Dzisiaj odbyła się już II Edycja Skandii, tym razem w pięknej miejscowości jakim jest Kraków. Tradycją już stało się że maratony organizowane są na tzw Błoniach, nic dziwnego pomieści się tutaj bez problemu bardzo dużo osób. Przepiękna ogromna łąka tym razem pomieściła ok. 600 zawodników. Niestety dystans organizatorzy musieli trochę skrócić o 5 km z powodu wycinków drzew w okolicy mety, szkoda bo ominął nas dość ciekawy finisz z bardzo ostrym podjazdem, lecz to nie oznacza że było łatwo.
Po kiepskim starcie w I edycji Skandi chciałem poprawić swój wynik i pojechać bardziej technicznie, nie wyrywać się bezpodstawnie do przodu, trzymać się peletonu.
Start był zaplanowany na godz. 11:00
Do pokonania mieliśmy na dystansie medio ok. 62 km.
Gdy ruszyliśmy do pokonania mieliśmy dość grząski i niewygodny odcinek trawiasty, wiedziałem już ze finisz będzie bardzo ciężki jeśli utrzymam się jadąc w peletonie.
Po krótkiej chwili gdy wyjechaliśmy na niewielki odcinek asfaltu doszło do dość groźnego wypadku, jechało się z prędkością ok. 50 km/h gdy nastąpił gwałtowny skręt w lewo, doszło prawdopodobnie do zahaczania i dzięki czemu nastąpił upadek, aż pan policjant który pilnował żeby wstrzymać ruch się przeraził, ale nic groźnego się nie stało, szybko się pozbierali i pojechali dalej. Gdy wjeżdżaliśmy do Lasku Wolskiego część zawodników już wymiękało na podjeździe i zaczęło blokować, bez możliwości wyprzedzenia, zrzuciłem na tzw. młynek i spokojnie chciałem pokonać podjazd, lecz był na tyle wąski że uniemożliwiał wyprzedzanie, zawodnik przede mną się zatrzymał, niestety też musiałem, nie zdążyłem się dobrze wypiąć a stałem na dość stromej górce i zaliczyłem orła wzdłuż drogi, wziąłem szybko rower i podbiegłem wzniesienie, również sapałem jak lokomotywa. To był pierwszy większy podjazd, później było już tylko lepiej. Lasek Wolski czekał na nas przy starcie i tuż przed metą, lecz ten przy mecie był bardziej techniczny, już z górki, więcej zjazdów niż podjazdów, lecz te zjazdy były z korzeniami, bardzo ciężkie i trzeba było bardzo mocno trzymać kiere i mieć oczy szeroko otwarte by nie wpaść w poślizg, upadek na korzeniach mógł by się skończyć dość niebezpieczną kontuzją tym bardziej że prędkości były spore.
Na trasie niektóre podjazdy były tak strome ze musiałem używać młynka, i to nawet na asfaltach gdzie rzadko to się zdąża, czasem tak długie ze nie było widać końca.
Trasa była dość szybka, lecz nie oznacza że była łatwa, dużo kamieni ostrych ale tego można było się spodziewać, można było łatwo złapać kapcia, albo rozciąć oponę, bardzo niebezpieczne zjazdy z ostrymi kamieniami, podjazdy jak to w górach również dawały się odczuć, na tyle gdy się pokonało podjazd następowała wielka ulga.
Od początku próbowałem jechać jednym tempem z peletonem, udało się dojechać, lecz do mety dojechaliśmy jedynie w dwójkę. Gdy zbliżaliśmy się do mety jechaliśmy po wałach, grupa kolarzy szosowych była na treningu, ok. 10 osobowa grupka, myśmy po tych wałach szybciej jechali niż szosowcy, spojrzałem na licznik to było coś koło 40 km/h.
Na finiszu ostro przyspieszyłem, gdzieś w oddali widziałem jeszcze zieloną koszulkę skandi lecz nie udało mi się dogonić, kolegę z którym jechałem zostawiłem w tyle, przyjechał za mną 15 sek., spoglądałem jedynie do tyłu czy nie jedzie za mną, ciężko było jechać po grząskim trawiastym terenie, lecz próbował walczyć jedynie na początku, później odpuścił.
Z miejsca jestem na pewno bardziej zadowolony niż z I edycji
Zająłem w Open 53 miejsce a kat 29, trochę bałem się że mogę jeszcze niżej spaść w Generalce bo to jest dla mnie najważniejsze, ale na szczęście tak się nie stało, nawet awansowałem o 4 pozycje z 18 na 14 pozycję z czego jestem bardzo zadowolony, w Nałęczowie będę chciał utrzymać pozycję, ale będzie bardzo ciężko ponieważ różnica punktowa jest nie wielka, trzeba będzie bardzo uważać.
Do zobaczenia 28.05.2011 w Nałęczowie na III Edycji
tekst: Piotr 1981
Dodaj komentarz