesiątkami kół. Na dodatek cały czas nie miałem dwóch najwyższych biegów z tylnej przerzutki przez co podjazdy musiałem robić z buta. Deszcz padał, a ja mozolnie przebijałem się przez mokre korzenie, szybkie techniczne zjazdy i powolne podjazdy robione na piechotę. Zaczęło brakować jedzonka bo na trasę zabrałem tylko 1 żelka. Kilka kilometrów przed metą miało mi także zabraknąć wody… Ale nie to  było najgorsze. Przede mną, chyba na 7 kilometrze pojawiła się przeszkoda, którą pokonywałem już dzisiaj dwukrotnie: strome, króciutkie podejście, a następnie równie krótki zjazd po korzeniach aż do wielkiego drzewa tarasującego ściężkę. Po prawej stronie tego zjazdu była sporej wielkości jak na warunki TPK przepaść: kilka metrów w dół, bez krzaków. Wpinając się w pedały pomyślałem tylko „przecież się tam nie ześlizgnę” i w tym momencie przednie koło podwinęło się w lewo, a ja poleciałem w prawo, bokiem (chyba) i głową do przodu w stronę zbocza. Zrobiłem co najmniej jeden fikołek, rower odpadł gdzieś na bok, a ja zatrzymałem się dopiero przy powalonych drzewach, które ostrymi kawałkami celowały w moją stronę. Leżałem tak przez kilka sekund, właściwie nie wiem ile dokładnie, pamiętam tylko, że w prawej nodze zaczął łapać mnie kurcz więc szybko naciągnąłem mięsień. Ze zdumieniem stwierdziłem, że nic mi nie dolega, żadnego złamania nie ma, jedynie obie nogi porysowane na całej długości.
Powoli wstałem, podniosłem leżący 2 metry dalej rower i powoli wdrapałem się do góry (ciężko było). Na górze jeszcze raz sprawdziłem obrażenia i ponownie zdziwiony ruszyłem w dalszą część trasy. Jednak jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą 🙂

Po kilku minutach zaczęły mnie boleć stłuczone mięśnie więc nawet mniejsze podjazdy robiłem z buta. Poza  tym wykrzywiona przerzutka zaczęła się klinować w błocie w ten sposób, że każde silne naciśnięcie na pedał blokowało łańcuch. Skończyła się też woda… do mety 3 kilometry, a ja powoli jechałem w deszczu wiedząc, że najważniejsze jest dojechać cało i zdrowo aby Aga mogła zrobić jeszcze jedno kółko. Na tym właśnie polega sztafeta! Kilkaset metrów przed metą, a właściwie przed ostatnim  zjazdem (z Łysej) wyprzedził mnie kolega z pracy (pozdrowienia Zbychu) Na tym lekkim podjeździe nie miałem ani siły ani odwagi go gonić. Gdybym teraz rozwalił drugą przerzutkę… Wyjechaliśmy na kawałek płaskiego i tam mocniej nacisnąłem na pedały aby w ostatniej chwili prawie przed samym zjazdem wyprzedzić go i puścić klamki rzucając się w dół trasy narciarskiej. Nie udało mi się wyciągnąć więcej niż 49 km/h, ale zważywszy na warunki i tak było super. Nie ma to jak dobry zjazd :)) Zbyszek pojechał dalej, startował w solo i zrobił w sumie 5 okrążeń! Ja skończyłem swoje trzecie i cieszylem się, że to już koniec 🙂 Aga ruszyła, aby zdobyć dla nas piąte kółko i z tym wynikiem ukończyliśmy zawody na I miejscu w kategorii DUO MIX! Moje pierwsze w życiu pudło! Tym bardziej będę je pamiętał, że przypłacone złamaną przerzutką i poobijanymi nogami oraz ręką.

Polubiłem tę formę zawodów. Widzę kilka zalet w stosunku do maratonów. Po pierwsze fajna jest współpraca w zespole. Po drugie, po każdym kółku masz czas aby wykonać naprawy roweru oraz posilić się co na zwykłych maratonach grozi utratą cennego czasu. Po trzecie, jeśli kółka są dość długie (15 km) to nie odczuwasz wrażenia jazdy w kółko, a coraz lepiej poznajesz każde okrążenie i możesz pracować nad lepszymi czasami. No i zdecydowanie lepiej stoi się na pudle w towarzystwie teamu, niż samotnie 🙂 Polecam i zapraszam w imieniu organizatorów na kolejne edycje TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO.

autor: scoot

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

szlak=niebieski

obszar=TPK, Sopot

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

Czerwonym szlakiem z Wejherowa

Godz. 8.30, Gdańsk, Rysiu już był w kolejce. Wrzeszcz, na peronie Krzem i  Mirek, a w Oliwie Wiesiek. W takim składzie jedziemy do Wejherowa, a tam czeka na nas jeszcze jeden kolega z Redy. Ruszamy, oczywiście na dzień dobry obieramy drogę asaltową, wycinając trochę czerwonego szlaku. Grupy TIRu nie spotkaliśmy, chyba że darli  gumy abyśmy ich nie dogonili.

Opisywać szlaku nie będę gdyż dużo powiedziano na ten temat ,  jedyne co  chciałbym wtrącić to to że jest dość dużo zmian na szlaku tzn. zmieniono  trasę w okolicach Gdyni. Szlak wiedzie po „schodkach”, wycinkach drzew i nieprzejezdnych dróżkach a trochę tych dróżek jest.  W okolicach Bieszkowic spotkaliśmy się z Bono, który ze względów  technicznych nie zdążył na SKM  i dojechał sobie znanymi drogami do Bieszkowic.IMG_2545
W tych Bieszkowicach było kilka roszad , kolega z Redy nie mogąc znieść  mojego zamulania pojechał dalej sam, nie wiedząc że zaliczyłem glebę  zcentrując sobie koło a o aparacie fotograficznym, który właczony wpadł w piach nie wspomnę. I w tym momencie z pomocą przyszedł Bono z kluczem francuskim i Wiesiek, który koło doprowadził do porządku, aparat fotograficzny zastrajkował. Po pół godziny ruszyliśmy już bez awarii do Sopotu.
Koło godz.15.00 byliśmy na miejscu.
pozdr.Zibek

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

m=Sopot

szlak=czerwony

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rajd do Źródła Marii

zrodlo-1Pogoda wielu bikerów niestety wystraszyła, pojawili się na rajdzie tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy dwóch kółek i oni właśnie mieli to co chcieli a było ich pięcioro.  Wiemy, że Qazi szykował się na wyjazd i na szykowaniu się skończyło, ponieważ ponownie wysiadł mu amorek. To trzeba mieć naprawdę pecha.

„Intel” miał jechać z nami, ale chyba wystraszył się tej trasy migając się, że złapał gumę. Nie wiem jak można jeździć na rajdy bez  zapasówki. Wszyscy spotkaliśmy się na molo na Zaspie: Zibek, Bono, Łukasz i Mudia, który dopadł nas na ścieżce rowerowej no i moja skromna osoba. Dojechaliśmy do Sopotu Kamienny Potok, ale tam nikt na nas nie czekał, więc ruszyliśmy na trasę. Już na samym początku jak dla mnie to ostry podjazd.  Droga dość mocno podmokła, duża ilość kałuż i korzeni drzew na których ja się przejechałem na glebę. W końcu ostry zjazd do ul. Reja, ale bardzo niebezpieczny, oprócz mnie jeszcze były trzy wywrotki, ale wszystkie nie groźne.

Asfaltem do góry na szlak żółty, który doprowadził nas do celu. Około 500m przed celem zatrzymał nas starszy pan, który również jechał na rowerze przestrzegł nas, że tą drogą nie przejedziemy ze względu na błoto do kostek. Nie jest tak źle pomyślałem, wrzuciłem na dużą kadencję i ostro ruszyłem…….udało się, ale rzeczywiście było ciężko rowerem rzucało jak śmieciem. Wszystkim nam się udało przejechać. Jest upragniony cel, choć właściwie nie było aż tak źle jak myślałem. Dojechaliśmy do Żródła Marii…..przystanek.

Fotki, śniadanie, za chwilę pojawiło się jeszcze troje rowerzystów, krótkie pogaduszki. Jeden z nich stwierdził, że wyglądamy jakbyśmy co wracali z Harpagana, rzeczywiście sprzęt był oblepiony błotem, także mieliśmy małe problemy z hamulcami, bo nie chciały działać a Zbyszkowi przestała działać przednia przerzutka, dlatego też była kąpiel roweru w jeziorze (fotka).

W moim rowerze również coś grzechotało, piszczało a o hamowaniu nie było mowy zanim to błoto po drodze nie odpadło. Momentami nie widać było wskazań licznika, ciągle przecierałem go rękawicą. Mimo wszystko była bajerancka zaprawa w dość trudnych warunkach. Dojechaliśmy do Chwaszczyna, gdzie skręciliśmy koło kościoła na boczną drogę, która doprowadziła nas do Osowy i Owczarni.

W Owczarni pożegnaliśmy Mudię a sami postanowiliśmy zjechać szaleńczą trasą koło studzienek, to była droga „rzeźnia” błoto do kostek. Trudno utrzymać kierownicę, rzucało rowerem to na lewo to na prawo, ale nikt nie powitał jakoś gleby, choć Łukasz mówił, że mało brakowało, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji Vertykalnej. I skończył się fantastyczny dzień, oby takich było więcej. Szkoda, że wielu amatorów dwóch kółek zrezygnowało z tak wspaniałego wypoczynku, jaką nam daje matka natura.

na liczniku 55km

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=normalny

m=sopot

m=chwaszczyno

m=osowa

szlak=niebieski

szlak=żółty

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 3 Comments

Ogłoszenie wyników konkursu

IMGP6882W dniu wczorajszym zostały ogłoszone wyniki konkursu „Najlepsza relacja z rajdu rowerowego”.IMGP6902

  • I miejsce i bon o wartości 100 zł – „Alpy 2007, Garmisch Partenkirchen – Riva del Garda” (Mateusz Pigoń)
  • II miejsce i bon o wartości 50 zł – Maraton Golub-Dobrzyń okiem Oli 🙂” (Ola Nowakowska)
  • III miejsce i bon o wartości 25 zł – „Wyprawa Bilba czyli Tam i z Powrotem” (Sławek Myślak)

Zwycięskie relacje możecie przeczytać klikając na odpowiedni link w MENU po lewej stronie.

Uwaga!IMGP6898

Reportaż ze spotkania w Kolibie jest obecnie transmitowany przez telewizję osiedlową Rozstaje

W imieniu organizatorów oraz sponsora którym jest sklep rowerowy Zbyszka Lewickiego, ul. Do Studzienki 22, serdecznie gratulujemy!!! Ceremonia rozdania nagród miała miejsce w klubie „Koliba” w Sopocie.

Korzystając z okazji wrzucam następny pomysł jakim jest zorganizowanie konkursu na… „Najlepszą fotografię z rajdu rowerowego”. Co o tym myślicie? Kto weźmie udział?

Posted in Artykuły | Tagged | Leave a comment

Klifami do Gdańska

IMG_2530Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu leżał jeszcze śnieg, Scoot stwierdził ze upału nie ma ale pogoda znów dopisała. Na miejscu spotkania nie spodziewałem się tłumów, i zgodnie z moimi przypuszczeniami czekał na nas tylko Wojtek z Sopot Killersów, w sumie na klify skierowaliśmy się w 3 osobowym składzie.IMG_2537

Dostałem info od kilku osób ze są przeziębieni, mają gorączkę, i że bardzo by chcieli nam towarzyszyć ale jak na złość choróbsko dopadło. Dziwna epidemia, prawdopodobnie miała związek z leżącym śniegiem na dworze 😉 Ruszyliśmy polansować się bulwarem, a z Orłowa boczną drogą pojechaliśmy do Gdynii gdzie wspięliśmy się na klif. Zjazdy sprawiły nam dużo radości, śliskie liście sprawiały że zjeżdżało się na krechę bez żadnych możliwości sterowania. Podejścia były jeszcze trudniejsze, ponieważ ślizgaliśmy się po nasiąkniętej wodą ziemi.

Rower drugi raz (pierwszym razem była Trans Carpatia) sprawdził się jako czekan, pomagając mi w ten sposób wdrapać się na górę. Wojtkowi udało się „zdobyć” szczyt jako pierwszemu i naśmiewał się z nas robiąc przy okazji foty telefonem, kiedy to robiliśmy krok pod górę a następnie zsuwaliśmy się 2 metry w dół. Ostatecznie po paru kolejnych podjazdo/podejsciach i zjazdach znaleźliśmy się w Sopocie. Zrobiło się już chłodniej, postanowiliśmy rozgrzać się w TPK. Skierowaliśmy się w stronę Łysej Góry, dalej single trackiem do Borodzieja i następnie na Pachołek gdzie oficjalnie zakończyła się przejażdżka. Nie opisywałem szczegółowo trasy bo częśc z Was pewnie ją zna a Ci którzy nie znają niech żałują 🙂IMGP8218IMG_2550

Scoot doszedł do wniosku że dla odmiany trzeba zorganizować coś lajtowego bo następnym razem będziemy tylko we dwóch 😉 W sumie wyszło ok 60km w zimnem i mokrem

Silver

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Gdynia

m=Sopot

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rajd dwu grupowy czerwonym szlakiem

IMG_2964.jpg.phpJako że nie było chętnych do napisania tej relacji, postanowiłem zrobić to ja. Niestety jak wiecie mój styl literacki nie ma polotu. Zmuszeni będziecie więc czytać te marne wypociny. I nie marudzić mi potem że słaba relacja. To tyle słowem wstępuIMG_2970.jpg.php

Rajd mogę z całą pewnością zaliczyć do bardzo udanych. Podzieleni byliśmy na 2 grupy. Uciekających i ścigających. Jako że jechałem w tej drugiej, mój opis będzie dotyczył tylko „ścigaczy”. Przeżycia uciekinierów zapewne opisze Mudia, Bilbo lub Łukasz, gdyż to właśnie oni startowali w pierwszej grupie.

Mój początek zapowiadał się nie wesoło. Po nocnej mocno zakrapianej imprezie żona przywiozła mnie do domu około 3 nad ranem. Jako zapalony biker nie mogłem jednak odpuścić sobie tej wycieczki. Wystartowałem o 8:30 z domu.

Niestety po kilku metrach stwierdziłem że jeszcze nie dojrzałem do jazdy. Wsiadłem więc w SKMkę i dojechałem do Sopot-wyścigi. Po drodze uprzedziłem Silvera że spotkamy się na miejscu, odwołując tym samym „randkę” przy mostku na przymorzu. W pociągu miałem niemiłą wymianę zdań z palaczami w moim przedziale.

Pech chciał że nie widziałem iż było ich kilku. I początkowe (mocno wczorajsze) bojowe nastawienie szybko przeszło w stan lekkiego zaniepokojenia. Skończyło się na szczęście na słowach. Miejscem startu obu grup był początek czerwonego szlaku przy przystanku SKMki Sopot Kamienny Potok. Dojeżdżając tam, zostałem zatrzymany przez radiowóz. Panowie zajechali mi drogę jak na filmie. Była syrena i sygnały. Nie przestając jeść (pewnie pączków) zadano mi pytanie; „wiesz za co?”.Odpowiadam: nie! Tu nie wolno jeździć na rowerze. Ale nie było znaków. I tak musisz znać przepisy. Szczerze to mnie zaskoczyli, jechałem co prawda Aleją Niepodległości, nie wiedziałem że jak droga ma 2 pasy ruchu w każdą stronę to rowerem nie wolno się na niej poruszać.IMG_2985.jpg.php

Po chodniku też jeździć nie wolno a ścieżki nie było. Będzie mandat! Ryknął smerf odpowiedziałem bez zastanowienia – bez jaj, mandat! Może lepiej jakieś pouczenie?. „Jak bez jaj to 50zł – będzie. Dalsza polemika nie miała już sensu więc odpuściłem. Uświadamiając sobie że źle to będzie dopiero jak mnie na alkomat wezmą.

Nie miałem jak uciec bo półtora metra od chodnika był płot od osiedla. No i szczerze to nie miałem siły podejmować jakiejś spektakularnej ucieczki. Panowie przeszli do zadawania pytań. Jako że nie miałem dokumentów musiałem podać swoje personalia. Nakłamałem o wszystkim! Zdziwiłem się że tak łatwo mi poszło.

Nagle mina mi zrzedła jak zrozumiałem że oni to zechcą potwierdzić poprzez CB-radio lub komputer. W tym momencie naprawdę już mi nie było wesoło, wiedziałem że czeka mnie „zrywka”. Nasłuchując rozmowy panów i wyczekując odpowiedniego momentu wpiąłem się ponownie w SPDy, zrzuciłem na lżejszy bieg i upatrywałem miejsca ucieczki. Z jaką ulgą przyjąłem wiadomość (wypowiedzianą przez zęby) że panowie mają awarię połączenia z centralą i komputer im nie działa. Cyt; „Muszę ci odpuścić” – syknął smerf. Moja reakcja była natychmiastowa i spontaniczna; „ to na razie!” , po czym wystartowałem z takim impetem że aż prawie mi przednie koło do góry się poderwało.

Już bez przeszkód dojechałem do przystanku SKMki w Kamiennym Potoku. Tam z daleka dopatrzyłem sylwetkę Silvera. Mieliśmy jeszcze 30 minut do startu. Ale doszliśmy do wniosku że nikt się więcej nie zapowiadał więc jedziemy. Wolnym tempem wdrapaliśmy się na pierwszy podjazd. Do Silvera przyczepiła się jakaś bogata, ale pomarszczona babcia – chciała aby jej drogę torował. A tak naprawdę to chciała chyba co innego, ale Silver wybrał rower i moje towarzystwo. Czułem się okropnie. Łeb wydawał mi się tak ciężki że ledwo trzymałem go w pionie.IMG_2988.jpg.php

Po kilku metrach jazdy zza krzaków krzyknął do nas jakiś koleś. Ale ani przez moment nie pomyślałem aby się zatrzymać. Pomyślałem że to następny napaleniec na Silvera. Okazało się że to Robin! Ale było mi głupio jak dostaliśmy opier… że się nie zatrzymaliśmy. Było nas więc już troje. Wolno pokonaliśmy pierwsze kilometry szlaku. Na wysokości Karwin odebraliśmy telefon. Aga i Świr też jadą. Czekając na nich, kolejny sygnał telefonu i kolejne opier… . Tym razem Batik z Flashem i Wojtkiem. Nie miałem już siły się tłumaczyć dlaczego wyjechaliśmy wcześniej. Ze wszystkimi spotkaliśmy się kawałek za Wielkopolską. Po przywitaniu popędziliśmy za uciekinierami. Moja głowa krzyczała – nie jedź! Nie rób tego! Czułem że za chwilę krew tryśnie mi z każdej dziury w moim ciele J. Ale nic, jadę! Pierwsze kilometry dorównywałem wszystkim. Czym jednak dalej tym było coraz gorzej. Sillver, Robin i Batik dyktowali ostre tempo. Świr, Flash i Wojtek byli tuż za nimi. Dalej Agnieszka a na końcu ………… ja niestety spowalniałem grupę i czekali kilka razy na mnie. Nie chcieli jednak pomimo moich kilku próśb zostawić mnie i dopędzić grupę prowadzoną przez Mudię ina domiar złego mój nowy rower wydawał mi się zupełnie nieprzystosowany do turystyki MTB. Na bujaniu wydawało mi się że tracę 40% mocy. Kac nie ustępował i było mi naprawdę ciężko. Ale jechałem. W ostateczności zawsze mogłem zasymulować jakąś awarię. Silver kilka razy został ze mną w tyle i dopingował mnie do szybszej jazdy.

Po drodze na czerwonym szlaku, jak zapewne wiecie było kilka fajnych zjazdów i ostrych podjazdów. Na jednym z nich po małej awarii Agi korby (wkręcił się patol) zgubiliśmy drogę słyszeliśmy jedynie nawoływania naszej ekipy. Postanowiliśmy przeciąć podjazd i poprzez gęste iglarki wjechać na górę. Niestety fiknąłem kozła przez kierownicę nabijając sobie wielkiego sińca jak się okazało chwilę później jadąc na czele przeskoczyłem dość głęboki rów.

Niestety jadący za mną nie mieli już takiej możliwości i po kolei większość zaliczyła kozła. Zrobiłem tam kilka fotek z aparatu. Dalsza część rajdu to moja bezustanna walka z kacem. Nic nie przechodziło. Głowa, brak sił. Jechało się jednak na tyle fajnie że nie zdecydowałem się odpuścić. Cały czas asekurował mnie Silver (wielkie dzięki). Na jednej z szutrowych płaskich jak stół dróg mało się nie utopił. Była tam bowiem kałuża. Co prawda rozległa ale każdy chyba stwierdził by, że ma może z 10cm głębokości. Ja objechałem ją bokiem – Silver zaatakował frontem i wpadł prawie po pas. Strach pomyśleć co by było gdyby trochę nie zwolnił i gdyby był jakimś niedzielnym cherlawym bikerem. Bardzo dziwna ta dziura była a najdziwniejsze że tyle w niej wody stało.

Tuż przed polana na jakiej mieliśmy się spotkać z uciekającymi odłączyli się od nas Świr z Agą. Docierając na miejsce – chyba asfaltem.  Po dotarciu na miejsce koledzy czekali już na nas. Ponoć 40min. Więc też musieli ostro dawać. Mudia popędzał ich chyba batem. Trzeba im przyznać że zapewne mieli nie mniej ostre tempo – brawo! Po małej przerwie każdy pojechał w swoją stronę nierzy, chyba na lanserkę po Wejherowie, Flash – no właśnie gdzie? Wojtek też znikł tak samo jak się pojawił. Ja, Aga, Świr, Robin, Batik i Silver pojechaliśmy na jakieś żarcie. Niestety dopiero w Macdonaldzie na końcu obwodowej dopadliśmy do czegoś ciepłego.

Po drodze Robin rozwalił linkę i stracił tylną przerzutkę. Po obfitym posiłku pełni nowych chęci J pojechaliśmy dalej. Niestety ale zawezwano mnie do domu więc wsiadłem w Gdyni w SKMkę i dotarłem nią do Gdańska. Reszta zdecydowała się na powrót jakimś szlakiem. Cały rajd był naprawdę udany i obfitował w fantastyczne przeżycia. Po lesie chodziło wielu gapiów, jadąc jako ostatni wielokrotnie miałem okazję słyszeć ich komentarze na nasz temat. Od bardzo dużych słów podziwu po „zapier.., koleś zapier.. – jesteś ostatni!” Mudia dzięki za pompkę – dopiero nią udało mi się prawidłowo wyeliminować bujanie w ramie. Wszystkim dziękuję za fantastyczną wycieczkę! Slilverkowi specjalne podziękowania J Kto robił fotki, niech umieści do nich link.Ja mam kilka ale z telefonu

Pozdrawiam.

tekst: „Qazimodo”

Relacja drugiego uczestnika grupy  pościgowej

Od samego rana pogoda była piękna… jak na złość grupa pościgowa miała startować dopiero o 10.

Późno to, więc postanowiłem pokręcić się trochę po okolicy, może już od 8… , ale trzeba było przygotować (czyt. załatać) zapasowa dętkę, picie oraz coś na ząb, zapasowe baterie, a do tego na nowo musiałem okleić licznik… i tak oto z domu stoczyłem sie dopiero o 9:48… na miejscu startu byłem 8 minut po czasie, nikogo już nie było, więc rzuciłem się w pościg za grupą pościgową.

W piaskach za Sopotem minąłem Świra i Agę, a przy wjeździe do lasu w okolicach Karwin spotkałem resztę grupy pościgowej.

Czekali na parę, którą minąłem kilka minut wcześniej. Ruszamy ostro i tak też przez jakiś czas jedziemy. Przez strumyk wszyscy przejeżdżając mocząc sobie nogi i tylko ja przeskoczyłem suchy po kamieniach.

Z biegiem kilometrów powoli przechodzimy w tryb tempa lajtowego ze względu na łapiące Agę skurcze, oraz problemy kondycyjne Michała. W efekcie na miejsce docelowe docieramy 40 minut za uciekającymi…

Cała trójka uciekających jakoś podejrzani czysta była, tylko tyle zaobserwowałem… po czym pożegnałem sie z grupą i uderzyłem w kierunku Krokowej…

W grupie pościgowej uczestniczyło 8 osób w tym jedna nasza koleżanka Aga.

tekst: Tomek „Flash”

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Sopot

m=Karwiny

m=Krokowa

szlak=czerwony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rajd oldbojów czerwonym szlakiem

oldboje_logo
Nie tylko młodzi bikerzy potrafią pokonywać trudne trasy i doskonale jeździć na rowerach. Chcę tu przytoczyć przykład trzech oldbojów bikerów, którzy również doskonale dają sobie radę a kondycję
posiadają również nie najgorszą.
Po dłuższej przerwie postanowiłem coś zorganizować, ale tym razem wybrać się na jakąś ciekawą traskę. Chętnych było czterech a w rezultacie pojechało troje, jeden z kolegów w ostatniej chwili zrezygnował. Wiesiek poprosił abym wybrał jakąś fajną traskę, gdzie będzie można trochę poszaleć. W pierwszym momencie nie wiedziałem co mam wybrać, naturalnie to miała być trasa typowo terenowo-leśna. Ostrzegałem go, że może to być bardzo ciężka trasa a to z powodu nasilających się ciągle opadów deszczów, ale to go nie odstraszyło, więc wybrałem dość wymagający czerwony szlak wejherowski.IMG_7167
Akceptacja jest, więc jedziemy.
Trójka odważnych miała się spotkać w Sopocie. Ja wyruszyłem z Zaspy z Wieskiem a Zbyszek mieszka w Pruszczu, więc on miał dojechać SKM’ą do Sopotu.
Ruszyliśmy i już w Sopocie Wyścigi pierwsza awaria………złapałem kichę, więc szybko z roweru i do roboty, Wiesiek mi pomógł także poszło to szybko, ale już byliśmy spóźnieni ok. 10min.
Zbyszek już nas czekał…….ruszyliśmy w kierunku lasu.

Czułem, że będzie to „rzeźnia”, gleba rozmiękła, śliskie korzenie i nawet po mokrych liściach, koła się ślizgały a ja mam opony semislick’i, no będzie fajna zabawa, tylko zastanawiałem się ile będzie gleb. Już na samym początku miałem problemy z podjazdami, ponieważ przy mocniejszym naciskaniu na pedały koła się kręciły w miejscu, żałowałem, że nie zmieniłem opon, ale trudno jedziemy dalej. Tą trasą już dwa razy prowadziłem rajdy i wiedziałem, że nie jest to taka ciężka trasa, ale to było latem a obecnie ziemia jest bardzo rozmokła i koła zapadają się w błocie. <br>Najbardziej niebezpieczne były zjazdy po liściach lub po glinie, koła zsuwały się bokiem w wysokie koleiny po traktorach i o dziwo, że nie było upadków, jedynie kolega dwa razy glebnął, ale nie z powodu nieumiejętności prowadzenia roweru tylko dlatego, że dopiero co kupił SPD’y i nie zdążał się wypiąć na zbyt małych szybkościach to jest normalne, każdy to musi przejść.

IMG_7181Droga była tak upierdliwa, że nie można było jechać szybciej, bo to po prostu było niemożliwe, w niektórych miejscach rowery przenosiliśmy na barach albo pod barami, także średnia była bardzo słaba. Przystanków dłuższych nie było jedynie raz zatrzymałem się aby zjeść jakąś kanapkę i to w dużym pośpiechu, bo robiło się już ciemno. Jechaliśmy non-stop przez 75km, aha i przed jednym sklepem zatrzymaliśmy się w celu uzupełnienia wody i to były nasze jedyne przerwy I tak dotarliśmy już na światłach do Wejherowa…….dalej to pociąg i do domu. Przedstawiłem trzy fotki z pięknie oświetlonego Wejherowa nocą (zdjęcia są nieostre, a nie miałem ze sobą statywu). Tysiące świateł, coś wspaniałego to nawet Gdańsk nie może się pochwalić takim oświetleniem. Rowery nie podobne do rowerów całe oblepione błotem, kółek w przerzutce nie było widać,

jak również ochlapane błotem buty i spodnie.
Ale będzie mycia!!!!!!!!!

Refleksje:
Przez moment zastanawiałem się, że nam wszystkim starczyło sił jechać w tak ciężkich warunkach, jedynie Zbyszka łapały pod koniec drogi skurcze, ale to nie oznaczało, że nie miał kondycji, wręcz przeciwnie byłem mile zaskoczony jego kondycją, bo on przecież nie jeździ w dnie powszednie ze względu na pracę.
Trasa była bardzo wymagająca umiejętnego prowadzenia roweru po różnego rodzaju korzeniach, dołów przykrytych liśćmi i w dodatku to wszystko było mokre.
W niektórych miejscach błoto zmuszało do „wysiadki” z roweru i na piechotkę.
Nie było upadków niekontrolowanych, żadnych awarii z wyjątkiem jednej kichy, także rowery po takim błocie spisały sie na medal.

Tekst i foto: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=brak
dystans= 50
kondycja=normalna
profil=niski
trud=normalny
m=Zaspa
m=Sopot Wyścigi
m=Wejherowo
szlak=czerwony
obszar=Kaszuby
atrakcja=jezioro
typ=rowerowy
Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment
Newer »