Rowerem po Tatrach

IMGP6547.JPG.php

Nareszcie nadszedł długo oczekiwany urlop! Zapakowałem samochód prawie po dach i wyruszyliśmy w 12-sto godzinną podróż do Zakopanego. Wśród bagaży znalazł się oczywiście rower z kompletem zimowych i letnich ciuchów. Podczas 2-tygodniowego pobytu znajdę nie jedną chwilę, aby sprawdzić czy jest w ogóle sens jeździć nim po Tatrach.IMGP6559.JPG.php

W Tatrzańskim Parku Narodowym (TPN) obowiązuje zakaz poruszania się rowerem. Są jednak nieliczne szlaki, których zakaz ten nie dotyczy. Wycieczkę rozpocząłem wyjeżdzając z Zakopanego w kierunku Łysej Polany. Kręta asfaltowa droga biegnie ostro pod górę. Mijam „Jaszczurówkę”, niezwykle urokliwą drewnianą kaplicę,  którą zbudowano 100 lat temu bez użycia gwoździ. Podjazd trwa i z każdą chwilą mam dość takiej jazdy. Ostre słońce pali skórę, płuca ciężko pracują zmagając się z wysokością 1000 m n.p.m., a przejeżdzające często samochody zagłuszają myśli. Jedyne co utrzymuje mnie w siodełku to widok ostrych białych szczytów, które wyłaniają się czasem z pomiędzy drzew.Po kilku kilometrach skręcam wreszcie na szlak. Jest to czarny szlak prowadzący przez Dolinę Suchej Wody aż do Hali Gąsienicowej. Kupuję bilet wstępu do TPN i  zaczynam swoją tatrzańską przygodę z rowerem.  Ogarnia mnie cisza, która przechodzi powoli w szum pobliskiego górskiego potoku. Jest pięknie.Od pierwszych metrów szczerze nienawidzę tego szlaku. Chociaż jest oznaczony jako rowerowy to nikt nie zadał sobie trudu aby w jakikolwiek sposób przygotować go dla rowerzystów. Droga prowadzi przez gruzowisko różnej wielkości kamieni, które często leżą luzem odskakując spod kół. Ich rozmiary oscylują od 5 do 50 cm! Podjazd jest naprawdę bardzo trudny i chwila dekoncentracji powoduje blokadę lub poślizg kół. Nie łatwo jest ponownie wystartować bo nachylenie stoku jest spore, a wszędobylskie kamienie potrafią zastopować rower po przejechaniu 10 centymetrów. Czasem gdy zdążę się wpiąć to nagłe zastopowanie prowadzi do szybkiego wyszarpnięcia nogi z zatrzasku i natychmiastowy poślizg twardej podeszwy buta po kamieniu. Naprawdę łatwo wybić sobie zęby…IMGP6561.JPG.php

Katorga trwa przez prawie 7 km ciągłego podjazdu. Dojechanie do Hali Gąsienicowej zajmuje mi 1,5 godziny. Wyczerpany wjeżdzam wreszcie na plac przed schroniskiem „Murowaniec” i oczom moim ukazują się przepiękne górskie szczyty. Dookoła mnóstwo ludzi z plecakami, kijami trekkingowymi, górskimi butami i ciepłymi kurtkami. Jestem jedyny na rowerze i w swoim stroju wyglądam nieco ekstrawagancko. Kontrastuje on z płatami śniegu, które można już zaobserwować na tej wysokości (1520 m n.p.m.). Czy warto było męczyć się pod ten przeklęty kamienisty podjazd? Oceńcie sami po obejrzeniu zdjęć 🙂

Powrót jest mniej wyczerpujący lecz znacznie bardziej niebezpieczny. Momentami nie mam siły zaciskać dłoni na hamulcach, a prędkość jaką mogę uzyskać z tak ostrego zjazdu jest naprawdę spora. Nie wyobrażam sobie jak można pokonać tę drogę na hardtailu. W pełni amortyzowana rama spisuje się doskonale i pozwala często siedzieć na siodełku podczas jazdy nawet przez duże kamloty. Amorki pracują jak oszalałe, a ja staram się wypatrywać optymalną drogę po kamieniach i nie dopuścić do zakleszczenia przedniego koła między nimi.

Nareszcie koniec. Wracam na szosę w kierunku Zakopanego. Pierwsze spotkanie mojego roweru z Tatrami nie należało do najlżejszych, ale pozostawi niezapomniane wrażenia…

Licząc na chwilę wytchnienia na normalnej trasie XC wjeżdzam na Drogę pod Reglami. Droga ta oddziela Zakopane od TPN i na szczęście oznaczona jest jako rowerowa. Ruszam w stronę Doliny Chochołowskiej nie wiedząc jakie niespodzianki zgotują mi góry tym razem. Jeśli masz ochotę na ostre podjazdy, szybkie zjazdy po kamieniach, błoto, przeskakiwanie koryt potoków i sporo korzeni to znajdziesz tu coś dla siebie. Nie jest to może zbyt długa trasa lecz w połączeniu z piekielnym podjazdem pod Gąsienicową daje się mocno we znaki.

Na liczniku około 60 km. Wjeżdzam do Doliny Chochołowskiej, która okazuje się długim i spokojnym podjazdem. Poruszam się wśród spacerujących rodzin. Miejsce to daje chwile oddechu po szaleńczej walce z Drogą pod Reglami. Uspokajam oddech i na niskiej kadencji spokojnie przejeżdzam kilka kilometrów. Tuż obok szumi potok. Jest bardzo przyjemnie lecz słońce zaczyna chować się za górami. Temperatura spada dość znacznie więc decyduję się ubrać nieco cieplej i ruszyć w drogę powrotną. Czeka mnie łagodny i długi zjazd aż do szosy. Pokonuję go w spokojnym tempie aby nie przestraszyć spacerowiczów i wyjeżdzam na szosę. Na początku jest trochę pod górę lecz już po chwili rozpoczyna się szaleńczy zjazd serpentynami w dół! Do zakopanego jest tylko kilka km lecz po nowym asfalcie i wśród wspaniałych krajobrazów. Cóż za niesamowity odpoczynek! Mijam tablicę „Zakopane”… pojawia się coraz więcej charakterystycznych drewnianych chatek. W powietrzy unosi się zapach palonego drzewa, a w tle słychać góralskie przyśpiewki. Pędzę tak ok. 50 km/h i rozkoszuję niesamowitym klimatem. Dookoła ostre szczyty gór… widać już Giewont. Jest pięknie.

Przecinam „krupówki” jadąc w stronę Olczy, gdzie mieszkają nasi gospodarze. Jeszcze jeden ostry podjazd prawie pod Antałówkę i chwilę później parkuję w garażu udając się na wspaniały domowy obiad.

Warto chociaż raz pojeździć po Tatrach rowerem!

Andrzej „Scoot”
Zakopane, 17 września 2007

Zalety z jazdy rowerem w górach:

  • znacznie zwiększasz swe szanse ucieczki przed niedźwiedziem
  • niektórzy turyści patrzą na Ciebie z podziwem
  • nie musisz kupować kijków trekkingowych ani żadnego górskiego szpeju

Wady:

  • gdy przegrywasz podczas ucieczki przed niedźwiedziem powinieneś jak każdy dobry rowerzysta zasłonić swój rower własnym ciałem
  • niektórzy turyści patrzą na Ciebie jak na idiotę
  • zapewne i tak pójdziesz w góry na piechotę więc czeka Cię zakup górskiego szpeju
This entry was posted in Relacje and tagged , , . Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


3 + = dziewięć