Oprócz spacerów z psem i wyciąganie z niego kleszczy, postanowiłem wyjechać po lasach. Są tu piękne może zbyt krótkie trasy, ale bajkowe widoki. Oto kilka fotek.
Z rana spojrzałem na termometr i zimno mi się jakoś zrobiło, na termometrze zobaczyłem cyferkę „4”, no to kicha z dzisiejszego wyjazdu a już tak się nastawiłem na ten obiad na smażoną rybkę. Małe śniadanko kilka ćwiczeń rozciągających mięśnie. Godzinę przed południem temperatura ucieszyła mnie (+8 stopni) i ruszyłem w drogę. W sumie ładnie się zrobiło, przyjemnie się jechało. Miał ze mną jechać Marek, ale zdecydował się zrezygnować ze względu brak kondycji po zimie, ja natomiast trochę ćwiczyłem. Przejechałem bez problemu 50 km. Acha a rybka była wspaniała, tego mi brakowało.
tekst&zdjęcia=Mieczysław Butkiewicz
[POLAK POTRAFI ZIMĄ TRENOWAĆ] pytacie się, jak wytrzymuje 2h i dłużej na rowerze przy -15 stopniach & more. Oto więc mój ubraniowy patent (a zwłaszcza chodzi o ochronę butów od mrozu) na kolarskie treningi przy -15 stopniach. Skuteczne, więc całkiem na poważnie (choć pisane z przymrużeniem oka). ps. jako że trenuję zimą (praktycznie) codziennie (coś mi chyba na mózg padło) :))) to NA KOŃCU tego tekstu będę wstawiał Wam UPDATE’y z moich hardcorowych treningów przy -15/-20 odczuwalnych, wrażenia, klimatyczne, ciuchowe, zmiany, sytuacje jeśli takie zajdą, a na pewno 😉
Jarosław Waśkiewicz „Jaro”
Autobus to nie jest dobre rozwiązanie, ponieważ w okresie letnim będziesz długo czekać , aby do niego się dostać. Przecież można uruchomić mały prom dla pieszych, rowerzystów i motocyklistów. Chyba nam jednak nie zależy na turystach zagranicznych odwiedzających Westerplatte. W Norwegii pływają małe promy, które przewożą tylko pieszych, rowerzystów i motocyklistów i im się opłaca tylko nam nic się nie opłaca, bo jesteśmy bardzo bogaci:). Często spotykałem cyklistów z załadowanymi sakwami pytając o drogę do promu w języku angielskim. Po za tym została zbudowana w Wisłoujściu przystań dla tramwajów wodnych kursujących po martwej Wiśle. Nie wiem czy teraz to był sens jej budowy.
pobrano ze strony:
tekst: Mieczysław Butkiewicz
Jak robić świetne zdjęcia, bo jak nie ma podstaw to najlepszy aparat nie pomoże w uzyskaniu dobrych efektów. Warto przeczytać
Pobrano ze strony : wejdź
pobrano ze strony: http://www.youtube.com/watch?v=owm02dvfJvo&feature=em-subs_digest-vrecs
Ten artykuł pomoże jaki wybrać rower górski
Z nowym rokiem postanowiłem podsumować naszą 8-mio letnią działalność. Otóż przez ten okres czasu wykonałem ok. 8000 zdjęć na 327 rajdach. Jest to olbrzymia liczba zdjęć, na których wspominamy nasze wyjazdy. Zapraszam do galerii.
Jak się będzie jeździć obecnie? Będą duże zmiany
Ostatnio frekwencja spadła ze względu na moją przebytą chorobę, ale już jest w miarę OK i mam nadzieję, że poprowadzę parę rajdów. Powołam kadrę zapaleńców rowerowych, którzy – mam nadzieję – z przyjemnością wezmą udział w naszych rajdach. Będę kładł nacisk na szukanie ciekawych obiektów i utrwalaniu ich w naszej galerii zdjęć. Zapraszam również wszystkich fotoamatorów. Niektóre z rajdów zostaną im poświęcone. Wszystkie rajdy są przeznaczone wyłącznie dla rowerzystów mało zaawansowanych. Trasy będą przebiegały tylko i wyłącznie duktami leśnymi oraz czasami szosą mało uczęszczaną przez samochody. Wszystkie rajdy planuję jako lajtowei w miarę krótkie, a szybkość nie przekroczy 18 km/h, czyli jest to szybkość maksymalna.
Generalnie rzecz biorąc to będą rajdy turystyczne i fotorajdy, także pośpiech nie jest wskazany. Naszym celem będzie utrwalanie na zdjęciach ciekawych krajobrazów oraz zabytków.
Zapraszam również rodziców wraz ze swoimi pociechami na krótkie przejażdżki trasami opisanymi na naszej stronie jako „wycieczki rodzinne”. Są to trasy o niewielkim stopniu trudności i długości do 10 km. Chętnych proszę o kontakt ze mną pod adresem mbut@wp.pl – możemy wspólnie zaplanować taki wyjazd.
Mieczysław Butkiewicz
Każdy rowerzysta jeżeli wybiera się w trasę to powinien zaopatrzyć się odpowiednie narzędzia, aby nie było żadnych niespodzianek, czyli rower powinien mieć zapasową dętkę oprócz tego łatki i klej, papier ścierny lub tarka służąca do oczyszczenia miejsca, gdzie uchodzi powietrze. Pierwszą czynnością po przebiciu koła to jest oczywiście zatrzymanie się. Nie wolno jeździć bez powietrza z dwóch bardzo ważnych powodów. Po pierwsze można w ten sposób bardzo łatwo wykrzywić felgę, a po drugie można poprzecinać felgą oponę. Oczywiście za pomocą dwóch łyżek zdejmujemy oponę, aby się dostać do dętki. Następnie może być problem z lokalizacją przebicia, jeżeli znajdziemy jakiś zbiornik z wodą to problemu nie będzie a gdy jej nie znajdziemy to musimy napompować dętkę dość mocno i przykładając ją do buzi, możemy czasami znaleźć przebicie. A gdy już znajdziemy
to miejsce, powinno ono dokładnie oczyszczone posmarowane cienką warstwą klejem i należy parę minut odczekać a wówczas przykleić, docisnąć przez minute łatkę do dętki.
Może być taka sytuacja, że złapałeś gumę a nie masz pompki ani łatek. Musisz wrócić do domu na piechotę lub jechać na sflaczałej oponie. Jazda na rowerze w tej sytuacji stwarza zagrożenie, że zniszczysz sobie nie tylko oponę, ale i obręcz. Jednak są sposoby, które pozwalają zminimalizować straty. Spróbuj wypełnić oponę trawą czy liśćmi. Wyłóż dokładnie oponę, a następnie zamontuj ją na obręczy. Dzięki temu zabiegowi jazda będzie bezpieczniejsza, gdyż opona nie będzie przemieszczać się na boki na zakrętach.
powodzenia
Następnie narzędzie jakie powinieneś ze sobą zabrać to przede wszystkim klucze. Jakie klucze to już zależy od typu roweru.
W starszych typach potrzebne będą klucze płaskie o rożnych wymiarach takie jak na rys.
Tego typu klucze powinny wystarczyć do naprawy roweru. Natomiast w nowszych typach wystarczy jeden zestaw kluczy imbusowych. W komplecie tym w zasadzie znajdują się wszystkie imbusy, które są potrzebne do napraw wraz z imadełkiem do łączenia łańcucha.
Dodatkowym bardzo zresztą ważnym wyposażeniem są łyżki do ściągania opon, następnie rozkuwasz do łańcucha, pompka, kilka ogniw od łańcucha. To są podstawowe narzędzia bez których nie wyruszaj w trasę.
Oświetlenie
oświetlenie, odblaski – jak używać? Jeżeli jeździsz wieczorami lub w nocy to nieodzowne jest oświetlenie roweru, czyli przednie nie migające o kolorze białym, lampka halogenowa o sile światła co najmniej 700 kandeli, z tyłu czerwone . Bardzo ważnym elementem bezpieczeństwa są odblaski z przodu z boku i z tyłu.
Niektóre firmy w tej chwili uzbrajają swe artykuły w odblaski różnego rodzaju. Odpowiednie ubranie oraz kask Pełny komfort jazdy zapewni Ci ubranie kolarskie, które jest materiałem oddychającym nieprzewiewnym i odporny na deszcz a więc nie pocisz się w czasie dużego wysiłku. Nie rób tego typu zakupów na rynku albo w Lidlu, bo to są materiały bardzo zlej jakości. Takie ubrania kupuj zawsze w sklepach rowerowych i z górnej półki. No i najważniejszy moim zdaniem element wyposażenia to kask , który ma zabezpieczać nasze głowy. Kupuj kaski znanych firm a nie jakieś no name.
Kask rowerowy zbudowany jest najczęściej z mocno sprasowanego styropianu. Jest bardzo lekki, przewiewny (posiada liczne otwory) dzięki czemu nie doprowadza do dyskomfortu podczas jazdy.
Konserwacja łańcucha
Jak konserwować łańcuch i cały napęd?Początkujący rowerzyści często nie mają dostatecznej wiedzy, umiejętności albo też chęci do samodzielnej naprawy części rowerowych. Zamiast tego wielu z nas udaje się do specjalistycznego serwisu rowerowego. Warto byłoby jednak własnoręcznie zadbać o wykonanie najprostszych czynności związanych z rowerem. Jedną z nich jest konserwacja łańcucha rowerowego.Przede wszystkim zacznij od dokładnego umycia benzyną ekstrakcyjną lub innymi środkami czyszczącymi. Niektórzy używają do tego celu np. „Ludwik” jest to sprawdzony sposób, rzeczywiście dokładnie usuwa brud a jeszcze inni używają WD40, to już jakieś wielkie nieporozumienie. Ten środek można raczej zaliczyć do odrdzewiaczy, ale nie do mycia i smarowania łańcucha. Po dokładnym umyciu należy wysuszyć łańcuch i nasmarować odpowiednim specyfikiem.Następną czynnością jaką należy wykonać to konserwacja kasety lub wielotrybu. Tak jak poprzednio dokładnie umyć, wysuszyć i taki element jest gotowy do użytku.
Gdzie jeździć– czy można jeździć po ulicy lub po chodniku?Ruch pojazdów – przepisy dodatkowe o ruchu rowerów, motorowerów oraz pojazdów zaprzęgowych
Art. 33.
Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się: 1) jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, 2) jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach, 3) czepiania się pojazdów.
Na przejeździe dla rowerzystów, kierującemu rowerem zabrania się: 1) wjeżdżania bezpośrednio przed jadący pojazd, 2) zwalniania lub zatrzymywania się bez uzasadnionej przyczyny.
Korzystanie z chodnika lub drogi dla pieszych przez kierującego rowerem jednośladowym, jest dozwolone wyjątkowo, gdy: 1) opiekuje się on osobą w wieku do lat 10 kierującą rowerem, lub 2) szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów dozwolony jest z prędkością większą niż 60 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brak jest wydzielonej drogi dla rowerów.
Kierujący rowerem korzystając z chodnika lub drogi dla pieszych jest obowiązany jechać powoli, zachować szczególną ostrożność i ustępować miejsca pieszym.
Kierujący rowerem może jechać lewą stroną jezdni na zasadach określonych dla ruchu pieszych w przepisach art. 11 ust. 1-3, jeżeli opiekuje się on osobą kierującą rowerem w wieku do lat 10.
Amortyzator w rowerze- co on daje?
Amortyzator stosowany jest w pojazdach celem stłumienia odbicia kół, czyli pochłonięcia energii zgromadzonej w elementach resorowania w momencie maksymalnego ich ugięcia, czyli kompresji. Krótko rzecz ujmując, amortyzator musi skutecznie wykluczyć zjawisko „kozłowania” kół
Poniższa tabelka przedstawia w przybliżeniu zakres skoku adekwatny do odpowiedniej dyscypliny kolarstwa.
Skok | Przeznaczenie widelca | Rodzaj roweru |
do 60 mm | trekking | hardtail |
80 mm | wyścigi cross country, maratony | hardtail |
80–100 mm | cross country, maratony, turystyka | hardtail, full suspension |
100–140 mm | all mountain, enduro | full suspension |
100–110 mm | 4X, dual, dirt | hardtail |
140–170 mm | freeride | full suspension |
>170 mm | downhill | full suspension |
Zależność pomiędzy stylem jazdy a skokiem jest bardzo prosta: im ostrzej jeździmy w trudnym terenie, tym większy skok amortyzatora jest nam potrzebny.
Jak się odżywiać
Popularne porzekadło mawia, że „jesteśmy tym, co jemy”. W przypadku sportowców zyskuje ono jeszcze bardziej na znaczeniu. Bez prawidłowo zbilansowanej diety nie ma możliwości osiągnięcia wysokiego wyniku sportowego. Nawet jeśli nie zależy nam na walce o medale, to włączenie podstawowych wskazówek żywieniowych do swego codziennego planu dnia, może przynieść sporo korzyści.
Najważniejsze w odżywianiu sportowców wytrzymałościowych (czyli również kolarzy) są węglowodany. Powinny one stanowić 60-70% wszystkich kalorii, które spożywamy. Przykładowe produkty o dużej zawartości węglowodanów to: makaron, ryż, kasza, ziemniaki, pieczywo (najlepiej z pełnego przemiału, gruboziarniste), owoce, warzywa, soki, dżemy, jogurty, miody itp.
Śniadanie przed wyjazdem powinno się składać właśnie z węglowodanów. Należy przy tym pamiętać, aby nie łączyć ich w dużych ilościach z białkami (mięso, sery, warzywa strączkowe), gdyż takie połączenie jest ciężkostrawne. Warto dodać, że typowy polski obiad, czyli ziemniaki+mięso+warzywa to nie wskazane dla żołądka. Często po zjedzeniu takiego posiłku czujemy się ospali z tego powodu, że organizm całą energię poświęca na trawienie. Zajmuje ono nawet 8 godzin, podczas gdy lekkostrawny posiłek wchłaniany jest już w ciągu godziny. Dlatego sportowcom zaleca się przede wszystkim dania, które nie są połączeniem tych składników. Zachowują oni w ten sposób więcej energii na sam trening.
W trakcie wyprawy
W trakcie wyjazdu rowerowego, jeżeli trwa on ponad 2 godziny, również musimy dostarczać organizmowi energii, pochodzącej głównie z węglowodanów. Najważniejszym posiłkiem przed wyjazdem jest oczywiście śniadanie, które nie powinno być zbyt obciążające żołądek. Takim odpowiednim posiłkiem jest porcja musli z mlekiem i do tego herbata, ale jednak bez kawy. Oprócz tego można jeszcze spożyć kanapki z serem czy jakąś wędliną przekładana pomidorem. A jeszcze lepszy jest zamiast herbaty sok pomidorowy w którym to znajduje się magnez zabezpieczający przed kurczami mięśni.
Spalane są również tłuszcze, ale nasze zapasy są wystarczające i nie musimy ich dostarczać podczas treningu. Zaczynamy na ok. 60 minut po starcie i potem jemy regularnie, co 30-40 minut. Przykładowe rodzaje pokarmu to: batony i żele energetyczne; bułeczki/biszkopty z miodem, kremem czekoladowym lub dżemem; owoce zwykłe (dojrzałe banany) i suszone (figi, daktyle). Dodatkowo należy pić co 15-20 minut w małych ilościach (ok. 100ml). Najlepiej działa napój izotoniczny. Jest to rodzaj płynu, w którym stosunek cząstek „stałych” do wody jest identyczny, jak w płynach ludzkiego organizmu. Dzięki temu wchłania się on w całości, z optymalną prędkością uzupełniając nie tylko poziom wody, ale również witaminy i substancje mineralne. Szczególne znaczenie ma to w okresie letnim, kiedy w trakcie upałów wraz z potem wydalane jest mnóstwo elektrolitów. Po zakończeniu wycieczki również warto zjeść obfity posiłek węglowodanowy, w celu uzupełnienia strat energii. Dopiero wieczorem powinno się spożywać pokarmy białkowe, aby w nocy mięśnie czerpały z nich energię do regeneracji. Tak postępują zawodowcy, ale również zwykłym amatorom takie wskazówki posłużą, choćby do lepszego samopoczucia.
Najważniejszym posiłkiem przed wyjazdem jest oczywiście śniadanie, które nie powinno być zbyt obciążające żołądek. Takim odpowiednim posiłkiem jest porcja musli z mlekiem i do tego herbata, ale jednak bez kawy. Oprócz tego można jeszcze spożyć kanapki z serem czy jakąś wędliną przekładana pomidorem. A jeszcze lepszy jest zamiast herbaty sok pomidorowy w którym to znajduje się magnez zabezpieczający przed kurczami mięśni.
Na drugie śniadanie można przygotować kanapki z owoców, warzyw i soków. Na natomiast na drogę najlepiej brać bułki z miodem lub dżemem, które dodają trochę energii. Czekolada również jest wskazana z tym, że na dłuższą drogę nie zaspokoi naszych potrzeb energetycznych.
Węglowodany, które należy spożywać to: makaron,ziemniaki, ryż, chleb. Węglowodanów w organizmie nie jest dużo, a ich brak jest jednym z ważniejszych powodów zmęczenia mięśni. Głównym budulcem mięśni stanowi białko. Dzienne potrzebowanie wynosi od 1,8-2g na kilogram masy ciała. Białko to: mięso, fasola, mleko, jogurt, ryby i jaja.
Opony rowerowe ze względu na budowę dzieli się na dwie grupy. Pierwszą stanowią opony z różnymi bieżnikami, wśród których wyróżniamy: - slicki – opony z całkowicie gładkim bieżnikiem, – są one stosowane głównie w kolarstwie torowym i czasem w szosowym przy wyjątkowo sprzyjających warunkach atmosferycznych – są to opony o najmniejszym stopniu oporów przy toczeniu – ale całkowicie zawodzą na wilgotnych i śliskich powierzchniach. - rowkowe – opony z zestawem płytkich rowków, które nie zwiększają zbyt mocno oporów toczenia, ale ułatwiają odprowadzanie wody z powierzchni opony. Znane są modele z rowkami równoległymi do kierunku jazdy i skośnymi. Skośne lepiej odprowadzają wodę ale mają też nieco większe opory toczenia. Opony rowkowe są powszechnie stosowane w kolarstwie szosowym, w rowerach miejskich i ogólnego użytku. - klockowe – opony z wydatnym bieżnikiem przypominającym nieco wibram. Są powszechnie stosowane w rowerach górskich – jest ich bardzo dużo odmian – od tzw. semi-slicków – posiadających w miarę gładką powierzchnię czołową i wydatne klocki na „rantach”, co jest rodzajem kompromisu między oporami toczenia i przyczepnością przy jeżdzie w terenie o zmiennym rodzaju podłoża, po opony błotno-dirtowe – posiadające bardzo wydatne i dość rzadko rozmieszczone klocki, których zadaniem jest „wgryzanie się” w grząskie i mokre podłoże i które posiadają bardzo duże opory toczenia na bardziej twardych podłożach. W wielu rodzajach opon klockowych stosuje się inny bieżnik w oponie na przednie koło i na tylne. - kolcowe – opony z metalowymi kolcami – które służą do jazdy po śniegu i lodzie. Są one też dość często stosowane w rowerach górskich do zjazdu nawet w sezonie letnim. Drugą grupę stanowią opony dzielone ze względu na rodzaj wewnętrznego kołnierza, który decyduje o masie i sztywności opony. Wyróżniamy kołnierze: - z drutem stalowym – w których kołnierzu zatopione są stalowe druty – tego rodzaju opony są najczęściej stosowane i najtańsze – sś one jednak cięższe od innych rodzajów opon i trudniej się je zakłada z powodu duże sztywności drutów stalowych. - z kevlaru – w którym kołnierzu zatopiony jest znacznie lżejszy i mniej sztywny drut wykonany z kevlaru. - specjalne o gładkich powierzchniach – które stosuje się w oponach bezdętkowych. Oprócz specjalnych kołnierzy opony bezdętkowe wymagają też stosowania pasujących do nich specjalnych obręczy – masa całego zestawu jest jednak znacznie mniejsza od tradycyjnych opon z dętkami.
Ten piękny kraj urzekł mnie do tego stopnia, że postanowiłem pojechać tam kolejny (i mam nadzieję, że nie ostatni) raz. Już podczas pierwszego wyjazdu oceniłem Norwegię jako miejsce idealne do podróżowania każdym możliwym środkiem transportu. Świetnej jakości drogi wijące się górskimi serpentynami aż zachęcają aby wsiąść na rower i z całym dobytkiem na bagażniku włóczyć się miesiącami wśród fiordów. Są to również drogi przyjazne innym pojazdom, chociażby motocyklom, których jest w Norwegii znacznie więcej niż rowerów. Duże, obładowane sakwami maszyny przemierzają tysiące kilometrów aby poczuć prawdziwą wolność na szerokich, prawie pustych, krętych górskich drogach. Jednak w zdecydowanej większości spotkać można zwolenników turystyki samochodowej, poczynając od załadowanych po dach „kombiaków”, poprzez różnego rodzaje doczepiane przyczepy turystyczne, a kończąc na specjalnych dedykowanych busach zdolnych przewieźć i nocować całą rodzinę.
Na rowerze z sakwami czujesz się zupełnie wyzwolony od wszelkich zdobyczy techniki i zdany wyłącznie na własne mięśnie. Dojedziesz wszędzie, chociaż często mozolnie prowadząc rower pod 25% podjazdy. Ten rodzaj podróżowania wymaga najwięcej samozaparcia oraz czasu, gdyż odległości w Norwegii nie są małe. Rowerzysta w Norwegii czuje się komfortowo. Wszystkie trasy, nawet te górskie na wysokości 1400 m n.p.m. są asfaltowe i równe. Ruch samochodowy nie jest duży; na większych turystycznych arteriach osiąga natężenie porównywalne do tego jaki można spotkać w środku nocy na trójmiejskiej obwodnicy. Żadko się zdarza aby samochody jechały w kolumnie jeden za drugim. Najczęściej są to pojedyncze pojazdy oddalone od siebie o minutę czy dwie, a i to tylko na najbardziej ruchliwych drogach (oczywiście mam na myśli drogi widokowe, a nie autostrady). Wjeżdżając na mniej znane ścieżki, nie opisane w przewodnikach, ruch samochodowy maleje często do zera. Można spokojnie usiąść na poboczu, zjeść śniadanie, a żaden spalinowy pojazd nie zepsuje nam apetytu.
Kultura kierowców w Norwegii jest bliska ideału. Piszę te słowa z pełną świadomością i bagażem doświadczeń, gdyż po drogach Norwegii przemierzyłem już prawie 6 tysięcy kilometrów (pół na pół rowerem i samochodem). Każde ograniczenie prędkości jest respektowane. Kierowcy zwalniają widząc z daleka znak i utrzymują prędkość zgodną z limitem. Jazda jest bardzo płynna, zakręty (nawet te ostre) są pokonywane szybko i sprawnie, bez zbędnego hamowania. Odległości pomiędzy pojazdami nawet na autostradach sięgają 10-20 samochodów. Rowerzyści czy piesi są wyprzedzani poprzez zjechanie na przeciwległy pas (a nie tak jak u nas zostawienie 0,5 metra marginesu). Jednocześnie warto dodać, że limity prędkości bardzo dobrze odzwierciedlają warunki na drodze. Często przed wjazdem do wsi nie ma znaku „teren zabudowany”, lecz jest ograniczenie do 60 km/h gdyż wioska ta nie posiada zbyt wielu przejść dla pieszych, szkoły itp. Nie ma więc potrzeby zwalniać do 50. Jak jest u nas – wiadomo: mała mieścinka długości 200 metrów, przed którą stoi Policja z radarem opierając się o znak „teren zabudowany”. Poza terenem zabudowanym na ogół jeździ się 80 km/h i chociaż bardzo lubię kręte, szybkie drogi powiem Wam, że ciężko byłoby pokonywać ich zakręty z prędkością o 20 km wyższą. W niektórych sytuacjach można spotkać znaki ograniczenia do 30, lecz jest to w pełni uzasadnione gdyż na przykład zbliżamy się do zwężenia drogi przez które przejedzie tylko jeden pojazd. Wszelkie znaki drogowe, zarówno prędkości jak i pierwszeństwa czy numery dróg są bardzo często powtarzane. To wszystko sprawia, że na drogach Norwegii wszyscy uczestnicy ruchu czują się bardzo bezpiecznie. Jeszcze jeden przykład: jadąc zgodnie z przepisami (80 km/h poza terenem zabudowanym) jestem w stanie osiągnąć średnią prędkość 80 km/h na dystansie wielu setek kilometrów. Sprawia to, że spalam o wiele mniej paliwa oraz, że docieram do miejsca przeznaczenia szybciej niż w Polsce gdzie jak wiadomo rozwijamy ZNACZNIE większe prędkości chwilowe, ale również znacznie mniejsze średnie.
Tak jak wspomniałem wcześniej drogi Norwegii są idealne do podróżowania rowerem, motorem czy samochodem. Jednak sama droga nie wystarczy. Zaplecze turystyczne Norwegii jest specyficzne i nie podobne do żadnego innego kraju w którym byłem. W Europie jest wiele przepięknych miejsc do których warto pojechać dowolnym środkiem transportu, często jednak te miejsca są do tego stopnia skomercjalizowane, że szybko tracimy chęć dłuższego ich kontemplowania. Tłumy turystów prowadzone przewodnikami turystycznymi oraz dziesiątki pobliskich sklepów odstraszają od wielu niesamowitych regionów. Weźmy dla przykładu nasze Tatry. Szlaki są zatłoczone i zaśmiecone. Nawet na cięższych podejściach nie ma możliwości oderwania się od cywilizacji i w spokoju przeżywania pięknych gór. Zawsze słychać głosy, płacz dzieci, albo czuć smród papierosów. Naturalnie są szlaki trudne, gdzie dzieci nie słychać, ale na pewno trudno określić wędrówkę nimi jako „samotną”. W Norwegii jest inaczej. Wydaje mi się, że udało się tam osiągnąć idealny kompromis pomiędzy budowaniem turystycznej mekki, a całkowicie dziką przyrodą.
Dla porównania opiszę jak wyglądają trasy parku narodowego Jotunheimen. Cytując przewodnik Pascal: „Jotunheimen Nasjonalpark należy do najchętniej odwiedzanych parków narodowych Norwegii. W tym najwyższym masywie północnej Europy wznosi się ponad 250 szczytów przekraczających wysokością 1900 m n.p.m., w tym najwyższe góry Skandynawii (2469 m n.p.m). Wysokie partie gór są pokryte czapami lodowców, których jest łącznie 60. Można tu spotkać duże stada reniferów, a także łosie, rosomaki, jelenie i rysie. W większości jezior występują pstrągi”. Brzmi pięknie prawda? Już widzicie oczyma wyobraźni tłumy ludzi na szlakach, dziesiątki zaparkowanych samochodów na parkingach i powiewające przy nich flagi „MacDonalds”. Nic z tych rzeczy! A może widzicie całkowicie dziką przyrodę, niedostępne drogi wytyczone tylko dla wytrawnych wspinaczy, brak zasięgu GSM co uniemożliwia wezwanie pomocy? Również nie. W Norwegii znaleziono złoty środek. Przez Jotunheimen prowadzi wspaniała, asfaltowa, równa jak stół droga. Można wjechać samochodem na 1400 m n.p.m. Przy drodze jest wiele miejsc parkingowych wyposażonych w toaletę z prądem i ciepłą wodą. Nie zapomniano również o inwalidach, którzy mają osobną kabinę. To wszystko bez żadnego nadzoru i za darmo. Naturalnie bez problemu można zadzwonić do rodziny i pochwalić się, że właśnie patrzy się na lodowiec. Jeśli masz ochotę na odrobinę więcej komfortu to istnieje możliwość noclegu w jednym z wielu pensjonatów czy schronisk umiejscowionych przy drodze. Nie znajdziesz jednak ani MacDolanda, ani innych sklepów. Czasami na Campingu będzie „Kiosk” z pamiątkami, lecz na ogół jest to mały budynek wielkości naszego kiosku, w którym przy okazji zaopatrzysz się w darmowe foldery dotyczące obszaru w którym jesteś. Często przy takim kiosku znajduje się duża mapa oraz propozycje najciekawszych miejsc wraz z ich zdjęciami. Co więcej, schodząc lub zjeżdżając z drogi chociaż o 100 metrów zanużasz się w prawdziwie dzikiej przyrodzie! Nie widać już drogi, najbliższy camping jest za 20 km, a Ty możesz rozstawić namiot i w spokoju obserwować góry. Jeśli nie zrobisz tego w okolicy parkingu to zapewniam, że przez kilka dni nie spotkasz żywej duszy. Dysponując dobrą mapą możesz wybrać się na jeden z wielu pieszych szlaków o zróżnicowanym stopniu trudności. My byliśmy na 40-sto minutowej przechadzce pod ramię lodowca. Trasę taką może pokonać każdy nawet z małym dzieckiem na ręku. Tłumów nie było. Często wędrowaliśmy sami. Istnieje także możliwość udania się na znacznie dłuższe szlaki, po 8 czy więcej godzin. To prawdziwa esencja gór i możliwość bliskiego obcowania z dziką naturą. Niestety nie chodziłem po norweskich górach lecz z tego co widzę na większości szlaków możesz nie spotkać żywej duszy.
Brzmi fantastycznie prawda? Wydaje mi się, że ten fenomen ma swoje źródło w kilku rzeczach. Po pierwsze Norwegia nie jest w Unii. Możliwe więc, że jako miejsce turystyczne jest traktowana niszowo (znalazłem chyba tylko jedną wycieczkę i to autokarową za dość duże pieniądze). Wydaje się, że przy tak bogatym kraju nie musi mu zależeć na turystyce. Chociaż z drugiej strony będąc tam odnosisz wrażenie, że wszystko jest dla Ciebie otwarte. Możesz wszędzie wejść, nikt Cię nie kontroluje, nie ma zakazów czy ograniczeń, a jeśli są to bardzo uzasadnione. Punkty informacyji turystycznej służą fachową pomocą i można takie punkty spotkać nawet w malutkich miejscowościach. Do tego piękne trasy samochodowe czy autokarowe z mnóstwem parkingów i darmowych kibelków… Po drugie Norwegia straszy swą aurą. Pogoda jest bardzo zmienna, a różnice temperatur w środku lata sięgają 20 st. C. Będąc w górach mieliśmy +5, a zjeżdżając do doliny było już 25. Ze śniegu prosto w pełnię zielonego lata. To fantastyczne – ale nie dla każdego. Po trzecie w Norwegii nie ma atrakcji turystycznych do jakich przyzwyczajona jest zachodnia cywilizacja. Nie ma tu parków wodnych, wielkich sal kinowych, koncertów na tysiące osób czy przepełnionych centrów handlowych. Oczywiście część z tych dóbr znajdziesz w Oslo czy innym większym mieście, ale wśród fiordów na próżno jest szukać AquaParku 🙂 To wszystko sprawia, że Norwegią interesują się przeważnie ludzie starsi. Jest sporo busów campingowych z Niemiec, Holandii czy Skandynawii, prowadzonych przez starszych ludzi, zapewne tak spędzających emeryturę. Młodzieży w górach nie widać. Jest przez to smutno, ale i cicho oraz czysto 🙂
Jak dojechać do Norwegii? Kiedyś funkcjonowała linia promowa DFDS z Gdańska przez Kopenhagę do Oslo, niestety istniała tylko 1 sezon. Można za to płynąć z Gdyni do Karlskrony lub z Gdańska do Nynashamn, a później samochodem lub promem do Oslo. Ten prom jest dość drogi, więc warto zabrać samochód lub rower, którym dojedziesz na fiordy. Dystans z Karlskrony do Oslo to około 700 km, a do Bergen kolejne 300. Istnieje oczywiście możliwość skorzystania z połączenia lotniczego wprost do Bergen i innych większych miast Norwegii.
W Polsce trudno o dobrą mapę Norwegii. Udało mi się kupić w Empiku atlas Norwegii w skali 1:400000 lecz było to wszystko co mogłem dostać. Mapy drogowe w skali 1:800 tysięcy czy 1:miliona nie sprawdzą się przy stylu podróżowania jaki preferuję i do jakiego wszystkich namawiam: czyli do tzw. „tułaczki” 🙂 Możliwe, że uda się coś sprowadzić bądź wyszukać na Allegro, ale ja tego szczęścia nie miałem i często brakowało nam dokładniejszej mapy. Będąc w Oslo zaopatrzyłem się w dwie mapy Jotunheimen w skali 1:50000 z oznaczonymi szlakami pieszymi. Będzie na przyszły rok 🙂
Ludzie w Norwegii są bardzo życzliwi, chociaż dość skryci. Pomagają bardzo chętnie i praktycznie wszyscy mówią po angielsku. W Norwegii nie ma zwyczaju zamykania samochodu, podnoszenia szyb czy nawet wyciągania kluczyków ze stacyjki gdy idzie się do sklepu (dotyczy górskich miejscowości, a nie większych miast!). Po kilku dniach daje to poczucie niesamowitej wolności i bezpieczeństwa niespotykanego w innych krajach Europy. Wszędzie jest bardzo bezpiecznie chociaż w ogóle nie widać Policji. Na jednym z parkingów zobaczyliśmy samochód z pootwieranymi na oścież drzwiami, który pozostawili właściciele aby nie zagrzał się od upału. Sami zniknęli na szlaku którego przejście zajmuje conajmniej 40 minut… Inny świat, prawda?
autor: Andrzej Butkiewicz (scoot /at/ wp.pl)
Rower zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Solidny czterozawias z ogniwem Horsta, wyposażony w amortyzację Fox’a (dumper Fox float RP2 oraz widelec Talas 32 R). Do tego hydrauliczne hamulce Juicy 3 Avida oraz gruuube opony Kenda (2.35). Wsiadając na taki zestaw zaczynasz marzyć o niekończących się górskich serpentynach szpikowanych wielkimi jak telewizory kamieniami.
Nadszedł jednak czas rzetelnego testu i aby nie było za słodko zacznę od negatywów.
Wsiadam na MotoLite’a, ruszam i na pierwszym lekkim podjeździe… ktoś mi zrzuca łańcuch na niższą zębatkę z tyłu. Okazało się, że winę ponosi manetka SRAM X7, której projektanci muszą chyba posiadać specjalnie powyginane palce. Człowiekowi z normalną dłonią zbyt często udaje się przypadkowo zrzucić bieg… Nie przejmując się tym jadę jednak dalej. Rower jest bardzo zwrotny, ale to zapewne również kwestia rozmiaru ramy (M). W zakręty wchodzi bardzo zwinnie, lecz podjazdy nie są jego mocną stroną. Bujanie jest naprawdę spore. Włączam system pro-pedal i odczuwam pewną ulgę, ale nadal buja! Niestety nie ma blokady widelca więc mogę jedynie zmniejszyć skok do 100 mm lub przesiąść się na sztywniaka.
Rower spisuje się rewelacyjnie i na zjazdach połyka każdą nierówność. Naprawdę czuję, że mam fulla! Czas się wreszcie zatrzymać. Naciskam klamkę tych wspaniałych hydraulików i staję w miejscu. A gdzie modulacja? Klamka pierwszą połowę swojego ruchu jest „pusta”, a dopiero przy końcu zaczyna ostro łapać. Ja rozumiem, że na szybkich zjazdach jest to niezbędne aby uzyskać wypłatę odszkodowania za leczenie urazów („ja naprawdę cały czas hamowałem!”), ale jednak wysoka cena roweru do czegoś powinna zobowiązywać.
Rzut oka na konstrukcję. Ops… wycieka olej z prawej goleni widelca. Amortyzator za ponad 3 tysiące i cieknie… nie wiem ile przejechał ten rower, ale na pewno nie tyle ile mój stary, 5-cio letni bomber mx comp coil. Olej zmieniałem w nim 2 razy (średnio co 2,5 roku) i nie wyciekło do tej pory nic. Nie czepiam się, może to wina egzemplarza?
Po tygodniu testów zabieram rower na sesję zdjęciową obok mojego miejsca zamieszkania. Wsiadając na niego zauważam, że dumper dobija prawie do końca. Zeszło powietrze! Może to właśnie jest cena za delikatną pracę sprężyny powietrznej, a może znów wina egzemplarza?
Chcę rower wnieść po schodach i tu kolejny problem. Roweru nie da się założyć na ramię! Po prostu nie ma takiej możliwości ze względu na konstrukcję mocowania dumpera. Może ja mam pecha i na maratonach trafiam na przeszkody gdzie rower nosi się na plecach… takie przeszkody znajdują się nawet na naszych trójmiejskich klifach. Niestety MotoLite’a trzeba wciągać przed sobą do góry co nie zawsze jest wygodne. To dla mnie duży minus.
A teraz wrażenia z jazdy w dół. Ten rower jest do tego stworzony! Niestety nie miałem możliwości testów w górach lecz nawet na mniejszych zjazdach czuję, że żyję. Zawieszenie wybiera wszystko. Ustawienie tłumienia w dumperze jest proste i działa bardzo precyzyjnie. Możliwa jest szybka zmiana skoku dumpera poprzez zmianę jego mocowania (wykręcenie jednej śruby czyli 30 sekund pracy) Regulację skoku widelca można wykonać podczas jazdy (ja zawsze miałem 140 mm aby się nacieszyć). Rozpędzając rower nawet na niezbyt technicznym zjeździe czujesz niesamowitą chęć drastycznego zwiększenia prędkości i jazdy pionowo w dół. Każda mulda czy dziura to przyjemność, zwłaszcza, że słychać jak pracuje dumper. „puffff” – właśnie wybrałem dużą gałąź. Chwila regulacji (podczas jazdy) zanim wpadnę na bardzo nierówny teren i już mamy „puf puf puf puf” – dumperek pracuje szybko radząc sobie z serią małych nierówności. Ciekawiej będzie gdy usłyszysz przed sobą ujadanie rządnego twojej krwi psa zakończone charakterystycznym „pufffff” 🙂
Rower jest lekki i zwinny, aż się prosi o jazdę z obniżonym siodełkiem. Dołączając do tego mocne hamulce mamy wspaniałą maszynę do zabawy zarówno na podwórku obok domu jak i w dużych górach.
Na testowanym egzemplarzu odbyłem nawet jeden płaski rajd długości 90 km. Muszę przyznać, że pomimo dość miękkiego zawieszenia jechało mi się bardzo dobrze. Niestety rower sam szukał zjazdów i mając do wyboru dwa szlaki: w górę czy dół kierownica prawie bez mojej zgody kierowała się w stronę tego drugiego. Kto wyprowadzał na smyczy dużego, pełnego temperamentu zwierzaka wie o czym piszę 🙂
Mając taki rower zaczynasz wpisywać w google rzeczy, których nigdy wcześniej nie szukałeś. Pojawiają się hasła „ekstremalna jazda na rowerze” albo „sporty grawitacyjne”. Zaczynasz także szukać drugiej pracy, najlepiej w zawodzie górskiego, rowerowego przewodnika turystycznego, a sąsiedzi nie mówią ci „dzień dobry” na klatce schodowej gdyż nawet tam zjeżdżasz swoim MotoLitem 🙂
Cena roweru na ramie aluminiowej zaczyna się od ok. 10 tysięcy złotych i rośnie w zależności od osprzętu.