posiadają również nie najgorszą.
Po dłuższej przerwie postanowiłem coś zorganizować, ale tym razem wybrać się na jakąś ciekawą traskę. Chętnych było czterech a w rezultacie pojechało troje, jeden z kolegów w ostatniej chwili zrezygnował. Wiesiek poprosił abym wybrał jakąś fajną traskę, gdzie będzie można trochę poszaleć. W pierwszym momencie nie wiedziałem co mam wybrać, naturalnie to miała być trasa typowo terenowo-leśna. Ostrzegałem go, że może to być bardzo ciężka trasa a to z powodu nasilających się ciągle opadów deszczów, ale to go nie odstraszyło, więc wybrałem dość wymagający czerwony szlak wejherowski.
Akceptacja jest, więc jedziemy.
Trójka odważnych miała się spotkać w Sopocie. Ja wyruszyłem z Zaspy z Wieskiem a Zbyszek mieszka w Pruszczu, więc on miał dojechać SKM’ą do Sopotu.
Ruszyliśmy i już w Sopocie Wyścigi pierwsza awaria………złapałem kichę, więc szybko z roweru i do roboty, Wiesiek mi pomógł także poszło to szybko, ale już byliśmy spóźnieni ok. 10min.
Zbyszek już nas czekał…….ruszyliśmy w kierunku lasu.
Czułem, że będzie to „rzeźnia”, gleba rozmiękła, śliskie korzenie i nawet po mokrych liściach, koła się ślizgały a ja mam opony semislick’i, no będzie fajna zabawa, tylko zastanawiałem się ile będzie gleb. Już na samym początku miałem problemy z podjazdami, ponieważ przy mocniejszym naciskaniu na pedały koła się kręciły w miejscu, żałowałem, że nie zmieniłem opon, ale trudno jedziemy dalej. Tą trasą już dwa razy prowadziłem rajdy i wiedziałem, że nie jest to taka ciężka trasa, ale to było latem a obecnie ziemia jest bardzo rozmokła i koła zapadają się w błocie. <br>Najbardziej niebezpieczne były zjazdy po liściach lub po glinie, koła zsuwały się bokiem w wysokie koleiny po traktorach i o dziwo, że nie było upadków, jedynie kolega dwa razy glebnął, ale nie z powodu nieumiejętności prowadzenia roweru tylko dlatego, że dopiero co kupił SPD’y i nie zdążał się wypiąć na zbyt małych szybkościach to jest normalne, każdy to musi przejść.
Droga była tak upierdliwa, że nie można było jechać szybciej, bo to po prostu było niemożliwe, w niektórych miejscach rowery przenosiliśmy na barach albo pod barami, także średnia była bardzo słaba. Przystanków dłuższych nie było jedynie raz zatrzymałem się aby zjeść jakąś kanapkę i to w dużym pośpiechu, bo robiło się już ciemno. Jechaliśmy non-stop przez 75km, aha i przed jednym sklepem zatrzymaliśmy się w celu uzupełnienia wody i to były nasze jedyne przerwy I tak dotarliśmy już na światłach do Wejherowa…….dalej to pociąg i do domu. Przedstawiłem trzy fotki z pięknie oświetlonego Wejherowa nocą (zdjęcia są nieostre, a nie miałem ze sobą statywu). Tysiące świateł, coś wspaniałego to nawet Gdańsk nie może się pochwalić takim oświetleniem. Rowery nie podobne do rowerów całe oblepione błotem, kółek w przerzutce nie było widać,
jak również ochlapane błotem buty i spodnie.
Ale będzie mycia!!!!!!!!!
Refleksje:
Przez moment zastanawiałem się, że nam wszystkim starczyło sił jechać w tak ciężkich warunkach, jedynie Zbyszka łapały pod koniec drogi skurcze, ale to nie oznaczało, że nie miał kondycji, wręcz przeciwnie byłem mile zaskoczony jego kondycją, bo on przecież nie jeździ w dnie powszednie ze względu na pracę.
Trasa była bardzo wymagająca umiejętnego prowadzenia roweru po różnego rodzaju korzeniach, dołów przykrytych liśćmi i w dodatku to wszystko było mokre.
W niektórych miejscach błoto zmuszało do „wysiadki” z roweru i na piechotkę.
Nie było upadków niekontrolowanych, żadnych awarii z wyjątkiem jednej kichy, także rowery po takim błocie spisały sie na medal.
Tekst i foto: Mieczysław Butkiewicz
Dodaj komentarz