Rajd do Źródła Marii

zrodlo-1Pogoda wielu bikerów niestety wystraszyła, pojawili się na rajdzie tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy dwóch kółek i oni właśnie mieli to co chcieli a było ich pięcioro.  Wiemy, że Qazi szykował się na wyjazd i na szykowaniu się skończyło, ponieważ ponownie wysiadł mu amorek. To trzeba mieć naprawdę pecha.

„Intel” miał jechać z nami, ale chyba wystraszył się tej trasy migając się, że złapał gumę. Nie wiem jak można jeździć na rajdy bez  zapasówki. Wszyscy spotkaliśmy się na molo na Zaspie: Zibek, Bono, Łukasz i Mudia, który dopadł nas na ścieżce rowerowej no i moja skromna osoba. Dojechaliśmy do Sopotu Kamienny Potok, ale tam nikt na nas nie czekał, więc ruszyliśmy na trasę. Już na samym początku jak dla mnie to ostry podjazd.  Droga dość mocno podmokła, duża ilość kałuż i korzeni drzew na których ja się przejechałem na glebę. W końcu ostry zjazd do ul. Reja, ale bardzo niebezpieczny, oprócz mnie jeszcze były trzy wywrotki, ale wszystkie nie groźne.

Asfaltem do góry na szlak żółty, który doprowadził nas do celu. Około 500m przed celem zatrzymał nas starszy pan, który również jechał na rowerze przestrzegł nas, że tą drogą nie przejedziemy ze względu na błoto do kostek. Nie jest tak źle pomyślałem, wrzuciłem na dużą kadencję i ostro ruszyłem…….udało się, ale rzeczywiście było ciężko rowerem rzucało jak śmieciem. Wszystkim nam się udało przejechać. Jest upragniony cel, choć właściwie nie było aż tak źle jak myślałem. Dojechaliśmy do Żródła Marii…..przystanek.

Fotki, śniadanie, za chwilę pojawiło się jeszcze troje rowerzystów, krótkie pogaduszki. Jeden z nich stwierdził, że wyglądamy jakbyśmy co wracali z Harpagana, rzeczywiście sprzęt był oblepiony błotem, także mieliśmy małe problemy z hamulcami, bo nie chciały działać a Zbyszkowi przestała działać przednia przerzutka, dlatego też była kąpiel roweru w jeziorze (fotka).

W moim rowerze również coś grzechotało, piszczało a o hamowaniu nie było mowy zanim to błoto po drodze nie odpadło. Momentami nie widać było wskazań licznika, ciągle przecierałem go rękawicą. Mimo wszystko była bajerancka zaprawa w dość trudnych warunkach. Dojechaliśmy do Chwaszczyna, gdzie skręciliśmy koło kościoła na boczną drogę, która doprowadziła nas do Osowy i Owczarni.

W Owczarni pożegnaliśmy Mudię a sami postanowiliśmy zjechać szaleńczą trasą koło studzienek, to była droga „rzeźnia” błoto do kostek. Trudno utrzymać kierownicę, rzucało rowerem to na lewo to na prawo, ale nikt nie powitał jakoś gleby, choć Łukasz mówił, że mało brakowało, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji Vertykalnej. I skończył się fantastyczny dzień, oby takich było więcej. Szkoda, że wielu amatorów dwóch kółek zrezygnowało z tak wspaniałego wypoczynku, jaką nam daje matka natura.

na liczniku 55km

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=normalny

m=sopot

m=chwaszczyno

m=osowa

szlak=niebieski

szlak=żółty

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 3 Comments

Spotkanie z podróżnikami 1

podroznik-1Ze spotkania z podróżnikami

Z przyjemnością informuję, że finalizujemy formalności dotyczące regularnych spotkań z podróżnikami! Raz w miesiącu, w piątek około godziny 18 będziemy dysponowali salą w osiedlowym klubie „Szafir” na Zaspie.

Plan spotkania zamieszczono poniżej:

18:30 – rozpoczęcie spotkania
18:40 – pierwszy wykład: „Statkiem, pociągiem i rowerem… na Nordkapp”. Andrzej i Mieczysław Butkiewicz
19:00 – przerwa
19:05 – drugi wykład: „Relacja z udziału w TransCarpatii 2005 – kilkudniowym górskim rajdzie przełajowym”. Referuje Ola Nowakowska
19:25 – przerwa
19:30 – wykład główny:  „Rowerami przez Alpy, Dolomity, Pireneje do Hiszpanii”. Relacja Adama Piotrowskiego z miesięcznej wyprawy rowerowej.
21:00 – zakończenie spotkania

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Trasa na niedzielny trening

xctpkZgodnie z moimi przewidywaniami na miejscu zbiórki pojawiła się tylko jedna osoba (Kello). A szkoda, bo pogoda dopisywała i całe straszenie ciężkimi warunkami w lesie można sobie między bajki włożyć.

Ruszyliśmy w stronę ul. Abrahama gdzie wjechaliśmy do TPK. Tak jak zapowiadałem trasa miała być trudna i obfitująca w podjazdy oraz zjazdy, więc rozpoczęliśmy atak na podjazd po lewej stronie. Niezła rozgrzewka. Na szczęście nie było ani śladu śniegu czy dużego błota które mogło utrudniać podjazd, więc udało mi się go pokonać na moich racing ralph’ach. Kolejnym punktem na trasie była legendarna skocznia „tomac” którą aby odnaleźć należy wjechać w pierwszą przecinkę po prawej stonie tuż po zakończeniu podjazdu. Z powodu dużej ilości mokrych liści nie zdecydowaliśmy się zjechać w dół. Kolejnym ciekawym punktem trasy był zjazd fragmentem niebieskiego szlaku (tuż obok asfaltu), który będąc pokryty mokrymi liśćmi i leżącymi luzem patykami generował momentami nieco więcej adrenaliny.

Wyjechaliśmy koło ZOO atakując podjazd niebieskim szlakiem obok pachołka. Następnie „zieloną drogą” zjechaliśmy w dół aż do ul. Reja (po drodze jeszcze jeden podjeździk). Tam zapadła decyzja o obraniu azymutu na Gołębiewo, żółty szlak, a następnie Karwiny, gdzie rozjechaliśmy się w stronę domów. Mnie czekał zjazd ul. Sopocką (tuż obok nieźle skasowanej osobówki która nie wyrobiła jednego z tych wspaniałych zakrętów). Do Wrzeszcza dojechałem deptakiem starając się trzymać równe, spokojne tempo. Finisz na poligonie k/Moreny obciążył mój rower dodatkowymi kilogramami błocka. Na szczęście za jedyne 2 zł umyłem go ciepłą wodą na stacji Lotos na górze Kartuskiej. Po powrocie do domu licznik wskazał 60 km.

Całą trasę pokonaliśmy praktycznie bez zatrzymywania się więc pomimo powolnego powrotu byłem w domu sporo przed drugą.

scoot

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Rajd oldbojów wzgórzami kaszub

IMG_8574Jest sobota 3 XI, otrzymuję telefon, dzwoni Zbyszek… jedziesz jutro z nami do Kamienia?

Byłem trochę zaskoczony, ponieważ nie planowałem żadnego wyjazdu. Odpowiedziałem jednak: jadę. Jedzie również Wiesiek, ten sam, który połyka kilometry na swej kolarzówce. Tym razem wsiadł na górala. Popatrzyłem na prognozę ICM Meteo gdzie zapowiadali opady ciągłe. Trudno, będziemy jak zwykle „grzać” po błocie.IMG_8575

Już po wyjściu z domu zaczęło padać. Na dworcu czekał Wiesiek, a za chwilę dołączył Zbyszek „Zibek”. Ruszyliśmy przez Abrahama, wjeżdżając do lasu. Deszcz przestał być straszny lecz zapowiedziałem, że dojedziemy tylko do Owczarni i jeżeli nadal będzie padać to zawracamy….OK wszyscy zaakceptowali moją propozycję.

Jedziemy doliną Ewy. Bardzo ciężko tu się jedzie, wprawdzie nie ma piasków, ale podłoże jest momentami grząskie. Dojeżdzamy do Owczarni i tu podejmujemy decyzję. Z powodu ciągłych opadów zawracamy i jedziemy w kierunku Gołębiewa i przez Sopot do domu. Dojechaliśmy do Gołębiewa i pogoda się poprawiła. Zrobiło sie wesoło gdy ujrzeliśmy mały ledwo widoczny promyk słoneczka.

W związku z tym może jednak pojedziemy do tego Kamienia. Zapytałem o to kolegów… „no pewnie” – stwierdzili – „co będziemy siedzieć w domu”…jedziemy! Tylko jaki z Gołębiewa obrać azymut? Błysnęła mi myśl, że pojedziemy do Źródła Marii i tam zółtym szlakiem przedostaniemy się do Chwaszczyna. Tak też zrobiliśmy, wjechaliśmy na żółty szlak, który niestety był bardzo zabagniony. Pierwszy przekonał się o tym Zbyszek, który przejechał na korzeniu i gleba (fotka). Po raz drugi wpadł z rowerem do błota po osie, a sam kapultował się na obrzeże tegoż bagna.IMG_8582

Ja byłem następny, wjechałem w niby mały dołek przykryty liśćmi i niczego się nie spodziewając wpadłem do błota wraz z rowerem. Wiesiek również rozpoczął taniec po błocie, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji wertykalnej. Dalej było już bez przygód, dojechaliśmy do CPN’u przy radiostacji w Chwaszczynie i tam uzupełniliśmy powietrze w oponach.

2 km szosą i skręciliśmy w pole koło sklepu Cyklo Sport drogą szutrową w kierunku Ważna. Deszcz cały czas padał. Byliśmy umorusani w błocie, ale dzielnie wszyscy razem jechaliśmy. Mój napęd rozpoczął wydawanie przeraźliwych odgłosów żądając smaru 🙂 Przed miejscowością Ważno zatrzymaliśmy się w sklepiku, w którym zrobiliśmy zakupy. Krótki posiłek i odpoczynek. Trochę węglowodanów, białka i w dalszą podróż. Cały czas jechaliśmy drogami szutrowymi, ale podłoże było bardzo miękkie, także trasa była dość uciążliwa i męcząca, a oprócz tego na głowę ciągle padało.IMG_8583

Dojechaliśmy do Kamienia, pod wiatą autobusową trochę odpoczęliśmy i rozpoczęliśmy drogę powrotną do domu. Przez 46 km jazda w deszczu, dopiero w drodze powrotnej przestało padać.

Po powrocie miałem na liczniku 85 km

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Owczarnia

m=Gołębiewo

m=Kamień

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Klifami do Gdańska

IMG_2530Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu leżał jeszcze śnieg, Scoot stwierdził ze upału nie ma ale pogoda znów dopisała. Na miejscu spotkania nie spodziewałem się tłumów, i zgodnie z moimi przypuszczeniami czekał na nas tylko Wojtek z Sopot Killersów, w sumie na klify skierowaliśmy się w 3 osobowym składzie.IMG_2537

Dostałem info od kilku osób ze są przeziębieni, mają gorączkę, i że bardzo by chcieli nam towarzyszyć ale jak na złość choróbsko dopadło. Dziwna epidemia, prawdopodobnie miała związek z leżącym śniegiem na dworze 😉 Ruszyliśmy polansować się bulwarem, a z Orłowa boczną drogą pojechaliśmy do Gdynii gdzie wspięliśmy się na klif. Zjazdy sprawiły nam dużo radości, śliskie liście sprawiały że zjeżdżało się na krechę bez żadnych możliwości sterowania. Podejścia były jeszcze trudniejsze, ponieważ ślizgaliśmy się po nasiąkniętej wodą ziemi.

Rower drugi raz (pierwszym razem była Trans Carpatia) sprawdził się jako czekan, pomagając mi w ten sposób wdrapać się na górę. Wojtkowi udało się „zdobyć” szczyt jako pierwszemu i naśmiewał się z nas robiąc przy okazji foty telefonem, kiedy to robiliśmy krok pod górę a następnie zsuwaliśmy się 2 metry w dół. Ostatecznie po paru kolejnych podjazdo/podejsciach i zjazdach znaleźliśmy się w Sopocie. Zrobiło się już chłodniej, postanowiliśmy rozgrzać się w TPK. Skierowaliśmy się w stronę Łysej Góry, dalej single trackiem do Borodzieja i następnie na Pachołek gdzie oficjalnie zakończyła się przejażdżka. Nie opisywałem szczegółowo trasy bo częśc z Was pewnie ją zna a Ci którzy nie znają niech żałują 🙂IMGP8218IMG_2550

Scoot doszedł do wniosku że dla odmiany trzeba zorganizować coś lajtowego bo następnym razem będziemy tylko we dwóch 😉 W sumie wyszło ok 60km w zimnem i mokrem

Silver

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Gdynia

m=Sopot

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Polska złota jesień na Żuławach

IMG_8650Na spotkanie przybyło „siedem wspaniałych” osób, które nie obawiają się ani zimna ani deszczu, po prostu twardziele, którzy wolą świeże powietrze zamiast TV. Na nasze rajdy przyjeżdza dość często nasza koleżanka Ola ze swym partnerem Silver’em. Ruszyliśmy na podbój Żuław w okresie jesienno-zimowym. Zakładaliśmy, że pojedziemy z Sobieszewa prosto na zielony szlak, ale stało się inaczej, zmieniliśmy trasę za porozumieniem wszystkich uczestników. Najpierw pojedziemy do rezerwatu przyrody „Ptasi Raj”.IMG_8653

Dojechaliśmy do mierzei wiślanej i zrobiliśmy tam  pamiątkowe fotki. Następnie zwrot o 180stopni…… jedziemy w kierunku dwóch wieżyczek obserwacyjnych, które chcieliśmy zobaczyć.

Tym razem poprowadził nas Łukasz, który znał do nich adres…….o!, są a więc szable w dłoń i na górę.

Tam zaczęły błyskać flesze a szkoda, że nie było Flash’a, ale jak się okazało… o tym później. Jedna wieżyczka, druga i nawrót na szlak zielony, tylko jak go odnaleźć? Początkowo prowadził Łukasz, ale w końcu i on się pogubił i dalej jechaliśmy na ślepo wzdłuż morza.IMG_8656

Nie było tu żadnej ścieżki ani drogi a więc na przełaj po lesie wśród grubych leżących gałęzi, które trzeba było omijać lub przez nie przeskakiwać. Ja miałem problem, ponieważ mam dość szeroką kierownicę, która czasami nie mieściła się między drzewami. Jednym słowem jazda cyrkowa, typowo techniczna. Myślałem, że nigdy to tego szlaku nie dojedziemy. Nagle zadzwonił telefon, oczywiście dzwonił Flash, który w danej chwili znajdował się w Przegalinie……..skąd on się tam wziął to nikt tego nie wiedział. Podałem mu nasz azymut jakim jedziemy, więc miał jechać nam naprzeciw. OK – powiedział.IMG_8657

A my ciągniemy lasem i nie widać końca. Nikt o dziwo nie spotkał się z matką ziemią, ale podpórek to było bardzo dużo. W końcu dojechaliśmy do początku szlaku zielonego i tu zrobiliśmy przerwę śniadaniową. Wszyscy ostro dostaliśmy po du….w tym nieprzyjemnym terenie, chociaż usłyszałem słowa od scoota, że traska super.:) Ja nie narzekałem, bo taką lubię, ale długo ona będzie mi tkwić w pamięci.

Wypatrujemy Tomka, ale jego nie widać. Po krótkiej przerwie ruszamy w kierunku Świbna.IMG_8662

Pierwszy prowadziłem i już po kilku kilometrach zobaczyłem  z daleka jak ktoś się zaczaił za krzakami. Był to oczywiście nie kto inny jak Flash ze swym foto aparatem. Krótkie przywitanie i jedziemy dalej.

Dalej to już nic ciekawego się nie działo, szosa, szosa i szosa do samego Gdańska.IMG_8662

Generalnie rzecz biorąc to miała być krótka traska i a wyszło nam 83km.

Pogoda dopisała, tylko należało odpowiednio się ubrać.

Tempo na szosie wynosiło od 25-28km/h

Dziękuję wszystki za wzięcie udziału w naszym kolejnym rajdzie

Wspaniałe towarzystwo, wspaniała pogoda i cóż nam więcej do szczęścia potrzeba.

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Niestępowo

m=Olszynka

m=Sobieszewo

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 1 Comment

Zakończenie sezonu letniego przy ognisku

IMG_8480.jpg.phpJa nie będę narzekał na trasę, ponieważ sam taką wybrałem i zdawałem sobie sprawę gdzie zaprowadzę zapaleńców błota.

Jak się okazało wybór trasy był trafny, ponieważ nie usłyszałem negatywnej opinii. Ze względu na specyficzne ukształtowanie terenu było dość ciężko, ale nie ENDURO.IMG_8487.jpg.php

Trochę było upadków błotnych,  najbardziej chyba ucierpiał Qazi, który sam skomentował ten „przelot” przez przednie koło i twarde, czołowe lądowanie.

Natomiast  Sławek, który próbował pływać zapominając, że to nie jezioro, zmuszony był do powrotu do domu, aby sie przebrać. Oczywiście wrócił.

Pomimo dużych opadów poprzedniego dnia, ognisko udało się rozpalić. Trochę się do tego przyczyniłem, ponieważ w plecaku wiozłem kawałki drewna i rozpałkę.

Wszystkim biorącym udział w naszej imprezie chciałem serdecznie podziękować, atmosfera była bardzo przyjemna.

Było nas w sumie ok 20 osób, niektórzy przyjechali indywidualnie.IMG_8497.jpg.php

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

obszar=TPK

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged | Leave a comment

Rajd Batika –> Ze Słupska do 3-miasta przez Bytów :D

07.jpg.php13.jpg.phpRajd ten chodził mi juz po głowie od dłuższego czasu. Jednym z wiekszych bodźcow była propozycja Mietka, żebym zorganizował jakiś rajdzik pod szyldem GERu. Data została wybrana duzo wczesniej – 14 pazdziernik, jako ze co 2 weekend maszeruje do pracy :] No ale dosyc tego wstepu, czas do konkretów.

Prognoza zapowiadała słoneczną, lecz zimną pogodę. Tak też było.

Rano obudziłem się bez budzika po czym stwierdziłem, że jest juz 7 !! O kurde, zaspałem, miałem 6.20 pociag z nabijaczami, nastepny o 7.50 z reszta. Jako, że startowałem z Sopotu Kamiennego Potoku, a nie z Oliwy, co było powodem niedomówienia z Tomkiem Ufo, miałem po wyjsciu z domu około 20 min na dojazd. Na peron wpadłem prawie równoczesnie z pociagiem, ale zdażyłem :]

Podczas jazdy skmka nie widziałem żadnego innego rowerzysty, co mnie zmartwiło. Tak z 1h przed Słupskiem okazało sie ze w ostatnim przedziale jadą Aga z Wojtkiem. Nie byłem sam – to sukces :]

Wysiadając w Słupsku zobaczyliśmy, że wysiadło także 2 rowerzystow z przodu pociagu. Okazało się że był to Jacek z kolegą którego imienia niestety nie pamiętam. Co więcej, jechali oni tą kolejką dla nabijaczy, ale okazało się, że dojechała ona tylko do Wejherowa, do Lęborka jezdzi tylko w tygodniu. Musiałem źle sprawdzic, ale dałbym sobie głowę uciać, że było inaczej :/ Do Słupska dojechał jeszcze Flash na kołach, podziwiamy podziwiamy :]24.jpg.php

No i w końcu ruszyliśmy w 6-cio osobowej grupie jadąc głownie żółtym szlakiem na przemian z trasa rowerową. Przejechaliśmy przez Kobylnice oglądając szkołe, w której ma być baza Harpaganu, dalej wjechaliśmy do właściwej doliny Słupi. W sumie porównać można ją do Borów Tucholskich, jednak tam drogi to głownie piachy, tu to bardzo dobre szutry. Minęliśmy Lubuń, Skarszów Dolny, Dębnicę Kaszubska, Świelubie, Niemczewo i dojechaliśmy do Gałąźnii Małej. Tu odłączyli się od nas Jacek z kolegą z powodu skaczącej nieprzerwanie kasety. Dalej w 4 osoby dojechaliśmy do szosy w Krosnowie, skąd już tylko asfaltem dotarliśmy do Bytowa około 14.

W Bytowie od razu pod sklep jako, że od Słupska nigdzie nie zajechaliśmy i zapasy sie skończyły. Oczywiście ja jak to ja kupiłem sobie drożdżówki i zresztą ekipy podjechaliśmy pod zamek i tam uzupełniliśmy zapasy energetyczne :] Co ciekawe, Flasz do bykłaka z wodą wrzucił tabletkę musującą z opakowania po środku o podobnym działaniu co redbul. Tłumaczył się, że to tylko pudełko, a w środku miał pluszzza, ale dopiero teraz wiadomo, dlaczego Tomek robi tyle km bez jakiegoś większego wysiłku ;P

W Bytowie dostałem tel od Tomka Ufo, że dojedzie do nas, ale mam go kierowac bo on nie ma mapy. I mniej wiecej raz na godzinę dawałem mu instrukcje :]

Wyjechaliśmy dopiero około 15.00. Mając na uwadze około 100 km do domu i planowane 5 h musieliśmy zrezygnować z dodatków typu Wieżyca i dużo krótszą drogą jechać do domu. Z Bytowa wyjechaliśmy na niebieski szlak, który doprowadził nas do Parchowa. Zaraz za Parchowem spotkaliśmy sie z Ufo, ktory przyjechał naprzeciw nam. Z Parchowa drogą nr 228 przez Brodnicę Górna, gdzie zrobiliśmy sobie ostatnie fotki już w ciemnościach, dojechaliśmy do Kartuz. Tam Wojtka złapały takie skurcze, że nie mógł kontynuować jazdy, została z nim Aga, a my dalej w 3 osoby przez Kobysewo i Smołdzino dotarliśmy do Żukowa. Tam oddzielił się od nas Tomek Ufo i ja z Flashem popedałowaliśmy w stronę domu. Między Pępowem a Rębiechowem Flash zgubił licznik. Wróciiśmy go szukać, ale niestety bez rezultatu. Pojechaliśmy więc dalej.27.jpg.php

W Osowej rozdzieliliśmy się. Na liczniku miałem 160 km, o 10 wiecej do zakładanego dystansu.

Rajd jak najbardziej zaliczam do udanych. No może prowadzący nie zawsze spałniał swoje zadanie, jak np. na początku prowadzenie przez Wojtka czy nie zbyt duże ale zawsze jakies zainteresowanie tyłami lub jeszcze złe sprawdzenie kolejki i niedojechanie na nią… Jednak pomimo takich niedociągnięć rajdzik ten był naprawdę miło spędzonym czasem w bardzo miłym towarzystwie, przynajmniej z mojej strony tak to wyglądało :]

tekst:Batik

zdjęcia” Flash

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Slupsk

m=Bytów

m=Parchowo

zlak=żółty

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rajd do Stegny na rybkę

IMG_9308Oblężenia Częstochowy tym razem nie było, a to zapewne przez niestabilną i ponurą pogodę, która przywitała nas w ten niedzielny poranek. Mimo to przybyło na spotkanie 9 wspaniałych, których nie wystraszyła aura. Pojawiło się nawet dwóch bikerów ze starej „gwardii” a byli to Bilbo i Krzem. Ten pierwszy zmienił ostatnio rowerowe zainteresowania na „innego typu” a drugi po długotrwałej chorobie wrócił nareszcie do „żywych”. I tak sobie jechaliśmy spokojnie asfaltem wspominając naszą ostatnią wizytę w Kamieniu, a Ola wróciła do wspomnień jak psy po węchu mnie goniły, ponieważ pod siodełkiem zaaplikowała mi kiełbaskę.Smile Jednym słowem przyjemnie czasami wspominać wesołe chwile jadąc po nudnym asfalcie. Ale asfalt w końcu się skończył i w Sobieszewie „wsiedliśmy” do lasu. I tu rozmowy trochy przycichły, ponieważ należało więcej uwagi poświęcić na dukty leśne, aby gdzieś się nie wpakować i nie zrobić OTB.IMG_9318

Do Świbna dojechaliśmy w dość w szybkim tempie, bo na kolektorze nieco przycisnęliśmy. Tu „Topol” pożegnał nas, musiał wracać do domu. Na drugiej stronie Wisły tj. w Mikoszewie wjechaliśmy ponownie do lasu. Nareszcie znowu w lesie wśród śpiewających ptaków, bo „śpiewy” samochodów na szosie nas nie interesują i mącą nasze umysły. Dojechaliśmy do miejsca przeze mnie obiecanego, czyli wykopaliska bursztynu.

Krótki odpoczynek. Niestety miejsce zostało zaorane o czym wcześniej nie wiedziałem, ale mimo to Ola znalazła „motykę” i rozpoczęła poszukiwania, kopała, kopała i nic. Marcin również łudził się, że zrobi swojej dziewczynie jakiś wisiorek z bursztynu. Zawiedzeni poszukiwacze ruszyli dalej. Nagle spadło parę kropli deszczu, ale na szczęście na tym sie zakończyło, więc w dobrych nastrojach dojechaliśmy w końcu do naszego celu. W Stegnie ruch jak na molo w Sopocie. Jak najszybciej coś zjeść i wynosić się stąd, hałas, krzyki dzieci jednym słowem to nie jest miejsce na odpoczynek.IMG_9321

Naładowaliśmy swoje „akumulatory” i w drogę. Wszyscy w pełni sił ruszyliśmy ponownie tą samą drogą bo innej przecież tu nie ma, chyba, że szosą.

Dojechaliśmy do Gdańska cali i zdrowi. Przynajmniej mnie się wydaje, że wycieczka niedzielna była udana. Nie było żadnych niespodzianek, ani awarii rowerów. Należałoby jeszcze dodać, iż z Witomina dołączyła do nas Alicja i Marcin. Alicja, która miała zamontowane na swym rowerze sakwy i świetnie dawała sobie radę po tym czasami nie najlżejszym terenie… gratuluję!

Wszystkim koleżankom i kolegom chciałem podziękować za wzięcie udziału w naszym rajdzie.

Na liczniku miałem 98 km

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

m=Stegna

szlak=zielony

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment

Ucieczka – relacja z czerownego szlaku (2007.09.30)

OLYMPUS DIGITAL CAMERAProlog – Sobota

Pędziłem rozcinając wilgotne, leśne powietrze. Wystartowałem godzinę wcześniej, aby przyjrzeć się w jakim stanie jest czerwony szlak i zorientować się w zmianach jakie wprowadzono na jego trasie. Pogoda była wspaniała, a ja rozkoszowałem się szybkimi zjazdami, których na szlaku nie brakuje. Nagle świat diametralnie zmienił swoje położenie i poczułem tępy ból w udzie.

Nie trudno było się zorientować, że przyczyną upadu było połączenia śliskiego korzenia i szybkiej jazdy. Gdy dodamy do tego szczyptę zbyt agresywny zjazd, to wynik był łatwy do przewidzenia. Już podnosząc rower przeczuwałem, że coś nie jest tak jak powinno. Pewności nabrałem przyglądając się nienaturalnie wygiętej tylnej przerzutce. Był to prawdziwy pech, bo następnego dnia miałem prowadzić grupę ucieczki, a teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Czyżby jakaś klątwa zawisła nad tym rajdem? Najpierw Mietek oddaje mi prowadzenie rajdu, a teraz i ja mogę być zmuszony szukać zastępstwa…OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niedziela 8.31

Za pięć minut powinienem być na miejscu zbiórki, ale nawet na Sopockim odcinku szlaku spora część trasy przykryta była, mocno utrudniającą jazdę, warstwą błota. Wreszcie dotarłem na miejsce. Łukasz i Sławek już grzeją opony szykując się do jazdy, a Quazi raz po raz dzwoni aby dopytać się o szczegóły rajdu. Reszta „uciekinierów” najwidoczniej przestraszyła się trasy lub formy rajdu, bo o 9.03 wyruszamy w trzy osobowym składzie. Cóż, można tylko dziękować za ten niespodziewany handicap, przynajmniej grupę było łatwiej utrzymać w ryzach. Z tego wszystkiego zapomniałem patetycznej przemowy do mojej grupy mówiącej o naszym nieustraszonym duchu, o woli zwycięstwa, o naszych przeciwnikach (przecinakach) i ich generale Flash’u Laughing

Start

Tempo narzuciłem słuszne, czyli na tyle szybkie aby się nie wlec, lecz jednocześnie oszczędzające nasze siły, co potem okazało się zbawienne. Błoto towarzyszyło nam od samego początku trasy, jednak prawdziwa zabawa zaczęła się za Karwinami, gdzie grzązkiej, mokrej ziemi i niezmierzonych połaci błota przybywało z każdym przejechanym kilometrem. Tempo wyraźnie spadło, a ja mogłem pocieszać się tylko tym, że grupa pościgowa będzie jechać tą samą trasą. Przez Kaczą, która jakby trochę opadła od poprzedniego dnia, przejechaliśmy bez większych problemów i sprawnie ruszyliśmy w kierunku Chwarzna. Dzięki rekonesansowi z poprzedniego dnia obyło się bez błądzenia a ja mogłem radować się sprawnością z jaką mój nowy rower pokonywał nierówności terenu.

Nowa trasa szlaku OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tuż za Chwarznem rozpoczyna się fragment szlaku, gdzie na mapie poziomice nierzadko na siebie zachodzę. Gdy dodamy do tego trudny teren, to powstaje obraz trzech rowerzystów, którzy walczyli o każdy przejechany metr. Tu także rozpoczyna się nowa trasa szlaku, a jej preludium pokazuje jak celna była decyzja o tej zmianie. Zamiast trudnego technicznie zjazdu z grzbietu wzniesienia otrzymujemy nie mniej karkołomny, lecz trzykrotnie dłuższy fragment trasy, który dodatkowo zapewnia wspaniałe widoki. Czysta adrenalina. Myli się jednak ten, kto myśli, że to wszystko co oferuje nowa trasa. Autorzy zmian postąpili zgodnie z hasła A. Hitchcock’a, czyli akcja ma zaczynać się wybuchem wulkanu, a potem napięcie ma nieustannie rosnąć. Po chwili spokojnej jazdy docieramy do schodów. Tak, w środku lasu zbudowano schody, a to świadczy jak strome musi być to zbocze. Wzdłuż schodów widać wyraźne ślady rowerzystów zjeżdżających po tej stromiźnie. Powiem szczerze, że ja nie miał bym na to odwagi. Kilka fotek i rowery na ramię. Wspinaczka została wynagrodzona tak wspaniałym widokiem, że pomimo ponagleń kolegów przystanąłem i znów zabrałem się za uwiecznianie krajobrazów. Sławek od dłuższego czasu rzucał kąśliwe uwagi na temat „niewykorzystywania zalet full’a” przeze mnie, co przejawiało się zachowawczą jazdą. Czekałem cierpliwie, bowiem wiedziałem, że jedno miejsce złamie jego hart ducha. O jakże byłem naiwny… Z miejsca gdzie staliśmy szlak prowadził ostro w dół, a ścieżka… cóż tej właściwie nie było. Biorąc pod uwagę stromiznę i leśne runo naszpikowane gałęźmi jako „nawierzchnię” postanowiłem że zjazd sobie podaruję, a rower będę sprowadzał. Jakże byłem zaskoczony gdy obok mnie przejechał Sławek bardzo wchodząc mi na ambicję. Rękawicę oczywiście podniosłem i wsiadłem na rower. Tej jazdy długo nie zapomnę, a adrenalina z tego epizodu jeszcze dziś krąży w moich żyłach. Zjazd był karkołomny a pod kołami raz po raz strzelały łamane gałęzie. Kolejne fragmenty trasy także okazały się dziewicze, bowiem, kilka z nich w ogóle nie miało ścieżki. Tylko znaki na drzewach wskazywały, że tędy chodzi coś więcej niż tylko leśne zwierzęta.

Łężyce – Bieszkowice

Za Łężycami szlak wyraźnie się ucywilizował i dość szybko dotarliśmy do Bieszkowic, gdzie po raz pierwszy od dłuższego czasu wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń. Miło było znów poczuć ciepłe promienie słońca. Pomimo, że był to ostatni dzień lata, to pogoda była wspaniała, co od razu dodało nam sił. Dzięki temu już chwilę później zrobiliśmy krótką przerwę nad jeziorem Zawiat celem krótkiego odpoczynku i uzupełnienia węglowodanów. Dawno już minęliśmy miejsce mojej kraksy z poprzedniego dnia, co wraz z ogromną radością wynoszoną z jazdy zaowocowało zbytnią pewnością siebie. Niedługo potem przyszło mi za to zapłacić. Objeżdżając od północnego zachodu J. Bieszkowickie pojawiła się przede mną na drodze kałuża. Rzut oka wystarczył, aby zorientować się, że nie da się jej objechać. Rowery trzeba nieść… lub przejechać przez mętną wodę. Ja wybrałem tę drugą opcję. O błędności podjętej decyzji przekonałem się, gdy woda zaczęła przykrywać piasty, a buty były już dawno mokre. Co gorsza nie będąc przygotowany na przeszkody ukryte pod powierzchnią wody, rower nagle staną, a ja salwowałem się ucieczką z tonącego okrętu. Szpetnie zakląłem, ale czas naglił i należało ruszać dalej bo prawie czułem na karku oddech Flasha. Błota nie było prawie wcale, co owocowało niezłym tempem jazdy. Wtedy zadzwonił telefon. To znów był Quazi, a z rozmowy z której wynikało, ze mamy ponad 40min przewagi nad przecinakami! Ta radosna wiadomość dosłownie dodała mi skrzydeł, bo do tej pory nasze szanse na dotarcie do celu przez grupą pościgową oceniałem na jakieś 50%.

Finish

Jak na skrzydłach pędziliśmy szlakiem i tylko przez chwilę mieliśmy problemy przy jeziorze Wyspowo, bowiem szlak prowadził przez jakieś szuwary. Nie było szans przedostać się tą drogą więc feralny fragment objechaliśmy łukiem. Po niedługim czasie krzyknąłem z radości na całe gardło. Oto cel naszej drogi wyłonił się z pomiędzy drzew. Polana przywitała nas ciepłymi promieniami słońca. A co ważniejsze byliśmy pierwszy. Była godzina 12.58 i trasę z Sopotu pokonaliśmy w niespełna 4 godziny.

Wejherowo

Ja wiem, że była to jazda dla przyjemności a nie wyścig, niemniej jednak rozpierała mnie duma z faktu że przecinaki nas nie dogoniły. Wygrzewając się w słońcu czekaliśmy na resztę. Ścigający dotarli w kilku grupach, bowiem część wybrała opcję szosy zamiast szlaku, a pierwsza z nich przybyła już po ok 20 min. Na główną grupę (z Flashem i Quazim) czekaliśmy 48 minut, a w między czasie opracowywaliśmy wariant powrotu do Trójmiasta. Zdecydowaliśmy się na drogę przez Kazimierz. Kilka rozmów, na gorąco, opowieści o przygodach na szlaku i drobne regulacje w rowerach zabrały nam jakiś kwadrans lub dwa, a po tym czasie nasza trójka wyruszyła w kierunku Wejherowa. Po drodze mijałem wiele osób, które musiałem ostrzegać przed szubko mknącym rowerzystą. Jako, że nie miałem dzwonka, to na całe gardło krzyczałem DZYŃ, DZYŃ! Co prawie zaowocowało wypadkiem, bo Sławek nie mógł się przestać śmiać z mojego „dzwonka” i myślałem, że zaraz spadnie z roweru.

W Wejherowie zrobiliśmy postój na uzupełnienie zapasów i kilka fotek pod pomnikiem założyciela miasta. Na rynku była tak miło, że chciałem zostać tam dłużej, lecz do domu jeszcze został nam jeszcze spory kawałek trasy, więc ruszyliśmy za Łukaszem, który poprowadził nas fajną drogą aż do Estakady Kwiatkowskiego. Kilka minut później pożegnał się z nami Sławek, a ja i Łukasz odbyliśmy honorowy przejazd nadmorskim bulwarem w Gdyni. Stąd ruszyliśmy do Orłowa, gdzie każdy obrał kierunek na swój własny dom.

Podsumowanie

Rajd uważam za naprawdę udany. Pogoda była super, a smak zwycięstwa tylko zwiększył radość jaką czerpałem z jazdy. Zmiany na szlaku są naprawdę dobre i dodają mu zarówno uroku, jak i wrażeń z jazdy rowerem. Na liczniku było 113 km, co może nie jest dużym dystansem, ale wziąwszy pod uwagę teren jest to wynik przynajmniej dobry. Sama trasa była miejscami trudna i męcząca, a błoto było takie, że powiem tylko: Enduro. Duże brawa należą się mojej ekipie, bo twardo dotrzymywali tempa i nikt nie narzekał. Nierzadko forsowali się na przód, co tylko świadczy o niezmierzonych pokładach energii, które w nich drzemią. Szkoda tylko, że niewiele było okazji do rozmów, bo trasa i forma rajdu im nie sprzyjały. Wszystkim życzę tak zgranego zespołu. Z takim zespołem to jechać można nawet na koniec świata… albo jeszcze dalej.

Mudia

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

asfalt=brak

typ=rowerowy

m=Gdynia

m=Wojherowo

m=Sopot

m=Łężyce

m=Bieszkowice

szlak=czerwony

obszar=TPK

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »