Cóż może zrobić kobieta której mąż wyjechał gdzieś daleko na jakiś rzeźnicki maraton? Może na przykład… pojechać na wycieczkę rowerową!
Tuż przed długim weekendem codziennie zaglądałam na stronę GER-u, wyraźnie jednak nikt nie kwapił się do zorganizowania wycieczki. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce, i rzuciłam pomysł wyprawy kulinarnej do wielokrotnie już wypróbowanej knajpki w Kleszczewie, przy drodze na Starogard Gdański. Trasę tę pokonaliśmy z Piotrkiem na rowerach jakiś miesiąc wcześniej, i uznałam, że będzie idealna na mój debiut jako organizatora: nie za długa, nie za trudna, obfitująca w widoki, no i posiadająca wyraźnie zdefiniowany CEL.
Przejęta lekką tremą zbliżałam się do dworca we Wrzeszczu, którego budynek zasłaniał akurat stojący autobus. „Żeby chociaż była jedna, dwie osoby…” – myślałam. Okazało się, że osób jest aż 15, a kolejne 3 dołączą w Otominie!
Ruszyliśmy klasyczną drogą przez ul. Partyzantów, Srebrzysko, ul. Potokową i dalej po betonowych płytach aż do Auchan. Mietek początkowo nieufnie odnosił się do wybranej przeze mnie drogi, ale potem wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że odkrył nieznany sobie wcześniej skrót wzdłuż brzegu jeziora Jasień. 🙂
W Otominie nasza grupka powiększyła się o zapowiedziane 3 osoby, i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Sulmina, gdzie wjechaliśmy w las, kierując się na Kolbudy. W międzyczasie niebo, rano zasnute chmurami, zrobiło się błękitne, a słonce zaczęło mocno przygrzewać. W Kolbudach wjechaliśmy na zielony szlak malowniczo wijący się wzdłuż Raduni, który doprowadził nas do wsi Pręgowo. Tam zrobiliśmy krótki popas pod sklepem, a następnie skierowaliśmy się na mało uczęszczaną drogę asfaltową na Ostróżki, zakończoną dość ostrym podjazdem. Później szerokie, szutrowe drogi zaprowadziły nas do wsi Buszkowy, gdzie skręciliśmy w kierunku Domachowa. Jechaliśmy najpierw starym, zabytkowym brukiem w alei lipowo-kasztanowej, a potem drogą z płyt betonowych. Przecięliśmy szosę prowadzącą z Pruszcza i dalej jechaliśmy prosto w stronę Zaskoczyna, wąskim, połatanym asfaltem wijącym się malowniczo wśród pól. W Zaskoczynie wjechaliśmy na szutrówkę prowadzącą do Czerniewa. Był to jeden z tych bardziej widokowych odcinków – po prawej stronie mieliśmy stromy, zielony łańcuch wzgórz, który mi osobiście przywodził na myśl krajobrazy Beskidu Niskiego. 🙂
W Czerniewie skręciliśmy w lewo, na szosę, i bardzo przyjemnym, asfaltowym zjazdem dojechaliśmy w końcu do Kleszczewa.
Myślę, że nikt nie czuł się zawiedziony, kiedy ujrzał cel wycieczki – restauracja jest malowniczo położona w dolinie rzeczki Kłodawy, na zewnątrz stało mnóstwo drewnianych stołów, było ciepło i zacisznie. Rozsiedliśmy się przy 3 złączonych stołach i poszliśmy zamówić jedzenie, które dostarczono nam nadspodziewanie szybko. Wszystkim bardzo smakowało, i wiele osób głośno obiecywało wrócić jak najszybciej do tej knajpki, aby wyprobować pozostałe pozycje z menu, co bardzo polecam. 🙂
Popas trwał chyba z półtorej godziny, ale nikomu się nie śpieszyło. Kilka osób łakomie spogłądało w stronę rozwieszonego między drzewami hamaka. Słońce rozleniwiało! W końcu jednak trzeba było ruszyć w drogę powrotną… Wracaliśmy trochę inną trasą – szutrami przez Krymki i Lisewiec, aż do Biełkówka. Odcinek Lisewiec – Biełkówko zdecydowanie wart jest poświęcenia mu paru osobnych uwag. Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że był to najpiękniejszy, najbardziej malowniczy i widokowy odcinek trasy. Po lewej stronie mieliśmy rozległy widok na dolinę Raduni, i dalej, na wyżynę lasów otomińskich. Pocztówkowego charakteru nadawały też żółte łany rzepaku odcinające na tle bezchmurnego, błękitnego nieba.
Szybki, szutrowy zjazd doprowadził nas do Bielkowa, gdzie wskoczyliśmy na asfalt do Lublewa. Przez chwilę zastanwialiśmy się, czy jechać głowna szosą Kolbudy -Gdańsk do Bąkowa, czy szukać polnych objazdów, ale odważnie podjęliśmy ryzyko 😉 i przemknęlismy w końcu głowną drogą. W Bąkowie wjechaliśmy w las, na żółty szlak, mijając po prawej rezerwat Bursztynowa Góra. Żółtym, a potem czarnym szlakiem tuż nad brzegiem jeziora Otomińskiego dojechaliśmy do miejsca gdzie rano spotkaliśmy się z częścią naszej grupy. I tutaj też ze znaczną jej częścią się pożegnaliśmy – parę osób pojechało w stronę Gdańska, a reszta przez Kiełpino Górne skierowała się w stronę Wrzeszcza. Ja odłączyłam się w okolicy Auchan, gdzie mieszkam.
Podsumowując – wycieczka była bardzo udana, i myślę, że warto by kultywować nasze kulinarne peregrynacje. Ktoś wspominał coś o pierogach w Wyczechowie… Hmmm… ]:-).
Przejęta lekką tremą zbliżałam się do dworca we Wrzeszczu, którego budynek zasłaniał akurat stojący autobus. „Żeby chociaż była jedna, dwie osoby…” – myślałam. Okazało się, że osób jest aż 15, a kolejne 3 dołączą w Otominie!
Ruszyliśmy klasyczną drogą przez ul. Partyzantów, Srebrzysko, ul. Potokową i dalej po betonowych płytach aż do Auchan. Mietek początkowo nieufnie odnosił się do wybranej przeze mnie drogi, ale potem wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że odkrył nieznany sobie wcześniej skrót wzdłuż brzegu jeziora Jasień. 🙂
W Otominie nasza grupka powiększyła się o zapowiedziane 3 osoby, i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Sulmina, gdzie wjechaliśmy w las, kierując się na Kolbudy. W międzyczasie niebo, rano zasnute chmurami, zrobiło się błękitne, a słonce zaczęło mocno przygrzewać. W Kolbudach wjechaliśmy na zielony szlak malowniczo wijący się wzdłuż Raduni, który doprowadził nas do wsi Pręgowo. Tam zrobiliśmy krótki popas pod sklepem, a następnie skierowaliśmy się na mało uczęszczaną drogę asfaltową na Ostróżki, zakończoną dość ostrym podjazdem. Później szerokie, szutrowe drogi zaprowadziły nas do wsi Buszkowy, gdzie skręciliśmy w kierunku Domachowa. Jechaliśmy najpierw starym, zabytkowym brukiem w alei lipowo-kasztanowej, a potem drogą z płyt betonowych. Przecięliśmy szosę prowadzącą z Pruszcza i dalej jechaliśmy prosto w stronę Zaskoczyna, wąskim, połatanym asfaltem wijącym się malowniczo wśród pól. W Zaskoczynie wjechaliśmy na szutrówkę prowadzącą do Czerniewa. Był to jeden z tych bardziej widokowych odcinków – po prawej stronie mieliśmy stromy, zielony łańcuch wzgórz, który mi osobiście przywodził na myśl krajobrazy Beskidu Niskiego. 🙂
W Czerniewie skręciliśmy w lewo, na szosę, i bardzo przyjemnym, asfaltowym zjazdem dojechaliśmy w końcu do Kleszczewa.
Myślę, że nikt nie czuł się zawiedziony, kiedy ujrzał cel wycieczki – restauracja jest malowniczo położona w dolinie rzeczki Kłodawy, na zewnątrz stało mnóstwo drewnianych stołów, było ciepło i zacisznie. Rozsiedliśmy się przy 3 złączonych stołach i poszliśmy zamówić jedzenie, które dostarczono nam nadspodziewanie szybko. Wszystkim bardzo smakowało, i wiele osób głośno obiecywało wrócić jak najszybciej do tej knajpki, aby wyprobować pozostałe pozycje z menu, co bardzo polecam. 🙂
Popas trwał chyba z półtorej godziny, ale nikomu się nie śpieszyło. Kilka osób łakomie spogłądało w stronę rozwieszonego między drzewami hamaka. Słońce rozleniwiało! W końcu jednak trzeba było ruszyć w drogę powrotną… Wracaliśmy trochę inną trasą – szutrami przez Krymki i Lisewiec, aż do Biełkówka. Odcinek Lisewiec – Biełkówko zdecydowanie wart jest poświęcenia mu paru osobnych uwag. Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że był to najpiękniejszy, najbardziej malowniczy i widokowy odcinek trasy. Po lewej stronie mieliśmy rozległy widok na dolinę Raduni, i dalej, na wyżynę lasów otomińskich. Pocztówkowego charakteru nadawały też żółte łany rzepaku odcinające na tle bezchmurnego, błękitnego nieba.
Szybki, szutrowy zjazd doprowadził nas do Bielkowa, gdzie wskoczyliśmy na asfalt do Lublewa. Przez chwilę zastanwialiśmy się, czy jechać głowna szosą Kolbudy -Gdańsk do Bąkowa, czy szukać polnych objazdów, ale odważnie podjęliśmy ryzyko 😉 i przemknęlismy w końcu głowną drogą. W Bąkowie wjechaliśmy w las, na żółty szlak, mijając po prawej rezerwat Bursztynowa Góra. Żółtym, a potem czarnym szlakiem tuż nad brzegiem jeziora Otomińskiego dojechaliśmy do miejsca gdzie rano spotkaliśmy się z częścią naszej grupy. I tutaj też ze znaczną jej częścią się pożegnaliśmy – parę osób pojechało w stronę Gdańska, a reszta przez Kiełpino Górne skierowała się w stronę Wrzeszcza. Ja odłączyłam się w okolicy Auchan, gdzie mieszkam.
Podsumowując – wycieczka była bardzo udana, i myślę, że warto by kultywować nasze kulinarne peregrynacje. Ktoś wspominał coś o pierogach w Wyczechowie… Hmmm… ]:-).
tekst: Ola Nowakowska „Szaszka”
zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz „sot”
asfalt=niewiele dystans=100 kondycja=normalna profil=niski trud=niski m=Otomin m=Sulmin m=Kolbudy m=Pręgowo m=Ostróżki m=Buszkowy m=Domachowo m=Zaskoczyn m=Czerniewa m=Kleszczewo szlak=niebieski szlak=zielony szlak=Zółty szlak=czarny obszar=Kaszuby Atrakcja=rzeka typ=rowerowy
Dodaj komentarz