W dniu dzisiejszym (7 maj) odbywał się „VIII Leśny Maraton Rowerowy”, tym razem dopisała nam przepiękna pogoda. Na start stawiło się ok. 275 kolarzy amatorów jak i tych na co dzień jeżdżących w profesjonalnych klubach sportowych. Organizatorzy nie przewidzieli tak dużej frekwencji i sami byli zaskoczeni. Start był zaplanowany na godz. 11:00, były do wyboru dwa dystanse 44 oraz 66 km, lecz dystans można było wybrać po ukończonej drugiej pętli. Ja od razu wiedziałem ze pojadę na trzy pętle (66km), ten wyścig traktowałem jako przygotowanie do Skandii gdzie będę miał do pokonania taki sam dystans tylko ze w nieco trudniejszym terenie. W ubiegłym roku miałem okazje brać udział w tym maratonie i wiedziałem mniej więcej czego można się spodziewać, była okropna chlapa i błoto. Z relacji kolegów wiem że na tej trasie występują okropne ilości piasków, ten kto ma opracowaną dobrą technikę jazdy po nich będzie miał ogromną przewagę.
Start jak co roku, dość spory odcinek płaskiego i zarówno szybkiego asfalciku, prędkość miejscami sięgała 45 km/h na zakrętach było dość niebezpiecznie, nagłe hamowanie mogło spowodować dość niebezpieczną kolizje, szczególnie w takim ścisku gdzie jechało się ściśniętym kiera w kierę. Trzy razy musiałem gwałtownie zahamować tak ze podniosło mnie prawie. Peleton ciężko było zgubić, trzymał się ostro ponad pół godziny, dopiero odcinki tzw. piaskownic rozciągnęły go. Nigdy nie byłem mocny w jeździe na piaskach, ale o dziwo ani razu nie zdarzyło mi się zakopać. Co prawda na odcinkach piaszczystych sporo czasu traciłem, ale nadrabiałem na płaskich i lekkich wzniesieniach. Starałem się jechać spokojnie, nie szarżować by zachować siły na ostatnią pętle. Gdy peleton się rozciągnął w znacznym stopniu starałem się trzymać sześciu-osobowego peletonu, zamykając go, nikogo nie było w tyle, nie chcąc jechać samemu musiałem utrzymywać tempo. Po jakimś czasie dość piaszczyste odcinki rozbiły peleton na tyle że drugą pętle kończyliśmy tylko w dwójkę.
Na trzeciej pętli już nie było tak kolorowo, brakowało peletonu który by zaczął dyktować tempo, ostry podmuch powietrza hamował nas, co jakiś czas staraliśmy się zmieniać, aż w końcu dogoniliśmy kogoś z tłumów i staraliśmy się jechać w trojkę. Niestety kolega zrobił fatalny błąd na odcinku pokryty dość sporą częścią piasku, usłyszałem krzyk coś w stylu „łooo” przednie koło zeszło i tzw. OTB pechowo bo wleciał w krzaki ale to nie była jedyna przewrotka na trasie, słabsi zawodnicy którzy nie mieli odpowiednio dopracowanej techniki również zaliczali gleby. Gdzieś daleko z przodu widziałem jeszcze zawodnika pędzącego dość ostrym tempem, pytanie tylko czy jechać w kilku osobowym peletonie czy spróbować zaatakować? Wybrałem to drugie, niestety nieskutecznie, mój atak nie był na tyle silny żeby mógł zagrozić pozycje. Na metę ostatnie 15 km jechałem sam, próbując przyspieszać. W tyle już nikogo nie widziałem, z przodu również straciłem kontakt wzrokowy z zawodnikiem, dojechałem na metę z 16 sekundową stratą.
Ostatecznie zająłem 8 miejsce, najważniejszy wyścig będzie mnie czekał w Krakowie za tydzień gdzie rozpocznie się II Edycja Skandii. Ten maraton traktowałem jako dobry trening oraz sprawdzian wytrzymałości. Trasa była łatwa ale spore odcinki piasków mogły dać we znaki, było gdzie się zmęczyć. Również na jednej pętli były dwa dość fajne podjazdy na których nadrobiłem dość dużo straconego czasu. Sporo osób zacząłem dublować, nie liczyłem na palcach ale zdublowałem coś koło dziesięciu zawodników. Niestety dość sporo osób jechało bez kasków, gdzie na takich zawodach powinien być obowiązek jazdy z kaskiem.
tekst: Piotr 1981
2 Comments
dziękować 🙂
Piotrek, super napisałeś relację a jeszcze lepiej pojechałeś:)