IV ESKA MTB GDYNIA MARATON WITOMINO

Czas przygotowań oraz Treningu już minął, czwartek Lajtowe Błądzenie z Mxerem po Lasach, Piątek Trening ze Sławkiem i Weroniką tuż po pracy który miał na celu objazd oraz zapoznanie się z Trasą Maratonu, nie obyło się bez przygód związanych z błądzeniem, no i z moją formą było nie zaciekawie, zostawałem daleko z tyłu, a i jeszcze plecak który ważył ok. 15 kg dawał ęsi we znaki, na podjazdach w pewnych odcinkach traciłem kontakt wzrokowy, ale czekali na mnie, zamulacza takiego hehe, przeczytałem na stronie GER-u że jest to trasa jedna z najtrudniejszych w naszym województwie, startuje pierwszy raz w tym Maratonie i zacząłem mieć obawy jak to będzie z moją formą szczególnie ze tak zamulałem ostatnio. Następnego dnia, dzień przed Maratonem w sobotę wybrałem się z Sabą na Lajtowe zapoznanie się z trasą, również po pracy z plecakiem 15 kg zrobiliśmy tylko 15 km, po czym wróciliśmy do domu.

W Końcu nadeszła długo oczekiwana chwila „Niedziela 20.09.2009 roku” dzień na który czekało większość bikerów, to właśnie ten dzień kiedy ma się odbyć Gdyński Maraton. Budzik nastawiony na godzinę 7:00MINOLTA DIGITAL CAMERA

Pobudka wcześniej żeby spokojnie się spakować, zjeść, umyć, bez żadnego pośpiechu. Wyjechałem z domu o godz. 8:30 na miejscu byłem o 9:30 zastała mnie mega kolejka na zapisy. Spotkałem na miejscu Marzenę,Weronikę,Darka z Synem, Marcina, Sabę, Zibek, Olo,Wojtka,Sławka,Mario,Obcego w cywilu który nam towarzyszył, oraz Janusz. Dowiedziałem się również od znajomych ze podczas deklaracji na jaki dystans się wybiera można ewentualnie zmniejszyć ale nie można zwiększyć, czyli jak się powiedziało ze jedzie się na Giga można było zmniejszyć do Mega ale nie odwrotnie, tak też większość się deklarowało. Nadeszła moja kolejka po kilku-nastu minutach wypełniłem formularz, wpłaciłem wpisowe 50 zł dostałem nr. „149”

Mieliśmy sporo czasu do startu, ponad godz, więc obyło się na rozmowach, kilka osób min Marcin z Marzeną pojechali na małą rozgrzewkę, jechali z przeziębieniem na dystans „Bike Cross” 30 KM szacun za z angażowanie oraz za wytrwałość. W Maratonie brało udział ok. 300 Bikerów i Bikerek, rekordowa ilość, należy się cieszyć ze kolarstwo górskie MTB cieszy się coraz większym uznaniem oraz zainteresowaniem, piękny sport.

Nadeszła godzina grozy 10:30 Start !!! ciężko było ruszyć w tak ściśniętym peletonie, ale jakoś się udało, szybko się wpiąć i co nas na początku czeka, jak by inaczej, mega podjazd, ale i z Weroniką i z Sabą testowaliśmy go. Wiedzieliśmy o nim, problem polegał na tym ze przy tak licznym gronie uczestników bardzo ciężkie jest wyprzedzanie Byliśmy ustawieni mniej więcej w połowie stawki, myślałem ze peleton ostro ruszy do przodu tak jak to miało miejsce w Kadynach, a tu nic z tego, pomalutku, jedyne wyprzedzanie było zjeżdżając na prawo lub lewo po liściach, oby tylko nie wpaść w koleinę, nic przyjemnego.

Zaczynam wyprzedzać nie wiem ilu ale sporo osób udało mi się pomknąć, po kilku minutach widzę pędzącego „OLO” usiadłem na kole, chwile jadę tuż za nim i myk do przodu, no dobra byle by nie za ostro, trzeba rozważnie siłami dysponować, miałem obawy min co mnie spotkało w Kadynach w połowie trasy skurcze, musiałem wtedy ostro zwolnić, ale nic takiego nie miało miejsca. W rozmowie powiedziałem ze nie wybiorę się na dystans Giga bo jestem bez formy i nie chce się katować, to nie realne, nie ma sensu.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Saba od razu kilka dni przed maratonem twardo postawiła na swoje i ze jedzie na dystans Giga, nie ma to tamto hehe i miała racje jak jechać to jechać, nie ma złego co by na dobre nie wyszło, szacun dla Saby i Weroniki za wytrwałość na dystansie Giga.

Ogólnie maraton miał sporo ostrych podjazdów, ale jeśli są podjazdy to i muszą być Mega zjazdy, tak też było. Na treningu zrobiliśmy trasę może w 30% ale dobre i to, część trasy przebiegała moim ulubionym szlaczkiem, czyli czerwonym wejherowskim i to jeszcze ten odcinek który często pokonuje jadąc do domu, niestety od pewnego czasu jest dość piaszczysty, ale takie są uroki jazdy po lasach. Nie ominęło nas również singelkwó pięknych gdzie prędkość sięgała ponad 40 km/h trzeba było mieć się na baczność bo miejscami trasa wymagała dość sporej odwagi oraz techniki. Byłem nastawiony psychicznie, że pojadę na dystans Mega 60 KM więc jechałem ile tylko nogi są w stanie znieść,

Kilka podjazdów po czym czekał dość spory zjazd. Nagle patrzę i doganiam Mario666, jeśli już go dogoniłem to jest ze mną nieźle, jadę za nim na kole, nagle jeszcze dołączają inni bikerzy, widziałem min koszulki centrum-rowerowego, dość długo zanim jechałem.

Nagle wyłania się ostry Mega podjazd, z niezłym przewyższeniem, przerzutka 1X1 jedziemy ale są koleiny bardzo dużo osób schodziło i podprowadzało rowery, podjeżdżam do połowy, nie daje rady, ale czasu nie straciłem, tym samym tempem podprowadzam rower

5 km/h wsiadam i jadę dalej, jak podjazd to i zjazd.

Jedziemy cały czas równo łeb w łeb, dojeżdżamy do mety, Mario666 miał problem z kolanem

szacun za jazdę z kontuzją w Maratonie o tak wymagających podjazdach, ja chwile postałem pogadałem, po ok. 10 min skumałem się ze pojechałem na dystans „BIKE CROSS” 30 KM mój błąd, trudno, nawrót, powiedziałem sędziemu że jadę na dystans Mega/Giga podając swój nr. w górę BLAT i RURA !!! ale straciłem z oczu czołówkę, wyprzedziłem po pierwszym okrążeniu nawet jednego z Floty Gdynia ale wiedziałem że po takiej stracie nie ma żadnych szans ich dogonić,

Można chwile powalczyć, ale jeden dość głupi błąd ze stratą 10 min to dość dużo, srogo mnie kosztował. Nic już z tym nie zrobię, nie myślę o tym, jadę ile sił w nogach, piękny podjeździk, oraz super zjazd po czym znowu podjazd, tak mniej więcej wyglądała cała trasa Maratonu. Prawdziwy Górski Maraton, chwile jechałem sam czego nie znoszę, za kimś jedzie mi się lepiej, szybciej. Doganiam kilku Bikerów, są coraz bliżej, ale potrzeba czasu, cisnę ile sił w nogach żeby nadrobić te małe nieporozumienie co kosztowało utratą 10 min, nie daje za wygraną, po kilku min doganiam ich na jednym z ostrych podjazdów, wyprzedzam trzech,

Piłuje ile sił w nogach, jadę dalej, nagle singelek mój ulubiony, oraz Mega Zjazd czerwonym szlakiem i podjazd, jeśli było się wystarczająco dobrze rozpędzonym dało się podjechać na blacie, nawet trzeba było. Czerwony szlaczek koło bajorka, jedyne na co trzeba było uważać żeby nie zarzuciło za bardzo w prawo, było dość błota i można było spalić sprawę z podjazdem. Trasa biegła również wzdłuż obwodnicy, tam również wiedziałem co na mnie czeka, górka z pozoru mała ale zwiększa się stopień nachylenia, jechałem 15 km/h później trochę już lepiej było można było przyspieszyć. W połowie trasy punkt regeneracyjny, izotoniki, jakiś zielony napój który dawał niezłego Powera, woda czysta oraz banany, ja na początku zawodów przy pierwszej pętli zgubiłem gdzieś bidon na którymś z technicznych zjazdów, jechałem cały czas bez kropelki picia, jedynie mogłem liczyć na punkt regeneracyjny, gdzie można było się czegoś napić, był jeden w połowie trasy na pętli,

Bidon znalazłem u jednego z sędziów na trasie gdzieś po 1/3 trasy 3 pętli za obwodnicą już.

Na jednym z Ostrych Zjazdów przy 2 pętelce zaczęło mną znosić na prawo a to na lewo, jechałem za jednym z bikerów, no następny pech „Guma” zwana potocznie „Kapciem”

Nie ma się nad czym zastanawiać, rower do góry nogami i naprawiamy, zdejmujemy koło tylne. Okazało się ze w oponę weszło kawałek szkła, którego na trasie była spora ilość, nie trudno o gumę, Nie miałem ze sobą dętki, więc szybkie łatanie samo przylepną łatką poszło sprawnie i bez boleśnie, niestety jeszcze łańcuch mi spadł z korby i poprzekręcał się, straciłem znowu ok. 10 min, myślę sobie że już nie ma szans na dobry wynik a co dopiero żeby gonić czołówkę. Zacząłem myśleć czy by czasem nie pojechać na dystans „GIGA”

zobaczymy po 2 okrążeniu jak będzie z siłami, przerwa nie wyszła mi na dobre, dostałem trochę zadyszki, Mega zjazd, a po zjeździe czekało na mnie kilka sporych podjazdów, dość niezłych dałem rade, nikogo nie widzę, jadę sam, zjazd, podjazd i tak w kółko. Jestem już prawie na zakończeniu 2 okrążenia, ruch obustronny, widzę jak gdzieś w oddali jedzie Anka z Treka. Widzę również Weronikę która krzyczy do mnie goń ją, uśmiałem się kiwnąłem ręką oraz przyspieszyłem, dość długo jadę sam, nagle wyłania się w oddali jakaś czerwona koszulka, niewierze ze to ona, niemożliwe, po kilku minutach jestem już blisko, coraz bliżej, a jednak to ona, próbuję przyspieszyć, ale sił coraz mniej. Próbuje usiąść chwile na kole, udało się, po czym po chwili przeganiam ją i zostawiam daleko w tyle, ale nie dawała za wygraną, po chwili ja słabnę i wyprzedza mnie, gdzieś tam z przodu ściga się kilku bikerów, jeden z nich z miał koszulkę Subaru niebieską, toczę z Anią bój łeb w łeb, raz ja wyprzedzam po chwili mnie dochodzi i również wyprzedza tak się działo chyba z 7 razy, raz ja górą a zaraz Ania, ale po kilku nieudanych kontrach z mojej strony wyprzedza mnie i zostawia daleko z tyłu, tak daleko że tracę kontakt wzrokowy przez dłuższy czas. Jadę znowu sam. Nie mam przecież z nią szans tak pomyślałem sobie. Ostre podjazdy i zjazd, po kilku-nastu minutach widzę ponownie, na podjazdach próbuje dogonić, na zjazdach wiedziałem ze nie mam szans Udaje się, przyspieszam i oddalam się, patrze do tyłu, nie widzę, ale nagle po paru minutach wyprzedza mnie na jednym z podjazdów, przyspiesza, oddala się tak ze tracę kontakt wzrokowy i znowu toczy się bój od początku. Jadę czarnym szlakiem, spory podjazd trochę płaskiego, ale i jest przeszkoda, znajduje się drzewo przewrócone na bok, przez które trzeba przenieść rower, po dość ostrym podjeździe, kilka zjazdów i znowu ostry podjazd, zaczynam ponownie mieć kontakt wzrokowy, ale jest daleko przede mną, chyba straciłem szanse, nie uda mi się ponownie.

Sił coraz mniej a czekają jeszcze spore podjazdy, nagle wyłania się fajny szuterek, jestem coraz bliżej, przyspieszam do 45 km/h wyprzedzam zostawiając tym razem daleko z tyłu Anię. Oglądam się do tyłu, zostaje w bezpiecznej odległości.

Próbuję dogonić 3-4 bikerów którzy jechali przed Anią oraz cisną dość ostro do przodu.

Nie utrzymuje stałego tępa, zwalniam do 35 km/h

Ostry zakręt i podjazd z korzeniami, koleinami, bardzo ciężki, techniczny, ciśniemy ostro

Zaczynam siedzieć im na ogonie, walka od nowa a tu zjazd i nagle podjazd totalny

Hard-Core. Tym razem bardzo długi podjazd jeden z bardziej męczących na tym Maratonie, staram się nie patrzeć do góry, tylko piłuje ile sił jeszcze w nogach patrząc na przednie koło, opłaciło się, udaje się. Skręt w lewo trochę płaskiego, część z górki i znowu podjazd, bardzo stromy, najbardziej morderczy, niemalże masakryczny, rzadko kto podjeżdżał, szkoda sił było, zaczynam prowadzić rower, ale okazało się ze nie tylko ja, Ania gdzieś z tyłu również prowadzi, idę z 3 bikerami łeb w łeb.

Zastanawiam się ile jeszcze zostało do mety, czeka na nas piaszczysty zjazd czerwonym szlaczkiem, podjazd i znowu zjazd, wyprzedzam dwie osoby, toczę bój z bikerem w koszulce Subaru, koło rzeczki udaje mi się go wyprzedzić, ale po chwili dochodzi mnie, i również wyprzedza. Tak kilka razy się dzieje. Sytuacja się powtarza. Jeszcze czeka na nas na dobitkę morderczy podjazd który prowadzi prosto do mety, kolega z Subaru wystrzelił jak z procy, i koniec było walki, do mety dojechałem w 3 osobowym peletonie. Na ostatniej pętli gdy odzyskałem swój bidon nie zostało mi ani kropli picia, wypiłem wszystko na trasie.

*Rajd uważam za bardzo udany, prawdziwy Maraton Górski, przepiękne podjazdy, ostre zjazdy, podjazd, zjazd i tak przez cały maraton, atmosfera przepiękna, warto zaliczyć, niesamowite przeżycie, dojeżdżając do mety dostaliśmy pamiątkowe medale.

Plusem jest to ze trasa wiedzie gównie drogami leśnymi oraz w małej mierze szuterkami,

Nie ma nawet odrobiny asfaltu, zdarzają się jedynie płyty betonowe, ale to w lesie

W skali 1-10 oceniam najwyżej na 10 pkt

W Klasyfikacji Open zająłem „19” miejsce oraz w M2 – „8”

Z wyniku jestem zadowolony, gdyby nie ta strata ok. 20 min to kto wie jak by się to skończyło.

Gratulacje dla Weroniki oraz Marzeny za zajęcie „3” miejsca

oraz dla Saby za wytrwanie na dystansie Giga

fotki Piotra 1981

Opracował: PIOTR HABAJ (Pioter1981)

This entry was posted in Maratony and tagged , . Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post. Post a comment or leave a trackback.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Your email address will never be published.


7 − = cztery