Od ostatniego rajdu kulinarnego minęły 2 tygodnie i w związku z tym postanowiliśmy ten temat kontynuować na następnym rajdzie. Ola wyraziła zgodę na poprowadzenie głodomorów do Wyczechowa, do kolejnej fajnej knajpki na pierożki.
Spotkanie jak zwykle przed dworcem PKP we Wrzeszczu. Gdy dojeżdżałem do miejsca spotkania zaświeciły z daleka kaski od których odbijały sie promienie słoneczne. Pogoda dopisywała. Rowerzystów naliczyłem 12, więc było z kim jechać. Wjechaliśmy na czarny szlak za Otominem. W trakcie jazdy otrzymałem telefon, że w Otominie czekają trzy kolejne osoby. Akurat w tym momencie nastąpił ostry zjazd, więc przerwałem rozmowę i puściłem klamki i w Imię Boże… na szczęście bez OTB, ale co się odwlecze to nie uciecze. Godzinę później miałem małe spotkanie z matką glebą. Nic sie stało, tylko małe zadrapania.
W końcu dojechaliśmy do naszych spóźnialskich, więc było już nas 15 osób. Ruszyliśmy do boju, cały czas czarnym szlakiem przez Łapino, Kolbudy, Borcz Hopowo… i jak się okazało, że Wyczechowo było w przeciwnym kierunku to zawróciliśmy, na szczęście tylko 0,5 km.
Cel osiągnięty, wjechaliśmy na podwórko, gdzie były rozstawione stoły wraz z ławkami. Zsunęliśmy dwa z nich aby wszyscy się zmieścili. Następnie nastąpiło zajmowanie miejsc w kolejce i oczekiwanie na jadło. Ta sielanka trwała chyba ze dwie godziny i jak pamiętam była godzina 16:00 gdy próbowaliśmy ruszać w drogę powrotną. Do startu Kubicy na torze w Kanadzie pozostało 3 godziny, a do domu 40 km w pełnym słońcu. Szosą zdążymy, ale szutrami to raczej odpada. Nic nam nie pozostało tylko jechać przyśpieszonym tempem. Wiem jedno, że nie było prawie wcale przystanków za wyjątkiem krótkotrwałych na potrzeby fizjologiczne. Nasze dziewczyny świetnie wytrzymały te trudy w słońcu i jechały równo ze wszystkimi. Koło Auchan pożegnaliśmy Olę i Silvera i jeszcze paru po drodze odłączyło się, bo mieli bliżej do domu. Ja zapowiedziałem, że jadę dalej do Wrzeszcza zielonym szlakiem przez las, zgłosiło się chyba 5 czy 6 osób, które również chciały dojechać do Wrzeszcza.
Ruszyłem, a tuz za mną reszta bikerów. Była godzina 18:48 jak pamiętam, więc Bono nalegał aby zwiększyć tempo. Parłem po tych wszystkich zakrętach, wybojach a znałem je dokładnie i wiedziałem gdzie jest każda przeszkoda. Cały czas tuż za mną jechała nasza koleżanka (nie pamiętam niestety imienia), a reszta trochę się opóźniała. Dojechaliśmy do Wrzeszcza i tu nastąpiło pożegnanie, a ja wraz z Bono i kolegą pojechaliśmy w kierunku Zaspy.
Przez cały nasz rajd jechało z nami trzech „przecinaków”, więc juz na początku myślałem, że będzie gonitwa. Nic bardziej mylnego, oni jechali jak „baranki”. Spokojnie bez żadnych zrywów. Myślałem, że AgaBikerka jest w niedyspozycji, bo jakoś się jej nie śpieszyło do rwania łańcuchów. To samo dotyczyło Silvera i Pablogórala. Chyba mieli podcięte skrzydełka:)
Wycieczka jak i pogoda była kapitalna. Wszystkim biorącym udział w naszej imprezie chciałem bardzo podziękować. Zapraszam na kolejny rajd!
tekst: Mieczysław Butkiewicz
asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=normalna
profil=niski
trud=niski
m=Otomin
m=Kolbudy
m=Lapino
m=Wyczechowo
szlak=czarny
atrakcja=jezioro
typ=rowerowy