Czarnym szlakiem do Złotej Karczmy

Niedziela, pogoda nie najlepsza, ponuro, pochmurno i brak słońca nie zachęcało do pójścia na jakąś wędrówkę pieszą do lasu, pomimo to we troje postanowiliśmy gdzieś wyruszyć. W pewnym momencie zadzwonił do mnie Adam z zapytaniem czy idziemy. Wyruszyliśmy we troje, bo doszła jego małżonka. Samochodem dojechaliśmy do obrzeża lasu, samochód zaparkowaliśmy i ruszyliśmy drogą przez las. Pogoda niby dobra, ciepło i bez wiatru to nas mobilizowało do dalszej eskapady. Las wydawał się wymarły, cisza, żadnego ptactwa tylko od czasu do czasu słyszeliśmy dzięcioła, który wystukiwał jakąś melodię w swym języku. Poza tym cisza, nawet wiatr „wymeldował się” z tych zaciszy leśnych. Po drodze spotykaliśmy mało spacerowiczów, kilku narciarzy no i kilku chodziarzy zkijkami narciarskimi, bo narty chyba zgubili:). Po drodze napotkaliśmy wieżyczkę obserwacyjną na którą weszliśmy we troje. Najpierw ja musiałem udeptać jakąś ścieżkę, bo śniegu było po kolana, ale ja byłem zabezpieczony ochraniaczami tzw. stup tutami, więc utorowałem przejście. Kilka fotek i poszliśmy w dalszą drogę w kierunku Złotej Karczmy i tu postanowiliśmy zawrócić, aby dojść do samochodu.

Wycieczka była wspaniała na świeżym powietrzu, nie wiem ile km zrobiliśmy, ale nie chodziło tu o nabijanie kilometrów, celem tej wycieczki było wyciszenie organizmu , ucieczka od zgiełku ulicznego, poprawienie stanu kondycyjnego. I ten warunek został spełniony. Byliśmy 3 godziny w lesie.

tekst: Mieczysław Butkiewicz

This entry was posted in Relacje. Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


sześć + 8 =