Otwarcie sezonu 2006

Nadszedł dzień otwarcia sezonu 2006 Po długiej zimie nareszcie możemy wyjechać na tak upragnioną trasę. Rajd był planowany jeszcze w marcu, gdy jeszcze mieliśmy prawdziwą zimę.

Zakładałem, że w kwietniu teren leśny może być podmokły i w związku z tym postanowiłem zorganizować pierwszy rajd wiosenny na szosie. U wielu ludzi ta decyzja podlegała dyskusji… dlaczego po szosie? W końcu przekonałem ich, że las może być nieprzejezdny ze względu na bajora i grząski teren.

Spotkanie było wyznaczone w Redzie na godz. 10:00 grupa B i o godz. 11:00 grupa A. Krótko mówiąc grupa A miała za zadanie dogonić grupę B.  Długość trasy wynosiła ok. 100 km, a więc mieli do nadrobienia 20 km. Jest to rzeczywiście dość trudne zadanie. Pogoda nie zapowiadała się najlepiej. Miało być dość chłodno i przewidywane były przelotne opady. Temperatura w granicach 7-10 stopni. Na wyznaczone miejsce spotkania przybyła dość znaczna grupa chętnych. Kodeks drogowy mówi, że nie może być więcej jak 15 kolarzy w grupie. W związku z tym dzielimy rajd na dwie podgrupy po 15 osób każda. Drugą podgrupę powierzyłem naszej koleżance z GER’u Asi, która miała za zadanie utrzymanie przerwy ok. 100 m między podgrupami. Trochę byłem zaskoczony tym, że zgłosili swój udział w grupie B chętni, którzy powinni jechać w grupie A. Widocznie nasza grupa bardziej im odpowiada. Ciekawe tylko kto nas będzie gonił? chyba sam Flash i prawdę mówiąc nie wiele się pomyliłem, ale o tym w dalszej części relacji.

Karawana 15 osobowa ruszyła, a za nią druga taka sama. Trasy tu nie będę opisywał, zresztą załączam mapkę. Jest dość zimno a nad głowami zbierają się czarne chmury… dobrze, że ubrałem długie spodnie, bluzę i czapkę z Windstopper’u. Pierwsze kilometry były dość wesołe… za plecami ciągle słyszałem śmiechy. Atmosfera jest dobra. Pierwsze kilkanaście kilometrów za nami i zaczęło się to, czego najbardziej się obawiałem… deszcz. Humory trochę nam się popsuły. Wiadomo jak nie ma słoneczka to źle się jedzie, a po za tym te górki i wiatr dały nam się we znaki. Nie robimy żadnych odpoczynków dopiero w Krokowej będzie dłuższy postój. W międzyczasie dzwonił do mnie Flash, ale zanim ja wyciągnąłem telefon to zdążył się rozłączyć. Postanowiłem zadzwonić do niego, ale nie odpowiadał… widocznie nie miał czasu i pędził do nas co sił w nogach.

Jest nareszcie Krokowa, a więc dłuższy odpoczynek. Tak po cicho myślałem „może tu nas Tomek dopadnie?” Gdy tak spożywaliśmy śniadanie zaświeciło nam słoneczko. Może trochę podsuszą się nasze ubrania. Po jakichś 10 minutach nagle usłyszałem jakieś okrzyki…. no tak jednak Flash nas dopadł w Krokowej. Przyprowadził ze sobą jeszcze dwie osoby. Jak się okazało oni mieli na licznikach średnią 27 km/godz… to z jaką szybkością jechali? chyba 35 km/godz! To rewelacja na tak krótkim odcinku trasy nadrobić jedną godzinę. Naprawdę Wam gratuluję. Z Tomkiem przyjechał jeszcze Michał a trzeciego kolegi nie znam imienia, ale Tomek napiszę swoją relację i tam wszystko się wyjaśni. Nastąpiło spotkanie dwóch grup. Wszyscy cieszyliśmy się, że zadanie zostało wykonane. Andrzej zgłosił mi, że Aga, Tomek_Pruszcz, Paweł oraz on sam wracają do Wejherowa czerwonym szlakiem… mają dość szosy. W zasadzie rajd się zakończył więc każdy może wracać według własnego uznania. Andrzej relacjonował później, że w lesie mieli piękną pogodę, a przede wszystkim nie wiało i było słonecznie… no cóż nie każdy ma takie szczęście.

Reszta grupy wracała szosą. Pogoda z każdą minutą pogarszała się, zaczął wiać bardzo silny boczny wiatr, który spychał nas na środek jezdni. Nagle przy tych porywach wiatru ledwo usłyszałem sygnał dzwonka… to Tomek pytał gdzie jesteśmy, a my już byliśmy 10 km przed Wejherowem. On dopiero był z grupą kolegów przy zbiorniku. Nie było sensu czekać na nich, bo było dość zimno, więc poprosiłem go, aby prowadził grupkę do Wejherowa i tak się stało.

Natomiast przed Wejherowem znowu zaczął padać deszcz. Przed dworcem PKP nastąpił podział naszej pozostałej grupy na dwie kolejne. Jedna, którą prowadził Adam,  wracała do Gdańska rowerem, a druga pociągiem. Ja się zdecydowałem jednak na pociąg ze względu na złą pogodę.

Do domu dojechałem o godz. 18:00

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Zdjęcia: Sławek&Mieczysław

Relacja grupy A

Początkowo miałem jechać do Redy rowerem, jednak dobrze, że Intel (Marcin) mnie przekonał do skorzystania z SKM, a to z kilku powodów. We Wrzeszczu pojawiłem się o 9:50, jednak nikogo się nie doczekałem, także w umówionym wagonie byłem jedyny z rowerem. W Sopocie wsiadł Plucho (Michał), więc już wiedziałem, że nie jadę sam. W Gdyni nikt się nie dosiadł, a na dodatek kolejka z niewidomych przyczyn stała co najmniej 10 minut dłużej niż powinna… no to grupa Bnam już nieźle uciekła…

W Redzie jak się okazało, czekał na nas już od dawna Wojtek – szybko do nas dołączył i ruszyliśmy w pościgu.

Jechaliśmy bardzo dokładnie po wytyczonej wcześniej trasie. Nie obyło się bez przygód. W Połchowie spadł mi łańcuch, za Mrzezinem Wojtkowi urwała się torebka podsiodłowa na mocno dziurawej polnej drodze… a trasa miała być tylko szosowa… ale to nawet lepiej, choć troszkę odpoczęliśmy od asfaltu.

W Okolicach Osłonina zaczął padać deszcz, więc zrezygnowaliśmy z robienia fotek w Rzucewie, tylko pojechaliśmy prosto na Puck, gdzie zrobiliśmy pierwszy dłuższy nieprzymuszony postój, aby zadzwonić i skontrolować pozycję grupy B (niestety się nie dodzwoniłem) coś zjeść i zrobić fotkę zabłoconej twarzy Michała… i znowu ruszyliśmy z kopyta, aby średnia za dużo poniżej 30 nie spadła… Za Gnieżdżewkiem nastąpiło opróżnienie naturalnych zbiorników balastowych i dalej już bez zatrzymywania się, czasem szybciej, czasem wolniej, przed siebie… zgodnie z obranym planem, pomijając Jastrzębią Górę, ech, a tak miałem ochotę tamtędy pojechać…

Za Sulicami usłyszeliśmy rechot żaby… a to mój telefon, jak się okazało dzwonił Mietek pytając gdzie jesteśmy… trochę się zdziwił, że już prawie w Krokowej. W obawie aby nam nie uciekli docisnęliśmy do 45km/h i… się przywitaliśmy… i dalej już jechaliśmy razem, chociaż jak wiadomo, cześć pojechała lasem prze Mechowo, a pozostała grupa znowu została podzielona, jednak już nie na A i B….

Spokojnie walcząc z wiatrem, peletonem dojechaliśmy do Wierzchucina przez Żarnowiec, gdzie po dłuższym postoju, zastanowieniu i głosowaniu została podjęta decyzja o pewnej modyfikacji trasy. Na skrzyżowaniu poczekałem z Obcym na Tacoo i resztę, ale długo, naprawdę długo nie nadjeżdżali, bo pewnie pojechali inną trasą… więc postanowiliśmy we dwójkę rozpocząć pościg… i tu zaczyna się dramat, bo przed samym Prusewem rozrywa się Obcemu łańcuch i tracimy kolejne minut na jego naprawie – na szczęście miałem skuwacz.

Zabieg naprawy nie wyszedł tak, jak się tego spodziewałem, a przecież jeszcze wczoraj skracałem swój łańcuch i wszystko było cacy. Nie mniej Obcy mógł jechać pomimo dyskomfortu, jaki wywoływał ten łańcuch. Dokładniejszej naprawy chcieliśmy dokonać w przy zbiorniku wodnym, ale… ale nagle, tuż za Brzynem, nienajlepiej spięty łańcuch się rozerwał w ten sposób, że wygięło tylnią przerzutkę. Zrobiło się groźnie, ale przerzutkę jako tako udało się rękoma naprostować, a łańcuch spięliśmy bardzo dokładnie, co niestety zajęło trochę czasu. Telefonicznie upewniłem, czy grupa czeka na nas w umówionym miejscu, jednak gdy już tam dojechaliśmy, to nikogo nie było… no cóż, nadciągały naprawę ciemne chmury, więc dalej musieliśmy jechać sami.

Na długim podjeździe za Opalinem dopadł nas deszcz, który postanowiliśmy przeczekać w przydrożnym drewnianym daszku, a gdy deszcz na chwile zelżał ruszyliśmy dalej, no ale znowu zaczęło padać, a do tego poczuliśmy głód. Gdyby nie postoje to może byśmy grupę dogonili, ale w Rybnie daliśmy sobie z tym spokój i zatrzymaliśmy się w Tawernie. Ceny nie były zbyt zachęcające, jednak ostatecznie fajnie było zjeść cos ciepłego… chociaż z mikrofali – po partyjce bilarda ruszyliśmy dalej zatrzymując się w niemal każdym sklepie, bo Obcemu się zachciało drożdżówki… no niestety w niedzielę świeżych takich smakołyków nie mają nigdzie.

W kilka kilometrów przed Wejherowem spotkaliśmy grupę Bombelków, która tego dnia wracała z Łeby, chwilę im potowarzyszyliśmy, pogadaliśmy i ruszyliśmy dalej, rowerami, bo na SKM szkoda było nam pieniędzy. W Kazimierzu się rozdzieliliśmy, każdy w strone swego domu… i będziemy żyć długo i szczęśliwie. 😉

tekst: Flas

Na zakończenie chciałem podziękować wszystkim biorącym udział w tej masowej imprezie. Może nie była to łatwa trasa, ale za to będą miłe wspomnienia….i dlatego warto jeździć 🙂 Na przyszłość już nie będzie rajdów szosowych….. wchodzimy do lasów, gdzie będzie bardziej przyjemnie chociaż z tego względu, że zamienimy warkot blachosmrodów na śpiew ptaków.:)

Organizator

asfalt=sporo

dystans=100

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Reda

m=Żarnowiec

m=Wejherowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Wieżyca zimą

wiezyca_logo

 

Pamiętam, że już od nocnej wyprawy na Wieżycę (w sierpniu), 5 miesięcy wcześniej myślałem o tym, aby „zaliczyć” Wieżycę zimą. Ideałem były dokonanie tego w Sylwestra, ale problemy z rowerem, przerwa w jeździe a także warunki pogodowe, jakie panowały pod sam koniec roku nie sprzyjały takim wyprawom.

14 stycznia 2006 r.. Jako punkt startowy wybrałem Otomin.

Odpowiednio wcześniej zamieściłem informacje o tej wyprawie na kilku forach (aż 3) jednak poza mną na miejscu startu pojawiła się tylko Elena (z Gdańska), ale zanim jeszcze przyjechała zrobiłem rundkę po okolicach jeziora, miejsca spotkania i spotkałem kilku narciarzy, jak się okazało sympatyków Bombelkowania 😉 – Pozdrawiam.

Warunki były wspaniałe, słoneczko, bezchmurne niebo, godzina 10:35… no i skromne minus 5 stopni Celsjusza.

Sam Otomin to jedna wielka ślizgawka, więc Elena bardzo ostrożnie robiła pierwsze metry, tym bardziej, że w SPD jeździ od niedawna, nic, więc dziwnego, że bała się wjechać na jezioro. A przecież poza skromnym upadkiem, nic nie groziło. Z jednej strony dało się zaobserwować łyżwiarzy, wędkarzy oraz narciarza, który jak twierdził przebył całe jezioro… przez środek. Z nas dwojga, pierwszy zaliczyłem upadek.

Trudno o inne miejsce, gdzie tak znakomicie da się odczuć grawitacje 😉 Kilka minut przed jedenastą nadal nikt inny się nie zjawił, więc ruszyliśmy drogą na Sulmin, na której było równie ślisko jak na jeziorze toteż samochody poruszały się tam tempem pieszego. Wykorzystałem to, aby zrobić zdjęcie wjazdu naszej skromnej grupki do wioski, jednak troszkę się naczekałem, bo w tym samym czasie Elena nie mogła odmówić sobie „przyjemności” zapoznania się z podłożem…

Upadki były na szczęście niegroźne, chociaż siniaki z tego, co wiem, są… Po krótszych oględzinach doszedłem do wniosku, że miała zdecydowanie za dużo powietrza w kołach… psss… psss… i już dało się jakoś jechać, chociaż nadal ostrożnie, bo ubite podłoże zwane śniegiem było mniej śliskie dopiero jak wjechaliśmy na czarny szlak i tak aż do zjazdu do kładki.

Ten odcinek, prawie nie uczęszczany, więc dało się zjechać. Samej kładki do przejezdnych zaliczyć jednak nie wypadało, zresztą i tak trzeba było zsiąść, aby popatrzeć… Po pokonaniu łąki przykrytej śniegiem i podjazdu o dziwo pokrytego piachem, zero śniegu na odcinku 20 metrów… aby znowu wjechać w jakieś zaspy, a za nimi oblodzona droga Łapina. Przy samym wjeździe do Łapina Elena znowu dała się pokonać sile grawitacji, zresztą i ja bym wywinął orła gdyby pies szczekający na nas stanął bardziej centralnie na mojej drodze. Kiedy koleżanka sprawdzała stan swoich kolejnych kości, udałem się nad jezioro, które przy brzegu było pokryte 10-centymetrową warstwą kryształków lodu.

Tak mnie to zafascynowało, wykonałem tyle próbnych zdjęć, że Asa już dawno się pozbierała i sama udała się czarnym szlakiem… a ze zdjęć i tak niewiele mi wyszło, bo co ciekawsze kadry były pod ostre światło.  Nie pozostało mi nic innego, jak udać się w pościgu za Eleną, aby dogonić dopiero przy jeziorze Łapińskim. Wzdłuż jeziora jeszcze jakoś się jechało, jednak odcinek szlaku tuż za nim i tak aż do wjazdu na drogę do Czapelska wymagał już wysiłku. Podobne zresztą było na podjeździe do lasu. Po wdrapaniu się zrobiliśmy małą przerwę na powiadomienie rodziny, aby nie wysyłali jeszcze ekipy ratunkowej 😉 … poza tym wypadało coś zjeść, a także wypić to, co nie zamieniło się jeszcze w kryształki lodu. Leśna droga do mostku przed Marszewem pokryta śniegiem, jednak przejezdna… gorzej jak się za często zatrzymywało podziwiać zamarzająca rzeczkę, bo czasem ciężko było ruszyć.

Od Marszewa do Marszewskiej Góry było ekstremalnie ślisko, a przynajmniej tak sobie tłumaczę kolejne spotkanie bliskiego stopnia ze zmarzliną. Natomiast już po przekroczeniu szosy warunki jazdy były już całkiem inne, śnieg tylko lekko ubity, pewnie leśniczy nie lubi tu jeździć, więc można było poszaleć. Ach… nastało nieuniknione, od początku myślałem o tym jak będzie wyglądał odcinek szlaku przechodzący przez pola, do Huty Dolnej.

W zasadzie śniegu, nietkniętym od 2 tygodni (wtedy były ostatnie większe opady) dostrzegłem tylko ślady jakiejś zwierzyny leśnej oraz jednej, góra dwóch osób + sanki. Elena zdecydowała się przemaszerować, ja zaś walczyłem, walczyłem…. z wiatrakami, ale jakoś się udało bez zsiadania z roweru.  Długo się przejezdną drogą nie nacieszyliśmy, bo zaraz za Hutą znowu trzeba było wjechać w las, a tam czekały na nas jeszcze większe zaspy.

Zanim wjechaliśmy do Majdan, minęliśmy się z kuligiem. O tak, zima to świetny czas na zabawy na świeżym powietrzu, ale 8 godzin to już podchodzi pod masochizm – pomyślałem…

Jako, że powoli zbliżał się zachód słońca, a my myliśmy w połowie odległości miedzy Otominem, a Wieżycą, kierowanie głosem rozsądku postanowiliśmy do Egiertowa pojechać szosą.

Droga ta na szczęście nawet latem jest prawie nie uczęszczana, więc jechało się prawie jak po szlaku, tyle, że nieco szybciej i mniej ślisko.

No tak, ale powoli zaczynało się robić zimno, wszak nadchodził wieczór. Powoli zacząłem tracić czucie w palcach u nóg, mimo to jakoś zmusiłem się, aby zatrzymać i zrobić zdjęcie wiosce Kamele… Słońce powoli się chowało za horyzontem, a tymczasem dojechaliśmy do Egiertowa, gdzie Elena postanowiła kupić coś płynnego do picia… pospieszałbym ją, gdyby nie fantastyczny grzejnik w środku sklepu – szkoda, że rowerów nie można było wnieść do środka, ale i na zewnątrz nie było strachu, że ktoś ukradnie, bo kto by w taką zimnice… Słońce wciąż zachodziło, jakby czekało, jakby chciało powiedzieć, że jeszcze nam chwile potowarzyszy. Rozgrzani ruszyliśmy szosą, na której no niestety trochę samochodów było, ale nie na tyle, abyśmy torowali im ruch. Oczywiście z włączonymi lampkami „przelecieliśmy” u podnóża Wieżycy.

Wcześniej, na podstawie tego, co doświadczaliśmy na niby małych podjazdach, Elena twierdziła na Wieżycę nie zdołam wjechać… ach, szkoda, że się założyliśmy. Nie mniej bez zatrzymywania się nie było szans – wydeptana przez pojedynczych spacerowiczów ścieżka miała około 30-40 cm szerokości i ciężko było się na niej utrzymać.

Nareszcie, cel osiągnięty, po jednej stronie już dawno świeci księżyc, a z drugiej strony zanikająca czerwień. Kilka zdjęć dla potomnych i już powoli trzeba było się staczać. Zjazd rozpoczęliśmy o godzinie 17, po drodze mijając najprawdopodobniej rodzinę wspinającą się na szczyt… sam już nie wiem, kto był bardziej zdziwiony, oni czy my?

Jakby na to nie spojrzeć, były to chyba pierwsze rowery na Wieżycy w tym roku, a piesi, po resztkach fajerwerków, widać, że byli tu dużo wcześniej.

Pociąg z Wieżycy odjechał o 17:27 – prawie punktualnie…

Zdjęcia i relacja: Flash

asfalt=normalnie

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Osowa

m=Sulmin

m=Łapino

m=Marszewo

m=Wieżyca

m=Egiertowo

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment

Zakończenie sezonu 2005 Zredaguj

IMG_54059 października nastąpiło zakończenie sezonu letniego 2005r. Trasa była bardzo krótka, bo wynosiła ok. 45 km, ale czasami wymagała trochę umiejętności i wysiłku.

Nie spodziewałem się, że dojdzie do aż dwóch poważnych wywrotek Pierwsza nastąpiła przy zjeździe do Matemblewa Jeden z kolegów nie wyrobił zakrętu 90 st. i przy dużej szybkości…. efekt wiadomy. Duża powierzchnia rany została natychmiast zabezpieczona przed zakażeniem. Na tym odcinku trasy szybkość dochodziła do 50 km/godz.IMG_5417

Druga gleba skończyła się odesłaniem jednego z kolegów do pogotowia, założono mu 8 szwów, natomiast trzeciemu na czole urodził się guz wielkości jabłka i został odwieziony samochodem do domu. Przed tym zjazdem ostrzegałem, aby ci, co nie mają kasków zjechali boczną bardziej bezpieczną drogą i niektórzy skorzystała z mojej propozycji.

Dużo było korzeni także należało zwracać szczególną uwagę, aby koło nie uciekło w bok. Obejrzałem się do tyłu, następny za mną jechał dość daleko ze względu na niebezpieczeństwo kolizji. Zbliża się ów zjazd. Przesunąłem cały ciężar ciała za siodełko, aby obciążyć tylne koło i nie wykonać OTB. Klamkami operowałem bardzo delikatnie tak, aby nie zablokować kół.IMG_5418

Po zjechaniu na dół wydawało mi się, że kogoś brakuje… czekaliśmy dość długo… dwóch osób brakowało, więc Andrzej jako ratownik ruszył w ich kierunku spełnić swój obowiązek. Dość długo czekaliśmy,  chyba ok. pół godziny. Jak się okazało ta dwójka miała wypadek. Andrzej sprowadził ich już na piechotę na dół… widok nie był ciekawy. Tomkowi zaproponowałem, aby udał się do pogotowia…. i tak jego rajd w tym momencie się zakończył.

Po dłuższej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Owczarni. Przejechaliśmy Spacerową i skierowaliśmy się w kierunku Borodzieja a właściwie gdzieś 100 m za Borodziejem gdzie rozpaliliśmy ognisko. Było bardzo gwarno i wesoło. Po ok. 2 godzinach i skonsumowaniu kiełbasek oraz ziemniaków ruszyliśmy już niestety do domów przepiękną drogą nadleśniczych. Wylądowaliśmy w Oliwie i tu część ludzi rozjechała się w różne strony świata.

Trasa była bardzo krótka, więc postanowiłem tak ją zaplanować, aby nie była zbyt nudna, czyli ostre zjazdy i podjazdy. Ci, co mają doskonale opanowaną technikę jazdy po trudnym terenie przejechali ją bez większych problemów. Ta trójka, która została poszkodowana nie posiadała kasków, gdyby Tomek miał kask to nie doszłoby do zszywania, ale on kask zostawił w domu. Dotyczy to również „kompresora”.

Miło nam było przywitać przedstawiciela SBT Tacoo, który zaszczycił nas swoją osobą, jak również Agę ze Świrem. Aga Twój rower to bomba!!! Pozostało mi podziękować wszystkim za tak miłe spędzenie czasu wraz z Wami.

Z drugiej strony to spotkanie pozostanie długo w mej pamięci jako dramatyczne, oby takich wypadków więcej nie było.

Organizator: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=wysoki

trud=niski

m=Matemblewo

m=Borodziej

m=Wrzeszcz

szlak=niebieski

obszar=TPK

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rajd do Żarnowca

 

Planowana długość trasy to ok. 100 km. Na dworzec w Gdańsku-Wrzeszczu przyjechało 7 osób, a w Oliwie dołączyły następne 3 osoby. Do Wejherowa dojechaliśmy kolejką SKM ok. godz. 10.00 gdzie Tomek z Rumi przyprowadził grupę 11 osób. W ten sposób stworzyła się dość liczna grupa składająca się z 21 osób. Pogoda była wspaniała w związku z tym zapowiadał się bardzo ciekawy rajd. Na długo przed dotarciem do Wejherowa niektórzy mieli wielką ochotę poszaleć, bo uważali, że tempo 25km/godz. jest za wolne w związku z tym zaproponowałem, że jeżeli ktoś ma ochotę na szybszą jazdę to może grupę główną wyprzedzić, ale warunek był jeden: poczekać na większych skrzyżowaniach. Więc ruszyli a ja prowadząc grupę główną utrzymywałem równe tempo 20-25km,/godz. wiedząc o tym, że przy dłuższych trasach nie należy szarpać sił. Na efekty szybszej jazdy niektórych kolegów nie trzeba było czekać długo. Po prostu nadwerężyli swe siły i byli zmuszeni na dołączenia do głównej grupy. Od tego momentu wszyscy jechali razem. Ja natomiast jednakowym rytmem prowadziłem ludzi, którzy dojechali bez żadnych problemów.

Z Wejherowa skierowaliśmy się w kierunku Piaśnicy Wielkiej i prawym brzegiem jeziora dojechaliśmy do Żarnowca a następnie Brzyno, Nadole, Czymanowo. Następnie celem naszej wyprawy było między innymi dojechanie i obejrzenie głównego zbiornika elektrowni szczytowo-pompowej „Żarnowiec”. Aby do niego dojechać musieliśmy się wspinać pod dość ostrą górę. Niektórzy z kolegów już to miejsce odwiedzali, ale znaleźli się też tacy, którzy tam nigdy nie byli. Rzeczywiście widok imponujący, polecam każdemu, kto jeszcze nie odwiedził tych stron. W drodze powrotnej z tej góry niektórzy osiągali szybkość 60km/godz…..zjazd był niesamowity. Zjechaliśmy do głównej drogi kierując się już do dworca w Wejherowie, aby tam skonsumować jakiś ciepły posiłek…Należał nam się. W tym momencie mieliśmy w nogach 90km.Chętnych nie zabrakło

Cnv0280Po wyjeździe z Wejherowa pożegnaliśmy grupę Tomka z Rumii, ponieważ oni postanowili skrócić drogę jadąc wśród pędzących samochodów. My na tą trasę nie zdecydowaliśmy się, woleliśmy jechać dłuższą drogą, ale mniej uczęszczaną. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Wierzchucina, Bychowa i do Gdańska, przed nami zostało do przejechania tylko 40 km W sumie przejechaliśmy 130km. Ekipa była dobrze przygotowana kondycyjnie, nikt nie zostawał w tyle. Tyle tylko, że grupa rozciągnęła się na dość sporą odległość, co spowodowało pewne utrudnienie dla wyprzedzających nas samochodów. Do Gdańska wszyscy dojechali w komplecie bez żadnych problemów._6A_0008

Podsumowując wyprawę wniosek nasuwa się jeden: Częste zmiany rytmu doprowadzają do utraty sił, dlatego też pamiętaj: chcesz dojechać daleko to często spoglądaj na swój licznik i nie zmieniaj tempa jazdy gdyż doprowadza to do szybkiego zmęczenia organizmu. Po mojej obserwacji z przebiegu rajdu należy wyciągnąć wnioski:Cnv0281

Ze względu na to, że nie wszyscy mają jednakową kondycję więc proponuję zmniejszyć długość trasy do 90km. To ma być czynny wypoczynek. Przypominam, że na stronie www.rowery.gda.pl będą wystawiane komunikaty o rajdach organizowanych przez Gdańską Ekipę Rowerową. Jeżeli ktokolwiek zna ciekawe trasy rowerowe to prosimy o takie informacje na adres e-mail: mbut@wp.pl, my natomiast będziemy analizować te propozycje i wybierać najciekawsze trasy do realizacji.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz.

asfalt=sporo

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Wejherowo

m=Piaśnica Wielka

m=Żarnowiec

m=Brzyno

m=Nadole

m=Czymanowo

obszar=kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Rajd do Stegny 2005r

IMG_475925 czerwca spotkaliśmy się pod urzędem wojewódzkim, aby wyruszyć na wyznaczoną trasę.

Do godziny 10.15 zgłosili się wszyscy, którzy chcieli wziąć udział w tym rajdzie, było ich 13. Feralna czy nie?, mam na myśli numer 13….zobaczymy jak przejedziemy….odpowiem na to pytanie na końcu tej relacji. Ciągle wahaliśmy czy nie zmienić trasy na leśną z powodu dość uciążliwego upału. Po uzgodnieniu z grupą postanowiślmy jednak jechać do Złotej Wyspy. Tak, więc ruszyliśmy. W trakcie jazdy rozmyślałem sobie czy my przetrzymamy tę „patelnię” na Żuławach, teren nie osłonięty drzewami chyba będzie ciężko.

Dojechaliśmy do Sobieszewa tam zaopatrzyliśmy się w napoje, ponieważ bidony dość szybko są opróżniane, nic dziwnego temperatura dochodziła do 30 stopni w cieniu (miałem ze sobą termometr cyfrowy). W Sobieszewie postanowiłem wjechać na zielony szlak, co też zrobiłem i dalej już wszyscy szczęśliwi, że są tu drzewa, które nas osłaniają od słońca….i tak dojechaliśmy w pełnym szczęściu do ŚwibnaIMG_4763.

Naszym półmetkiem była Stegna. Przepłyneliśmy promem Wisłę i po wjeździe, do Mikoszewa skręciliśmy w lewo w ulicę Brzegową, która nas miała doprowadzić znowu do szlaku zielonego. Nareszcie jest upragniony szlak, nawet nie był tak mocno zapiaszczony, także całkiem znośnie się jechało, zresztą nikt nie narzekał. Po 12 km dojechaliśmy do Stegny

a tam postanowiliśmy zawitać do upragnionego morza, celem obmycia ściekającego z nas potu. Po krótkiej kąpieli, chociaż nie wszyscy się kąpali postanowiłem zebrać naradę wojenną, co dalej robić, bo zauważyłem, że ludzie nie za bardzo mieli ochotę zrezygnować z fantastycznych kąpieli.

Rzuciłem hasło: proponuję zrezygnować z dalszej jazdy po pustyni do złotej wyspy co Wy na to?

. Entuzjazm był tak wielki, że nie było sensu jechać dalej dyskutować na ten temat (temperatura w słońcu 35 stopni), w związku z tym zaproponowałem odjechać od tego tłumu ludzi w kierunku Krynicy o parę kilometrów i tam będzie długie wylegiwanie się i kąpanie w morzu. I tak zrobiliśmy….po zaopatrzeniu się w sklepie odjechaliśmy szosą parę kilometrów i skręciliśmy w kierunku morza. I to właśnie było to, czego szukaliśmy….plaża prawie pusta, cisza, spokój…tego nam brakowało.IMG_4767

Teraz powstał nowy problem, ponieważ niektórzy nie posiadali kąpielówek, ale jeden z kolegów wpadł na dość oryginalny sposób wejścia do wody, otóż założył zamiast kąpielówek koszulkę….wyglądał bardzo pociesznie (widać na fotce). Gdy wszedł do wody zdjął koszulę no i na golasa hyc do wody. Każdy sposób jest dobry.

Odpoczynek był bardzo długi, bo ok. 2 godzin. To był bardzo nietypowy rajd z tak długim wylegiwaniem się nad wodą. Uważam, że to był bardzo dobry pomysł z tą plażą, bo, po co mamy siebie katować w takim upale. Jak przyjdą chłodniejsze dnie to tę wyprawę na złotą wyspę ponowimy. Chyba nie będę opisywał trasy powrotnej.

Jeszcze zapomniałbym wspomnieć, iż w Stegnie odłączyły się od nas dwie osoby, ponieważ zaplanowały powrót przez Przegalinę, tak też zostało nas, 11 ale nie na długo. Wyjeżdżając z lasu otrzymałem telefon, że Wiesiek nas gonił z Gdańska na rowerze wyścigowym. I udało nam się spotkać właśnie w Stegnie…krótkie przywitanie. Towarzyszył on nam do chwili aż wjedziemy ponownie do lasu na zielony szlak.

Krótkie pożegnanie i znaleźliśmy się w lesie. Nie mógł on z nami jechać, bo oponkach jak palec daleko by nie dojechał. Umówiliśmy się, że on na nas poczeka w Mikoszewie. I tak się stało.

Ale jadąc od Stegny 5 km przed Mikoszewem dopadło nas następnych dwóch kolegów, którzy gonili nas z Gdańska był to Adam i jego kolega. Gdy dojechaliśmy do Mikoszewa nasz kolarz już czekał na nas i znowu przyjacielska rozmowa ale nie trwała ona długo, bo po przepłynięciu Wisły Wiesek pojechał swoją drogą.

Oprócz niego 4 osoby zdecydowały się również na jazdę powrotną po szosie, trochę byłem zdziwiony tą decyzją….jechać w pełnym słońcu, gdy już się ma w nogach 70km, ale skoro tak zdecydowali to już ich sprawa.

My natomiast jednak wybraliśmy może trochę cięższy teren, ale w cieniu drzew i tu była nasza przewaga.

Do Sobieszewa dojechaliśmy w dość szybkim tempie, przekroczyliśmy most pontonowy i gdzieś kilometr za Sobieszewem dopadliśmy naszych szosowców i od tego momentu jechaliśmy już razem. I jeszcze o jednym zapomniałbym wspomnieć a mianowicie: mieliśmy zaszczyt gościć dwóch maratończyków (Silwer i….o sklerozo wyhamuj się!….. zapomniałem imienia dziewczyny). Miało ich być w sumie czterech, ale dwie nie dojechały z nieznanych mi powodów.

Aga żałuj, że nie wzięłaś udziału z nami, ale ja jestem ciągle dobrej myśli. Złota Wyspa jest nadal aktualna….przygotuj kondycję!!! (chłop żywemu nie przepuści). hehehe Tempo było nie najgorsze (25-27km) biorąc pod uwagę ten upał. Nie było ani jednej osoby, która by zostawała w tyle. Z takim zespołem ludzi aż się chce jeździć.

Uważam, że ponownie ekipa stanęła na wysokości zadania….wspaniała kondycja, fantastyczne humory pomimo tych upałów jednym słowem dziękuję wszystkim uczestnikom za wzięcie udziału w tym nietypowym rajdzie. I osobne podziękowania dla naszych czterech dziewczyn, które dzielnie jechały i wcale nie ustępowały nam pod względem kondycyjnym.

Na początku zadałem sobie pytanie czy liczba 13 jest feralną liczbą i jak się okazało była dla nas jak najbardziej szczęśliwą liczbą. Dawno przestałem wierzyć w te bzdury naszych babć. Teraz poczekamy na odpowiednią pogodę, aby zrealizować rajd do złotej wyspy.

Długość trasy: 106km

Tekst i fotki: Mieczysław Butkiewicz

Zdjęcia wykonano aparatem CANON A60

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

m=Stegna

szlak=zielony

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajd do Karwi 2005r

karwia_logo

Wszyscy spotkaliśmy się przed dworcem PKP o godz. 9.00

Na spotkanie przybyło siedem osób w tym jeden dołączył w Wejherowie, a więc było nas ośmiu. W pociągu spotkaliśmy starych znajomych, którzy z całą rodziną dość często spędzają weekendy na świeżym powietrzu oczywiście na rowerach. <br>Pozdrawiam Was serdecznie!!!. Szkoda, że takich rodzin rzadko się spotyka na naszych drogach. Pozdrawiam Pana z Sopotu, którego miałem również przyjemność poznać w pociągu. Przy wspólnych wspomnieniach z naszymi znajomymi czas szybko minął i już stacja Wejherowo…..pora ruszać w drogę. <br> Wystartowaliśmy jak wspomniałem w osiem osób a po kilometrze jazdy było nas już siedmiu, ponieważ naszemu koledze tak niefortunnie zgiął się hak od przerzutki, że nie sposób było jechać dalej, oprócz tego sama prowadnica łańcucha również wygięła się. Przykro nam było z nim się rozstawać, ale trudno siła wyższa…..na szczęście odjechaliśmy niedaleko od dworca.

24e675d1e45cad75med

Rozważaliśmy jaki mógł by być powód tej awarii, i doszliśmy do wniosku, że w momencie przerzucania biegów ( to było pod górę) kolega zbyt mocno depnął na pedały, łancuch spadł z prowadnic i się zaklinował. Ale to jest moje zdanie. Pożegnaliśmy kolegę i ruszyliśmy w drogę…..droga była wolna od samochodów także całkiem fajnie się jechało aż do Mechowa. Groty postanowiły odwiedzić trzy osoby. W tym czasie zaczęło padać i jak ubywało kilometrów to padał coraz mocniej aż w końcu zaczeliśmy ubierać ubrania przeciwdeszczowe. No i tak padało i padało i końca nie było widać. A my jedziemy….niektórzy to tak ubłoceni, że wszystko z nich ściekało. W każdym bądź razie wszyscy będą mieli do czynienia w domu z pralką…..ubrania zabłocone, ale my odważni jechaliśmy dalej. Do odważnych świat należy. Dojechaliśmy do Jastrzębiej Góry i tak jakby przestało padać tylko lekko mżyło. W związku z tym humory nam się poprawiły i już o wiele przyjemniej się jechało. Mineliśmy Karwia, Dąbki i Białogórę. Tu zrobiliśmy dłuższy odpoczynek…..półmetek.

cf25cd19dc809d92medCzas wracać….pojechaliśmy przez Wierzchucino, Brzyno, Nadole i Czymanowo. No i ten słynny zbiornik elektrowni szczytowo pompowej „Żarnowiec”. Ja osobiście już tam byłem trzy razy a czwarty raz nie miałem ochoty tam się wspinać, także zostałem na dole z dwiema koleżankami i kolegą. A reszta pojechała na górę. Po ok. pół godziny wrócili i znowu wystartowaliśmy na trasę. Do Wejherowa dzieliło nas ok.. 30km, więc nacisnąłem nieco mocniej na pedały i na liczniku prawie przez cały czas wyświetlana była liczba 28-30km/godz. Zespół ludzi był mocny to można było na tę szybkość pozwolić….nikt nie zostawał w tyle.

No właśnie i tu zaprzeczam własnym słowom, bo na 5km przed Wejherowem zgubiłem dwoje ludzi Magdę i Tomka. Otóż okazało się, że na ostatnim postoju Magda zapomniała wziąć ze sobą plecaka, po który musiała wraz z Tomkiem wrócić…..gdy piszę tę relację rozmawiałem telefonicznie z Tomkiem, który powiedział, że plecaka już nie znaleźli. W plecaku były dokumenty, klucze od mieszkania i chyba jakieś pieniądze. Czyli jak z tego wynika to nie zgubiłem nikogo.

Magda bardzo Ci współczuję….jak mogłaś zapomnieć o plecaku? Dojechaliśmy do Wejherowa i wykupiliśmy bilety na pociąg i tu spotkała nas miła niespodzianka, otóż na dworcu spotkaliśmy naszych znajomych z pociągu z którymi rano jechaliśmy razem. Jak się okazało oni również zakończyli rajd po ziemi puckiej i rewskiej. Ponownie wracaliśmy wszyscy razem do Gdańska…..oj było wesoło!!! jak to miło czasami spotkać na trasie znajomych. I tak zakończyła się nasza przygoda…..trochę z przygodami! Długość trasy 102km, średnia 21km/godz. a w domu byłem o godz. 18.30 Przy okazji chciałbym się zwrócić do tych rowerzystów, którym wystarczy parę chmurek na niebie, aby spędzić dzień przed telewizorkiem….no, bo na dworze może padać:)

Jeżeli będziemy zwracali uwagę na pogodę to przesiedzimy całe lato w domu, ale to już nie mój problem….niech sobie siedzą. Jedno mnie cieszy, że zawsze bez względu na pogodę znajdą się partnerzy do rowerowania, ludzie, którym żaden deszcz ani zimno nie przeszkadza, i to są prawdziwi bikerzy!!! <br><br>

Refleksje po rajdzie:

1. Z całą pewnością mogę stwierdzić, iż mimo nie najlepszej pogody nikt się nie załamał ani nie narzekał.

2. Z mojego punktu widzenia uważam, że rajdzik był udany. Jechaliśmy przepiękną trasą leśną z Jastrzębiej Góry aż do Białogóry.

3. Szkoda, że nie wiele było słońca, z tego też powodu zdjęcia wyszły nie najlepsze….było zbyt ciemno.

4. Jak zwykle dziewczyny miały żelazną kondycją.

Na zakończenie chciałem podziękować wszystkim za wspaniałą jazdę i doskonałe humory.

Na tym chyba należałoby zakończyć moje Gadu Gadu:))

Do zobaczenia na trasie!!!!!

tekst: Mieczysław Butkiewicz

foto: Mieczysław&flash

asfalt=normalnie

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Mechowo

m=Jstrzębia Góra

m=Karwia

m=Dąbki

m=Białogóra

m=Żarnowiec

m=Wierzchucino

m=Brzyno

m=Nadole

m=Czymano

obszar=morze bałtyckie

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Krynica Morska 2005r

krynica_logo

 

31 lipca  2005r wyruszyliśmy do Krynicy Morskiej w dwóch grupach a mianowicie: grupa A wyruszyła spod LOT’u o godz. 10.00, natomiast silna grupa B o godz. 11.00

Otóż zadaniem grupy B było doprowadzenia do spotkania z grupą A tylko nie wiadomo gdzie to nastąpi. Na spotkanie przybyły trzy koleżanki a czwarta miała nas gonić, ponieważ spóźniła się na umówione spotkanie ok. pół godziny, więc nie mogliśmy na nią dłużej czekać. Jak się później okazało dogoniła nas w Świbnie na promie. Myśmy jechali lasem, czyli wolniej a ona pognała szosą z szybkością kosmiczną i w ten sposób udało jej dogonić nas na promie. Pogoda była byle jaka ale nie padało a temperatura wynosiła 20 stopni, czarne chmury wisiały ale to nas nie wystraszyło.IMG_4404 Na spotkanie przybyli uczestnicy często biorący udział w naszych rajdach i nasi „gerowcy”. I tylko jeden biker przyjechał z trójmiasta Michał. Ludzi, którym przeszkadzają czarne chmury na niebie trudno zaliczyć do grupy bikerów. Najlepiej siedzieć w domku, gdzie nie wieje wiaterek i jest ciepło. Przecież rajdy te robimy po to, aby poprawić kondycję i odporność organizmu na różne dolegliwości. Może niektórzy powiedzą, że tak długa trasa to nie dla nich, otóż nic bardziej mylnego. Z nami wyruszyła na trasę koleżanka, która na wstępie zapowiedziała, że nie przejedzie tej trasy.

Dojechała do Stegny i zawróciła szosą. I tu się należą dla niej duże brawa za odwagę….jak będzie taką praktykę stosowała to na pewno przyjdzie moment, że zdobędzie odpowiednią kondycję. Tylko pracą można do czegoś dojść a nie siedzieć w domu i narzekać, bo to jest najłatwiej i nie trzeba się wysilać. Jeżeli ogłaszamy na stronie to po, aby inni skorzystali z takiej formy odpoczynku a skoro niechcą to jest ich strata i nie będziemy na przyszłość informować wszystkich ludzi o naszych rajdach. My mamy w swojej ekipie tylu chętnych, że zawsze będziemy mieli z kim wyjechać na trasę. Ale do rzeczy o godz. 10.05 wyruszyliśmy w kierunku Olszynki, Sobieszewa, Świbno, Stegna i Krynica. Dokładnej trasy nie będę opisywał, bo jest na pewno znana dla większości. Jedna dobra informacja, że można dojechać żółtym szlakiem aż do Krynicy Morskiej. IMG_4918

Po starcie przycisnęliśmy trochę mocniej na pedały, wiedząc, że nasi „przecinacy” będą robić wszystko, aby jak najszybciej nas „dopaść”. Do Sobieszewa mieliśmy średnią 21km/godz.

W Sobieszewie wjechaliśmy na szlak żółty i tak jechaliśmy tym szlakiem aż do Krynicy Morskiej i tu nam szybkość niestety spadła ze względu na czasami miękkie podłoże, czyli piasek nie ubity.

Do Świbna dojechaliśmy kolektorem gdzie wsiedliśmy na prom. Po wyjściu z promu skierowaliśmy się ponownie do lasu. W lesie jechaliśmy spokojnie bez zrywów aż dojechaliśmy do Stegny gdzie zarządziłem dłuższy odpoczynek (15min). Ktoś z grupy przypomniał nam, że naszych bikerów nie ma, tak sobie pomyślałem czy coś się stało? Długo nie trzeba było czekać, aż z lasu wyłoniła się grupka pędzących kolarzy….poznałem z daleka Andrzeja, było ich pięciu. No i nareszcie spotkaliśmy się. Byli bardzo mocno zmęczeni z ich relacji usłyszałem, że średnią mieli 30km/godz. zresztą pokazałem fotkę, jaką mieli maximalną (39km/godz). Ja przy takich szybkościach chyba bym dostał zawału, hehe. Daliśmy im trochę odpocząć i dalej w drogę, ale już jechaliśmy spokojnie wszyscy razem. Droga po której jechaliśmy nie należała do lekkiej z powodu nieubitego piasku. Na 5 km przed Krynicą szlak ten przeciął drogę główną i dalej prowadził właściwie to nie dróżkami, ale łąkami (fot). Po drodze spotkaliśmy fajną wieżę obserwacyjną, gdzie na chwilę zatrzymaliś my się, aby porobić parę fotek. Do Krynicy od tego momentu było ok. 3km….no i dojechaliśmy po wertepach aż rowery trzeszczały.IMG_4926

Uff!! nareszcie jesteśmy w Krynicy Morskiej. Na wstępie relacji nie wspomniałem, iż umówiłem się z moim kolegą, który przyjechał na swej kolarzówce, aby z nami się przywitać….ładny gest….dzięki Wiesiek. Była godz. 15.00 zarządziłem godzinną przerwę do godz. 16.00, każdy mógł iść gdzie chciał, naturalnie dziewczęta wybrały się do miasta, a my pojechaliśmy na plażę, gdzie Andrzej z Tomkiem urządzili sobie kąpiel…..woda ciepła, ale brudna. Tomek nie miał stroju kąpielowego więc doradziliśmy aby wskoczył na nagusa i tak zrobił. Najważniejsze, aby się odświeżyć. Punktualnie o godz. 16.00 spotkaliśmy się ponownie w umówionym miejscu, aby wyruszyć w drogę powrotną. Ja zaproponowałem powrót do Stegny szosą ze względuna piaszczyste podłoże…wszyscy wyrazili zgodę. I tak się stało wszyscy jechaliśmy razem, samochody miały problemy aby nas wyprzedzać Po prostu za długa kolumna się ciągnęła, więc krzyknąłem, aby przecinacy ruszyli przed nami i tak się stało Andrzej pierwszy mnie wyprzedził za nim poszli następni.

W ten sposób nasza kawalkada się skróciła i już było OK. Nasz kolega Michał zaryzykował i pojechał z przecinakami i to był jego błąd a mógł jechać trochę spokojniej z nami. I znowu świetnie przygotowane rowery, ani jednej awarii….swojej nie zaliczam do awarii z powodu urwania koszyka do bidonu….musiałem go wyrzucić. Nie kupujcie tanich koszyków, bo to się zemsci na trasie. Na wskutek dużych wstrząsów uchwyt do mocowania do ramy po prostu się urwał. Na zakończenie chciałem tą drogą podziekowć naszym dziewczynom za wspaniałą kondycję jak również wszystkim innym kolegom a szczególności dziękujemy naszym przecinakom, którzy zechcieli ponownie się spotkać z nami na trasie. <br><br> Robin Tobie również należą się od nas podziękowania, że zechciałeś się u nas pojawić. I jeszcze jedno dołączył do nas nowy kolega z Pruszcza Tomek, któremu również dziękujemy za wzięcie udziału w rajdzie i wejścia myślę na stałe do naszej ekipy jako „przecinak” mocna pozycja w naszej ekipie…to nas cieszy! Stworzyła się nam dodatkowa grupa bardzo silnych bikerów jak na razie jest ich pięciu i myślę, że będzie ciągle się powiększała. I tak się zakończyła nasza przygoda do domu wróciłem o godz. 20.00 a na liczniku 142km. Nie ukrywam, że trochę byłem zmęczony, ale odczułem to dopiero jak usiadłem w domu do fotela. Nasza Asia z Poznania miała na liczniku 160km, ponieważ mieszka za Gdynią. Cieszy mnie to, że zrealizowałem zaplanowany rajd w 100%, pogoda dopisała a humory też. No cóż dziś jest poniedziałek i trzeba pomyśleć o następnym rajdzie.

IMG_4944Może należy zaproponować im rajd „rzeźnię”, jak są tak nie wypaleni a Tomkowi z Pruszcza jeszcze mięśnie nóg „dymią” to może jakiś czarny szlak do Wejherowa. Będą zmuszeni więcej wlewać wody do „chłodnicy” hehe. To tylko na razie moje propozycje, które niekoniecznie muszą być zrealizowane po prostu głośno myślę.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Zdjęcia: Mieczysław&Tomek flash

Asfalt=brak

dystans=150

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

m=Stegna

Krynica Morska

szlak=zielony

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment

Rajd do Rutek 2005r

rutki_logo

 

W niedzielę dnia 7 sierpnia spotkaliśmy się, aby odbyć rajd w dwóch grupach A i B.

Relacja grupy A

Pierwsza grupa miała za zadanie dojechania do Jaru Radu a dokładniej to na most w Rutkach, gdzie mieliśmy się spotkać z grupą B (przecinaki). Natomiast grupa B ze względu na swoją agresywną jazdę miała wydłużoną trasę i jechała do zamku Łapalicach i nawrót na most w Rutkach. Chciałbym wspomnić że będą opisane osobno dwie relacje obu grup. Wjechaliśmy ul Abrahama do lasu do niebieskiego szlaku, gdzie nastąpiło rozdzielenie grup. Wspólna fotka i w drogę grupa B wystartowała tak ostro, że aż się za nimi kurzyło, ale nie od kurzu tylko od unoszących się w powietrzu liści. My natomiast poczekaliśmy 5 minut i również ruszyliśmy, ale za nami liście jakoś nie chciały się unosić w powietrzu hehe. Po przejechaniu paru kilometrów jeden z naszych kolegów znalazł koło mostku komórkę, więc zatrzymaliśmy się….każdy jej się przyglądał….była włączona. Asia odczytała w menu jej numer i stwierdziła, że to komórka Tomka Flasha. To ci Tomek będzie miał niespodziankę jak ujrzy ją.

Chciałem zadzwonić do nich i powiadomić, żeby Tomek się nie martwił, bo telefon się znalazł, ale Asia chciała Tomkowi zrobić osobiście frajdę…. szkoda, że nie widzieliśmy radosnej miny Tomka….. no cóż myślę, że jakiś browarek………żartuję (prawdziwy biker nie…..). Ruszyliśmy w drogę, żadnych niespodzianek nie było oprócz jeszcze jednej a mianowicie…..gadu gadu a ja przy tej okazji skręciłem odruchowo nie w tę stronę co należało. Dojechaliśmy do Łapina, wówczas stwierdziłem, że nie w tym kierunku jedziemy ale numer….zatrzymaliśmy się i krótka analiza sytuacji. Decyzja została podjęta….zawracamy i jedziemy w kierunku wioski Przyjaźń a stamtąd do Rutek. Jak się okazało odjechaliśmy nie tak daleko bo tylko 5 km. Przez to w sumie straciliśmy 10km, ale trudno pogoda dopisywała, więc jechaliśmy dość szybko i tu nagle……oooo jaka radośc wszystkich jest wioska Przyjaźń, więc teraz prosto na Żukowo (ok.6 km), a jeszcze dalej jakieś 2 km Rutki. Nareszcie dojechaliśmy…. teraz rondo zakręt w lewo kawałek prosto i jest tablica z napisem Rutki 1 km, no to jesteśmy na miejscu. Przez ten stracony czas myśleliśmy, że „przecinaki” będą pierwsi od nas, ale niestety byliśmy osamotnieni……jest most ale na moście przywitał nas deszcz. Nie wyglądało to na niebie najciekawiej. Zeszliśmy pod most, aby nieco ukryć się od deszczu.

Wykonałem telefon do kolegów, ale oni jeszcze nie dojechali do Kartuz. Jeszcze na wstępie nie wspomniałem, że w Otominie miał do nas dołączyć Michał (nasz bombowiec). Czekał i widocznie mu się znudziło i ruszył w trasę sam. Nie dogoniliśmy go, bo pomyliśmy drogi. Spotkaliśmy go dopiero na moście w Rutkach. Czekaliśmy na naszych kolegów około godziny, dzwoniłem do nich, ale mieliśmy problemy z łącznością…nie mogliśmy się porozumieć. W końcu otrzymałem SMS’a i stwierdziłem, że chyba ich się nie doczekamy….są daleko. Jak się później okazało mieli bardzo ciężką trasę i to wszystko się opóźniło. Znam ten niebieski szlak i wcale im się nie dziwię, że do spotkania nie dojdzie. Tomek właśnie opisuje jak im rowery wpadały do wody. Po krótkiej naradzie z grupą doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu czekać dłużej, poza tym stojąc pod drzewami jest dość chłodno i deszczowo więc ruszamy w drogę powrotną oczywiście szlakiem niebieskim, ale zanim ruszyliśmy trzeba by było jakoś się wdrapać na górę po błotnistym zboczu nie było to łatwe zadanie, ale jakoś osiągneliśmy szczyt.

Ruszyliśmy… przestało padać, więc powrót był w miarę suchy. Było nas w sumie sześć osób i co jakiś czas ktoś się odłaczał, bo miał bliżej do domu, aż na końcu w Otominie zostałem ja z Asią, ponieważ mieszkamy blisko siebie, więc jechaliśmy razem do Zaspy i tu się rozstaliśmy. Szkoda, że to już koniec naszych przygód i nie ukrywam, że niedosyt z powodu niezrealizowania w pełni tego rajdu. Na liczniku skromnie 82 km.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Relacja grupy B

Zgodnie z planem spotkaliśmy się pod dworcem PKP we Wrzeszczu. W sumie 8 osób – wszyscy pojechaliśmy w kierunku niebieskiego szlaku, a gdy już dojechaliśmy, podzieliliśmy się na dwie grupki po 4 osoby – w miedzyczasie Mietek zrobił fotkę… jak się później okazało, było to pierwsze i ostatnie wspólne zdjęcie (tego dnia).

Przodem ruszyła grupa B (przecinaki), która musiała mocno naciskać na pedały, gdyż do pokonania miała kilka kilometrów więcej. Ci śmiałkowie to: Tomek (z Pruszcza), Marcin, Krzysiek i Tomek (Flash). Agresywny i krety zjazd niebieskim szlakiem wzdłuż ul. Słowackiego i znaleźliśmy się przy ulicy i dalej asfaltowym odcinkiem szlaku, a do Matemblewa. Stąd naszym podstawowym szlakiem, niebieskim przez lasy z wyjazdem w pobliżu Auchan… w międzyczasie pokonaliśmy mostek, przy którym Flash (jak się okazało) zostawił telefon, bo robił zdjęcia nadjeżdzającym kolegom.

Od przejazdu pod obwodnica jadąc a to niebieskim, a to czarnym szlakiem, grupa B dojechała do Otomina, gdzie nad jeziorem przyszedł czas na złapanie oddechu, fotki… no i w drogę, głównym szlakiem, przez Sulmin. Kawałek za wioską Flash zorientował się, ze zgubił telefon. Co chwila traciliśmy szlak ze wzroku, jednak nie zawsze wynikało to ze słabego oznakowania, najczęściej wynikało to chyba z chęci utrzymania dobrego tempa. Ostatecznie, po niewielkich modyfikacjach trasy (małe zboczenie z szlaku) dotarliśmy do wyczekującego Michała (Mxer)… nie wiemy jak długo czekał jeszcze na grupę A – chwile pogadaliśmy i pojechaliśmy dalej. No cóż, tym sposobem wjechaliśmy na jar raduni, który faktycznie czasami był nieprzejezdny… ba, czasem i bez roweru byłoby ciężko iść (fotki) – Tomek wyraźnie najlepiej radził sobie z tym terenem. W międzyczasie zaczęło padać, ale na szczęście korony drzew nas osłaniały. Przemierzając Jar Raduni trzeba być przygotowanym na wszystko… na super śliskie błoto przy podejściach, wąskie i zakrzaczone ścieżki, którymi nawet dałoby się jechać, gdyby nie śliskie, (bo mokre) korzenie i kto wie, czy to właśnie nie był powód, ze rower Tomka (z Pruszcza) odskoczył mu z rąk i przekoziołkował po skarpie około 5 metrów (może więcej) na bardzo miękki teren, prawie do samej Raduni. Po szybkiej akcji ratowniczej ruszyliśmy dalej.

Liczne dokuczliwe owady oraz błoto, z którym najwięcej radochy miał, Flash, czego efektem była kąpiel roweru w Raduni… i znowu w drogę, i znowu niebieskim, i znowu przez las. Kolejny postój był nieplanowany.. na skrzyżowaniu dróg w lesie nie było żadnych oznaczeń… ale za to było peeeełno jagód (fotki) i w czasie, gdy kolejni bajkerzy sprawdzali kolejne drogi w poszukiwaniu szlaku, reszta grypy koncentrowała się na konsumpcji tajemniczych kuleczek. Ostatecznie pojechaliśmy prosto i… pomijając przełajowy przejazd przez jakieś pola ze zbożem, gładko dojechaliśmy do Kartuz, gdzie Krzysztof postanowił odłączyć się od nas.. no cóż, trasa dawała chwilami nieźle w kość 🙂

Pozostało nas trzech i w takim wlanie składzie ruszyliśmy przez Kartuzy i jakieś 2 km po wyjeździe z tej miejscowości skręciliśmy w lewo, w kierunku zamku w Łapalicach, droga oznaczona numerkiem „6”, zresztą jest strzałeczka „punkt czerpania wody”. W pewnym momencie niepotrzebnie odbiliśmy w lewo, Flash znowu potaplał się w błocie, no, ale jechaliśmy dalej, aż natrafiliśmy na parę turystów na rowerach. Jak się okazało była to para z Niemiec (z dzieckiem), a jedynym sposobem na dogadanie się, był angielski.. po kilku w dłuższych i powtarzanych wyjaśnieniach, ustaliliśmy gdzie jesteśmy i w jakim kierunku się udajemy. Był to czerwony szlak prowadzący do zamku, ale wymagał zawrócenia się… Po serdecznych słowach pozdrowienia, wszyscy ruszyliśmy swoim tempem, aby już po 5-10 minutach dojechać do celu (fotki).

Powrót rozpoczęliśmy zjazdem asfaltem, za zamkiem w stronę wioski Łapalice… piękne widoki… a następnie w prawo na asfalt prowadzący do Kartuz. Na miejscu zatankowaliśmy na stacji benzynowej, (bo sklepy były już pozamykane) a Flash, nie bez problemu, dopompował sobie powietrza w, kołach, aby mięć mniej oporów w prowadzeniu grupy do Żukowa, gdzie dojechaliśmy w iście kolarskim tempie. W Żukowie po raz kolejny (i ostatni) tego dnia, wjechaliśmy na niebieski szlak, którym już raczej spokojnie dojechaliśmy do Otomina, gdzie Tomek odbił w prawo, a Flash (ja) i Marcin pojechaliśmy przez Szadółki do domu.

Trasa 110 km

Srednia: 22-25 km/godz

Średnia na Jarze Raduni 1-12 km/godz

Średnia Kartuzy-Żukowo 35 km/godz

Tekst: Tomek Flash

typ=rowerowy
m=rutki
m=łapalice
szlak=niebieski
m=łapino
m=przyjaźń
m=żukowo
m=otomino
m=kartuzy
atrakcja=most
m=zaspa
dystans=100
m=wrzeszcz
asfalt=normalnie
m=matemblewo
m=sulmin
trud=niski

kondycja=normalna
atrakcja=zamek
m=łapalice

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd nad iez. Wysockie 2004

IMG_417813 listopada 2004r postanowiłem objechać jezioro Wysockie.

Wyjechałem z domu o godz. 10.00 w kierunku Osowy przez ogródki działkowe. Następnie drogą główną w Osowie dojechałem do pierwszego skrzyżowania na światłach i tu skręciłem w lewo na boczną uliczkę. Przez cały czas jechałem ulicą i z prawej strony minąłem dworzec Gdańsk-Osowa.IMG_4182

Nieco dalej był przejazd kolejowy, przez który przejechałem i z prawej strony ujrzałem jezioro. Teraz należało znaleźć drogę, która poprowadziłaby mnie dookoła niego. Taka droga istotnie była, więc pełen zapału ruszyłem naprzód… parę fotek i w drogę Nawierzchnia była utwardzona, ale momentami błotnista. Co chwilę zatrzymywałem się, aby wykonać parę fotek, wiem, że nie będą one najlepszej jakości, jako że było pochmurno i tylko momentami wyglądało słoneczko. Przez cały czas jechałem jakimiś wertepami aż dojechałem do drogi głównej prowadzącej do Oliwy. Chciałem wracać przez Sopot – Wyścigi więc za obwodnicą skręciłem w lewo do lasu i ul. Reja dojechałem do bulwaru nadmorskiego.IMG_4193

W sumie przejechałem ok. 62 km

Tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Osowa

m=Oliwa

szlak=niebieski

obszar=TPK

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | 2 Comments

Rajd do Chmielna 2004r

cimg0685W niedzielę 25 lipca zorganizowałem rajd do Chmielna szlakiem niebieskim i czerwonym. Na umówionym miejscu i godzinie spotkała się nie mała grupka uczestników rowerowego szaleństwa. Ruszyliśmy w kierunku zwiniętych torów, i już na samym początku trasycimg0691 jak zwykle Mariusz (nie poraz pierwszy robi zamęt) wyprzedził prowadzącego a za nim poszło kilku innych no i skończyło się moje prowadzenie rajdu. Organizatora już nie było. Tym bardziej, że na starcie przypomniałem wszystkim, iż jedziemy spokojnie i nie ma być to wyścig. Ale niektórych to nie przekonało. Wydaje mi się, że jeżeli ktokolwiek chce się pościgać to może przecież pojechać na maraton i tam niech pokaże, co potrafi. Na ten temat z Mariuszem wielokrotnie rozmawiałem na temat wyprzedzania organizatora i rozbijania grupy…..nie dotarło. Na przyszłość chyba powinienem wybierać ludzi, którzy chcą na łonie natury odpocząć a reszta niech jedzie sobie na maraton.

No, więc przejechaliśmy były poligon i dalej do Otomina. W Otominie wjechaliśmy na niebieski szlak, który miał nas doprowadzić do Kartuz. Ale zanim nas tam doprowadził to jest tam odcinek chyba ok. 1km trasy a raczej męki….to był koszmar! Było wysokie pobocze, po którym trzeba było się wdrapywać na czterech i w dodatku po błocie jeszcze z rowerem. Nie było by tak źle gdyby nie było żadnych przeszkód w postaci wysokich pni, drzew leżących w poprzek ścieżki, krzaków no i błota, po którym buty w raz z rowerem zjeżdżały w kierunku Raduni, więc należało łapać się czegokolwiek po drodze, aby nie wpaść do wody. Często trzymając rower na ramieniu zjeżdżało się wraz z nim po błocie w dół. Ja nie zrobiłem ani jednego zdjęcia na tym zboczu, bo nie było, komu robić, wszyscy poszli do przodu nie czekając na nikogo. Nazwałem to „droga przez mękę”. Ostrzegam niech nikt nie próbuje tam jechać, to jest szlak absolutnie nie do przejechania a nawet bardzo trudny do przejścia pieszo.IMG_2677IMG_2673

Uff…..nareszcie jesteśmy wszyscy na szczycie tej góry, więc ruszamy dalej jakimiś wertepami, drogą polną pełną kamieni itp. Rowery spisywały się doskonale…trzeszczały, piszczały a przerzutki u mnie wydawały dziwne dźwięki, aż w końcu jedna z przerzutek przednich szwankowała, że nie mogłem w ogóle wrzucić najmniejszej zębatki, także pod górkę miałem utrudnioną jazdę i tak już było aż do Gdańska.

Zapomniałem wspomnieć, iż koło Kartuz wjechaliśmy na szlak czerwony, który to doprowadził nas do Chmielna.

Jest Chmielno!!! Więc pierwsze kroki skierowaliśmy do sklepu a po zrobieniu zakupów wybraliśmy miejsce nad wodą, gdzie zrobiliśmy dłuższy zasłużony odpoczynek. Była godz., 15.50 więc postanowiliśmy pobyczyć się do godz. 16.30. Nie ukrywam, że ten szlak niebieski odebrał mnie i nie tylko mnie sporo sił. Po 40 min odpoczynku wracamy do domu. Ale którą drogą wracać…..usłyszałem odgłosy tylko nie niebieskim szlakiem, więc została szosa. Jak większość zadecydowała to jedziemy drogą główną.IMG_2682

Jak zwykle od razu stworzyły się dwie grupy, ta pierwsza to dostała takiego sprintu, że trudno było ich dogonić….no, więc tak już zostało do końca. Ja byłem w tej drugiej grupie gdzie czterech było z Gdyni, więc oni mieli się odłączyć w Kartuzach i zmienić azymut na Gdynię. Jechaliśmy przez dłuższy czas razem, ale na moment musiałem się zatrzymać, aby zdjąć kurtkę i zamocować ją na bagażniku. Myślałem, że moja grupka gdzieś poczeka na mnie, ale myliłem się…..odjechali dość daleko. Wsiadam i jadę dalej już samotnie….trochę dokuczał mi stary uraz pękniętej ręki, który się teraz pogłębił. Droga była dobra, więc przycisnąłem mocniej na liczniku 31km/godz., sądziłem, że kogoś dogonię i rzeczywiście patrzę i oczom nie wierzę, odłączył się kolega z tej grupy Gdyńskiej. Wstąpił nowy duch….jedziemy, we dwóch będzie raźniej. Na liczniku dość szybko wskoczyła liczba 34, a raz nawet była 40km,/godz. no to nie źle tak trzymać. Kolega (nie pamiętam jego Imienia) doskonale się trzymał. I tak dobrnęliśmy do Gdańska cali i szczęśliwi. Przed Gdańskiem szybkość trochę zmalała do 25km/godz

We Wrzeszczu pożegnaliśmy się a ja pojechałem na Zaspę na spotkanie z Andrzejem, który zjechał właśnie z lasu i wspólnie dojechaliśmy do domu. Dziś piszę tę relację zmęczenia już nie odczuwam, ale mam mały problem ze starą kontuzją, która się odnowiła. Jednego jestem pewien, że to był mój błąd organizując ten rajd po szlaku niebieskim, tym bardziej, że już tam jechałem…..ale pamięć jest czasami zawodna. W sumie przed czasem wycofały się trzy osoby.

Chcę poinformować na przyszłość, że tak ciężkich rajdów na pewno nie będzie. Niech się nikt nie zniechęca. Będę wybierał trasy o wiele łatwiejsze!!! Nie może się taka sytuacja więcej powtórzyć, że ludzie odłączają się na wskutek wyczerpania. Jeden z uczestników powiedział mi, że po to organizuje się rajdy, aby coś pooglądać, pozwiedzać a nie przeć do przodu jak szalony i oglądać migające drzewa. I tu on miał rację. Co myśmy widzieli? Nic…..tylko rzeczywiście migające drzewa. Fakt, że w tym rejonie nie wiele było do oglądania. Ale było do obejrzenia w Chmielnie grodzisko i góra zamkowa pod Kartuzami. Sam już nie miałem ze zmęczenia chęci oglądać jakiekolwiek zabytki gdyby nawet były. Nic nie widzieliśmy. Powstaje pytanie to, po co my jeździmy rowerami, chyba tylko po to, aby nabijać kilometry i nic więcej. To nie widzę sensu organizowania tego typu rajdów.

Odczyt z licznika:

Przejazd całkowity 103km

Czas przejazdu 6godz.

Średnia 17.39km/godz

Maksymalna 44.7km

Myślę, że średnia całkiem niezła jak taki teren.

Tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans100

profil=niski

trud=normalny

m=Otomino

m=Żukowo

m=Rutki

m=Kartuzy

m=Chmielno

m=Gdańsk

szlak=czerwony

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy


Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »