Na miejscu spotkania przy dworcu kolejowym Wrzeszcz. Zebrała się grupka rowerzystów, w sumie 7 osób, nie zważając na aurę wyruszyliśmy w trasę. Jedynie prowadzący zrezygnował z powodów zdrowotnych. Mario uzyskawszy wytyczne od organizatora, prowadził nas przez chaszcze. Dróżkami usłanymi liśćmi i konarami drzew.Trasa była dość wymagająca,jesienna pora jest dla orłów i zapaleńców. Gałęzie wkręcały się w koła, dlatego czasami trzeba było zejść z roweru i prowadzić go. Humory dopisywały pomimo pogarszającej się pogody, tylko smerf maruda nie wiedział co ma ze sobą zrobić i w którym kierunku jechać? Zrezygnowaliśmy z planowanej trasy im dalej zagłębialiśmy się w las, to droga stawała się bardziej błotnista i śliska od deszczu.Tak dojechaliśmy do Złotej Karczmy, tam dopadł nas rzęsisty deszcz. Nie odstraszył nas, brnęliśmy dalej przemoczeni częściowo. Po drodze odłączył się Flash, jemu było mało? Chciał ponurkować jeszcze przed pracą w błotku. Reszta dojechała do Oliwy, gdzie zapadła decyzja o zakończeniu rajdu. Przejechany odcinek to zaledwie 20 kilometrów ze średnią prędkością 17 km.
Pozdrawiam wszystkich zapaleńców dwóch kółek.
Relacja Tomka Flash’a
Spotkaliśmy się pod dworcem PKP we Wrzeszczu, Do lasu wjechaliśmy przez ul. Jana Kiepury w kierunku ul. Abrahama, gdzie zaczęło mżyć, ale w niczym to nie przeszkadzało. Na końcu Abrahama znowu wjechaliśmy w las, mijając po drodze spacerowiczów. W pewnym momencie napotkaliśmy na ścieżce powalone drzewo, wybraliśmy więc mniej wyraźną ścieżkę odbijającą w prawo. Decyzja ta nie spodobała się trekingowcom, ale po chwili wszyscy już jechaliśmy. Momentami niektórzy prowadzili rowery, ale ostatecznie tempo było bardzo lajtowe. W pewnym momencie ścieżka biegnąca między wąwozem, a wzniesieniem, zaczęła zanikać, aż w końcu jedyne co nam pozostało, to przeprawić się przez wąwóz na ścieżkę po drugiej stronie. Mając na uwadze narzekania co niektórych, tj. chyba tylko WOJT’a unikaliśmy trudniejszych ścieżek, chociaż coś mi ciągle podpowiadało że powinniśmy skręcić w lewo, w jedną z nich. Po bardzo przyjemnym zjedzie znaleźliśmy się na rozdrożu dróg, na którym dziś już byliśmy… zrobiliśmy pętlę 4 km. Prawie wszyscy ubawieni tą sytuacją pstryknęliśmy sobie kilka zdjęć, gdy w pewnym momencie usłyszeliśmy, że mżawka ustała, a w jej miejsce pojawiła się całkiem konkretna ulewa. Na szczęście chroniły nas drzewa. Licząc że w pewnym momencie przestanie padać (chociaż prognozy tego nie zapowiadały) popedałowaliśmy starą trasą aż do skrzyżowania z niebieskim szlakiem. Wszyscy poza WOJT’em zrozumieli że w takich warunkach nie było sensu jechać do Kamienia, bo od Osowej, a już tym bardziej za Chwaszczynem nie ma osłony w postaci drzew. Zaproponowałem więc trochę pokrążyć po lasach. Podjechaliśmy do Złotej Karczmy po czym zjechaliśmy żółtym, a następnie asfaltem do kuźni. Przy kuźni wszyscy poza mną decydują się na rezygnacje z rajdu i zjazd do miasta, nikogo nie udało mi się namówić. Już samotnie pojechałem więc Doliną Zgniłych Mostów. Lekko klucząc dojechałem do Owczarni. Do Oliwy zjechałem Kościerską, bo czas naglił, na 13 do pracy. Ubłociłem sie masakrycznie, ale i tak wszystko miało iść do prania 🙂 …
Flash
Dodaj komentarz