Czerwony szlak Wejherowski jesienną porą

Dzisiaj postanowiłem udać się na Czerwony Szlak który biegnie z Sopot Kamienny Potok do Wejherowa. Rano chciałem sprawdzić jak wygląda mniej więcej trasa którą zamierzamy objechać, (miałem nadzieje ze w całości nie dopuszczałem myśli która miała by nam pokrzyżować plany), dojeżdżając na kołach na miejsce zbiórki z Gdyni, udałemDSCF7970.JPG.php się szlakiem niebieskim rowerowym, wjeżdżając na rozwidleniu prosto na czerwony, który zaprowadził mnie bezpośrednio na miejsce zbiórki. Tak się złożyło że trochę z a późno wystartowałem o 8:15 musiałem trochę przycisnąć uzyskując średnią 19,50 KM/H na dystansie 18 KM. Na miejscu zbiórki byłem o godz 9:02.

Gdy ujrzałem na oczy ilu Bikerów czekało na mnie, oczom nie wierzyłem, było nas aż 13-tu, Poczekaliśmy tradycyjne 5 min i szczęśliwa 13-tka ruszyła w drogę. Co do trasy bałem się że będzie trudna, spodziewałem się dużej ilości błota, w takim terenie to zbyt fajnie by nie wyglądało, no i przeszkody w postaci zwalonych drzew.

Co do błotka to na szczęście nie było, co drzew trochę ich na swojej drodze napotkaliśmy ale nie należał do zbyt dużych problemów ominięcie kilku przeszkód. Na jednym odcinku przed rzeczką, a właściwie dojeżdżając do niej był mega zjazd, tu była mała przewrotka chyba jedyna i ostatnia, o następnych nie słyszałem, Olo rozpędzony z górki chciał przeciąć mega gigantyczne błotko, jechałem tuż za nim, kiera mu trochę uciekła, nie udało się, kąpiel błotna murowana, ale na szczęście nic się nie stało, Olo pozbierał się szybko i pojechaliśmy dalej.DSCF7974

Następna przeszkoda to rzeczka przez którą trzeba było przejechać, w sumie nie koniecznie, niektórzy wybrali inną alternatywę ominięcie owej przeszkody udając się kawałek czarnym szlakiem omijając rzeczkę, przejeżdżając przez mostek kawałek dalej, większa ilość osób wolała jednak przeprawić się przez rzeczkę. Był doskonały ubaw przy tym. Ale nikt się nie skąpał.

Trasa była bardzo urozmaicona, kilka razy trzeba było wziąć rower pod pachę omijając przeszkody które czekały nas na drodze w postaci zwalonych na przełaj drzew, cały szlak był pokryty sporą ilością liści jesiennych, aha ta Polska Złota Jesień, piękna jest. Ale są i minusy, śliskie gałęzie, odstające konary, korzenie oraz dziury na które można było się nadziać, trzeba było mieć oczy szeroko otwarte. Pierwszą dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie w Bieszkowicach, przy sklepie, uzupełniając bidony oraz pożywiając się, ok. 15-20 min trwała przerwa. Na miejscu w Wejherowie byliśmy równo o 14:00, zatem czas jazdy razem z przerwami wynosił 5 h, planowałem zakończenie wycieczki tak 14-15 i udało się.DSCF7990

Koło asfaltówki prowadzącej na dworzec SKM WEJHEROWO podjęliśmy decyzje, kto wraca na kołach relacji Gdynia-Gdańsk a kto na SKM-ką, większość ekipy udała się na pociąg, ja ze Sławkiem, Agą oraz Rafałem udaliśmy się na kołach do swoich domów, Wracając się na czerwony szlak hehe jak by było nam mało, ale przecinając go miejscami niebieskim rowerowym, żeby się zbytnio nie męczyć. W Zbychowie zrobiliśmy sobie przerwę przy jednym ze sklepów na uzupełnienie bidonów oraz sił, po chwili w drogę. Ja odłączyłem się na Dąbrowie zaliczając stacje benzynową a dokładniej myjnie, gdzie umyłem rower.

*Podsumowując:

*Trasa była łatwiejsza niż przepuszczałem, owszem były pewne urozmaicenia w postaci noszenia rowerów, ale już ten szlak tak ma, drzewa nie usunięte tarasowały drogę.

*Błotka było bardzo mało i to wielki plus z którego jestem zadowolony.

*Sporo różnego rodzaju śliskich patyków, korzeni na których można było łatwo się poślizgnąć.

*Następnym utrudnieniem były liście zasłaniające nierówności oraz wszelkiego rodzaju dziury, konary, oraz korzenie na które można było się natknąć.

Ekipa bardzo wyrównana kondycyjnie oraz szybkościowo, uważam że było bardzo równe tempo, w sam raz na rozprostowanie kości, nie znaczy to ze nie można było się nie zmęczyć.

Każdy chyba zna jakim poziomem trudności dysponuje owy szlak, na tym szlaku obowiązuje zasada: „Rower Podstawą Zmęczenie Zasadą”

Dziękuje Ekipie za tak liczne grono 13-osobowego składu, byłem bardzo mile zaskoczony

Bardzo mile spędziłem dzień dzięki wam, do następnego razu, do zobaczenia na szlaku.

OPRACOWAŁ: Piotr Habaj (pioter1981)

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Sopot

m=Wejherowo

obszar= TPK

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

RED – Lodziarnia

red-relacja

Właściwie tytuł tłumaczy wszystko.

Na starcie we Wrzeszczu stawił się jedynie Sla. W SKMce dosiadł się Mudia. Myślałem że więcej wariatów nie ma. Myliłem się jeszcze dwóch czekało na nas w Wejherowie. Nim wjechaliśmy na właściwy odcinek czerwonego szlaku każdy prócz Mudii zaliczył konkretną glebę.

Natychmiast spuściliśmy powietrze w oponach prawie do zera. Niestety lód prawie uniemozliwiał kierowanie rowerem. Co chwila ktoś łapał glebę. Jedna z moich sprawiła iż nabiłem się na róg od kierownicy – niefajne. Sla chyba złapał to ujęcie na aparacie. Zamarznięta ziemia lód i nadzwyczaj śliskie korzenie sprawiały iż koncentracja była non stop jak na ostrych zjazdach.Picture+083

W zasadzi myślałem że największym problemem będzie zimno. Ale choć w Wejherowie było około -10C to jechało się jak w lecie 🙂 Stresik powodował iż o zimnie zupełnie nie pamiętaliśmy.

Po około 15km tej zaprawy postanowiłem iż wracam asfaltem do domu. Przyjemność z jazdy jak dla mnie żadna. Choć przyznam że było wesoło 🙂 Chłopaki pojechali dalej.

Jadąc asfaltem (uprzednio utwardziłem opony) słyszalem nieprzyjemne ocieranie tarczy o klocki – no tak! Ostatnia gleba sprawiła iż tarcza wygięta a na trzeszczącym lodzie i śniegu niesłyszałem nawet własnych myśli, więc i to przeoczyłem.

Musiałem zdjąć tarczę i tak pędzić do domu. Po drodze pobocze asfaltu mocno zachodziło lodem. Na jednym z takich pułapek zaliczyłem kolejną glebę. Nie to jednak było najgorsze.

Na otwartych przestrzeniach lodowaty wiatr tak mnie wychłodził że zaczynałem czuć ostry ból łokci, kolan i ramion. Głowa pomimo że w kominiarce prawie mi odpadła. Na dodatek non stop gile 🙂

Co za masakra! Nigdy tak nie zmarzłem w życiu!

Mam nadzieję że resztę opiszą chłopaki jak dotrą do domu. Ogólnie – to trezba mieć nieźle w bani aby w taką pogodę jeździć 🙂

tekst i zdjęcia Michał „Qazimodo” Druga relacja

Call me Iceman (Mów mi Iceman)

Wyobraź sobie, że 15km/h to naprawdę wysoka prędkość, a 20km/h jest jak telefon od Św Piotra, że zaraz do niego wpadniesz. Wyobraź sobie drogę gładką jak stół a jednocześnie tak niebezpieczną jak ekstremalny górski zjazd. Wyobraź sobie, że podjazd, który normalnie pokonujesz baz żadnego wysiłku staje się nagle nie do zdobycia. Wyobraź sobie, że… nie, nie musisz sobie tego wyobrażać. Wystarczy, że wybierzesz się zimą na całkowicie oblodzony czerwony szlak wejherowski.

Wszystko zaczęło się, gdy Quazi zaproponował pierwszy wypad GERu w tym roku. Co prawda pojawiły się głosy, że w lesie jest „niefajnie”, ale w ferworze przygotowań ta uwaga została zagłuszona. Sam spacerowałem po lesie tydzień temu, więc doskonale wiedziałem w co się pakuję.

Z Wejherowa wyruszyliśmy jako pięcioosobowa grupa. Wyposażeni byliśmy w taką ilość specjalistycznej zimowej odzieży, że Marek Kamiński mógłby nam tylko pozazdrościć. Od razu pomyliliśmy drogę ale dość szybko dotarliśmy do szlaku i tu zaczęły się prawdziwe  problemy. Okazało się, że cała droga jest pokryta lodem i to nie byle jakim. Nie było to kilka zamarzniętych kałuż, ale jedna niekończąca się, lodowa rynna. Nikt z nas nie miał kolców, więc nie trzeba było długo czekać, aby zobaczyć jak trzech kolejnych bikerów przewraca się jak kostki domina. Z boku wyglądało to komicznie, ale jak sam niedługo miałem się przekonać, wcale nie było to dla nich przyjemne. Od tego momentu zaczęła się prawdziwa walka o każdą chwilę przyczepności. Mocniej naciśniesz pedały i wpadasz w poślizg. Zbyt gwałtownie skręcisz kierownicą i leżysz. Właściwie jedyne co pozostało, to delikatna jazda na wprost i poszukiwanie  jakiegokolwiek miejsca pozwalającego, choćby na chwilę, odzyskać przyczepność. Za radą Quaziego znacznie obniżyliśmy ciśnienie w oponach ale poprawa, choć zauważalna, to nie była zbyt wielka. Nasz peleton znacznie się rozciągał na trasie, a ja zazwyczaj jechałem na samym końcu. Szczęśliwie najszybsi nie mieli nic przeciwko temu, aby raz na jakiś czas poczekać na resztę grupy. Poruszaliśmy się w żółwim tempie ze średnią prędkością w terenie oscylującą w okolicach 10km/h. Najtrudniejsze dla mnie były… zjazdy. Przyzwyczajony do szybkiego pokonywania takich odcinków trasy miałem duże problemy, aby bezpiecznie zjechać w dół. Grawitacja ściągała bezlitośnie w dół, a mocniejsze naciśnięcie hamulca, było jak proszenie się o kilka nowych siniaków. Jedyne co można było zrobić, to delikatna praca obiema klamkami. Jak to dobrze, że założyłem niedawno hydrauliki. Ich doskonała modulacja była iście zbawienna. Ciekawe jest to, że na zjazdach moja prędkość była zdecydowanie niższa niż na płaskim. Nie zawsze droga pokryta była lodem. W wielu fragmentach, tam gdzie nie jeździły samochody, zamiast lodu była kilkucentymetrowa warstwa  zmrożonego śniegu. Jechało się po niej z takim trudem, że w pewnej chwili z radością powitałem… lód!

Walcząc z terenem zaczęły nachodzić nas wątpliwości i w okolicach Nowego Dworu Wejherowskiego Quazi oznajmił, że ma tego dość. Została nas czwórka i postanowiliśmy dojechać szlakiem do Bieszkowic. Wszystkie mijane do tej pory jeziora były całkowicie zamarznięte, ale amatorów przechadzek po tafli lodu było niewielu. Zapewne stało się tak na wskutek powtarzanych w mediach ostrzeżeń. W Bieszkowicach, gdzie powitała nas piękna słoneczna pogoda, uzgodniliśmy, że dojedziemy jeszcze tylko do Łężyc. Czas mijał nieubłaganie, a my poruszaliśmy się bardzo powoli, więc przez zmrokiem nie było szans na dostanie się do Sopotu. Nikt z nas nie chciał w takich warunkach jeździć  w ciemnościach, czy można się temu dziwić? Gdy dotarliśmy na miejsce większość dopompowała opony i po pożegnaniu każdy udał się w swoją stronę. Okazało się, że w tych ekstremalnych warunkach przebyliśmy 29km, co zajęło nam ok 3 godzin.

Co jeszcze można dodać? Byliśmy oczywiście jedynymi bikerami, którzy wybrali się na te trasę. Tak po prawdzie to dopiero w Łężycach widzieliśmy jakiegoś miejscowego rowerzystę, ale ten poruszał się po asfalcie.  Po drodze minęliśmy kilku piechurów, którzy patrzyli na nas jak na wariatów. Mieli trochę racji, bo bez odrobiny szaleństwa nikt nie wybiera się na taką trasę.

No to stało się. Witaj sezonie 2009!

Tekst: Łukasz Łoza „Mudia”

Więcej zdjęć:

Mudia

Qazimodo

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=wysoki

trud=wysoki

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Szlakiem czerwonym z Wejherowa

013Jedna bikerka i dziewięciu bikilerów to ilość uczestników Rajdu.

Relacja pierwsza

Korzystając z wolnej niedzieli postanowiłam z kolega-Karolem wziąć udział w niedzielnym rajdzie. 9.30 ruszamy SKM-ką z dworca głównego i wraz z nami jak się okazuje  jeden z uczestników ów rajdu.I tak z kolejnymi stacjami nasz przedział
jest wypełniony rowerami.Dojeżdżamy do Wejherowa i …nie  wysiadamy.Jedziemy”na gapę”.Takie małe urozmaicenie wycieczki-dojeżdżamy  do pętli końcowej i na ratunek idzie nam pracownik kolejki,sami byśmy  sobie nie poradzili pośród tych labiryntów torowych:)). I tak dojechaliśmy do miejsca docelowego.I tam czekał na nas kolejny  dziesiąty uczestnik wyprawy.

Ruszamy-ja jako nowicjuszka trzymam się na końcu sznurka.I tak przejeżdżając ulicami Wejherowa dojeżdżamy do lasu. Początek trasy  łagodny,lekkie podjazdy i zjazdy.Jak dla mnie pogoda w sam raz-nie było  za zimno ani za ciepło,momentami mżawka ale w lesie mało odczuwalna.Widoki przepiękne-prawdziwa złota jesień.Droga  zróżnicowana-trochę żwiru,piasku,gdzieniegdzie grząsko i usłana  korzeniami i konarami drzew.Były również bardziej strome podjazdy ale to już w drugiej połowie szlaku.Trzeba było również zejść z roweru i  prowadzić po schodach bardzo stromego podjazdu ale również i zdarzyło się ,że droga była za bardzo pokryta gałęziami ,że nie dało rady po nich jechać.751
Szlak ten nie jest dla”niedzielnych rowerzystów”i niesprawnych rowerów. Jadąc czerwonym szlakiem mijaliśmy
Wyspowo,Borowo,Wygodę,Bieszkowice(Piekiełko).Gdynię i tak docieramy do  Sopotu Kamiennego Potoku, gdzie poniektórzy pozazdrościli naszemu Morsowi  i postanowili się lekko zrosić w rzeczce…W tym momencie czerwony szlak dobiega ku końcowi.Jedna część została w Sopocie,kolejna wybrała się do kolejki a reszta- wraz z nimi ja dojechała do Brzezna i tam kolejna część pojechała do „czytelni” aż w końcu wszyscy trafiliśmy do swoich willi..Atmosfera i ekipa bardzo miła,aż chce się jezdzić w takie trasy. A na koniec się przedstawię jako Basia.

Dziękuje za mile spędzony czas i do obaczenia.

Pozdrawiam.

autor tekstu: Barbara Matczak762

Relacja druga

Jedna bikerka i dziewięciu bikilerów to uczestnicy Rajdu Szlakiem Czerwonym..

Uczestnicy kolejno dosiadali się na poszczególnych stacjach skm i w tak miłej atmosferze w ilości siedem osób dotarliśmy do Wejherowo „bocznica” .Ktoś by zapytał dlaczego na bocznicę ? ano ,bo się zagadaliśmy..

W Wejherowie czekał na nas Olo ,Mudia i Darek , po odliczeniu kolejności ruszyliśmy na nasz szlak.

Początkowo jechaliśmy w zwartej grupie jednakże z chwilą wjechania na drogę leśną utworzył się sznur pojedynczych rowerzystów któremu na przemian przewodził Sławek i Wiesiek za nimi Basia , Olo i Mudia dalej pozostali rowerzyści ,peleton zamykał Intel i ja. Zgodnie z przewidywaniami byłem zamykającym. Nasi prowadzący narzucili dość ostre tempo i dyktowali je do końca szlaku a nikt nie protestował aby zwolnić, może za takim tempem przemawiał fakt uczestnictwa Basi, która doskonale radziła sobie na podjazdach co świadczyło o dobrym przygotowaniu kondycyjnym.

Trzeba przyznać że Basia zasłużyła sobie na uznanie .Szlak czerwony jest szlakiem pieszym o dużym stopniu trudności, wiele karkołomnych podjazdów i zjazdów, piachy i błoto ale to jest to co nas kręci. Jedyna uwaga to wszechobecne gałęzie, powalone a bardziej pościnane leżące na trasie których nikt nie sprząta. W okolicach Bieszkowic ekipa podzieliła się na dwie grupy rozdzielając się, ja z Mudią Darkiem i jeszcze z jednym kolegą jadąc w drugiej grupie , zatrzymaliśmy się nad jeziorem czekając na Intela który według nas jechał za nami. Po 20 minutach byliśmy już zaniepokojeni brakiem Intela i kontaktu z pozostałymi uczestnikami, krótki telefon i okazuje się że oni również czekają a Intel dojechał do nichmijając nas jakimś skrótem, umawiamy się przy sklepie i tu znowu niespodzianka przyjeżdżamy przed nimi. Przy sklepie dyskusja gdzie zjechali z szlaku, nie bardzo chcą się przyznać z pogubienia drogi ale jedno jest pewne, zakręcili się i to na kilometrowym odcinku. Dalsza droga przebiegała bez zakłóceń trochę mocząc nogi w przejeżdzie przez strmyk.

Wyprawa zakończyła się przed domem Ola w Sopocie, kolega nasz udostępnił nam wąż z wodą celem doprowadzenia wyglądu naszych rowerów do wjazdu na tereny cywilizacyjne.DSC05893

Dystans 54 km.

Prędkość srednia 17.03km/h

Przewyższenia 702m npm

Pogoda niezła

Towarzystwo doskonałę.

autor relacji: Zbigniew Szymczycha

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Wyspowo

m=Borowo

m=Wygoda
m=Bieszkowice

m=Piekielko
szlak=czerwony

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Czerwonym szlakiem z Wejherowa

Godz. 8.30, Gdańsk, Rysiu już był w kolejce. Wrzeszcz, na peronie Krzem i  Mirek, a w Oliwie Wiesiek. W takim składzie jedziemy do Wejherowa, a tam czeka na nas jeszcze jeden kolega z Redy. Ruszamy, oczywiście na dzień dobry obieramy drogę asaltową, wycinając trochę czerwonego szlaku. Grupy TIRu nie spotkaliśmy, chyba że darli  gumy abyśmy ich nie dogonili.

Opisywać szlaku nie będę gdyż dużo powiedziano na ten temat ,  jedyne co  chciałbym wtrącić to to że jest dość dużo zmian na szlaku tzn. zmieniono  trasę w okolicach Gdyni. Szlak wiedzie po „schodkach”, wycinkach drzew i nieprzejezdnych dróżkach a trochę tych dróżek jest.  W okolicach Bieszkowic spotkaliśmy się z Bono, który ze względów  technicznych nie zdążył na SKM  i dojechał sobie znanymi drogami do Bieszkowic.IMG_2545
W tych Bieszkowicach było kilka roszad , kolega z Redy nie mogąc znieść  mojego zamulania pojechał dalej sam, nie wiedząc że zaliczyłem glebę  zcentrując sobie koło a o aparacie fotograficznym, który właczony wpadł w piach nie wspomnę. I w tym momencie z pomocą przyszedł Bono z kluczem francuskim i Wiesiek, który koło doprowadził do porządku, aparat fotograficzny zastrajkował. Po pół godziny ruszyliśmy już bez awarii do Sopotu.
Koło godz.15.00 byliśmy na miejscu.
pozdr.Zibek

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

m=Sopot

szlak=czerwony

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Ucieczka – relacja z czerownego szlaku (2007.09.30)

OLYMPUS DIGITAL CAMERAProlog – Sobota

Pędziłem rozcinając wilgotne, leśne powietrze. Wystartowałem godzinę wcześniej, aby przyjrzeć się w jakim stanie jest czerwony szlak i zorientować się w zmianach jakie wprowadzono na jego trasie. Pogoda była wspaniała, a ja rozkoszowałem się szybkimi zjazdami, których na szlaku nie brakuje. Nagle świat diametralnie zmienił swoje położenie i poczułem tępy ból w udzie.

Nie trudno było się zorientować, że przyczyną upadu było połączenia śliskiego korzenia i szybkiej jazdy. Gdy dodamy do tego szczyptę zbyt agresywny zjazd, to wynik był łatwy do przewidzenia. Już podnosząc rower przeczuwałem, że coś nie jest tak jak powinno. Pewności nabrałem przyglądając się nienaturalnie wygiętej tylnej przerzutce. Był to prawdziwy pech, bo następnego dnia miałem prowadzić grupę ucieczki, a teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Czyżby jakaś klątwa zawisła nad tym rajdem? Najpierw Mietek oddaje mi prowadzenie rajdu, a teraz i ja mogę być zmuszony szukać zastępstwa…OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niedziela 8.31

Za pięć minut powinienem być na miejscu zbiórki, ale nawet na Sopockim odcinku szlaku spora część trasy przykryta była, mocno utrudniającą jazdę, warstwą błota. Wreszcie dotarłem na miejsce. Łukasz i Sławek już grzeją opony szykując się do jazdy, a Quazi raz po raz dzwoni aby dopytać się o szczegóły rajdu. Reszta „uciekinierów” najwidoczniej przestraszyła się trasy lub formy rajdu, bo o 9.03 wyruszamy w trzy osobowym składzie. Cóż, można tylko dziękować za ten niespodziewany handicap, przynajmniej grupę było łatwiej utrzymać w ryzach. Z tego wszystkiego zapomniałem patetycznej przemowy do mojej grupy mówiącej o naszym nieustraszonym duchu, o woli zwycięstwa, o naszych przeciwnikach (przecinakach) i ich generale Flash’u Laughing

Start

Tempo narzuciłem słuszne, czyli na tyle szybkie aby się nie wlec, lecz jednocześnie oszczędzające nasze siły, co potem okazało się zbawienne. Błoto towarzyszyło nam od samego początku trasy, jednak prawdziwa zabawa zaczęła się za Karwinami, gdzie grzązkiej, mokrej ziemi i niezmierzonych połaci błota przybywało z każdym przejechanym kilometrem. Tempo wyraźnie spadło, a ja mogłem pocieszać się tylko tym, że grupa pościgowa będzie jechać tą samą trasą. Przez Kaczą, która jakby trochę opadła od poprzedniego dnia, przejechaliśmy bez większych problemów i sprawnie ruszyliśmy w kierunku Chwarzna. Dzięki rekonesansowi z poprzedniego dnia obyło się bez błądzenia a ja mogłem radować się sprawnością z jaką mój nowy rower pokonywał nierówności terenu.

Nowa trasa szlaku OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tuż za Chwarznem rozpoczyna się fragment szlaku, gdzie na mapie poziomice nierzadko na siebie zachodzę. Gdy dodamy do tego trudny teren, to powstaje obraz trzech rowerzystów, którzy walczyli o każdy przejechany metr. Tu także rozpoczyna się nowa trasa szlaku, a jej preludium pokazuje jak celna była decyzja o tej zmianie. Zamiast trudnego technicznie zjazdu z grzbietu wzniesienia otrzymujemy nie mniej karkołomny, lecz trzykrotnie dłuższy fragment trasy, który dodatkowo zapewnia wspaniałe widoki. Czysta adrenalina. Myli się jednak ten, kto myśli, że to wszystko co oferuje nowa trasa. Autorzy zmian postąpili zgodnie z hasła A. Hitchcock’a, czyli akcja ma zaczynać się wybuchem wulkanu, a potem napięcie ma nieustannie rosnąć. Po chwili spokojnej jazdy docieramy do schodów. Tak, w środku lasu zbudowano schody, a to świadczy jak strome musi być to zbocze. Wzdłuż schodów widać wyraźne ślady rowerzystów zjeżdżających po tej stromiźnie. Powiem szczerze, że ja nie miał bym na to odwagi. Kilka fotek i rowery na ramię. Wspinaczka została wynagrodzona tak wspaniałym widokiem, że pomimo ponagleń kolegów przystanąłem i znów zabrałem się za uwiecznianie krajobrazów. Sławek od dłuższego czasu rzucał kąśliwe uwagi na temat „niewykorzystywania zalet full’a” przeze mnie, co przejawiało się zachowawczą jazdą. Czekałem cierpliwie, bowiem wiedziałem, że jedno miejsce złamie jego hart ducha. O jakże byłem naiwny… Z miejsca gdzie staliśmy szlak prowadził ostro w dół, a ścieżka… cóż tej właściwie nie było. Biorąc pod uwagę stromiznę i leśne runo naszpikowane gałęźmi jako „nawierzchnię” postanowiłem że zjazd sobie podaruję, a rower będę sprowadzał. Jakże byłem zaskoczony gdy obok mnie przejechał Sławek bardzo wchodząc mi na ambicję. Rękawicę oczywiście podniosłem i wsiadłem na rower. Tej jazdy długo nie zapomnę, a adrenalina z tego epizodu jeszcze dziś krąży w moich żyłach. Zjazd był karkołomny a pod kołami raz po raz strzelały łamane gałęzie. Kolejne fragmenty trasy także okazały się dziewicze, bowiem, kilka z nich w ogóle nie miało ścieżki. Tylko znaki na drzewach wskazywały, że tędy chodzi coś więcej niż tylko leśne zwierzęta.

Łężyce – Bieszkowice

Za Łężycami szlak wyraźnie się ucywilizował i dość szybko dotarliśmy do Bieszkowic, gdzie po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń. Miło było znów poczuć ciepłe promienie słońca. Pomimo, że był to ostatni dzień lata, to pogoda była wspaniała, co od razu dodało nam sił. Dzięki temu już chwilę później zrobiliśmy krótką przerwę nad jeziorem Zawiat celem krótkiego odpoczynku i uzupełnienia węglowodanów. Dawno już minęliśmy miejsce mojej kraksy z poprzedniego dnia, co wraz z ogromną radością wynoszoną z jazdy zaowocowało zbytnią pewnością siebie. Niedługo potem przyszło mi za to zapłacić. Objeżdżając od północnego zachodu J. Bieszkowickie pojawiła się przede mną na drodze kałuża. Rzut oka wystarczył, aby zorientować się, że nie da się jej objechać. Rowery trzeba nieść… lub przejechać przez mętną wodę. Ja wybrałem tę drugą opcję. O błędności podjętej decyzji przekonałem się, gdy woda zaczęła przykrywać piasty, a buty były już dawno mokre. Co gorsza nie będąc przygotowany na przeszkody ukryte pod powierzchnią wody, rower nagle staną, a ja salwowałem się ucieczką z tonącego okrętu. Szpetnie zakląłem, ale czas naglił i należało ruszać dalej bo prawie czułem na karku oddech Flasha. Błota nie było prawie wcale, co owocowało niezłym tempem jazdy. Wtedy zadzwonił telefon. To znów był Quazi, a z rozmowy z której wynikało, ze mamy ponad 40min przewagi nad przecinakami! Ta radosna wiadomość dosłownie dodała mi skrzydeł, bo do tej pory nasze szanse na dotarcie do celu przez grupą pościgową oceniałem na jakieś 50%.

Finish

Jak na skrzydłach pędziliśmy szlakiem i tylko przez chwilę mieliśmy problemy przy jeziorze Wyspowo, bowiem szlak prowadził przez jakieś szuwary. Nie było szans przedostać się tą drogą więc feralny fragment objechaliśmy łukiem. Po niedługim czasie krzyknąłem z radości na całe gardło. Oto cel naszej drogi wyłonił się z pomiędzy drzew. Polana przywitała nas ciepłymi promieniami słońca. A co ważniejsze byliśmy pierwszy. Była godzina 12.58 i trasę z Sopotu pokonaliśmy w niespełna 4 godziny.

Wejherowo

Ja wiem, że była to jazda dla przyjemności a nie wyścig, niemniej jednak rozpierała mnie duma z faktu że przecinaki nas nie dogoniły. Wygrzewając się w słońcu czekaliśmy na resztę. Ścigający dotarli w kilku grupach, bowiem część wybrała opcję szosy zamiast szlaku, a pierwsza z nich przybyła już po ok 20 min. Na główną grupę (z Flashem i Quazim) czekaliśmy 48 minut, a w między czasie opracowywaliśmy wariant powrotu do Trójmiasta. Zdecydowaliśmy się na drogę przez Kazimierz. Kilka rozmów, na gorąco, opowieści o przygodach na szlaku i drobne regulacje w rowerach zabrały nam jakiś kwadrans lub dwa, a po tym czasie nasza trójka wyruszyła w kierunku Wejherowa. Po drodze mijałem wiele osób, które musiałem ostrzegać przed szubko mknącym rowerzystą. Jako, że nie miałem dzwonka, to na całe gardło krzyczałem DZYŃ, DZYŃ! Co prawie zaowocowało wypadkiem, bo Sławek nie mógł się przestać śmiać z mojego „dzwonka” i myślałem, że zaraz spadnie z roweru.

W Wejherowie zrobiliśmy postój na uzupełnienie zapasów i kilka fotek pod pomnikiem założyciela miasta. Na rynku była tak miło, że chciałem zostać tam dłużej, lecz do domu jeszcze został nam jeszcze spory kawałek trasy, więc ruszyliśmy za Łukaszem, który poprowadził nas fajną drogą aż do Estakady Kwiatkowskiego. Kilka minut później pożegnał się z nami Sławek, a ja i Łukasz odbyliśmy honorowy przejazd nadmorskim bulwarem w Gdyni. Stąd ruszyliśmy do Orłowa, gdzie każdy obrał kierunek na swój własny dom.

Podsumowanie

Rajd uważam za naprawdę udany. Pogoda była super, a smak zwycięstwa tylko zwiększył radość jaką czerpałem z jazdy. Zmiany na szlaku są naprawdę dobre i dodają mu zarówno uroku, jak i wrażeń z jazdy rowerem. Na liczniku było 113 km, co może nie jest dużym dystansem, ale wziąwszy pod uwagę teren jest to wynik przynajmniej dobry. Sama trasa była miejscami trudna i męcząca, a błoto było takie, że powiem tylko: Enduro. Duże brawa należą się mojej ekipie, bo twardo dotrzymywali tempa i nikt nie narzekał. Nierzadko forsowali się na przód, co tylko świadczy o niezmierzonych pokładach energii, które w nich drzemią. Szkoda tylko, że niewiele było okazji do rozmów, bo trasa i forma rajdu im nie sprzyjały. Wszystkim życzę tak zgranego zespołu. Z takim zespołem to jechać można nawet na koniec świata… albo jeszcze dalej.

Mudia

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

asfalt=brak

typ=rowerowy

m=Gdynia

m=Wojherowo

m=Sopot

m=Łężyce

m=Bieszkowice

szlak=czerwony

obszar=TPK

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment