Rajd do Stegny

IMG_9308Na miejsce spotkania przybyło 10 osób. Byłem mile zaskoczony, bo liczyłem na to, że raczej niewielu przybędzie. Jednak się pomyliłem, jak widać nie wszystkim przeszkadza zła aura.

Nie będę tu  opisywał trasy, bo jest ona znana zapewne wszystkim. Może tyle wspomnę, że w Sobieszewie wjechaliśmy do lasu, aby dojechać do Świbna, a następnie promem do Mikoszewa i na żółty szlak, który doprowadził nas do Stegny.IMG_9311

W Stegnie  obiad a po obiedzie lenistwo Smile,  nikomu się już nie chciało pedałować, ale do domu wrócić trzeba… przed nami 50 km. Dojechaliśmy do promu, a za nim rozdzieliliśmy się na trzy grupy kierujące się do Sobieszewa innymi drogami.

Część pojechała szosą przez Przegalinę, druga część główną szosą a ja z trzema osobami ruszyliśmy kolektorem. Mieliśmy się spotkać w Sobieszewie przy sklepie i tak też się stało, a dalej ruszyliśmy już wszyscy razem do Gdańska.IMG_9318

Pogoda w sumie nie była całkiem zła.

Dziękuję wszystkim tym, którzy odważyli się przyjechać i na pewno tego nie żałują.

Do Gdańska dojechaliśmy na godzinę 18:00IMG_9321

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Sobieszewo

m-Świbno

m=Stegna

szlak=żółty

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 2 Comments

Rajd do Wieżycy

img_4317Na umówione spotkanie przyjechało pięciu śmiałków: Tomek, Florian, Paweł, Adam i Łukasz.

Nie wiem czy chętnych odstraszył komentarz, że jest to rajd „przecinaków” czy padające wcześniej deszcze. Jeśli już jesteśmy przy pogodzie, to była ona idealna – nie spadła na nas ani kropla deszczu, nie było też gorąco. Deszcze ubiły piasek, oczywiście zdarzało się błotko i slalomy między kałużami, a co po niektórzy zaliczyli mini kąpiele błotne. Niespodzianek nie brakowało. Już na poligonie, na zjeździe z nasypu, Tomek zaliczył niegroźną przewrotkę przez kierownicę, w wyniku czego jego licznik przestał funkcjonować. Nieco wcześniej kolega Łukasz zawrócił. Zatem jechaliśmy dalej we czwórkę.img_4318

Koło centrum Auchan podejmowaliśmy męską decyzję czy ominąć zdezelowaną kładkę na Raduni na czarnym szlaku, co trwało dość długo. Nawet mijane wcześniej panie z walizką na kółkach nas wyprzedziły! Ostatecznie ominęliśmy kładkę kierując się na Niestępowo, Widlino. Na czarny szlak wjechaliśmy na wysokości Jeziora Łapińskiego i nim dalej podążaliśmy, czasem celowo bądź nie zjeżdżając z niego. Odtąd tempo było słuszne, miarowe, lecz nie za szybkie.

Trasa czarnego szlaku okazała się całkiem przyjemna, obfitująca w różnorodność zarówno pod względem podłoża jak i układu podjazdowo-zjazdowego. Na dodatek można było się posilić malinami! Osobiście (Paweł) najbardziej przypadł mi do gustu podjazd czarnym szlakiem spod podnóża góry Wieżycy na jej szczyt (329 m n.p.m. – najwyższe wzniesienie na Nizinie Europejskiej). A mi zjazd (Adam). Wracaliśmy kawałek szosą do Egiertowa (nie polecam tego odcinka ze względu na duży ruch samochodowy), a następnie przez Przywidz, gdzieimg_4328 nie zdołał nas zatrzymać na dłużej „Plażowy Festyn”. Wcześniej w okolicach Michalina odłączył się od nas Florian. Dalej jechaliśmy zielonym szlakiem, który miejscami okazał się straszliwie zachwaszczony, niemal nieprzejezdny, aż w pewnym momencie straciliśmy z oczu „zieloną kreskę” szlaku, a droga w tym miejscu przypominała bardziej wycinkę drzew niż coś, po czym można jeździć. Po małej modyfikacji trasy dotarliśmy do Kolbud, skąd ścieżka rowerowa zaprowadziła nas do Sulmina na niebieski szlak. Można powiedzieć, że rajd zakończył się efektownym zjazdem z tzw. ściany płaczu.img_4329

Reasumując trasa okazała się szczęśliwie mniej wymagająca niż się spodziewaliśmy, aczkolwiek pokonane 120 km dało się odczuć. Średnia prędkość wyszła 19,5km/h. I tak na dobrą sprawę nie wiem ile procent „rzeźni” było w tej „małej rzeźni”. W każdym razie niezwykłą frajdę sprawia wyprawa z grupą osób, dla których jazda sama w sobie jest pasją. Dziękuję chłopaki!

Tekst:

Paweł Kudela

(pawelkudela@interia.plTen adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć)

z małą modyfikacją

Adam Piotrowski

asfalt=niewiele

dystans=100

kiondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Niestępowo

m=Widlino

m=Egiertowo

m=Wieżyca

m=Przywidz

szlak=czarny

szlak=zielony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

XI Mistrzostwa Świata w Poławianiu Bursztynu

100_8450Godz 9:00 przed LOT’em, tak wcześnie, ale wolę organizatora musiałem uszanować i jakoś wygrzebałem się z wyrka.
Z jednym jeszcze przymkniętym okiem dojechałem na miejsce spotkania.
Na miejsce dojechał jeden z kolegów też był jeszcze w „śpiączce”, bo zostawił nam swój rower i poszedł szukać kawy, ale o tej porze wszystko pozamykane.
Za parę minut dotarła reszta grupy i w sumie zebrało się nas siedmioro w tym jedna koleżanka Iza.
Ruszyliśmy przez Olszynkę wzdłuż Motławy w kierunku Sobieszewa. Jechaliśmy bardzo spokojnie bez żadnych zrywów, słoneczko milo przygrzewało, więc zapowiadał się bardzo fajny weekend na rowerze.
W Sobieszewie „ zatankowaliśmy paliwa” i ruszyliśmy na szlak żółty do Świbna.100_8460
Nareszcie w lesie, droga dość dobrze ubita, tylko od czasu do czasu ukazywał się piasek i to też w niedużych ilościach.
Po drodze Darek wypatrzyl czarne jagody, więc postanowiliśmy zatrzymać  na popas. Owszem jagódki smaczne, ale jeszcze nie było tak dużo.
W Świbnie przeprawa promowa do Mikoszewa i znowu na szlak. Fantastyczna pogoda, wszyscy jechaliśmy w samych koszulkach. Dojechaliśmy do Jantara a tu jak na jarmarku, niesamowity tłok, więc szybko znaleźliśmy miejsce w barku plażowym i tam zamówiliśmy po smażonej rybce. Surówka, frytki fajna wyżerka. W Jantarze chyba większy ruch jak w Gdańsku, no cóż jest tam dużo ośrodków wypoczynkowych.
100_8462

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w poszukiwaniu zbieraczy bursztynu i tam właśnie spotkaliśmy naszych starych znajomych Sabę i Obcego. Zawody wprawdzie mialy się odbyć dopiero za godzinę, więc nie mieliśmy ochoty czekać, (nadciągaly czarne chmury) to w końcu jak dla mnie to nic ciekawego, leży parę „spaślaków” i grzebią się w jakiejś kupie „śmieci morskich” (fotka)
Ruszyliśmy dalej na poszukiwanie    szczęścia. Ja go dziś niestety nie spotkałem, ale o tym później. W międzyczasie dzwonił do mnie Zibek z  zapytaniem kiedy ruszamy z powrotem, bo może się spotkamy. Nie miałem na to odpowiedzi, bo sam nie wiedziałem kiedy ruszamy, bo nie ja decydowałem o wyjeździe.
Gdy już byliśmy na promie to ponowny telefon Zibka, kazał obejrzeć się do tylu, bo właśnie oni machali rękoma do nas we troje (nie zdążyli na nasz prom). Zapowiedzieli, że na nas poczekają w Sobieszewie.
Wystartowaliśmy ponownie ze Świbna do lasu i tym razem pojechaliśmy kolektorem.100_8488
W tej chwili ten kolektor jest dość mocno zarośnięty krzewami z akacji na którą właśnie się nadziałem. Prowadziłem tę stawkę z szybkością ok 23km/h i wszystko by było fajnie gdyby nagle nie wyrosła mi przed nosem zwisającą gałąź  akacji z kolcami, więc przy tej szybkości próbowałem ręką odsunąć na bok na zwracając uwagi na co raz węższy przejazd zajęty przez haszcze no i runąłem jak dlugi.

(Szkla okularów są do wymiany.)
Po prostu zsunęło mi się kolo z kolektora. Krotkie opatrzenie zadrapań i ruszamy dalej, bo tam przecież czekają na nas: „Zibek”, Zbyszek „hiszpan” i Wiesiek bez ksywki.  Oni na nas czekali za mostem a więc miłe przywitanie kilka żartobliwych zwrotów pod moim adresem w sprawie wywrotki jak zwykle żartownisie…..to dobrze, że humory nam wszystkim dopisywały.
Gadu-Gadu, ale czas się pożegnać……więc ruszyli jak blyskawice, tylko zdążylem zauważyć nowiutki lśniący rower Wieśka.
A my naszym azymutem podążaliśmy w kierunku Olszynki.
Gdańsk przywitał nas lekkim deszczem, który tylko próbował postraszyć na szybszą jazdę.Wszystko co dobre to się szybko kończy
na zakończenie moich wypocin chciałem podziękować wszystkim uczestnikom wycieczki a zwłaszcza Izie, która kupiła nowy rower i miała na nim przejechanych dopiero 300km  świetnie sobie radziła.

Na moim liczniku 84km

Mieczysław Butkiewicz

fotki rajdu szosowców

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

szlak=zielony

obszar= morze

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wokół jeziora Żarnowieckiego

P1080739Pochmurne przedpołudnie i kilka kropel deszczu nie wystraszyły czwórki zapaleńców.

Wsiadając samotnie do kolejki we Wrzeszczu miałem trochę obaw czy przypadkiem nie będę jechał samotnie. Jednak w pociągu czekała już koleżanka Agnieszka, a w Oliwie dosiadł się Darek. W Gdyni dołączył Maciek. W takim składzie dojechaliśmy do Wejherowa, gdzie poczekaliśmy do umówionej 10:15. Na kołach dojechał jedynie Flash, ale musiał wracać do pracy w Gdańsku. Wyruszyliśmy więc jako kwartet przy akompaniamencie słońca.P1080742

Zgodnie z planem wyruszyliśmy szlakiem rowerowym w stronę Warszkowa. Początek wiedzie wzdłuż Kanału Reda. Najpierw lasem, potem wśród pól. Na koniec piach i podjazd w lesie pełnym jagód. Trasa bardzo malownicza, lecz kiepsko oznakowana. Trzeba miejscami jechać na pamięć lub wyczucie.

Za Warszkowem dalej przez las mieliśmy dojechać do Tyłowa. Trochę pokręciłem nawigację i trafiliśmy na szosę do Krokowej, z której skręciliśmy w stronę jeziora. Mimo zdawałoby się bocznej drogi, ruch był momentami spory. Cóż początek lipca to wyjazdy na wakacje i zwiększony ruch na drogach.

Jadąc wzdłuż jeziora zrobiliśmy krótki postój w okolicach niedokończonej elektrowni atomowej. Gdyby nie ten atom w tle, nie warto by było nawet spojrzeć na te ruiny. Ot niedokończony betonowy budynek. Jedziemy więc dalej wzdłuż jeziora i dojeżdżamy do główniejszej drogi, którą docieramy do Wierzchucina. Po drodze trochę zostałem w tyle, bo zajrzałem w mapę. Miałem za to okazję zobaczyć nietypowe zwierzę przebiegające przez drogę. Była to prawdopodobnie kuna domowa. Coś mam szczęście w tym roku do takich spotkań, sarny to już mi się znudziły 😉P1080770

W Wierzchucinie zrobiliśmy sobie odpoczynek, po czym przez Brzyno powróciliśmy nad jezioro. W okolicach Nadola zjechaliśmy na chwilę z drogi, żeby stanąć na brzegu i w końcu zobaczyć samo jezioro. Do tej pory było je widać tylko z daleka lub przez drzewa. Chwilę odsapnęliśmy w cieniu i wróciliśmy na drogę. Czas zrobić rozgrzewkę przed podjazdem pod zbiornik elektrowni. Trzeba przyznać, podjazd jest wymagający. Może to tylko 1,5km długości i 100m przewyższenia, ale daje się we znaki. Na początku jest łagodnie, by po chwili zrobić się stromo. Gdy już się człowiek przyzwyczai i wpadnie w rytm, robi się płasko i można chwilę odsapnąć. Potem znów jest gorzej, aż na górę. Przed szczytem można się poczuć prawie jak na górskim etapie w Alpach. Las znika i widać tylko czubki drzew. Wokół tylko trawa i niskie krzaki.

Warto się zmęczyć dla tych widoków. Jezioro zostało het na dole, a jak się wejdzie kolejne metry w górę na brzeg zbiornika, to widać nawet morze. Wrażenie robi także sam zbiornik o powierzchni niemałego jeziora (http://ewz.home.pl/ewz/ewz.html#el). W tle widać farmę wiatraków elektrowni wiatrowej.

Obok znajduje się wieża widokowa Kaszubskie Oko. Na górę można wejść po schodach naokoło wieży lub wjechać windą. Osobom z lękiem wysokości polecam drugi sposób. Liny (element konstrukcji) hałasujące i poruszające się na wietrze nie wpływają kojąco. Na górze jest lepiej, twardy beton pod stopami, podobny dach i nie da się spojrzeć prosto w dół. Pomost widokowy znajduje się na wysokości 150mnpm skąd rozpościera się widok na okolicę. Minusem są ceny ;). Trafiliśmy trochę pechowo, bo od 1 lipca wprowadzono opłatę za wejście na teren kompleksu (za wejście na wieżę płaci się osobno).

Po nacieszeniu oczu widokami ruszyliśmy do Rybna, a dalej przez Bolszewo do Wejherowa. Gdy dojeżdżaliśmy do dworca, akurat podstawiali kolejkę na peron. Szybkie kupowanie biletów i ładowanie się do przedziału. Tu pożegnałem się z uczestnikami, bo chciałem wracać na kołach.

Przejechaliśmy prawie zapowiadane 70km, a pogoda była wspaniała. Ci którzy się przestraszyli porannych chmur oraz kilku kropel deszczu niech żałują.

tekst: Bono

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bolszewo

m=Zarnowiec

m=Warszkowo

m=Tyłowo

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Rajd do Źródła Marii

IMG_0014Pogoda wielu bikerów niestety wystraszyła, pojawili się na rajdzie tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy dwóch kółek i oni właśnie mieli to co chcieli a było ich pięcioro.  Wiemy, że Qazi szykował się na wyjazd i na szykowaniu się skończyło, ponieważ ponownie wysiadł mu amorek. To trzeba mieć naprawdę pecha. „Intel” miał jechać z nami, ale chyba wystraszył się tej trasy migając się, że złapał gumę. Nie wiem jak można jeździć na rajdy bez  zapasówki. Wszyscy spotkaliśmy się na molo na Zaspie: Zibek, Bono, Łukasz i Mudia, który dopadł nas na ścieżce rowerowej no i moja skromna osoba. Dojechaliśmy do Sopotu Kamienny Potok, ale tam nikt na nas nie czekał, więc ruszyliśmy na trasę. Już na samym początku jak dla mnie to ostry podjazd.  Droga dość mocno podmokła, duża ilość kałuż i korzeni drzew na których ja się przejechałem na glebę. IMG_8629W końcu ostry zjazd do ul. Reja, ale bardzo niebezpieczny, oprócz mnie jeszcze były trzy wywrotki, ale wszystkie nie groźne. Asfaltem do góry na szlak żółty, który doprowadził nas do celu. Około 500m przed celem zatrzymał nas starszy pan, który również jechał na rowerze przestrzegł nas, że tą drogą nie przejedziemy ze względu na błoto do kostek. Nie jest tak źle pomyślałem, wrzuciłem na dużą kadencję i ostro ruszyłem…….udało się, ale rzeczywiście było ciężko rowerem rzucało jak śmieciem. Wszystkim nam się udało przejechać. Jest upragniony cel, choć właściwie nie było aż tak źle jak myślałem. Dojechaliśmy do Żródła Marii…..przystanek.IMG_8638

Fotki, śniadanie, za chwilę pojawiło się jeszcze troje rowerzystów, krótkie pogaduszki. Jeden z nich stwierdził, że wyglądamy jakbyśmy co wracali z Harpagana, rzeczywiście sprzęt był oblepiony błotem, także mieliśmy małe problemy z hamulcami, bo nie chciały działać a Zbyszkowi przestała działać przednia przerzutka, dlatego też była kąpiel roweru w jeziorze.

W moim rowerze również coś grzechotało, piszczało a o hamowaniu nie było mowy zanim to błoto po drodze nie odpadło. Momentami nie widać było wskazań licznika, ciągle przecierałem go rękawicą. Mimo wszystko była bajerancka zaprawa w dość trudnych warunkach. Dojechaliśmy do Chwaszczyna, gdzie skręciliśmy koło kościoła na boczną drogę, która doprowadziła nas do Osowy i Owczarni.

W Owczarni pożegnaliśmy Mudię a sami postanowiliśmy zjechać szaleńczą trasą koło studzienek, to była droga „rzeźnia” błoto do kostek. Trudno utrzymać kierownicę, rzucało rowerem to na lewo to na prawo, ale nikt nie powitał jakoś gleby, choć Łukasz mówił, że mało brakowało, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji Vertykalnej. I skończył się fantastyczny dzień, oby takich było więcej. Szkoda, że wielu amatorów dwóch kółek zrezygnowało z tak wspaniałego wypoczynku, jaką nam daje matka natura.

na liczniku 55kmIMG_8643

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=normalny

m=sopot

m=chwaszczyno

m=osowa

szlak=niebieski

szlak=żółty

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Ścieżka przyrodnicza Las za Muzą

IMG_1210Pogoda nie zapowiadała się zbyt optymistyczna, ale pomimo to przyjechało 12 odważnych, było pochmurno, więc nie liczyłem na zbyt dużą frekwencję. Jak się później okazało pogoda była wyśmienita.
Wsiedliśmy do pociągu w ośmiu osobowym składzie a reszta pojechała na kołach do Wejherowa, tam spotkaliśmy się wszyscy, więc ruszyliśmy na naszą zaplanowaną trasę czyli najpierw na szlak zielony, który był bardzo łatwy do przebycia. Już na samym początku szlaku zatrzymaliśmy się przy małym wodospadzie celem utrwalenia go wraz z nami na fotkach.IMG_1229
Było pochmurno, ale bardzo ciepło a dowodem tego było, że wielu rozebrało się z bluz itp. Ja również zdjąłem nogawki i bluzę.
Dojechaliśmy do Piaśnicy, gdzie zatrzymaliśmy się przy grobach pomordowanych w latach 1939-1940. Po bardzo krótkiej przerwie jedziemy dalej a naszym następnym celem było dojechanie do jeziora Dobre, gdzie był nieco dłuższy postój a następnie zjechanie ze szlaku zielonego na szlak czarny, który ukazał swe lwie pazurki w postaci błota. Dużo było tej trasy zabłoconej, także tu niektórzy mogli się wykazać jazdą techniczną. Jeden z naszych kolegów postanowił trochę popływać:). Ja i jeszcze jeden z kolegow również spotkaliśmy się z matką ziemią, ale na szczęście nie z błotem, osobiście uwielbiam takie hardcorowe błota, tu można wykazać się umiejętnościami prowadzenia roweru.
Dojechaliśmy do Mechowa a raczej nie dojeżdżając do niego skręciliśmy na Leśniewo.
Tu jeden z naszych kolegów odłączył się i  „poszedł” na szosę w kierunku Wejherowa, więc zostało nas 11.
No i dalsza droga była nagrodą za te ostatnio przebyte trudy, szuter, ale jak autostrada i tu pojechaliśmy nieco szybciej  na niektórych odcinkach mieliśmy 38km/hIMG_1234
W końcu dojechaliśmy do Wejherowa i tu chyba czterech pojechało na kołach do Gdańska a my wsiedliśmy do pociągu. Wchodząc na peron…….niespodzianka znalazła się nasza zguba, który wcześniej się od nas odłączył. W grupie jest siła peletonu dlatego byliśmy szybsi od niego, pomimo, że on jechał szosą.

Co dobre to szybko się kończy a szkoda a tak fajnie było!

Tekst: Mieczysław Butkiewicz
zdjęcia: Canon A60

zdjęcia Bono

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Piaśnica

m=Świbno

m=Mechowo

m=Leśniewo

szlak=zielony

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Spotkanie z płetwonurkami klubu "Rekin"

DSC_2647Ten dzień zaliczyliśmy za super udany, chociażby z uwagi na trasę, która była wymagająca, było dość dużo podjazdów, ale zjazdów nie omijaliśmy.

Michał zaproponował mi przejazd nad jezioro Białe, nad którym to płetwonurkowie z klubu „Rekin” dla telewizji TVN 24 mieli wydobyć fragmenty samolotu z dna jeziora.

Z wielką ochotą przyjąłem tę propozycję. Zacząłem, więc przygotowania do wyjazdu a przy okazji złożyłem propozycję naszemu „gawędziarzowi” Intelowi. Jest, więc mały zespół: Michał, Kuba, Intel no i moja osoba. Start, godz. 7:30, pognaliśmy w kierunku Owczarni. Tam czekał na nas Michał z Kubą. Ruszyliśmy w kierunku Tuchomka a dalej szlakiem niebieskim rowerowym a później czerwonym, Michał naprowadzał swym GPS’em.  W każdym bądź razem trasa obfitowała w liczne podjazdy, aż kolana trzeszczały.DSC_2681

Przy jednym ze zjazdów wyszedłem na prowadzenie i ruszyłem ze zjazdu pełnym gazem, było pełno kamieni, w momencie, gdy nabrałem pełnej szybkości nagle zaczęło rzucać mym rowerem na boki…..Zdążyłem spojrzeć: flak z przodu. Nie wiem, jakim cudem uniknąłem  kapultowania się, zdążyłem złapać za oba hamulce. Po zdjęciu dętki okazało się, że złapałem snejka. Dętka przebita z obu stron, czyli dwie podłużne 5mm dziury.DSC_2695

Więcej przygód nie było i w końcu dotarliśmy do jeziora, trochę spóźniliśmy się i nie widzieliśmy samej akcji. Szef „Rekina” serdecznie przywitał nas i zaprosił na wspólny posiłek przy ognisku tzn. na pieczoną kiełbaskę. Zauważyłem, też że udział w tym brała również Wirtualna Polska. Godzina odpoczynku, ale pora ruszać w drogę powrotną, wobec tego z wielką niechęcią musieliśmy opuścić naszych znajomych. Szczęśliwie dojechaliśmy do Oliwy, gdzie pożegnaliśmy Michała i Kubę a ja z tym naszym gawędziarzem pociągnęliśmy trochę szybciej, aby jak najszybciej dopaść do „koryta”.

Mój dzisiejszy dystans wynosi 92kmDSC_2721

Nie ukrywam, że bolą mi dzisiaj mięśnie ud. Wcale się nie dziwię, bo cały czas drogami szutrowymi lub duktami leśnymi a czasami błotem. Pogoda nam dopisała, było dość ciepło i co najważniejsze nie padało.

Kolegom chciałem podziękować za wspaniały rajd no i „gawędziarzowi” za poczucie humoru.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Fotki Michała

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Owczarnia

m=Tuchomek
szlak=czerwony

szlak=niebieski

obszar= kaszuby

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Czerwony Wejherowski

1

Dziś postanowiłem zaliczyć szlak czerwony; RWM połączył się z ekipą GER-u; na zbiórkę oprócz osób wpisanych dołączyły do nas 2 osoby, z GER; Sławek i Zibi; Jacq dzwonił do mnie, po dłuższym czasie ze był na zbiórce 10:20 i próbuje nas dogonić; miedzy czasie trochę się pogubił; dogonił nas pod koniec w Wejherowie; miał być to Mega Lajt; w końcu pokonaliśmy szlak z marną średnią 16,30 KM/h tępo niezbyt szybkie; dużo przerw na trasie na zebranie sił; ja przybyłem z Gdyni jak by nie było po części szlakiem czerwonym, który to musiałem pokonywać i w drugą stronę; ale na zbiórkę stawiłem się o 9:50; o tej samej godzinie był Obcy, poczekaliśmy 8 min i postanowiliśmy jechać w drogę, początek był jak spacerek troszkę pod 2górkę; więc i tępo nie za duże; pierwszą atrakcją był przejazd przez rzeczkę bardzo dobrze się przy tym bawiliśmy, po przejechaniu kilku KM czekał nas dłuuugi ppodjazd, którysię ciągnął do Karwin, stamtąd trochę asfalciku oraz ppłyt, którychnie lubię i znowu upragniony las; na otwartej przestrzeni strasznie wiało; w lesie miejscami także; ale w małym stopniu i się nie odczuwało tego aż tak; jadąc szlakiem napotkaliśmy na przeszkody takie jak błotko, połamane ddrzewo, przez któretrzeba było się przeprawić; dłuższa przerwa Była zaplanowana nad jez. Bieszkowickim, która trwała 35 min, między czasie kilka krótszych nie pamiętam ile; oraz przed samym Wejherowem 6,5 KM do końca szlaku ok 10 min; podsumowując; wycieczkę uważam za bardzo udaną z wysoką frekwencją, co mnie zdziwiło; stawiło się 10 osób;
zapraszam do oglądania zdjęć:Czerwony szlak

tekst: „Pioter1981”

Druga relacja

Mega  light „czerwonym szlakiem”. Czerwony szlak to  szlak pieszy i przejazd  rowerem nigdy nie będzie lightem   . Te osoby które znają ten szlak doskonale wiedzą że 16.2 km/h  to niezłe tempo .
Piotrek   mówiąc że prędkość nie była imponująca po prostu   droczy się  z pozostałymi uczestnikami.
Zaletą tego rajdu było to że uczestnicy  dysponowali dość podobną  kondycję ,co pozwalało
na jazdę w   zwartej grupie i dość szybkim tempem.Oczywiście przodował
Sławek i Piotr1981.Sławek miał srednia 18km/h przez co zmuszony był  robić przystanki aby grupa do niego dobiła  , co też niezwłocznie  czyniliśmy.Czerwony
Pogoda , towarzystwo i wybrana przez Piotra  droga dały miły klimat
naszego spotkania .

Fotki

Pozdr.
Tekst: Zbigniew Szymczycha

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Karwiny

m=Bierzkowice

m=Stegna

szlak=czerwony

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Majówka – Gołuń 2009

P1070815-P1070817W rodzeństwie inicjatywa – nie siedźmy w domu i pojedźmy nad jezioro. Pytam się: A rower się zmieści w domku? A zmieści – odpowiedzieli. To jedziemy, ja na kołach, a oni samochodami.

Plan prosty: jeden dzień dojazdu, kolejny objechać jeziora, odpoczynek i powrót.

Dzień 1 – dojazd

Długo się zastanawiałem nad mapą kędy jechać, żeby nie było zbyt ciężko, ale i bez dużej ilości samochodów. Jeden z wariatów zakładał dojechanie do Kolbud lasami, a potem asfaltem prosto na Kościerzynę. Inny ominąć Żukowo i wbić się na krajową 20, pewnie szybko by się jechało, ale odstraszała ilość samochodów. W końcu wygra opcja pośrednia – jazda drobnymi drogami pomiędzy dwoma głównymi.

Na początek wyjazd z miasta przez Niedźwiednik, Złotą Karczmę modernizowaną drogą za lotniskiem. Przed Rębiechowem odbiłem w lewo na Czaple, skąd udałem się do miejscowości Linska. Kilkaset metrów 7 w stronę Żukowa i odbijam na Przyjaźń i udaję się do Skrzeszewa Żukowskiego, gdzie robię sobie odpoczynek. Dalsza droga (gruntowa, niestety kamienista i nierówna) wiedzie przez Ząbrsko Górne (tu już asfalt), Nową Wieś Przywidzką do Roztoki, gdzie wjeżdżam na znowu na szutry. Trafiłem na jakiś szlak rowerowy, którym dojechałem do Połęczyna. Niestety nie mam tego szlaku na mapie i nie wiem dokąd prowadzi, więc udałem się w stronę drogi nr 224. Początkowo dobrze się jechało, ale później ruch się zwiększył, zwłaszcza ciężarowy, z utęsknieniem wyczekiwałem bocznej drogi w stronę Grabowa Kościerskiego. Tu kolejny odpoczynek i konsultacja z mapą, bo przez chwilę wydawało mi się, że jestem we Francji na jednym z odcinków wyścigu Paryż-Roubaix. Stara brukowana droga, wzdłuż niej drzewa, obok pordzewiały znak i betonowe bariery. Widoki piękne lecz jazda mało przyjemna. Na szczęście był to dość krótki odcinek i w samym Grabowie wjeżdżam na asfalt, który doprowadza mnie do Wielkiego Klinczu. Tu niestety kończy mi się mapa, a następna jeszcze nie sięga. Miał

em jechać na Olpuch, ale dostrzegłem drogowskaz na Sarnowy, a to już się mieściło na nowej mapie. Ten odcinek pokonuję bardzo szybko, wiatr w plecy i na liczniku 44-46km/h – to tak muszą się czuć szosowcy łykając kolejne dziesiątki kilometrów. Kieruję się na Juszki i wjeżdżam w las. Otoczenie się zmienia, zaczynają dominować sosny, a droga staje się bardziej piaszczysta. Wrażenie się potęguje gdy w Juszkach wjeżdżam na zielony szlak rowerowy – ostatnią prostą przed Gołuniem. Tu już tylko sosny, czasami pojedyncze brzozy. Na dole mech, a za krzaki robią jałowce. Dość charakterystyczny widok tej części Kaszub. I w takich lekko nostalgicznych klimatach (kolonie, wczasy z dzieciństwa) dojeżdżam na miejsce.

Dystans 82km, czas 5 godzin. Pogoda słoneczna z chłodnym, ale popychającym wiatrem.

PS. W domku, akurat nie było prądu, po prysznicu przestało mi być za ciepło 😉P1070845

Dzień 2 – wokół jezior Wdzydzkich

Plan zakładał przejechanie zielonego szlaku rowerowego. Jest to 48km (według mapy) pętla wokół jezior wdzydzkich. Od północy zahacza o Wąglikowice i Juszki, a od południa  Wiele, nie trzymając się ściśle brzegu jeziora w tych miejscach.

Wycieczkę rozpocząłem oczywiście z Gołunia i skierowałem się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Początkowo jadę po wysokim brzegu, a Jezioro Gołuń widzę przez drzewa. Droga niestety piaszczysta i muszę upuścić powietrza, żeby dało się w miarę dobrze jechać. Po kilku kilometrach szlak nieco oddala się od jeziora, choć prowadzi wzdłuż niego. Po drodze można obejrzeć torfowiska. Idzie się przez las po mchu, sucho, sucho, a następny krok mokro. Wyglądem przypomina nieco łąkę z luźno rosnącymi, niskimi drzewami.

Kolejne kilometry i szlak skręca na południe. Znów jestem nad brzegiem, tym razem Jeziora Wdzydze. Tu droga prowadzi przy jeziorze, raz wysoko, a raz nad samą wodą. We Wdzydzach Tucholskich znajduje się platforma, z której można podziwiać widoki na jezioro i wyspy. W Jasnochówce przejeżdżam nad Wdą i oddalam się od jeziora w stronę Borska. Tu na chwilę zbaczam ze szlaku, żeby zajrzeć na lotnisko, skąd dochodzą dźwięki motocykli. Niestety bawili się po drugiej stronie pasa i nie było okazji do zdjęć. Mogłem za to obserwować start paralotniarza, wyciąganego przez samochód.

Wracam na szlak po piaskach wśród pagórków podążam przez Górki do Wiele. Tu trochę się zakręciłem i zgubiłem szlak. W sumie nic dziwnego, mają tu początek trzy szlaki piesze: czerwony, niebieski „Zbrzycy” oraz czarny „Wdzydzki”, który na sporej części pokrywa się z zielonym rowerowym. Spotykają się tu również trzy szlaki rowerowe: czarny PTTK, czerwony „Pętla Przytarnia” oraz zielony „Dookoła Jezior Wdzydzkich”.

Po krótkim odpoczynku ruszam szlakiem na północ. Żeby było milej zimny wiatr chłodzi, a na drodze mam plażę. Raz jadąc, raz idąc powoli zbliżam się do Przytarni. Przed samą miejscowością mogę podziwiać widok na jezioro oraz pobliskie lasy. Dość niespotykany widok w naszych okolicach. Płaskie sosnowe lasy, a het na horyzoncie jakieś pagórki.

Uciążliwe piaski, spotęgowane przez suszę, dokuczały cały czas (Joniny Małe, Wygoda). Dopiero jak minąłem Rów, droga stała się twardsza i można było przyśpieszyć. Ten odcinek szlaku (zachodnia część) wiedzie głównie przez las, tylko w kilku miejscach odwiedza jezioro. Jest też bardziej odosobniony, prawie żywej duszy w okolicy. Kończy się dość nieoczekiwanym zjazdem, stromym jak na okolicę. Na dole kładka przez wodę, a po lewej rozlewisko i chyba tama zbudowana przez bobry. Niestety zaczynało brakować czasu i nie mogłem dokładniej zbadać terenu.

Za Czarliną opuszczam szlak i wjeżdżam na czerwony rowerowy, miałem pieszym, ale z braku czasu nie dało rady. Zatem za Skoczkowem wbijam w asfalt i przez Wdzydze Kiszewskie wracam do bazy w Gołuniu.

Dystans 50km, czas 4,5 godziny.

Trzeba było wcześniej się zwlekać z wyrka, to by się więcej zwiedziło. Myślę, że trzeba przeznaczyć około 6-7 godzin, żeby na spokojnie wszystko obejrzeć. Szlak jest na większości dystansu dobrze oznakowany i miałem tylko w trzech miejscach problem. We wschodniej części można posiłkować się czarnym pieszym, bo się praktycznie pokrywają. Teren nie jest trudny, trafiłem na dwa krótkie, acz treściwe zjazdy. Gdyby nie piach całość bym przejechał.

Dzień 3 – odpoczynkowy spacerek

Dla odsapnięcia w tym dniu nie jeździłem, ale żeby nie było nudno, to zwiedziłem okolicę na piechotę. Na początek wzdłuż jeziora szlakiem czerwonym w stronę Wdzydz Kiszewskich. Niby tereny płaskie, ale ścieżka urozmaicona. Kręci na boki, a i pagórków oraz dołków nie brakuje. Rowerem może być ciężko.

Po lewej jezioro, w lesie mech i sosny. Ciszę zagłuszają jedynie żaby i ptactwo wodne. Raz nad samą wodą, czasem po wysokim brzegu dochodzę do ośrodka wypoczynkowego. Trochę się zdziwiłem, że szlak idzie prawie przez jego środek. Ale nie ma co narzekać tylko skorzystać z pomostu i chłonąć widoki jeziora.

Po krótkim odpoczynku opuszczam jezioro, przecinam szosę i zagłębiam się w las. Kroczę drogą, ale widoki ciągną na bok. Z lewej bajorko w dołku, z prawej także, ale mniej zarośnięte, więc tam się udaję. Dookoła drzewa, tylko od północy wycięty stok. Nad wodę ciągną odgłosy żab, ale nie udaje mi się dojść nad sam brzeg. Zaczyna się robić podmokło i rezygnuję. Dodatkowo komary zaczynają atakować. Na przełaj okrążam jeziorko i wspinam się na stok z wyciętymi drzewami. Na górze ciekawy widok, spora pusta połać z kępką niewyciętych sosen.

Nie mogąc dostrzec drogi idę na czuja na wschód. Krajobraz się nieco zmienia, zrobiło się płasko, a drzewa to tylko sosny. Idę po mchu i słyszę chrupanie. To co zwykle jest miękkim dywanem, teraz jest zaschnięte w sztywną skorupę. Schylam się i badam to zjawisko, rozsypuje się w rękach na proszek. Przydałby się deszcz, ale dopiero za kilka dni jak już wrócę 😉

Pętelkę zakończyłem po około 2 godzinach.

Dzień 4 – powrót

Znowu miałem dylemat jaką obrać drogę. Nie chciałem wracać tą samą, więc zdecydowałem się na Kościerzynę, a dalej szlakiem rowerowym na Wieżycę. Stamtąd drogę już znałem.

Na początku ruszyłem zielonym szlakiem rowerowym, potem niebieskim, który miał doprowadzić mnie do Kościerzyny. Początek drogi to suche sosnowe lasy, dalej robi się bardziej urozmaicenie. Więcej drzew liściastych, jeziorka i łąki. Droga biegnie prawie cały czas przez lasy i niestety jest piaszczysta. W najgorszych miejscach widać wyjeżdżone „objazdy”. Przed Kościerzyną zbaczam ze szlaku nad Jezioro Osuszyno, gdzie kiedyś byłem na wczasach prawie 20 lat temu. W zasadzie nic się nie zmieniło, jedynie wyremontowane domki, nowszy sprzęt pływający.

Do Kościerzyny dojeżdżam asfaltem. Tu trochę kręcę nosem, bo muszę się wbić na drogę dla rowerów ze średnio równej kostki. Tak jadę i jadę, a droga się nie kończy, jak to mają w zwyczaju. Patrzę na drugą stronę ulicy, a tam też jest ścieżka. Tu duży plus dla władz miasta, bo mogłem przejechać przez całą miejscowość, wzdłuż głównej drogi (krajowa 20). Widziałem też odchodzące ścieżki w głąb miasta, ale nie wiem dokąd prowadziły.

Dla małego odsapnięcia zahaczyłem o stację kolejową. Skąd starałem się podpatrzeć coś ze skansenu. Niestety po tej stronie stały same trupy i widok był nieciekawy. Na dokładniejsze zwiedzanie nie było czasu, a i pewnie roweru nie byłoby gdzie zostawić.

Opuszczam miejscowość wspomnianym szlakiem rowerowym. Tu mały zgrzyt, w rzeczywistości nic nie jest oznaczone. Cóż, droga dobra, kierunek słuszny, więc nie ma się czym przejmować. Trasa bardzo malownicza prowadzi najpierw wykopem, potem przez teren otwarty, las, wysoki nasyp by w końcu doprowadzić mnie do Gołubia. Droga jest szutrowa, ale dość twarda, gdyby nie susza, to śmigałoby się jak po autostradzie.

W Gołubiu robię odpoczynek, poczym asfaltem kieruję się w stronę Wieżycy mijając po drodze Szymbark. Mimo że jest to droga lokalna, ruch był spory. U podnóża góry straszne tłumy, parking zapchany. Jakoś udaje mi się wjechać, pomimo sporego ruchu pieszego. Na górze tłok na wieżę, a kawałek dalej cisza i spokój. Na zjeździe z drugiej strony spotykam tylko jedną rodzinę i kilku miłośników grawitacji na rowerach.

Kolejny punkt, to Ostrzyce gdzie docieram asfaltem mając wspaniałe widoki na jezioro. Dalej skręcam na Goręczyno, gdzie wjeżdżam na szutry w stronę Kiełpina. Ten odcinek dał mi się we znaki. Sucho, piaszczysto i prawie brak cienia. Nieco już zmęczony docieram nad Jezioro Mezowskie, gdzie robię kolejny postój. Niestety zaczyna brakować zapasów, kończy się picie, a do jedzenia zostało pół paczki herbatników. Sklep przy jeziorze jak zwykle zamknięty w niedzielę. Cóż jakoś trzeba wytrzymać, po drodze jakiś sklep znajdę.

Nieco posilony jadę przez Babi Dół do Przyjaźni, gdzie zastaję zamknięty sklep. No fajnie myślę, przyjdzie mi na sucho jechać kolejne kilometry. Na szczęście zauważyłem drugi sklep, gdzie grupka miejscowej młodzieży na rowerach się posilała. Skorzystałem i ja, litr soki i dwa duże wafle w czekoladzie podreperowały siły. Ale nie na tyle, żebym zechciał jechać po piachu do Niestępowa i Otomina. Wracam zatem tak jak wyjechałem z Gdańska – przez Czaple. Tu pogoda spłatała małego figla i jak przekroczyłem szosę Leźno-Pępowo, ktoś włączył mi zimny nadmuch w twarz. Nie może być za łatwo na ostatnich kilometrach.

Dystans 96km, czas 6 godzin.

Najbardziej męczący dzień, nawet nie przez dystans, a raczej przez słońce, które ciągle grzało.

Całość uważam, za udaną. Poznałem ciekawe tereny o innej charakterystyce niż nasze okolice. Żałuję, że nie wszystko udało mi się zobaczyć, ale mogę jedynie siebie winić, że nie chciało mi się wcześniej wstawać. Z drugiej strony nie spodziewałem się, że tak wolno będzie mi się miejscami jechało. Następnym razem będzie lepiej.

Fotorelacja

dystans=400

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Kościerzyna

m=Czaple

m=Przyjaźń

m=Gołuń

obszar= kaszuby

atrakcja=jeziora

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , , | Leave a comment

Spotkanie przy ognisku

IMG_0986Pogoda tego dnia nie zapowiadała się zbyt optymistycznie, pomimo to na miejsce spotkania przybyło 10 osób, w Otominie doszły jeszcze 2 osoby a do Rutek dojechały następne 2 dwie osoby, czyli w sumie 14 osób. Ognisko, pieczone kiełbaski, fajne towarzystwo, z którym to mile się gawędziło. Ujrzałem parę nowych twarzy w tym dwie bikerki, które serdecznie pozdrawiamy.

IMG_1004Był to rajd na pewno lajtowy pod względem długości trasy oraz tempa, natomiast pod względem trudności to był typowy hardkor. Nie był wprawdzie to długi odcinek(ok. 1km), ale sowicie dał nam się we znaki. Błoto i te bardzo strome podejścia wyraźnie nadwątliły nasze siły. Nie jeden stwierdziłby, że bez roweru byłyby trudności z wejściem do góry. No cóż nie zawsze się jeździ bez obciążeń, trzeba wypróbować swoją siłę psychiki, bo od niej dużo zależy. W końcu doszliśmy do drogi Uff!!…nareszcie.IMG_1007

Wydaje mi się, że jednak tym razem przesadziłem z tym stopniem trudności, bo przecież to miał być pod tym względem również lajt a nim nie był. Na przyszłość organizując rajd będę miał na uwadze Rutki, które nie powinny się powtórzyć.

Wszystkim koleżankom i kolegom pragnę podziękować za znakomite towarzystwo.

Na liczniku miałem 58km

Mieczysław Butkiewicz

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Otomino

m=Rutki

m=Gdańsk

obszar= kaszuby

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »