Północne rubieże

Picture276Gdy w sobotnie popołudnie zamieściłem zajawkę o nieoficjalnym rajdzie następnego dnia, nie spodziewałem się tłumów. Byłem jednak trochę zaskoczony, że absolutnie nikt nie zgłosił swojego akcesu. „Trudno” pomyślałem. Rajd był stworzony jako samotny i taki pozostanie. W niedzielny poranek moje śniadanie zostało jednak przerwane przez chętnego (Piotra jak się później okazało) na wspólny wypad.

Do Chwaszczyna dotarłem punkt dziesiąta i zobaczyłem stojącego przy rowerze gościa. „F..k” pomyślałem na widok jego jeansów i „wełnianej” kurtko-bluzy. Ja wiem, że to nie szata zdobi człowieka, ale to nie zapowiadało nic dobrego – zapewne jakiś „zamulacz”. Ostrzegałem telefonicznie, że rajd będzie długi. Cóż, pobieżny rzut oka na rower mówił coś innego, więc od razu zapytałem się o „staż” rowerowy. Wieloletnie doświadczenie w średnich i długich dystansach… hmm… może nie będzie tak źle. Już na początku nastąpiła wtopa, ale bynajmniej nie z winy Piotra. Ten dzielnie trzymał się mojego „ogona” i nie odstawał ani na krok. To ja pomyliłem trasę i zgubiłem się w gąszczu okolicznych ścieżek. Taka wtopa na własnym terenie! Szczęście w nieszczęściu, że nieoczekiwanie zmieniona trasa obfitowała w naprawdę ładne widoki. Będę musiał kiedyś tam jeszcze podjechać. Z niewielkim opóźnieniem dotarliśmy w okolice Wiczlina, skąd zaczyna się trasa do Cisowej. W tym momencie wiedziałem już co nieco na temat mojego kompana i byłem pewien, że trasa przypadnie mu do gustu, ale żeby aż tak? Szybka i kręta ścieżka przyprawiona odrobiną błota i okraszone kilkoma punktami widokowymi wystarczyła, aby na twarzy Piotra zagościł uśmiech, promienny uśmiech.Picture297

Z Cisowej jechaliśmy lasem do Rumi Janowa, a potem wzdłuż kanału Łyskiego do Redy i Wejherowa. Po drodze starałem się jak najwięcej opowiedzieć Piotrowi o okolicznych terenach i ich zaletach, ale chyba zbytnio się rozgadałem 🙂 Pod Wejherowem skończyła się moja dojazdówka i wjechaliśmy w Puszczę Darżlubską. Te tereny już nie były mi znane, a założeniem wycieczki było dojechanie do Mechowa trasą omijającą asfalt. Kilka stromych podjazdów i dojechaliśmy do Kąpina górnego. Żadnych ruin (oznaczone na mapie) nie znaleźliśmy, ale należał się nam odpoczynek, więc spędziliśmy kilka chwil kontemplując wygląd małego kościółka. Teraz pora ruszać dalej. Tereny były wspaniałe. Pełno rozlewisk wzdłuż trasy (i na niej samej Smile), cisza, spokój i wspaniała pogoda. Z licznych bajorek wystawały ponad powierzchnie omszałe pnie i konary zwalonych drzew, które wyglądały jakby żywcem wyjęte z najbardziej pierwotnych lasów. Słońce ciągle zalewało nas promieniami z bezchmurnego nieba, a las chronił przed wiatrem. Tego mi było potrzeba od dawna. W pewnym momencie nasza trasa wiodła chwilę asfaltem, a potem odbijała w lewo. Tu moja druga wtopa. Zjazd, który na mapie był wyraźna drogą, musiał być w rzeczywistości jedną z licznych przecinek, bo po prostu go przegapiłem i tak asfaltem ciągnęliśmy już aż do Darżlubia. W pewnym momencie widzę jadącą z naprzeciwka grupę bikerów a wśród nich… Kasię i Janusza! Po krótkim i serdecznym powitaniu (i zerknięciu na nowy sprzęt Kasi) pojechaliśmy w dalszą drogę. Z Darżlubia pognaliśmy czarnym w kierunku Diabelskiego Kamienia i Bożej Stopki. Kamienie jak kamienie, ale za to szlak… palce lizać! Kamienie obfotografowane więc ruszamy dalej. Mała przerwa w sklepie w Starzynie i kręcamy na południe, aby jechać wzdłuż prawego brzegu puszczy omijając główną szosę.Picture323

Dobrze szło do Werblina, ale na trasie do Zdrady wpakowaliśmy się na całego. Na mapie była droga, a w rzeczywistości były to dwa błotniste ślady wiodące chaszczami i podmokłą łąką. Z nieskrywaną radością powitałem znów twardą, wiejską drogę. Z racji kończącego się czasu i zapasów energii, aż do Widlina jechaliśmy szosą. W Redzie odeskortowałem Piotra na SKM’kę, a sam ruszyłem bocznymi asfaltami do Chyloni. Stamtąd, jadąc po prawej stroną obwodnicy, dotarłem do Witomina, a następnie do domu.

Podsumować tę wycieczkę mogę tylko jednym słowem – fenomenalna!. Wspaniałe widoki i pełen słońca dzień sprawił, że aż chciało się żyć. Takie przeżycia w pełni rekompensują ból mięśni, jaki dziś odczuwam. Poza kilkoma wpadkami nawigacyjnymi cały rajd przebiegł bez większych problemów, a oba rowery (choć tak skrajnie różne w budowie) sprawiły się doskonale.

Co do Piotra, to już zgłosił chęć dalszej jazdy z naszą ekipą. Uważam, że będzie to z korzyścią dla obu stron, bo jest to świetny kompan na wycieczki i te bliższe i te dalsze. Nie boi się wymagań stawianych przez teren (także błotnisty) i potrafi docenić piękno trasy, a nie tylko szybkość z jaką można się po niej poruszać. To jedynie potwierdza stare powiedzenie, żeby nie osądzać po pozorach. Mam nadzieję, że dalsza eksploracja okolicznych terenów przysporzy Mu równie dużo radości, co niedzielna wycieczka.

  • Dst: 131 km
  • Avg: 17,9 km/h
  • Tm: 7:20

Howgh!

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Wiczlino

m=Cisowa,

m=Mechowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd do Źródła Marii

zrodlo-1Pogoda wielu bikerów niestety wystraszyła, pojawili się na rajdzie tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy dwóch kółek i oni właśnie mieli to co chcieli a było ich pięcioro.  Wiemy, że Qazi szykował się na wyjazd i na szykowaniu się skończyło, ponieważ ponownie wysiadł mu amorek. To trzeba mieć naprawdę pecha.

„Intel” miał jechać z nami, ale chyba wystraszył się tej trasy migając się, że złapał gumę. Nie wiem jak można jeździć na rajdy bez  zapasówki. Wszyscy spotkaliśmy się na molo na Zaspie: Zibek, Bono, Łukasz i Mudia, który dopadł nas na ścieżce rowerowej no i moja skromna osoba. Dojechaliśmy do Sopotu Kamienny Potok, ale tam nikt na nas nie czekał, więc ruszyliśmy na trasę. Już na samym początku jak dla mnie to ostry podjazd.  Droga dość mocno podmokła, duża ilość kałuż i korzeni drzew na których ja się przejechałem na glebę. W końcu ostry zjazd do ul. Reja, ale bardzo niebezpieczny, oprócz mnie jeszcze były trzy wywrotki, ale wszystkie nie groźne.

Asfaltem do góry na szlak żółty, który doprowadził nas do celu. Około 500m przed celem zatrzymał nas starszy pan, który również jechał na rowerze przestrzegł nas, że tą drogą nie przejedziemy ze względu na błoto do kostek. Nie jest tak źle pomyślałem, wrzuciłem na dużą kadencję i ostro ruszyłem…….udało się, ale rzeczywiście było ciężko rowerem rzucało jak śmieciem. Wszystkim nam się udało przejechać. Jest upragniony cel, choć właściwie nie było aż tak źle jak myślałem. Dojechaliśmy do Żródła Marii…..przystanek.

Fotki, śniadanie, za chwilę pojawiło się jeszcze troje rowerzystów, krótkie pogaduszki. Jeden z nich stwierdził, że wyglądamy jakbyśmy co wracali z Harpagana, rzeczywiście sprzęt był oblepiony błotem, także mieliśmy małe problemy z hamulcami, bo nie chciały działać a Zbyszkowi przestała działać przednia przerzutka, dlatego też była kąpiel roweru w jeziorze (fotka).

W moim rowerze również coś grzechotało, piszczało a o hamowaniu nie było mowy zanim to błoto po drodze nie odpadło. Momentami nie widać było wskazań licznika, ciągle przecierałem go rękawicą. Mimo wszystko była bajerancka zaprawa w dość trudnych warunkach. Dojechaliśmy do Chwaszczyna, gdzie skręciliśmy koło kościoła na boczną drogę, która doprowadziła nas do Osowy i Owczarni.

W Owczarni pożegnaliśmy Mudię a sami postanowiliśmy zjechać szaleńczą trasą koło studzienek, to była droga „rzeźnia” błoto do kostek. Trudno utrzymać kierownicę, rzucało rowerem to na lewo to na prawo, ale nikt nie powitał jakoś gleby, choć Łukasz mówił, że mało brakowało, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji Vertykalnej. I skończył się fantastyczny dzień, oby takich było więcej. Szkoda, że wielu amatorów dwóch kółek zrezygnowało z tak wspaniałego wypoczynku, jaką nam daje matka natura.

na liczniku 55km

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=normalny

m=sopot

m=chwaszczyno

m=osowa

szlak=niebieski

szlak=żółty

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 3 Comments

Rajd oldbojów wzgórzami kaszub

IMG_8574Jest sobota 3 XI, otrzymuję telefon, dzwoni Zbyszek… jedziesz jutro z nami do Kamienia?

Byłem trochę zaskoczony, ponieważ nie planowałem żadnego wyjazdu. Odpowiedziałem jednak: jadę. Jedzie również Wiesiek, ten sam, który połyka kilometry na swej kolarzówce. Tym razem wsiadł na górala. Popatrzyłem na prognozę ICM Meteo gdzie zapowiadali opady ciągłe. Trudno, będziemy jak zwykle „grzać” po błocie.IMG_8575

Już po wyjściu z domu zaczęło padać. Na dworcu czekał Wiesiek, a za chwilę dołączył Zbyszek „Zibek”. Ruszyliśmy przez Abrahama, wjeżdżając do lasu. Deszcz przestał być straszny lecz zapowiedziałem, że dojedziemy tylko do Owczarni i jeżeli nadal będzie padać to zawracamy….OK wszyscy zaakceptowali moją propozycję.

Jedziemy doliną Ewy. Bardzo ciężko tu się jedzie, wprawdzie nie ma piasków, ale podłoże jest momentami grząskie. Dojeżdzamy do Owczarni i tu podejmujemy decyzję. Z powodu ciągłych opadów zawracamy i jedziemy w kierunku Gołębiewa i przez Sopot do domu. Dojechaliśmy do Gołębiewa i pogoda się poprawiła. Zrobiło sie wesoło gdy ujrzeliśmy mały ledwo widoczny promyk słoneczka.

W związku z tym może jednak pojedziemy do tego Kamienia. Zapytałem o to kolegów… „no pewnie” – stwierdzili – „co będziemy siedzieć w domu”…jedziemy! Tylko jaki z Gołębiewa obrać azymut? Błysnęła mi myśl, że pojedziemy do Źródła Marii i tam zółtym szlakiem przedostaniemy się do Chwaszczyna. Tak też zrobiliśmy, wjechaliśmy na żółty szlak, który niestety był bardzo zabagniony. Pierwszy przekonał się o tym Zbyszek, który przejechał na korzeniu i gleba (fotka). Po raz drugi wpadł z rowerem do błota po osie, a sam kapultował się na obrzeże tegoż bagna.IMG_8582

Ja byłem następny, wjechałem w niby mały dołek przykryty liśćmi i niczego się nie spodziewając wpadłem do błota wraz z rowerem. Wiesiek również rozpoczął taniec po błocie, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji wertykalnej. Dalej było już bez przygód, dojechaliśmy do CPN’u przy radiostacji w Chwaszczynie i tam uzupełniliśmy powietrze w oponach.

2 km szosą i skręciliśmy w pole koło sklepu Cyklo Sport drogą szutrową w kierunku Ważna. Deszcz cały czas padał. Byliśmy umorusani w błocie, ale dzielnie wszyscy razem jechaliśmy. Mój napęd rozpoczął wydawanie przeraźliwych odgłosów żądając smaru 🙂 Przed miejscowością Ważno zatrzymaliśmy się w sklepiku, w którym zrobiliśmy zakupy. Krótki posiłek i odpoczynek. Trochę węglowodanów, białka i w dalszą podróż. Cały czas jechaliśmy drogami szutrowymi, ale podłoże było bardzo miękkie, także trasa była dość uciążliwa i męcząca, a oprócz tego na głowę ciągle padało.IMG_8583

Dojechaliśmy do Kamienia, pod wiatą autobusową trochę odpoczęliśmy i rozpoczęliśmy drogę powrotną do domu. Przez 46 km jazda w deszczu, dopiero w drodze powrotnej przestało padać.

Po powrocie miałem na liczniku 85 km

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Owczarnia

m=Gołębiewo

m=Kamień

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wzgórzami Kaszub

IMG_8925

Mapka

Jeden z kolegów z naszej ekipy postanowił zorganizować rajd na Hel. Ja natomiast na Hel już parę razy rajd prowadziłem, więc zrezygnowałem i postanowiłem nie brać w nim udziału.

W sobotę otrzymałem telefon od Michała, który zaproponował jakiś mały wyjazd, aby nie siedzieć w niedzielę w domu… zgodziłem się, pogoda zapowiadała się ładna, więc wysłałem parę zaproszeń. Wiem, że za późno aby w ostatniej chwili liczyć na to, że może ktoś będzie miał wolną niedzielę. Tylko jedna osoba się zgłosiła, był to Zbyszek.

Spotkaliśmy się w niedzielę rano i ruszyliśmy w drogę. Na początku było trochę  lasu, a później cały czas drogi szutrowe. Szosą jechaliśmy tylko do Abrahama we Wrzeszczu. Do Kamienia żadnych odpoczynków nie robiliśmy, a dopiero nad jeziorem Kamień zrobiliśmy 15 minutowy odpoczynek. W drodze powrotnej jechaliśmy trochę inaczej, a mianowicie: Ważno, Tuchom, Osowa i Oliwa. Trasy nie będę opisywać, ponieważ jest ona każdemu znana. Trasa bardzo krótka w obie strony licznik mi pokazał 72 km.

Ostatnio dużo godzin przesiedziałem na siodełku,

  • Bory Tucholskie: 175 km
  • Lasy Lęborskie: 120 km
  • Kamień: 72 km

… więc tym razem postanowiłem pojechać na zupełnym luzie.

Najważniejsze, że odpoczęliśmy na świeżym powietrzu przy bardzo ładnej pogodzie.

Dziękuję Zbyszkowi i Michałowi, że zechcieli mnie wyciągnąć z domu.

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Kamień

szlak=czarny

szlak=zielony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Rajd na Hel

IMG_2438

Cóż za ironia, postanowiłem poprowadzić rajd na Hel, w miejsce dla mnie szczególnie pechowe ostatnimi czasy. Gdybym był przesądny, to tego dnia pewnie bym z łóżka nie wyszedł… na nogi zerwałem się jednak już o 6, mimo że poprzedniego włóczyłem się po Kaszubach i Wdzydzach (łącznie jakieś 200 km). Najpierw do kościoła, następnie śniadanie… i małym poślizgiem, bo grubo po 8 wsiadłem na rower… przez Chwaszczyno do Koleczkowa, gdzie czekały już na mnie 3 osoby (Agnieszka, Mudia i Pablo).

Ruszyliśmy 20-minutowym opóźnieniem (9:25) – moja wina, ale na miejsce startu rajdu w Wejherowie byliśmy i tak przed czasem. Na miejscu czekał już Phantom, który dzień zaczął w nocy i przyjechał przez Kartuzy, miał już na liczniku 105 km.

SKM z resztą uczestników przyjechała punktualnie, więc i start (oficjalny) odbył sie w miarę punktualnie, mimo iż dzwonił Batik, że jedzie… spokojnie jednak nas dogonił bo jechaliśmy bardzo spokojnym tempem, może nawet za bardzo, ale po spędzeniu godziny w SKM ludzie musieli się rozruszać.

Żeby nikt nie zaginął, większość rajdu na Hel zamykałem grupę, razem z Elena, która ostatnio nie miała czasu, aby trochę więcej pojeździć oraz Satanem szukającym tematów do zrobienia zdjęcia.

Przed Rzucewem, na ostatnim większym podjeździe w lesie odpadł z rajdu Batik, któremu wyrobił sie gwint w korbie, w który był wkręcony pedał, nic zrobić się nie dało. Do Pucka dojechaliśmy prawie zgodnie z planem. Przy molo czekali na nas Obcy i Saba, więc po chwili ruszyliśmy już razem.

Ruch na rowerostradzie z Pucka spory, przyjemny dla oka, całe rodziny, jakieś drobne wycieczki… i nasz kilkunastoosobowy peleton. W tym momencie zatrzymuje się na poboczu ścieżki, aby porobić fotki członkom jadącej ekipy i ruszam tuż za ostatnimi, jednak nie świadomy wbitego w oponę kolca, nie doganiam grupy zbyt szybko, dopiero, gdy na zakręcie zaczynam odczuwać brak powietrza w kole, ruszam w pościg… gdy poczułem, że po chwili jadę już na feldze, wstaje na pedałach, aby odciążyć tylne koło, jednak to za mało, dalej jechać już nie mogę, a wołać nie ma sensu.<br> Dzwonię i nikt nie odbiera, zanim więc się do kogoś dodzwoniłem, grupa już trochę odjechała. Po chwili przyjechały 3 osoby, szybko załatałem dętkę, jednak za szybko, łatka puściła i znowu ostałem z tyłu, a ze mną Maciek. Postanowiliśmy założyć nową dętkę, nie używaną… jednak napompować się nie dało, bo… była dziura. Drugi raz sprawdziliśmy oponę, ale wszystko było ok, zresztą dziura w dętce nie wyglądała naturalnie. W tym czasie przyjechał Wojtek i Phantom. <br>Pierwszy ze względu na dętkę (26 cali), a drugi łatki i klej, którego mi już zabrakło… okazało, że dętka Wojtka (również nówka) miała dziurę taką samą i w takim samym miejscu, jak dętka poprzednia (oglądajcie kupowane dętki)… więc ja zakleiliśmy tym razem bardziej cierpliwie i jak się okazało skutecznie.

W tym czasie reszta grupy już dawno spokojnym tempem napierała w kierunku Helu, a my w 4 zespołowo ruszyliśmy w pościg zatrzymując się tylko raz na pozbycie się zbędnych płynów 😉 – po drodze, w okolicach Chałup mijali nas wracający już Mudia i jego kolega, najwyraźniej chcieli wrócić za dnia.

Pościg doszedł do skutku dosłownie kilkaset metrów przed końcem półwyspu, chociaż już 2 km wcześniej dogoniłem Obcego, Sabę, Elenę i Magdę. Po prostu część jechała ścieżką, a reszta szosą.

Cel rajdu osiągnęliśmy około godziny 17, ponad godzinę później, niż przypuszczałem… ale to żaden problem.

Nie mniej połowa ekipy postanowiła wrócić do Trójmiasta pociągiem, a reszta postanowiła rowerem (7 osób). Szoszo-ścieżką do Pucka, po drodze marnując trochę czasu na szukanie Pawła za nami, mimo iż jechał przed nami, ale to drobiazg 🙂

Za Puckiem zaczynało robić się ciemno. Wracaliśmy bocznymi asfaltami, przez Mrzezino, Pierwoszyno i Pogórze do Gdyni Chyloni, gdzie oficjalnie rajd się zakończył. 160 km rajdu (z Wejherowa), przy czym niektórzy mieli już ponad 200, a Phantom zbliżał się do 300 i z tego co wiem, to przed domem przekroczył te granicę. Nie mniej w Chyloni nikt się nie odłączył, dopiero w Redłowie na Gdańsk ruszył Sławek i Pablo, ja pojechałem odprowadzić Agnieszkę na Dąbrówkę, a reszta pojechała Sopocką w swoją stronę… W domu wybiło mi przypuszczalnie ponad 250, ale to już inna historia.

Wszyscy cali, chyba zdrowi (mam nadzieję, że ryba była świeża) – dziękuje wszystkim za udział 🙂

relacja i foty: Tomek „Flash”

asfalt=sporo

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Koleczkowo

m=Puck

m=Władysławowo

m=Hel

szlak=czarny

szlak=zielony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment
Newer »