Pierwsza edycja Skandii maraton to dopiero przedsmak emocji które czekają na nas w tym roku. Pierwszy wyścig rozpoczynający sezon to właśnie Chodzież.
Wyjechaliśmy w mocnym składzie już o 5 rano: Zbyszek tomek, Mario i ja Olo. Na miejscu było bardzo dużo znajomych z Gdańska np. Intel, Mariusz, Darek…. Flasz, Piotr, Józek, Agnieszka.
Trasa przygotowana przez Czesia była wyjątkowo piękna i urokliwa. Przebiegała w większości drogami leśnym, polami i łąkami. W okolicach startu i mety długi odcinek nawierzchni asfaltowej. Na starcie we wszystkich kategoriach uczestniczyło ok. 800 zawodników. Każdej edycji Skandii maratonu, oprócz amatorów, rowerowych zapaleńców, stanęła również spora grupa zawodowców z wielu klubów polski. Jazda na rowerze w tak pięknym otoczeniu przyrody to czysta przyjemność. Wystartowałem wraz ze Zbyszkiem i Mariuszem na dystansie Medio (nr. 111, 112). Pierwsze kilometry to jazda non-stop pod górę. Czysta przepychanka i walka o każdy wolny metr drogi. Na 14 km ostry podjazd pod górę do Gontyniec (najwyższe wzniesienie w całej Wielkopolsce 192 m p.m. Wiele chopek i interwałowych zjazdów i podjazdów na wąskich piaszczystych Ścieżkach. Jazda trudna technicznie wymagająca dużej wprawy w jeździe po luźnym piasku i wystających korzeniach. A ile się tu nachodziłem!!! Jazda w wyścigach MTB jest moją olbrzymią pasją, bez której nie wyobrażam sobie spędzania wolnego czasu. Jednak to sport wymuszający dania z siebie wszystkiego. Trzeba być po prostu twardzielem.
Ostatnie km przed metą to praktycznie zjazd w dół, ale z niespodziankami i tu też trzeba by było mieć się na baczności. Przez cały dystans miałem bardzo utrudnianą jazdę, ponieważ zerwała mi się główka na sztycy siodła. Przez to aby dojechać do mety siodło musiałem trzymać pośladkami. Wjazd do centrum miasta to asfalt z wymagającym wzniesieniem. Upragniona meta, medal, fotki i teraz oczekujemy na wyniki.
Czas 3h 31m. 18 m-ce w kategorii M-5
A o to prawdopodobne wyniki innych kolegów:
DystansM INI 35km | Grupa wiekowa | Liczba uczestników | Zajęte m-ce | M-ce w grupie wiekowej | Ilość os. Startujących w gr. wiek | Czas |
Mario | M-2 | 280 | 51 | 17 | 59 | 1h 40m |
Tomek | M-5 | 280 | 203 | 17 | 20 | 2h 18m |
Gienek | M-6 | 280 | 246 | 11 | 13 | 2h 44m |
Intel | M-3 | 280 | Nieklasyfikowany | |||
Czas zwycięzcy | 1h 22m | |||||
Dystans MEDIO 54km | Grupa wiekowa | Liczba uczestników | Zajęte m-ce | M-ce w grupie wiekowej | Ilość os. Startujących w gr. wiek | Czas |
Glaas | M-3 | 258 | 29 | 11 | 86 | 2h 31m |
Mariusz | M-4 | 258 | 116 | 14 | 48 | 2h 56m |
Olo | M-5 | 258 | 207 | 17 | 24 | 3h 31m |
Zbyszek | M-5 | 258 | 221 | 21 | 24 | 3h 39m |
Czas zwycięzcy | 2h 03m | |||||
Dystans GRAND FUNDO | Grupa wiekowa | Liczba uczestników | Zajęte m-ce | M-ce w grupie wiekowej | Ilość os. Startujących w gr. wiek | Czas |
Flash | M-2 | 54 | 25 | 14 | 21 | 3h 54m |
Piotr | M-2 | 54 | 43 | 19 | 21 | 4h 23m |
Agnieszka | K-2 | 54 | Pierwsze w swojej grupie | |||
Czas zwycięzcy | 3h 13m |
Za Ew. pomyłki nie biorę odpowiedzialność i przepraszam
Powrót do domu samochodem ok. 5h i miła niespodzianka, u Zbyszka w Koronie czeka na nas i na nasze gorące relacje Wiesiek, który tu specjalnie do nas przyjechał z Gdańska. Miłe, prawda?
OLO.
Relacja Piotra 1981
Dzisiaj miał odbyć się pierwszy maraton w tym roku w miejscowości „Chodzież”
I Edycja z cyklu SkandiaMaraton Lang Team, postanowiliśmy razem z kilkoma bikerami min Batik, Flash wziąć udział w tej wspaniałej imprezie.
Chodzież jest oddalona od Gdańska o ok. 350 km. Jest to gmina w województwie Wielkopolskim, posiada obszar 12,77 km² ilość mieszkańców niewiele ponad 20 tyś.
Zaczęło się niewinnie, umówiliśmy się z Batikiem przy Hali Oliwi o 5:00 nad ranem, mieliśmy na spokojnie założyć rowery na dach, bez pośpiechu tak żeby wyjechać o 5:30
Jechaliśmy w składzie: Batik (kierowca oraz zawodnik), Ola (kibic), Flash (przedstawiać nie trzeba) no i moja skromna osoba.
Wyjechaliśmy o godz 5:45 na spokojnie. Na miejscu byliśmy ok. godz 10:00 zaliczając po drodze stacje benzynową w Bydgoszczy, był to przystanek trwający ok. 30 min mający na celu, skonsumowanie śniadania oraz nabrania sił na dalszą podróż. Gdy zajechaliśmy na miejsce, poszukaliśmy dobrego miejsca na zaparkowanie samochodu, obyło się bez tłumów, spokojnie zarejestrowaliśmy się. Dostaliśmy koszulkę, katalog rowerowy, bidon, batonika energetycznego, oraz jakiś płyn do smarowania sprzętu rowerowego, po czym wróciliśmy do samochodu żeby zostawić rzeczy i między czasie przebrać się. Zaczęło robić się dość ciepło. Byłem ubrany w krótkie spodenki a na spodenkach ocieplane biegówki z polarem.
Rano było dość mroźno, dojazd miałem 15 kilometrowy. Patent z pogodą polegał na tym że na słońcu było bardzo ciepło ale gdy miejscami zawiało robiło się nieprzyjemnie, każdy myślał jak by tu się ubrać, ja wiedziałem że w lesie panuje inny klimat i można się spokojnie rozgrzać, rozebrałem się na tzw. letniaka.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce zastanawiałem się na jaki dystans się zapisać, Flashpostanowił jechać na największy tzw, „Grant Fodo” który miał wynosić 85 KM oraz 780 m przewyższeń, jeśli Flash
pojedzie to i ja też, tak też zrobiłem, przed startem powiedziałem że przyjedzie 30 min szybciej ode mnie, o wiele się nie pomyliłem, do takiej klasy zawodników jeszcze sporo mi brakuje.
Start był zaplanowany na godz 11:00, jako pierwsi jechali zawodnicy z nr. koloru czarnego, czyli moja i Flashagrupa, kilka minut po czasie grupa Batika, koloru niebieskiego na dystansie „Mega”
Zacząłem ustawiać się na linii startu ok. godz 10:40, widziałem obok siebie dużo osób z zrzeszonych klubów zawodniczych specjalizujących się w maratonach oraz zawodach z cyklu „XC” nie miałem żadnych szans nawet zbliżyć się do takiej klasy zawodników.
Godz 11:00 nastąpił start, rozpoczęcie zapoczątkował osobiście Czesław Lang hukiem z pistoletu, na dzień dobry kilka kilometrów asfaltu, jechaliśmy równo trzymając spokojną prędkość w granicach 35-40 km/h, po ok. 5 km wjazd do lasu, na dzień dobry mała góreczka która się ciągnęła przez kilka km, już zaczęła się walka, przewagę którą zdobyłem jadąc po asfalcie momentalnie zacząłem tracić. Nagle wyprzedził mnie Flash, coś tam krzyknął do mnie, ja odpowiedziałem tylko hey , na kolejnym ostrzejszym podjeździe z kilkoma nierównościami w postaci korzenia stanął, coś chyba z przerzutką, jakiś badyl się zaklinował, wyminąłem go, ale po kilku sek, wystrzelił jak błyskawica wyprzedzając przy tym kilka osób, jechał tak jakby nie było podjazdu.
Co do trasy oraz zabezpieczenia wyrazy uznania dla organizatorów, były momenty gdzie trzeba było przejechać przez drogę asfaltową z lasu do lasu, policja czuwała wstrzymując ruch, na każdym z bardziej niebezpiecznych zjazdach, była opieka medyczna, w razie czego żeby udzielić pomocy, a zjazdy były momentami bardzo niebezpieczne, nie dość że strome to pełno korzeni i hopek, bez odpowiedniego opanowania nie trudno było o wypadek.
Co jakiś czas trasę patrolowały osoby jeżdżące na motorach terenowych.
Przez spory odcinek czasu jechałem sam, wydawało mi się ze jadę jako ostatni, osoby z dystansy mega które startowały z opóźnieniem zaczęły mnie wyprzedzać, próbowałem się podłączać pod niektóre grupki, ale tylko na pewien czas starczało mi sił, trasa bardzo trudna, techniczna, dużo piasków, ale zarazem bardzo piękna jeśli chodzi o zawody MTB, przecież w terenie musi być ciężko, oto właśnie chodzi, jest taka zasada, im bardziej wymagany teren tym lepiej.
Ważniejsze od wyników jest walka z samym sobą jak to niektórzy mówią, coś w tym jest, o dobry wynik wśród klubowiczów tacy przeciętni zawodnicy jak ja nie mają szans to tylko to pozostaje, walka z dystansem oraz ze swoimi słabościami.
Po 50 KM coś mną zaczęło dziwnie zarzucać, a dokładniej tyłem roweru ale spojrzałem na oponkę, wszystko jest w porządku, bałem się że mogłem gdzieś gumę złapać, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Jadę dalej, z kilometr na kilometr zaczynam tracić coraz więcej sił, na drugiej pętli, tam gdzie dawałem radę jechać 30 km/h teraz ledwie jadę 20, sięgam po banana którego miałem w tylnej kieszonce koszulki, trochę mi spadło, zjadłem to co miałem, energii starczyło zaledwie na kilka kilometrów. Po jakimś czasie zaczęły mnie strasznie plecy boleć. Jestem zmuszony się zatrzymać, sięgam po żel który również miałem w kieszonce, zabrałem w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta, dobrze mieć, pierwszy raz jestem zmuszony do sięgnięcia po taki środek, ale co widzę, rozpuścił się, zamiast żelu jest sama woda, no cóż wypijam to co mam i w drogę, pozornie niewiele to pomogła, ale po chwili zaczynam odczuwać skutki, jadę trzy kilometry więcej. Po jakiś czasie mijam punk regeneracyjny, zatrzymuje się. W poprzednim wziąłem wodę niestety była gazowana, było mi dziwnie, teraz jakiegoś powera wziąłem, uzupełniłem bidon wodą tym razem nie gazowaną i w drogę. Ten Power naprawdę pomógł, dogoniłem osobę z „Naftokor” z którą przez jakiś czas jechałem, szybki łyk i rura, jadę 25-28 km/h prawie tak jak na początku, wyprzedzam dużo osób z dystansu mega i rodzinnego. Mała góreczka o ile można to nazwać góreczką a oni już podprowadzają swojego konia, patrzę ze zdziwieniem w przód, śmigam raz na prawo raz na lewo, czuje się jak bym ostatni jechał, ale to nie jest już najważniejsze, ważniejsze od rezultatu jest sam udział i samo zaparcie na największym dystansie jakim jest Grant Fodo, tym bardziej ze łatwo nie jest, można porównać tą trasę do maratonu w Kadynach , dużo technicznych zjazdów oraz spora ilość piasków na którą trzeba mieć dopracowaną odpowiednią technikę jazdy żeby móc bezproblemowo zapuszczać się na tak wymaganą trasę.
Zaczynam zastanawiać się czy dobrą drogą jadę, ale przecież nie było innej. Już na starcie myślałem sobie, co ja zrobiłem, będzie ciężko, to był poważny błąd.
Był i to jeszcze bardziej niż byłem sobie w stanie wyobrazić, to była prawdziwa rzeź jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłem, plecy bolały, nogi trochę ale jeszcze nie aż tak, czułem że mam siłę na kolejne kilometry, ale plecy miejscami nie wytrzymywały.
Wszystkie podjazdy które były na trasie prócz jednego pokonałem.
Był dość spory i stromy podjazd, ale z relacji jednego z fotoreporterów nikt nie podjechał pod niego, zbyt duża ilość piasków uniemożliwiała to, nawet bardzo doświadczeni zawodnicy przegrywali z tym podjazdem. Znalazł się również podjazd z dużą ilością korzeni, wymagał dużej wyobraźni oraz techniki aby go pokonać.
Na niektórych odcinkach strasznie wiał wiatr, nie dawał za wygraną szczególnie na odcinku szutrowym, musiałem wysunąć się ostro do przodu niemalże na rogach aby osiągnąć prędkość ledwie 26 km/h na prostej, nagle skręt w prawo do lasu i słońce bez małej odrobinki wiatru, nagła zmiana klimatu, skwar jak na Saharze.
Zdarzało się również na pewnych odcinkach mega ostry zjazd a nagle taki sam podjazd, rower rozpędzony prawie sam podjeżdżał o ile przy zjeździe puściło się klamki hamulcowe całkowicie. W takich sytuacjach czuwała opieka medyczna. Gdy pozostało 35 km do mety zacząłem pościg za innymi zawodnikami, choć bez większych szans już na dobry wynik. Wyprzedziłem dwie może trzy osoby z czarnymi numerkami, dużo osób mijałem z innych dystansów. Na koniec szybkie singelki z korzeniami w dół które pokonywało się bez problemów gładko ale trzeba było uważać oby nie wypaść z trasy, między innymi minąłem trzy osoby które złapały kapcia, następnie podjazd nie zbyt duży i trochę asfalcików na dojazd do mety. Gdy przekraczałem linie mety uśmiechnąłem się i odsapnąłem, wreszcie to koniec, przeżyłem, nareszcie. Mimo że na trasie nie było błota na mecie wyglądałem jak murzyn. Piasek, kurz zmienił mi kolor skóry.
Podsumowując:
Były to I zawody w tym roku, uważam jednak za niezbyt udane jeśli chodzi o wynik końcowy, to był moment w którym można było sprawdzić na jakim poziomie się jeździ i jaka jest aktualna forma, moja nie spisała się najlepiej, nawet powiedział bym poniżej oczekiwań, myślałem że pójdzie mi dużo lepiej. W końcowej klasyfikacji zająłem słabe 43 miejsce w Generalce, będzie trzeba trochę popracować nad kondycją.
Po zakończeniu zawodów spotkałem Batika z Olą oraz Flasha była również grupka z GER którzy zażywali posiłek po ciężkim, wyczerpującym wysiłku a byli to min Olo, Mario, Zibek i inni. Pojechałem po bon który dostawało się przy rejestracji w biurze zawodów na posiłek regeneracyjny po zakończeniu maratonu, a była to: surówka, chleb, karkówka lub kiełbaska z grila.
Był to pierwszy mój start w zawodach przekraczające nasze województwo „pomorskie” jestem bardzo zadowolony że mogłem jechać i brać udział w tej imprezie, dziękuje Batikowi za dowiezienie mnie całego z rowerem pod sam dom, z małymi przygodami. Po drodze, okazało się że rozciąłem sobie oponkę, nie wiadomo gdzie, możliwe ze na trasie, długości centymetra, miałem dużo szczęścia ze na trasie gumy nie złapałem, ponieważ miałem ze sobą jedynie łatki, a takiej usterki ciężko było by zwykłymi łatkami naprawić. Miał bym kłopot. Było bardzo Fajnie, Gratuluje dla Flasha za zajęcie bardzo wysokiego 18 miejsca i wszystkim startującym którzy wzięli udział i ukończyli zawody. Dziękuje również za miłe towarzystwo w drodze jak i po zawodach. Do zobaczenia na następnych Edycjach Skandii
tekst i zdjęcia: Pioter 1981
14 Comments
Wyniki chyba już nie ulegną zmianie więc mam w wiekówce 17/75 da się przeżyć
wskoczyłem na 42 pozycje, i tak słabo, moje miejsce jest chyba na dystansie mega, nie mam szans z 14 kg sprzętem dorównać
sporo osób zdysklasyfikowali min za skracanie trasy, w Grand Fodo aż 18 osób, w tym 9 za skracanie trasy
Gratuluję Wam wyników 🙂
Czy ktoś z ekipy wybiera się może na Powerade Karpacz?
Chcecie powiedzieć, że ta trasa była kiedyś jeszcze łatwiejsza?
Mój słaby czas to sprawka opadającej sztycy, obiecuje poprawę 🙂
Dariot , słyszałem wystrzał ,autentycznie myślałem że ktoś wali ze strzelby …. ale że to Twoja dętka nie wiedziałem.
Musiałem przejeżdżać koło Ciebie ale niestety strach przed upadkiem nie pozwolił się zbytnio rozgądać.
witam, u mnie tzw. „klasyka” 1. gleba podczas mijanki 2 bikerów ktorzy zderzyli sie na odcinku z głębokim piachem a później 2. wystrzał opony-dętki, rozerwało ją okolo 30cm. huk głośny , na szczęście nie oberwałem, tylko wygieta felga,podbiegli strażacy zobaczyc co stało się ale spox, po chwili widziałem zibiego jak pomykał ja walczyłem z detką. jakos pechowo wychodzi mi ta scandia : nałęczów odkręciła sie korba xtr,gdańsk pękł łańcuch,chodzież opona. spokojnie i najlepszym zdarzają się przygody. moim zdaniem trasa ciężka, dużo piachu. wszystkim gratuluje ukończenia i wielki szacun dla tych co startowali na grand fondo!!! pozdr dariot
Chodzież ,to już nie ta sama trasa co przed dwoma laty.Myślę że po tegorocznej
modyfikacji należy ją uznac za dość trudną i trzeba było być skoncentrowanym na jej przebiegu bo inaczej gleba / ja zaliczyłem dwa upadki/
Przejeżdzając na którymś kilometrze zauważyłem WZA leżącego pod drzewem z telefonem w ręku, na moje pytanie czy pomóc ,rzekł jedz dalej.
Po tak długiej zimie i tak dobrze że dojechałem do mety na miejscu 195 i w kategorii M4 – 37 w czasie 2:15h
no fakt, do tej pory jestem w szoku 😉
Piotr to miałeś dużo szczęścia, że Ci oponka na trasie nie wystrzeliła:)
Moje gratulacje dla tych, którzy ukończyli wyścig, nie liczą się tu zajęte miejsca, ale chęć uczestniczenia i walka z własnymi słabościami na trasie.
I w mojej grupie wiekowej startowało 65 osób. Mam nadzieje że na przyszłych startach się poprawie
Było super choć z czasu nie jestem do końca zadowolony
Słuchajcie nie wiem dlaczego nie ma mnie w wynikach jest to wyjaśniane ale mam potwierdzenie na telefonie sms-em,że w ogólnej klasyfikacji zajęłem 53 miejsce i w M-3 pozycja 21 na dystansie mini.