Na miejsce spotkania jak zwykle się troszkę spóźniłem, ale dwóch śmiałków nadal czekało. Chwila oddechu i wraz z Maćkiem i Mariuszem ruszamy.
Jadąc przez miasto miejscami mijaliśmy resztki śniegu z nocnych opadów, ale im głębiej w las tym bardziej biało. Coś ta jesień trochę w zimowych klimatach, ale nie było ślisko. Niestety ziemia jeszcze nie jest zmarznięta, więc drogi gruntowe były błotniste, a mokry piasek skutecznie spowalniał.
Jezioro Otomińskie przywitało nas słońcem, mgiełką i kąpiącymi się śmiałkami (brrrrr). Niestety także awarią. Z tylnego koła Mariusza zeszło powietrze. Podczas zmiany dętki okazało się, że przednie także jest przebite. Na szczęście Mariusz miał drugą zapasową dętkę, tylko trochę cienką. Bardzo trudno było ją ułożyć, a jak już się wydawało, że będzie dobrze, to po prostu strzeliła. Na szczęście mieliśmy jeszcze w zapasie dwie dętki w odpowiednim rozmiarze, bo z Maćkiem mieliśmy w plecakach zapasy do rowerów na miasto.
W końcu po ponad godzinnej zabawie z wymianą dętek ruszamy dalej. Tempo trochę spadło, więc w Przyjaźni podejmujemy decyzję o rezygnacji z Wieżycy. Pojechaliśmy przez Babi Dół, Sitno, Borkowo, Żukowo, Rębiechowo i Barniewice. Tutaj Mariusz odbija na Chwaszczyno, a my na Osowę. Zanim dojechaliśmy do Owczarni złapał nas drobny ale gęsty deszcz, jedyną pociechą była tęcza wychodząca z lasu. W Oliwie się żegnamy i stwierdzamy, że Wieżyca to raczej na wiosnę dopiero.
Zrobiliśmy niecałe 60km i nie zdobyliśmy wyznaczonego celu, ale nie zawsze jest to najważniejsze. Pomijając wiatr i deszcz pod koniec, pogoda była dobra, a odrobina śniegu dodała jesiennemu klimatowi uroku.
Marek „Bono”
11 Comments
Mariuszu, skoro taki wkład włożyłeś w osiągnięcia naszej ekipy to przyznajemy Ci medal, do odbioru na wiosnę, bo w tej chwili zapadamy w sen zimowy wraz z naszymi przyjaciółmi (misiami) i proszę nam nie przeszkadzać:)
Dzięki za medal. To dobrze, że zapadacie (w ten sen znaczy), bo przynajmniej do wiosny nikt nie odbierze mi wypracowanego przeze mnie rekordu dętkowego. 🙂
Jako stary niedźwiedź, chyba też zabiorę się za nabieranie zapasów tłuszczowych, aby przeżyć w swoim sennym barłogu do wiosny. 🙂
Tego dnia byłem chyba w najgorszej formie fizycznej w tym sezonie. Pierwszy też raz udało mi się dobić do felg dwie dętki na raz. Do tego rozwaliłem jeszcze trzecią podczas pompowania. Dobrze, że dzięki mojej czwartej i piątej Marka mój rower doszedł do sprawności jeździeckiej.
Żebym nie miał lepiej od chłopaków w drodze powrotnej, przed Rumią też złapał mnie deszcz.
Takie przygody pozwalają dłużej zapamiętać wycieczki. 🙂
W sumie, jak zawsze, i tak było dobrze.
Dzięki chłopaki za wycieczkę i fajne towarzystwo! 🙂
W przypadku Mariusza zadziałało prawo serii. Trzy rozwalone dętki na jednym rajdzie to być może GER’owy rekord. Najważniejsze, że te techniczne problemy nas nie uruchomiły i pojechaliśmy dalej. Przejażdżka bardzo mi się podobała. Panowie dzięki.
Tak to prawda to nowy rekord GER’u a w tym jedna po wybuchu:)
Miło jest dowiedzieć się, że wniosło się swój wkład w osiągnięcia GER-u. 🙂
nieee… czemu dopiero na wiosnę? zima, zima jest wesoła 🙂 … ewentualnie w połowę listopada jeśli nie będzie za mokro za dużo błota…
W listopadzie to raczej na nartach lub na sankach do Wieżycy:)
To szaleństwo wybierać się w taką pogodę do Piekełka:) a nasza trójka też miała nie lekko.
Bez przesady, pogoda nie była zła. Owszem trochę chłodno, ale bywało gorzej 😉
Nasza grupka WIESIU ZIBEK MARIUSZ CZAREK+1 dojechalismy do wyznaczonego celu tj PIEKIELKO czerwonym i powrot czarnym.Bylo ciezko i mokro. A Wam gratuluje zapalu