Wspaniała pogoda zachęca do wyzwań. Jako że od kilku dni taka właśnie jest postanowiłem w piątkowy wieczór wyrwać się na maraton jaki zaplanowano w Wejherowie. Wlazłem więc o 23:00 do piwnicy zobaczyć czy rower nie zardzewiał. Niestety był w opłakanym stanie. W tym roku prawie nie używany.
No ale po godzince nadawał się już do startu.
Po wejściu na peron w SKM o 7:20 w sobotę rano, zauważyłem jedynie siedzącego na ławce Sla. Spodziewałem się spotkać wielu znajomych a tu taki zonk. Cóż, może się ktoś dosiądzie. Przed samym wejściem do wagonu na przeciwnym torze śmignął nam machający z pociągu Zibek. Chwilę później na kolejnych przystankach dosiadł się Olo oraz kilku innych wycinaków i wycinaczki. Również Zibi nudził się sam w podróży i przeskoczył do naszego pociągu.
Po dotarciu do Wejherowa czekał na nas Darek. Taką ekipą wolno ruszyliśmy na miejsce startu. „Wioska” zawodów, – bo „miasteczkiem” bym tego nie nazwał było prawie puste. Ale już po chwili zaczęła się zjeżdżać rowerowa brać. Można było nacieszyć oko rowerami i nie tylko. Spokojnie w tym czasie zdążyliśmy się zarejestrować, pośmiać, rozgrzać i ustawić na start. Miło było spotkać na miejscu wza, Kasię i kilka nowych koleżanek. Pod lasem swoje koła rozgrzewał też mistrz Robin.
Na miejscu startu staraliśmy się wszyscy ustawić blisko siebie. Gdy już czekaliśmy na „strzał” nagle na wprost nas – przed samym czubem maratonu pojawił się autokar! Natychmiast uświadomiłem sobie, jaką rangę ma ta impreza, jak została przygotowana (czyt. Zabezpieczona) itd.. Oczywiście przepuściliśmy blaszaka, choć słyszałem za plecami okrzyki, aby tego nie robić J Start okazał się pechowy dla dziewczyny z SopotKillers, którą przez moment widziałem przewróconą. Dzielnie jednak się podniosła i dotrwała do końca maratonu.
Pierwsze kilkanaście kilometrów po prostym asfalcie. Przyznacie, że nic gorszego nie można zrobić niż taki początek. Nie pozwala on, bowiem rozciągnąć się stawce i zbity peleton wpada następnie na wąskie leśnie dukty. Długo nie trzeba było czekać. Jak sam się miałem przekonać o kraksę w takich okolicznościach bardzo łatwo.
Na jednym z pierwszych ostrych zakrętów peleton zamiast skręcić pojechał prosto. Harcerz, który miał pokazywać trasę chyba zaspał w krzakach. Cały wysiłek włożony w „odskoczenie” na asfalcie od jak największej grupy rowerzystów poszedł na marne! Do tego bardzo duża ilość kurzu skutecznie ograniczała widoczność. Podczas nawrotki zaliczyłem potworną kraksę z Darkiem. Sklejając się ramionami nie mieliśmy żadnych szans utrzymać równowagi. Ja jeszcze nie widziałem zawracających a On już zawracał, gdy krzyknąłem – lewa! Chcąc się tą stroną przedostać. Niestety!
Gleba sprawiła, że mój czarny strój zmienił się na popielaty. Leżąc poczułem jak po moich nogach przetoczyła się czyjaś zębatka a w dłoń wbija się róg od mojej kierownicy. Szybko się pozbierałem i kątem oka patrzę na Darka, – który pyta: Żyjesz? Pomyślałem wtedy; musiało wyglądać to nieźle. Wstaliśmy i razem jechaliśmy jeszcze przez chwilę. W nadgarstku czułem narastający ból. O trasie nie będę się rozpisywał – nie miała, bowiem ani jednego trudnego elementu. Była płaska, prosta i bardzo szybka. Jedyne, co przeszkadzało to duża ilość piasku. W kilku miejscach zmuszała do zsiadania z roweru – przynajmniej mnie.
Zaczynając drugie okrążenie na asfaltowej nawierzchni przykleiłem się kilku grupek, co tym samym pozwoliło mi na zupełne naładowanie baterii. Jadąc ma maratonie mój puls zazwyczaj oscyluje w granicach między 185-199. Na wspomnianym odcinku spadł do 165.
Niestety nadgarstek bardzo zaczął dokuczać, pod koniec jechałem już trzymając jedną ręką kierownicę. Bałem się o kolejną glebę tak się jednak nie stało i szczęśliwy dojechałem do końca drugiego okrążenia.
Na mecie czekał na mnie już Sla. Moja radość był ogromna!!! Nareszcie objechałem wza, nareszcie!!! Czekając jednak kolejne minuty na metę wjechał Darek, Olo i Zibek. Radość odeszła, gdy zrozumiałem, że wza pojechał na trzecie kółko. Cóż. Pozostało się tylko napić. Wcześniej jednak jak przystało na dżentelmenów umyliśmy się przy beczkowozie. Gdy oddałem nr startowy otrzymałem porcje kaszanki, a po kilku słowach z panią nawet trzy. Umyci i najedzeni rozpoczęliśmy właściwy maraton. Tu wiedziałem, że będę liderem. Nie myliłem się. Wspaniałe zimnie trzy piwka sprawiły, iż poczułem smak zwycięstwa.
W którymś momencie widziałem jak na trzecie kółko wjeżdża Kasia. Było naprawdę miło pomyśleć, że ja już nie muszę.
Chwilę później na ławkach obok nas jedna z koleżanek zrobiła dla nas nawet striptiz. Niestety nie daliśmy rady uwiecznić tego na zdjęciach. Na koniec do naszej „wioski olimpijskiej” dotarł Wiesiek i Robert na szosówkach. Przyleciała też pszczółka Maja a wza puścił bąka. Było naprawdę wesoło. Do tego stopnia, że nawet ten mizerny grajek, co kaleczył piosenki nam nie przeszkadzał. No, ale wszystko dobre, co się szybko kończy. W iście sportowych nastrojach dojechaliśmy do SKMki w Wejherowie. Tam zaopatrzyliśmy się w kolejne izotoniki i pojechaliśmy do domu. Było naprawdę fajnie spotkać się z Wami, za co wszystkim dziękuję. Organizatora maratonu proszę o poprawę w przyszłym roku.
PS: Rano budzę się i patrzę a tu koło mnie leży jakiś łysy facet! Kruuuca fix! Co jest pomyślałem – aż taka impreza była! Przyglądam się jednak a to nie łysy żaden łeb. Tylko moja ręka tak spuchnięta. Co za koszmarne przebudzenie! Niemniej jednak lepiej, że to łapa tak napuchła niż by miał jakiś łysy zemną spać.
Szybko na pogotowie i okazało się złamanie „wielo……. coś tam, coś tam”, skręcony paluch i mikropęknięcia.
Tak, więc przez najbliższy miesiąc z rowerów nici. A i tak by były, bo za chwilę synek się rodzi – nie to, że się chwalę, ale jam to uczynił, (bo jak wspomniałem żadnego łysego nie było)
Qazimodo
Druga relacja Dariot3
VI Leśny Maraton Wejherowski
Jak co roku w pięknych lasach Wejherowskich odbył się VI Leśny Maraton. W sobotni poranek czekałem na Dworcu Głównym PKP w Wejherowie gdzie miała dojechać mocna ekipa z Gdańska. Jak zawsze punktualnie przybyli : Zibek, Sla,Quazi,Olo oraz dwie śliczne bikerki. Po kilku fotkach ruszyliśmy, po drodze wstąpiliśmy do sklepu, aby zaopatrzyć się w napoje. Następnie ruszyliśmy bezpośrednio do miejsca startu maratonu. Mieliśmy po drodze małą rozgrzewkę pod górkę dalej prosty odcinek i jesteśmy na miejscu. Byliśmy jedni z pierwszych , a więc nie musieliśmy długo czekać do rejestracji. Po chwili podjechała następna ekipa widocznie przyjechali następną kolejką. Po otrzymaniu numerków mieliśmy chwile czasu na pogawędkę z przyjaciółmi z różnych ekip. Zbliżała się godzina startu, postanowiliśmy dzięki uprzejmości Marcina-organizatora Maratonu pozostawić w jego samochodzie nasze rzeczy. Coraz bliżej godziny 10:00 ,udaliśmy się na linię startu, aby zająć w miarę dogodne miejsce. Czołówka jak zawsze była na początku, dwie minuty przed startem na trasie maratonu pojawił się autobus. Musieliśmy go przepuścić, lepiej przed startem niż w czasie trwania maratonu. Przyszła godzina startu trzymaliśmy się razem, ale po chwili, paru metrach pierwsza kolizja i szybko należało się wypiąć. Widziałem tylko jak Zibek mi odjechał . Po chwili już dogoniłem chłopaków, oczywiście Sla pojechał z czołówką maratonu. Praktycznie początek szybki, jazda powyżej 30km/h, ponieważ trasa prowadziła asfaltem. Po paru kilometrach należało skręcić już na drogę piaskową. Jechałem wraz z Quazi po kilkuset metrach niespodzianka, zobaczyłem za zakrętu chmurę kurzu, z której wyłoniła się czołówka maratonu. Byłem mega zdziwiony i zaskoczony, z daleka wrzeszczeli, że źle pojechali. Ja dalej zaskoczony, aby nie być staranowany przez co najmniej 20 rowerzystów odbiłem w lewo w momencie, gdy akurat krzyknął Quazi – „ lewa moja” niestety doszło do kraksy. Wynikiem, czego oprócz straty czasu było jak okazało się później złamanie nadgarstka Quaziego. Ja praktycznie miałem zdarty nadgarstek oraz przez parę minut nie mogłem wziąć pełnego oddechu. Wstaliśmy razem i ruszyliśmy dalej. W sumie i tak mieliśmy szczęście, ponieważ mogli nas staranować. Czołówka peletonu ostro słownie potraktowała harcerza, który stojąc na rozwidleniu nie pokazał im kierunku trasy. Dalej droga prowadziła praktycznie tak jak wskazuje nazwa maratonu przez las. Po drodze były odcinki piaszczyste, gdzie na jednym z nich większość oprócz czołówki maratonu musiała prowadzić rowery. Po zrobieniu pierwszego okrążenia zacząłem nadrabiać straty w wyniku wypadku. Po paru minutach zobaczyłem pomarańczowa koszulkę, GER, w której był Zibek. Po kilku mocnych obrotach udało się wyprzedzić Zibka i jeszcze 12 bikerów, z czego byłem bardzo zadowolony. Trasa była zróżnicowana: asfalt, piachy, ale też wysypane ostre kamienie, na które nadział się jeden z bikerów miał pecha i złapał tzw. gumę. Na mecie okazało się, że byłem tuż tuż za Olo, z czego byłem mile zaskoczony. Po chwili pojawił się też Zibek. Na mecie trochę szwankowała organizacja, ponieważ nie zapisali mnie na liście. Na szczęście udało się wszystko wyjaśnić. Wza jako jeden z nielicznych pojechał na najdłuższy odcinek. My już spokojnie mogliśmy degustować się kiełbaską, piwkiem i mega smacznym chlebem z smalcem. Po dłuższym czasie przyjechał Wza tuż za Weroniką. Następnie Zibek otrzymał telefon, że powoli zbliżają się do nas Wiesiek i Zbyszek. Po wymianie kilku zdań i kilku łykach napoju życia postanowiliśmy powoli wracać. Była propozycja, aby wracać do Gdańska rowerkiem, ale rozsądek podpowiedział, że lepiej wrócić kolejką. Na dworcu w Wejherowie pożegnałem się z chłopakami i udałem się do domku.
Piknik był urozmaicony , odbył się pokaz gonitwy psów z rowerem oraz jazdy konnej.
Chciałbym bardzo podziękować za udany wypad i przeprosić Quaziego za kraksę.
Wyniki maratonu możecie zobaczyć na forum WTC:
38 Majer Sławomir Gdańsk 1977 1:42:45 7 miejsce
83 Próchniewicz Michał Gdańsk 1978 1:56:40 26 miejsce
67 Tokmina Aleksander Sopot 1953 1:59:16 31 miejsce
71 Trepczyk Dariusz Wejherowo 1976 1:59:48 32 miejsce
65 Szymczycha Zbigniew Łęgowo 1953 2:01:44 40 miejsce
Jeszcze raz dziękuję za wypad i przepraszam za tak długą relację, ale to mój debiut.
Pozdrawiam
Dariot3
Obiecałem wam, że prześlę linka maratonu dookoła Polski
Dane klienta: Daniel Śmieja
http://mrdp.pl/wyniki.htm
asfalt=niewiele
dystans=50
kondycja=wysoka
profil=wysoki
trud=max
m=Wejherowo
typ=rowerowy
Dodaj komentarz