Czerwony Wejherowski

1

Dziś postanowiłem zaliczyć szlak czerwony; RWM połączył się z ekipą GER-u; na zbiórkę oprócz osób wpisanych dołączyły do nas 2 osoby, z GER; Sławek i Zibi; Jacq dzwonił do mnie, po dłuższym czasie ze był na zbiórce 10:20 i próbuje nas dogonić; miedzy czasie trochę się pogubił; dogonił nas pod koniec w Wejherowie; miał być to Mega Lajt; w końcu pokonaliśmy szlak z marną średnią 16,30 KM/h tępo niezbyt szybkie; dużo przerw na trasie na zebranie sił; ja przybyłem z Gdyni jak by nie było po części szlakiem czerwonym, który to musiałem pokonywać i w drugą stronę; ale na zbiórkę stawiłem się o 9:50; o tej samej godzinie był Obcy, poczekaliśmy 8 min i postanowiliśmy jechać w drogę, początek był jak spacerek troszkę pod 2górkę; więc i tępo nie za duże; pierwszą atrakcją był przejazd przez rzeczkę bardzo dobrze się przy tym bawiliśmy, po przejechaniu kilku KM czekał nas dłuuugi ppodjazd, którysię ciągnął do Karwin, stamtąd trochę asfalciku oraz ppłyt, którychnie lubię i znowu upragniony las; na otwartej przestrzeni strasznie wiało; w lesie miejscami także; ale w małym stopniu i się nie odczuwało tego aż tak; jadąc szlakiem napotkaliśmy na przeszkody takie jak błotko, połamane ddrzewo, przez któretrzeba było się przeprawić; dłuższa przerwa Była zaplanowana nad jez. Bieszkowickim, która trwała 35 min, między czasie kilka krótszych nie pamiętam ile; oraz przed samym Wejherowem 6,5 KM do końca szlaku ok 10 min; podsumowując; wycieczkę uważam za bardzo udaną z wysoką frekwencją, co mnie zdziwiło; stawiło się 10 osób;
zapraszam do oglądania zdjęć:Czerwony szlak

tekst: „Pioter1981”

Druga relacja

Mega  light „czerwonym szlakiem”. Czerwony szlak to  szlak pieszy i przejazd  rowerem nigdy nie będzie lightem   . Te osoby które znają ten szlak doskonale wiedzą że 16.2 km/h  to niezłe tempo .
Piotrek   mówiąc że prędkość nie była imponująca po prostu   droczy się  z pozostałymi uczestnikami.
Zaletą tego rajdu było to że uczestnicy  dysponowali dość podobną  kondycję ,co pozwalało
na jazdę w   zwartej grupie i dość szybkim tempem.Oczywiście przodował
Sławek i Piotr1981.Sławek miał srednia 18km/h przez co zmuszony był  robić przystanki aby grupa do niego dobiła  , co też niezwłocznie  czyniliśmy.Czerwony
Pogoda , towarzystwo i wybrana przez Piotra  droga dały miły klimat
naszego spotkania .

Fotki

Pozdr.
Tekst: Zbigniew Szymczycha

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Karwiny

m=Bierzkowice

m=Stegna

szlak=czerwony

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Trasa na niedzielny trening

xctpkZgodnie z moimi przewidywaniami na miejscu zbiórki pojawiła się tylko jedna osoba (Kello). A szkoda, bo pogoda dopisywała i całe straszenie ciężkimi warunkami w lesie można sobie między bajki włożyć.

Ruszyliśmy w stronę ul. Abrahama gdzie wjechaliśmy do TPK. Tak jak zapowiadałem trasa miała być trudna i obfitująca w podjazdy oraz zjazdy, więc rozpoczęliśmy atak na podjazd po lewej stronie. Niezła rozgrzewka. Na szczęście nie było ani śladu śniegu czy dużego błota które mogło utrudniać podjazd, więc udało mi się go pokonać na moich racing ralph’ach. Kolejnym punktem na trasie była legendarna skocznia „tomac” którą aby odnaleźć należy wjechać w pierwszą przecinkę po prawej stonie tuż po zakończeniu podjazdu. Z powodu dużej ilości mokrych liści nie zdecydowaliśmy się zjechać w dół. Kolejnym ciekawym punktem trasy był zjazd fragmentem niebieskiego szlaku (tuż obok asfaltu), który będąc pokryty mokrymi liśćmi i leżącymi luzem patykami generował momentami nieco więcej adrenaliny.

Wyjechaliśmy koło ZOO atakując podjazd niebieskim szlakiem obok pachołka. Następnie „zieloną drogą” zjechaliśmy w dół aż do ul. Reja (po drodze jeszcze jeden podjeździk). Tam zapadła decyzja o obraniu azymutu na Gołębiewo, żółty szlak, a następnie Karwiny, gdzie rozjechaliśmy się w stronę domów. Mnie czekał zjazd ul. Sopocką (tuż obok nieźle skasowanej osobówki która nie wyrobiła jednego z tych wspaniałych zakrętów). Do Wrzeszcza dojechałem deptakiem starając się trzymać równe, spokojne tempo. Finisz na poligonie k/Moreny obciążył mój rower dodatkowymi kilogramami błocka. Na szczęście za jedyne 2 zł umyłem go ciepłą wodą na stacji Lotos na górze Kartuskiej. Po powrocie do domu licznik wskazał 60 km.

Całą trasę pokonaliśmy praktycznie bez zatrzymywania się więc pomimo powolnego powrotu byłem w domu sporo przed drugą.

scoot

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Ucieczka – relacja z czerownego szlaku (2007.09.30)

OLYMPUS DIGITAL CAMERAProlog – Sobota

Pędziłem rozcinając wilgotne, leśne powietrze. Wystartowałem godzinę wcześniej, aby przyjrzeć się w jakim stanie jest czerwony szlak i zorientować się w zmianach jakie wprowadzono na jego trasie. Pogoda była wspaniała, a ja rozkoszowałem się szybkimi zjazdami, których na szlaku nie brakuje. Nagle świat diametralnie zmienił swoje położenie i poczułem tępy ból w udzie.

Nie trudno było się zorientować, że przyczyną upadu było połączenia śliskiego korzenia i szybkiej jazdy. Gdy dodamy do tego szczyptę zbyt agresywny zjazd, to wynik był łatwy do przewidzenia. Już podnosząc rower przeczuwałem, że coś nie jest tak jak powinno. Pewności nabrałem przyglądając się nienaturalnie wygiętej tylnej przerzutce. Był to prawdziwy pech, bo następnego dnia miałem prowadzić grupę ucieczki, a teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Czyżby jakaś klątwa zawisła nad tym rajdem? Najpierw Mietek oddaje mi prowadzenie rajdu, a teraz i ja mogę być zmuszony szukać zastępstwa…OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niedziela 8.31

Za pięć minut powinienem być na miejscu zbiórki, ale nawet na Sopockim odcinku szlaku spora część trasy przykryta była, mocno utrudniającą jazdę, warstwą błota. Wreszcie dotarłem na miejsce. Łukasz i Sławek już grzeją opony szykując się do jazdy, a Quazi raz po raz dzwoni aby dopytać się o szczegóły rajdu. Reszta „uciekinierów” najwidoczniej przestraszyła się trasy lub formy rajdu, bo o 9.03 wyruszamy w trzy osobowym składzie. Cóż, można tylko dziękować za ten niespodziewany handicap, przynajmniej grupę było łatwiej utrzymać w ryzach. Z tego wszystkiego zapomniałem patetycznej przemowy do mojej grupy mówiącej o naszym nieustraszonym duchu, o woli zwycięstwa, o naszych przeciwnikach (przecinakach) i ich generale Flash’u Laughing

Start

Tempo narzuciłem słuszne, czyli na tyle szybkie aby się nie wlec, lecz jednocześnie oszczędzające nasze siły, co potem okazało się zbawienne. Błoto towarzyszyło nam od samego początku trasy, jednak prawdziwa zabawa zaczęła się za Karwinami, gdzie grzązkiej, mokrej ziemi i niezmierzonych połaci błota przybywało z każdym przejechanym kilometrem. Tempo wyraźnie spadło, a ja mogłem pocieszać się tylko tym, że grupa pościgowa będzie jechać tą samą trasą. Przez Kaczą, która jakby trochę opadła od poprzedniego dnia, przejechaliśmy bez większych problemów i sprawnie ruszyliśmy w kierunku Chwarzna. Dzięki rekonesansowi z poprzedniego dnia obyło się bez błądzenia a ja mogłem radować się sprawnością z jaką mój nowy rower pokonywał nierówności terenu.

Nowa trasa szlaku OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tuż za Chwarznem rozpoczyna się fragment szlaku, gdzie na mapie poziomice nierzadko na siebie zachodzę. Gdy dodamy do tego trudny teren, to powstaje obraz trzech rowerzystów, którzy walczyli o każdy przejechany metr. Tu także rozpoczyna się nowa trasa szlaku, a jej preludium pokazuje jak celna była decyzja o tej zmianie. Zamiast trudnego technicznie zjazdu z grzbietu wzniesienia otrzymujemy nie mniej karkołomny, lecz trzykrotnie dłuższy fragment trasy, który dodatkowo zapewnia wspaniałe widoki. Czysta adrenalina. Myli się jednak ten, kto myśli, że to wszystko co oferuje nowa trasa. Autorzy zmian postąpili zgodnie z hasła A. Hitchcock’a, czyli akcja ma zaczynać się wybuchem wulkanu, a potem napięcie ma nieustannie rosnąć. Po chwili spokojnej jazdy docieramy do schodów. Tak, w środku lasu zbudowano schody, a to świadczy jak strome musi być to zbocze. Wzdłuż schodów widać wyraźne ślady rowerzystów zjeżdżających po tej stromiźnie. Powiem szczerze, że ja nie miał bym na to odwagi. Kilka fotek i rowery na ramię. Wspinaczka została wynagrodzona tak wspaniałym widokiem, że pomimo ponagleń kolegów przystanąłem i znów zabrałem się za uwiecznianie krajobrazów. Sławek od dłuższego czasu rzucał kąśliwe uwagi na temat „niewykorzystywania zalet full’a” przeze mnie, co przejawiało się zachowawczą jazdą. Czekałem cierpliwie, bowiem wiedziałem, że jedno miejsce złamie jego hart ducha. O jakże byłem naiwny… Z miejsca gdzie staliśmy szlak prowadził ostro w dół, a ścieżka… cóż tej właściwie nie było. Biorąc pod uwagę stromiznę i leśne runo naszpikowane gałęźmi jako „nawierzchnię” postanowiłem że zjazd sobie podaruję, a rower będę sprowadzał. Jakże byłem zaskoczony gdy obok mnie przejechał Sławek bardzo wchodząc mi na ambicję. Rękawicę oczywiście podniosłem i wsiadłem na rower. Tej jazdy długo nie zapomnę, a adrenalina z tego epizodu jeszcze dziś krąży w moich żyłach. Zjazd był karkołomny a pod kołami raz po raz strzelały łamane gałęzie. Kolejne fragmenty trasy także okazały się dziewicze, bowiem, kilka z nich w ogóle nie miało ścieżki. Tylko znaki na drzewach wskazywały, że tędy chodzi coś więcej niż tylko leśne zwierzęta.

Łężyce – Bieszkowice

Za Łężycami szlak wyraźnie się ucywilizował i dość szybko dotarliśmy do Bieszkowic, gdzie po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń. Miło było znów poczuć ciepłe promienie słońca. Pomimo, że był to ostatni dzień lata, to pogoda była wspaniała, co od razu dodało nam sił. Dzięki temu już chwilę później zrobiliśmy krótką przerwę nad jeziorem Zawiat celem krótkiego odpoczynku i uzupełnienia węglowodanów. Dawno już minęliśmy miejsce mojej kraksy z poprzedniego dnia, co wraz z ogromną radością wynoszoną z jazdy zaowocowało zbytnią pewnością siebie. Niedługo potem przyszło mi za to zapłacić. Objeżdżając od północnego zachodu J. Bieszkowickie pojawiła się przede mną na drodze kałuża. Rzut oka wystarczył, aby zorientować się, że nie da się jej objechać. Rowery trzeba nieść… lub przejechać przez mętną wodę. Ja wybrałem tę drugą opcję. O błędności podjętej decyzji przekonałem się, gdy woda zaczęła przykrywać piasty, a buty były już dawno mokre. Co gorsza nie będąc przygotowany na przeszkody ukryte pod powierzchnią wody, rower nagle staną, a ja salwowałem się ucieczką z tonącego okrętu. Szpetnie zakląłem, ale czas naglił i należało ruszać dalej bo prawie czułem na karku oddech Flasha. Błota nie było prawie wcale, co owocowało niezłym tempem jazdy. Wtedy zadzwonił telefon. To znów był Quazi, a z rozmowy z której wynikało, ze mamy ponad 40min przewagi nad przecinakami! Ta radosna wiadomość dosłownie dodała mi skrzydeł, bo do tej pory nasze szanse na dotarcie do celu przez grupą pościgową oceniałem na jakieś 50%.

Finish

Jak na skrzydłach pędziliśmy szlakiem i tylko przez chwilę mieliśmy problemy przy jeziorze Wyspowo, bowiem szlak prowadził przez jakieś szuwary. Nie było szans przedostać się tą drogą więc feralny fragment objechaliśmy łukiem. Po niedługim czasie krzyknąłem z radości na całe gardło. Oto cel naszej drogi wyłonił się z pomiędzy drzew. Polana przywitała nas ciepłymi promieniami słońca. A co ważniejsze byliśmy pierwszy. Była godzina 12.58 i trasę z Sopotu pokonaliśmy w niespełna 4 godziny.

Wejherowo

Ja wiem, że była to jazda dla przyjemności a nie wyścig, niemniej jednak rozpierała mnie duma z faktu że przecinaki nas nie dogoniły. Wygrzewając się w słońcu czekaliśmy na resztę. Ścigający dotarli w kilku grupach, bowiem część wybrała opcję szosy zamiast szlaku, a pierwsza z nich przybyła już po ok 20 min. Na główną grupę (z Flashem i Quazim) czekaliśmy 48 minut, a w między czasie opracowywaliśmy wariant powrotu do Trójmiasta. Zdecydowaliśmy się na drogę przez Kazimierz. Kilka rozmów, na gorąco, opowieści o przygodach na szlaku i drobne regulacje w rowerach zabrały nam jakiś kwadrans lub dwa, a po tym czasie nasza trójka wyruszyła w kierunku Wejherowa. Po drodze mijałem wiele osób, które musiałem ostrzegać przed szubko mknącym rowerzystą. Jako, że nie miałem dzwonka, to na całe gardło krzyczałem DZYŃ, DZYŃ! Co prawie zaowocowało wypadkiem, bo Sławek nie mógł się przestać śmiać z mojego „dzwonka” i myślałem, że zaraz spadnie z roweru.

W Wejherowie zrobiliśmy postój na uzupełnienie zapasów i kilka fotek pod pomnikiem założyciela miasta. Na rynku była tak miło, że chciałem zostać tam dłużej, lecz do domu jeszcze został nam jeszcze spory kawałek trasy, więc ruszyliśmy za Łukaszem, który poprowadził nas fajną drogą aż do Estakady Kwiatkowskiego. Kilka minut później pożegnał się z nami Sławek, a ja i Łukasz odbyliśmy honorowy przejazd nadmorskim bulwarem w Gdyni. Stąd ruszyliśmy do Orłowa, gdzie każdy obrał kierunek na swój własny dom.

Podsumowanie

Rajd uważam za naprawdę udany. Pogoda była super, a smak zwycięstwa tylko zwiększył radość jaką czerpałem z jazdy. Zmiany na szlaku są naprawdę dobre i dodają mu zarówno uroku, jak i wrażeń z jazdy rowerem. Na liczniku było 113 km, co może nie jest dużym dystansem, ale wziąwszy pod uwagę teren jest to wynik przynajmniej dobry. Sama trasa była miejscami trudna i męcząca, a błoto było takie, że powiem tylko: Enduro. Duże brawa należą się mojej ekipie, bo twardo dotrzymywali tempa i nikt nie narzekał. Nierzadko forsowali się na przód, co tylko świadczy o niezmierzonych pokładach energii, które w nich drzemią. Szkoda tylko, że niewiele było okazji do rozmów, bo trasa i forma rajdu im nie sprzyjały. Wszystkim życzę tak zgranego zespołu. Z takim zespołem to jechać można nawet na koniec świata… albo jeszcze dalej.

Mudia

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

asfalt=brak

typ=rowerowy

m=Gdynia

m=Wojherowo

m=Sopot

m=Łężyce

m=Bieszkowice

szlak=czerwony

obszar=TPK

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd dwu grupowy czerwonym szlakiem

IMG_2964.jpg.phpJako że nie było chętnych do napisania tej relacji, postanowiłem zrobić to ja. Niestety jak wiecie mój styl literacki nie ma polotu. Zmuszeni będziecie więc czytać te marne wypociny. I nie marudzić mi potem że słaba relacja. To tyle słowem wstępuIMG_2970.jpg.php

Rajd mogę z całą pewnością zaliczyć do bardzo udanych. Podzieleni byliśmy na 2 grupy. Uciekających i ścigających. Jako że jechałem w tej drugiej, mój opis będzie dotyczył tylko „ścigaczy”. Przeżycia uciekinierów zapewne opisze Mudia, Bilbo lub Łukasz, gdyż to właśnie oni startowali w pierwszej grupie.

Mój początek zapowiadał się nie wesoło. Po nocnej mocno zakrapianej imprezie żona przywiozła mnie do domu około 3 nad ranem. Jako zapalony biker nie mogłem jednak odpuścić sobie tej wycieczki. Wystartowałem o 8:30 z domu.

Niestety po kilku metrach stwierdziłem że jeszcze nie dojrzałem do jazdy. Wsiadłem więc w SKMkę i dojechałem do Sopot-wyścigi. Po drodze uprzedziłem Silvera że spotkamy się na miejscu, odwołując tym samym „randkę” przy mostku na przymorzu. W pociągu miałem niemiłą wymianę zdań z palaczami w moim przedziale.

Pech chciał że nie widziałem iż było ich kilku. I początkowe (mocno wczorajsze) bojowe nastawienie szybko przeszło w stan lekkiego zaniepokojenia. Skończyło się na szczęście na słowach. Miejscem startu obu grup był początek czerwonego szlaku przy przystanku SKMki Sopot Kamienny Potok. Dojeżdżając tam, zostałem zatrzymany przez radiowóz. Panowie zajechali mi drogę jak na filmie. Była syrena i sygnały. Nie przestając jeść (pewnie pączków) zadano mi pytanie; „wiesz za co?”.Odpowiadam: nie! Tu nie wolno jeździć na rowerze. Ale nie było znaków. I tak musisz znać przepisy. Szczerze to mnie zaskoczyli, jechałem co prawda Aleją Niepodległości, nie wiedziałem że jak droga ma 2 pasy ruchu w każdą stronę to rowerem nie wolno się na niej poruszać.IMG_2985.jpg.php

Po chodniku też jeździć nie wolno a ścieżki nie było. Będzie mandat! Ryknął smerf odpowiedziałem bez zastanowienia – bez jaj, mandat! Może lepiej jakieś pouczenie?. „Jak bez jaj to 50zł – będzie. Dalsza polemika nie miała już sensu więc odpuściłem. Uświadamiając sobie że źle to będzie dopiero jak mnie na alkomat wezmą.

Nie miałem jak uciec bo półtora metra od chodnika był płot od osiedla. No i szczerze to nie miałem siły podejmować jakiejś spektakularnej ucieczki. Panowie przeszli do zadawania pytań. Jako że nie miałem dokumentów musiałem podać swoje personalia. Nakłamałem o wszystkim! Zdziwiłem się że tak łatwo mi poszło.

Nagle mina mi zrzedła jak zrozumiałem że oni to zechcą potwierdzić poprzez CB-radio lub komputer. W tym momencie naprawdę już mi nie było wesoło, wiedziałem że czeka mnie „zrywka”. Nasłuchując rozmowy panów i wyczekując odpowiedniego momentu wpiąłem się ponownie w SPDy, zrzuciłem na lżejszy bieg i upatrywałem miejsca ucieczki. Z jaką ulgą przyjąłem wiadomość (wypowiedzianą przez zęby) że panowie mają awarię połączenia z centralą i komputer im nie działa. Cyt; „Muszę ci odpuścić” – syknął smerf. Moja reakcja była natychmiastowa i spontaniczna; „ to na razie!” , po czym wystartowałem z takim impetem że aż prawie mi przednie koło do góry się poderwało.

Już bez przeszkód dojechałem do przystanku SKMki w Kamiennym Potoku. Tam z daleka dopatrzyłem sylwetkę Silvera. Mieliśmy jeszcze 30 minut do startu. Ale doszliśmy do wniosku że nikt się więcej nie zapowiadał więc jedziemy. Wolnym tempem wdrapaliśmy się na pierwszy podjazd. Do Silvera przyczepiła się jakaś bogata, ale pomarszczona babcia – chciała aby jej drogę torował. A tak naprawdę to chciała chyba co innego, ale Silver wybrał rower i moje towarzystwo. Czułem się okropnie. Łeb wydawał mi się tak ciężki że ledwo trzymałem go w pionie.IMG_2988.jpg.php

Po kilku metrach jazdy zza krzaków krzyknął do nas jakiś koleś. Ale ani przez moment nie pomyślałem aby się zatrzymać. Pomyślałem że to następny napaleniec na Silvera. Okazało się że to Robin! Ale było mi głupio jak dostaliśmy opier… że się nie zatrzymaliśmy. Było nas więc już troje. Wolno pokonaliśmy pierwsze kilometry szlaku. Na wysokości Karwin odebraliśmy telefon. Aga i Świr też jadą. Czekając na nich, kolejny sygnał telefonu i kolejne opier… . Tym razem Batik z Flashem i Wojtkiem. Nie miałem już siły się tłumaczyć dlaczego wyjechaliśmy wcześniej. Ze wszystkimi spotkaliśmy się kawałek za Wielkopolską. Po przywitaniu popędziliśmy za uciekinierami. Moja głowa krzyczała – nie jedź! Nie rób tego! Czułem że za chwilę krew tryśnie mi z każdej dziury w moim ciele J. Ale nic, jadę! Pierwsze kilometry dorównywałem wszystkim. Czym jednak dalej tym było coraz gorzej. Sillver, Robin i Batik dyktowali ostre tempo. Świr, Flash i Wojtek byli tuż za nimi. Dalej Agnieszka a na końcu ………… ja niestety spowalniałem grupę i czekali kilka razy na mnie. Nie chcieli jednak pomimo moich kilku próśb zostawić mnie i dopędzić grupę prowadzoną przez Mudię ina domiar złego mój nowy rower wydawał mi się zupełnie nieprzystosowany do turystyki MTB. Na bujaniu wydawało mi się że tracę 40% mocy. Kac nie ustępował i było mi naprawdę ciężko. Ale jechałem. W ostateczności zawsze mogłem zasymulować jakąś awarię. Silver kilka razy został ze mną w tyle i dopingował mnie do szybszej jazdy.

Po drodze na czerwonym szlaku, jak zapewne wiecie było kilka fajnych zjazdów i ostrych podjazdów. Na jednym z nich po małej awarii Agi korby (wkręcił się patol) zgubiliśmy drogę słyszeliśmy jedynie nawoływania naszej ekipy. Postanowiliśmy przeciąć podjazd i poprzez gęste iglarki wjechać na górę. Niestety fiknąłem kozła przez kierownicę nabijając sobie wielkiego sińca jak się okazało chwilę później jadąc na czele przeskoczyłem dość głęboki rów.

Niestety jadący za mną nie mieli już takiej możliwości i po kolei większość zaliczyła kozła. Zrobiłem tam kilka fotek z aparatu. Dalsza część rajdu to moja bezustanna walka z kacem. Nic nie przechodziło. Głowa, brak sił. Jechało się jednak na tyle fajnie że nie zdecydowałem się odpuścić. Cały czas asekurował mnie Silver (wielkie dzięki). Na jednej z szutrowych płaskich jak stół dróg mało się nie utopił. Była tam bowiem kałuża. Co prawda rozległa ale każdy chyba stwierdził by, że ma może z 10cm głębokości. Ja objechałem ją bokiem – Silver zaatakował frontem i wpadł prawie po pas. Strach pomyśleć co by było gdyby trochę nie zwolnił i gdyby był jakimś niedzielnym cherlawym bikerem. Bardzo dziwna ta dziura była a najdziwniejsze że tyle w niej wody stało.

Tuż przed polana na jakiej mieliśmy się spotkać z uciekającymi odłączyli się od nas Świr z Agą. Docierając na miejsce – chyba asfaltem.  Po dotarciu na miejsce koledzy czekali już na nas. Ponoć 40min. Więc też musieli ostro dawać. Mudia popędzał ich chyba batem. Trzeba im przyznać że zapewne mieli nie mniej ostre tempo – brawo! Po małej przerwie każdy pojechał w swoją stronę nierzy, chyba na lanserkę po Wejherowie, Flash – no właśnie gdzie? Wojtek też znikł tak samo jak się pojawił. Ja, Aga, Świr, Robin, Batik i Silver pojechaliśmy na jakieś żarcie. Niestety dopiero w Macdonaldzie na końcu obwodowej dopadliśmy do czegoś ciepłego.

Po drodze Robin rozwalił linkę i stracił tylną przerzutkę. Po obfitym posiłku pełni nowych chęci J pojechaliśmy dalej. Niestety ale zawezwano mnie do domu więc wsiadłem w Gdyni w SKMkę i dotarłem nią do Gdańska. Reszta zdecydowała się na powrót jakimś szlakiem. Cały rajd był naprawdę udany i obfitował w fantastyczne przeżycia. Po lesie chodziło wielu gapiów, jadąc jako ostatni wielokrotnie miałem okazję słyszeć ich komentarze na nasz temat. Od bardzo dużych słów podziwu po „zapier.., koleś zapier.. – jesteś ostatni!” Mudia dzięki za pompkę – dopiero nią udało mi się prawidłowo wyeliminować bujanie w ramie. Wszystkim dziękuję za fantastyczną wycieczkę! Slilverkowi specjalne podziękowania J Kto robił fotki, niech umieści do nich link.Ja mam kilka ale z telefonu

Pozdrawiam.

tekst: „Qazimodo”

Relacja drugiego uczestnika grupy  pościgowej

Od samego rana pogoda była piękna… jak na złość grupa pościgowa miała startować dopiero o 10.

Późno to, więc postanowiłem pokręcić się trochę po okolicy, może już od 8… , ale trzeba było przygotować (czyt. załatać) zapasowa dętkę, picie oraz coś na ząb, zapasowe baterie, a do tego na nowo musiałem okleić licznik… i tak oto z domu stoczyłem sie dopiero o 9:48… na miejscu startu byłem 8 minut po czasie, nikogo już nie było, więc rzuciłem się w pościg za grupą pościgową.

W piaskach za Sopotem minąłem Świra i Agę, a przy wjeździe do lasu w okolicach Karwin spotkałem resztę grupy pościgowej.

Czekali na parę, którą minąłem kilka minut wcześniej. Ruszamy ostro i tak też przez jakiś czas jedziemy. Przez strumyk wszyscy przejeżdżając mocząc sobie nogi i tylko ja przeskoczyłem suchy po kamieniach.

Z biegiem kilometrów powoli przechodzimy w tryb tempa lajtowego ze względu na łapiące Agę skurcze, oraz problemy kondycyjne Michała. W efekcie na miejsce docelowe docieramy 40 minut za uciekającymi…

Cała trójka uciekających jakoś podejrzani czysta była, tylko tyle zaobserwowałem… po czym pożegnałem sie z grupą i uderzyłem w kierunku Krokowej…

W grupie pościgowej uczestniczyło 8 osób w tym jedna nasza koleżanka Aga.

tekst: Tomek „Flash”

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Sopot

m=Karwiny

m=Krokowa

szlak=czerwony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment