Rowerowy raj

IMG_8845Ktoś mądry powiedział, ze dwóch kompanów podróży to za mało, a czterech to już tłok. Na starcie pojawiłem się ja (Mudia) i trzech moich kompanów: Mietek, Wojtek i Bono. Czy nie uznacie tego za obiecujący początek?

Naszym celem był „Ptasi raj” na Wyspie Sobieszewskiej. Trasy nie będę opisywał, bo jechaliśmy nią niezliczoną ilość razy. Po dotarciu do samego Sobieszewa skierowaliśmy się w kierunku grobli, skąd po krótkim odpoczynku i zrobieniu kilku fotek udaliśmy się do rezerwatu. Ptasi raj przywitał nas odgłosami ptactwa, które idealnie wkomponowywały się w widoki tak wspaniałe, że trudno je opisać słowami. Niezatarte wrażenie zrobił na mnie widok z drugiej wieży.IMG_8848 Błękit krystalicznie czystego nieba dopełniał obrazu szuwarów o słomianym kolorze i ciemno niebieskiej toni wody. Stałem przez kilka minut w ciszy obserwując ten wspaniały obraz, który jasno dawał znak, że wiosna rozpoczęła się na dobre. Z rezerwatu, klucząc po lesie, dotarliśmy do kolektora, który zaprowadził nas nad kanał Wisły, a następnie udaliśmy się do sklepu przy przeprawie promowej. W czasie gdy reszta odpoczywała w cieniu budynku, ja zjechałem nad samą przeprawę i wprost zachłysnąłem się ciszą jaką tam panowała. Żadnych samochodów, ludzi i tylko cichy szum Wisły, który był tłem dla leniwie przesuwających się po niebie obłoków. Było wspaniale i bardzo żałowałem, że nie miałem ze sobą aparatu. Znad przeprawy wróciliśmy równie standardową drogą, jaką dotarliśmy na wyspę, a sama droga przebiegała bez zakłóceń. W Gdańsku pożegnaliśmy się i każdy udał się w stronę domu.

Wspomniałem już o fantastycznej pogodzie jaka nam towarzyszyła. Zawsze twierdziłem, że odpowiednia aura jest niezbędnym elementem każdego rajdu. Ten wypad tylko to potwierdził. Przez cały czas wycieczki rozmawialiśmy na wiele tematów: o naszych znajomych, którzy już z nami na rajdy nie wyruszą [*], o sprzęcie, o zgubnym wpływie jaki mają kobiety na rowerzystów 🙂 i o wielu innych rzeczach. Wszystko to sprawiło, że ten pierwszy, prawdziwie wiosenny rajd uważam za bardzo udany. Bawiłem się świetnie i dziękuję wszystkim za towarzystwo.

MudiaIMG_8864

Niedziela, pięknie zapowiadał się poranek. Pakuję manele i ruszam w drogę do Gdańska. Mudia zapowiedział, że ma dość siedzenia w domu i podpisuje się pod moim wyjazdem, no to pomyślałem – nie jest źle. We dwoje też możemy jechać. Gdy dojechałem na miejsce spotkania mile się rozczarowałem, bo tam już czekały trzy osoby. Tylko Qaziego nie widziałem, który narobił tyle rabanu a jednak nie przyjechał. No cóż chłopak ma rodzinę a z tym związane obowiązki domowe….. trudno. Ruszyliśmy we czworo. Tempo było umiarkowane, a słoneczko coraz bardziej przygrzewało, także w lesie nastąpiła rozbieranka z ciuchów którą zapoczątkowa Mudia wraz ze mną. Jest Sobieszewo, skręciliśmy w lewo w kierunku Górek Wschodnich. Parę kilometrów i jesteśmy na miejscu. Ptasi Raj utworzony w 1959 roku na powierzchni 198,07 ha u ujścia Śmiałej Wisły do zatoki Gdańskiej dla ochrony ptactwa wodnego i błotnego oraz miejsca odpoczynku ptaków na jednym z ważniejszych szlaków ptasich migracji. Odwiedziliśmy również dwie wieże obserwacyjne, zrobiliśmy parę fotek i kierujemy się w kierunku kolektora. Pogoda była fantastyczna, ciepło, mały powiewał wietrzyk z południa, także w drodze powrotnej dmuchał nam w plecy. Na końcu kolektora fotka pamiątkowa i pojechaliśmy do Świbna a następnie przez Przegalinę do Sobieszewa i do Gdańska.IMG_8876

Uważam, iż była to najbardziej udana wycieczka pod względem pogody no i bardzo miło po drodze się gawędziło z kolegami, przeważnie na temat już znany pt.„jak odchudzić rower”. Jest to ostatnio najczęściej komentowany temat, a ja już postawiłem pierwszy krok w tym kierunku wymieniając korbę Truvativ na korbę Hollowtech II LX, w ten sposób zyskałem 40dkg.

Na liczniku 78 km

do domu zjechałem o 15:30

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Olszynka

obszar=morze

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Czarnym szlakiem do Wejherowa

czarny_szlakWyruszyłem z domu o 8:30 planując przybyć na miejsce spotkania nieco przed czasem. Zjeżdżając obok poligonu na Morenie zaliczyłem pierwsze błoto tego dnia. Doskonale zdawałem sobie sprawę że takiej „zabawy” czeka mnie dziś znacznie więcej. Czarny szlak do Wejherowa jest bardzo trudnym szlakiem z kilkoma naprawdę ostrymi podjazdami…
Dodatkową atrakcją będzie zapewne błoto i rozjeżdżone przez traktory ścieżki. Jednak to właśnie jest celem rajdu. Zdobyć szlak w długich spodniach i kurtkach brodząc po kostki w błocie. Co więcej – zdając sobie z tego całkowicie sprawę jeszcze przed rozpoczęciem rajdu. Bo nie sztuką jest zostać zaskoczonym na trasie i „jakoś” dać sobie radę. Sztuką jest umieć przygotować się psychicznie do każdego rodzaju przeciwności.
Na starcie okazało się, że tylko Qazi zdołał przygotować się psychicznie do trudów dzisiejszego rajdu. Niestety nie udało mu się to w kwestii fizycznej i mocno niedysponowany ruszył za mną w stronę TPK. Za to, że w ogóle próbował należy mu się spory „szacun”. Ilu z nas przekręciłoby się na drugi bok w łóżku? (na pewno ja).
Pierwszym punktem rajdu było połączenie się z grupą „gdyńską” czekającą na nas o 10 pod Krykulcem. Prowadziłem przez TPK, wjeżdżając na Abrahama, a następnie Szwedzką Groblą zjeżdżając w dół aż do Oliwy. Po drodze próbował mnie zaatakować sporej wielkości pies (owczarek niemiecki) który biegał luzem bez smyczy i zupełnie nie reagował na polecenia (krzyki) swojej właścicielki. Pies biegł z naprzeciwka akurat jak zjeżdzałem „słuszną” prędkością w dół. Miałem na pewno ponad 40 km/h i pomyślałem, że chyba rozwalę bestię bo nie ma szans na hamowanie. Szkoda tylko roweru. Więc tak jechaliśmy/biegliśmy na przeciwko siebie co trwało może 2 sekundy i nagle pies poszedł bokiem. Oczywiście nie zdążył mnie złapać zębami, a ja nie zdążyłem rzucić mięsem w jego właścicielkę (głupia krowa). W momencie gdy pies zawracał w miejscu i rzucał się w kolejny pościg za mną ja byłem już daleko z przodu martwiąc się jedynie o Qaziego. Na szczęście ten jechał niedaleko za mną… ciekawe jak opisze to zdarzenie bo nie mieliśmy jakoś okazji pogadać.
Przejeżdżając obok Pachołka (Zieloną Drogą) napotkaliśmy szwadrony pieszych machających kijkami trekkingowymi. Były to chyba 3 grupy po kilkanaście osób idące w pewnych odstępach od siebie. Qazi miał problemy z łańcuchem więc zatrzymaliśmy się na moment gdy akurat jeden ze szwadronów przechodził tuż obok… gdy tylko przeszli nastała błoga cisza przerywana jedynie trójwymiarowymi dźwięgami kilku dzięciołów i innych nierozpoznanych przeze mnie ptaków. To było naprawdę rewelacyjne! Z każdej strony, z różnych wysokości i odległości dobiegały charakterystyczne postukiwania lub śpiewy. Świeciło słońce, niebo było błękitne z dość dużą ilością białych chmurek, ja miałem pełny bukłak wody, jedzenie, siłę oraz 70 km drogi przez las. Żyć nie umierać 🙂
Na Drodze Nadleśniczych zauważyłem jadącą z przeciwka żółtą sylwetkę bikera… Świru 🙂 Jechał co prawda w stronę Otomina ale szybko uległ zaproszeniu na „czarny do Wejherowa”. On to się lubi męczyć i brudzić 😉 Było nas już  trzech.
Do miejsca spotkania z grupą „gdyńską” dojechaliśmy mocno spóźnieni, ale na szczęście Mudia i Wojtek czekali na nas. Skład powiększył się do 5 osób aby jednak za chwilę spaść do 4. Qazi z powodu niedyspozycji postanowił jechać za nami swoim tempem. Po jakimś czasie poinformował mnie telefonicznie, że zawraca do domu. Dalszą drogę kontynuowaliśmy już w niezmiennym składzie czyli Świru, Mudia, Wojtek i ja.
Pogoda nadal dopisywała. Było naprawdę fantastycznie. Jechaliśmy średnim tempem pozwalającym utrzymać dobrą temperaturę ciała. Zdziwiła nas niewielka ilość błocka zalegającego na trasie. Czasami trafiały się kałuże czy większe rozlewiska, ale dało się je dość łatwo omijać i w sumie niewiele zsiadaliśmy z rowerów. Pierwszy odpoczynek zrobiliśmy koło Piekiełka skąd do Wejherowa zostało ok. 25 km. Tak – to była ta trudniejsza część. Masakryczny podjazd po kamieniach przypomniał mi, że w górach jest 10x ciężej. Chyba tylko to pozwoliło mi znaleźć siły aby trzymać się 2 metry za żółtą koszulką Świra. Wyraźnie czuję braki treningu podczas zimy, ale z drugiej strony zauważam też szybkie postępy. Będzie dobrze. Oprócz podjazdów były też strome zjazdy. Na dwóch z nich zabiłbym się przez moje kochane RR (rancing ralph) ale jakoś w ostatniej chwili wymanewrowałem. Nieciekawe było też na podjazdach gdy buksowanie tylnego koła odbierało reszki sił… jednak z biegiem trasy łapałem coraz więcej umiejętności i udawało mi się podjeżdżać w całości pod strome podjazdy. Ważna jest technika! Opony i ogólnie cała praca jaką wkładam od miesięcy w odchudzenie roweru zaprocentowały w momentach gdy musieliśmy przenosić rowery na plecach przez błoto. Nie było tego dużo, dopiero około 10 km przed Wejherowem zaskoczyło nas pokaźnych rozmiarów rozlewisko.
Tuż przed Wejherowem gdy czarny szlak zbiega się z czerwonym zatrzymaliśmy się aby podjąć decyzję o powrocie. Ja byłem zdecydowany wracać SKM – nie chciało mi się jechać po ciemku aż do Gdańska (mieszkam k/Auchan). Świru był zdecydowany wracać na kołach, a Mudia i Wojtek wahali się. W końcu ustaliliśmy, że razem dojedziemy szlakiem do końca i później podejmiemy decyzję. Chyba właśnie ta końcówka zaważyła na decyzji Mudii który jednak wrócił ze mną SKM (czego później żałował i wysiadł wcześniej). Szlak wiódł pod Kalwarię prowadząc nas pomiędzy kapliczkami. Naprawdę urokliwe miejsce które miałem już wcześniej okazję oglądać „z buta”. Jednak na rowerze to inny klimat… każdy kolejny podjazd pod kaplicę powodował zadyszkę, ale nagrodą była piękna, widokowa trasa. Na koniec usiedliśmy przed jedną z kaplic na krótki posiłek. Promienie słońca jeszcze nie grzeją tak mocno jak w czerwcu, ale i tak było to bardzo przyjemne i nastrojowe. Zmęczeni, zadowoleni z przejechanej ciężkiej trasy… spodziewaliśmy się wielkiego błota i goniących nas traktorów. A tu? Piękna słoneczna pogoda i wspaniała trasa dla każdego miłośnika rowerów górskich. Czarny szlak oceniam jako najbardziej urozmaicony i widowiskowy ze wszystkich w okolicach Trójmiasta, a jednocześnie gwarantujący solidną porcję kolarskich emocji.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za tak fajny rajd. Tempo było równe, przystanków mało. Pogoda wspaniała. Do zobaczenia za tydzień!
W domu byłem około 18. Na liczniku niecałe 93 km.

Andrzej „Scoot”

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Piekiełko

m=Wejherowo

m=Gdańsk

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Czarny szlak do Wieżycy

IMG_3997

Mapa przejazdu (GPS Artiego)
Profil trasy

Rajd czarnym szlakiem miał być sposobem na spędzenie niedzieli. Okazał się iście diabelską próbą charakterów, kondycji i sprzętu.

Zgodnie z ustaleniami spotkaliśmy się przed dworcem SKM-ki we Wrzeszczu o godzinie 9:00.

Osobiście jechałem razem z wza z ul. Elbląskiej w Gdańsku. Wyruszyliśmy o 8:45. Na szczęście zdążyliśmy, czekało na nas chyba z 10 osób. Min; Mietek, Zibi, Wiesiek, Łukasz, Wojtek, Robin, Artur i inni.

Bez zbędnych gadek ruszyliśmy naprzód. Tempo było „właściwe”, wystarczy że napiszę iż po dojechaniu do okolic Auchan z dalszej wycieczki wycofał się Mietek. Po długich próbach namawiania nie dał się przekonać i zawrócił do domu.

Chwilę wcześniej dołączył do nas Scoot, ze swoją nową korbą XT która była tak wypolerowana iż nie dało się jechać z jego prawej strony. Odbite światło słoneczne tak „biło po gałach”. Chwilę po 10:00 dotarliśmy do jeziora Otomińskiego. Tam czekali na nas kolejni rowerzyści. Mudia, Intel, Bono oraz kolega którego (przepraszam) nie pamiętam imienia. Jeśli dobrze policzyłem to łącznie było nas 15 osób.

Powoli „peleton” się rozciągnął. Ostre tempo podyktował Robin. Dość często mieliśmy dłuższe przerwy czekając na ciągnących z tyłu – pewnie jeszcze w zimowym śnie.

Po drodze odpadło kolejnych kilka osób. Min; Wojtek, Intel oraz wza. A w Borczu dodatkowo odłączył się Robin. Pozostało nas około 10 osób. Ostro popędziliśmy dalej na szlak, wcześniej jednak tankując bidony w sklepie.

Do wieżycy dojechali wszyscy. Po drodze rozbiliśmy się na 2 grupy. Ja wraz z Scootem i Mudią wybraliśmy iście błotnistą kąpiel. Jeszcze takiego błota nie widziałem, o dziwo wszyscy w większej części pokonaliśmy tę górę. Na szczycie okazało się że jest nie lepiej. Błota miałem prawie tyle że dotykało mi przedniej tarczy. Twardo jednak jechaliśmy – dopingując się wzajemnie. Niestety zerwałem na podjeździe łańcuch. Z opresji uratował mnie Scoot pożyczając spinkę (moja zapasowa została w domu). Nasze opony brnąc w tym błocie „buksowały” często w miejscu. Cała trójka wyglądała jak „Jożiny z Bażin”.

Satysfakcja była jednak ogromna po dotarciu na peron stacji PKP w Wieżycy. Po krótkiej przerwie zaatakowaliśmy wiadomą górkę. Odpuścili tylko dwaj panowie. Na szczycie znów mała przerwa i zjazd. Jadąc za Scootem miałem okazję widzieć jak jego rower tańczy na liściach. Mój zresztą robił dokładnie to samo. Opony z średnim bieżnikiem (typu Dancing Ralph)  zupełnie w tym dniu się nie sprawdzały.

Powrót był już znacznie spokojniejszy. W dużej części po asfalcie. Niestety w wyniku zmęczenia niektórych z nas postanowiliśmy podzielić się na dwie grupy. Wcześniej w swoim kierunku odbili od nas Wiesiek i Zibi. Tu przy okazji chciałbym wyrazić swój wielki szacunek dla tych panów. Chyba każdy wie za co.

Scoot, Artur i ja pognaliśmy przez Otomin w kierunku Auchana. Gdzie na pobliskiej stacji umyliśmy swoje rowery. Mudia pojechał w kierunku Gdyni. A Łukasz i chyba Bono wolniejszym tempem pojechali w swoją stronę.

Po pożegnaniu ze Scootem (na nowo wypucował swoją korbę) ja i Arti popędziliśmy w dół ul Kartuskiej. W którymś momencie jadąc za nim spostrzegłem przedmiot który wypadł mu z plecaka. Po zatrzymaniu i cofnięciu okazał się to telefon. Niestety jeden z kierowców umyślnie widząc że chcę go podnieść najechał na niego.

Byłem w szoku gdy Arti otworzył pokrowiec w jakim leżał telefon! Był on zupełnie cały!!! Niech żyje nokia! Koło Żaka pożegnałem kolegę i samotnie dojechałem do domu.

Chwilę przed 19:00 jadłem już obiad. Cały rajd zaliczam do bardzo udanych ale i chyba najtrudniejszych jaki dotychczas miałem okazję z GER jechać. Teraz z perspektywy ciepłego fotela mogę stwierdzić iż był on stanowczo za ciężki jak na pierwszy raz po zimie. Wielu z nas nie dało rady, inni na oparach dojechali do domu. Mam nadzieję że nikt się nie zniechęcił. Trzeba jasno powiedzieć że zazwyczaj niedzielne rajdy są dużo łatwiejsze.

Niemniej jestem bardzo zadowolony że podołałem tej trasie, sprzęt mnie nie zawiódł pomimo takich warunków. Błotnista góra jaką pokonałem wraz ze Scootem i Mudią na długo pozostanie w mojej pamięci. Szkoda że nie mieliśmy aparatu bo tak naprawdę nie da się tego opowiedzieć.

Qazimodo

Wszystkim wielkie dzięki!

Dane z GPS Artiego:

odległość
całkowita 117,07 km
podjazd 34,71 km
po płaskim 54,72 km
zjazd 27,65 km
max od startu 36,02 km
max do końca 36,71 km

wysokość
suma podjazdów 1782,41 m
wysokość startu 21,64 m
wysokość końca 3,35 m
różnica wysokości -18,29 m
maksymalna 320,94 m
minimalna 0 m
maksymalna różnica 320,94 m

prędkość
maksymalna 40,54 km/h
średnia wyjazdu 12,19 km/h
średnia jazdy 17,67 km/h
śr. tempo wyjazdu 4,92 min/km
śr. tempo jazdy 3,40 min/km
średnia podjazdu 8,90 km/h
średnia na płaskim 13,11 km/h
średnia zjazdu 18,06 km/h

czas
start 09:08 2008-03-09
koniec 18:45 2008-03-09
wyjazdu 09:36 h
podjazdu 03:53 h
po płaskim 04:10 h
zjazdu 01:31 h
jazdy 06:37 h
postoju 02:58 h

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Gdańsk

m=Otomino

m=Borcz

m=Wieżyca

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy


Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wycieczka zamiast otwarcia sezonu

P3020010Trasa przejazdu

Profil trasy

Pogoda jak było widać praktycznie cały czas była ładna, w lesie praktycznie nie było czuć żadnego wiatru.
Błota jak na te opady co były to praktycznie też nie było. Zdarzały się oczywiście miejsca, gdzie było, ale naprawdę mało. Deszczyk złapał nas dopiero na samym końcu, gdy już się rozdzieliliśmy na deptaku.P3020014

Myślałem, że wrócę cały w błocie, ale jednak nie tym razem Wszystkie trasy, którymi jechaliśmy były przejezdne, chyba EMMA większość wysuszyła.
Mieliśmy trochę awarii, ale nic poważnego tj. jedna guma i problemy z przerzutką jednego z kolegów.
Przed Matemblewem zgubił się o ile dobrze pamiętam Wojtek (widać na śladzie GPS jak jeździliśmy tam i spowrotem), ale się odnalazł w końcu P3020039

odległość
całkowita 58,95 km
podjazd 21,49 km
po płaskim 22,72 km
zjazd 14,75 km
max od startu 17,88 km
max do końca 14,71 km
wysokość
suma podjazdów 1867,14 m <<< tu coś nie tak chyba
wysokość startu 21,34 m
wysokość końca 10,36 m
różnica wysokości -10,97 m
maksymalna 192,02 m
minimalna 0 m
maksymalna różnica 192,02 m
nachylenie
maksymalne w górę 81,38 %
maksymalne w dół 52,91 %
średnie w górę 8,69 %
średnie w dół 7,77 %
prędkość
maksymalna 41,69 km/h
średnia wyjazdu 9,58 km/h
średnia jazdy 16,85 km/h
śr. tempo wyjazdu 6,26 min/km
śr. tempo jazdy 3,56 min/km
średnia podjazdu 8,22 km/h
średnia na płaskim 11,82 km/h
średnia zjazdu 9,13 km/h

tekst: „Arti”

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Krótka rozgrzewka przed otwarciem sezonu

przegalina_logo

Mapka przejazdu (z GPS Artiego)

Galeria zdjęć

Wyruszyliśmy spod LOT’u w Gdańsku przez Olszynkę wzdłuż Motławy, Bogatkę, Koszwały, Leszkowy, Przegalinę, Świbno, Sobieszewo. Ze Świbna jechaliśmy 9 km lasem do Sobieszewa i to był odcinek gdzie jechaliśmy duktami leśnymi. Tam zrobiliśmy pierwszy i jednocześnie ostatni odpoczynek. Nie wspomniałem jeszcze o tym, że na to spotkanie przybyło 12 osób w tym jedyna koleżanka.

Dystans wyniósł około 80 km.

Mieczysław

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Olszynka

m=Bogatka

m=Koszwały

m=Leszkowy

m=Przegalina

m=Swibno

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Wędrówka piesza

piesza_logo

Galeria zdjęć

Rano próbowałem pojechać rowerkiem, ale niestety trudno było utrzymać równowagę, więc scoot namówił mnie na rozprostowanie kości pieszo po parku TPK bez roweru.

Wycieczka udana, zero wiatru i błota.

Posted in Relacje | Tagged | Leave a comment

Winter mini Race

winter1Pogoda w sobotę nie zachęcała do wyjścia z domu, a tym bardziej na rower. Wiał bardzo silny wiatr, padał deszcz, było zimno i w ogóle beznadziejnie. Podczas wyjazdu z garażu o mało nie zostałem zaatakowany przez latającą choinkę (taką dużą, wywaloną przez kogoś na śmietnik). Turlała się obierając sobie za cel przejeżdżające samochody.

Znalazła się jednak grupka ochotników która rzuciła wyzwanie szalejącemu żywiołowi 🙂 Nie bez dumy napiszę, że byłem wśród tych szaleńców, którzy na przekór wszystkim (a zwłaszcza serii telefonów od Mietka) umówili się następnego dnia na rower.

O 9 przed dworcem spotkali się: Qazi, wza oraz Scoot. Był także Łukasz, który parę minut po 9 miał pociąg. Szczęśliwiec jedzie na 2 tygodnie w góry! Pozdrawiamy 🙂

Niedzielna pogoda była znacznie łagodniejsza od tej opisanej wyżej, sobotniej. Najwyraźniej ktoś na górze przestraszył się trójki śmiałków planujących masakryczny przejazd czerwonym szlakiem, po pas w błocie, w zamieci śnieżnej, bez jedzenia, wody, ubrań… (ops, zapędziłem się trochę 🙂 )  Śmiałkowie również się przestraszyli i rano z obawą wyglądali przez okna obliczając prędkość wiatru. Uzgodniliśmy jednak, że warto jechać. I pojechaliśmy.winter

Rozpoczęliśmy od wjazdu do TPK „przy krzyżu”, a dalej rozgrzewającym podjazdem zgodnie z zielonym szlakiem. Tam Qazi zaczął symulować awarię napędu (pamiętacie? kiedyś symulował nawet złamany hak o czym miałem przyjemność pisać). Skierowaliśmy się na ulubiony zjazd szlakiem niebieskim. Było trochę ślisko i nie obyło się bez glebowania. WZA jako pierwszy rozpoczął krótką (na szczęście) serię gleb. Warunki w lesie FANSTASTYCZNE. Na przekór wszystkim nie było żadnego śniegu czy większego błota. Naprawę jechało się bardzo przyjemnie co potwierdza zasadę pewnego znanego fizyka: „ryzyk fizyk, kto nie ryzykuje nie jedzie”.

Nasza droga wiodła obok nowego Pachołka (całkowicie odnowiony, polecam!), a następnie Zieloną Drogą czyli krętymi serpentynami w dół. Później dopadł nas podjazd, ale nieco wcześniej Qazi glebował 🙂 Poza tym chłopak był chyba bardzo zmęczony bo regularnie próbował nas nabierać na jakieś problemy z rowerem i zostawał z tyłu. Podobno łańcuch co chwilę spadał blokując się między ramą a zębatką co nie wyglądało zbyt dobrze. Po wyczerpującym podjeździe podjęliśmy decyzję o odwrocie. Szybko zjechaliśmy na dół wyjeżdzając obok AWF’u i miastem udaliśmy się w stronę domów. Mnie czekała jeszcze krótka przejażdżka płytami z Matemblewa do góry, a później kawałek lasem. Tam zastał mnie śnieg co widać na zdjęciu tytułowym.

Na liczniku miałem 40 km… byłem zmoczony, ale przejażdżkę uważam za niezwykle udaną. Apeluję do wszystkich: nie bójcie się pogody! Nasze rowery oraz organizmy są przygotowane nawet na ciężkie warunki 🙂

scoot

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Weekend na mazurach

IMGP7410

mapa

 

Wyjeżdżając na rodzinny weekend do Giżycka nie mogłem zapomnieć o rowerze. Niedzielny ranek zapowiadał się dość zachęcająco. Temperatura w okolicach 3 stopni, brak śniegu oraz niewielki wiatr umożliwiały zrobienie 2-godzinnego treningu po okolicznych szosach.

Do lasu nie wjeżdzałem, gdyż tereny otaczające Giżycko nie należą do zbyt atrakcyjnych dla kolarza górskiego. Poza tym zimą raczej staram się odpoczywać i nie wchodzić w zbyt wysokie przedziały tętna. Ruszyłem z Wilkas dookoła jeziora Niegocin. Szosa praktycznie pusta, niestety miejscami lekko oblodzona. Jezioro solidnie skute lodem o nieznanej grubości.

Cała trasa zamknęła się w 35 km i przebiegała bardzo spokojnie. Co ciekawe w drodze powrotnej jadąc dokładnie obok jeziora zobaczyłem sporą grupkę ludzi ślizgających się po lodzie na deskach windsurfingowych! Niedaleko można było również zobaczyć kilka osób łowiących ryby w przeręblu. Załączam kilka zdjęć i pozdrawiam z Mazur wszystkich którzy pomimo niskiej temperatury nie boją się wyjść na rower 🙂

Andrzej: scoot

asfalt=max

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Wilkasy,

m=Giżycko

obszar=mazury

atrakcja=jezioro

typrowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Nocne Bandycenie Rowerowe

IMG_6484Z okazji Świąt Bożego Narodzenia postanowiliśmy się przejechać trochę na rowerach. Pociągiem dojechaliśmy do Czerska, po drodze zaliczając przesiadkę w Tczewie. Na miejscu byliśmy około 21:35, i po paru fotkach wystartowaliśmy. Ekipa zebrała się czteroosobowa: Weronika, Artur, Janek i Adam.
Pierwszym naszym celem były Kręgi Kamienne w Odrach. Kilkanaście kilometrów jakie mieliśmy do pokonania do nich uozdobione były szadzią i szronem, szczególnie gałęzie drzew, krzaki, płoty, trawa. Dalej klimaty zresztą były podobne.IMG_6492
Kręgi Kamienne zwiedziliśmy, nic tam się raczej nie zmieniło od naszej ostatniej wizyty, trochę tylko wszystko pozamarzało.
Kolejny odcinek to kluczenie po leśnych  ścieżkach, by docelowo wylądować w Wojtalu, co planem naszym nie było. Zresztą w tych rejonach to my zawsze gubimy zaplanowaną drogę, (nie żeby te kamienne kręgi jakoś wpływały na igłe kompasu..) no ale po konsultacji z mapą odnaleźliśmy drogę i kolekny nasz cel, czyli stację kolejową Bąk, w środku lasu i zabitą dechami. Zrobiliśmy sobie tam przerwę, w poczekalni, którą udało nam się otworzyć. Dotarliśmy tam dokładnie o północy. Z racji, że to święta każdy miał ze sobą pełno jedzenia, razem uzbierało się „14 potraw” i urządziliśmy sobie małą Wigilię.IMG_6500
Po godzinnej przerwie ruszyliśmy dalej w ciemny las, do kolejnych atrakcji, a mianowicie nieczynnego lotniska w Borsku. Wjechaliśmy sobie tam na pas startowy, objechaliśmy go tam i z powrotem mierząc jego długość, 2 i pół kilometra, więcej niż Rębiechowo. Po tej frajdzie wyjechaliśmy przez dziurę w płocie i udaliśmy się w stronę Wdzydz Tucholskich, by tam na przystanku wymienić dętkę. Następnie kawałęk szosą i odbijamy nad Jezioro Wdzydze, by odpalić sobie mini ognisko i pochodzić po cieniutkim, łamiącym się pod nogami lodzie wspomnianego jeziora. Czas zaczął nam się powoli kończyć, tak więc lasami przez Juszki i miając kolejne jeziorka dotarliśmy do przedmieści Kościerzyny. Z racji, że zostało nam 19 minut i z 5km do przejechania, nadaliśmy odpowiednie tempo i zawitaliśmy na IMG_6510dworzec kilka minut przed odjazdem pierwszego tego dnia pociągu Kościerzyna – Gdynia. Zapakowaliśmy 4 rowery do ostatniego przedziału, a sami kontunuowaliśmy konsumpcję świąteczną w przedziale obok. Pociąg opuściliśmy w Rębiechowe, i powróciliśmy sobie przez Złotą Karczmę i lasam przez Matemblewo do Wrzeszcza. Budzik razem z dojazdem do dworca i powrotem z Rębiechowa wskazał 82km. A termometr, który miał Artur kręcił się pomiędzy minus 5 a zerem w poczekalni. Tyle.

Tekst: Adam P.
Zdjęcia: Janek K.

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wieżyca, prawie zimą…

logo15 grudnia (sobota) mieliśmy pojechać na Wieżycę, jednak na miejscu spotkania w Gdańsku Oliwie nikt się nie pojawił… więc pojechałem sam (ja no i moja Merida).

Film z dojazdu do Wieżycy

W Gdańsku Oliwie wbiłem się na czarny szlak pieszy i poza malutkimi wyjątkami dojechałem nim na Wieżycę (329 mnpm). Wróciłem szosą przez Ostrzyce do Żukowa, gdzie wbiłem się na szlak niebieski, w celu odczarowania pecha, który przytrafił mi się tam miesiąc temu. Tym razem obyło się bez problemów 🙂 … no prawie 😉

W TPK na czarnym szlaku panuje miejscami wycinka, nie byłoby w tym nic takiego, gdyby nie leśnicy patrzący się na swój bałagan i gapiący się „czy uda mu się przejechać” … chyba ich rozczarowałem 😛

Tuż przed Otominem aparat przeżył upadek z 10 cm (wysokość statywu) i nie wytrzymał, trochę się rozleciał, a przecież wcześniej zaliczał upadki znacznie, znacznie większe… cóż… Nad jeziorem zrobiłem co sie dało, aby dalej móc cokolwiek nim zrobić… a nie tylko nabijać kilometry 😉

Z upływającymi kilometrami robiło się coraz chłodniej i bielej… startowałem w gołej głowie, letnich rękawiczkach i rozpiętej kurtce, a kończyłem w zimowych rękawicach i kominiarce. Kładka na Raduni pokryta lodem, miałem problemy na nią wejść a co dopiero przez nią przejść. Całość pochylona i bez poręczy. Konstrukcja mocno naruszona, więc przechodziłem bardzo powoli i ostrożnie… prawie czołgając się 😉

Początkowo biel wyglądała, jak zmutowany szron, przymrozek XXXL, jednak z czasem warstwa bieli przybrała grubości rozwiewając wszelkie wątpliwości 😛

Z Marszewskiej Góry do Majdan udałem się asfaltem, a przynajmniej czymś, co na asfalt pozornie wyglądało… ale w dotyku bardziej przypominało ślizgawkę, w sam raz na łyżwy… sprawdziłem empirycznie na zjeździe 11 procentowym… bolało.

Na Wieżycy też śnieg,co zresztą widać na mojej superprodukcji niskobudżetowej 😉 …jednak na górę nie wszedłem, bo płacić za wstęp nie mam zwyczaju….to co da się zobaczyć z Wieżycy… już widziałem 😛

Wróciłem szybko, po drodze tylko wstępując na ciepłą herbatkę u brata… byłbym szybciej, ale jacyś kretyni zastawili ścieżkę rowerową jakimś niebieskim samochodem z białym paskiem… było to kilka minut po 16.

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Wieżyca

m=Gdańsk

zlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment
« Older
Newer »