Zgodnie z moimi przewidywaniami na miejscu zbiórki pojawiła się tylko jedna osoba (Kello). A szkoda, bo pogoda dopisywała i całe straszenie ciężkimi warunkami w lesie można sobie między bajki włożyć.
Ruszyliśmy w stronę ul. Abrahama gdzie wjechaliśmy do TPK. Tak jak zapowiadałem trasa miała być trudna i obfitująca w podjazdy oraz zjazdy, więc rozpoczęliśmy atak na podjazd po lewej stronie. Niezła rozgrzewka. Na szczęście nie było ani śladu śniegu czy dużego błota które mogło utrudniać podjazd, więc udało mi się go pokonać na moich racing ralph’ach. Kolejnym punktem na trasie była legendarna skocznia „tomac” którą aby odnaleźć należy wjechać w pierwszą przecinkę po prawej stonie tuż po zakończeniu podjazdu. Z powodu dużej ilości mokrych liści nie zdecydowaliśmy się zjechać w dół. Kolejnym ciekawym punktem trasy był zjazd fragmentem niebieskiego szlaku (tuż obok asfaltu), który będąc pokryty mokrymi liśćmi i leżącymi luzem patykami generował momentami nieco więcej adrenaliny.
Wyjechaliśmy koło ZOO atakując podjazd niebieskim szlakiem obok pachołka. Następnie „zieloną drogą” zjechaliśmy w dół aż do ul. Reja (po drodze jeszcze jeden podjeździk). Tam zapadła decyzja o obraniu azymutu na Gołębiewo, żółty szlak, a następnie Karwiny, gdzie rozjechaliśmy się w stronę domów. Mnie czekał zjazd ul. Sopocką (tuż obok nieźle skasowanej osobówki która nie wyrobiła jednego z tych wspaniałych zakrętów). Do Wrzeszcza dojechałem deptakiem starając się trzymać równe, spokojne tempo. Finisz na poligonie k/Moreny obciążył mój rower dodatkowymi kilogramami błocka. Na szczęście za jedyne 2 zł umyłem go ciepłą wodą na stacji Lotos na górze Kartuskiej. Po powrocie do domu licznik wskazał 60 km.
Całą trasę pokonaliśmy praktycznie bez zatrzymywania się więc pomimo powolnego powrotu byłem w domu sporo przed drugą.
scoot
Dodaj komentarz