Spotkanie przy ognisku

IMG_0986Pogoda tego dnia nie zapowiadała się zbyt optymistycznie, pomimo to na miejsce spotkania przybyło 10 osób, w Otominie doszły jeszcze 2 osoby a do Rutek dojechały następne 2 dwie osoby, czyli w sumie 14 osób. Ognisko, pieczone kiełbaski, fajne towarzystwo, z którym to mile się gawędziło. Ujrzałem parę nowych twarzy w tym dwie bikerki, które serdecznie pozdrawiamy.

IMG_1004Był to rajd na pewno lajtowy pod względem długości trasy oraz tempa, natomiast pod względem trudności to był typowy hardkor. Nie był wprawdzie to długi odcinek(ok. 1km), ale sowicie dał nam się we znaki. Błoto i te bardzo strome podejścia wyraźnie nadwątliły nasze siły. Nie jeden stwierdziłby, że bez roweru byłyby trudności z wejściem do góry. No cóż nie zawsze się jeździ bez obciążeń, trzeba wypróbować swoją siłę psychiki, bo od niej dużo zależy. W końcu doszliśmy do drogi Uff!!…nareszcie.IMG_1007

Wydaje mi się, że jednak tym razem przesadziłem z tym stopniem trudności, bo przecież to miał być pod tym względem również lajt a nim nie był. Na przyszłość organizując rajd będę miał na uwadze Rutki, które nie powinny się powtórzyć.

Wszystkim koleżankom i kolegom pragnę podziękować za znakomite towarzystwo.

Na liczniku miałem 58km

Mieczysław Butkiewicz

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Otomino

m=Rutki

m=Gdańsk

obszar= kaszuby

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Po Kaszubach przez Sierakowice

05.jpg.phpSpotkaliśmy się punktualnie o 9 nad jeziorem w Otominie… no, w zasadzie to dojechałem do Michała i kolegi, którego imienia niestety nie zapamiętałem (przepraszam) wybiła właśnie 9:01, ale to i tak nie najgorzej, bo z domu wygrzebałem się dopiero o 8:20. Chwile odczekaliśmy, ale nikt więcej się nie zjawił… a była taka piękna pogoda. We  3 ruszyliśmy szlakiem niebieskim w kierunku Kartuz. W Żukowie nowy kolega uznał, że nie da rady i się odłączył, aby nas nie spowalniać. Dalej jechałem więc już tylko z Michałem (Qazimodo).10.jpg.php

Aby ominąć Jar Raduni, pojechaliśmy przez most w Rutkach, dalej wzdłuż Jaru, by w Babim Dole wrócić na szlak niebieski (Kartuski), którym mimo miejscowych trudności i zaoranej drogi dojechaliśmy do Kartuz. Na krótkim odcinku dotychczasowy szlak pokrywał się z czerwonym (Kaszubskim), który w zasadzie na całej swej długości zagwarantował odpowiednią ilość wrażeń i krajobrazów. Nie było żadnych awarii, nie błądziliśmy, no i mieliśmy dosyć pojemne bukłaki, więc zatrzymywaliśmy się głównie, w celach fotograficznych.. jednak te postoje nie były zbyt długie, bo komarów było na każdym kroku… duuużo.

Po ostatnich opadach w lasach nie brakuje odcinków błotnych, jednak nie jest źle, wręcz przyjemnie, bo komary przez tę warstwę błota, jaką miałem na nogach raczej się nie przebijają.  Nad kolejnym z jezior (j. Kamienne) natrafiliśmy na niespotykanej w tej części kraju kamień. W butach z blokami nie udało mi się na niego wejść, jednak Michałowi na bosaka udało się bez problemu… cóż, ja postanowiłem sienie kąpać, aby nie zmyć warstwy ochronnej.

Kolejne malownicze odcinki i kolejne przygody, tym razem szlak wyprowadził nas w pole, tj. szlak był, a droga jeśli była, to została zaorana i teraz rosły na niej ziemniaki. Po drodze widzieliśmy w oddali ulewy, które jakimś cudem nas omijały. Na wysokości jeziora Potęgowskiego Michał zaliczył niespodziewany upadek. Skończyło się na bólach nadgarstka. Jadąc z Kamienicy Królewskiej widzieliśmy bardzo ciemne chmury nad Sierakowicami. Dojechaliśmy do Sierakowic i nie padało, więc może mieliśmy szczęście… pojechaliśmy do sklepu uzupełnić zapasy na resztę wycieczki i w chwili, gdy mieliśmy ruszyć zaczęła się ulewa… ale i tak pojechaliśmy.11.jpg.php

Nie daleko, ale i tak byliśmy już całkiem mokrzy zatrzymaliśmy się u babci Michała na herbatkę. W tym czasie przestało padać. Ruszyliśmy dalej, ale przed wyjazdem z Sierakowic odwiedziliśmy papieski ołtarz. Było już po 18, więc na powrót czarnym szlakiem nie było czasu…mieliśmy więc pojechać na Borucino przez Sierakowską Hutę, ale pomyliliśmy drogą i pojechaliśmy przez Szklaną. Mijając jezioro Bukrzyno Duże zjechaliśmy na leśną drogę wzdłuż jeziora Ostrzyckiego. Tym sposobem dojechaliśmy do Brodnicy. Zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym, gdzie pewnie niedoedukowana rowerowo rodzinka zasypała nas takimi pytaniami, że odechciało mi się wyjmować aparat.

Dalej mieliśmy ruszyć w kierunku Ostrzyc, jednak nie wiem jak to się stało, że pojechaliśmy w kierunku Kartuz (chyba ten pośpiech, wystraszyła nas rodzinka). O błędzie zorientowałem się dopiero w Smętowie Chmieleńsim i tu właśnie moje i Michała drogi się rozdzieliły, gdyż była godzina 20:20, a Qazimodo obawiał się, że noc zastanie nas gdzieś w lesie. Z wpisów na forum wiem, że tak jak powiedział, tak pojechał główną drogą do Gdańska, przez Żukowo, gdzie zatrzymał się na jadło.

Ja natomiast upatrzoną sobie drogą ruszyłem w kierunku Goręczyna. Droga okazała się zapomniana, miejscami jak rwąca rzeka, ale dzięki temu ciekawa, a sam zjazd do Goręczyna to szybki szosowy zjazd. W Mezowie wskoczyłem na niebieski szlak, którym przeciąłem Jar Raduni, z którego wyjechać było trochę trudno, ale już od Babiego Dołu, Przyjaźń, Lniska i Czaple jechało się expresowo.

Słońce zaszło w okolicach Przyjaźni, a więc w Trójmiejskich lasach było już ciemno, jednak lampka, którą miała pozwoliła mi zjechać niebieskim do Doliny Radości, skąd już prosto do Oliwy a następnie ścieżkami rowerowymi do Jelitkowa, Sopotu i do domu…

tekst i foto: Tomek „Flash”18.jpg.php

Krótka relacja Michała

Wszystko zaczęło się od wizyty na stronie RWM. Przeglądając propozycje wycieczek natrafiłem natrafiłem na propozycję Wojtka – którego nie znam ale pozdrawiam, wyprawy szlakami Kaszubskimi. Postanowiłem zaproponować „nieco” okrojoną wersję takiej wycieczki na naszej stronie. Jako że nigdy nie prowadziłem rajdu musiałem znaleźć przede wszystkim prowadzącego. Gorąco mi się zrobiło jak się dowiedziałem że to będzie Flash  – który podjął się realizacji
Ale cóż, nie wypadało już teraz odmówić, bo byłby wstyd. Liczyłem że może ktoś jeszcze przyjedzie, kto razem ze mną będzie stopował Tomka. Oczywiście okazało się że przyjechał tylko jeden kolega – nieświadomy kto to Flash.
Do Żukowa dzielnie trzymał się – i jak na rozpoczynającego przygodę z rowerem trzeba przyznać że będzie niezły biker. Cała trasa do Sierakowic okazała się niesamowicie malownicza i ciekawa. Były szybkie zjazdy, techniczne oraz extremalne warunki polne.

Wyciągaliśmy sianko z napędów jak młynarze. Błota było więcej niż szutrowych tras. Asfaltu wcale nie widziałem. Po pierwszym kryzysie 30 km przed Sierakowicami poczułem się znacznie silniej. Oczywiście Flasza nie dopędził bym nawet na tandemie do MTB (jak by mi kto takiego zaprojektował). Czekał na mnie czasem choć nie narzekał że zamulam. Po prostu gdy On robił fotki ja brałem oddech.

Najgorsze były jednak komary. Jeszcze tyle tych małych skur…. nigdy mnie nie pogryzło. Ale w drodze powrotnej przez jakieś 2,5 h lał niezły deszcz więc byliśmy mokrzy ale wolni od komarów. Co do całej wyprawy to przyznać muszę że była to jak dotąd najlepsza wyprawa w jakiej brałem udział. Widoki super!!! Trasa bardzo różna. Szkoda tylko że strasznie zapomniana. Momentami zaorana i przywalona drzewami.

Jeśli mam się wypowiedzieć o trudności szlaku niebieskiego i czerwonego do Sierakowic to powiem tak: wyjechaliśmy o 9:00 z Otomina. O 17:00 byliśmy na miejscu. Czyli 8 godzin bardzo intensywnego pedałowania, mało przerw. A przejechane jedynie 100 km. Nie zamulaliśmy w tamtym kierunku. Wnioski wyciągnijcie sami. Wiadomo że pora roku i deszcze też miały na to wpływ, ja jednak polecam tę trasę tylko w 1 stronę. Potem wracać asfaltem lub PKP.

Polecam jednak aby tam wrócić w większym gronie. Bo to naprawdę suuuuuuuuper przygoda. Na nocną jazdę po lesie nie byłem już jednak gotowy i odłączyłem się od Flasha pedałując samotnie do domu. Drzwi otworzyła mi żona udzielając małej reprymendy za mój stan (błoto, mokry cały i w bąblach). Dzielnie to zniosłem i poszedłem spać. O 6 obudziła mnie sąsiadka stwierdzając że jeszcze tak zabrudzonej klatki schodowej to nie widziała. Tego już nie zniosłem. Nabrałem powietrza zacisnąłem pięści zrobiłem groźną minę i … powiedziałem: „To nie ja”

Kilka fotek w pełnej rozdzielczości umieściłem na serwerze RWMu, (17.06.2007 Sierakowie w słońcu i deszczu) polecam bo naprawdę ładne.

Michał „Qazimodo”

asfalt=niewiele

dystans=200

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Osowa

m=Rutki

m=Sierakowice

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd do Rutek 2005r

rutki_logo

 

W niedzielę dnia 7 sierpnia spotkaliśmy się, aby odbyć rajd w dwóch grupach A i B.

Relacja grupy A

Pierwsza grupa miała za zadanie dojechania do Jaru Radu a dokładniej to na most w Rutkach, gdzie mieliśmy się spotkać z grupą B (przecinaki). Natomiast grupa B ze względu na swoją agresywną jazdę miała wydłużoną trasę i jechała do zamku Łapalicach i nawrót na most w Rutkach. Chciałbym wspomnić że będą opisane osobno dwie relacje obu grup. Wjechaliśmy ul Abrahama do lasu do niebieskiego szlaku, gdzie nastąpiło rozdzielenie grup. Wspólna fotka i w drogę grupa B wystartowała tak ostro, że aż się za nimi kurzyło, ale nie od kurzu tylko od unoszących się w powietrzu liści. My natomiast poczekaliśmy 5 minut i również ruszyliśmy, ale za nami liście jakoś nie chciały się unosić w powietrzu hehe. Po przejechaniu paru kilometrów jeden z naszych kolegów znalazł koło mostku komórkę, więc zatrzymaliśmy się….każdy jej się przyglądał….była włączona. Asia odczytała w menu jej numer i stwierdziła, że to komórka Tomka Flasha. To ci Tomek będzie miał niespodziankę jak ujrzy ją.

Chciałem zadzwonić do nich i powiadomić, żeby Tomek się nie martwił, bo telefon się znalazł, ale Asia chciała Tomkowi zrobić osobiście frajdę…. szkoda, że nie widzieliśmy radosnej miny Tomka….. no cóż myślę, że jakiś browarek………żartuję (prawdziwy biker nie…..). Ruszyliśmy w drogę, żadnych niespodzianek nie było oprócz jeszcze jednej a mianowicie…..gadu gadu a ja przy tej okazji skręciłem odruchowo nie w tę stronę co należało. Dojechaliśmy do Łapina, wówczas stwierdziłem, że nie w tym kierunku jedziemy ale numer….zatrzymaliśmy się i krótka analiza sytuacji. Decyzja została podjęta….zawracamy i jedziemy w kierunku wioski Przyjaźń a stamtąd do Rutek. Jak się okazało odjechaliśmy nie tak daleko bo tylko 5 km. Przez to w sumie straciliśmy 10km, ale trudno pogoda dopisywała, więc jechaliśmy dość szybko i tu nagle……oooo jaka radośc wszystkich jest wioska Przyjaźń, więc teraz prosto na Żukowo (ok.6 km), a jeszcze dalej jakieś 2 km Rutki. Nareszcie dojechaliśmy…. teraz rondo zakręt w lewo kawałek prosto i jest tablica z napisem Rutki 1 km, no to jesteśmy na miejscu. Przez ten stracony czas myśleliśmy, że „przecinaki” będą pierwsi od nas, ale niestety byliśmy osamotnieni……jest most ale na moście przywitał nas deszcz. Nie wyglądało to na niebie najciekawiej. Zeszliśmy pod most, aby nieco ukryć się od deszczu.

Wykonałem telefon do kolegów, ale oni jeszcze nie dojechali do Kartuz. Jeszcze na wstępie nie wspomniałem, że w Otominie miał do nas dołączyć Michał (nasz bombowiec). Czekał i widocznie mu się znudziło i ruszył w trasę sam. Nie dogoniliśmy go, bo pomyliśmy drogi. Spotkaliśmy go dopiero na moście w Rutkach. Czekaliśmy na naszych kolegów około godziny, dzwoniłem do nich, ale mieliśmy problemy z łącznością…nie mogliśmy się porozumieć. W końcu otrzymałem SMS’a i stwierdziłem, że chyba ich się nie doczekamy….są daleko. Jak się później okazało mieli bardzo ciężką trasę i to wszystko się opóźniło. Znam ten niebieski szlak i wcale im się nie dziwię, że do spotkania nie dojdzie. Tomek właśnie opisuje jak im rowery wpadały do wody. Po krótkiej naradzie z grupą doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu czekać dłużej, poza tym stojąc pod drzewami jest dość chłodno i deszczowo więc ruszamy w drogę powrotną oczywiście szlakiem niebieskim, ale zanim ruszyliśmy trzeba by było jakoś się wdrapać na górę po błotnistym zboczu nie było to łatwe zadanie, ale jakoś osiągneliśmy szczyt.

Ruszyliśmy… przestało padać, więc powrót był w miarę suchy. Było nas w sumie sześć osób i co jakiś czas ktoś się odłaczał, bo miał bliżej do domu, aż na końcu w Otominie zostałem ja z Asią, ponieważ mieszkamy blisko siebie, więc jechaliśmy razem do Zaspy i tu się rozstaliśmy. Szkoda, że to już koniec naszych przygód i nie ukrywam, że niedosyt z powodu niezrealizowania w pełni tego rajdu. Na liczniku skromnie 82 km.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Relacja grupy B

Zgodnie z planem spotkaliśmy się pod dworcem PKP we Wrzeszczu. W sumie 8 osób – wszyscy pojechaliśmy w kierunku niebieskiego szlaku, a gdy już dojechaliśmy, podzieliliśmy się na dwie grupki po 4 osoby – w miedzyczasie Mietek zrobił fotkę… jak się później okazało, było to pierwsze i ostatnie wspólne zdjęcie (tego dnia).

Przodem ruszyła grupa B (przecinaki), która musiała mocno naciskać na pedały, gdyż do pokonania miała kilka kilometrów więcej. Ci śmiałkowie to: Tomek (z Pruszcza), Marcin, Krzysiek i Tomek (Flash). Agresywny i krety zjazd niebieskim szlakiem wzdłuż ul. Słowackiego i znaleźliśmy się przy ulicy i dalej asfaltowym odcinkiem szlaku, a do Matemblewa. Stąd naszym podstawowym szlakiem, niebieskim przez lasy z wyjazdem w pobliżu Auchan… w międzyczasie pokonaliśmy mostek, przy którym Flash (jak się okazało) zostawił telefon, bo robił zdjęcia nadjeżdzającym kolegom.

Od przejazdu pod obwodnica jadąc a to niebieskim, a to czarnym szlakiem, grupa B dojechała do Otomina, gdzie nad jeziorem przyszedł czas na złapanie oddechu, fotki… no i w drogę, głównym szlakiem, przez Sulmin. Kawałek za wioską Flash zorientował się, ze zgubił telefon. Co chwila traciliśmy szlak ze wzroku, jednak nie zawsze wynikało to ze słabego oznakowania, najczęściej wynikało to chyba z chęci utrzymania dobrego tempa. Ostatecznie, po niewielkich modyfikacjach trasy (małe zboczenie z szlaku) dotarliśmy do wyczekującego Michała (Mxer)… nie wiemy jak długo czekał jeszcze na grupę A – chwile pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej. No cóż, tym sposobem wjechaliśmy na jar raduni, który faktycznie czasami był nieprzejezdny… ba, czasem i bez roweru byłoby ciężko iść (fotki) – Tomek wyraźnie najlepiej radził sobie z tym terenem. W międzyczasie zaczęło padać, ale na szczęście korony drzew nas osłaniały. Przemierzając Jar Raduni trzeba być przygotowanym na wszystko… na super śliskie błoto przy podejściach, wąskie i zakrzaczone ścieżki, którymi nawet dałoby się jechać, gdyby nie śliskie, (bo mokre) korzenie i kto wie, czy to właśnie nie był powód, ze rower Tomka (z Pruszcza) odskoczył mu z rąk i przekoziołkował po skarpie około 5 metrów (może więcej) na bardzo miękki teren, prawie do samej Raduni. Po szybkiej akcji ratowniczej ruszyliśmy dalej.

Liczne dokuczliwe owady oraz błoto, z którym najwięcej radochy miał, Flash, czego efektem była kąpiel roweru w Raduni… i znowu w drogę, i znowu niebieskim, i znowu przez las. Kolejny postój był nieplanowany.. na skrzyżowaniu dróg w lesie nie było żadnych oznaczeń… ale za to było peeeełno jagód (fotki) i w czasie, gdy kolejni bajkerzy sprawdzali kolejne drogi w poszukiwaniu szlaku, reszta grypy koncentrowała się na konsumpcji tajemniczych kuleczek. Ostatecznie pojechaliśmy prosto i… pomijając przełajowy przejazd przez jakieś pola ze zbożem, gładko dojechaliśmy do Kartuz, gdzie Krzysztof postanowił odłączyć się od nas.. no cóż, trasa dawała chwilami nieźle w kość 🙂

Pozostało nas trzech i w takim wlanie składzie ruszyliśmy przez Kartuzy i jakieś 2 km po wyjeździe z tej miejscowości skręciliśmy w lewo, w kierunku zamku w Łapalicach, droga oznaczona numerkiem „6”, zresztą jest strzałeczka „punkt czerpania wody”. W pewnym momencie niepotrzebnie odbiliśmy w lewo, Flash znowu potaplał się w błocie, no, ale jechaliśmy dalej, aż natrafiliśmy na parę turystów na rowerach. Jak się okazało była to para z Niemiec (z dzieckiem), a jedynym sposobem na dogadanie się, był angielski.. po kilku w dłuższych i powtarzanych wyjaśnieniach, ustaliliśmy gdzie jesteśmy i w jakim kierunku się udajemy. Był to czerwony szlak prowadzący do zamku, ale wymagał zawrócenia się… Po serdecznych słowach pozdrowienia, wszyscy ruszyliśmy swoim tempem, aby już po 5-10 minutach dojechać do celu (fotki).

Powrót rozpoczęliśmy zjazdem asfaltem, za zamkiem w stronę wioski Łapalice… piękne widoki… a następnie w prawo na asfalt prowadzący do Kartuz. Na miejscu zatankowaliśmy na stacji benzynowej, (bo sklepy były już pozamykane) a Flash, nie bez problemu, dopompował sobie powietrza w, kołach, aby mięć mniej oporów w prowadzeniu grupy do Żukowa, gdzie dojechaliśmy w iście kolarskim tempie. W Żukowie po raz kolejny (i ostatni) tego dnia, wjechaliśmy na niebieski szlak, którym już raczej spokojnie dojechaliśmy do Otomina, gdzie Tomek odbił w prawo, a Flash (ja) i Marcin pojechaliśmy przez Szadółki do domu.

Trasa 110 km

Srednia: 22-25 km/godz

Średnia na Jarze Raduni 1-12 km/godz

Średnia Kartuzy-Żukowo 35 km/godz

Tekst: Tomek Flash

typ=rowerowy
m=rutki
m=łapalice
szlak=niebieski
m=łapino
m=przyjaźń
m=żukowo
m=otomino
m=kartuzy
atrakcja=most
m=zaspa
dystans=100
m=wrzeszcz
asfalt=normalnie
m=matemblewo
m=sulmin
trud=niski

kondycja=normalna
atrakcja=zamek
m=łapalice

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd do Chmielna 2004r

cimg0685W niedzielę 25 lipca zorganizowałem rajd do Chmielna szlakiem niebieskim i czerwonym. Na umówionym miejscu i godzinie spotkała się nie mała grupka uczestników rowerowego szaleństwa. Ruszyliśmy w kierunku zwiniętych torów, i już na samym początku trasycimg0691 jak zwykle Mariusz (nie poraz pierwszy robi zamęt) wyprzedził prowadzącego a za nim poszło kilku innych no i skończyło się moje prowadzenie rajdu. Organizatora już nie było. Tym bardziej, że na starcie przypomniałem wszystkim, iż jedziemy spokojnie i nie ma być to wyścig. Ale niektórych to nie przekonało. Wydaje mi się, że jeżeli ktokolwiek chce się pościgać to może przecież pojechać na maraton i tam niech pokaże, co potrafi. Na ten temat z Mariuszem wielokrotnie rozmawiałem na temat wyprzedzania organizatora i rozbijania grupy…..nie dotarło. Na przyszłość chyba powinienem wybierać ludzi, którzy chcą na łonie natury odpocząć a reszta niech jedzie sobie na maraton.

No, więc przejechaliśmy były poligon i dalej do Otomina. W Otominie wjechaliśmy na niebieski szlak, który miał nas doprowadzić do Kartuz. Ale zanim nas tam doprowadził to jest tam odcinek chyba ok. 1km trasy a raczej męki….to był koszmar! Było wysokie pobocze, po którym trzeba było się wdrapywać na czterech i w dodatku po błocie jeszcze z rowerem. Nie było by tak źle gdyby nie było żadnych przeszkód w postaci wysokich pni, drzew leżących w poprzek ścieżki, krzaków no i błota, po którym buty w raz z rowerem zjeżdżały w kierunku Raduni, więc należało łapać się czegokolwiek po drodze, aby nie wpaść do wody. Często trzymając rower na ramieniu zjeżdżało się wraz z nim po błocie w dół. Ja nie zrobiłem ani jednego zdjęcia na tym zboczu, bo nie było, komu robić, wszyscy poszli do przodu nie czekając na nikogo. Nazwałem to „droga przez mękę”. Ostrzegam niech nikt nie próbuje tam jechać, to jest szlak absolutnie nie do przejechania a nawet bardzo trudny do przejścia pieszo.IMG_2677IMG_2673

Uff…..nareszcie jesteśmy wszyscy na szczycie tej góry, więc ruszamy dalej jakimiś wertepami, drogą polną pełną kamieni itp. Rowery spisywały się doskonale…trzeszczały, piszczały a przerzutki u mnie wydawały dziwne dźwięki, aż w końcu jedna z przerzutek przednich szwankowała, że nie mogłem w ogóle wrzucić najmniejszej zębatki, także pod górkę miałem utrudnioną jazdę i tak już było aż do Gdańska.

Zapomniałem wspomnieć, iż koło Kartuz wjechaliśmy na szlak czerwony, który to doprowadził nas do Chmielna.

Jest Chmielno!!! Więc pierwsze kroki skierowaliśmy do sklepu a po zrobieniu zakupów wybraliśmy miejsce nad wodą, gdzie zrobiliśmy dłuższy zasłużony odpoczynek. Była godz., 15.50 więc postanowiliśmy pobyczyć się do godz. 16.30. Nie ukrywam, że ten szlak niebieski odebrał mnie i nie tylko mnie sporo sił. Po 40 min odpoczynku wracamy do domu. Ale którą drogą wracać…..usłyszałem odgłosy tylko nie niebieskim szlakiem, więc została szosa. Jak większość zadecydowała to jedziemy drogą główną.IMG_2682

Jak zwykle od razu stworzyły się dwie grupy, ta pierwsza to dostała takiego sprintu, że trudno było ich dogonić….no, więc tak już zostało do końca. Ja byłem w tej drugiej grupie gdzie czterech było z Gdyni, więc oni mieli się odłączyć w Kartuzach i zmienić azymut na Gdynię. Jechaliśmy przez dłuższy czas razem, ale na moment musiałem się zatrzymać, aby zdjąć kurtkę i zamocować ją na bagażniku. Myślałem, że moja grupka gdzieś poczeka na mnie, ale myliłem się…..odjechali dość daleko. Wsiadam i jadę dalej już samotnie….trochę dokuczał mi stary uraz pękniętej ręki, który się teraz pogłębił. Droga była dobra, więc przycisnąłem mocniej na liczniku 31km/godz., sądziłem, że kogoś dogonię i rzeczywiście patrzę i oczom nie wierzę, odłączył się kolega z tej grupy Gdyńskiej. Wstąpił nowy duch….jedziemy, we dwóch będzie raźniej. Na liczniku dość szybko wskoczyła liczba 34, a raz nawet była 40km,/godz. no to nie źle tak trzymać. Kolega (nie pamiętam jego Imienia) doskonale się trzymał. I tak dobrnęliśmy do Gdańska cali i szczęśliwi. Przed Gdańskiem szybkość trochę zmalała do 25km/godz

We Wrzeszczu pożegnaliśmy się a ja pojechałem na Zaspę na spotkanie z Andrzejem, który zjechał właśnie z lasu i wspólnie dojechaliśmy do domu. Dziś piszę tę relację zmęczenia już nie odczuwam, ale mam mały problem ze starą kontuzją, która się odnowiła. Jednego jestem pewien, że to był mój błąd organizując ten rajd po szlaku niebieskim, tym bardziej, że już tam jechałem…..ale pamięć jest czasami zawodna. W sumie przed czasem wycofały się trzy osoby.

Chcę poinformować na przyszłość, że tak ciężkich rajdów na pewno nie będzie. Niech się nikt nie zniechęca. Będę wybierał trasy o wiele łatwiejsze!!! Nie może się taka sytuacja więcej powtórzyć, że ludzie odłączają się na wskutek wyczerpania. Jeden z uczestników powiedział mi, że po to organizuje się rajdy, aby coś pooglądać, pozwiedzać a nie przeć do przodu jak szalony i oglądać migające drzewa. I tu on miał rację. Co myśmy widzieli? Nic…..tylko rzeczywiście migające drzewa. Fakt, że w tym rejonie nie wiele było do oglądania. Ale było do obejrzenia w Chmielnie grodzisko i góra zamkowa pod Kartuzami. Sam już nie miałem ze zmęczenia chęci oglądać jakiekolwiek zabytki gdyby nawet były. Nic nie widzieliśmy. Powstaje pytanie to, po co my jeździmy rowerami, chyba tylko po to, aby nabijać kilometry i nic więcej. To nie widzę sensu organizowania tego typu rajdów.

Odczyt z licznika:

Przejazd całkowity 103km

Czas przejazdu 6godz.

Średnia 17.39km/godz

Maksymalna 44.7km

Myślę, że średnia całkiem niezła jak taki teren.

Tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans100

profil=niski

trud=normalny

m=Otomino

m=Żukowo

m=Rutki

m=Kartuzy

m=Chmielno

m=Gdańsk

szlak=czerwony

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy


Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment