Z Gdańska do Tczewa przez Skarszewy

skarszewy_logo

WSTĘP, CZYLI CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ
Wycieczka do Skarszew już od pewnego czasu chodziła mi po głowie. Pierwotny pomysł trasy nie nadawał się do realizacji w zimie – planowałam z Adamem wycieczkę Szlakiem Skarszewskim, w butach z gore-texem i rowerem na plecach. Jednak Paff przy pomocy argumentów wizualnych przekonał mnie, że ten pomysł, jest, jakby to powiedzieć, po prostu głupi ;).

No i znalazłam się w kropce. Przy moich zdolnościach nawigacyjnych wolę mieć jakieś oparcie w znaczkach na drzewach. Tu z pomocą przyszedł mi Wojtek Płochocki, który posiłkując się swoją znajomością terenu zdobytą podczas wrześniowej wycieczki z Januszem vel Stefanem, nie tylko zaplanował trasę do Skarszew, ale jeszcze był naszym przewodnikiem na pierwszym etapie rajdu. Ja traktowałam go jako współorganizatora, ale cóż, mój podpis widniał pod ogłoszeniem, na moją głowę sypały się gromy ;).

SOBOTNI PORANEK

Zbiórka została wyznaczona na godzinę 9.00 w Matemblewie. Jednak okazało się, że nie każdy chciał jechać tam sam. Obcy zażądał towarzystwa :D. Czekamy więc z Wojtkiem na dworcu we Wrzeszczu. Obcy jednak jakoś nie wyłania się z tłumu podróżnych. O godzinie 9.43 dowiadujemy się, że jednak nie mamy na niego czekać (oj, Katarzyna musi uważniej czytać SMSy).Wypluwając więc płuca, pędzimy do Matemblewa, wpadając tam z minutowym opóźnieniem. Ech, wstyd.

Na miejscu czekają już na nas Iwona, Satan, Łukasz i kolejny Wojtek, ten na rowerze z błotnikiem własnej produkcji. Po chwili zjawia się Flash, parę minut później Adam, a w końcu, o 9.15, zza zakrętu wyłania się Santa i Obcy. Jak zdradziła dzień później Saba, kiedy my już byliśmy na nogach, on toczył jeszcze heroiczną walkę w celu odklejenia się od łóżka 😀

W DROGĘ

Wszyscy są, więc ruszamy. Lubujący się w taplaniu w błocie wybierają Dolinę Strzyży (pomysł Adama), szanujący swoje rowery Drogę Matarniańską. Spotykamy się przy krzyżu, idealna synchronizacja. Grupa “czystych” zabiera po drodze Agę i Janusza vel Stefana.

Podczas dalszej wędrówki lokalizujemy Pawła z Kolbud i w Otominie jest już nas 12. Do Skarszew trasa wiedzie na przemian drogami gruntowymi i szosami. I ja, i Wojtek, staramy się unikać postojów kulinarnych – ja z rana zjadłam kawał mięcha, Wojtek pewnie też sobie nie żałował, ale większość grupy pragnie jednak wykorzystać swój prowiant. Urządzamy więc sobie piknik pod sklepem 3 km przed Postołowem. Iwona, o której legendarnych zapasach słyszałam, zanim ją poznałam, częstuje nas herbatą (Iwona, żeby była jasność sytuacji – usłyszałam o Tobie, kiedy na jednym krótkim postoju, po zjedzeniu dwóch batoników, zabrałam się za kanapkę 😀 ).

Teraz już do Skarszew blisko. Ale w Postołowie czeka nas wielka atrakcja, i to wcale nie pole golfowe, które bikerowi jest tak potrzebne jak wielki, słomiany miś obywatelowi PRL :D. O nie, to kolejna nieukończona budowla pomysłodawcy Łapalic. Kicz, ale z rozmachem. Na teren odgrodzony od reszty świata ścianą świerków wchodzimy bramą stylizowaną na rzymski łuk triumfalny. Zabudowania nie robią takiego wrażenia jak zamek na Kaszubach. Za to pagórki, fosa i jezioro o pięknej barwie tworzą pół-bajkowy klimat. Oczywiście, w części uczestników odzywa się natychmiast żyłka naukowa. Podejmują badania obejmujące wspinaczkę po ścianie najeżonej gwoździami i testowanie na rowerze stanu drewnianego dachu. Wszystko co dobre, musi się jednak skończyć. Ruszamy i koło 13.00 lądujemy w Skarszewach. Tu okazuje się, że głodni jak wilki bikerzy są żądni wspomnianej przeze mnie żartem pizzy niczym wampiry krwi. W końcu więc lądujemy w podziemnej knajpie, gdzie pochłaniamy duże ilości ciepłego jadła i napitków. Rajd jest zagrożony – na dworze w końcu prawie Syberia :D. Jednak dajemy radę. Po drodze zahaczamy o sklep, gdzie znajdujemy w zamrażarce lody o nazwie… (o tym nie będę chyba jednak pisać, bo na tą stronę mogą zaglądać osoby poniżej 18 roku życia 😀 ).

DO TCZEWA

Szlak Jezior Kociewskich wita nas rozkopaną drogą i brukiem. Przy pełnych żołądkach masakra. Ale cóż. Wysłuchuję reklamacji i jednocześnie sama staram się trzymać fason, mimo że cierpię, jak reszta :D. Trasa na moment się poprawia, ale gdzieś po 2–3 km nadziewamy się na potworne krzaki. Satan przeklina mnie myśląc o zagrożonej czerni swojej ramy. Przyznaję, sama nie jestem zachwycona. Jadąc latem, wyminęłam ten odcinek szosą. Teraz też rzuciłam taką propozycję, ale nie spotkała sie ona ze zrozumieniem :D.

Dalsza droga bez większych wypadków. Przy leśniczówce Boroszewo wskakujemy na Szlak Kociewski. Jest już ciemno, wiec staram się mimo sprawdzać, czy wszyscy na pewno jadą. Jednak przy leśniczówce Swarożyn, tradycji staje się zadość. Okazuje się, że zgubiliśmy Flasha. Niemożliwe, myślę. Przed ostrym skrętem przed przejazdem w Swarożynie, wszyscy zostali policzeni. A dalej już cały czas prosto. Jednak, jak już kiedyś mieliśmy okazję się przekonać “cały czas prosto” to określenie bardzo nieprecyzyjne:D. Co dla mnie, prawie pod domem, oczywiste, dla przyjezdnego w obcym, ciemnym lesie, problematyczne. Na szczęście Flash-wyścigowiec dopędza nas po konsultacjach telefonicznych i kierujemy się na teren po lądowaniu UFO, czyli fragment budowanej akurat w okolicach Goszyna autostrady. Tu sesja fotograficzna i dalej w las, i przez pola nad jeziorkami w okolicach Lubiszewa.

W Tczewie lądujemy ok 17.40. Większość wskakuje do pociągu 18.09, gdzie,jak zdradziła mi dzień później Aga, ludzie poczuli się jak w domu :D. Wyszło około 80km. Dokładniej nie jestem w stanie powiedzieć, bo magnes od licznika miałam na pewnym odcinku źle ustawiony. Mogę tylko podejrzewać, na jakim :/

EPILOG

Niektórym mało było jazdy. Adam, Flash, Wojtek (rower z pomysłowym błotnikiem) i Łukasz postanowili wracać do Gdańska na kołach. Pozazdrościłam im, i choć mieszkam od dworca W Tczewie jakieś 2 minuty rowerem, zaczęłam zastanawiać się nad dalszą jazdą. Adam rzucił kostką do gry, wypadło parzyste, więc skoczyliśmy do mnie po suche buty i w drogę. Na odcinku pierwszych siedmiu km panowie Flash, Adam i Wojtek narzucili “lajtowe” tempo 28-31km/h (Flash twierdzi, że przesadzam,ale czy wierzycie człowiekowi, który twierdzi, ze Szlak Trójmiejski jest płaski? :D). Ostatecznie wszyscy dojechaliśmy, choć u większości występowały fluktuacje mocy.

No cóż, mi było miło. Mam nadzieję, że innym też. I uwaga końcowa. Szanowni państwo, patrzcie gdzie kładziecie na postojach swoje plecaki. Bo inaczej, jak mnie, czeka was przymusowe pranie na trasie :D.

Relacja: Kasia Jamroż

Fotki Agi: http://agniecha6.fotosik.pl/albumy/94070.html

Fotki Adama: http://www.pg.gda.pl/~kursot/adam/rowery/2006/skarszewy2.12/index.html


asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Gdańsk

m=Matemblewo

m=Otomino

m=Łapalice

m= Skarszewy

m=Goszyno

m= Lubiszewo

m=Tczew

szlak=zielony

szlak=czerwony

szlak=żółty

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy

This entry was posted in Relacje and tagged , , , , , , , , . Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


− 1 = cztery