Czerwony szlak Wejherowski jesienną porą

Dzisiaj postanowiłem udać się na Czerwony Szlak który biegnie z Sopot Kamienny Potok do Wejherowa. Rano chciałem sprawdzić jak wygląda mniej więcej trasa którą zamierzamy objechać, (miałem nadzieje ze w całości nie dopuszczałem myśli która miała by nam pokrzyżować plany), dojeżdżając na kołach na miejsce zbiórki z Gdyni, udałemDSCF7970.JPG.php się szlakiem niebieskim rowerowym, wjeżdżając na rozwidleniu prosto na czerwony, który zaprowadził mnie bezpośrednio na miejsce zbiórki. Tak się złożyło że trochę z a późno wystartowałem o 8:15 musiałem trochę przycisnąć uzyskując średnią 19,50 KM/H na dystansie 18 KM. Na miejscu zbiórki byłem o godz 9:02.

Gdy ujrzałem na oczy ilu Bikerów czekało na mnie, oczom nie wierzyłem, było nas aż 13-tu, Poczekaliśmy tradycyjne 5 min i szczęśliwa 13-tka ruszyła w drogę. Co do trasy bałem się że będzie trudna, spodziewałem się dużej ilości błota, w takim terenie to zbyt fajnie by nie wyglądało, no i przeszkody w postaci zwalonych drzew.

Co do błotka to na szczęście nie było, co drzew trochę ich na swojej drodze napotkaliśmy ale nie należał do zbyt dużych problemów ominięcie kilku przeszkód. Na jednym odcinku przed rzeczką, a właściwie dojeżdżając do niej był mega zjazd, tu była mała przewrotka chyba jedyna i ostatnia, o następnych nie słyszałem, Olo rozpędzony z górki chciał przeciąć mega gigantyczne błotko, jechałem tuż za nim, kiera mu trochę uciekła, nie udało się, kąpiel błotna murowana, ale na szczęście nic się nie stało, Olo pozbierał się szybko i pojechaliśmy dalej.DSCF7974

Następna przeszkoda to rzeczka przez którą trzeba było przejechać, w sumie nie koniecznie, niektórzy wybrali inną alternatywę ominięcie owej przeszkody udając się kawałek czarnym szlakiem omijając rzeczkę, przejeżdżając przez mostek kawałek dalej, większa ilość osób wolała jednak przeprawić się przez rzeczkę. Był doskonały ubaw przy tym. Ale nikt się nie skąpał.

Trasa była bardzo urozmaicona, kilka razy trzeba było wziąć rower pod pachę omijając przeszkody które czekały nas na drodze w postaci zwalonych na przełaj drzew, cały szlak był pokryty sporą ilością liści jesiennych, aha ta Polska Złota Jesień, piękna jest. Ale są i minusy, śliskie gałęzie, odstające konary, korzenie oraz dziury na które można było się nadziać, trzeba było mieć oczy szeroko otwarte. Pierwszą dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie w Bieszkowicach, przy sklepie, uzupełniając bidony oraz pożywiając się, ok. 15-20 min trwała przerwa. Na miejscu w Wejherowie byliśmy równo o 14:00, zatem czas jazdy razem z przerwami wynosił 5 h, planowałem zakończenie wycieczki tak 14-15 i udało się.DSCF7990

Koło asfaltówki prowadzącej na dworzec SKM WEJHEROWO podjęliśmy decyzje, kto wraca na kołach relacji Gdynia-Gdańsk a kto na SKM-ką, większość ekipy udała się na pociąg, ja ze Sławkiem, Agą oraz Rafałem udaliśmy się na kołach do swoich domów, Wracając się na czerwony szlak hehe jak by było nam mało, ale przecinając go miejscami niebieskim rowerowym, żeby się zbytnio nie męczyć. W Zbychowie zrobiliśmy sobie przerwę przy jednym ze sklepów na uzupełnienie bidonów oraz sił, po chwili w drogę. Ja odłączyłem się na Dąbrowie zaliczając stacje benzynową a dokładniej myjnie, gdzie umyłem rower.

*Podsumowując:

*Trasa była łatwiejsza niż przepuszczałem, owszem były pewne urozmaicenia w postaci noszenia rowerów, ale już ten szlak tak ma, drzewa nie usunięte tarasowały drogę.

*Błotka było bardzo mało i to wielki plus z którego jestem zadowolony.

*Sporo różnego rodzaju śliskich patyków, korzeni na których można było łatwo się poślizgnąć.

*Następnym utrudnieniem były liście zasłaniające nierówności oraz wszelkiego rodzaju dziury, konary, oraz korzenie na które można było się natknąć.

Ekipa bardzo wyrównana kondycyjnie oraz szybkościowo, uważam że było bardzo równe tempo, w sam raz na rozprostowanie kości, nie znaczy to ze nie można było się nie zmęczyć.

Każdy chyba zna jakim poziomem trudności dysponuje owy szlak, na tym szlaku obowiązuje zasada: „Rower Podstawą Zmęczenie Zasadą”

Dziękuje Ekipie za tak liczne grono 13-osobowego składu, byłem bardzo mile zaskoczony

Bardzo mile spędziłem dzień dzięki wam, do następnego razu, do zobaczenia na szlaku.

OPRACOWAŁ: Piotr Habaj (pioter1981)

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Sopot

m=Wejherowo

obszar= TPK

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Wokół jeziora Żarnowieckiego

P1080739Pochmurne przedpołudnie i kilka kropel deszczu nie wystraszyły czwórki zapaleńców.

Wsiadając samotnie do kolejki we Wrzeszczu miałem trochę obaw czy przypadkiem nie będę jechał samotnie. Jednak w pociągu czekała już koleżanka Agnieszka, a w Oliwie dosiadł się Darek. W Gdyni dołączył Maciek. W takim składzie dojechaliśmy do Wejherowa, gdzie poczekaliśmy do umówionej 10:15. Na kołach dojechał jedynie Flash, ale musiał wracać do pracy w Gdańsku. Wyruszyliśmy więc jako kwartet przy akompaniamencie słońca.P1080742

Zgodnie z planem wyruszyliśmy szlakiem rowerowym w stronę Warszkowa. Początek wiedzie wzdłuż Kanału Reda. Najpierw lasem, potem wśród pól. Na koniec piach i podjazd w lesie pełnym jagód. Trasa bardzo malownicza, lecz kiepsko oznakowana. Trzeba miejscami jechać na pamięć lub wyczucie.

Za Warszkowem dalej przez las mieliśmy dojechać do Tyłowa. Trochę pokręciłem nawigację i trafiliśmy na szosę do Krokowej, z której skręciliśmy w stronę jeziora. Mimo zdawałoby się bocznej drogi, ruch był momentami spory. Cóż początek lipca to wyjazdy na wakacje i zwiększony ruch na drogach.

Jadąc wzdłuż jeziora zrobiliśmy krótki postój w okolicach niedokończonej elektrowni atomowej. Gdyby nie ten atom w tle, nie warto by było nawet spojrzeć na te ruiny. Ot niedokończony betonowy budynek. Jedziemy więc dalej wzdłuż jeziora i dojeżdżamy do główniejszej drogi, którą docieramy do Wierzchucina. Po drodze trochę zostałem w tyle, bo zajrzałem w mapę. Miałem za to okazję zobaczyć nietypowe zwierzę przebiegające przez drogę. Była to prawdopodobnie kuna domowa. Coś mam szczęście w tym roku do takich spotkań, sarny to już mi się znudziły 😉P1080770

W Wierzchucinie zrobiliśmy sobie odpoczynek, po czym przez Brzyno powróciliśmy nad jezioro. W okolicach Nadola zjechaliśmy na chwilę z drogi, żeby stanąć na brzegu i w końcu zobaczyć samo jezioro. Do tej pory było je widać tylko z daleka lub przez drzewa. Chwilę odsapnęliśmy w cieniu i wróciliśmy na drogę. Czas zrobić rozgrzewkę przed podjazdem pod zbiornik elektrowni. Trzeba przyznać, podjazd jest wymagający. Może to tylko 1,5km długości i 100m przewyższenia, ale daje się we znaki. Na początku jest łagodnie, by po chwili zrobić się stromo. Gdy już się człowiek przyzwyczai i wpadnie w rytm, robi się płasko i można chwilę odsapnąć. Potem znów jest gorzej, aż na górę. Przed szczytem można się poczuć prawie jak na górskim etapie w Alpach. Las znika i widać tylko czubki drzew. Wokół tylko trawa i niskie krzaki.

Warto się zmęczyć dla tych widoków. Jezioro zostało het na dole, a jak się wejdzie kolejne metry w górę na brzeg zbiornika, to widać nawet morze. Wrażenie robi także sam zbiornik o powierzchni niemałego jeziora (http://ewz.home.pl/ewz/ewz.html#el). W tle widać farmę wiatraków elektrowni wiatrowej.

Obok znajduje się wieża widokowa Kaszubskie Oko. Na górę można wejść po schodach naokoło wieży lub wjechać windą. Osobom z lękiem wysokości polecam drugi sposób. Liny (element konstrukcji) hałasujące i poruszające się na wietrze nie wpływają kojąco. Na górze jest lepiej, twardy beton pod stopami, podobny dach i nie da się spojrzeć prosto w dół. Pomost widokowy znajduje się na wysokości 150mnpm skąd rozpościera się widok na okolicę. Minusem są ceny ;). Trafiliśmy trochę pechowo, bo od 1 lipca wprowadzono opłatę za wejście na teren kompleksu (za wejście na wieżę płaci się osobno).

Po nacieszeniu oczu widokami ruszyliśmy do Rybna, a dalej przez Bolszewo do Wejherowa. Gdy dojeżdżaliśmy do dworca, akurat podstawiali kolejkę na peron. Szybkie kupowanie biletów i ładowanie się do przedziału. Tu pożegnałem się z uczestnikami, bo chciałem wracać na kołach.

Przejechaliśmy prawie zapowiadane 70km, a pogoda była wspaniała. Ci którzy się przestraszyli porannych chmur oraz kilku kropel deszczu niech żałują.

tekst: Bono

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bolszewo

m=Zarnowiec

m=Warszkowo

m=Tyłowo

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Ścieżka przyrodnicza Las za Muzą

IMG_1210Pogoda nie zapowiadała się zbyt optymistyczna, ale pomimo to przyjechało 12 odważnych, było pochmurno, więc nie liczyłem na zbyt dużą frekwencję. Jak się później okazało pogoda była wyśmienita.
Wsiedliśmy do pociągu w ośmiu osobowym składzie a reszta pojechała na kołach do Wejherowa, tam spotkaliśmy się wszyscy, więc ruszyliśmy na naszą zaplanowaną trasę czyli najpierw na szlak zielony, który był bardzo łatwy do przebycia. Już na samym początku szlaku zatrzymaliśmy się przy małym wodospadzie celem utrwalenia go wraz z nami na fotkach.IMG_1229
Było pochmurno, ale bardzo ciepło a dowodem tego było, że wielu rozebrało się z bluz itp. Ja również zdjąłem nogawki i bluzę.
Dojechaliśmy do Piaśnicy, gdzie zatrzymaliśmy się przy grobach pomordowanych w latach 1939-1940. Po bardzo krótkiej przerwie jedziemy dalej a naszym następnym celem było dojechanie do jeziora Dobre, gdzie był nieco dłuższy postój a następnie zjechanie ze szlaku zielonego na szlak czarny, który ukazał swe lwie pazurki w postaci błota. Dużo było tej trasy zabłoconej, także tu niektórzy mogli się wykazać jazdą techniczną. Jeden z naszych kolegów postanowił trochę popływać:). Ja i jeszcze jeden z kolegow również spotkaliśmy się z matką ziemią, ale na szczęście nie z błotem, osobiście uwielbiam takie hardcorowe błota, tu można wykazać się umiejętnościami prowadzenia roweru.
Dojechaliśmy do Mechowa a raczej nie dojeżdżając do niego skręciliśmy na Leśniewo.
Tu jeden z naszych kolegów odłączył się i  „poszedł” na szosę w kierunku Wejherowa, więc zostało nas 11.
No i dalsza droga była nagrodą za te ostatnio przebyte trudy, szuter, ale jak autostrada i tu pojechaliśmy nieco szybciej  na niektórych odcinkach mieliśmy 38km/hIMG_1234
W końcu dojechaliśmy do Wejherowa i tu chyba czterech pojechało na kołach do Gdańska a my wsiedliśmy do pociągu. Wchodząc na peron…….niespodzianka znalazła się nasza zguba, który wcześniej się od nas odłączył. W grupie jest siła peletonu dlatego byliśmy szybsi od niego, pomimo, że on jechał szosą.

Co dobre to szybko się kończy a szkoda a tak fajnie było!

Tekst: Mieczysław Butkiewicz
zdjęcia: Canon A60

zdjęcia Bono

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Piaśnica

m=Świbno

m=Mechowo

m=Leśniewo

szlak=zielony

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Czerwony Wejherowski

1

Dziś postanowiłem zaliczyć szlak czerwony; RWM połączył się z ekipą GER-u; na zbiórkę oprócz osób wpisanych dołączyły do nas 2 osoby, z GER; Sławek i Zibi; Jacq dzwonił do mnie, po dłuższym czasie ze był na zbiórce 10:20 i próbuje nas dogonić; miedzy czasie trochę się pogubił; dogonił nas pod koniec w Wejherowie; miał być to Mega Lajt; w końcu pokonaliśmy szlak z marną średnią 16,30 KM/h tępo niezbyt szybkie; dużo przerw na trasie na zebranie sił; ja przybyłem z Gdyni jak by nie było po części szlakiem czerwonym, który to musiałem pokonywać i w drugą stronę; ale na zbiórkę stawiłem się o 9:50; o tej samej godzinie był Obcy, poczekaliśmy 8 min i postanowiliśmy jechać w drogę, początek był jak spacerek troszkę pod 2górkę; więc i tępo nie za duże; pierwszą atrakcją był przejazd przez rzeczkę bardzo dobrze się przy tym bawiliśmy, po przejechaniu kilku KM czekał nas dłuuugi ppodjazd, którysię ciągnął do Karwin, stamtąd trochę asfalciku oraz ppłyt, którychnie lubię i znowu upragniony las; na otwartej przestrzeni strasznie wiało; w lesie miejscami także; ale w małym stopniu i się nie odczuwało tego aż tak; jadąc szlakiem napotkaliśmy na przeszkody takie jak błotko, połamane ddrzewo, przez któretrzeba było się przeprawić; dłuższa przerwa Była zaplanowana nad jez. Bieszkowickim, która trwała 35 min, między czasie kilka krótszych nie pamiętam ile; oraz przed samym Wejherowem 6,5 KM do końca szlaku ok 10 min; podsumowując; wycieczkę uważam za bardzo udaną z wysoką frekwencją, co mnie zdziwiło; stawiło się 10 osób;
zapraszam do oglądania zdjęć:Czerwony szlak

tekst: „Pioter1981”

Druga relacja

Mega  light „czerwonym szlakiem”. Czerwony szlak to  szlak pieszy i przejazd  rowerem nigdy nie będzie lightem   . Te osoby które znają ten szlak doskonale wiedzą że 16.2 km/h  to niezłe tempo .
Piotrek   mówiąc że prędkość nie była imponująca po prostu   droczy się  z pozostałymi uczestnikami.
Zaletą tego rajdu było to że uczestnicy  dysponowali dość podobną  kondycję ,co pozwalało
na jazdę w   zwartej grupie i dość szybkim tempem.Oczywiście przodował
Sławek i Piotr1981.Sławek miał srednia 18km/h przez co zmuszony był  robić przystanki aby grupa do niego dobiła  , co też niezwłocznie  czyniliśmy.Czerwony
Pogoda , towarzystwo i wybrana przez Piotra  droga dały miły klimat
naszego spotkania .

Fotki

Pozdr.
Tekst: Zbigniew Szymczycha

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Karwiny

m=Bierzkowice

m=Stegna

szlak=czerwony

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

VI Maraton w Wejherowie

2Wspaniała pogoda zachęca do wyzwań. Jako że od kilku dni taka właśnie jest postanowiłem w piątkowy wieczór wyrwać się na maraton jaki zaplanowano w Wejherowie. Wlazłem więc o 23:00 do piwnicy zobaczyć czy rower nie zardzewiał. Niestety był w opłakanym stanie. W tym roku prawie nie używany.

No ale po godzince nadawał się już do startu.

Po wejściu na peron w SKM o 7:20 w sobotę rano, zauważyłem jedynie siedzącego na ławce Sla. Spodziewałem się spotkać wielu znajomych a tu taki zonk. Cóż, może się ktoś dosiądzie. Przed samym wejściem do wagonu na przeciwnym torze śmignął nam machający z pociągu Zibek. Chwilę później na kolejnych przystankach dosiadł się Olo oraz kilku innych wycinaków i wycinaczki. Również Zibi nudził się sam w podróży i przeskoczył do naszego pociągu.4

Po dotarciu do Wejherowa czekał na nas Darek. Taką ekipą wolno ruszyliśmy na miejsce startu. „Wioska” zawodów, – bo „miasteczkiem” bym tego nie nazwał było prawie puste. Ale już po chwili zaczęła się zjeżdżać rowerowa brać. Można było nacieszyć oko rowerami i nie tylko. Spokojnie w tym czasie zdążyliśmy się zarejestrować, pośmiać, rozgrzać i ustawić na start. Miło było spotkać na miejscu wza, Kasię i kilka nowych koleżanek. Pod lasem swoje koła rozgrzewał też mistrz Robin.

Na miejscu startu staraliśmy się wszyscy ustawić blisko siebie. Gdy już czekaliśmy na „strzał” nagle na wprost nas – przed samym czubem maratonu pojawił się autokar! Natychmiast uświadomiłem sobie, jaką rangę ma ta impreza, jak została przygotowana (czyt. Zabezpieczona) itd.. Oczywiście przepuściliśmy blaszaka, choć słyszałem za plecami okrzyki, aby tego nie robić J Start okazał się pechowy dla dziewczyny z SopotKillers, którą przez moment widziałem przewróconą. Dzielnie jednak się podniosła i dotrwała do końca maratonu.

Pierwsze kilkanaście kilometrów po prostym asfalcie. Przyznacie, że nic gorszego nie można zrobić niż taki początek. Nie pozwala on, bowiem rozciągnąć się stawce i zbity peleton wpada następnie na wąskie leśnie dukty. Długo nie trzeba było czekać. Jak sam się miałem przekonać o kraksę w takich okolicznościach bardzo łatwo.36

Na jednym z pierwszych ostrych zakrętów peleton zamiast skręcić pojechał prosto. Harcerz, który miał pokazywać trasę chyba zaspał w krzakach. Cały wysiłek włożony w „odskoczenie” na asfalcie od jak największej grupy rowerzystów poszedł na marne! Do tego bardzo duża ilość kurzu skutecznie ograniczała widoczność. Podczas nawrotki zaliczyłem potworną kraksę z Darkiem. Sklejając się ramionami nie mieliśmy żadnych szans utrzymać równowagi. Ja jeszcze nie widziałem zawracających a On już zawracał, gdy krzyknąłem  – lewa! Chcąc się tą stroną przedostać. Niestety!

Gleba sprawiła, że mój czarny strój zmienił się na popielaty. Leżąc poczułem jak po moich nogach przetoczyła się czyjaś zębatka a w dłoń wbija się róg od mojej kierownicy. Szybko się pozbierałem i kątem oka patrzę na Darka, – który pyta: Żyjesz? Pomyślałem wtedy; musiało wyglądać to nieźle. Wstaliśmy i razem jechaliśmy jeszcze przez chwilę. W nadgarstku czułem narastający ból. O trasie nie będę się rozpisywał – nie miała, bowiem ani jednego trudnego elementu. Była płaska, prosta i bardzo szybka. Jedyne, co przeszkadzało to duża ilość piasku. W kilku miejscach zmuszała do zsiadania z roweru – przynajmniej mnie.

Zaczynając drugie okrążenie na asfaltowej nawierzchni przykleiłem się kilku grupek, co tym samym pozwoliło mi na zupełne naładowanie baterii. Jadąc ma maratonie mój puls zazwyczaj oscyluje w granicach między 185-199. Na wspomnianym odcinku spadł do 165.

Niestety nadgarstek bardzo zaczął dokuczać, pod koniec jechałem już trzymając jedną ręką kierownicę. Bałem się o kolejną glebę tak się jednak nie stało i szczęśliwy dojechałem do końca drugiego okrążenia.

Na mecie czekał na mnie już Sla. Moja radość był ogromna!!! Nareszcie objechałem wza, nareszcie!!! Czekając jednak kolejne minuty na metę wjechał Darek, Olo i Zibek. Radość odeszła, gdy zrozumiałem, że wza pojechał na trzecie kółko. Cóż. Pozostało się tylko napić. Wcześniej jednak jak przystało na dżentelmenów umyliśmy się przy beczkowozie. Gdy oddałem nr startowy otrzymałem porcje kaszanki, a po kilku słowach z panią nawet trzy. Umyci i najedzeni rozpoczęliśmy właściwy maraton. Tu wiedziałem, że będę liderem. Nie myliłem się. Wspaniałe zimnie trzy piwka sprawiły, iż poczułem smak zwycięstwa.

W którymś momencie widziałem jak na trzecie kółko wjeżdża Kasia. Było naprawdę miło pomyśleć, że ja już nie muszę.

Chwilę później  na ławkach obok nas jedna z koleżanek zrobiła dla nas nawet striptiz. Niestety nie daliśmy rady uwiecznić tego na zdjęciach. Na koniec do naszej „wioski olimpijskiej” dotarł Wiesiek i Robert na szosówkach. Przyleciała też pszczółka Maja a wza puścił bąka. Było naprawdę wesoło. Do tego stopnia, że nawet ten mizerny grajek, co kaleczył piosenki nam nie przeszkadzał. No, ale wszystko dobre, co się szybko kończy. W iście sportowych nastrojach dojechaliśmy do SKMki w Wejherowie. Tam zaopatrzyliśmy się w kolejne izotoniki i pojechaliśmy do domu. Było naprawdę fajnie spotkać się z Wami, za co wszystkim dziękuję. Organizatora maratonu proszę o poprawę w przyszłym roku.

PS: Rano budzę się i patrzę a tu koło mnie leży jakiś łysy facet! Kruuuca fix! Co jest pomyślałem – aż taka impreza była! Przyglądam się jednak a to nie łysy żaden łeb. Tylko moja ręka tak spuchnięta. Co za koszmarne przebudzenie! Niemniej jednak lepiej, że to łapa tak napuchła niż by miał jakiś łysy zemną spać.

Szybko na pogotowie i okazało się złamanie „wielo……. coś tam, coś tam”, skręcony paluch i mikropęknięcia.

Tak, więc przez najbliższy miesiąc z rowerów nici. A i tak by były, bo za chwilę synek się rodzi – nie to, że się chwalę, ale jam to uczynił,  (bo jak wspomniałem żadnego łysego nie było)

Qazimodo

Druga relacja  Dariot3

VI Leśny Maraton Wejherowski

Jak co roku w pięknych lasach Wejherowskich odbył się VI Leśny Maraton. W sobotni poranek czekałem na Dworcu Głównym PKP w Wejherowie gdzie miała dojechać mocna ekipa z Gdańska. Jak zawsze punktualnie przybyli : Zibek, Sla,Quazi,Olo oraz dwie śliczne bikerki. Po kilku fotkach ruszyliśmy, po drodze wstąpiliśmy do sklepu, aby zaopatrzyć się w napoje. Następnie ruszyliśmy bezpośrednio do miejsca startu maratonu. Mieliśmy po drodze małą rozgrzewkę pod górkę dalej prosty odcinek i jesteśmy na miejscu. Byliśmy jedni z pierwszych , a więc nie musieliśmy długo czekać do rejestracji. Po chwili podjechała następna ekipa widocznie przyjechali następną kolejką. Po otrzymaniu numerków mieliśmy chwile czasu na pogawędkę z przyjaciółmi z różnych ekip. Zbliżała się godzina startu, postanowiliśmy dzięki uprzejmości Marcina-organizatora Maratonu pozostawić w jego samochodzie nasze rzeczy. Coraz bliżej godziny 10:00 ,udaliśmy się na linię startu, aby zająć w miarę dogodne miejsce. Czołówka jak zawsze była na początku, dwie minuty przed startem na trasie maratonu pojawił się autobus. Musieliśmy go przepuścić, lepiej przed startem niż w czasie trwania maratonu.  Przyszła godzina startu trzymaliśmy się razem, ale po chwili, paru metrach pierwsza kolizja i szybko należało się wypiąć. Widziałem tylko jak Zibek mi odjechał . Po chwili już dogoniłem chłopaków, oczywiście Sla pojechał z czołówką maratonu. Praktycznie początek szybki, jazda powyżej 30km/h, ponieważ trasa prowadziła asfaltem. Po paru kilometrach należało skręcić już na drogę piaskową. Jechałem wraz z Quazi po kilkuset metrach niespodzianka, zobaczyłem  za zakrętu chmurę kurzu, z której wyłoniła się czołówka maratonu. Byłem mega zdziwiony i zaskoczony, z daleka wrzeszczeli, że źle pojechali. Ja dalej zaskoczony, aby nie być staranowany przez co najmniej 20 rowerzystów odbiłem w lewo w momencie, gdy akurat krzyknął Quazi – „ lewa moja” niestety doszło do kraksy. Wynikiem, czego oprócz straty czasu było jak okazało się później złamanie nadgarstka Quaziego. Ja praktycznie miałem zdarty nadgarstek oraz przez parę minut nie mogłem wziąć pełnego oddechu. Wstaliśmy razem i ruszyliśmy dalej. W sumie i tak mieliśmy szczęście, ponieważ mogli nas staranować. Czołówka peletonu ostro słownie potraktowała harcerza, który stojąc na rozwidleniu nie pokazał im kierunku trasy.  Dalej droga prowadziła praktycznie tak jak wskazuje nazwa maratonu przez las. Po drodze były odcinki piaszczyste, gdzie na jednym z nich większość oprócz czołówki maratonu musiała prowadzić rowery. Po zrobieniu pierwszego okrążenia zacząłem nadrabiać straty w wyniku wypadku. Po paru minutach zobaczyłem pomarańczowa koszulkę, GER, w której był Zibek. Po kilku mocnych obrotach udało się wyprzedzić Zibka i jeszcze 12 bikerów, z czego byłem bardzo zadowolony. Trasa była zróżnicowana: asfalt, piachy, ale też wysypane ostre kamienie, na które nadział się jeden z bikerów miał pecha i złapał tzw. gumę. Na mecie okazało się, że byłem tuż tuż za Olo, z czego byłem mile zaskoczony. Po chwili pojawił się też Zibek. Na mecie trochę szwankowała organizacja, ponieważ nie zapisali mnie na liście. Na szczęście udało się wszystko wyjaśnić. Wza jako jeden z nielicznych pojechał na najdłuższy odcinek. My już spokojnie mogliśmy degustować się kiełbaską, piwkiem i mega smacznym chlebem z smalcem. Po dłuższym czasie przyjechał Wza tuż za Weroniką. Następnie Zibek otrzymał telefon, że powoli zbliżają się do nas Wiesiek i Zbyszek. Po wymianie kilku zdań i kilku łykach napoju życia postanowiliśmy powoli wracać. Była propozycja, aby wracać do Gdańska rowerkiem, ale rozsądek podpowiedział, że lepiej wrócić kolejką. Na dworcu w Wejherowie pożegnałem się z chłopakami i udałem się do domku.

Piknik był urozmaicony , odbył się pokaz gonitwy psów z rowerem oraz jazdy konnej.

Chciałbym bardzo podziękować za udany wypad i przeprosić Quaziego za kraksę.

Wyniki maratonu możecie zobaczyć na forum WTC:

38 Majer Sławomir Gdańsk 1977 1:42:45 7 miejsce

83 Próchniewicz Michał Gdańsk 1978 1:56:40 26 miejsce

67 Tokmina Aleksander Sopot 1953 1:59:16 31 miejsce
71 Trepczyk Dariusz Wejherowo 1976 1:59:48 32 miejsce

65 Szymczycha Zbigniew Łęgowo 1953 2:01:44 40 miejsce

Jeszcze raz dziękuję za wypad i przepraszam za tak długą relację, ale to mój debiut.

Pozdrawiam

Dariot3

Obiecałem wam, że prześlę linka maratonu dookoła Polski

http://mrdp.pl/

Dane klienta: Daniel Śmieja

http://mrdp.pl/wyniki.htm

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=Wejherowo

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , | Leave a comment

RED – Lodziarnia

red-relacja

Właściwie tytuł tłumaczy wszystko.

Na starcie we Wrzeszczu stawił się jedynie Sla. W SKMce dosiadł się Mudia. Myślałem że więcej wariatów nie ma. Myliłem się jeszcze dwóch czekało na nas w Wejherowie. Nim wjechaliśmy na właściwy odcinek czerwonego szlaku każdy prócz Mudii zaliczył konkretną glebę.

Natychmiast spuściliśmy powietrze w oponach prawie do zera. Niestety lód prawie uniemozliwiał kierowanie rowerem. Co chwila ktoś łapał glebę. Jedna z moich sprawiła iż nabiłem się na róg od kierownicy – niefajne. Sla chyba złapał to ujęcie na aparacie. Zamarznięta ziemia lód i nadzwyczaj śliskie korzenie sprawiały iż koncentracja była non stop jak na ostrych zjazdach.Picture+083

W zasadzi myślałem że największym problemem będzie zimno. Ale choć w Wejherowie było około -10C to jechało się jak w lecie 🙂 Stresik powodował iż o zimnie zupełnie nie pamiętaliśmy.

Po około 15km tej zaprawy postanowiłem iż wracam asfaltem do domu. Przyjemność z jazdy jak dla mnie żadna. Choć przyznam że było wesoło 🙂 Chłopaki pojechali dalej.

Jadąc asfaltem (uprzednio utwardziłem opony) słyszalem nieprzyjemne ocieranie tarczy o klocki – no tak! Ostatnia gleba sprawiła iż tarcza wygięta a na trzeszczącym lodzie i śniegu niesłyszałem nawet własnych myśli, więc i to przeoczyłem.

Musiałem zdjąć tarczę i tak pędzić do domu. Po drodze pobocze asfaltu mocno zachodziło lodem. Na jednym z takich pułapek zaliczyłem kolejną glebę. Nie to jednak było najgorsze.

Na otwartych przestrzeniach lodowaty wiatr tak mnie wychłodził że zaczynałem czuć ostry ból łokci, kolan i ramion. Głowa pomimo że w kominiarce prawie mi odpadła. Na dodatek non stop gile 🙂

Co za masakra! Nigdy tak nie zmarzłem w życiu!

Mam nadzieję że resztę opiszą chłopaki jak dotrą do domu. Ogólnie – to trezba mieć nieźle w bani aby w taką pogodę jeździć 🙂

tekst i zdjęcia Michał „Qazimodo” Druga relacja

Call me Iceman (Mów mi Iceman)

Wyobraź sobie, że 15km/h to naprawdę wysoka prędkość, a 20km/h jest jak telefon od Św Piotra, że zaraz do niego wpadniesz. Wyobraź sobie drogę gładką jak stół a jednocześnie tak niebezpieczną jak ekstremalny górski zjazd. Wyobraź sobie, że podjazd, który normalnie pokonujesz baz żadnego wysiłku staje się nagle nie do zdobycia. Wyobraź sobie, że… nie, nie musisz sobie tego wyobrażać. Wystarczy, że wybierzesz się zimą na całkowicie oblodzony czerwony szlak wejherowski.

Wszystko zaczęło się, gdy Quazi zaproponował pierwszy wypad GERu w tym roku. Co prawda pojawiły się głosy, że w lesie jest „niefajnie”, ale w ferworze przygotowań ta uwaga została zagłuszona. Sam spacerowałem po lesie tydzień temu, więc doskonale wiedziałem w co się pakuję.

Z Wejherowa wyruszyliśmy jako pięcioosobowa grupa. Wyposażeni byliśmy w taką ilość specjalistycznej zimowej odzieży, że Marek Kamiński mógłby nam tylko pozazdrościć. Od razu pomyliliśmy drogę ale dość szybko dotarliśmy do szlaku i tu zaczęły się prawdziwe  problemy. Okazało się, że cała droga jest pokryta lodem i to nie byle jakim. Nie było to kilka zamarzniętych kałuż, ale jedna niekończąca się, lodowa rynna. Nikt z nas nie miał kolców, więc nie trzeba było długo czekać, aby zobaczyć jak trzech kolejnych bikerów przewraca się jak kostki domina. Z boku wyglądało to komicznie, ale jak sam niedługo miałem się przekonać, wcale nie było to dla nich przyjemne. Od tego momentu zaczęła się prawdziwa walka o każdą chwilę przyczepności. Mocniej naciśniesz pedały i wpadasz w poślizg. Zbyt gwałtownie skręcisz kierownicą i leżysz. Właściwie jedyne co pozostało, to delikatna jazda na wprost i poszukiwanie  jakiegokolwiek miejsca pozwalającego, choćby na chwilę, odzyskać przyczepność. Za radą Quaziego znacznie obniżyliśmy ciśnienie w oponach ale poprawa, choć zauważalna, to nie była zbyt wielka. Nasz peleton znacznie się rozciągał na trasie, a ja zazwyczaj jechałem na samym końcu. Szczęśliwie najszybsi nie mieli nic przeciwko temu, aby raz na jakiś czas poczekać na resztę grupy. Poruszaliśmy się w żółwim tempie ze średnią prędkością w terenie oscylującą w okolicach 10km/h. Najtrudniejsze dla mnie były… zjazdy. Przyzwyczajony do szybkiego pokonywania takich odcinków trasy miałem duże problemy, aby bezpiecznie zjechać w dół. Grawitacja ściągała bezlitośnie w dół, a mocniejsze naciśnięcie hamulca, było jak proszenie się o kilka nowych siniaków. Jedyne co można było zrobić, to delikatna praca obiema klamkami. Jak to dobrze, że założyłem niedawno hydrauliki. Ich doskonała modulacja była iście zbawienna. Ciekawe jest to, że na zjazdach moja prędkość była zdecydowanie niższa niż na płaskim. Nie zawsze droga pokryta była lodem. W wielu fragmentach, tam gdzie nie jeździły samochody, zamiast lodu była kilkucentymetrowa warstwa  zmrożonego śniegu. Jechało się po niej z takim trudem, że w pewnej chwili z radością powitałem… lód!

Walcząc z terenem zaczęły nachodzić nas wątpliwości i w okolicach Nowego Dworu Wejherowskiego Quazi oznajmił, że ma tego dość. Została nas czwórka i postanowiliśmy dojechać szlakiem do Bieszkowic. Wszystkie mijane do tej pory jeziora były całkowicie zamarznięte, ale amatorów przechadzek po tafli lodu było niewielu. Zapewne stało się tak na wskutek powtarzanych w mediach ostrzeżeń. W Bieszkowicach, gdzie powitała nas piękna słoneczna pogoda, uzgodniliśmy, że dojedziemy jeszcze tylko do Łężyc. Czas mijał nieubłaganie, a my poruszaliśmy się bardzo powoli, więc przez zmrokiem nie było szans na dostanie się do Sopotu. Nikt z nas nie chciał w takich warunkach jeździć  w ciemnościach, czy można się temu dziwić? Gdy dotarliśmy na miejsce większość dopompowała opony i po pożegnaniu każdy udał się w swoją stronę. Okazało się, że w tych ekstremalnych warunkach przebyliśmy 29km, co zajęło nam ok 3 godzin.

Co jeszcze można dodać? Byliśmy oczywiście jedynymi bikerami, którzy wybrali się na te trasę. Tak po prawdzie to dopiero w Łężycach widzieliśmy jakiegoś miejscowego rowerzystę, ale ten poruszał się po asfalcie.  Po drodze minęliśmy kilku piechurów, którzy patrzyli na nas jak na wariatów. Mieli trochę racji, bo bez odrobiny szaleństwa nikt nie wybiera się na taką trasę.

No to stało się. Witaj sezonie 2009!

Tekst: Łukasz Łoza „Mudia”

Więcej zdjęć:

Mudia

Qazimodo

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=wysoki

trud=wysoki

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Szlakiem czerwonym z Wejherowa

013Jedna bikerka i dziewięciu bikilerów to ilość uczestników Rajdu.

Relacja pierwsza

Korzystając z wolnej niedzieli postanowiłam z kolega-Karolem wziąć udział w niedzielnym rajdzie. 9.30 ruszamy SKM-ką z dworca głównego i wraz z nami jak się okazuje  jeden z uczestników ów rajdu.I tak z kolejnymi stacjami nasz przedział
jest wypełniony rowerami.Dojeżdżamy do Wejherowa i …nie  wysiadamy.Jedziemy”na gapę”.Takie małe urozmaicenie wycieczki-dojeżdżamy  do pętli końcowej i na ratunek idzie nam pracownik kolejki,sami byśmy  sobie nie poradzili pośród tych labiryntów torowych:)). I tak dojechaliśmy do miejsca docelowego.I tam czekał na nas kolejny  dziesiąty uczestnik wyprawy.

Ruszamy-ja jako nowicjuszka trzymam się na końcu sznurka.I tak przejeżdżając ulicami Wejherowa dojeżdżamy do lasu. Początek trasy  łagodny,lekkie podjazdy i zjazdy.Jak dla mnie pogoda w sam raz-nie było  za zimno ani za ciepło,momentami mżawka ale w lesie mało odczuwalna.Widoki przepiękne-prawdziwa złota jesień.Droga  zróżnicowana-trochę żwiru,piasku,gdzieniegdzie grząsko i usłana  korzeniami i konarami drzew.Były również bardziej strome podjazdy ale to już w drugiej połowie szlaku.Trzeba było również zejść z roweru i  prowadzić po schodach bardzo stromego podjazdu ale również i zdarzyło się ,że droga była za bardzo pokryta gałęziami ,że nie dało rady po nich jechać.751
Szlak ten nie jest dla”niedzielnych rowerzystów”i niesprawnych rowerów. Jadąc czerwonym szlakiem mijaliśmy
Wyspowo,Borowo,Wygodę,Bieszkowice(Piekiełko).Gdynię i tak docieramy do  Sopotu Kamiennego Potoku, gdzie poniektórzy pozazdrościli naszemu Morsowi  i postanowili się lekko zrosić w rzeczce…W tym momencie czerwony szlak dobiega ku końcowi.Jedna część została w Sopocie,kolejna wybrała się do kolejki a reszta- wraz z nimi ja dojechała do Brzezna i tam kolejna część pojechała do „czytelni” aż w końcu wszyscy trafiliśmy do swoich willi..Atmosfera i ekipa bardzo miła,aż chce się jezdzić w takie trasy. A na koniec się przedstawię jako Basia.

Dziękuje za mile spędzony czas i do obaczenia.

Pozdrawiam.

autor tekstu: Barbara Matczak762

Relacja druga

Jedna bikerka i dziewięciu bikilerów to uczestnicy Rajdu Szlakiem Czerwonym..

Uczestnicy kolejno dosiadali się na poszczególnych stacjach skm i w tak miłej atmosferze w ilości siedem osób dotarliśmy do Wejherowo „bocznica” .Ktoś by zapytał dlaczego na bocznicę ? ano ,bo się zagadaliśmy..

W Wejherowie czekał na nas Olo ,Mudia i Darek , po odliczeniu kolejności ruszyliśmy na nasz szlak.

Początkowo jechaliśmy w zwartej grupie jednakże z chwilą wjechania na drogę leśną utworzył się sznur pojedynczych rowerzystów któremu na przemian przewodził Sławek i Wiesiek za nimi Basia , Olo i Mudia dalej pozostali rowerzyści ,peleton zamykał Intel i ja. Zgodnie z przewidywaniami byłem zamykającym. Nasi prowadzący narzucili dość ostre tempo i dyktowali je do końca szlaku a nikt nie protestował aby zwolnić, może za takim tempem przemawiał fakt uczestnictwa Basi, która doskonale radziła sobie na podjazdach co świadczyło o dobrym przygotowaniu kondycyjnym.

Trzeba przyznać że Basia zasłużyła sobie na uznanie .Szlak czerwony jest szlakiem pieszym o dużym stopniu trudności, wiele karkołomnych podjazdów i zjazdów, piachy i błoto ale to jest to co nas kręci. Jedyna uwaga to wszechobecne gałęzie, powalone a bardziej pościnane leżące na trasie których nikt nie sprząta. W okolicach Bieszkowic ekipa podzieliła się na dwie grupy rozdzielając się, ja z Mudią Darkiem i jeszcze z jednym kolegą jadąc w drugiej grupie , zatrzymaliśmy się nad jeziorem czekając na Intela który według nas jechał za nami. Po 20 minutach byliśmy już zaniepokojeni brakiem Intela i kontaktu z pozostałymi uczestnikami, krótki telefon i okazuje się że oni również czekają a Intel dojechał do nichmijając nas jakimś skrótem, umawiamy się przy sklepie i tu znowu niespodzianka przyjeżdżamy przed nimi. Przy sklepie dyskusja gdzie zjechali z szlaku, nie bardzo chcą się przyznać z pogubienia drogi ale jedno jest pewne, zakręcili się i to na kilometrowym odcinku. Dalsza droga przebiegała bez zakłóceń trochę mocząc nogi w przejeżdzie przez strmyk.

Wyprawa zakończyła się przed domem Ola w Sopocie, kolega nasz udostępnił nam wąż z wodą celem doprowadzenia wyglądu naszych rowerów do wjazdu na tereny cywilizacyjne.DSC05893

Dystans 54 km.

Prędkość srednia 17.03km/h

Przewyższenia 702m npm

Pogoda niezła

Towarzystwo doskonałę.

autor relacji: Zbigniew Szymczycha

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Wyspowo

m=Borowo

m=Wygoda
m=Bieszkowice

m=Piekielko
szlak=czerwony

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Bożepole – Wejherowo – Gdańsk

IMG_1722Rajd z założenia miał być męczący, więc na starcie zgodnie z przewidywaniami pojawili się entuzjaści maratonów. Była Aga, Robin, Qazi, wza oraz scoot. W SKM którą mieliśmy udać się do Bożegopola Wielkiego spotkaliśmy Kasię, która miała na dzisiejszy dzień nieco inne, chociaż równie ambitne plany co my (ciekawe ile km w końcu zrobili bo wstępne założenia oscylowały wokół cyfry 2 na początku liczby…. 🙂 )IMG_1733

Siedzieliśmy wesoło w ostatnim przedziale SKM, nawet kanarom udzielił się nasz humor, gdyż stwierdzili że od czasu gdy przewóz rowerów jest za darmo to ludzie jeżdżą na wycieczki rowerowe pociągami. Na to Qazi wypalił, że przez to nie mają  chyba na kim zarabiać 😉 Było wesoło. Chwilę później zauważyliśmy na przystanku kolorowo ubranego gościa z rowerem i do naszego przedziału wszedł Mudia! Jednak on również nie chciał z nami jechać 🙁 Stwierdził, że „na wasze ściganie to ja nie jadę i wolę robić zdjęcia”. W końcu dogadał się z Kasią i wspólnie (wraz z czekającym chyba gdzieś dalej Flashem) pojechali w stronę Stilo. Może jakaś relacja będzie? 🙂

Wysiedliśmy w Bożympolu kierując się z miejsca na szlak. Robin oczywiście narzucił tempo, chociaż przed startem został przekupiony dwoma bananami aby tego nie robił! Oczywiście przez całą drogę żalił nam się, jaką to on ma słabą kondycję, bo 3 tygodnie nie jeździł na rowerze. Start – i Robin znika 🙂 Publicznie wyraziłem swą niechęć do takiej postawy, bo nie dość, że facet przyjeżdża nieprzygotowany kondycyjnie na rajd, to znika na samym początku 🙂
Po kilku kilometrach udało nam się utrzymywać w zasięgu wzroku plecy Robina i tak też pokonaliśmy jakiś-tam dystans (kto by to liczył gdy pot zalewa oczy). Musiało upłynąć chyba około kilku kilometrów gdy rozgrzany organizm zaczął „wchodzić w tempo”,  „noga zaczęła podawać” i od tego momentu życie stało się piękniejsze. Zacząłem dostrzegać uroki szlaku, którym się poruszaliśmy. Naprawdę było na co popatrzeć! Jechaliśmy często w cieniu co przy całkowicie bezchmurnym niebie było wybawieniem. Nie jechaliśmy jednak lasem, o nie. Dookoła nas co chwilę wypełzały niesamowite widoki na bezkresne pola i soczystą zieleń. Droga była szeroka, w miarę twarda co umożliwiało utrzymywanie dobrej prędkości. Zaczęły pojawiać się podjazdy, niezbyt ostre, ale długie i treningowo-poprawne 🙂 Po podjeździe – zjazd! Cóż to za radość pędzić „ile fabryka dała” krętymi szutrowymi drogami, pośród przytłaczającej wręcz przestrzeni pól, lasów, krzaków i wszystkiego czego człowiek po zimie jest spragniony.IMG_1745

Grupa była kondycyjnie dopasowana, miejmy nadzieję, że Robin nie męczył się zbyt bardzo będąc ciągle na przodzie. Nie robiliśmy przystanków, nie czekaliśmy na nikogo. Jesli ktoś został czy to z powodu piachu, czy robienia zdjęcia, to doganiał nas błyskawicznie. Jechało się genialnie.

Szlak nie jest zbyt dobrze oznakowany i to chyba jedyny jego mankament. W ogóle to nastąpiło nieporozumienie bo mieliśmy z Bożegopola jechać do Wejherowa, a dojechaliśmy aż pod Lębork 🙂 Poruszaliśmy się cały czas szlakiem oznaczonym dla rowerzystów (a nie pieszym). Ale kto by na to zważał? Mieliśmy przed sobą cały dzień więc cieszyliśmy się każdym kilometrem.

Po drodze było sporo przystanków na robienie zdjęć. Zwłaszcza, że okoliczności dopisywały. Pierwsze fajne miejsce to mały wiadukt pod którym przejechaliśmy. Cyknęliśmy fotkę całej ekipy, a Qazi aby dodać chyba dramatyzmu wspiął się nawet na górę 🙂 Jakiś czas później natrafiliśmy na solidny, duży, kamienny most. Wyrósł nam nagle z lasu… naprawdę jest nieźle zamaskowany. Pod mostem kilku wspinaczy oddawało się swojej pasji. Zobaczcie zdjęcia, zwłaszcza kobiety-pająka. Robi wrażenie! Dowiedzieliśmy się od niej, że most został wybudowany prawie 100 lat temu! Na pewno jeszcze tam wrócimy.IMG_1755

Nasz następny przystanek to Wejherowo. Okazało się, że będzie na nas czekać Świr. Nie chcieliśmy aby siedział tam sam, bo smutno mu zapewne było, więc uderzylismy szosą z Lęborka do Wejherowa. 30 km męczarni… ale właściwie nie było tak tragicznie. Zrobiliśmy tramwaj i nawet były jakieś zmiany. W pewnym momencie wyprzedził nas skuter więc prowadzący Robin krzyknął „on nas pociągnie” i nacisnął w pedały. Nie podzielałem jego entuzjazmu, reszta grupy chyba też nie, więc kontynuowaliśmy jazdę swoim tempem. Później Robin opowiadał, że jak zaczął gościa wyprzedzać to ten zapytał „ile ma jechać” – „trzymaj jakoś do 45 km/h” – usłyszał. Faaajnieeee 🙂

Dojechaliśmy do Wejherowa gdzie nudził się Świr. Zrobiliśmy dłuższy przystanek na rynku skąd udaliśmy się według świrowego GPS’a lasami do Gdyni. Droga była mieszanką czerwonego i czarnego szlaku… dostałem nieźle w kość i przed Gdynią zaliczyłem kryzys. Na szczęście chwilowy. Na Karwinach Świr zarządził aby zaliczyć pewien podjazd (zdjęcia) co też należało uczynić. W tym miejscu pożegnaliśmy się. Świru z Agą wrócili do domu, Robin pojechał żółtym szlakiem, a Qazi, wza i ja ruszyliśmy w dół Sopockiej kierując się na deptak. Dość szybko (po płaskim) dojechaliśmy do Wrzeszcza gdzie odbiłem w stronę Słowackiego mobilizując psychikę do pokonania ostatnich 10 km pod górę. Było już po 20, słońce zachodziło… Na liczniku powinienem mieć ok. 130-140 km, ale nie wiem bo wyłączył mi się gdzieś w połowie trasy. Rajd uważam za fantastyczny! Pogoda, towarzystwo i szlak – wszystko było genialne. Koniecznie musimy tam wrócić.

Autor: scoot

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Lębork

m=Wejherowo

m=Gdynia

szlak=czerwony

szlak=czarny

obszar=kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Czerwonym szlakiem z Wejherowa

Godz. 8.30, Gdańsk, Rysiu już był w kolejce. Wrzeszcz, na peronie Krzem i  Mirek, a w Oliwie Wiesiek. W takim składzie jedziemy do Wejherowa, a tam czeka na nas jeszcze jeden kolega z Redy. Ruszamy, oczywiście na dzień dobry obieramy drogę asaltową, wycinając trochę czerwonego szlaku. Grupy TIRu nie spotkaliśmy, chyba że darli  gumy abyśmy ich nie dogonili.

Opisywać szlaku nie będę gdyż dużo powiedziano na ten temat ,  jedyne co  chciałbym wtrącić to to że jest dość dużo zmian na szlaku tzn. zmieniono  trasę w okolicach Gdyni. Szlak wiedzie po „schodkach”, wycinkach drzew i nieprzejezdnych dróżkach a trochę tych dróżek jest.  W okolicach Bieszkowic spotkaliśmy się z Bono, który ze względów  technicznych nie zdążył na SKM  i dojechał sobie znanymi drogami do Bieszkowic.IMG_2545
W tych Bieszkowicach było kilka roszad , kolega z Redy nie mogąc znieść  mojego zamulania pojechał dalej sam, nie wiedząc że zaliczyłem glebę  zcentrując sobie koło a o aparacie fotograficznym, który właczony wpadł w piach nie wspomnę. I w tym momencie z pomocą przyszedł Bono z kluczem francuskim i Wiesiek, który koło doprowadził do porządku, aparat fotograficzny zastrajkował. Po pół godziny ruszyliśmy już bez awarii do Sopotu.
Koło godz.15.00 byliśmy na miejscu.
pozdr.Zibek

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

m=Sopot

szlak=czerwony

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Północne rubieże 2

2Pogoda w długi weekend nie była w tym roku zbyt łaskawa. Jeśli dodamy do tego problemy innej natury, to wynikiem takiego działania jest posypanie się planów wyjazdowych. Nie ma co rozpaczać i trzeba odpalić jakiś rajd „na pych”, bo czas nieubłaganie mija. Taka oto była geneza sobotniego rajdu do Żarnowca.

Start ustalono ze stacji Gdynia Stocznia na sobotę o 9:40. Prognozy jeszcze poprzedniego dnia zapowiadały całkiem ładny dzień, więc sobotni poranek był twardym zderzeniem prognoz z rzeczywistością. Jednolicie szare niebo nie zapowiadało słońca, ale raczej opady deszczu. Jak się później okazało, nie deszcz był naszym największym wrogiem ale wiatr. Z początku wcale tego nie odczułem. Wszak moja dojazdówka na miejsce startu wiodła lasami, ale już niedługo miało się okazać, że 2 koszulki rowerowe i nieprzewiewna bluza to za mało jak na taki poranek.3

Wystartowaliśmy w sześć osób: Kasia, Grzesiek, Mietek, Saba z Obcym, no i skromna osoba organizatora Smile. Już od początku miałem kłopoty z nawigacją. Tereny Obłuża nie są moją specjalnością, ale z pomocą Obcego dotarliśmy do Pierwoszyna, skąd droga do Pucka była mi dobrze znana. Pierwotny plan zakładał zahaczenie o Rewę, ale Obcy stwierdził, że na przewidywanej trasie „jest teraz bagno”, więc trasa uległa modyfikacjom. Nie pierwszy zresztą raz tego dnia. Jeszcze przed Kosakowem odłączył się od nas Mietek, który z powodu bóli musiał wracać do domu. Przez całą drogę do Rzucewa musieliśmy walczyć z wiatrem i przeszywającym chłodem, więc przed pałacykiem pożegnaliśmy Sabę i Obcego, którzy także postanowili odłączyć się od rajdu. Dodatkowo zaczęło trochę padać i tak oto nasza dzielna trójka, przyodziana w przeciwdeszczowe kapoty mozolnie jechała dalej. Z powodu aury postanowiliśmy pojechać do Pucka, gdzie za radą Kasi spróbowaliśmy jabłek w cieście i zastanawialiśmy się co dalej. Sam Żarnowiec został odrzucony już na starcie, bo wiatr wcale nie słabł. Postanowiliśmy dojechać do jeziora Dobrego a potem skręcić na południe do Wejherowa.  Co do pogody, to było na tyle dobrze, że przynajmniej przestało siąpić.4

Zgodnie ze zmienionym planem, dobrnęliśmy do Darżlubia, skąd czarnym szlakiem przecięliśmy północny kraniec puszczy Darżlubskiej i dojechaliśmy do Jeziora dobrego. Po drodze nasz humor zaczął się poprawiać. Osłonięci lasem od wiatru wolno sunęliśmy przez wspaniałe tereny, które zwiedzałem dwa tygodnie wcześniej. Pomimo braku słońca las wciąż wydawał się wspaniały, a widoki zapierały dech w piersiach. Na naszej drodze co chwila wyrastały pełne błota kałuże, więc tempo nie było imponujące. Wręcz przeciwnie, poruszaliśmy się dość wolno, bo tylko w ten sposób mogliśmy nacieszyć się wspaniałą okolicą. Po chwili takiej jazdy dotarliśmy pod diabelski kamień i tu z powodu własnej głupoty i pecha uderzyłem się kolanem w kierownicę. Po chwili ból przeszedł, więc pomyślałem, że to nic takiego, ale niestety myliłem się. Z nad jeziora Dobrego ruszyliśmy zielonym szlakiem do Wejherowa. Zmiana planu zakładała jazdę lasami, które w doskonały sposób chroniły nasz przed mocnym i zimnym wiatrem. Przez cały ten czas kolano pulsowało tępym bólem, który na podjazdach tylko się wzmagał. Próbowałem nie zamulać grupy, ale kosztowało mnie to sporo wysiłku i silnej woli, zwłaszcza na trudniejszych odcinkach, gdzie ból stawał się intensywniejszy. Z tego także powodu koncentrowałem się raczej na pedałowaniu, niż na nawigacji, co kilkakrotnie przypłaciłem zboczeniem z trasy. Szczęśliwie jednak czujna kompania zawszy sprowadzała mnie na poprawną ścieżkę. W miedzy czasie słonce na chwilę wyjrzało zza chmur co wszystkim poprawiło humor, a ja stwierdziłem, że zielony szlak jest także bardzo urokliwy. Mimo wszystko wolę jednak szlak czarny, bo jest on bardziej „pierwotny”, ale jest to raczej kwestia gustu.

Po dotarciu do Wejherowa planowałem powrót SKM (mając na uwadze nieszczęsne kolano), ale za namową grupy ruszyliśmy przez Redę i Rumię go Gdyni. Dobrze jest jechać w zgranej grupie. Wszyscy trzymali równe tempo, więc asfaltowe odcinki naprawdę pokonaliśmy bardzo szybko. Tak dotarliśmy do Chyloni, gdzie pożegnałem się z grupą i zwyczajowo już pojechałem na południe do domu, gdzie dotarłem ok 20.00.

Pomimo kiepskiej aury rajd mogę uznać za udany. Wszystkim dopisywał humor i nikt specjalnie nie narzekał na trudne warunki. Jak zawsze podczas rajdów spędziliśmy sporo czasu na rozmowach. Rozmawialiśmy tak jak jak zawsze o tematach około rowerowych jak „żelowe siodełka” Wink, brak gustu i dobrego smaku wśród drogowców Wink i zeszło nawet na porównanie siodełek co poniektórych osób Wink . Dodatkowo nastrzelaliśmy trochę zdjęć, a co najważniejsze dobrze się bawiliśmy! Jedynie czego żałuję, to kolano, które boli mnie na tyle, że przez kilka dni o rowerze to mogę zapomnieć Frown

Dziękuję wszystkim za miło spędzony czas.

Howgh!

DST: 119km

AVG: 17,4km/h

TM: 6:50h

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Gdynia

m=Darżlubie

m=Wejherowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment
« Older