Family Cup

Dziś odbywały się Mistrzostwa Polski dla Amatorów w zawodach XC, był to już edycja tych zwodów, tym razem został rozgrywany w mieście Sopot.

Na start stanęła nie oczekiwana ilość ok. 150 zawodników. Organizacyjnie  nie byli przygotowani na tak dużą ilość zawodników, ale wszystko przebiegło sprawnie. Jeśli chodzi o starty XC to był mój pierwszy start w tym sezonie, nie traktowałem to jak miał by być to ważny wyścig, bardziej treningowo, najważniejsza jest Skandia.

Od samego początku zaczął prześladować mnie pech, gdy przyjechałem na start już na początku przekręcił mi się łańcuch tak niefortunnie ze musiałem go ściągnąć i założyć na nowo, następnie gdy robiłem objazd trasy ze znajomymi z teamu Piast Słupsk wbiło mi się szkło w oponę i byłem zmuszony połowę trasy jechać na kapciu, po jakimś czasie zerwała mi się linka od przerzutki tak niefortunnie ze trzymała tylko na jednej malutkiej lince, tak ze wystarczyło małe zahaczenie czegokolwiek to trące kontrolę nad napędem.FAMILYCUP-1

Start nastąpił o godz. 14:00 Seniorzy i Orlicy startowali razem. W mojej kategorii jaką jest kat. Senior startowała bardzo liczna 56 osobowa grupa. Na sam początek mieliśmy do pokonania bardzo fajny techniczny  podjazd, lecz bardzo dużo osób poschodziło z rowerów i zaczęło blokować, również musiałem zejść z rumaka. Od samego startu zacząłem mieć dość spore problemy z przerzutkami, tego się obawiałem i męczyły mnie do samej mety, jechałem byle by jechać, chciałem tylko dojechać do mety, bałem się żeby łańcucha nie zerwać, strasznie mi przeskakiwał, nie mogłem w ogóle przerzucać biegów bo od razu mi strzelało i przeskakiwało.

Uczepiłem się w miarę możliwego ogona  takiego którego mogłem trzymać i trzymałem się do samego końca, na jednym zjeździe mnie wywaliło tak ze milimetry brakowały a zaliczył bym dzbana o drzewo, już się widziałem na glebie, ale do niczego nie doszło, chwyciłem tylko kierę tak mocno jak potrafię i to mnie uchroniło od przewrotki. Tuż przy mecie był niebezpieczny zjazd, prędkości niektórych zawodników przekraczały dużo ponad 60 km/h ja nie miałem czym dokręcać, dlatego osiągnąłem marne 57 km/h Bardzo fajny podjazd pod Łysą Górę pod którą musiałem za każdym razem cisnąć na pół blacie, nie mogłem zejść na młynek bo mogło by się to źle skończyć, musiałem jak najmniej manewrować biegami, ale trzeba było sobie radzić na tym na czym się jechało.FAMILYCUP-2

Zawody XC nie są i nigdy nie były moją najmocniejszą stroną, potrzebuję czasu by się rozgrzać, nie potrafię od samego początku ostro jechać ile sił w korbie, dystans wyszedł 20 km i to jeszcze dodali nam dodatkowo jedno okrążenie na szczęście + przewyższenia 560 m, czułem że jadę dopiero po 4 okrążeniu a to już było za późno. Słyszałem tylko jak krzyczą do mnie ze jestem w pierwszej dwudziestce, ale to też nie wiadomo do końca ponieważ puścili dwie kategorie razem. Gdy jechałem na kole jednemu z zawodników, myślałem tylko o jednym jak by to rozegrać finisz żeby wygrać, plan był jeden, usiąść na kole i w ostatnim momencie dojazdu do mety dobrze wziąć zakręt i dać z siebie wszystko, ale czy to się uda? Zawodnik był bardzo mocny, szczególnie na zjazdach, na żadnym z okrążeń nie udało mi się dobrze wejść w dość ostry zakręt, gdy dojeżdżaliśmy już do mety, starałem siedzieć bardzo blisko koła, i wchodzić bardzo precyzyjnie w zakręty, co się udawało, po jakimś czasie nadeszła decydująca chwila, być albo nie być, chociaż to nie miało znaczenia, ale jednak wygranie finiszu daję ogromną radość, o dziwo udało mi się wejść w zakręt bez zbędnego zwalniania, tak ze byłem tylko o  koło wolniejszy od przeciwnika, no dobra zostało już tylko parę metrów, stanąłem na pedały miałem najtwardszy bieg i z całych sił pognałem w kierunku mety, wyprzedzając zawodnika o niecałą  sekundę.

Gdy przekroczyliśmy linię mety podziękowaliśmy sobie za wspólną rywalizację. Jedynie co mi się udało zrobić na tym wyścigu to wygrać finisz, dobre i to. Ostatecznie dojechałem na 12 miejscu, nie jestem zawiedziony ponieważ traktowałem te zawody jako trening, a gdy przekraczałem metę nie czułem nawet zmęczenia, jak już wspomniałem Skandia będzie dla mnie najważniejsza i mam nadzieje ze poskutkuje to, a czasem przydaję się ponieść porażkę po to żeby umieć się po niej ponownie wznieść, nie każde zawody pojedzie się w 100% możliwości.

Do zobaczenia na następnych zawodach.

tekst: Piotr 1981

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

Wyścig XC Bike Tour


Film w jakości HD: kliknij TUTAJ


Posted in Relacje | Tagged , | 2 Comments

I Wyścig Rowerowy w Lęborku

DCA0Blisko 40 amatorów ekstremalnej jazdy rowerem wzięło udział w Pierwszym Wyścigu Rowerowym po Parku Chrobrego.
Wyścig rozegrano w trzech kategoriach: najmłodsi, amatorzy i profesjonaliści. Ci pierwsi do pokonania mieli blisko 3-kilometrową trasę, wyznaczoną na terenie Parku Chrobrego. Wygrali zawodnicy, którzy w najkrótszym czasie pokonali ją cztery razy.
– Trasa miała umiarkowany stopień trudności, z dużą ilością zjazdów, podjazdów i tzw. ścieżek technicznych – mówił jeden z dwóch sędziów zawodów Marek Szymelis.
Dwa razy więcej okrążeń, czyli osiem, na trochę trudniejszej trasie mieli do pokonania zawodnicy startujący w kategorii profesjonaliści. Ale i tym nie zabrakło odwagi.
Najlepsi zawodnicy wyścigu otrzymali puchary, a praktycznie każdy z uczestników mógł liczyć na upominek. Organizatorzy zapowiadają kontynuację imprezy.IMG_6458
– Na pewno ten pierwszy wyścig nie będzie ostatnim ! – mówi Roman Kal z LOT Ziemia Lęborska.

Zwycięzcy:
W kategorii najmłodsi najlepsi byli kolejno: Tomasz Banachewicz, Bartosz Wroński, Michał Wenig. W kategorii amatorzy pierwsze miejsce zajął: Mariusz Zimiński, drugie Marek Dzieciniak, trzeci był Jakub Banowski. W kategorii profesjonaliści najlepsi byli kolejno: Krzysztof Krzywy z Gdańska, za nim Arkadiusz Petka z Lęborka i Maciej Siedlecki z Gdyni.

Artur

Posted in Maratony | Tagged , | Leave a comment

MTB BIKE TOUR GDAŃSK 2009

DSC06394

Dziś miały odbyć się zawody z cyklu „MTB BIKE TOUR” ostatnia III edycja „FINAŁ

Ja przyjechałem ok. godz 13:00 mała rozgrzewka z domu ok. 10 km

Na miejscu spotkałem Tomka, Weronikę, Olo, Sławka, Mario, Kamila.

W Elicie startowałem razem z Mario, Kamilem oraz Bonem. Miała rozegrać się pomiędzy nami Finał, po poprzednich edycjach stan naszej rywalizacji wykazywał 1-1 Elita miała startować o 13:50 ale została opóźniona ok. 30 min

Zbliżała się godzina Startu, zaczęliśmy trochę marznąć, pogoda nie rozpieszczała nas, przed startem jeszcze z Kamilem pojechaliśmy na małą rozgrzewkę typu góra dół. Ustawiliśmy się na starcie w II rzędzie, całkiem nieźle.

Nastąpił start, kurzyło się od piasku, chciałem również szybko ruszyć, ale coś nie wyszło, takie niefart, wybrałem najgorszy z możliwych wariantów, koło zawirowało w piasku wypiąłem się z pedałów, drugi raz to samo, nie mogłem się wpiąć, miałem ogromny problem, tak to jest jak się chce coś szybko zrobić, postawiłem spokojnie pedał na dole wpiąłem się, delikatnie ruszyłem i było lepiej za 3-4 razem dopiero, po takim czasie ruszyłem dosłownie z ostatniego miejsca, wiec już na samym starcie doznałem porażki, wiedziałem ze nie odrobię tak dużej straty, wszyscy mnie wyprzedzili, zaczynałem od zera.

Przyciskając w wąwozie gdzie wjeżdżało się do lasu czekał dość techniczny podjazd z korzeniami, coś dla mnie, lubię podjazdy,

Zaczęła się gonitwa, wyprzedzałem gdzie tylko się da, jechałem tak jak tylko pozwalały na to siły, ale niestety na wiele nie mogłem liczyć przy tak kompromitującym starcie, najgorsza klęska w tym sezonie, na takim dystansie nie można popełniać takich błędów, za krótki.

Na pierwszym podjeździe wyprzedziłem już 7 bikerów, później trochę prostej a zaraz następny podjazd, na którymś z nich mijałem Bona, zaczęła się gonitwa, cisnąłem ile sił żeby zyskać bezpieczną przewagę. Po jakimś czasie zacząłem jechać za chłopakiem łeb w łeb z MTBnews miał na imię chyba Robertem o ile dobrze pamiętam, przez kilka okrążeń jechaliśmy razem wyprzedzając się na niektórych odcinkach, ja byłem lepszy na podjazdach, Robert na zjazdach oraz prostej, ostatecznie wygrał rywalizacje zemną, ale nie mogłem na wiele liczyć, później jechałem z dwoma innymi bikerami którzy byli mniej więcej takiej samej kondycji co ja, trochę lepszej, jechałem za nimi do samego końca jeden z nich w pomarańczowej koszulce pająka, a drugi w czerwonej koszulce Cross, przyjechałem tuż za nimi nie dałem rady ich wyprzedzić.DSC06421

Najbardziej morderczy był dla mnie przedostatni zjazd tuż przed metą, pierw piękny zjazd gdzie można było nabrać dość ostrej prędkości następnie podjazd z korzeniami na czele techniczny na który wjeżdżało się już rozpędzonym nie tracąc przy tym zbyt wiele sił, później znowu podobnie zjazd i tak samo podjazd z korzeniami na takiej samej zasadzie jak poprzedni tylko że jeszcze bardziej techniczny. W tym właśnie miejscu był ustawiony jeden z fotoreporterów który robił nam zdjęcia, po dwóch solidnych technicznych podjazdach, czekał na nas dość nieprzyjemny zjazd, bardzo techniczny i niebezpieczny po prostu okropny najgorszy na trasie była również umieszczona kartka z trzeba wykrzyknikami, ostrzegająca o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Znałem ten zjazd z treningu jaki zrobiliśmy sobie z Weroniką kilka dni przed zawodami, pękła mi spinka między innymi, zjazd, z korzeniami, wyrwa na środku, kilka metrów dalej tak również wyrwa na środku po czym ostry skręt w prawo, rozwijając dużą prędkość można było się nieźle nadziać, a w ostatecznej fazie ciężko jest wyhamować, zwalniałem dość ostro hamując zjeżdżałem, raz mnie tylko wyrzuciło ale żadnej przewrotki nie zaliczyłem, na zjazdach traciłem bardzo dużo czasu, nadrabiałem jedynie na podjazdach. Muszę popracować nad tym fragmentem, zjazdy to moja udręka.

Na trzecim podjeździe zaczęły szwankować mi przerzutki, łańcuch wirował z jednego przełożenia na drugi, pokręciłem trochę przy manetce naprężając linkę, i było wszystko ok.,DSCF7737

Udało mi się wyprzedzić również Mario666 który miał defekt łańcucha 7 albo i 8 razy

to jest już pech, niezbyt ciekawie robi się gdy sprzęt odmawia posłuszeństwa.

Jeden fajny dość wąski singelek był gdzie można było fajną prędkość osiągnąć, ale to po podjeździe, po czym ostry podjazd, oraz mega niebezpieczny zjazd, do mety dojechałem zdyszany, na Maratonie w Gdyni nie byłem tak zmęczony mimo że pojechałem na dystans Giga.

Impreza bardzo fajna, na mecie poczekałem na wszystkich znajomych, wymieniliśmy kilka zdań co do trasy, po czym rozstaliśmy się Następne zawody dopiero za rok, więc szykować formę poza normę i do zobaczenia na trasie.

Ogólnie trasę uważam za najbardziej techniczną ze wszystkich edycji, ale tego można było się spodziewać, w końcu to była Edycja Finałowa, dwa podjazdy gdzie można było się zmęczyć, dwa bardzo niebezpieczne zjazdy, ogólnie, bardzo dużo korzeni, nierówności na trasie

Na moim sztywniaku zacząłem odczuwać, po ostatecznej gonitwie zostałem sklasyfikowany na 26 pozycji czyli nie najgorzej, taki średniak, zadowolony jakoś nie jestem, ale także nie jestem załamany, starałem się jak mogłem, będzie co nadrabiać za rok.

Do zobaczenia na następnych zawodach.

Pioter 1981

Po objeździe tydzień temu trasy ze Sławkiem wiedziałem, że będzie ciężko. Kondycja przez ostatnie tygodnie spadła, bo nie było czasu na jazdy w tygodniu. Nie nastawiałem się więc na walkę o miejsca i punkty, a raczej na dojechanie do mety.

Na starcie uplasowałem się mniej więcej w 2/3 stawki, niestety po zwężeniu Kamil miał wywrotkę, czy kolizję i się lekko przytkało. Na szczęście udało mi się ominąć, ale znalazłem się po gorszej stronie trasy – mniej ubita ziemia. Kręcę, sapię i tracę już na pierwszych podjazdach.

Po pierwszym okrążeniu jadę w trzy osobowej grupce, w której jest także Kamil. Raz ich doganiam na podjazdach, żeby stracić na zjazdach. Z fulami na korzeniach nie wygram. Kamil gdzieś odjechał, a ja zgubiłem tego trzeciego. Na trzecim kółku zaczęło się dublowanie, co trochę namieszało. Na ostatnim zjeździe przepuszczałem szybszych z czołówki i zostało to wykorzystane przez bezpośredniego rywala. Docisnąłem trochę mocniej i wyprzedziłem na podjazdach.

W końcu dzwonek i wjazd na ostatnią pętlę. Słyszałem za sobą jak dzwonili dla kogoś, ale nie widziałem go. Jechałem samotnie i wolno, nie było już woli walki, a i zmęczenie było odczuwalne. Gdzieś w połowie łapie mnie kryzys, mam ochotę rzucić rower w krzaki i położyć się obok. Staram się jakoś zmotywować, tyle już przejechałem, to szkoda nie ukończyć. Jakoś się udało, pokonałem kolejny podjazd i było trochę lepiej. Na ostatniej górce doganiam Kamila. Jedziemy razem, ale na ostatnim zjeździe wykorzystał zalety zawieszenia i tyle go widzieli.

Obyło się bez awarii i wywrotek. Wynik słaby, podobny jak na wiosnę, ale obyło się (prawie) bez skurczy.

Piotr – 26 E

Kamil – 40 E

Bono – 41 E

Olo – 6 M2

Podsumowanie sezonu.

W tym roku po raz pierwszy startowałem we wszystkich edycjach. Pogoda dopisywała i ani razu nie padało. Konkurencja była duża, w zeszłym roku było dużo mniej osób (w II byłem 9, w III 17) i łatwiej było walczyć o punkty. Teraz mam 1 za 22 miejsce w II edycji (moja ulubiona trasa). Niestety nie obyło się w tym roku bez poważnych kontuzji. Właśnie w czerwcu trzeba było odwieźć dwie osoby karetką. Taki to sport, chwila nieuwagi i ląduje się na drzewie.

Założeń na ten rok nie udało się zrealizować. Chciałem być w pierwszej dziesiątce, co wydawało się realne patrząc na wyniki z poprzedniego roku. Niestety impreza się rozrosła i konkurencja była dużo silniejsza. Tym bardziej cieszy ten samotny punkt. Teraz trzeba czekać do wiosny na nowy sezon i nowych przeciwników w innej kategorii wiekowej. Tak, to był ostatni start w Elicie, od przyszłego roku będę startował w Mastersach. Niby będzie mniej okrążeń, ale konkurencja chyba nie mniej mocna Wink.

Marek „Bono” Kwiatkowski

Dodam parę słów od siebie.

Szukałem miejsce dobrze oświetlone przez słoneczko, które jednak nie przebijało się przez konary drzew. Przejechałem pól drogi i niestety nic ciekawego nie dostrzegłem. Wprawdzie robiłem fotki, bo ciągle jacyś kolarze przejeżdżali, ale wiedziałem, że mogą być one poruszone, z powodu zbyt słabego oświetlenia dziennego. Skoro pół dystansu przejechałem, więc jadę dalej do mety i już zrezygnowałem z dalszych zdjęć.

Przejechałem tę trasę w całości i powiem szczerze, że nie była taka zła jak to niektórzy twierdzili. Fakt, że pierwszy podjazd jakoś go zmęczyłem(tętno 165), ale drugi to w połowie zszedłem z roweru, jak dla mnie był nie do podjechania, choć widziałem jak młodzi chłopcy „brali” go bez problemu, no cóż młodość.

I tak w kółko zjazd, podjazd, zjazd, podjazd. Na jednym ze zjazdów stało dwóch mastersów i zastanawiali się chyba czy zjechać, popatrzyli na mnie i ruszyli za mną i na następnym lekkim podjeździe dogonili mnie i w te słowa zwracają się do mnie: „skoro pan zjechał to i my zdecydowaliśmy się zjechać, bo w zasadzie mieliśmy się wycofać” i tak to w ten sposób zmobilizowałem ich do dalszej jazdy……..ukończyli, bo widziałem ich na mecie….miłe co?

Muszę jeszcze tam po wyścigu kiedyś pojechać, fantastyczne zjazdy, kręte wąskie dróżki na których osiągałem…….o nieee wiem ile, bo bałem się spojrzeć na licznik:), ale chyba powinna być liczba 40km/h. Przy takiej szybkości nie byłem wyprzedzany.

I na koniec ten zjazd z trzema wykrzyknikami był fantastyczny, to był naprawdę trudny technicznie zjazd nie dość, że mocno stromy to jeszcze z korzeniami i lejami po wodzie….zjechałem go bez problemu, choć miałem pewne obawy, aby nie przelecieć przez kierę, więc przesunąłem swój zad mocno do tyłu dotykając błotnika, dobrze, że miałem błotnik……bo gdyby go nie było, to moje spodnie musiałbym zanieść do krawca a tyłek do lekarza:)

Ogólnie trasa była dość szybka, rzeczywiście, że było dużo korzeni, ale przecież tu nie jeżdżą szosowcy tylko górale, więc nie ma co narzekać. Ja osobiście jechałem jedną pętlę bez numeru startowego, ponieważ szukałem dobrych miejsc do zrobienia dobrych fotek.

Mieczyslaw Butkiewicz

fotki Piotra

Posted in Maratony | Tagged , , , | Leave a comment

Bike Tour 2009 druga edycja

IMG_1570Wprawdzie nie wiele przygotowywałem się do tego wyścigu, ponieważ 10km to nie jest problem, aby go pokonać, tak wówczas myslałem. Po objechaniu trasy przed wyścigiem zmieniłem zdanie, te ostre podjazdy trochę mnie zniechęciły, ale skoro obiecałem to trzeba dotrzymać słowa. Przyjechałem wcześniej zapisałem się i dostałem numer startowy nr 295  Nastąpił start, aż „iskry” leciały spod napędów. Wszyscy poszliśmy pod pierwszy podjazd, parędziesiąt metrów podjechałem i chyba zbyt nerwowo i szybko zrzuciłem łańcuch z blatu na najmniejszą zębatkę i ………..stoję ……….awaria, zablokowany łańcuch. Szybko zsiadłem z roweru i coś próbowałem zrobić, aby go odblokować, ale za nim to mi się w końcu udało to wielu mnie wyprzedziło i już wówczas wiedziałem, że nie nadrobię strat po takim ciężkim terenie a w dodatku na tak krótkim odcinku. No cóż, trudno czasami ma się tego pecha.Gdyby trasa była z trzy raz dłuższa to miałbym jakieś szanse, ale na 9km nic nie zrobię.IMG_1573

Jednak nie zrezygnowałem z dalszej jazdy, bo przypomniałem słowa scoot’a : „Jedź tak, abyś dojechał do mety bez względu na miejsce”. To mnie trochę podbudowało, w końcu faktycznie moją osobistą nagrodą w takim układzie będzie dojechanie do mety. Jak się później okazało bardzo dużo odpadło młodych bikerów.  Próbowałem gonić grupę, ale oni byli dość daleko przede mną. Gdy wgramoliłem się na szczyt „ściany płaczu” to dostałem nagrodę w postaci zarąbistego zjazdu. Puściłem klamki na liczniku 40km/h, ale samym dole były korzenie i trafiłem na hopkę, na której wyrzuciło mnie do góry i spadłem na oba koła jak pies hagenbery na cztery łapy i to bez upadku w tym momencie Andrzej zdołał zrobić fotkę. Na trasie miałem kibiców, którzy mnie ciągle wspierali a byli to: Agnieszka, czyli moja wspaniała synowa, agabikerka,  scoot, i Marek „świru”.

Wracam na trasę, więc po „locie” nad hopką nagły skręt wprawo, wcale nie zwalniałem i pod górkę, ale ją „łyknąłem” bez problemu, ponieważ miałem dużą szybkość. W końcu doganiałem mego przeciwnika mastersa, który był przede mną, ale nie mogłem go wyprzedzić. Co go dogoniłem na zjazdach to on oddalał się na podjazdach i tak w kółko. Po drodze wyprzedziłem paru pojedynczych kolarzy. A teraz drugie okrążenie, szybko ciągnę do tej „ściany płaczu”, tam rzeczywiście większość szła na pieszo. Dociągnąłem się na górę tam stała zawsze grupka ludzi pewno pilnujących przebiegu jazdy, to jeden z bikerów na samej górze w te słowa: przepraszam powtarzam: „mam  w dupie taki wyścig” i wycofał się.IMG_1604

Ponowny zjazd duża szybkość a na dole korzenie, o których starałem się nie zapomnieć w przeciwnym, bowiem wypadku nie dojechałbym do mety. Na zjazdach były wypadki, na trasie jakaś dziewczyna leżała nieruchomo na ziemi, pęknięte żebro i jakieś na pewno mniejsze lub większe obrażenia  to nie wiadomo. Ja natomiast wyprzedzałem leżącego kolarza na rowerze a nad nim było pochylonych kilka osób. Oto dowód jak bardzo niebezpieczna była trasa. Następnie byłem świadkiem jak wielu młodych bikerów wycofywało się z wyścigu i stali oni już na poboczu trasy. I to mnie podtrzymywało na duchu  do bardzo rozważnej jazdy i udało się, nie miałem najmniejszego upadku. Piotr gdzieś się „sypnął”, ale o tym pewno on sam napisze, bo prosiłem go o relację.

Wracam na trasę, no, więc druga runda i już miałem na celowniku mojego mastersa. Powoli dochodziłem go a na prostej przed metą wyprzedziłem dojeżdżając do końca drugiego okrążenia, i dalej ponownie ta „ściana płaczu”. Tego odcinka nigdy nie podjechałem to nie na moje siły. I ponowny szaleńczy zjazd, ale na dole lekko hamowałem zakręt w prawo krótki podjazd, następny długi podjazd i trzeci a potem to tylko zapominam o klamkach i co sił w nogach do mety. Przed metą miałem szybkość ok. 35km/h i na mecie myślałem, że wpadnę w tłum, ale tylny hamulec na maxa i obróciło mnie dookoła swej osi. Ufff…….nareszcie koniec, ale muszę się przyznać, że nie byłem mocno zmęczony. Na mecie jak zwykle wpadłem w ramiona mego syna scoot’a  no i innych kolegów.

Godz 14:00 chłopaki będą startować w elicie, czyli Piotr, Bono, Sławek. Pojechałem do domu zmieniłem kurtkę rowerową na cieplejszą, zabrałem mego Canona i w drogę na start zrobić kolegom fotki. Gdy dotarłem to oni już byli na trasie, spotkałem na mecie Zibka, Sławka, więc w dniu dzisiejszym po raz czwarty wchodzę na „ścianę płaczu” celem zrobienia im zdjęć. Bona złapałem, ale Piotra nie zauważyłem. Batika widziałem na trasie, ale go nie poznałem, bo zmienił wystrój zewnętrzny. Wróciłem na metę. Niedługo dojechał Bono i w pewnej odległości Piotr, ale jak wspomniałem on miał upadek i trochę się pokaleczył.  Czekamy na dekorację Banacha, który zajął pierwsze miejsce. Dekoracja, dekoracja i po imprezie. Czas się rozjechać i pożegnać kolegów…….jaka szkoda!!!

Startowało nas w dziesiejszym wyścigu:

Sot M3 5/6
Darek M2 12/15
Olo M2 14/15
Sławek M 4/39 (33)
Bono E 22/47 (37)
Piotr E 26/47 (37)

W nawiasach ilość zawodników, którzy ukończyli.

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=TPK, Gdańsk

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

Bike Tour Gdańsk I Matemblewo 2009

008Jak co roku MOSiR Gdańsk organizuje cykl wyścigów MTB Bike Tour Gdańsk. 4 kwietnia w Matemblewie odbyła się pierwsza edycja. Pogoda dopisała licznie zgromadzonym zawodnikom, w tym naszym członkom i znajomym: Olo, Zbyszkowi (Zibek), Wza, Zbyszkowi,Tomkowi i mnie.

Nie wiem czy to przez pogodę, czy lepszą promocję imprezy, frekwencja była bardzo wysoka. Kolejka do zapisów na tyle długa, że zawodnicy najmłodszych kategorii, startujące jako pierwsze, były zapisywane bez kolejki. Reszcie czas leniwie płynął na rozmowach. W międzyczasie najmłodsi uczestnicy ustawili się na starcie. Do pokonania mieli trzy pętle wokół sanktuarium (3x1km). Walka była zacięta, a o trzecim miejscu decydował rzut koła na taśmę. W starszych kategoriach rzecz mało spotykana.009

Tu relacja się urywa, bo po zapisach wróciłem do domu się relaksować i wróciłem dopiero na swój start.

Gdy ponownie się pojawiłem, trwał jeszcze wyścig juniorów i mastersów, w którym uczestniczyli Zbyszek i Wza (wcześniej po drodze spotkałem Ola wracającego samochodem).

W końcu z lekkim opóźnieniem na starcie zgromadzili się zawodnicy kategorii Elita. Tu niestety trzeba wspomnieć o niedociągnięciach organizatora – głośnik i komentator skutecznie zagłuszali sprawdzanie listy startowej. Dodatkowy poślizg, był spowodowany losowaniem nagród.010

W końcu około 50 zawodników ruszyło na trasę. Najpierw po płaskim (płyty i asfalt), potem wjazd na szutry i lekko pod górę – kurzyło się jakby stado bawołów przeszło 😉 Klubowicze ostro parli i po chwili już znikli za zakrętem. Gdy dojeżdżałem do pierwszego podjazdu, to już się tworzył korek na wąskiej drodze (po bokach koleiny od traktora). Była też pierwsza awaria, komuś się łańcuch zaklinował, a opinie o sprzęcie było słychać aż na górze 😉 Dalej trasa trochę falowała i szybki zjazd z wyboistą końcówką. Kawałek płaskiego i pod górę, gdzie jeszcze się nieco przytykało i trzeba było znowu podprowadzać rower. Gdy się już człowiek wdrapał, to znowu zjazd, w połowie ostre hamowanie, bo kilka uskoków, na dole spore „hopy”. Na dole skręt w lewo i po płaskim wzdłuż Strzyży. Błotko z pod kół pomagało się ochłodzić. Niestety dość sielanki i trzeba było się wdrapać na kolejną górkę, to był najbardziej stromy odcinek. Trochę nierówności i zjazd, mały podjazd, zjazd i łagodnie pod górę na kolejną pętlę, których było siedem.

Niestety na drugiej pętli na trzecim podjeździe zaczęły mnie łapać skurcze i zamiast atakować, to traciłem pozycje. Tak zostało do końca wyścigu, raz słabiej, raz mocniej nogi bolały niemiłosiernie i nie chciały się momentami zginać. Od tej pory traciłem tylko pozycje. Na ostatniej pętli miałem lekką nadzieję na zyskanie 2 pozycji. Zawodnik przystawał na ostatnim podjeździe, a drugi szedł powoli. Niestety ja też musiałem sobie zrobić przerwę. Na szczęście udało mi się dogonić jednego i przed ostatnimi zjazdami wyprzedziłem go. Na mecie miałem stratę dwóch okrążeń. Nie wiem, jaką pozycję zdobyłem, ale na punkty raczej nie ma, co liczyć.

Mam informacje o miejscach:

Wza 23

Olo 8

Zbyszek (Zibek) 10

Tomek 11

Jak wiecie, jakie miejsca zajęliście, to dajcie znać i się poprawi listę.

Pierwsze zawody za nami, trzeba odpocząć i szykować na kolejną edycję, która już 20 czerwca w okolicach Doliny Samborowo.

tekst: „Bono”

zdjęcia: „Zibek”

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=Gdańsk, Matemblewo

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , , | 1 Comment

MTB Bike Tour Gdańsk 2008

007

sobota zapowiadała się znakomicie,świeciło słonko 18.10 2008 roku.Wybrałem się o godzinie 10.30 na metę startu MOSiRu,aby  dopełnić formalności zapisania się.Tam już czekało trzech śmiałków maratonu z naszej grupy.Postanowiliśmy objechać trasę ,zwracając uwagę na strome podjazdy i wystające korzenie.Następnie udałem się do domu w celu posilenia się i zmiany stroju.Zostało 10 minut do startu,więc pędem udałem się na metę.Tam już wszyscy grzali  pedały, by ruszyć,więc wystartowaliśmy-szkoda że tylko tyle zdjęć udało się zrobić.              Darek „rowerix”

Relacja Bona012_2

Na początku pojechałem przed 10, żeby się zapisać. Pogoda średnio dopisywała, z porannego słońca i czystego nieba pozostały wspomnienia. Na miejscu był już spory tłumek, ale nie widziałem nikogo znajomego. Zająłem miejsce w kolejce i cierpliwie czekałem na zapisy. W międzyczasie dojechał Wojtek. Wymieniliśmy uwagi na temat trasy i dowiedziałem się, że została nieco zmieniona w stosunku do mapki – doszedł ciężki podjazd. Nie chciało mi się już sprawdzać jak wygląda ta górka, więc wróciłem do domu zrelaksować się i przebrać.

Na miejscu zawodów, pojawiłem się ponownie około 13 i spotkałem Ola i Zibka. Obaj już po zawodach, a na trasie Sla i Rowerix. Olo zajął 3 miejsce w wyścigu oraz klasyfikacji generalnej. Brawo dla kolegi. Była ceremonia, odznaczenie dwoma medalami i wręczenie pamiątkowych koszulek.

Nasi mastersi nadal walczyli na trasie. Pierwszy na mecie stawił się Sławek, dłuższą chwilę potem  Darek. Niestety obaj poza podium. Zrobiliśmy trochę fotek, a mi zaczynało być chłodno, więc opuściłem grupkę żeby się rozgrzać przed startem.018_2

Na starcie naliczyłem około 20 osób, trzeba więc trochę powalczyć o punkty. Z jednej strony stoją Trekowcy, z drugiej jakaś inna grupa, nie będzie łatwo. Na starcie ruszyłem żwawo, ale prawa noga nie weszła w pedał, więc spadłem od razu gdzieś na sam koniec.

Na pierwszych podjazdach udaje mi się zyskać pozycję. Kolejną zdobywam na podjeździe przed wywłaszczeniem, klasycznie atakując pod koniec wzniesienia. Przede mną pusta droga – ostro chłopaki dają, a ja już sapię jak parowóz. Zjazd niebieskim, podjazd, przecinamy drogę Pachołek-Gołębiewo (trasa rowerowa), żeby zjechać. Na dole w lewo i pod górę. Tutaj niestety słyszę kogoś za sobą, więc ustąpiłem szybszemu. Na górze znowu mijamy drogę, ale nie dane było nam podjechać nią. Zamiast tego podano nam zjazd i morderczy podjazd. Przeciwnik się oddala, a z tyłu ktoś goni.0213

Na górze można trochę „odpocząć”, droga nierówna, ale da się szybko jechać. Rywala mam ciągle w zasięgu wzroku. Gubię go na końcówce zjazdu i prostej do mety, by znowu dogonić na początku pętli. Staram się utrzymać taką sytuację i nie tracić za dużo na podjazdach. Niestety na kolejnym wzniesieniu wypadł mi bidon i musiałem się zatrzymać. Teraz musiałem się skupić na obronie, a nie ataku, bo prawie mnie wyprzedził kolejny zawodnik. Na szczęście udaje mi się zachować pozycję. Na kolejnym podjeździe (ten ciężki) już ledwo kręcę i postanawiam uderzyć z buta, będę wolniejszy ale zachowam trochę sił. Na górze znów trzeba się bronić, ale po płaskim jest łatwiej i odskakuję rywalowi. Doganiam też powoli tego przed sobą. Na zjeździe był trochę szybszy, ale łapię go na początku pętli i trzymam się koła nie odpuszczając na podjazdach. Nie oszczędzam sił, bo liczę po cichu na dubla i mniej pętel do przejechania (a co, trochę lenistwa i strategii, nikomu nie zaszkodziło).

O dziwo udaje mi się utrzymywać jego tempo, czyżby tracił siły? Trzeba szukać okazji do ataku. Na kolejnym zjeździe, jednak jedzie bardzo wolno, zbyt wolno i po chwili zjeżdża ze ścieżki – pewnie awaria. Pech dla niego, szczęście dla mnie.

Na górze wypatruję czy nikt mnie nie goni i widzę kogoś na czerwono, więc spokój, to czołówka. Chwilę jadę za Trekiem, ale jest szybszy. Na ostatniej prostej wrzucam na bat i cisnę ile się da, ot żeby się wyżyć i pokazać znajomym. Metę przekraczam razem  z walczącymi o 2 i 3 miejsce. Sam zająłem 17 ze stratą jednego okrążenia (wynik nieoficjalny).

Tym razem pogoda była dużo lepsza niż na poprzedniej edycji. Było sucho, a trasa niezbyt wymagająca technicznie. Niestety kiepsko u mnie z podjazdami, będzie trzeba popracować nad tym w zimie.

Bono

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=Tpk, Gdańsk

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO

nalewka_team
Aż trudno się nie pochwalić 🙂 Zespół: Agabikerka & Scoot, po przejechaniu 5-ciu okrążeń zajęli I-wsze miejsce w kategorii „duo mix”.IMG_9238

Wyniki naszych znajomych:
1 miejsce w kategorii solo kobiet: Ania Świrkowicz z Treka
4 miejsce w kategorii solo mężczyzn: Pablo Góral (przejechał 7 okrążeń!!!)
3 miejsce w kategorii team: Sopot Killers
9 miejsce na równocześnie rozgrywanym BikeTour: Bono (na rowerze trekkingowym!)
Gratulacje!

Relacja Scoot’a

Sztafeta na rowerach? A cóż to takiego? Zachęcająca była trasa o długości 15 km wyznaczona przez Robina i  Wojtka z Sopot Killers. Tydzień przed zawodami miałem okazję przejechać jej fragment i chęć startu zaczęła powoli kiełkować. Jednak forma jazdy „w kółko” nie do końca mi odpowiadała więc na start zdecydowałem się praktycznie w ostatniej chwili, za namową Agi na jazdę w kategorii DUO MIX.IMG_9253IMG_9246

Strategia była prosta: zmieniamy się co 2 kółka chyba, że ktoś wcześniej zasygnalizuje zmęczenie. Ruszyłem pierwszy. Trasa bardzo dobrze oznakowana i sprawiająca wielką przyjemność z jazdy. Na maratonach pierwsze 10 km uznaję za rozgrzewkę i tu miało być identycznie. Niestety na 3 czy 5 km zacząłem odczuwać nudności i zmęczenie! Znowu ten przeklęty izotonik z tauryną! Przed startem nie zdążyłem kupić powerade’ów i zatankowałem nutrenda zawierającego taurynę. Teraz ponad wszelką wątpliwość potwierdziłem, że tego typu izotoniki czy żele źle na mnie działają. Na maratonie w Chodzieży miałem identyczną sytuację z żelami nutrenda (carbosnack) które również zawierały taurynę.

Przestałem popijać trujący izotonik i mocniej nacisnąłem na pedały. Trasa była (jeszcze) sucha i nic nie zapowiadało zbliżającej się ulewy. Świeciło słońce przez co zaczęły mi się gotować ręce w długich freeride’ówych rękawiczkach. Nagle usłyszałem trzask, a pedały stanęły w miejscu nie mogąc wykonać obronu korbą. Natychmiast zahamowałem lecz było już za późno. Moja prawie nowa tylna przerzutka XT została przecięta na dwie części. Co za pech! Pierwszy raz w życiu złamałem przerzutkę! I to na wyścigu, w którym miałem szansę na pierwsze w życiu pudło! Zrezygnowany zadzwoniłem do Agi, która od razu wystartowała, a sam truchcikiem zacząłem podążać do mety. Przede mną 5 km biegu…IMG_9256IMG_9259

Gdy wreszcie dotarłem na metę ktoś do mnie podszedł i zapytał czy to ja jadę w parze z Agnieszką. Okazało się, że Aga poprosiła kolegę (dzięki Krzysiek!!!) który podjechał do domu aby przywieźć mi drugą przerzutkę! Podjechałem do prowizorycznego pit-stopu pod  drzewem gdzie zaczęliśmy szybko doprowadzać mój rower do porządku. Za chwilę miała przyjechać Aga więc lepiej abym miał sprawny rower aby ją zmienić. Niestety okazało się, że hak jest wykrzywiony i próba jego wyprostowania skończyła się tym, że nie wchodziły mi dwie największe zębatki z tyłu. Reszta na szczęście działała więc ucieszony, że walka jeszcze się nie skończyła wskoczyłem na rower i zmieniłem Agnieszkę na trasie. Na szczęście zdążyłem też zastąpić trujący izotonik czystą wodą…

Drugie kółko było lepsze, bo znacznie lepiej znałem trasę, a poza tym byłem rozgrzany. Niestety jak tylko ruszyłem z linii startu zaczął padać deszcz… padał coraz mocniej miejscami zmieniając się w prawdziwą ulewę. Moje długie rękawiczki zaczęły wspaniale spełniać swą rolę. Niestety jechałem w krótkiej koszulce, która z miejsca została przemoczona i spryskana błotem. Trasa zrobiła się bardzo śliska i trzeba było mocno uważać na zakrętach. Jechało mi się całkiem nieźle, lubię taki hardcore. Po drodze spotkałem Anię z Treka, która złapała kapcia w bezdętkowym kole… później dowiedziałem się, że tak jak ja ona również zaliczyła truchcik po trasie :)) Dojechałem na metę upaćkany błotem, Aga natychmiast wystartowała do swojego drugiego okrążenia.IMG_9263

Na zawody przyjechałem samochodem, w którym miałem trochę ubrań na zmianę. Niestety nie zdążyłem odebrać od Agi kluczyków i wzięła je ze sobą na trasę. To był pech, bo okazało się, że Tacoo potrzebuje transportu do szpitala (wypadek zakończony kontuzją żebra),  a mając kluczyki i ponad godzinę czasu bez problemu mogłem go zawieźć. Niestety chłop musiał sobie radzić sam i w końcu chyba pojechał taksówką. A ja czekałem godzinę w mokrych ciuchach posilając się gorącą herbatą i rosołem z makaronem. Jakie szczęście, że impreza odbywała się tuż obok knajpki „Sabat” 🙂IMG_9264

Aga powróciła cała umorusana błotem. Po otworzeniu samochodu założyłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i ruszyłem na moje trzecie okrążenie. Tym razem jechało mi się znacznie ciężej. Trasa była już bardzo błotnista i rozjechana dziesiątkami kół. Na dodatek cały czas nie miałem dwóch najwyższych biegów z tylnej przerzutki przez co podjazdy musiałem robić z buta. Deszcz padał, a ja mozolnie przebijałem się przez mokre korzenie, szybkie techniczne zjazdy i powolne podjazdy robione na piechotę. Zaczęło brakować jedzonka bo na trasę zabrałem tylko 1 żelka. Kilka kilometrów przed metą miało mi także zabraknąć wody… Ale nie to  było najgorsze. Przede mną, chyba na 7 kilometrze pojawiła się przeszkoda, którą pokonywałem już dzisiaj dwukrotnie: strome, króciutkie podejście, a następnie równie krótki zjazd po korzeniach aż do wielkiego drzewa tarasującego ściężkę. Po prawej stronie tego zjazdu była sporej wielkości jak na warunki TPK przepaść: kilka metrów w dół, bez krzaków. Wpinając się w pedały pomyślałem tylko „przecież się tam nie ześlizgnę” i w tym momencie przednie koło podwinęło się w lewo, a ja poleciałem w prawo, bokiem (chyba) i głową do przodu w stronę zbocza. Zrobiłem co najmniej jeden fikołek, rower odpadł gdzieś na bok, a ja zatrzymałem się dopiero przy powalonych drzewach, które ostrymi kawałkami celowały w moją stronę. Leżałem tak przez kilka sekund, właściwie nie wiem ile dokładnie, pamiętam tylko, że w prawej nodze zaczął łapać mnie kurcz więc szybko naciągnąłem mięsień. Ze zdumieniem stwierdziłem, że nic mi nie dolega, żadnego złamania nie ma, jedynie obie nogi porysowane na całej długości.
Powoli wstałem, podniosłem leżący 2 metry dalej rower i powoli wdrapałem się do góry (ciężko było). Na górze jeszcze raz sprawdziłem obrażenia i ponownie zdziwiony ruszyłem w dalszą część trasy. Jednak jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą 🙂

Po kilku minutach zaczęły mnie boleć stłuczone mięśnie więc nawet mniejsze podjazdy robiłem z buta. Poza  tym wykrzywiona przerzutka zaczęła się klinować w błocie w ten sposób, że każde silne naciśnięcie na pedał blokowało łańcuch. Skończyła się też woda… do mety 3 kilometry, a ja powoli jechałem w deszczu wiedząc, że najważniejsze jest dojechać cało i zdrowo aby Aga mogła zrobić jeszcze jedno kółko. Na tym właśnie polega sztafeta! Kilkaset metrów przed metą, a właściwie przed ostatnim  zjazdem (z Łysej) wyprzedził mnie kolega z pracy (pozdrowienia Zbychu) Na tym lekkim podjeździe nie miałem ani siły ani odwagi go gonić. Gdybym teraz rozwalił drugą przerzutkę… Wyjechaliśmy na kawałek płaskiego i tam mocniej nacisnąłem na pedały aby w ostatniej chwili prawie przed samym zjazdem wyprzedzić go i puścić klamki rzucając się w dół trasy narciarskiej. Nie udało mi się wyciągnąć więcej niż 49 km/h, ale zważywszy na warunki i tak było super. Nie ma to jak dobry zjazd :)) Zbyszek pojechał dalej, startował w solo i zrobił w sumie 5 okrążeń! Ja skończyłem swoje trzecie i cieszylem się, że to już koniec 🙂 Aga ruszyła, aby zdobyć dla nas piąte kółko i z tym wynikiem ukończyliśmy zawody na I miejscu w kategorii DUO MIX! Moje pierwsze w życiu pudło! Tym bardziej będę je pamiętał, że przypłacone złamaną przerzutką i poobijanymi nogami oraz ręką.

Polubiłem tę formę zawodów. Widzę kilka zalet w stosunku do maratonów. Po pierwsze fajna jest współpraca w zespole. Po drugie, po każdym kółku masz czas aby wykonać naprawy roweru oraz posilić się co na zwykłych maratonach grozi utratą cennego czasu. Po trzecie, jeśli kółka są dość długie (15 km) to nie odczuwasz wrażenia jazdy w kółko, a coraz lepiej poznajesz każde okrążenie i możesz pracować nad lepszymi czasami. No i zdecydowanie lepiej stoi się na pudle w towarzystwie teamu, niż samotnie 🙂 Polecam i zapraszam w imieniu organizatorów na kolejne edycje TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO.

autor: scoot

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

szlak=niebieski

obszar=TPK, Sopot

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment