Nareszcie nadszedł długo oczekiwany urlop! Zapakowałem samochód prawie po dach i wyruszyliśmy w 12-sto godzinną podróż do Zakopanego. Wśród bagaży znalazł się oczywiście rower z kompletem zimowych i letnich ciuchów. Podczas 2-tygodniowego pobytu znajdę nie jedną chwilę, aby sprawdzić czy jest w ogóle sens jeździć nim po Tatrach.
Katorga trwa przez prawie 7 km ciągłego podjazdu. Dojechanie do Hali Gąsienicowej zajmuje mi 1,5 godziny. Wyczerpany wjeżdzam wreszcie na plac przed schroniskiem „Murowaniec” i oczom moim ukazują się przepiękne górskie szczyty. Dookoła mnóstwo ludzi z plecakami, kijami trekkingowymi, górskimi butami i ciepłymi kurtkami. Jestem jedyny na rowerze i w swoim stroju wyglądam nieco ekstrawagancko. Kontrastuje on z płatami śniegu, które można już zaobserwować na tej wysokości (1520 m n.p.m.). Czy warto było męczyć się pod ten przeklęty kamienisty podjazd? Oceńcie sami po obejrzeniu zdjęć 🙂
Powrót jest mniej wyczerpujący lecz znacznie bardziej niebezpieczny. Momentami nie mam siły zaciskać dłoni na hamulcach, a prędkość jaką mogę uzyskać z tak ostrego zjazdu jest naprawdę spora. Nie wyobrażam sobie jak można pokonać tę drogę na hardtailu. W pełni amortyzowana rama spisuje się doskonale i pozwala często siedzieć na siodełku podczas jazdy nawet przez duże kamloty. Amorki pracują jak oszalałe, a ja staram się wypatrywać optymalną drogę po kamieniach i nie dopuścić do zakleszczenia przedniego koła między nimi.
Nareszcie koniec. Wracam na szosę w kierunku Zakopanego. Pierwsze spotkanie mojego roweru z Tatrami nie należało do najlżejszych, ale pozostawi niezapomniane wrażenia…
Licząc na chwilę wytchnienia na normalnej trasie XC wjeżdzam na Drogę pod Reglami. Droga ta oddziela Zakopane od TPN i na szczęście oznaczona jest jako rowerowa. Ruszam w stronę Doliny Chochołowskiej nie wiedząc jakie niespodzianki zgotują mi góry tym razem. Jeśli masz ochotę na ostre podjazdy, szybkie zjazdy po kamieniach, błoto, przeskakiwanie koryt potoków i sporo korzeni to znajdziesz tu coś dla siebie. Nie jest to może zbyt długa trasa lecz w połączeniu z piekielnym podjazdem pod Gąsienicową daje się mocno we znaki.
Na liczniku około 60 km. Wjeżdzam do Doliny Chochołowskiej, która okazuje się długim i spokojnym podjazdem. Poruszam się wśród spacerujących rodzin. Miejsce to daje chwile oddechu po szaleńczej walce z Drogą pod Reglami. Uspokajam oddech i na niskiej kadencji spokojnie przejeżdzam kilka kilometrów. Tuż obok szumi potok. Jest bardzo przyjemnie lecz słońce zaczyna chować się za górami. Temperatura spada dość znacznie więc decyduję się ubrać nieco cieplej i ruszyć w drogę powrotną. Czeka mnie łagodny i długi zjazd aż do szosy. Pokonuję go w spokojnym tempie aby nie przestraszyć spacerowiczów i wyjeżdzam na szosę. Na początku jest trochę pod górę lecz już po chwili rozpoczyna się szaleńczy zjazd serpentynami w dół! Do zakopanego jest tylko kilka km lecz po nowym asfalcie i wśród wspaniałych krajobrazów. Cóż za niesamowity odpoczynek! Mijam tablicę „Zakopane”… pojawia się coraz więcej charakterystycznych drewnianych chatek. W powietrzy unosi się zapach palonego drzewa, a w tle słychać góralskie przyśpiewki. Pędzę tak ok. 50 km/h i rozkoszuję niesamowitym klimatem. Dookoła ostre szczyty gór… widać już Giewont. Jest pięknie.
Przecinam „krupówki” jadąc w stronę Olczy, gdzie mieszkają nasi gospodarze. Jeszcze jeden ostry podjazd prawie pod Antałówkę i chwilę później parkuję w garażu udając się na wspaniały domowy obiad.
Warto chociaż raz pojeździć po Tatrach rowerem!
Zakopane, 17 września 2007
Zalety z jazdy rowerem w górach:
- znacznie zwiększasz swe szanse ucieczki przed niedźwiedziem
- niektórzy turyści patrzą na Ciebie z podziwem
- nie musisz kupować kijków trekkingowych ani żadnego górskiego szpeju
Wady:
- gdy przegrywasz podczas ucieczki przed niedźwiedziem powinieneś jak każdy dobry rowerzysta zasłonić swój rower własnym ciałem
- niektórzy turyści patrzą na Ciebie jak na idiotę
- zapewne i tak pójdziesz w góry na piechotę więc czeka Cię zakup górskiego szpeju
Dodaj komentarz