MTB Bike Tour Gdańsk – I edycja

Galeria zdjęć W tym roku postanowiłem nie startować, natomiast objąć funkcję fotoreportera. W związku z tym przygotowałem mój sprzęt i wyruszyłem o godz 12 w kierunku Abrahama. Gdy dojeżdżałem do celu spotkałem kilku naszych bikerów startujących w tych zawodach, byli to: Mario666, jego brat Zbyszek i Izę, ale ona przyjechała jako kibic. A jeszcze wcześniej spotkałem Flash’a, który miał startować w elite. Po przywitaniu i zamianie parę słów ruszyłem na trasę celem obrania dobrego punktu do robienia zdjęć. I już na początek pierwszy mocny podjazd, którego niestety nie zaliczyłem, ale w połowie zatrzymałem się, bo już wystartowali. Wyjąłem aparat ustawiłem odpowiedni czas i przysłonę, ponieważ z automatu nie korzystam, tylko z nastaw ręcznych. Jest dość ponuro, więc musiałem ustawić dość wysokie ISO. Wykonałem kilkanaście fotek i ruszyłem dalej. W końcu wczołgałem się na szczyt tego podjazdu a za nim mocny ostry zjazd, ledwo utrzymując kierownicę w rękach. Następny podjazd dość spory i tu postanowiłem uwiecznić ich mękę, niektórzy podjeżdżali, ale większość pokonywała z buta. Po uwiecznieniu ich na fotkach musiałem ponownie zdobyć tę górkę a za nią ponowny zakręt w prawo i dość stromy zjazd po wybojach. Na tym zakręcie wykonałem parę ujęć i ruszyłem za nimi po tych wertepach a na dole widziałem „Bona” jak „rąbał” zdjęcia (nie brał udziału w wyścigu). Nie zatrzymywałem się tylko sunąłem do następnego punktu, gdzie uwidoczniłem kilku kolarzy jak „ciągną” pełną parą.

Dojechałem do mety i tu zmieniłem obiektyw szerokokątny na teleobiektyw. Którym wykonałem duże zbliżenia, ale nie bardzo one wyszły, ponieważ było trochę za ciemno.

W sumie również zaliczyłem nieoficjalnie jedno okrążenie z przerwami na zdjęcia.

tekst i zdjęcia M. Butkiewicz

Relacja Piotra

Dzisiaj miały odbyć się zawody z cyklu „ XC” pt. „BIKE TOUR I Edycja przy ul. Abrahama”, po nieoczekiwanych przesunięciach co do terminu spowodowanymi zdarzeniami losowymi. Stawiła się ponownie rekordowa ilość 207 zawodników i zawodniczek, wśród nich byli zarówno amatorzy tacy jak ja oraz bardziej doświadczeni kolarze z klubów i grup zawodniczych.

Rejestracja poszczególnych kategorii odbywała się pół godz. przed startem, obyło się bez większych kolejek. Start mojej kategorii Elite zaplanowany był na godz 14:00.

Tuż przed startem ustawiłem się w drugim rzędzie, spotkałem również kolegę Tomka L. z klubu Piast Słupsk, wymieniliśmy kilka słów co do kondycji oraz trasy jaka nas miała czekać.

Nastąpił Start, wszyscy zawodnicy ruszyli z impetem aby już na początku stworzyć sobie dogodną pozycje na dość stromym (15-20% nachylenia) i stosunkowo długim (400 metrów) podjeździe który na nas czekał. Niestety nie obyło się bez przykrych niespodzianek, jeden z kolarzy przewrócił się zupełnie na początku peletonu, trzeba to nazwać nie inaczej jak pech, tym bardziej że droga była stosunkowo prosta, kilku zawodników wpadła na zawodnika i o mało nie staranowała, ja również musiałem ostro hamować, omijając zawodnika szerokim łukiem. Gdy pokonywałem pierwszy podjazd, nie chciałem zmieniać przerzutki na tzw. młynek, ponieważ stwierdziłem że traci się dość sporo na prędkości dzięki czemu spada średnia znacznie w dół, tak też robiłem do końca zawodów.

Po sporym podjeździe i rozgrzewce nastąpiła nagroda w postaci zjazdu, czyli mały odpoczynek który minął stosunkowo szybko, jeśli w ogóle to można nazwać odpoczynkiem, ponieważ to był dość niebezpieczny zjazd, na końcu czekało dość sporo korzeni, nierówności. Trzeba było mocno trzymać kiere, na samym końcu zjazdu, po prawej stronie była tzw. hopka, lecz to nie była zwyczajna hopka, taka z korzeni drzew, wybijając ziemie do góry stworzyły coś mniej więcej na pozór małej góreczki. Gdy robiliśmy objazd trasy zwróciłem na to uwagę i przekazałem innym.

Dobrze ją znałem ponieważ doświadczyłem jej bliskość w poprzednim sezonie nadziewając się na nią ścinając zakręt po czym nie mogłem złapać powietrza przez kilka minut.

Po zjeździe czas na następny podjazd, tym razem po małej rozgrzewce w postaci dość niezłego podjazdu, nadszedł czas na jeszcze większy, może nachylenie nie było tak duże, ale podjazd był o wiele większy niż poprzedni, jak dla mnie to najgorszy z tych trzech które mieliśmy do pokonania. Na treningu udawało się pokonać z trudem, ale dało radę, Tym razem było dość trudniej, o wiele trudniej. Spora ilość błota która czekała na nas gdzieś w połowie podjazdu, to zadanie krótko mówiąc uniemożliwiało pokonanie podjazdu, oczywiście ci najlepsi podjeżdżali, ale tacy jak ja zwykli amatorzy nie mieli żadnych szans, ale nie tylko ja podprowadzałem rower, zostało chociaż to na pocieszenie. Straciłem w tym momencie bardzo dużo cennego czasu gdy podprowadzałem rower. Spora ilość błota po którym trzeba było przejść zaklinowała mi bloki tak że nie mogłem się wpiąć, dopiero po jakimś czasie z wielkim trudem udawało mi się. Przy następnym okrążeniu chciałem dobrać odpowiednią technikę która umożliwiła by mi może nie bezproblemowy przejazd ale taki żebym nie musiał się taplać w błotku. Niestety ciągle przegrywałem i do końca nie dałem rady bez podejścia pokonać podjazd. Następnie czekał nas wspaniały zjazd, bez żadnych niespodzianek, stosunkowo prosty, po zjeździe dość ostry skręt w prawo i następny z podjazdów, to już trzeci, ostatni na okrążeniu który mieliśmy do pokonania, tym razem na zielonym szlaku, z małą wąską ścieżką do góry przebijając się przez korzonki, najbardziej lajtowy według mnie lecz i tutaj trzeba było mieć opracowaną specjalną technikę tak żeby koło tylnie nie zawirowało, dość ślisko było.

Niestety na drugim okrążeniu popełniłem właśnie taki błąd. Gdy podjeżdżałem koło tylne spadło mi na korzeń, zamiast się wypiąć szybko z pedałów, zobaczyłem dwóch albo trzech zawodników pędzących w moim kierunku (ciekawe dlaczego) tak jak by chcieli mnie dogonić no i udało im się, chciałem szybko pokonać podjazd, koło zawirowało mi w miejscu, nacisnąłem ile miałem sił na pedały z trzy razy zawirowało, nie dało się, zbyt ślisko było żeby naprawić dość prosty błąd, gdy się wypiąłem z pedałów byłem już pod kątem, stanąłem tak że poleciałem na dół po skarpie a za mną mój rowerek, ja spadłem do połowy rower na sam dół, musiałem zejść na sam dół oraz wpiąć się na sam szczyt skarpy. Gdy wyszedłem wyprzedziło mnie trzech zawodników. Po jakimś czasie zorientowałem się że nie mam licznika, ale pomyślałem sobie musi obyć się tym razem bez niego. Bardzo dziwnie się jechało nie znając parametrów. Podłączyłem się pod dwu osobowy peleton i jechaliśmy cały czas równo koło siebie wyprzedzając się co jakiś czas. Na ostatnim okrążeniu przy ostatnim podjeździe, tam gdzie wpadłem do rowu na zielonym szlaku wyprzedziło mnie dwóch zawodników z klubu TREK, usiadłem im na kole i tak próbowałem się trzymać do samego końca. Okazało się że nie było ciężko ponieważ zostało tylko pół okrążenia, to było ostatnie kółko które musiałem pokonać ponieważ zostałem zdublowany.

KONIEC !!!

Dojechałem, żadnych strat nie poniosłem.

Co do Trasy to uważam ze to jest najlepsza Edycja ze wszystkich odcinków Bika Toura, moja ulubiona, mimo że nie wypadłem najlepiej.

Niestety pogodę mamy taką ze trudno teraz złapać formę.

Następna Edycja 3-go Lipca w Matemblewie, to jest najbardziej górzysty odcinek, serdecznie zapraszam, będzie się działo, a może znowu rekord frekwencji ?

Moim zdaniem trasa nie była stosunkowo ciężka poza jednym dość ciężkim zjazdem, trzeba było uważać na hopke oraz żeby kiera się nie wyślizgnęła przypadkowo, było by nieprzyjemnie, no i ten drugi podjazd z błotkiem.

Wyniku niestety już nie poprawie, ostatni rok w Elicie, czas miałem lepszy niż rok temu a pozycja pogorszyła mi się aż o 7 pozycji, z roku na rok poziom rośnie i uczestników przybywa, bardzo dobrze, oby tak dalej.

Na trasie podobno było kilka wypadków, słyszałem o jednym poważnym w którym karetka była zmuszona do nie zwłocznej interwencji.

ZAPRASZAM NA KOLEJNE EDYCJE BIKE TOUR

3.07.2010 MATEMBLEWO – SANKTUARIUM

tekst: Pioter1981

Zdjęcia Piotra 1981

Zdjęcia Bono

Posted in Maratony | Leave a comment

Poradnik rowerowy

Każdy rowerzysta jeżeli wybiera się w trasę to powinien zaopatrzyć się odpowiednie narzędzia, aby nie było żadnych niespodzianek, czyli rower powinien mieć zapasową dętkę oprócz tego łatki i klej, papier ścierny lub tarka służąca do oczyszczenia miejsca, gdzie uchodzi powietrze. Pierwszą czynnością po przebiciu koła to jest oczywiście zatrzymanie się. Nie wolno jeździć bez powietrza z dwóch bardzo ważnych powodów. Po pierwsze można w ten sposób bardzo łatwo wykrzywić felgę, a po drugie można poprzecinać felgą oponę. Oczywiście za pomocą dwóch łyżek zdejmujemy oponę, aby się dostać do dętki. Następnie może być problem z lokalizacją przebicia, jeżeli znajdziemy jakiś zbiornik z wodą to problemu nie będzie a gdy jej nie znajdziemy to musimy napompować dętkę dość mocno i przykładając ją do buzi, możemy czasami znaleźć przebicie. A gdy już znajdziemy

to miejsce, powinno ono dokładnie oczyszczone posmarowane cienką warstwą klejem i należy parę minut odczekać a wówczas przykleić, docisnąć przez minute łatkę do dętki.

Może być taka sytuacja, że złapałeś gumę a nie masz pompki ani łatek. Musisz wrócić do domu na piechotę lub jechać na sflaczałej oponie. Jazda na rowerze w tej sytuacji stwarza zagrożenie, że zniszczysz sobie nie tylko oponę, ale i obręcz. Jednak są sposoby, które pozwalają zminimalizować straty. Spróbuj wypełnić oponę trawą czy liśćmi. Wyłóż dokładnie oponę, a następnie zamontuj ją na obręczy. Dzięki temu zabiegowi jazda będzie bezpieczniejsza, gdyż opona nie będzie przemieszczać się na boki na zakrętach.
powodzenia

Następnie narzędzie jakie powinieneś ze sobą zabrać to przede wszystkim klucze. Jakie klucze to już zależy od typu roweru.

W starszych typach potrzebne będą klucze płaskie o rożnych wymiarach takie jak na rys.

Tego typu klucze powinny wystarczyć do naprawy roweru. Natomiast w nowszych typach wystarczy jeden zestaw kluczy imbusowych. W komplecie tym w zasadzie znajdują się wszystkie imbusy, które są potrzebne do napraw wraz z imadełkiem do łączenia łańcucha.

 

Dodatkowym bardzo zresztą ważnym wyposażeniem są łyżki do ściągania opon, następnie rozkuwasz do łańcucha, pompka, kilka ogniw od łańcucha. To są podstawowe narzędzia bez których nie wyruszaj w trasę.

Oświetlenie

oświetlenie, odblaski – jak używać? Jeżeli jeździsz wieczorami lub w nocy to nieodzowne jest oświetlenie roweru, czyli przednie nie migające o kolorze białym, lampka halogenowa o sile światła co najmniej 700 kandeli, z tyłu czerwone . Bardzo ważnym elementem bezpieczeństwa są odblaski z przodu z boku i z tyłu.

Niektóre firmy w tej chwili uzbrajają swe artykuły w odblaski różnego rodzaju. Odpowiednie ubranie oraz kask Pełny komfort jazdy zapewni Ci ubranie kolarskie, które jest materiałem oddychającym nieprzewiewnym i odporny na deszcz a więc nie pocisz się w czasie dużego wysiłku. Nie rób tego typu zakupów na rynku albo w Lidlu, bo to są materiały bardzo zlej jakości. Takie ubrania kupuj zawsze w sklepach rowerowych i z górnej półki. No i najważniejszy moim zdaniem element wyposażenia to kask , który ma zabezpieczać nasze głowy. Kupuj kaski znanych firm a nie jakieś no name.
Kask rowerowy zbudowany jest najczęściej z mocno sprasowanego styropianu. Jest bardzo lekki, przewiewny (posiada liczne otwory) dzięki czemu nie doprowadza do dyskomfortu podczas jazdy.

Konserwacja łańcucha

Jak konserwować łańcuch i cały napęd?Początkujący rowerzyści często nie mają dostatecznej wiedzy, umiejętności albo też chęci do samodzielnej naprawy części rowerowych. Zamiast tego wielu z nas udaje się do specjalistycznego serwisu rowerowego. Warto byłoby jednak własnoręcznie zadbać o wykonanie najprostszych czynności związanych z rowerem. Jedną z nich jest konserwacja łańcucha rowerowego.Przede wszystkim zacznij od dokładnego umycia benzyną ekstrakcyjną lub innymi środkami czyszczącymi. Niektórzy używają do tego celu np. „Ludwik” jest to sprawdzony sposób, rzeczywiście dokładnie usuwa brud a jeszcze inni używają WD40, to już jakieś wielkie nieporozumienie. Ten środek można raczej zaliczyć do odrdzewiaczy, ale nie do mycia i smarowania łańcucha. Po dokładnym umyciu należy wysuszyć łańcuch i nasmarować odpowiednim specyfikiem.Następną czynnością jaką należy wykonać to konserwacja kasety lub wielotrybu. Tak jak poprzednio dokładnie umyć, wysuszyć i taki element jest gotowy do użytku.

Gdzie jeździć– czy można jeździć po ulicy lub po chodniku?Ruch pojazdów – przepisy dodatkowe o ruchu rowerów, motorowerów oraz pojazdów zaprzęgowych

Art. 33.

  1. Kierujący rowerem jednośladowym jest obowiązany korzystać z drogi dla rowerów lub z drogi dla rowerów i pieszych. Kierujący rowerem korzystając z drogi dla rowerów i pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustępować miejsca pieszym. 1a) W razie braku drogi dla rowerów lub drogi dla rowerów i pieszych kierujący rowerem jednośladowym jest obowiązany korzystać z pobocza, z zastrzeżeniem art. 16 ust. 5, a jeżeli nie jest to możliwe – z jezdni.
  2. Dziecko w wieku do 7 lat może być przewożone na rowerze pod warunkiem, że jest ono umieszczone na dodatkowym siodełku zapewniającym bezpieczną jazdę.

Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się: 1) jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, 2) jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach, 3) czepiania się pojazdów.

Na przejeździe dla rowerzystów, kierującemu rowerem zabrania się: 1) wjeżdżania bezpośrednio przed jadący pojazd, 2) zwalniania lub zatrzymywania się bez uzasadnionej przyczyny.

Korzystanie z chodnika lub drogi dla pieszych przez kierującego rowerem jednośladowym, jest dozwolone wyjątkowo, gdy: 1) opiekuje się on osobą w wieku do lat 10 kierującą rowerem, lub 2) szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów dozwolony jest z prędkością większą niż 60 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brak jest wydzielonej drogi dla rowerów.

Kierujący rowerem korzystając z chodnika lub drogi dla pieszych jest obowiązany jechać powoli, zachować szczególną ostrożność i ustępować miejsca pieszym.

Kierujący rowerem może jechać lewą stroną jezdni na zasadach określonych dla ruchu pieszych w przepisach art. 11 ust. 1-3, jeżeli opiekuje się on osobą kierującą rowerem w wieku do lat 10.

Amortyzator w rowerze- co on daje?

Amortyzator stosowany jest w pojazdach celem stłumienia odbicia kół, czyli pochłonięcia energii zgromadzonej w elementach resorowania w momencie maksymalnego ich ugięcia, czyli kompresji. Krótko rzecz ujmując, amortyzator musi skutecznie wykluczyć zjawisko „kozłowania” kół
Poniższa tabelka przedstawia w przybliżeniu zakres skoku adekwatny do odpowiedniej dyscypliny kolarstwa.

  • Skok Przeznaczenie widelca Rodzaj roweru
    do 60 mm trekking hardtail
    80 mm wyścigi cross country, maratony hardtail
    80–100 mm cross country, maratony, turystyka hardtail, full suspension
    100–140 mm all mountain, enduro full suspension
    100–110 mm 4X, dual, dirt hardtail
    140–170 mm freeride full suspension
    >170 mm downhill full suspension

Zależność pomiędzy stylem jazdy a skokiem jest bardzo prosta: im ostrzej jeździmy w trudnym terenie, tym większy skok amortyzatora jest nam potrzebny.

Jak się odżywiać

Popularne porzekadło mawia, że „jesteśmy tym, co jemy”. W przypadku sportowców zyskuje ono jeszcze bardziej na znaczeniu. Bez prawidłowo zbilansowanej diety nie ma możliwości osiągnięcia wysokiego wyniku sportowego. Nawet jeśli nie zależy nam na walce o medale, to włączenie podstawowych wskazówek żywieniowych do swego codziennego planu dnia, może przynieść sporo korzyści.

Najważniejsze w odżywianiu sportowców wytrzymałościowych (czyli również kolarzy) są węglowodany. Powinny one stanowić 60-70% wszystkich kalorii, które spożywamy. Przykładowe produkty o dużej zawartości węglowodanów to: makaron, ryż, kasza, ziemniaki, pieczywo (najlepiej z pełnego przemiału, gruboziarniste), owoce, warzywa, soki, dżemy, jogurty, miody itp.

Śniadanie przed wyjazdem powinno się składać właśnie z węglowodanów. Należy przy tym pamiętać, aby nie łączyć ich w dużych ilościach z białkami (mięso, sery, warzywa strączkowe), gdyż takie połączenie jest ciężkostrawne. Warto dodać, że typowy polski obiad, czyli ziemniaki+mięso+warzywa to nie wskazane dla żołądka. Często po zjedzeniu takiego posiłku czujemy się ospali z tego powodu, że organizm całą energię poświęca na trawienie. Zajmuje ono nawet 8 godzin, podczas gdy lekkostrawny posiłek wchłaniany jest już w ciągu godziny. Dlatego sportowcom zaleca się przede wszystkim dania, które nie są połączeniem tych składników. Zachowują oni w ten sposób więcej energii na sam trening.

W trakcie wyprawy

W trakcie wyjazdu rowerowego, jeżeli trwa on ponad 2 godziny, również musimy dostarczać organizmowi energii, pochodzącej głównie z węglowodanów. Najważniejszym posiłkiem przed wyjazdem jest oczywiście śniadanie, które nie powinno być zbyt obciążające żołądek. Takim odpowiednim posiłkiem jest porcja musli z mlekiem i do tego herbata, ale jednak bez kawy. Oprócz tego można jeszcze spożyć kanapki z serem czy jakąś wędliną przekładana pomidorem. A jeszcze lepszy jest zamiast herbaty sok pomidorowy w którym to znajduje się magnez zabezpieczający przed kurczami mięśni.

Spalane są również tłuszcze, ale nasze zapasy są wystarczające i nie musimy ich dostarczać podczas treningu. Zaczynamy na ok. 60 minut po starcie i potem jemy regularnie, co 30-40 minut. Przykładowe rodzaje pokarmu to: batony i żele energetyczne; bułeczki/biszkopty z miodem, kremem czekoladowym lub dżemem; owoce zwykłe (dojrzałe banany) i suszone (figi, daktyle).  Dodatkowo należy pić co 15-20 minut w małych ilościach (ok. 100ml). Najlepiej działa napój izotoniczny. Jest to rodzaj płynu, w którym stosunek cząstek „stałych” do wody jest identyczny, jak w płynach ludzkiego organizmu. Dzięki temu wchłania się on w całości, z optymalną prędkością uzupełniając nie tylko poziom wody, ale również witaminy i substancje mineralne. Szczególne znaczenie ma to w okresie letnim, kiedy w trakcie upałów wraz z potem wydalane jest mnóstwo elektrolitów. Po zakończeniu wycieczki również warto zjeść obfity posiłek węglowodanowy, w celu uzupełnienia strat energii. Dopiero wieczorem powinno się spożywać pokarmy białkowe, aby w nocy mięśnie czerpały z nich energię do regeneracji. Tak postępują zawodowcy, ale również zwykłym amatorom takie wskazówki posłużą, choćby do lepszego samopoczucia.

Najważniejszym posiłkiem przed wyjazdem jest oczywiście śniadanie, które nie powinno być zbyt obciążające żołądek. Takim odpowiednim posiłkiem jest porcja musli z mlekiem i do tego herbata, ale jednak bez kawy. Oprócz tego można jeszcze spożyć kanapki z serem czy jakąś wędliną przekładana pomidorem. A jeszcze lepszy jest zamiast herbaty sok pomidorowy w którym to znajduje się magnez zabezpieczający przed kurczami mięśni.

Na drugie śniadanie można przygotować kanapki z owoców, warzyw i soków. Na natomiast na drogę najlepiej brać bułki z miodem lub dżemem, które dodają trochę energii. Czekolada również jest wskazana z tym, że na dłuższą drogę nie zaspokoi naszych potrzeb energetycznych.

Węglowodany, które należy spożywać to: makaron,ziemniaki, ryż, chleb. Węglowodanów w organizmie nie jest dużo, a ich brak jest jednym z ważniejszych powodów zmęczenia mięśni. Głównym budulcem mięśni stanowi białko. Dzienne potrzebowanie wynosi od 1,8-2g na kilogram masy ciała. Białko to: mięso, fasola, mleko, jogurt, ryby i jaja.

Opony

Opony rowerowe ze względu na budowę dzieli się na dwie grupy.
Pierwszą stanowią opony z różnymi bieżnikami, wśród których wyróżniamy:
- slicki – opony z całkowicie gładkim bieżnikiem, – są one stosowane głównie w kolarstwie torowym i czasem w
szosowym przy wyjątkowo sprzyjających warunkach atmosferycznych – są to opony o najmniejszym stopniu oporów przy
toczeniu – ale całkowicie zawodzą na wilgotnych i śliskich powierzchniach.
- rowkowe – opony z zestawem płytkich rowków, które nie zwiększają zbyt mocno oporów toczenia, ale ułatwiają
odprowadzanie wody z powierzchni opony. Znane są modele z rowkami równoległymi do kierunku jazdy i skośnymi.
Skośne lepiej odprowadzają wodę ale mają też nieco większe opory toczenia. Opony rowkowe są powszechnie
stosowane w kolarstwie szosowym, w rowerach miejskich i ogólnego użytku.
- klockowe – opony z wydatnym bieżnikiem przypominającym nieco wibram. Są powszechnie stosowane w rowerach
górskich – jest ich bardzo dużo odmian – od tzw. semi-slicków – posiadających w miarę gładką powierzchnię czołową i
wydatne klocki na „rantach”, co jest rodzajem kompromisu między oporami toczenia i przyczepnością przy jeżdzie w
terenie o zmiennym rodzaju podłoża, po opony błotno-dirtowe – posiadające bardzo wydatne i dość rzadko
rozmieszczone klocki, których zadaniem jest „wgryzanie się” w grząskie i mokre podłoże i które posiadają bardzo duże
opory toczenia na bardziej twardych podłożach.
W wielu rodzajach opon klockowych stosuje się inny bieżnik w oponie na przednie koło i na tylne.
- kolcowe – opony z metalowymi kolcami – które służą do jazdy po śniegu i lodzie. Są one też dość często stosowane w
rowerach górskich do zjazdu nawet w sezonie letnim.
Drugą grupę stanowią opony dzielone ze względu na rodzaj wewnętrznego kołnierza, który decyduje o masie i
sztywności opony. Wyróżniamy kołnierze:
- z drutem stalowym – w których kołnierzu zatopione są stalowe druty – tego rodzaju opony są najczęściej stosowane i
najtańsze – sś one jednak cięższe od innych rodzajów opon i trudniej się je zakłada z powodu duże sztywności drutów
stalowych.
- z kevlaru – w którym kołnierzu zatopiony jest znacznie lżejszy i mniej sztywny drut wykonany z kevlaru.
- specjalne o gładkich powierzchniach – które stosuje się w oponach bezdętkowych. Oprócz specjalnych kołnierzy
opony bezdętkowe wymagają też stosowania pasujących do nich specjalnych obręczy – masa całego zestawu jest
jednak znacznie mniejsza od tradycyjnych opon z dętkami.

Posted in Artykuły | Leave a comment

Ostatni trening przed zawodami

Dziś według planu spotkaliśmy się na Abrahama o godzinie 11:00 w celu potrenowania przed zbliżającym sie Bike Tour’em. W umówionym miejscu pojawiło się pięć osób, pogadaliśmy trochę i czekaliśmy jeszcze na spóźnialskich, ale nikt nie dojechał, więc ruszyliśmy na pierwsze kółko. Po kilku okrążeniach dołączyły do nas jeszcze dwie osoby, więc zrobiło się jeszcze weselej. No i tak każdy według uznania i posiadanych sił zrobił tyle pętli ile mu odpowiadało od 4 do 6. Po wspólnym pedałowaniu i długich rozmowach postanowiliśmy zakończyć trening. A ja postanowiłem pojechać do Gdyni i przy okazji odprowadzić Maćka. Na skwerze spotkałem się z Izą troche posiedzieliśmy i wróciliśmy razem rozstając sie na Żabiance. Długość mojego treningu wyniosła 65 km.

Na trening przyjechali: Zbyszek, Andrzej, Darek, Maciek, Mario i dwóch kolegów, których nie pamiętam imion.

Mario

Posted in Relacje | Leave a comment

Relacja Skandia – Chodzież 2010

Pierwsza edycja Skandii maraton to dopiero przedsmak emocji które czekają na nas w tym roku. Pierwszy wyścig rozpoczynający sezon to właśnie Chodzież.

Wyjechaliśmy w mocnym składzie już o 5 rano: Zbyszek tomek, Mario i ja Olo. Na miejscu było bardzo dużo znajomych z Gdańska np. Intel, Mariusz, Darek…. Flasz, Piotr, Józek, Agnieszka.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Trasa przygotowana przez Czesia była wyjątkowo piękna i urokliwa. Przebiegała w większości drogami leśnym, polami i łąkami. W okolicach startu i mety długi odcinek nawierzchni asfaltowej. Na starcie we wszystkich kategoriach uczestniczyło ok. 800 zawodników. Każdej edycji Skandii maratonu, oprócz amatorów, rowerowych zapaleńców, stanęła również spora grupa zawodowców z wielu klubów polski. Jazda na rowerze w tak pięknym otoczeniu przyrody to czysta przyjemność. Wystartowałem wraz ze Zbyszkiem i Mariuszem na dystansie Medio (nr. 111, 112). Pierwsze kilometry to jazda non-stop pod górę. Czysta przepychanka i walka o każdy wolny metr drogi. Na 14 km ostry podjazd pod górę do Gontyniec (najwyższe wzniesienie w całej Wielkopolsce 192 m p.m. Wiele chopek i interwałowych zjazdów i podjazdów na wąskich piaszczystych Ścieżkach. Jazda trudna technicznie wymagająca dużej wprawy w jeździe po luźnym piasku i wystających korzeniach. A ile się tu nachodziłem!!! Jazda w wyścigach MTB jest moją olbrzymią pasją, bez której nie wyobrażam sobie spędzania wolnego czasu. Jednak to sport wymuszający dania z siebie wszystkiego. Trzeba być po prostu twardzielem.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Ostatnie km przed metą to praktycznie zjazd w dół, ale z niespodziankami i tu też trzeba by było mieć się na baczności. Przez cały dystans miałem bardzo utrudnianą jazdę, ponieważ zerwała mi się główka na sztycy siodła. Przez to aby dojechać do mety siodło musiałem trzymać pośladkami. Wjazd do centrum miasta to asfalt z wymagającym wzniesieniem. Upragniona meta, medal, fotki i teraz oczekujemy na wyniki.

Czas 3h 31m. 18 m-ce w kategorii M-5

A o to prawdopodobne wyniki innych kolegów:

DystansM INI 35km Grupa wiekowa Liczba uczestników Zajęte m-ce M-ce w grupie wiekowej Ilość os. Startujących w gr. wiek Czas
Mario M-2 280 51 17 59 1h 40m
Tomek M-5 280 203 17 20 2h 18m
Gienek M-6 280 246 11 13 2h 44m
Intel M-3 280 Nieklasyfikowany
Czas zwycięzcy 1h 22m
Dystans MEDIO 54km Grupa wiekowa Liczba uczestników Zajęte m-ce M-ce w grupie wiekowej Ilość os. Startujących w gr. wiek Czas
Glaas M-3 258 29 11 86 2h 31m
Mariusz M-4 258 116 14 48 2h 56m
Olo M-5 258 207 17 24 3h 31m
Zbyszek M-5 258 221 21 24 3h 39m
Czas zwycięzcy 2h 03m
Dystans GRAND FUNDO Grupa wiekowa Liczba uczestników Zajęte m-ce M-ce w grupie wiekowej Ilość os. Startujących w gr. wiek Czas
Flash M-2 54 25 14 21 3h 54m
Piotr M-2 54 43 19 21 4h 23m
Agnieszka K-2 54 Pierwsze w swojej grupie
Czas zwycięzcy 3h 13m

Za Ew. pomyłki nie biorę odpowiedzialność i przepraszam

Powrót do domu samochodem ok. 5h i miła niespodzianka, u Zbyszka w Koronie czeka na nas i na nasze gorące relacje Wiesiek, który tu specjalnie do nas przyjechał z Gdańska. Miłe, prawda?MINOLTA DIGITAL CAMERA

OLO.


Relacja Piotra 1981

Dzisiaj miał odbyć się pierwszy maraton w tym roku w miejscowości „Chodzież”

I Edycja z cyklu SkandiaMaraton Lang Team, postanowiliśmy razem z kilkoma bikerami min Batik, Flash wziąć udział w tej wspaniałej imprezie.

Chodzież jest oddalona od Gdańska o ok. 350 km. Jest to gmina w województwie Wielkopolskim, posiada obszar 12,77 km² ilość mieszkańców niewiele ponad 20 tyś.

Zaczęło się niewinnie, umówiliśmy się z Batikiem przy Hali Oliwi o 5:00 nad ranem, mieliśmy na spokojnie założyć rowery na dach, bez pośpiechu tak żeby wyjechać o 5:30

Jechaliśmy w składzie: Batik (kierowca oraz zawodnik), Ola (kibic), Flash (przedstawiać nie trzeba) no i moja skromna osoba.

Wyjechaliśmy o godz 5:45 na spokojnie. Na miejscu byliśmy ok. godz 10:00 zaliczając po drodze stacje benzynową w Bydgoszczy, był to przystanek trwający ok. 30 min mający na celu, skonsumowanie śniadania oraz nabrania sił na dalszą podróż. Gdy zajechaliśmy na miejsce, poszukaliśmy dobrego miejsca na zaparkowanie samochodu, obyło się bez tłumów, spokojnie zarejestrowaliśmy się. Dostaliśmy koszulkę, katalog rowerowy, bidon, batonika energetycznego, oraz jakiś płyn do smarowania sprzętu rowerowego, po czym wróciliśmy do samochodu żeby zostawić rzeczy i między czasie przebrać się. Zaczęło robić się dość ciepło. Byłem ubrany w krótkie spodenki a na spodenkach ocieplane biegówki z polarem.

Rano było dość mroźno, dojazd miałem 15 kilometrowy. Patent z pogodą polegał na tym że na słońcu było bardzo ciepło ale gdy miejscami zawiało robiło się nieprzyjemnie, każdy myślał jak by tu się ubrać, ja wiedziałem że w lesie panuje inny klimat i można się spokojnie rozgrzać, rozebrałem się na tzw. letniaka.

Gdy przyjechaliśmy na miejsce zastanawiałem się na jaki dystans się zapisać, Flashpostanowił jechać na największy tzw, „Grant Fodo” który miał wynosić 85 KM oraz 780 m przewyższeń, jeśli Flash
pojedzie to i ja też, tak też zrobiłem, przed startem powiedziałem że przyjedzie 30 min szybciej ode mnie, o wiele się nie pomyliłem, do takiej klasy zawodników jeszcze sporo mi brakuje.

Start był zaplanowany na godz 11:00, jako pierwsi jechali zawodnicy z nr. koloru czarnego, czyli moja i Flashagrupa, kilka minut po czasie grupa Batika, koloru niebieskiego na dystansie „Mega”

Zacząłem ustawiać się na linii startu ok. godz 10:40, widziałem obok siebie dużo osób z zrzeszonych klubów zawodniczych specjalizujących się w maratonach oraz zawodach z cyklu „XC” nie miałem żadnych szans nawet zbliżyć się do takiej klasy zawodników.

Godz 11:00 nastąpił start, rozpoczęcie zapoczątkował osobiście Czesław Lang hukiem z pistoletu, na dzień dobry kilka kilometrów asfaltu, jechaliśmy równo trzymając spokojną prędkość w granicach 35-40 km/h, po ok. 5 km wjazd do lasu, na dzień dobry mała góreczka która się ciągnęła przez kilka km, już zaczęła się walka, przewagę którą zdobyłem jadąc po asfalcie momentalnie zacząłem tracić. Nagle wyprzedził mnie Flash, coś tam krzyknął do mnie, ja odpowiedziałem tylko hey , na kolejnym ostrzejszym podjeździe z kilkoma nierównościami w postaci korzenia stanął, coś chyba z przerzutką, jakiś badyl się zaklinował, wyminąłem go, ale po kilku sek, wystrzelił jak błyskawica wyprzedzając przy tym kilka osób, jechał tak jakby nie było podjazdu.

Co do trasy oraz zabezpieczenia wyrazy uznania dla organizatorów, były momenty gdzie trzeba było przejechać przez drogę asfaltową z lasu do lasu, policja czuwała wstrzymując ruch, na każdym z bardziej niebezpiecznych zjazdach, była opieka medyczna, w razie czego żeby udzielić pomocy, a zjazdy były momentami bardzo niebezpieczne, nie dość że strome to pełno korzeni i hopek, bez odpowiedniego opanowania nie trudno było o wypadek.

Co jakiś czas trasę patrolowały osoby jeżdżące na motorach terenowych.

Przez spory odcinek czasu jechałem sam, wydawało mi się ze jadę jako ostatni, osoby z dystansy mega które startowały z opóźnieniem zaczęły mnie wyprzedzać, próbowałem się podłączać pod niektóre grupki, ale tylko na pewien czas starczało mi sił, trasa bardzo trudna, techniczna, dużo piasków, ale zarazem bardzo piękna jeśli chodzi o zawody MTB, przecież w terenie musi być ciężko, oto właśnie chodzi, jest taka zasada, im bardziej wymagany teren tym lepiej.

Ważniejsze od wyników jest walka z samym sobą jak to niektórzy mówią, coś w tym jest, o dobry wynik wśród klubowiczów tacy przeciętni zawodnicy jak ja nie mają szans to tylko to pozostaje, walka z dystansem oraz ze swoimi słabościami.

Po 50 KM coś mną zaczęło dziwnie zarzucać, a dokładniej tyłem roweru ale spojrzałem na oponkę, wszystko jest w porządku, bałem się że mogłem gdzieś gumę złapać, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Jadę dalej, z kilometr na kilometr zaczynam tracić coraz więcej sił, na drugiej pętli, tam gdzie dawałem radę jechać 30 km/h teraz ledwie jadę 20, sięgam po banana którego miałem w tylnej kieszonce koszulki, trochę mi spadło, zjadłem to co miałem, energii starczyło zaledwie na kilka kilometrów. Po jakimś czasie zaczęły mnie strasznie plecy boleć. Jestem zmuszony się zatrzymać, sięgam po żel który również miałem w kieszonce, zabrałem w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta, dobrze mieć, pierwszy raz jestem zmuszony do sięgnięcia po taki środek, ale co widzę, rozpuścił się, zamiast żelu jest sama woda, no cóż wypijam to co mam i w drogę, pozornie niewiele to pomogła, ale po chwili zaczynam odczuwać skutki, jadę trzy kilometry więcej. Po jakiś czasie mijam punk regeneracyjny, zatrzymuje się. W poprzednim wziąłem wodę niestety była gazowana, było mi dziwnie, teraz jakiegoś powera wziąłem, uzupełniłem bidon wodą tym razem nie gazowaną i w drogę. Ten Power naprawdę pomógł, dogoniłem osobę z „Naftokor” z którą przez jakiś czas jechałem, szybki łyk i rura, jadę 25-28 km/h prawie tak jak na początku, wyprzedzam dużo osób z dystansu mega i rodzinnego. Mała góreczka o ile można to nazwać góreczką a oni już podprowadzają swojego konia, patrzę ze zdziwieniem w przód, śmigam raz na prawo raz na lewo, czuje się jak bym ostatni jechał, ale to nie jest już najważniejsze, ważniejsze od rezultatu jest sam udział i samo zaparcie na największym dystansie jakim jest Grant Fodo, tym bardziej ze łatwo nie jest, można porównać tą trasę do maratonu w Kadynach , dużo technicznych zjazdów oraz spora ilość piasków na którą trzeba mieć dopracowaną odpowiednią technikę jazdy żeby móc bezproblemowo zapuszczać się na tak wymaganą trasę.

Zaczynam zastanawiać się czy dobrą drogą jadę, ale przecież nie było innej. Już na starcie myślałem sobie, co ja zrobiłem, będzie ciężko, to był poważny błąd.

Był i to jeszcze bardziej niż byłem sobie w stanie wyobrazić, to była prawdziwa rzeź jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłem, plecy bolały, nogi trochę ale jeszcze nie aż tak, czułem że mam siłę na kolejne kilometry, ale plecy miejscami nie wytrzymywały.

Wszystkie podjazdy które były na trasie prócz jednego pokonałem.

Był dość spory i stromy podjazd, ale z relacji jednego z fotoreporterów nikt nie podjechał pod niego, zbyt duża ilość piasków uniemożliwiała to, nawet bardzo doświadczeni zawodnicy przegrywali z tym podjazdem. Znalazł się również podjazd z dużą ilością korzeni, wymagał dużej wyobraźni oraz techniki aby go pokonać.

Na niektórych odcinkach strasznie wiał wiatr, nie dawał za wygraną szczególnie na odcinku szutrowym, musiałem wysunąć się ostro do przodu niemalże na rogach aby osiągnąć prędkość ledwie 26 km/h na prostej, nagle skręt w prawo do lasu i słońce bez małej odrobinki wiatru, nagła zmiana klimatu, skwar jak na Saharze.

Zdarzało się również na pewnych odcinkach mega ostry zjazd a nagle taki sam podjazd, rower rozpędzony prawie sam podjeżdżał o ile przy zjeździe puściło się klamki hamulcowe całkowicie. W takich sytuacjach czuwała opieka medyczna. Gdy pozostało 35 km do mety zacząłem pościg za innymi zawodnikami, choć bez większych szans już na dobry wynik. Wyprzedziłem dwie może trzy osoby z czarnymi numerkami, dużo osób mijałem z innych dystansów. Na koniec szybkie singelki z korzeniami w dół które pokonywało się bez problemów gładko ale trzeba było uważać oby nie wypaść z trasy, między innymi minąłem trzy osoby które złapały kapcia, następnie podjazd nie zbyt duży i trochę asfalcików na dojazd do mety. Gdy przekraczałem linie mety uśmiechnąłem się i odsapnąłem, wreszcie to koniec, przeżyłem, nareszcie. Mimo że na trasie nie było błota na mecie wyglądałem jak murzyn. Piasek, kurz zmienił mi kolor skóry.

Podsumowując:

Były to I zawody w tym roku, uważam jednak za niezbyt udane jeśli chodzi o wynik końcowy, to był moment w którym można było sprawdzić na jakim poziomie się jeździ i jaka jest aktualna forma, moja nie spisała się najlepiej, nawet powiedział bym poniżej oczekiwań, myślałem że pójdzie mi dużo lepiej. W końcowej klasyfikacji zająłem słabe 43 miejsce w Generalce, będzie trzeba trochę popracować nad kondycją.

Po zakończeniu zawodów spotkałem Batika z Olą oraz Flasha była również grupka z GER którzy zażywali posiłek po ciężkim, wyczerpującym wysiłku a byli to min Olo, Mario, Zibek i inni. Pojechałem po bon który dostawało się przy rejestracji w biurze zawodów na posiłek regeneracyjny po zakończeniu maratonu, a była to: surówka, chleb, karkówka lub kiełbaska z grila.

Był to pierwszy mój start w zawodach przekraczające nasze województwo „pomorskie” jestem bardzo zadowolony że mogłem jechać i brać udział w tej imprezie, dziękuje Batikowi za dowiezienie mnie całego z rowerem pod sam dom, z małymi przygodami. Po drodze, okazało się że rozciąłem sobie oponkę, nie wiadomo gdzie, możliwe ze na trasie, długości centymetra, miałem dużo szczęścia ze na trasie gumy nie złapałem, ponieważ miałem ze sobą jedynie łatki, a takiej usterki ciężko było by zwykłymi łatkami naprawić. Miał bym kłopot. Było bardzo Fajnie, Gratuluje dla Flasha za zajęcie bardzo wysokiego 18 miejsca i wszystkim startującym którzy wzięli udział i ukończyli zawody. Dziękuje również za miłe towarzystwo w drodze jak i po zawodach. Do zobaczenia na następnych Edycjach Skandii

 

tekst i zdjęcia: Pioter 1981

Posted in Maratony | Leave a comment

Słupsk-Gdańsk czyli wiatr w plecy.

brak zdjęć

Nasze niedzielne rowerowanie rozpoczęło się w Słupsku w składzie trzy osobowym Wisiek,Zbyszek /Hiszpan/ i moja osoba. Dlaczego w Słusku ? bo prognoza pogody zapowiadała wiatr zachodni a rowerzyści lubią wiatr w plecy. Wystartowaliśmy , ale nasze pierwsze 15km pokonaliśmy w 2.5h. Przyczyną tego było złapanie pięć razy gumy w jednym rowerze /najgorsze że w moim /. Dwie pierwsze spowodował przesunięty fartuch na obręczy koła , a trzy kolejne to zwykłe kapcie.Po tym feralnym początku nasza jazda nabrała kolorytu , doskonała nawierzchnia , sprzyjający wiatr i minimalne wzniesienia pozwalały nam osiągać prędkości od 40 do 50km/h .Oczywiście ton nadawał Zbyszek/Hiszpan/ z Wieśkiem a ja próbowałem dotrzymywać im tempa.

Co do trasy , to należy podkreślić iż ta trasa jest drogą bezpieczną dla rowerów szosowych, półtorametrowe pobocze daje poczucie bezpieczeństwa jazdy no i oczywiście nawierzchnia jest bez zarzutu , tak że jazda jest jak po stole.

Nasz dystans to 135km / do Brzeżna /

Srednia prędkość do Chyloni to 35km/h /dzięki wiatrowi/

4km ściężki rowerowej z Jelitkowa do Brzeżna to horor ./ istna wolnoamerykanka/

Pozdrawiam

Zbigniew Szymczycha.

Posted in Relacje | Leave a comment

Druga młodość!!!

Klif zimą

Sezon rowerowy tuż, tuż……..

Niedługo przyjdzie wiosna i zaczniemy na nowo treningi, wyścigi, jazdy turystyczne i tzw. Wycieczki lajtowo – rekreacyjne.

Należę do grona ludzi pozytywnie zakręconych. Sezon wiosenno-jesienny to głównie uczestnictwo w aktywnej formie wypoczynku na rowerze górskim w ekstremalnych wyścigach MTB. Pierwsze wyścigi rozpoczynają się już w kwietniu MTB Gdańsk, SKANDIA Chodzież.

Tegoroczna zima 2009/2010 to bardzo duża ilość śniegu niskie temperatury powietrza. To one właśnie prawie wyeliminowały jazdę po nieprzejezdnych ścieżkach leśnych.Mors olo

Pasję rowerową w okresie zimowym już od 3-ch lat zamieniam na MORSOWANIE. Jest to wyczyn dla ludzi bardzo odważnych i trochę szalonych, więc nie mogło mnie tam zabraknąć.

Dzisiaj do wody wchodzę rekreacyjnie, delektuję się i chłonę całym ciałem i duszą piękno MORZA BAŁTYCKIEGO i SOPOTU. Każda kąpiel jest inna, a ja się coraz lepiej czuję i jestem zadowolony sam z siebie……Pokonałem moją największą słabość cielesną – zimno!!!

Hasłem MORSÓW SOPOCKICH brzmi

Zimna woda zdrowia doda.

Łącząc te dwie pasje wypełniam cały rok od wiosny – lata – jesieni do zimy.

Mam wrażenie, że w wieku 55+ zyskałem drugą młodość 33+.olo

Ważną rzeczą jest to, że niedojadają mnie żadne infekcje, znacznie mniej odczuwam bóle kręgosłupa, poprawił mi się nastrój i chęć do życia. Morsowanie i jazda na rowerze to wspaniała terapia na depresje, problemy emocjonalne i ucieczka od codziennych problemów. To nic nie kosztuje i nie słuchajcie rozsądku, że będzie zimno- będzie, ale przyjemnie zimno. Dopóki nie spróbujecie, nie przekonacie się jak jest naprawdę. Zimowe kąpiele to olbrzymi zastrzyk adrenaliny, który -dodaje energii. Organizm zaczyna produkować hormony, które poprawiają nastrój tzw endorfiny. Pod wpływem zimna dochodzi do zmian w przewodnictwie nerwowym, co zmniejsza dolegliwości bólowe, zwiększa się wydzielanie hormonów anabolicznych, czyli naprawczych, co stymuluje procesy regeneracyjne i 55+ staje się 33+.Druga młodość przychodzi sama. Poznałem wielu nowych znajomych takich samych pasjonatów, którzy szukają radości z tego, co robią i lubią.twardziel

W załączeniu przesyłam galerię zdjęć, które mają udowodnić innym, że połączyć wodę – z rowerem.

Zima jest równie piękna jak cały rok.

Pozdrowieni od MORSA BIKERA

„OLO”


Posted in Relacje | Leave a comment

Byliśmy w raju


Aby dostać się do raju należy sobie zasłużyć.Tak też to uczyniliśmy. Na podbój Raju wystartowaliśmy w ŚwibnieSwibnie, gdzie grupą pięcioosobową dotarliśmy ZKM. Skład ekipy pieszej Ania, Maryla,Adam ,Wiesiek i moja osoba.

Wyruszamy z portu, przekopem Wisły w kierunku Mewiej Łachy  podobno ładna, wiatr słaby to i humory doskonałe i w tak miłym nastroju dochodzimy do połączenia rzeki z Bałtykiem .Tam robimy kilka zdjęć i dalsza marszruta do Sobieszowa. Idziemy brzegiem morza, lecz zmieniająca się pogoda wygania nas do lasu. O godzinie 14 jesteśmy w Sobieszowie i zrobione 13 km .Schodzimy na plażę i dalej brzegiem kierujemy się do ujścia Wisły Śmiałej. Zaczyna wiać zimny wiatr, typowy wmordewind mocno utrudniając dalszy marsz. Tu i ówdzie słychać głosy o zawróceniu, lecz powrót oznaczałby dodatkowe kilometry. Pomału docieramy do cypla Wisły Śmiałej . Po cichu z Wieśkiem zastanawiamy się, co będzie jeżeli kamienna grobla oddzielająca Wisłę od Ptasiego Raju będzie oblodzona lub pod wodą , przecież nas zlinczują jeśli będziemy zmuszeni zawrócić. Podejmujemy ryzyko przejścia groblą i na nasze szczęście kamienny wał nadawał się do przejścia suchą stopą. Tym sposobem dotarliśmy do Górek Wschodnich mając na liczniku 19km.Nasze twarze upodobniły się do smakoszy tanich win przybierając kolory sinoczerwone . Przed nami  Sobieszewo które zdobywamy o godz.16.30 z 22km w nogach.

Dalej to już ZKM i jesteśmy w Gdańsku.

Pozdrawiam

Zbigniew Szymczycha

p.s Za tydzień może już na rower?

Posted in Relacje | Leave a comment

Szukamy wiosny

Tym razem nasz pieszy rajd rozpoczął się w Matemblewie . Na spotkanie już tradycyjnie przybyli Ania z Adamem, Maryla, Wiesiek i ja później, dołączył Olo na swym rowerze. Piękna słoneczna pogoda przyjemnie nastroiła nas do przejścia lasami do Oliwy a następnie do Jelitkowa. Z Matemblewa ruszyliśmy w kierunku Złotej Karczmy aby wejść na żółty szlak nieco go modyfikując gdyż wszechobecne roztopy nie pozwalają na dokładne trzymanie się szlaku. pomału zima zostaje przełamywana przez słońce , ptaki zaczynają świergolić a spod śniegu przebija się leśny grunt.Po 10km docieramy do Parku Oliwskiego w którym spaceruje mnóstwo ludzi , robimy kilka zdjęć i po małym odpoczynku ruszamy do Jelitkowa. Nad morzem tłumy spacerowiczów korzystających z pięknej pogody podziwiających gdańskich morsów i jednego surfera .

Dla nas Jelitowo to stacja końcowa gdzie zakończyła się wędrówka. Co prawda przebyty dystans nie był zniewalający ale towarzystwo i pogoda, wyśmienite .

Dystans 14km

Pozdr.

Zbigniew Szymczycha

Posted in Relacje | 2 Comments

c.d „czyli chodzimy dalej".

Mróz trzyma ,śniegi nie topnieją wiosna nie bardzo się spieszy wiec” c.d „czyli chodzimy dalej.

Nie będę się rozpisywał , będzie krótko i treściwie. Rozpoczęliśmy w Oliwie w parku gdzie tradycyjnie na mostku zostaliśmy zapytani przez sympatyczną panią czy nie mamy zapalić papierosa .Sympatyczna Pani usłyszała że nie palimy, więc chcąc nie chcąc przepuściła nas przez kładkę i tak pomaszerowaliśmy w kierunku Pachołka. Kręcąc zielonym i niebieskim znaleźliśmy się w Sopocie.

Przy molo dołączyła do nas kolejna grupa piechurów, Ania , Maryla i Adam .

Oczywiście panie natychmiast nadały szybkie tempo ,co nie obyło się od komentarzy na temat kondycji panów.

Po drodze dojechał do nas Olo / po wcześniejszym morsowaniu /

I w tak miłej atmosferze dotarliśmy do Brzeżna.

Dystans 19.8 km

Czas 6h

Średnia prędkość 5km/h

Pozdr.Zbigniew Szymczycha

Posted in Relacje | 2 Comments

Szlakiem niebieskim do wieży widokowej "Pachołek"

28200005

W sobotę Piotra1981 zaproponował krótka wycieczkę po lasach TPK, ja jako pierwszy wyraziłem zgodę i rozpocząłem poszukiwania chętnych. Długo nie musiałem czekać, ponieważ pierwszy „Zibek” wyraził zgodę wraz z Wieśkiem. Następny, który wyraził zgodę to był Darek. Ja natomiast wyciągnąłem z domu mego sąsiada Adama. W efekcie było gotowych na taką wędrówkę 7 osób. Wprawdzie miała jeszcze z nami iść koleżanka Iza, ale coś jej widocznie wypadło.

Zebrała się grupka „wyżeraczy” i połykaczy leśnych połaci, więc miałem pewne obawy czy będę w stanie im dotrzymać kroku zwłaszcza po ostatnich moich przejściach zdrowotnych. Ruszyliśmy, ja wyszedłem na czoło, aby grupie robić zdjęcia i w ten chytry sposób jak lisek chytrusek:) spowalniałem tempo, aby nie wypaść z „gry”. W końcu chyba  przejrzeli moją grę i Wiesiek ze Zbyszkiem wyszli na czoło i narzucili swoje tempo. Bardzo ciężko mi się szło i nie tylko mnie ze względu na dość dużą ilość luźnego śniegu, w niektórych miejscach sięgało go do kolan. Dobrze, że pogoda nam dopisała, było dość ciepło i nie padało, więc powoli rozpinałem bluzę i zdjąłem rękawiczki. Po 5-ciu kilometrach, bo tyle odczytał nasz „mierniczy odległości” ze swym GPS’em Wiesiek, czyli na ul Reja postanowiliśmy zrobić przystanek na ciepłą wzmocnioną „herbatkę”. Rozpoczęła się cześć „posiłkowa” a przy okazji posypały się kawały, było momentami bardzo wesoło, ale czas ruszać w dalszą drogę po bardzo miękkim nie ubitym śniegu. Co pewien czas wyskakiwałem na czoło, aby zrobić fotki, niektóre drzewa, które były pokryte warstwą śniegu wyglądały jak malowane, coś kapitalnego, zresztą na niektórych zdjęciach to uwidoczniłem. Trasa urozmaicona, raz z górki a dwa razy pod górkę. Jedno z wzniesień o długości 1 km, miękki śnieg bardzo utrudniał podejście. 28200006Ostatnim tchem dowlokłem się na sam szczyt….uff nareszcie.

W grupie było wesoło,  mieliśmy jednego kolegę Adama „baloniarza”, którego interesowało latanie w podniebnych przestworzach, więc zainteresowanie tym tematem wzrosło, zwłaszcza „Zibek” zadawał mu wiele pytań. Posuwaliśmy się powoli kilometr po kilometrze, aż w końcu doszliśmy do wieży widokowej, na którą ja jako pierwszy wszedłem a po chwili jeszcze dwóch dołączyło, by popatrzeć na panoramę miasta, ale nie wiele było widać z powodu dość gęstej mgły.

I o to w ten sposób zakończyliśmy naszą wspólną wycieczkę, na liczniku było 11,5km ze średnią 5km/h. W Oliwie rozstaliśmy się i każdy oddalił się w kierunku swojego domu.28200008

Przyznam się szczerze, że wolę jednak przejechać rowerem 80 km aniżeli 11km marszem i mniej byłbym zmęczony.

Tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

fotki Piotra 1981

Posted in Relacje | Leave a comment
« Older
Newer »