GER, nie rowerowo – czyli pieszy treking

Galeria zdjęć

Pomysłodawcą przejścia był Wiesiu Kędzierski, niestety zabrakło go w składzie, może tylko żałować, że zmienił decyzję i tego dnia prawdopodobnie wybrał się na rower.

My natomiast nie zważając na pogodę ruszyliśmy na szlak w trzy osobowym składzie, Mariusz Zimiński (Mario), Tomek Jeżak (Jeżu) i Zbyszek Zimiński (Brat). Jak przystało na rasowych piechurów wyposażeni w odpowiednią odzież i kijki, wyruszyliśmy o 9.00 z Wejherowa szlakiem czerwonym. Trasa miała przebiegać od przystanku kolejki SKM Wejherowo ( początek szlaku czerwonego) przez osadę Młynki, dalej nie oznakowanymi szlakami do Gacyn, a tam powrót na czerwony szlak i nim aż do jego końca w Sopocie Kamiennym Potoku, (szacunkowo około 47 km). Początkowo trudności były umiarkowane, niewielki śnieg, mróz – 4stopnie C i lekki wiatr sprawiły, że szło się dobrze i pierwszy siedmiu kilometrowy odcinek trasy pokonaliśmy w 1,15h. Ci co kiedykolwiek byli w Młynkach wiedzą, że jest to fajne miejsce na odpoczynek z kilkoma wiatami. Skorzystaliśmy z okazji żeby trochę odpocząć i uzupełnić stracone kalorie. Pokrzepieni gorącym grzańcem ruszyliśmy o 10.45 w dalszą drogę, która stawała się trudniejsza ze względu na coraz głębszy śnieg, a po zejściu z czerwonego szlaku sytuację utrudniał fakt, że trzeba było wytyczać odpowiedni kierunek marszu. Byliśmy jednak wyposażeni w dobrą mapę, kompas i samochodowy GPS, który dokładnie określał nasze położenie, a za pomocą kompasu i mapy wytyczaliśmy azymut tak posuwaliśmy się do przodu.

Po pokonaniu kilku większych wzniesień i wystawianiu się czasami na coraz silniejsze podmuchy wiatru na otwartych przestrzeniach, zaczęliśmy odczuwać pierwsze trudy marszu. Tylko twardziel Mario parł do przodu nie skarżąc się na nic. W pewnym momencie natrafiliśmy na czarny szlak, którym dotarliśmy do granic miejscowości Zbychowo. Po zejściu ze szlaku było sporo przedzierania przez gęsto zalesione wzgórza, co odebrało nam trochę sił.

Konieczny był krótki postój w okolicy Leśnictwa Stara Piła, na uzupełnienie płynów i mały posiłek z batonów, który spożywaliśmy już w padającym śniegu. Dalej było trochę łatwiej, ponownie trafiliśmy na czarny szlak, który tym razem przecięliśmy i skierowaliśmy się w okolice Łężyc. Śnieg sypał coraz mocniej, a wiatr znowu dmuchnął ze zdwojoną siłą, za to widoki były coraz piękniejsze zwłaszcza czapy śniegu na świerkach, czuliśmy się jak w górach. Bezbłędnie z pomocą naszych przyrządów trafiliśmy do Gacyn, małej osady gdzie ponownie weszliśmy na czerwony szlak. Jeszcze jeden postój przy korzeniu zwalonego drzewa, który osłaniał nas przed nadal silnie wiejącym wiatrem. Resztki herbaty, zimne kanapki i owoce niczym z lodówki popite kubeczkiem grzańca już nie tak gorącego, w tej scenerii smakowały wyśmienicie.

Temperatura spadła do – 5stopni C a wiatr rozszalał się do tego stopnia, że po przecięciu asfaltowej drogi w Głodówku, już niewiele było widać mimo że była dopiero godzina 15.40. Brnąc w głębokim śniegu i szalejącej zadymce z nisko pochylonymi głowami dotarliśmy do granicy lasu. To było naprawdę wyczerpujące, zwłaszcza że w nogach mieliśmy już około 22 km. Zaczęło się ściemniać, w świetle czołówek las wyglądał zupełnie inaczej. Poczuliśmy klimat nocnych zimowych wypadów rowerowych po lasach, w końcu w poprzednim roku zrobiliśmy ich kilka. Długi odcinek prostego szlaku zmienił się teraz w kręte ścieżki z licznymi podejściami i zejściami. Idąc w milczeniu i słuchając miarowego stukotu kijków w lód znajdujący się pod śniegiem, wpatrywaliśmy się w coraz liczniejsze tropy zwierząt. Jeszcze jeden postój, ostatnie resztki jedzenia, kilka zdjęć i w drogę. Zmęczeni ale w dobrych nastrojach, pokonując strome drewniane schody doszliśmy do szerokiego odcinka szlaku, którym najpierw w dół, a potem wznoszącym się ku górze zbliżyliśmy się do cywilizacji. Przez korony drzew było już widać poświatę miasta. Po wyjściu z lasu jeszcze spory odcinek asfaltowej drogi, którą doszliśmy do znaku Chwarzno. Do końca szlaku pozostało jeszcze 11 km. Była godzina 19.30, to już dziesięć i pół godziny na nogach i przebyte około 36 km. Zgodnie stwierdziliśmy że na dziś wystarczy. Zadowoleni z siebie wracaliśmy do domu środkami komunikacji miejskiej, już planując kolejną eskapadę, może tym razem w liczniejszym gronie.

Zbyszek Z. (Brat)

Ps.

Podziękowania dla pomysłodawcy i niech żałują Ci, którzy siedzieli przed telewizorami.

Mario

Data przejścia: Niedziela 10.01.2010

This entry was posted in Relacje. Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

3 Comments

  1. strzala4
    Posted 16 stycznia 2010 at 12:35 | Permalink

    Trzeba sie szykować na maraton zimowy w mrozach ;D

  2. Bono
    Posted 14 stycznia 2010 at 20:14 | Permalink

    Pięknie, gratuluję zacięcia, ja nie mam zdrowia na takie spacery.

    Ps. Nie wiedziałem, że w ’81 działał już GPS 😉

  3. Posted 14 stycznia 2010 at 09:10 | Permalink

    Rzeczywiście „Olo”, „Zibek” i Wiesiek wybrali rower, widziałem ich na fotce, gdzie spotkali się z Flash’em na molo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


2 + = jedenaście