Skandia Maraton Lang Team 2009

IMGP8204Pomimo tego, że zawiązała  się liczna grupa chętnych na maraton Skandii w Gdańsku, nie rozważałem udziału w tej imprezie. Po długiej przerwie z moją kondycją nie było najlepiej. Zrobiłem parę trudniejszych rajdów i parę indywidualnych treningów  ale jednak nie gwarantowały one sukcesu w maratonie,przynajmniej ja tak myślałem.IMGP8217

Mijały dnie, tygodnie i gdy nadszedł ostatni tydzień, coś mi  „zaskoczyło” – dlaczego miałbym nie spróbować? Na trzy dni przed startem postanowiłem jednak wystartować! Najwyżej nie dojadę 🙂 Umówiłem się z naszą ekipą, aby wszyscy przyjechali trochę wcześniej celem wykonania pamiątkowego zdjęcia przez naszego fotografa „Bona”. Dziękujemy Ci, że zechciałeś wstać w środku nocy 🙂 dla niego godz. 10 to jeszcze noc. Zdjęcia zrobione i każdy rozjechał się do swego sektora. Czekamy i czekamy jest dość chłodno a my ciągle czekaliśmy na ostry start. W końcu ktoś tam wystrzelił (dobrze, że nikogo nie ranił) i poszły konie po betonie…  Ruszyłem swoim zwyczajnym i spokojnym tempem. Początkowo wszyscy, no prawie wszyscy mnie wyprzedzali ale nadal utrzymywałem swoje tempo czekając aż skończy się asfalt. Musiałem się rozgrzać.IMGP8226

Z prawej zauważyłem, że chce mnie ktoś wyprzedzić, więc go przepuściłem. Tym kimś był właśnie Intel, a niech sobie jedzie pomyślałem i tak go dopadnę na zjazdach… Pojechał. Z lewej z kolei zaczyna wyprzedzać mnie jakaś dziewczyna, jak się okazało nasza koleżanka „Tatanka”. Zamieniliśmy parę słów i odjechała (zdobyła II miejsce, brawo! jesteś wielka!) Wszyscy odjeżdżają, pomyślałem trzeba się brać do roboty. Skończył się nareszcie asfalt i żarty, zaczyna się to, co ja najbardziej lubię….błoto, zjazdy znowu błoto i tak w kółko. Niezliczone ilości błota. Ruszyłem, przede mną grupka kolarzy, która ciągle się oddalała, teren zaczyna się robić sprzyjającym dla mnie, więc Mietek bierz się do roboty. Pierwszy zjazd, puściłem klamki na liczniku 40km/h, zaczynam powoli dochodzić do w/w grupki składającej się chyba ze 20 bikerów. Po kilku kilometrach ponownie zjazd!!!, wszyscy prawie zeszli z rowerów, ale ja kozak jadę, przesunąłem zadek za siodełko i tu „łyknąłem” chyba z  pięciu. Zostawiłem ich i pognałem dalej i to szybciej, w końcu doszedłem tę resztę grupy, ale  niestety podjazd pokrzyżował mi plany. Dochodzi mnie ta piątka, którą przed chwilą zostawiłem.P1080355P1080350

No cóż napracowałem się a oni mnie w końcu dopadli, młodzi im łatwiej wjeżdżać pod górę niż mi. Błoto niesamowite, opon ani felg nie widać, ciężko się jedzie i traci się dużo sił a w dodatku cała sztuka polega na tym, aby się utrzymać na siodełku. Jak wyprzedzałem kogoś to w tym momencie dokładałem mu trochę błota na jego ubranie Leciały na mnie czasami za to gromy, no, ale cóż taki jest sport, jak facet nie umie się utrzymać na takim błotku i daje się wyprzedzać, to jest ochlapany przez przeciwników…..Nie ma zmiłuj się. Po 15km bufet, ja nawet się nie zatrzymałem, miałem zapas wody a węglowodany w plecaku.

Intel z początku jechał przede mną, następnie wyprzedziłem go, ale on siedział przez jakiś czas na moim kole. Przy długim zjeździe chyba go wówczas zgubiłem, bo miałem bardzo dużą szybkość a w tym momencie nie było błota. Łudziłem się, że w końcu dopadnę Ola, ale ten wyczuł chyba moje intencje i nie dał się złapać na pineski, które miałem mu podsypać pod koła 🙂 Pewno się modlił, żeby go Mietek nie dogonił. I  nie dogoniłem…..a szkoda, wielka szkoda.

Te wszystkie zjazdy zaliczyłem bezbłędnie, „łykając” w końcu całą grupę 20 osobową i jeszcze paru jadących samotników.  Już mnie więcej nie zobaczyli, naciskałem coraz  mocniej na pedały na odcinkach prostych wiedząc o tym, że już przejechałem 20 km.  I tu miałem małą wywrotkę prosto w duże błoto, ale było spowodowane upadkiem przede mną jadącego chłopaka, musiałem mocno zacisnąć obie na raz klamki i było już za późno, nie było gdzie skręcić rowerem. Walnąłem jak długi. Wygrzebałem się z tego błota i pojechałem dalej, tylko małe starcie naskórka. Trasa była bardzo niebezpieczna ze względu na błoto, rowerem rzucało na lewo i na prawo, czasami trudno było utrzymać się na siodełku. A moje semislicki „tańczyły” jak na balu maskowym, ubrane w warstwę błota.zdjecie

Przede mną jest informacja, że do mety tylko 5km. I tu postanowiłem zużyć wszystkie zapasy kondycyjne, ponieważ gonił mnie jakiś starszy pan a więc konkurent.. Na zjeżdzie z Owczarni koło tych studzienek on był przede mną, więc jeszcze mocniej nacisnąłem i w końcu krzyknąłem do niego lewa wolna… lekko zjechał na prawo i tu przegrał ze mną, już nie dałem mu szans. Parłem jak oszalały na liczniku 37km/h i wpadłem na ostatnia prostą i tu jeszcze jednego wyprzedziłem….Uff!! Nareszcie koniec

Wpadłem na metę prawie prosto w objęcia mego syna, a on krzyczy do mnie, że wołany byłem przez głośniki na podium, abym odebrał nagrodę jako najstarszy zawodnik tego maratonu i w dodatku za to, że przejechałem w tak ciężkich warunkach całą trasę. „Olo”, „Bono”, Wiesiek obejmują, myślałem, że mnie uduszą! Andrzej pociągnął mnie do Langa i zameldował „oto ten najstarszy”.

Tak sobie myślałem, co oni chcą ode mnie jakaś dekoracja, ale, za co, z przemęczenia nie mogłem jakoś skojarzyć. Wciągnęli mnie na podium obok fajne dwie dziewczyny a Jan Kozłowski – Marszałek Województwa Pomorskiego wręcza mi statuetkę i składa gratulacje, podziękowałem a następnie składa mi osobiście dyrektor Czesław Lang. Ale było mi miło, a jaki stałem się sławny!

Po wręczeniu nagrody podszedł do mnie ponownie Pan Marszałek i w te słowa mówi: „podziwiam Pana, aby w takim wieku przejechać cala trasę i nie widać specjalnie po Panu zmęczenia”, to mnie podniosło na duchu, więc odpowiedziałem mu to zasługa długiej żmudnej i ciężkiej pracy, nic nie ma za darmo.

Poszliśmy razem z Andrzejem do naszych kolegów na pogaduszki, aha zapomniałbym, niespodziewanie wyrosła mi przed nosem jakaś czarna bania a to był mikrofon. No tak to znowu wywiad, próbowałem ich zniechęcić od tego zamierzenia, ale oni są uparci (to jest ich chleb). Parę słów powiedziałem i poszli sobie 🙂 I najważniejszy moment to wyżerka, dali mi jakąś pierś z kurczaka (prawdę mówiąc wolałbym inną niż z kurczaka) Muszę jeszcze wspomnieć o naszym koledze a mianowicie „Bono”, którego parę razy widziałem na trasie jak robił nam fotki Ten chłopak też „natłukł kilometrów”

Spotkałem jeszcze jednego z naszych kolegów, Mirka. Z nami jeździ od nie dawna….też robił mi fotki. Pozdrawiam go.

Na zakończenie trochę o sprzęcie:

Opony miałem założone:

Przednia Panaracer MACH SK

Tylna  Panaracer MACH SS

To było wielkie nieporozumienie, po takim błocie jechać na semislickach. Rzucało na boki a najgorsze jak pod górką się zatrzymałem lub zwolniłem to koła się obracały w miejscu. Dziwne, że nie miałem żadnego upadku ze swojej winy. Żebym miał lepsze opony to, kto wie, pewno większy byłby sukces. Czas mojego przejazdu: 1h 46min

Ubłocony, umorusany w błocie, ale szczęśliwy a po za tym razem żadnej awarii ani żadnych skurczów mięśni. Na drodze widziałem bardzo dużo awarii rowerów, jednym pękały łańcuchy a wielu łapało gumy. Trasa bardzo solidnie przygotowana pod względem oznaczenia, ale zaliczyłbym ją do ciężkiej… Dziękujemy Panie Czesławie.

Nasza ekipa liczyła 8 osób

Swoją obecnością zaszczycił Tomek „Flash”, ktróry złozył mi gratulacje a my się cieszymy, że nareszcie powrócił do zdrowia.

Do zobaczenia na następnym Maratonie

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=TPK, Gdańsk

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , , | Leave a comment

TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO

nalewka_team
Aż trudno się nie pochwalić 🙂 Zespół: Agabikerka & Scoot, po przejechaniu 5-ciu okrążeń zajęli I-wsze miejsce w kategorii „duo mix”.IMG_9238

Wyniki naszych znajomych:
1 miejsce w kategorii solo kobiet: Ania Świrkowicz z Treka
4 miejsce w kategorii solo mężczyzn: Pablo Góral (przejechał 7 okrążeń!!!)
3 miejsce w kategorii team: Sopot Killers
9 miejsce na równocześnie rozgrywanym BikeTour: Bono (na rowerze trekkingowym!)
Gratulacje!

Relacja Scoot’a

Sztafeta na rowerach? A cóż to takiego? Zachęcająca była trasa o długości 15 km wyznaczona przez Robina i  Wojtka z Sopot Killers. Tydzień przed zawodami miałem okazję przejechać jej fragment i chęć startu zaczęła powoli kiełkować. Jednak forma jazdy „w kółko” nie do końca mi odpowiadała więc na start zdecydowałem się praktycznie w ostatniej chwili, za namową Agi na jazdę w kategorii DUO MIX.IMG_9253IMG_9246

Strategia była prosta: zmieniamy się co 2 kółka chyba, że ktoś wcześniej zasygnalizuje zmęczenie. Ruszyłem pierwszy. Trasa bardzo dobrze oznakowana i sprawiająca wielką przyjemność z jazdy. Na maratonach pierwsze 10 km uznaję za rozgrzewkę i tu miało być identycznie. Niestety na 3 czy 5 km zacząłem odczuwać nudności i zmęczenie! Znowu ten przeklęty izotonik z tauryną! Przed startem nie zdążyłem kupić powerade’ów i zatankowałem nutrenda zawierającego taurynę. Teraz ponad wszelką wątpliwość potwierdziłem, że tego typu izotoniki czy żele źle na mnie działają. Na maratonie w Chodzieży miałem identyczną sytuację z żelami nutrenda (carbosnack) które również zawierały taurynę.

Przestałem popijać trujący izotonik i mocniej nacisnąłem na pedały. Trasa była (jeszcze) sucha i nic nie zapowiadało zbliżającej się ulewy. Świeciło słońce przez co zaczęły mi się gotować ręce w długich freeride’ówych rękawiczkach. Nagle usłyszałem trzask, a pedały stanęły w miejscu nie mogąc wykonać obronu korbą. Natychmiast zahamowałem lecz było już za późno. Moja prawie nowa tylna przerzutka XT została przecięta na dwie części. Co za pech! Pierwszy raz w życiu złamałem przerzutkę! I to na wyścigu, w którym miałem szansę na pierwsze w życiu pudło! Zrezygnowany zadzwoniłem do Agi, która od razu wystartowała, a sam truchcikiem zacząłem podążać do mety. Przede mną 5 km biegu…IMG_9256IMG_9259

Gdy wreszcie dotarłem na metę ktoś do mnie podszedł i zapytał czy to ja jadę w parze z Agnieszką. Okazało się, że Aga poprosiła kolegę (dzięki Krzysiek!!!) który podjechał do domu aby przywieźć mi drugą przerzutkę! Podjechałem do prowizorycznego pit-stopu pod  drzewem gdzie zaczęliśmy szybko doprowadzać mój rower do porządku. Za chwilę miała przyjechać Aga więc lepiej abym miał sprawny rower aby ją zmienić. Niestety okazało się, że hak jest wykrzywiony i próba jego wyprostowania skończyła się tym, że nie wchodziły mi dwie największe zębatki z tyłu. Reszta na szczęście działała więc ucieszony, że walka jeszcze się nie skończyła wskoczyłem na rower i zmieniłem Agnieszkę na trasie. Na szczęście zdążyłem też zastąpić trujący izotonik czystą wodą…

Drugie kółko było lepsze, bo znacznie lepiej znałem trasę, a poza tym byłem rozgrzany. Niestety jak tylko ruszyłem z linii startu zaczął padać deszcz… padał coraz mocniej miejscami zmieniając się w prawdziwą ulewę. Moje długie rękawiczki zaczęły wspaniale spełniać swą rolę. Niestety jechałem w krótkiej koszulce, która z miejsca została przemoczona i spryskana błotem. Trasa zrobiła się bardzo śliska i trzeba było mocno uważać na zakrętach. Jechało mi się całkiem nieźle, lubię taki hardcore. Po drodze spotkałem Anię z Treka, która złapała kapcia w bezdętkowym kole… później dowiedziałem się, że tak jak ja ona również zaliczyła truchcik po trasie :)) Dojechałem na metę upaćkany błotem, Aga natychmiast wystartowała do swojego drugiego okrążenia.IMG_9263

Na zawody przyjechałem samochodem, w którym miałem trochę ubrań na zmianę. Niestety nie zdążyłem odebrać od Agi kluczyków i wzięła je ze sobą na trasę. To był pech, bo okazało się, że Tacoo potrzebuje transportu do szpitala (wypadek zakończony kontuzją żebra),  a mając kluczyki i ponad godzinę czasu bez problemu mogłem go zawieźć. Niestety chłop musiał sobie radzić sam i w końcu chyba pojechał taksówką. A ja czekałem godzinę w mokrych ciuchach posilając się gorącą herbatą i rosołem z makaronem. Jakie szczęście, że impreza odbywała się tuż obok knajpki „Sabat” 🙂IMG_9264

Aga powróciła cała umorusana błotem. Po otworzeniu samochodu założyłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i ruszyłem na moje trzecie okrążenie. Tym razem jechało mi się znacznie ciężej. Trasa była już bardzo błotnista i rozjechana dziesiątkami kół. Na dodatek cały czas nie miałem dwóch najwyższych biegów z tylnej przerzutki przez co podjazdy musiałem robić z buta. Deszcz padał, a ja mozolnie przebijałem się przez mokre korzenie, szybkie techniczne zjazdy i powolne podjazdy robione na piechotę. Zaczęło brakować jedzonka bo na trasę zabrałem tylko 1 żelka. Kilka kilometrów przed metą miało mi także zabraknąć wody… Ale nie to  było najgorsze. Przede mną, chyba na 7 kilometrze pojawiła się przeszkoda, którą pokonywałem już dzisiaj dwukrotnie: strome, króciutkie podejście, a następnie równie krótki zjazd po korzeniach aż do wielkiego drzewa tarasującego ściężkę. Po prawej stronie tego zjazdu była sporej wielkości jak na warunki TPK przepaść: kilka metrów w dół, bez krzaków. Wpinając się w pedały pomyślałem tylko „przecież się tam nie ześlizgnę” i w tym momencie przednie koło podwinęło się w lewo, a ja poleciałem w prawo, bokiem (chyba) i głową do przodu w stronę zbocza. Zrobiłem co najmniej jeden fikołek, rower odpadł gdzieś na bok, a ja zatrzymałem się dopiero przy powalonych drzewach, które ostrymi kawałkami celowały w moją stronę. Leżałem tak przez kilka sekund, właściwie nie wiem ile dokładnie, pamiętam tylko, że w prawej nodze zaczął łapać mnie kurcz więc szybko naciągnąłem mięsień. Ze zdumieniem stwierdziłem, że nic mi nie dolega, żadnego złamania nie ma, jedynie obie nogi porysowane na całej długości.
Powoli wstałem, podniosłem leżący 2 metry dalej rower i powoli wdrapałem się do góry (ciężko było). Na górze jeszcze raz sprawdziłem obrażenia i ponownie zdziwiony ruszyłem w dalszą część trasy. Jednak jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą 🙂

Po kilku minutach zaczęły mnie boleć stłuczone mięśnie więc nawet mniejsze podjazdy robiłem z buta. Poza  tym wykrzywiona przerzutka zaczęła się klinować w błocie w ten sposób, że każde silne naciśnięcie na pedał blokowało łańcuch. Skończyła się też woda… do mety 3 kilometry, a ja powoli jechałem w deszczu wiedząc, że najważniejsze jest dojechać cało i zdrowo aby Aga mogła zrobić jeszcze jedno kółko. Na tym właśnie polega sztafeta! Kilkaset metrów przed metą, a właściwie przed ostatnim  zjazdem (z Łysej) wyprzedził mnie kolega z pracy (pozdrowienia Zbychu) Na tym lekkim podjeździe nie miałem ani siły ani odwagi go gonić. Gdybym teraz rozwalił drugą przerzutkę… Wyjechaliśmy na kawałek płaskiego i tam mocniej nacisnąłem na pedały aby w ostatniej chwili prawie przed samym zjazdem wyprzedzić go i puścić klamki rzucając się w dół trasy narciarskiej. Nie udało mi się wyciągnąć więcej niż 49 km/h, ale zważywszy na warunki i tak było super. Nie ma to jak dobry zjazd :)) Zbyszek pojechał dalej, startował w solo i zrobił w sumie 5 okrążeń! Ja skończyłem swoje trzecie i cieszylem się, że to już koniec 🙂 Aga ruszyła, aby zdobyć dla nas piąte kółko i z tym wynikiem ukończyliśmy zawody na I miejscu w kategorii DUO MIX! Moje pierwsze w życiu pudło! Tym bardziej będę je pamiętał, że przypłacone złamaną przerzutką i poobijanymi nogami oraz ręką.

Polubiłem tę formę zawodów. Widzę kilka zalet w stosunku do maratonów. Po pierwsze fajna jest współpraca w zespole. Po drugie, po każdym kółku masz czas aby wykonać naprawy roweru oraz posilić się co na zwykłych maratonach grozi utratą cennego czasu. Po trzecie, jeśli kółka są dość długie (15 km) to nie odczuwasz wrażenia jazdy w kółko, a coraz lepiej poznajesz każde okrążenie i możesz pracować nad lepszymi czasami. No i zdecydowanie lepiej stoi się na pudle w towarzystwie teamu, niż samotnie 🙂 Polecam i zapraszam w imieniu organizatorów na kolejne edycje TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO.

autor: scoot

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

szlak=niebieski

obszar=TPK, Sopot

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

IV Internetowy rajd rowerowy Władysławowo 2003

cnv0021W dniu 1V2003r odbył się IV Internetowy rajd rowerowy Władysławowo 2003

Postanowiliśmy wraz z kolegą Szymonem wystartować w tym rajdzie. Długość trasy wynosiła ok. 45km  drogami polnymi i leśnymi. Wystartowało   około 167 zawodników a ukończyło 132. Start nastąpił o godz 10.00 i rozpoczął się wyścig z czasem bowiem ograniczony był limit czasowy a w międzyczasie należało zaliczyć wszystkie punkty kontrolne i odpowiedzieć na wylosowane pytania związane z regionem Władysławowa. Oprócz punktów kontrolnych należało przejechać 3800m odcinka specjalnego na czas. Rajd zakończył się o godz 15.00 a o godz 17.00 nastąpiło uroczyste zakończenie rajdu wraz z rozdaniem nagród.
Ja otrzymałem puchar, dyplom, certyfikat (zdjęcia poniżej) oraz plecak turystyczny dla najstarszego zawodnika w IV Internetowym Rajdzie Rowerowym

tekst: Mieczysław Butkiewicz

foto:  Andrzej Butkiewicz

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Władysławowo

typ=rowerowy

obszar=kaszuby

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment