10 kwietnia odbywał się maraton pt. „Powerade Suzuki MTB” gdzie start i meta była ustanowiona w pięknej miejscowości koło Poznania a mianowicie w Murowanej Goślinie. Tydzień wcześniej zadzwonili do mnie z nowego Teamu czy bym mógł wziąć udział, ja zgodziłem się bez wahania. Był to mój pierwszy start w maratonie w tym roku i to już w nowych barwach klubowych, klub nazywa się „Agrochest Cycling24.pl Team”. Podróż minęła mi bardzo dobrze, lecz nie mogłem zmrużyć oka, obserwując bujanie swojego pięknego rumaka, jechałem sam, jedynie w Koszalinie dosiadło się kilka osób. Hotel mieliśmy zarezerwowany bardzo blisko Murowanej Gośliny, był bardzo piękny, okazało się później że byli również zawodnicy z grupy zawodowej „Mróz ActiveJet” razem z Trenerem, byłem zaskoczony zbiegiem wydarzeń oraz warunkami jakie nam zaoferowali, myślałem sobie co ja tu tak naprawdę robię, mam naprawdę wielkie szczęście że trafiłem do takiej drużyny. W Hotelu dostaliśmy nowe stroje kolarskie teamu, oraz poznałem część ekipy.
Dzień przed maratonem zrobiliśmy sobie trening ok. 20 km tak żeby się nie wysilać niepotrzebnie i zachować siły na maraton. Mnie zaczął żołądek boleć i borykałem się z nim do końca nie mówiąc nikomu, dopiero pod koniec maratonu się przyznałem gdy wynik nie był najlepszy, lecz nikt nie miał o to pretensji. A nawet byli wyrozumiali i pocieszali Maraton PoweRade mieliśmy potraktować jako trening przed zawodami SkandiaMaraton na który się nastawiamy jako drużyna, i udał się doskonale. Startowaliśmy trochę pod presją ponieważ przyjechała ekipa sponsorów się ścigać, tzw. „Team B” i nikt z naszej drużyny nie mógł z nimi przegrać. Obawy były nieuzasadnione ponieważ zostawiliśmy ich daleko za sobą. Większość z nas pojechało na dystans „mega” który liczył 68 km Trasa mogło by się wydawać była płaska, ale za to utrudnienia były w postaci dużej ilości piasków, dawały ostro w kość mniej doświadczonym zawodnikom jak i tym jeżdżącym na co dzień. Trasa łatwa lecz miejscami techniczna, mi udało się ciągnąć dość mocne tępo w peletonie jedynie do 50 km, później dostałem tzw kryzys, opuściły mnie siły i ledwo co jechałem, jedynie to pod górkę dawałem radę, na prostej już nie miałem sił, w dodatku samemu, jeszcze ten okrutny wiatr.
Ostatnie 20 km to już tylko podjazdy, tzw „Dziewicza Góra” tam rozegrał się finał wśród najlepszych, dosłownie ściany pionowe i jeszcze strasznie nie bezpieczny zjazd, ja zapomniałem odblokować amortyzatora i zjechałem na sztywnym, zauważyłem swój błąd dopiero w połowie gdy już było za późno żeby cokolwiek zrobić, jedynie co mogłem to trzymać bardzo mocno kierę, obyło się bez upadku. Wszystkie podjazdy pokonałem bez najmniejszych problemów, niestety dość wolno z powodu bólu żołądka.
Ale nic złego się nie stało co by na dobre nie wyszło, to był mój pierwszy maraton i pierwszy raz na takim dystansie, ponieważ zmieniłem specjalizacje, z krótkich dystansów na średnie. Po maratonie ekipa strasznie mnie pocieszała, miło z ich strony. Byłem zły sam na siebie ze swojego wyniku. To był bardzo dobry trening przed I edycją Skandii ponieważ rok temu jechał i z tego co pamiętałem na trasie w Chodzieży również było miejscami dość sporo piasków. W tym maratonie na dystansie medio stanęło 499 zawodników, ja ostatecznie zająłem 185 miejsce w kat. 76.
Teraz w Skandi mam nadzieje już nie będę miał problemów żołądkowych i pokaże się z lepszej strony, do zobaczenia w Chodzieży
Cieszę się że pojechałem, miło spędziłem czas, przynajmniej czegoś się nauczyłem.
tekst: Pioter 1981
2 Comments
Fajna relacja a wynikami zbytnio się nie przejmuj, nie jest to ostatni maraton w tym roku.
Brawo Piotr.Nareszcie relacja prawdziwego rowerzysty