III Bytowski Maraton Rodzinny

Obraz 008Dzisiaj miał odbyć się „III Bytowski Maraton Rodzinny”, który organizował taki znany klub jakim jest: „Baszta Bytów”. Nazwa sama w sobie budzi grozę, wiedziałem o tym że Baszta ma bardzo silnych Juniorów obserwując wyniki z ubiegłych lat. W Bytowie startowałem po raz pierwszy, nie znając terenu, ale z relacji znajomych którzy mieli już doświadczenie w ubiegłorocznych startach stwierdzili że teren jest bardzo podobny do Maratonu Wejherowskiego, mniej tylko piasków. W tym roku było błoto jeśli chodzi o maraton który odbył się w Wejherowie. Nie miałem okazji doświadczyć jak wygląda Wejherowski teren podczas suszy.Obraz 010

Pogoda nas nie rozpieszczała, gdy przyjechaliśmy na miejsce, na termometrze było 31 kresek na plusie, upał. Po raz pierwszy w tym roku miałem okazje jechać w takim upale, jeszcze niestety nie jestem przyzwyczajony do takich temperatur. Zdecydowanie wolałem pogodę z Wejherowa.

Start Maratonu zaplanowany był na godzinę 12:00

Przed startem zrobiliśmy małą rozgrzewkę po wyznaczonej trasie, przynajmniej końcówce.

Do wyboru były trzy dystanse: Mini(7 km), Hobby(30 km) oraz Mega(60 km).

Ja postanowiłem pojechać na dystans Hobby, mimo próby namówienia mnie przez znajomych do zmiany dystansu trzymałem się Obraz 053uparcie tego do końca. Gdy miał nastąpić start uczestnicy dystansu Mega rozstawieni byli na przedzie peletonu, tuż za nimi dystans hobby a zupełnie na końcu mini. Ja z Tomkiem oraz kilkoma innymi zawodnikami z Piastu ustawiliśmy się w pierwszej kolumnie dystansu Hobby, dzięki temu mieliśmy doskonałą pozycję wyjściową, przynajmniej teoretycznie. Gdy nastąpił Start peletonu słychać był tylko trzask wpinanych SPD w pedały. Na początku trzeba było przejechać po kilku przeszkodach.Obraz 062

Już na początek czekała na nas kilku kilometrowa przygoda asfaltowa gdzie prędkość sięgała nawet do 50 km/h identycznie jak w Wejherowie. Próbowałem wywalczyć sobie dobrą pozycję, ale już na początku zacząłem mieć małe dolegliwości, kłucie w okolicach żeber, ale nie zwalniałem, jechałem równym tempem trzymając się ogona zawodników z Piastu.

Po jakimś czasie do czołówki zaczęli się przebijać Juniorzy z Baszty Bytów, jadąc 47 km/h zaczęli nas wyprzedzać, niesamowite ile te chłopaki mają siły.

Gdy asfalt się skończył nastąpił ostry skręt w prawo o 180 stopni gdzie trzeba było uważać żeby nie stracić panowania nad rowerem gdyż droga była rozsypana dość sporą ilością kamieni, kiedy się wjeżdżało rower zaczęło rzucać i można było wpaść na pobocze.

Mi udało się gładko pokonać tą przeszkodę, ale tępo nadal bardzo mocne.

Baszta Bytów coraz mocniej zaczyna uciekać do przodu.

Ja nie mam szans z takimi klubowiczami nawet powalczyć, ale mimo tego starałem się.

Na trasie miałem mały problem z wodopojem ponieważ gdy wychodziłem szybko z domu uszkodziłem bidon i nie miałem czasu poszukać innego, z dziurawym bidonem dość sporo płynów zaczęło mi uciekać, na trasie łyknąłem zaledwie kilka razy.

Jedyne utrudnienie na trasie to dość spora ilość piachów, jeśli chodzi o ten element kolarskiego rzemiosła to jestem bardzo słaby, wielki mój minus i już na początku maratonu wiedziałem że nie będę w stanie powalczyć o dobre miejsce. Chcąc nie chcąc próbowałem trzymać się blisko Mariusza z klubu KSR Team, ale po pół godzinnej walce odpuściłem, nie dałem rady. W tym dniu miałem nogi jak z żelaza, strasznie ciężkie, bardzo chciałem wyrwać do przodu za zawodnikami którzy mnie wyprzedzali ale nie mogłem, coś było nie tak. Czyżby ta pogoda tak zadziałała na mnie? nie sądzę.Obraz 087

Na prostych piaszczystych odcinkach dawałem radę, z trudem ale dawałem, schody zaczęły się na podjazdach. Na jednym z nich wyprzedziła mnie Wika z Maksem. Widziałem ich że jadą za mną, chcąc szybko pokonać podjazd zakopałem się, ale to nie był jedyny raz.

Jakiś czas później ten sam błąd, piaski to moja najsłabsza ze stron, wole już błoto.

Nigdy nie potrafiłem jeździć na piachach muszę nad tym popracować, żebym tylko miał z kim potrenować?

Gdy wyjechaliśmy na drogę szutrową wiedziałem że daleko nie uciekli, próbowałem przycisnąć ile sił miałem w nogach, ale ledwo wyciskałem 20 km/h, po krótkiej chwili odpuściłem, wiedziałem ze dzisiaj nic nie zdziałam, to będzie jeden z moich najgorszych występów w maratonach. Ale z drugiej strony patrząc w ciągu ostatniego miesiąca byłem tylko cztery razy na rowerze, to jest bardzo mało, przez ten czas forma zdążyła uciec.

Tuż przed metą udało mi się pociągnąć cztero-osobową grupkę, bałem się że walka będzie do ostatniego metra, bo w tym też nie jestem dobry. Ale jednak tak nie było, dwóch z nich wyrwało jak z procy do przodu, ja tuż za nimi, ten pierwszy wyszedł poza mój zasięg, a drugiego kolarza dogoniłem na ostatnim podjeździe tuż przy mecie myślałem, że będzie ostro cisnął tuż za mną. Kilka razy się obejrzałem i był rzeczywiście nie daleko z tyłu, na długość roweru, ale z metra na metr oddalał się, jak by odpuścił. Przy mecie zostałem uwieczniony jeszcze przez koleżankę Izę na jednej z fotografii za co bardzo dziękuję.

Gdy zbliżałem się ku mecie trochę się pogubiłem, strzałka była tak nie fortunnie powieszona że wjechałem w zły tor, gdy sędzia krzyknął że źle jadę miałem już pół koła na złym torze, musiałem się wypiąć z pedałów, rower szybko przestawić na właściwy tor, i szybko ruszyć. Na szczęście przeciwnika został w tyle, dzięki temu spokojnie bez pośpiechu wjechałem na metę. Na koniec Maratonu czekała na nas kiełbaska z Grila w zamian za numerek, lecz ten kto chciał zachować numerek na pamiątkę mógł dostać zastępczy w biurze zawodów.

Maraton skończyłem na 22 miejscu a w kategorii na 8, niestety muszę powiedzieć że wynikiem jestem rozczarowany, to jeden z moich najgorszych maratonów, ale coś mi nie szło dziś, już od początku nie było wg mojej myśli. Musze nauczyć się jazdy po piachach, bez tego daleko nie zajdę. Do zobaczenia na następnych Zawodach.

PLUS:

*Plusem zapewne było losowanie nagród, a tu wielkie gratulacje dla Wiki której trafił się „ROWER”, może nie jest to jakiś super wynalazek ale sam fakt że jest, mi osobiście bardzo się podobał, trzeba mieć naprawdę niesamowitego fuksa żeby z pośród tylu osób trafić, GRATULACJE ! ! !

MINUSY:

*Co do organizacji mam mieszane uczucia, Max również pod koniec pomylił tor jazdy, ale już nie miał tyle szczęścia co ja i przeciwnik wykorzystał błąd, a to dlatego że w trakcie zawodów zostały kilka razy zmienione oznakowanie tuż przy końcu.

*Do największych minusów zaliczam start wszystkich dystansów na raz.

*Było kilka osób które się pogubiło, bo pojechało za nie tą osobą co trzeba, a z tak dużą prędkością nie zwraca się na strzałki, ja sam bym pomylił gdybym za taką osobą pojechał, tak jak zapewne wielu innych, mamy nadzieje że organizatorzy wezmą to pod uwagę i poprawią się za rok.

*No i mam małe zastrzeżenia co do czasów zajmowanych, w Open osoba z 2 miejsca miała taki sam czas co z trzeciego a mimo tego nie zaliczyła pudła, coś nie tak?

*Zalecał bym wprowadzenie Chipów, uniknęło by to pomyłek.

A tak na marginesie tereny przepiękne mimo że dużo piasków, miejscami bardzo techniczne to warto zaliczyć ten Maraton. Za rok na pewno tam pojadę z realizacją poprawienia marnego czasu.

tekst: Pioter 1981

Posted in Maratony | Leave a comment

Kaszebe Runde

Galeria zdjęć

Dzisiaj miały odbyć się zawody rowerowe pt. KaszebeRunde.

Po ostatnim Maratonie, który odbył się w Wejherowie postanowiłem oddać rower do serwisu (wymiana obręczy), mimo kilku nieprzyjemnych sytuacji wynikających z niedbalstwa o klienta przez serwis udało się złożyć rowerek na dosłownie ostatni gwizdek. Dostałem maila od organizatora, że w tym roku będzie przedłużona trasa z 215 na 225 KM,  więc będzie jeszcze trudniej. Obawiałem się o swoją formę, ponieważ nie jeździłem od 2 tyg. na rowerze, ani nie miałem żadnych treningów wytrzymałościowych. Żeby zapisać się na zawody pojechałem dzień wcześniej. Na miejscu byłem ok. godz. 22:00 , dostałem nr. „1112” oraz chipa do zamontowania przy rowerze, który miał na celu liczyć dokładny czas przejazdu. Start miałem zaplanowany na godz. 8:10 na starcie byłem pół godz. wcześniej, tak żeby na spokojnie ustawić sprzęt. W tym roku niestety po zakończeniu zawodów trzeba było zwrócić numerki startowe.

Kątem oka widzę jak mała grupka ustawia się do startu, ale nie chce mi się wierzyć ze to moja grupa, strasznie mała. Spokojnie rozmawiam sobie ze znajomymi, nie spiesząc się, jest godz. 8:05, pomyślałem sobie, chyba jednak to jest moja grupa, była w śród nich min. Blanka.

W dziesięcio osobowym składzie wystartowaliśmy. Na początku jechaliśmy pod eskortą Policji, po chwili samochód policyjny zjechał na bok i puścił nas, peleton szybko się rozciągnął. Kilka osób startowało na tzw. ostrym kole.

Próbowałem jechać równo z dwoma kolarzami w żółtych koszulkach na rowerach szosowych, którzy zaczęli dyktować tempo, moim minusem było brak licznika, nie wiedziałem ile km/h jedziemy. Było coś pomiędzy 35 a 40 km/h. Na górskim rowerze ciężko było dotrzymywać kroku, ale dawałem rade. Już w okolicach Borsk doganialiśmy kolarzy z innych grup, jechaliśmy cały czas równym jednakowych tempem. Kolarze zmieniali się co chwile, ja nie dawałem rady, jechałem tuż za nimi. Tuż za Borskiem mijamy 6-ścio osoby skład kolarzy, wyprzedzamy ich i ostro ciśniemy do przodu. Kilku z nich dołącza do naszego peletonu, ale po krótkim czasie odpada, tak jak zresztą większość, którzy próbowali dołączyć do nas, starczyło sił jedynie góra na 15 min, świadczy tylko o tym jakie mieliśmy tempo.

W miejscowości Laska robimy pierwszy postój, czas na uzupełnienie bidonów, oraz na doładowanie się pozytywną energią w postaci ciasta drożdżowego. Kolarze szybciej ode mnie uzupełnili się i wystartowali. Zaraz zacząłem ich gonić, trwało to jakiś czas, ale dałem radę, nie było lekko, ledwo żyłem. Jedziemy znowu razem, zaczyna się coraz cięższy górzysty odcinek. Kolarze nie zwalniają, jadą cały czas równym tempem, myślę, że to było coś ok. 35 km/h, ja coraz bardziej słabnę.

W okolicach Charzykowych zaczęły łapać mnie lekkie skurcze, odpuściłem sobie, musiałem trochę zwolnić. Na 110 km czekał na nas obiad. Dojechałem posiliłem się mijając przy tym Vitka. Po upływie 15 min dalej w drogę. Niestety już sam, dość spory kawałek jechałem sam. Przy 140 km zaczął mnie boleć tyłek od siodełka, miejscami musiałem stawać na pedałach. Ale to są skutki jadąc cały czas po płaskim przez tyle kilometrów.

Po jakimś czasie wyprzedziła mnie grupka czterech kolarzy na szosówkach, próbowałem pojechać za nimi, ale byli zbyt szybcy, nie dałbym rady pociągnąć takim tempem. Odpuściłem, trzeba umieć ocenić swoje możliwości, a rowerem górskim dotrzymać kroku kolarzom szosowym nie jest łatwo. Zacząłem odczuwać skutki kryzysu. Zatrzymałem się, poszedłem do lasu w celu odchudzenia, rozglądając się czy nikt nie jedzie za mną, nikogo nie widziałem. Po chwili wyprzedziła mnie dwu osobowa grupka kolarzy w koszulkach zielonych na rowerach górskich takich. Czyli nie byłem sam. Po jakimś czasie dogoniłem ich. Tak jak ja mieli kryzys, dowiedziałem się ze przyjechali na KaszebeRunde aż z Bydgoszczy. Dobrze się za nimi jechało wspierając się wzajemnie, co jakiś czas robiliśmy zmiany. Nikt nas nie wyprzedził nawet w czasie kryzysu. Gdy dojechaliśmy do następnego punkt regeneracyjnego zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Była to miejscowość Półczno.

Mały Lansik, wygonie usiedliśmy, rozprostowaliśmy kości, rozkoszowaliśmy się smakiem bananów, które dodawały nam energii oraz ciastem drożdżowym, zjadłem dwa duże kawałki. Po chwili czas ruszyć. Po tych drożdżówkach poczułem się jak by mi się włączył zapasowy zapłon zasilania, dostałem takiej mocy prawie jak na początku startu. Od tej chwili jechałem całkowicie sam, wyprzedzając przy tym dość liczniejsze grupki kolarzy, dyktując własne spokojne tępo. Wiedziałem, że teraz czeka mnie dość górzysty odcinek, ale nie dawałem za wygraną, póki mogłem to cisnąłem ze wszystkich sił, jakie mi zostały, tym bardziej, że do mety tuż tuż.

Do końca dystansu nie zatrzymałem się na żadnym innym punkcie regeneracyjnym. Słyszałem tylko jak krzyczą, coś w stylu woda! ! ! Jadąc podziękowałem i szpula.

Wiedziałem, że gdzieś w okolicach Sulęczyna czeka na mnie jeszcze jeden dość ostry stromy podjazd, ale pokonuje go bez chwili zastanowienia na tzw. blacie, wyprzedzając przy tym siedmiu osobową grupkę. Na górce był również grajek, nucąc kaszubskie piosenki dodawał motywacji. Pod koniec udało mi się dogonić jeszcze kilka pojedynczych kolarzy.

Nie miałem pojęcia, jaki czas będę miał, ale biorąc pod uwagę ze dość spory odcinek musiałem jechać sam, bez sprawnego licznika, w dobie kryzysu, obawiałem się, że czas może być dużo gorszy od poprzedniego sezonu, gdzieś tak ok. 10 min na minusie, tym bardziej, że w poprzednim sezonie jechałem prawie do samego końca w peletonie.

Gdy dojechałem na metę dostałem pamiątkowy medal oraz gratulacje, miłe to zakończenie.

Po zakończeniu maratonu poszedłem na posiłek regeneracyjny spotkałem również garstkę znajomych.

Podsumowanie:

Niestety porównując imprezę do poprzednich Lat nie wypadła najlepiej.

Brak numerków startowych na pamiątkę.

Brak patroli dbających o bezpieczeństwo uczestników na trasie.

Brak fotografa na trasie.

Mimo takich braków polecam tą imprezę, jest to jedyna impreza żeby sprawdzić swoją psychikę, wytrzymałość, nauczyć się walczyć z samym sobą oraz przezwyciężyć swoje słabości, bardzo dobry sprawdzian wytrzymałościowy przed nadchodzącymi maratonami MTB.

Do zobaczenia następnym razem.

Moje Dane:

Dystans: 225 KM

Całkowity czas przejazdu: 8:24

Średnia Prędkość z Jazdy 28,38 km/h

Przerwy: 30 min

W tym roku trasa była wydłużona o 10 KM a mimo to poprawiłem wynik z ubiegłego roku o 4 min, mimo kryzysu oraz braku licznika zaliczyłem całkiem niezły trening, co prawda dostałem trochę w kość, ale o to chodzi. Wynik nie najgorszy.

tekst i zdjęcia: Piotr 1981

Posted in Maratony | Leave a comment

Kaszebe Runde i małe co nie co

MINOLTA DIGITAL CAMERA Po analizie kosztów związanych z opłatą za przejazd w Kaszebe Runda postanawiamy nie brać w nim udziału , ja, Wiesiek i Olo rezygnujemy. W piątek dowiaduję się że Wiesiek jedzie , pomimo 150zł opłaty / ta opłata jest dla mnie i Ola nie do przyjęcia / Aby nie zostawić kolegi samego decydujemy się jechać jako kibice tj bierzemy udział w wyścigu ale bez numerów startowych / na trasie widziałem wielu kolarzy bez numerów / Wiesiek jedzie na 120km , startuje o godz 8.50 średnia prędkość osiąga 31km/h , lecz łapie gumę i traci cenne 15min. Ja startuję na 65 km / w rzeczywistości na moim liczniku wyszło 67km/ w pierwszej grupie liczącej ok. 40 uczestników .Do grupy dołączam się jako ostatni .Peleton rozciąga się już w Kościerzynie , przyspieszam mijając kolejnych rowerzystów , przede mną grupa ok. 5 kolarzy. Niestety nie mogę ich dogonić i jadę sam .Po 10 km dogania mnie dwóch rowerzystów, jedziemy w trójkę ale po kilku kilometrach jeden z nich odpada .Dalej jedziemy tylko w dwójkę , solidarnie robiąc zmiany gdyż mamy niesamowity wmordewind.I tym sposobem jesteśmy w Półcznie , tam mój partner na podjazdach mnie zostawił, jadę sam .Kaszeb Runda i małe co nieco 2010 004

W Klukowej Hucie czeka Olo z zapasem energii , informuje mnie że poprzednik ma na demną ok. 3min przewagę.Więc siadam koledze na koło i drzemy .Przed Stężycą kolizja drogowa ,samochód ciężarowy przewraca na całą szerokość jezdni pustaki budowlane /szczęście że nikt nie jechał w jego pobliżu/ z trudem omijamy przeszkodę . Za Stężyca widzę w oddali naszego kolegę nr.startowy 1042 , ale jest daleko. Olo mówi spróbujemy go dogonić , ale moja energia jest na wyczerpaniu .Cały czas jadę na kole Ola który osłania mnie przed wiatrem , co pomału daję wyniki , zaczynamy zmniejszać dystans . Przed wiaduktem w Kościerzynie mamy konkurencję w zasięgu ręki , tylko jeden podjazd , mówię że nie dam rady .Olo mnie dopinguje . Na oparach prześcigamy naszego rowerzystę , dalej jest zjazd i tam nie damy wyrwać sobie zwycięstwa / przy naszej wadze osiągamy niezła prędkość /MINOLTA DIGITAL CAMERAKaszeb Runda i małe co nieco 2010 032

Meta. 67km , 2h 22min jak na rowerze górskim w kategorii M5 to niezły wynik. Koło 12.40 przyjeżdża Wiesiek .Zadowolony ale kapęć wybił go z rytmu. W Kościerzynie nie zabawiamy zbyt długo ,gdyż w planie mamy dwudniowy objazd Wdzydzkiego Parku Krajobrazowgo. W sobotę robimy ok. 40km robiąc częściową rundę wokół Wdzydz , a wieczorem długie polaków rozmowy . Niedziela poranna kawka i w drogę lasami do Lipusza i Tuszkowy , tam też żegnamy się z Olem który wraca w rodzinne pielesze . Natomiast Wiesiek i ja wracamy do bazy .Na liczniku mamy 60km

Wszystko co dobre szybko się kończy .My też musimy wracać.

tekst i zdjęcia: „Zibek”

Posted in Maratony | 3 Comments

III Edycja –Skandia Lang Białowieża 2010

Jedziemy. Zbyszek Tomek, Olo, Mario w swojej paczce z Kościerzyną. Już nic nie może mnie zaskoczyć po wyścigu w Bielawie. Traktuję to jak przejażdżkę turystyczną. Jest daleko bo 550 km dojazdu samochodem i trasa do przejechania 64 km rowerem.

Pikuś.

A jednak nie do końca, prędkość 30 – 40 km non-stop. Start ostry ze stadionu sportowego i wyjazd na asfalt. Trasa głównie lasami po puszczy białowieskiej. Szerokie dukty z pięknymi widokami i super czystym powietrzem. Jedyna trudność w pokonaniu tej trasy to trochę muld, krótko trwały deszcz a raczej ściana wodna, no i oczywiście jej długość: MINI 41km, MEDIO 64km i GRAND 116KM.

Walka o przesunięcie się o kilka miejsc sprawiała wrażenie bardzo prostego zadania pomimo, że kolejna grupka kolaży jest w zasięgu wzroku dosłownie o rzut kamieniem, a gonić trzeba było ich przez parę kilometrów. Wszystko to, że jechałem na oponach o zbyt grubym bieżniku. Nie zmieniłem ich po ciężkim górzystym terenie z Bielawy. Ostatecznie do mety dotarłem 111 na 187 w czasie 2h 19min na dystansie MEDIO 64km i średnia prędkość 28,2.

Wyniki pozostałych bikerów:

Nr start Nazwa Kategoria Dystans Pozycja Pozycja w grupie Czas (h) Klasyfikacja Generalna
111 OLO M-5 MEDIO 111/187 9 2.19 3
112 Zbyszek M-5 MEDIO 125/187 11 2.25 4
263 Mariusz Haluch M-4 MEDIO 66/187 8 2.01 11
2609 Tomek M-5 MINI 87/153 8 1.35 6
3667 Mario M-2 MINI 8/153 3 1.14 3
2873 Weronika K-2 GRAND 31/38 1 3.57 2
2879 Agnieszka K-3 GRAND 34/38 3 4.06 4

Życzę poprawy wyników na następnym maratonie Skandii.

tekst i zdjęcia „Olo”

Posted in Maratony | Leave a comment

Bielawa i Skandia Maraton Lang Team 2010


Długo zastanawiałem się nad podjęciem decyzji o wzięciu udziału w MTB Bielawa.

Po 1. Trudna trasa na Medio 1050m przewyższeń.

Po 2. Długi stromy podjazd 14 km – różnica poziomów 450m

Po 3. Góry (moja waga 93 kg)

Po 4. Daleka droga = koszty

Po 5. Usterki techniczne sprzętu

Wymiana łożysk korbowodu, całego napędu, sztycy, hamulców, opony i dętki.

Wszystko to tuż przed wyjazdem i na dodatek w różnych dniach. To jedynie nasza GER’owa grupa (Zbyszek Mario Tomek i Gienek) zapaleńców twardzieli, przekonała mnie do tak wymagającej decyzji. Wyjazd już rano poprzedniego dnia w sobotę. Zapisy – obejrzenie położenia miasteczka rowerowego, wysłuchanie najświeższych relacji z trasy, którą w dniu dzisiejszym przejechali zawodowcy z klubów profesjonalnych. Makabra, niemożliwe to nie jest dla mnie miejsce na kuli ziemskiej. Przede mną góra bez końca. Kręta ścieżka prosto do nieba. Trawa Błoto i spływająca woda non-stop. Kolarze na szczycie to chyba mrówki. Na dziś to wystarczy bo jutro zrezygnuję.

Niedziela godz. 10.30 jesteśmy na miejscu. Przygotowujemy się do startu. Mariusz, Tomek i Gienek jadą na dystansie Mini, więc poszli już na start. Ja ze Zbyszkiem jedziemy na Medio. O.K.M. na 100m dojazdu złapałem w przednim kole kapcia. Natychmiastowa wymiana dętki. Biorę swój zapas i wraz z ogromną pomocą Zbyszka dokonujemy wymiany. O.K.M. Kominek nie pasuje do otworu w obręczy. Zbyszek podjął decyzję i oddaje mi swój zapas. To jest pełna postawa fer-play. W oddali słychać przygotowania do startu. Została jedna minuta. Po raz kolejny mówię głośno O.K.Mać. W trakcie dopompowywania dętka wystrzeliła. Stoję a raczej stoimy. Ostatnia szansa. Kolejny raz zdejmuję oponę (już 3-si raz) i ponownie wciskam tę dętkę ze zbyt dużym kominkiem. Wystaje ponad obręcz ok. 1 cm, ale powietrze trzyma. Lecimy na miejsce startu. Dwa rowy z błotem, jeden płot i jesteśmy na końcu stawki. Sędzia zanotował nasze przybycie. Strzał z pistoletu i Bierzy poszli. Ja ze Zbyszk8iem dalej stoimy. Mam źle założone przednie koło. Przełożenie, sprawdzenie zapięcie i kontrola działania hamulców. Jedziemy!!!

Jeszcze nie wiem czy się cieszyć, obawiać (kolejnego pecha?) czy w końcu z samej trasy Medio, która jest przede mną. Wielkie dzięki dla ZBYSZKA. Pojadę wraz z nim na koniec świata i jeszcze dalej. Z kilkuminutowym opóźnieniem ruszamy w trasę. Przed nami 200 do pokonania. Pierwsze km na asfalcie w dół z prędkością dochodzącą do 50 km/h. Podjazd na wał okalający ogromne jezioro. Wachlarzyk kolarzy widoczny na zawijasie, na przestrzeni kilkuset metrów. Za mną już jest wielu, ale co się dzieje dalej!!! Tyle dobrego. Wjazd do lasu i 10 km ostrego podjazdu w rzece błota, wody i kamieni. Prędkość spada do 8-10 km/h miejscami do 4-6 km/h. Lepiej prowadzić i „podziwiać” góry i przepaści. Rower przetrwała, a ze mną chyba nie wszystko jest w porządku. Największy podjazd już za mną ale to jeszcze nie koniec Maxi Trudnej trasy. Zjazdy to igranie ze …. Lub wypadnięcie z trasy. Prędkość umiarkowana 30-40 km/h, błoto po pachy. Luźne kamienie i strugi wody przecinające rozmamłana ścieżkę w poprzek. Ręce nie wytrzymują, mam skurcze – w ręce właśnie!!! Zaraz po 1-wszym bufecie w którym się nawet nie zatrzymałem 2 góra podjazdu. Nic lepiej a może gorzej. Woda, woda, pod kołami i nad głową. Na szczycie temperatura spadła do 4.2oC. O jak fajnie! Poruszamy się we mgle i chmurach, a może mam ze zmęczenia mroczki w oczach? Halucynacje, fatamorgana?? Nie wiem. Nie to są uroki gór sowich. Po rozdzieleniu Mini i Medio zostało mi do mety tylko a może aż 20km. Horror nigdy więcej – to moje myśli. Ale prę do przodu bo meta jest bliżej niż dalej. Jest zjazd. Rozpoczął się wyścig z czasem, odpornością, umiejętnościami technicznymi, stanem roweru i odwagi. Szuter, ciągle lejąca się woda, poprzeczne rynny odpływowe, kamienie i głazy.

Pełna koncentracja i mobilizacja. Prędkość dochodzi na liczniku (UWAGA
!!) do 58 km/h. Kilka przewyższeń interwałowych podjazdów i widzę tablice z napisem 5km do mety. UWAGA!! Prędkość dochodzi do 68 km/h. Tak, tak to czyste szaleństwo.

Na zakończenie organizatorzy wymyślili jeszcze jeden podjazd o którym pisałem na początku – Łysa Góra. Dojechałem, żyję i to wystarczy.

Czas: 3h 51m

M-ce: 151 w Open

M-ce: 11 w M5

W klasyfikacji generalnej:

Nazwa Kategoria Dystans Pozycja
Zbyszek M5 Medio 6
Olek M5 Medio 5
Mario M3 Mini 4
Tomek M5 Mini 7
Gienek M6 Mini 7

Tekst i zdjęcia: „Olo”

Posted in Maratony | Leave a comment

VII Leśny Maraton Rowerowy

Galeria zdjęć Piotra

W dniu dzisiejszym 16 V 2010r miał odbyć się Edukacyjny Festyn Leśny przy Leśniczówce Kępino.

Na Festynie były przewidziane takie atrakcje jak:

  • Turniej wiedzy leśnej dla dzieci
  • VII Leśny Maraton Rowerowy
  • Zawody KonneDSCF8581

Ponadto przewidziane były różne gry oraz zabawy.

Mnie interesował szczególnie Maraton Rowerowy organizowany przez Nadleśnictwo Wejherowo. Dzień przed zawodami ostro padał deszcz, obudził mnie o 3 nad ranem, domyślałem się co może nas czekać na trasie. W poprzednim sezonie 07.06.2009 w podobnych warunkach rozegrana została Skandia Maraton w Gdańsku Oliwi.

Domyślałem się co może nas spotkać. Moim minusem było to że startowałem w Wejherowie po raz pierwszy, nie znając przebiegu trasy. Dojazd do Wejherowa zaplanowałem SKM-ką odjeżdżającą ze stacji Gdańsk Wrzeszcz o godz. 7:07 ja wsiadałem dopiero w Gdyni Głównej o godz. 7:35 następnie dojazd do Kępina na kołach. Mieliśmy małą 7 km rozgrzewkę. W Pociągu SKM spotkałem Grzesia, Marcina, oraz Weronikę później dosiadł się do nas również Robert.

Rano już dość mocno padało aura nie nastawiała nas optymistycznie co do warunków pogodowych, ale mimo to humorki dopisywały, nie obyło się bez śmiechów oraz żarcików. Wiadomo że na rower każda pogoda jest dobra, wystarczy tylko odpowiednio się ubrać.

Na Starcie byliśmy ok. godz. 9:00 wystarczyło tylko podać swoje imię i nazwisko, opłacić wpisowe w wysokości 20 zł. Zgłoszenia uczestników tym razem były przyjmowane przez Internet, trzeba było podać swoje imię i nazwisko oraz rocznik.

Gdy nadchodziła godzina startu coraz mniej padało aż w końcu zła aura powiedziała dość tego i poszła gnębić kogoś innego, ale nam to nie przeszkadzało.

Start wyścigu był zaplanowany na godz. 10:00 DSCF8609

Przed startem doszło do zabawnej sytuacji, jeden z zawodników „Piast Słupsk” urwał się kawałek do przodu, możliwe że z zamiarem zmiany przełożenia, gdy został przywołany przez sędziego zrobił tak niefortunnie nawrót po czym poczuł niezwłoczne przyciąganie ziemskie, nie mógł zapanować nad siłą wyższą. Ta sytuacja spodobała się zawodnikom tak że poleciały gorące oklaski. Po krótkiej chwili zawodnik szybko wrócił na linie startu.

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ta sytuacja pokazała tylko innym uczestnikom maratonu jak śliska jest nawierzchnia, trzeba bardzo uważać, tym bardziej że początek maratonu przebiegał 6-cio km odcinkiem asfaltu gdzie prędkości dochodzą do 50 km/h. Podobnie było na Maratonie w Kadynach, wiedziałem na co mam się przygotować.

Ja byłem ustawiony gdzieś w czwartej kolumnie.

Nagle słychać strzał z pistoletu sędziego, to sygnał że nastąpił start.

Wszyscy zawodnicy ruszyli z impetem ostro do przodu, byłem ustawiony gdzieś po lewej stronie kolumny, jechaliśmy na początek 47 km/h gdy dochodziło do zakrętów zwalnialiśmy do 35 km/h. Ciężko było kogokolwiek wyprzedzać, ale można było się pokusić, trzeba było być bardzo ostrożnym przy tym niebezpiecznym manewrze, tak aby się nie poślizgnąć na liściach które leżały na krawędziach asfaltu. Ja miałem okazje doświadczyć tego kilka razy przy wyprzedzaniu. Zarzuciło mnie trzy-cztery razy gdy prędkość sięgała ok. 45 km/h.

Na początku czułem się jak na maratonie szosowym jadąc w ściśniętej kolumnie kolarzy równym tempem, wyprzedzałem tylko po bokach ostrożnie, gdy była tylko na to okazja (dziura w kolumnie). Z opowiadań zawodników wiedziałem, że trasa jest płaska co za tym idzie dość spora prędkość. Obawiałem się że na jakimś błotnistym, śliskim odcinku moje oponki mogą nie wyrobić za czym idzie dość nie przyjemna gleba. Gdy kilka razy zarzuciło mnie na liściach jadąc asfaltem ok. 40 km/h zjechałem bardziej na środek, tam było bardziej bezpiecznie.DSCF8611

Wiedziałem że na tym Maratonie nie będzie dość dobrych kolarzy z klubu „TREK” ponieważ mają jakieś inne mistrzostwa, więc szansa na zajęcie lepszego miejsca wzrosła. Lecz nie oznaczało to że będzie łatwiej walczyć o dobre miejsce.

Występowali zawodnicy z takich doświadczonych klubów jak:

  • Baszta Bytów
  • Flota Gdynia
  • Piast Słupsk
  • Cartuzia
  • MTBnews, i inne

Tępo peletonu nadawał Daniel Formela (Flota Gdynia) oraz Tobiasz Kulikowski (Selle Italia Bikeworld.pl) co zaowocowało szybkiemu rozerwaniu się peletonu po kilkunastu metrach po wjeździe do lasu. Po kilku km jadąc lasem widziałem jak leży dwóch kolarzy gdzieś na poboczu, doszło do dość niebezpiecznej kraksy w której brał udział min, Tomasz Lipiński (Piast Słupsk). Gdy mijałem powiedział tylko że po zawodach, ale się szybko pozbierał. Jadąc z 5 min stratą oraz z kontuzją ręki, pojechał na dystans GIGA 66 KM i zajął 7 miejsce wyprzedzając min. mnie pod koniec drugiej pętli.

Na trasie dochodziło do dość częstych upadków zawodników czego się bardzo obawiałem, trasa była niebezpiecznie śliska, minąłem ok. 10 osób którzy doświadczyli na czym polega siła przyciągania ziemskiego. Trasa ogólnie bardzo błotnista, dostrzegłem trzy podjazdy, z czego na jednym można było się dość znacznie zmęczyć, pokonując podjazd musiałem zejść na pół-blat, prędkość nie większa niż 15 km/h, co spowodowane było dość sporą ilością błota.

Na pierwszym okrążeniu próbowałem dotrzymywać tępa czołówce, ale było bardzo ciężko więc odpuściłem, jechałem gdzieś w drugiej dziesiątce. Zupełnie na początku próbowałem dotrzymać tępa zawodnikowi Cartuzi, raz przed nim raz za nim, wymienialiśmy się co jakiś czas, nagle ostry skręt w prawo, podjazd dość błotnisty, trzeba było pokonać na pół blacie. Po chwili kawałeczek prostej gdzie utrzymywało się prędkość do 28 km/h, zjazd i znowu podjazd, taki z dość niezłym błotkiem. Jadąc wąską ścieżką zarzuciło mnie dość ostro w prawo, tak że wyrzuciło mnie kompletnie z drogi na pobocze, musiałem się wypiąć z pedałów a następnie ustawić rower na właściwy tor po czym ruszyć. Straciłem w ten sposób kilka cennych sekund, ale nikt mnie nie wyprzedził. Na poprzednim podjeździe wypracowałem sobie dość niezłą przewagę dzięki czemu nikt nie zdołał mnie dogonić przy tym niby banalnym błędzie. Szybko wpiąłem się w SPD i ruszyłem. Jechałem ile sił miałem w korbie, nie patrząc czy kałuża czy też nie, błoto nie błoto, miejscami trzeba było głowę pochylać na dół przy kierownicy żeby błoto nie chlapało po oczach. Gdy miałem za sobą połowę pierwszego okrążenia musiałem ściągnąć okulary i schować do tylnej kiszonki w koszulce. Nic nie widziałem. Okazało się że to bardzo dobry wybór, od razu poprawiła się widoczność.

Mniej więcej w połowie pierwszej pętli wyprzedził mnie czteroosobowy peleton składający się min z zawodników Baszty Bytów, od tej pory próbowałem trzymać równe tępo tuż za nimi. Pierwsze okrążenia zrobiliśmy ze stratą do ścisłej czołówki 3 minuty, to całkiem niezły wynik. Na drugiej pętli już nie było tak kolorowo, miejscami zaczęło brakować sił. Gdy czekał na nas asfaltowy odcinek mieliśmy w polu widzenia peleton, próbowaliśmy przyspieszać, zmieniając się co chwile, jechaliśmy z prędkością 45 km/h.

Niestety praca na marne, nie udało się, byli zbyt dobrzy.

Na jednym ze skrzyżowań asfaltowych wyłożyłem się, kilka chwil przed tym zdarzeniem uratowałem się przed upadkiem ale tym razem nie opanowałem sprzętu.

Dość ostry zakręt, miałem na liczniku ok. 35 km/h zarzuciło mnie na dość błotnistym odcinku w prawo, następnie w lewo, po czym ponownie, miałem tyle szczęścia że upadłem na prawą część krawędzi, tam gdzie było dość miękko, zaryłem jedynie ręką oraz głową o asfalt. Nastąpił dość głośny huk, tak jak by ktoś kamieniem rzucił, ja zobaczyłem przez chwilę gwiazdy. Zawodnik który jechał ze mną w peletonie zapytał czy wszystko jest w porządku, odpowiedziałem głośno że spoko. Szybko się pozbierałem i pojechałem dalej. Rower na szczęście cały bez żadnych strat. Trochę miałem problem z ruszeniem ponieważ łańcuch spadł mi na pół blat. Po chwili opanowałem sytuacje. W ten sposób straciłem ok. 15-20 sek. Patrzałem do tyłu żeby nikt mnie nie wyprzedził, ale długo nikogo nie było, także przewaga którą wypracowaliśmy była ogromna. Po kilku minutach dogoniłem kolegę i znowu jechaliśmy razem, ale tylko przez jakiś czas. Sił było coraz mniej, ta trasa mimo że jest bardzo łatwa, w tą pogodę okazała się dość ciężka. Kilka łyków z bidonu żeby dodać energii na następne kilometry i szpula. Jechaliśmy tyle ile mieliśmy sił w nogach, ale końcówkę odpuściłem sobie jakieś 5 km przed metą. Wyprzedził mnie również Tomek Lipiński (Piast Słupsk) który doznał urazu po dość nieprzyjemnej stłuczce, ale postanowił walczyć do końca. Odcinki leśne były miejscami bardzo rozjeżdżone, błotniste, rower zarzucało raz w prawo, raz w lewo, trzeba było uważać. Drugie utrudnienie to dość spora ilość wody, kałuż, ja przez nie ostro przejeżdżałem nie tracąc cennych sekund tym bardziej że widziałem kilku zawodników za sobą, musiałem ostro cisnąć oby nie stracić pozycji.

Sił było coraz mniej lecz starałem się utrzymać mniej więcej równe tępo w granicach 25-28 km/h. Do końca zawodów nie wyprzedzili mnie.

Na końcu drugiej pętli sędziowie pytali gdzie jadę czy na dystans MEGA (2 pętle) co oznaczało koniec wyścigu czy na dystans GIGA (3 pętle), ale żeby pojechać na pętle GIGA trzeba było spełnić jeden warunek, dwie pierwsze pętle trzeba było pokonać z czasem nie większym niż 3 h. Ja ten warunek spełniłem ale nie zamierzałem jechać na GIGA. Krzyknąłem tylko że koniec. pokierowali mną żebym prosto pojechał do Mety. Spisali numerek i podziękowali za wyścig.

Brałem pierwszy raz udział w tym wyścigu i jestem całkiem mile zaskoczony, bardzo fajna impreza, trasa wyśmienita, bardzo fajna atmosfera, urozmaicona trasa, może to nie jest maraton typowo górski, miejscami przypominający sprint, ale mimo to warto wziąć w nim udział. Tereny bardzo ładne.

Na koniec wyścigu można było wymienić nr. Startowy na posiłek regeneracyjny.

Mimo panującej kiepskiej aury pogodowej na start stawiło się łącznie ok.140 osób.

Impreza godna polecenia.

Trzeba pamiętać o tym że w trakcie wyścigu nie ma punktów regeneracyjnych, także trzeba się zabezpieczyć w wystarczającą ilość płynów energetycznych podczas maratonu.

Na koniec zawodów w czasie dekoracji która była o godz. 15:00 odbyło się losowanie nagród. Główną nagrodą był rower górski firmy „KROSS” ufundowany przez sklep „Prosport” w Wejherowie, a dla najlepszego uczestnika w zawodach Sołtys wsi Kępino ofiarował bon w wysokości 200 zł do realizacji w sklepie Prosport.

Do zobaczeni na następnym wyścigu.

W Kat zająłem 11 miejsce na 39 zawodników ze średnią prędkością 25,63 KM/H

W Open 12 na 94 zawodników

Jestem zadowolony z zajętego miejsca, ale za rok postaram się poprawić

tekst i zdjęcia: Pioter1981

Posted in Maratony | Leave a comment

MTB Bike Tour Gdańsk – I edycja

Galeria zdjęć W tym roku postanowiłem nie startować, natomiast objąć funkcję fotoreportera. W związku z tym przygotowałem mój sprzęt i wyruszyłem o godz 12 w kierunku Abrahama. Gdy dojeżdżałem do celu spotkałem kilku naszych bikerów startujących w tych zawodach, byli to: Mario666, jego brat Zbyszek i Izę, ale ona przyjechała jako kibic. A jeszcze wcześniej spotkałem Flash’a, który miał startować w elite. Po przywitaniu i zamianie parę słów ruszyłem na trasę celem obrania dobrego punktu do robienia zdjęć. I już na początek pierwszy mocny podjazd, którego niestety nie zaliczyłem, ale w połowie zatrzymałem się, bo już wystartowali. Wyjąłem aparat ustawiłem odpowiedni czas i przysłonę, ponieważ z automatu nie korzystam, tylko z nastaw ręcznych. Jest dość ponuro, więc musiałem ustawić dość wysokie ISO. Wykonałem kilkanaście fotek i ruszyłem dalej. W końcu wczołgałem się na szczyt tego podjazdu a za nim mocny ostry zjazd, ledwo utrzymując kierownicę w rękach. Następny podjazd dość spory i tu postanowiłem uwiecznić ich mękę, niektórzy podjeżdżali, ale większość pokonywała z buta. Po uwiecznieniu ich na fotkach musiałem ponownie zdobyć tę górkę a za nią ponowny zakręt w prawo i dość stromy zjazd po wybojach. Na tym zakręcie wykonałem parę ujęć i ruszyłem za nimi po tych wertepach a na dole widziałem „Bona” jak „rąbał” zdjęcia (nie brał udziału w wyścigu). Nie zatrzymywałem się tylko sunąłem do następnego punktu, gdzie uwidoczniłem kilku kolarzy jak „ciągną” pełną parą.

Dojechałem do mety i tu zmieniłem obiektyw szerokokątny na teleobiektyw. Którym wykonałem duże zbliżenia, ale nie bardzo one wyszły, ponieważ było trochę za ciemno.

W sumie również zaliczyłem nieoficjalnie jedno okrążenie z przerwami na zdjęcia.

tekst i zdjęcia M. Butkiewicz

Relacja Piotra

Dzisiaj miały odbyć się zawody z cyklu „ XC” pt. „BIKE TOUR I Edycja przy ul. Abrahama”, po nieoczekiwanych przesunięciach co do terminu spowodowanymi zdarzeniami losowymi. Stawiła się ponownie rekordowa ilość 207 zawodników i zawodniczek, wśród nich byli zarówno amatorzy tacy jak ja oraz bardziej doświadczeni kolarze z klubów i grup zawodniczych.

Rejestracja poszczególnych kategorii odbywała się pół godz. przed startem, obyło się bez większych kolejek. Start mojej kategorii Elite zaplanowany był na godz 14:00.

Tuż przed startem ustawiłem się w drugim rzędzie, spotkałem również kolegę Tomka L. z klubu Piast Słupsk, wymieniliśmy kilka słów co do kondycji oraz trasy jaka nas miała czekać.

Nastąpił Start, wszyscy zawodnicy ruszyli z impetem aby już na początku stworzyć sobie dogodną pozycje na dość stromym (15-20% nachylenia) i stosunkowo długim (400 metrów) podjeździe który na nas czekał. Niestety nie obyło się bez przykrych niespodzianek, jeden z kolarzy przewrócił się zupełnie na początku peletonu, trzeba to nazwać nie inaczej jak pech, tym bardziej że droga była stosunkowo prosta, kilku zawodników wpadła na zawodnika i o mało nie staranowała, ja również musiałem ostro hamować, omijając zawodnika szerokim łukiem. Gdy pokonywałem pierwszy podjazd, nie chciałem zmieniać przerzutki na tzw. młynek, ponieważ stwierdziłem że traci się dość sporo na prędkości dzięki czemu spada średnia znacznie w dół, tak też robiłem do końca zawodów.

Po sporym podjeździe i rozgrzewce nastąpiła nagroda w postaci zjazdu, czyli mały odpoczynek który minął stosunkowo szybko, jeśli w ogóle to można nazwać odpoczynkiem, ponieważ to był dość niebezpieczny zjazd, na końcu czekało dość sporo korzeni, nierówności. Trzeba było mocno trzymać kiere, na samym końcu zjazdu, po prawej stronie była tzw. hopka, lecz to nie była zwyczajna hopka, taka z korzeni drzew, wybijając ziemie do góry stworzyły coś mniej więcej na pozór małej góreczki. Gdy robiliśmy objazd trasy zwróciłem na to uwagę i przekazałem innym.

Dobrze ją znałem ponieważ doświadczyłem jej bliskość w poprzednim sezonie nadziewając się na nią ścinając zakręt po czym nie mogłem złapać powietrza przez kilka minut.

Po zjeździe czas na następny podjazd, tym razem po małej rozgrzewce w postaci dość niezłego podjazdu, nadszedł czas na jeszcze większy, może nachylenie nie było tak duże, ale podjazd był o wiele większy niż poprzedni, jak dla mnie to najgorszy z tych trzech które mieliśmy do pokonania. Na treningu udawało się pokonać z trudem, ale dało radę, Tym razem było dość trudniej, o wiele trudniej. Spora ilość błota która czekała na nas gdzieś w połowie podjazdu, to zadanie krótko mówiąc uniemożliwiało pokonanie podjazdu, oczywiście ci najlepsi podjeżdżali, ale tacy jak ja zwykli amatorzy nie mieli żadnych szans, ale nie tylko ja podprowadzałem rower, zostało chociaż to na pocieszenie. Straciłem w tym momencie bardzo dużo cennego czasu gdy podprowadzałem rower. Spora ilość błota po którym trzeba było przejść zaklinowała mi bloki tak że nie mogłem się wpiąć, dopiero po jakimś czasie z wielkim trudem udawało mi się. Przy następnym okrążeniu chciałem dobrać odpowiednią technikę która umożliwiła by mi może nie bezproblemowy przejazd ale taki żebym nie musiał się taplać w błotku. Niestety ciągle przegrywałem i do końca nie dałem rady bez podejścia pokonać podjazd. Następnie czekał nas wspaniały zjazd, bez żadnych niespodzianek, stosunkowo prosty, po zjeździe dość ostry skręt w prawo i następny z podjazdów, to już trzeci, ostatni na okrążeniu który mieliśmy do pokonania, tym razem na zielonym szlaku, z małą wąską ścieżką do góry przebijając się przez korzonki, najbardziej lajtowy według mnie lecz i tutaj trzeba było mieć opracowaną specjalną technikę tak żeby koło tylnie nie zawirowało, dość ślisko było.

Niestety na drugim okrążeniu popełniłem właśnie taki błąd. Gdy podjeżdżałem koło tylne spadło mi na korzeń, zamiast się wypiąć szybko z pedałów, zobaczyłem dwóch albo trzech zawodników pędzących w moim kierunku (ciekawe dlaczego) tak jak by chcieli mnie dogonić no i udało im się, chciałem szybko pokonać podjazd, koło zawirowało mi w miejscu, nacisnąłem ile miałem sił na pedały z trzy razy zawirowało, nie dało się, zbyt ślisko było żeby naprawić dość prosty błąd, gdy się wypiąłem z pedałów byłem już pod kątem, stanąłem tak że poleciałem na dół po skarpie a za mną mój rowerek, ja spadłem do połowy rower na sam dół, musiałem zejść na sam dół oraz wpiąć się na sam szczyt skarpy. Gdy wyszedłem wyprzedziło mnie trzech zawodników. Po jakimś czasie zorientowałem się że nie mam licznika, ale pomyślałem sobie musi obyć się tym razem bez niego. Bardzo dziwnie się jechało nie znając parametrów. Podłączyłem się pod dwu osobowy peleton i jechaliśmy cały czas równo koło siebie wyprzedzając się co jakiś czas. Na ostatnim okrążeniu przy ostatnim podjeździe, tam gdzie wpadłem do rowu na zielonym szlaku wyprzedziło mnie dwóch zawodników z klubu TREK, usiadłem im na kole i tak próbowałem się trzymać do samego końca. Okazało się że nie było ciężko ponieważ zostało tylko pół okrążenia, to było ostatnie kółko które musiałem pokonać ponieważ zostałem zdublowany.

KONIEC !!!

Dojechałem, żadnych strat nie poniosłem.

Co do Trasy to uważam ze to jest najlepsza Edycja ze wszystkich odcinków Bika Toura, moja ulubiona, mimo że nie wypadłem najlepiej.

Niestety pogodę mamy taką ze trudno teraz złapać formę.

Następna Edycja 3-go Lipca w Matemblewie, to jest najbardziej górzysty odcinek, serdecznie zapraszam, będzie się działo, a może znowu rekord frekwencji ?

Moim zdaniem trasa nie była stosunkowo ciężka poza jednym dość ciężkim zjazdem, trzeba było uważać na hopke oraz żeby kiera się nie wyślizgnęła przypadkowo, było by nieprzyjemnie, no i ten drugi podjazd z błotkiem.

Wyniku niestety już nie poprawie, ostatni rok w Elicie, czas miałem lepszy niż rok temu a pozycja pogorszyła mi się aż o 7 pozycji, z roku na rok poziom rośnie i uczestników przybywa, bardzo dobrze, oby tak dalej.

Na trasie podobno było kilka wypadków, słyszałem o jednym poważnym w którym karetka była zmuszona do nie zwłocznej interwencji.

ZAPRASZAM NA KOLEJNE EDYCJE BIKE TOUR

3.07.2010 MATEMBLEWO – SANKTUARIUM

tekst: Pioter1981

Zdjęcia Piotra 1981

Zdjęcia Bono

Posted in Maratony | Leave a comment

Relacja Skandia – Chodzież 2010

Pierwsza edycja Skandii maraton to dopiero przedsmak emocji które czekają na nas w tym roku. Pierwszy wyścig rozpoczynający sezon to właśnie Chodzież.

Wyjechaliśmy w mocnym składzie już o 5 rano: Zbyszek tomek, Mario i ja Olo. Na miejscu było bardzo dużo znajomych z Gdańska np. Intel, Mariusz, Darek…. Flasz, Piotr, Józek, Agnieszka.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Trasa przygotowana przez Czesia była wyjątkowo piękna i urokliwa. Przebiegała w większości drogami leśnym, polami i łąkami. W okolicach startu i mety długi odcinek nawierzchni asfaltowej. Na starcie we wszystkich kategoriach uczestniczyło ok. 800 zawodników. Każdej edycji Skandii maratonu, oprócz amatorów, rowerowych zapaleńców, stanęła również spora grupa zawodowców z wielu klubów polski. Jazda na rowerze w tak pięknym otoczeniu przyrody to czysta przyjemność. Wystartowałem wraz ze Zbyszkiem i Mariuszem na dystansie Medio (nr. 111, 112). Pierwsze kilometry to jazda non-stop pod górę. Czysta przepychanka i walka o każdy wolny metr drogi. Na 14 km ostry podjazd pod górę do Gontyniec (najwyższe wzniesienie w całej Wielkopolsce 192 m p.m. Wiele chopek i interwałowych zjazdów i podjazdów na wąskich piaszczystych Ścieżkach. Jazda trudna technicznie wymagająca dużej wprawy w jeździe po luźnym piasku i wystających korzeniach. A ile się tu nachodziłem!!! Jazda w wyścigach MTB jest moją olbrzymią pasją, bez której nie wyobrażam sobie spędzania wolnego czasu. Jednak to sport wymuszający dania z siebie wszystkiego. Trzeba być po prostu twardzielem.MINOLTA DIGITAL CAMERA

Ostatnie km przed metą to praktycznie zjazd w dół, ale z niespodziankami i tu też trzeba by było mieć się na baczności. Przez cały dystans miałem bardzo utrudnianą jazdę, ponieważ zerwała mi się główka na sztycy siodła. Przez to aby dojechać do mety siodło musiałem trzymać pośladkami. Wjazd do centrum miasta to asfalt z wymagającym wzniesieniem. Upragniona meta, medal, fotki i teraz oczekujemy na wyniki.

Czas 3h 31m. 18 m-ce w kategorii M-5

A o to prawdopodobne wyniki innych kolegów:

DystansM INI 35km Grupa wiekowa Liczba uczestników Zajęte m-ce M-ce w grupie wiekowej Ilość os. Startujących w gr. wiek Czas
Mario M-2 280 51 17 59 1h 40m
Tomek M-5 280 203 17 20 2h 18m
Gienek M-6 280 246 11 13 2h 44m
Intel M-3 280 Nieklasyfikowany
Czas zwycięzcy 1h 22m
Dystans MEDIO 54km Grupa wiekowa Liczba uczestników Zajęte m-ce M-ce w grupie wiekowej Ilość os. Startujących w gr. wiek Czas
Glaas M-3 258 29 11 86 2h 31m
Mariusz M-4 258 116 14 48 2h 56m
Olo M-5 258 207 17 24 3h 31m
Zbyszek M-5 258 221 21 24 3h 39m
Czas zwycięzcy 2h 03m
Dystans GRAND FUNDO Grupa wiekowa Liczba uczestników Zajęte m-ce M-ce w grupie wiekowej Ilość os. Startujących w gr. wiek Czas
Flash M-2 54 25 14 21 3h 54m
Piotr M-2 54 43 19 21 4h 23m
Agnieszka K-2 54 Pierwsze w swojej grupie
Czas zwycięzcy 3h 13m

Za Ew. pomyłki nie biorę odpowiedzialność i przepraszam

Powrót do domu samochodem ok. 5h i miła niespodzianka, u Zbyszka w Koronie czeka na nas i na nasze gorące relacje Wiesiek, który tu specjalnie do nas przyjechał z Gdańska. Miłe, prawda?MINOLTA DIGITAL CAMERA

OLO.


Relacja Piotra 1981

Dzisiaj miał odbyć się pierwszy maraton w tym roku w miejscowości „Chodzież”

I Edycja z cyklu SkandiaMaraton Lang Team, postanowiliśmy razem z kilkoma bikerami min Batik, Flash wziąć udział w tej wspaniałej imprezie.

Chodzież jest oddalona od Gdańska o ok. 350 km. Jest to gmina w województwie Wielkopolskim, posiada obszar 12,77 km² ilość mieszkańców niewiele ponad 20 tyś.

Zaczęło się niewinnie, umówiliśmy się z Batikiem przy Hali Oliwi o 5:00 nad ranem, mieliśmy na spokojnie założyć rowery na dach, bez pośpiechu tak żeby wyjechać o 5:30

Jechaliśmy w składzie: Batik (kierowca oraz zawodnik), Ola (kibic), Flash (przedstawiać nie trzeba) no i moja skromna osoba.

Wyjechaliśmy o godz 5:45 na spokojnie. Na miejscu byliśmy ok. godz 10:00 zaliczając po drodze stacje benzynową w Bydgoszczy, był to przystanek trwający ok. 30 min mający na celu, skonsumowanie śniadania oraz nabrania sił na dalszą podróż. Gdy zajechaliśmy na miejsce, poszukaliśmy dobrego miejsca na zaparkowanie samochodu, obyło się bez tłumów, spokojnie zarejestrowaliśmy się. Dostaliśmy koszulkę, katalog rowerowy, bidon, batonika energetycznego, oraz jakiś płyn do smarowania sprzętu rowerowego, po czym wróciliśmy do samochodu żeby zostawić rzeczy i między czasie przebrać się. Zaczęło robić się dość ciepło. Byłem ubrany w krótkie spodenki a na spodenkach ocieplane biegówki z polarem.

Rano było dość mroźno, dojazd miałem 15 kilometrowy. Patent z pogodą polegał na tym że na słońcu było bardzo ciepło ale gdy miejscami zawiało robiło się nieprzyjemnie, każdy myślał jak by tu się ubrać, ja wiedziałem że w lesie panuje inny klimat i można się spokojnie rozgrzać, rozebrałem się na tzw. letniaka.

Gdy przyjechaliśmy na miejsce zastanawiałem się na jaki dystans się zapisać, Flashpostanowił jechać na największy tzw, „Grant Fodo” który miał wynosić 85 KM oraz 780 m przewyższeń, jeśli Flash
pojedzie to i ja też, tak też zrobiłem, przed startem powiedziałem że przyjedzie 30 min szybciej ode mnie, o wiele się nie pomyliłem, do takiej klasy zawodników jeszcze sporo mi brakuje.

Start był zaplanowany na godz 11:00, jako pierwsi jechali zawodnicy z nr. koloru czarnego, czyli moja i Flashagrupa, kilka minut po czasie grupa Batika, koloru niebieskiego na dystansie „Mega”

Zacząłem ustawiać się na linii startu ok. godz 10:40, widziałem obok siebie dużo osób z zrzeszonych klubów zawodniczych specjalizujących się w maratonach oraz zawodach z cyklu „XC” nie miałem żadnych szans nawet zbliżyć się do takiej klasy zawodników.

Godz 11:00 nastąpił start, rozpoczęcie zapoczątkował osobiście Czesław Lang hukiem z pistoletu, na dzień dobry kilka kilometrów asfaltu, jechaliśmy równo trzymając spokojną prędkość w granicach 35-40 km/h, po ok. 5 km wjazd do lasu, na dzień dobry mała góreczka która się ciągnęła przez kilka km, już zaczęła się walka, przewagę którą zdobyłem jadąc po asfalcie momentalnie zacząłem tracić. Nagle wyprzedził mnie Flash, coś tam krzyknął do mnie, ja odpowiedziałem tylko hey , na kolejnym ostrzejszym podjeździe z kilkoma nierównościami w postaci korzenia stanął, coś chyba z przerzutką, jakiś badyl się zaklinował, wyminąłem go, ale po kilku sek, wystrzelił jak błyskawica wyprzedzając przy tym kilka osób, jechał tak jakby nie było podjazdu.

Co do trasy oraz zabezpieczenia wyrazy uznania dla organizatorów, były momenty gdzie trzeba było przejechać przez drogę asfaltową z lasu do lasu, policja czuwała wstrzymując ruch, na każdym z bardziej niebezpiecznych zjazdach, była opieka medyczna, w razie czego żeby udzielić pomocy, a zjazdy były momentami bardzo niebezpieczne, nie dość że strome to pełno korzeni i hopek, bez odpowiedniego opanowania nie trudno było o wypadek.

Co jakiś czas trasę patrolowały osoby jeżdżące na motorach terenowych.

Przez spory odcinek czasu jechałem sam, wydawało mi się ze jadę jako ostatni, osoby z dystansy mega które startowały z opóźnieniem zaczęły mnie wyprzedzać, próbowałem się podłączać pod niektóre grupki, ale tylko na pewien czas starczało mi sił, trasa bardzo trudna, techniczna, dużo piasków, ale zarazem bardzo piękna jeśli chodzi o zawody MTB, przecież w terenie musi być ciężko, oto właśnie chodzi, jest taka zasada, im bardziej wymagany teren tym lepiej.

Ważniejsze od wyników jest walka z samym sobą jak to niektórzy mówią, coś w tym jest, o dobry wynik wśród klubowiczów tacy przeciętni zawodnicy jak ja nie mają szans to tylko to pozostaje, walka z dystansem oraz ze swoimi słabościami.

Po 50 KM coś mną zaczęło dziwnie zarzucać, a dokładniej tyłem roweru ale spojrzałem na oponkę, wszystko jest w porządku, bałem się że mogłem gdzieś gumę złapać, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Jadę dalej, z kilometr na kilometr zaczynam tracić coraz więcej sił, na drugiej pętli, tam gdzie dawałem radę jechać 30 km/h teraz ledwie jadę 20, sięgam po banana którego miałem w tylnej kieszonce koszulki, trochę mi spadło, zjadłem to co miałem, energii starczyło zaledwie na kilka kilometrów. Po jakimś czasie zaczęły mnie strasznie plecy boleć. Jestem zmuszony się zatrzymać, sięgam po żel który również miałem w kieszonce, zabrałem w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta, dobrze mieć, pierwszy raz jestem zmuszony do sięgnięcia po taki środek, ale co widzę, rozpuścił się, zamiast żelu jest sama woda, no cóż wypijam to co mam i w drogę, pozornie niewiele to pomogła, ale po chwili zaczynam odczuwać skutki, jadę trzy kilometry więcej. Po jakiś czasie mijam punk regeneracyjny, zatrzymuje się. W poprzednim wziąłem wodę niestety była gazowana, było mi dziwnie, teraz jakiegoś powera wziąłem, uzupełniłem bidon wodą tym razem nie gazowaną i w drogę. Ten Power naprawdę pomógł, dogoniłem osobę z „Naftokor” z którą przez jakiś czas jechałem, szybki łyk i rura, jadę 25-28 km/h prawie tak jak na początku, wyprzedzam dużo osób z dystansu mega i rodzinnego. Mała góreczka o ile można to nazwać góreczką a oni już podprowadzają swojego konia, patrzę ze zdziwieniem w przód, śmigam raz na prawo raz na lewo, czuje się jak bym ostatni jechał, ale to nie jest już najważniejsze, ważniejsze od rezultatu jest sam udział i samo zaparcie na największym dystansie jakim jest Grant Fodo, tym bardziej ze łatwo nie jest, można porównać tą trasę do maratonu w Kadynach , dużo technicznych zjazdów oraz spora ilość piasków na którą trzeba mieć dopracowaną odpowiednią technikę jazdy żeby móc bezproblemowo zapuszczać się na tak wymaganą trasę.

Zaczynam zastanawiać się czy dobrą drogą jadę, ale przecież nie było innej. Już na starcie myślałem sobie, co ja zrobiłem, będzie ciężko, to był poważny błąd.

Był i to jeszcze bardziej niż byłem sobie w stanie wyobrazić, to była prawdziwa rzeź jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłem, plecy bolały, nogi trochę ale jeszcze nie aż tak, czułem że mam siłę na kolejne kilometry, ale plecy miejscami nie wytrzymywały.

Wszystkie podjazdy które były na trasie prócz jednego pokonałem.

Był dość spory i stromy podjazd, ale z relacji jednego z fotoreporterów nikt nie podjechał pod niego, zbyt duża ilość piasków uniemożliwiała to, nawet bardzo doświadczeni zawodnicy przegrywali z tym podjazdem. Znalazł się również podjazd z dużą ilością korzeni, wymagał dużej wyobraźni oraz techniki aby go pokonać.

Na niektórych odcinkach strasznie wiał wiatr, nie dawał za wygraną szczególnie na odcinku szutrowym, musiałem wysunąć się ostro do przodu niemalże na rogach aby osiągnąć prędkość ledwie 26 km/h na prostej, nagle skręt w prawo do lasu i słońce bez małej odrobinki wiatru, nagła zmiana klimatu, skwar jak na Saharze.

Zdarzało się również na pewnych odcinkach mega ostry zjazd a nagle taki sam podjazd, rower rozpędzony prawie sam podjeżdżał o ile przy zjeździe puściło się klamki hamulcowe całkowicie. W takich sytuacjach czuwała opieka medyczna. Gdy pozostało 35 km do mety zacząłem pościg za innymi zawodnikami, choć bez większych szans już na dobry wynik. Wyprzedziłem dwie może trzy osoby z czarnymi numerkami, dużo osób mijałem z innych dystansów. Na koniec szybkie singelki z korzeniami w dół które pokonywało się bez problemów gładko ale trzeba było uważać oby nie wypaść z trasy, między innymi minąłem trzy osoby które złapały kapcia, następnie podjazd nie zbyt duży i trochę asfalcików na dojazd do mety. Gdy przekraczałem linie mety uśmiechnąłem się i odsapnąłem, wreszcie to koniec, przeżyłem, nareszcie. Mimo że na trasie nie było błota na mecie wyglądałem jak murzyn. Piasek, kurz zmienił mi kolor skóry.

Podsumowując:

Były to I zawody w tym roku, uważam jednak za niezbyt udane jeśli chodzi o wynik końcowy, to był moment w którym można było sprawdzić na jakim poziomie się jeździ i jaka jest aktualna forma, moja nie spisała się najlepiej, nawet powiedział bym poniżej oczekiwań, myślałem że pójdzie mi dużo lepiej. W końcowej klasyfikacji zająłem słabe 43 miejsce w Generalce, będzie trzeba trochę popracować nad kondycją.

Po zakończeniu zawodów spotkałem Batika z Olą oraz Flasha była również grupka z GER którzy zażywali posiłek po ciężkim, wyczerpującym wysiłku a byli to min Olo, Mario, Zibek i inni. Pojechałem po bon który dostawało się przy rejestracji w biurze zawodów na posiłek regeneracyjny po zakończeniu maratonu, a była to: surówka, chleb, karkówka lub kiełbaska z grila.

Był to pierwszy mój start w zawodach przekraczające nasze województwo „pomorskie” jestem bardzo zadowolony że mogłem jechać i brać udział w tej imprezie, dziękuje Batikowi za dowiezienie mnie całego z rowerem pod sam dom, z małymi przygodami. Po drodze, okazało się że rozciąłem sobie oponkę, nie wiadomo gdzie, możliwe ze na trasie, długości centymetra, miałem dużo szczęścia ze na trasie gumy nie złapałem, ponieważ miałem ze sobą jedynie łatki, a takiej usterki ciężko było by zwykłymi łatkami naprawić. Miał bym kłopot. Było bardzo Fajnie, Gratuluje dla Flasha za zajęcie bardzo wysokiego 18 miejsca i wszystkim startującym którzy wzięli udział i ukończyli zawody. Dziękuje również za miłe towarzystwo w drodze jak i po zawodach. Do zobaczenia na następnych Edycjach Skandii

 

tekst i zdjęcia: Pioter 1981

Posted in Maratony | Leave a comment

I Wyścig Rowerowy w Lęborku

DCA0Blisko 40 amatorów ekstremalnej jazdy rowerem wzięło udział w Pierwszym Wyścigu Rowerowym po Parku Chrobrego.
Wyścig rozegrano w trzech kategoriach: najmłodsi, amatorzy i profesjonaliści. Ci pierwsi do pokonania mieli blisko 3-kilometrową trasę, wyznaczoną na terenie Parku Chrobrego. Wygrali zawodnicy, którzy w najkrótszym czasie pokonali ją cztery razy.
– Trasa miała umiarkowany stopień trudności, z dużą ilością zjazdów, podjazdów i tzw. ścieżek technicznych – mówił jeden z dwóch sędziów zawodów Marek Szymelis.
Dwa razy więcej okrążeń, czyli osiem, na trochę trudniejszej trasie mieli do pokonania zawodnicy startujący w kategorii profesjonaliści. Ale i tym nie zabrakło odwagi.
Najlepsi zawodnicy wyścigu otrzymali puchary, a praktycznie każdy z uczestników mógł liczyć na upominek. Organizatorzy zapowiadają kontynuację imprezy.IMG_6458
– Na pewno ten pierwszy wyścig nie będzie ostatnim ! – mówi Roman Kal z LOT Ziemia Lęborska.

Zwycięzcy:
W kategorii najmłodsi najlepsi byli kolejno: Tomasz Banachewicz, Bartosz Wroński, Michał Wenig. W kategorii amatorzy pierwsze miejsce zajął: Mariusz Zimiński, drugie Marek Dzieciniak, trzeci był Jakub Banowski. W kategorii profesjonaliści najlepsi byli kolejno: Krzysztof Krzywy z Gdańska, za nim Arkadiusz Petka z Lęborka i Maciej Siedlecki z Gdyni.

Artur

Posted in Maratony | Tagged , | Leave a comment

MTB BIKE TOUR GDAŃSK 2009

DSC06394

Dziś miały odbyć się zawody z cyklu „MTB BIKE TOUR” ostatnia III edycja „FINAŁ

Ja przyjechałem ok. godz 13:00 mała rozgrzewka z domu ok. 10 km

Na miejscu spotkałem Tomka, Weronikę, Olo, Sławka, Mario, Kamila.

W Elicie startowałem razem z Mario, Kamilem oraz Bonem. Miała rozegrać się pomiędzy nami Finał, po poprzednich edycjach stan naszej rywalizacji wykazywał 1-1 Elita miała startować o 13:50 ale została opóźniona ok. 30 min

Zbliżała się godzina Startu, zaczęliśmy trochę marznąć, pogoda nie rozpieszczała nas, przed startem jeszcze z Kamilem pojechaliśmy na małą rozgrzewkę typu góra dół. Ustawiliśmy się na starcie w II rzędzie, całkiem nieźle.

Nastąpił start, kurzyło się od piasku, chciałem również szybko ruszyć, ale coś nie wyszło, takie niefart, wybrałem najgorszy z możliwych wariantów, koło zawirowało w piasku wypiąłem się z pedałów, drugi raz to samo, nie mogłem się wpiąć, miałem ogromny problem, tak to jest jak się chce coś szybko zrobić, postawiłem spokojnie pedał na dole wpiąłem się, delikatnie ruszyłem i było lepiej za 3-4 razem dopiero, po takim czasie ruszyłem dosłownie z ostatniego miejsca, wiec już na samym starcie doznałem porażki, wiedziałem ze nie odrobię tak dużej straty, wszyscy mnie wyprzedzili, zaczynałem od zera.

Przyciskając w wąwozie gdzie wjeżdżało się do lasu czekał dość techniczny podjazd z korzeniami, coś dla mnie, lubię podjazdy,

Zaczęła się gonitwa, wyprzedzałem gdzie tylko się da, jechałem tak jak tylko pozwalały na to siły, ale niestety na wiele nie mogłem liczyć przy tak kompromitującym starcie, najgorsza klęska w tym sezonie, na takim dystansie nie można popełniać takich błędów, za krótki.

Na pierwszym podjeździe wyprzedziłem już 7 bikerów, później trochę prostej a zaraz następny podjazd, na którymś z nich mijałem Bona, zaczęła się gonitwa, cisnąłem ile sił żeby zyskać bezpieczną przewagę. Po jakimś czasie zacząłem jechać za chłopakiem łeb w łeb z MTBnews miał na imię chyba Robertem o ile dobrze pamiętam, przez kilka okrążeń jechaliśmy razem wyprzedzając się na niektórych odcinkach, ja byłem lepszy na podjazdach, Robert na zjazdach oraz prostej, ostatecznie wygrał rywalizacje zemną, ale nie mogłem na wiele liczyć, później jechałem z dwoma innymi bikerami którzy byli mniej więcej takiej samej kondycji co ja, trochę lepszej, jechałem za nimi do samego końca jeden z nich w pomarańczowej koszulce pająka, a drugi w czerwonej koszulce Cross, przyjechałem tuż za nimi nie dałem rady ich wyprzedzić.DSC06421

Najbardziej morderczy był dla mnie przedostatni zjazd tuż przed metą, pierw piękny zjazd gdzie można było nabrać dość ostrej prędkości następnie podjazd z korzeniami na czele techniczny na który wjeżdżało się już rozpędzonym nie tracąc przy tym zbyt wiele sił, później znowu podobnie zjazd i tak samo podjazd z korzeniami na takiej samej zasadzie jak poprzedni tylko że jeszcze bardziej techniczny. W tym właśnie miejscu był ustawiony jeden z fotoreporterów który robił nam zdjęcia, po dwóch solidnych technicznych podjazdach, czekał na nas dość nieprzyjemny zjazd, bardzo techniczny i niebezpieczny po prostu okropny najgorszy na trasie była również umieszczona kartka z trzeba wykrzyknikami, ostrzegająca o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Znałem ten zjazd z treningu jaki zrobiliśmy sobie z Weroniką kilka dni przed zawodami, pękła mi spinka między innymi, zjazd, z korzeniami, wyrwa na środku, kilka metrów dalej tak również wyrwa na środku po czym ostry skręt w prawo, rozwijając dużą prędkość można było się nieźle nadziać, a w ostatecznej fazie ciężko jest wyhamować, zwalniałem dość ostro hamując zjeżdżałem, raz mnie tylko wyrzuciło ale żadnej przewrotki nie zaliczyłem, na zjazdach traciłem bardzo dużo czasu, nadrabiałem jedynie na podjazdach. Muszę popracować nad tym fragmentem, zjazdy to moja udręka.

Na trzecim podjeździe zaczęły szwankować mi przerzutki, łańcuch wirował z jednego przełożenia na drugi, pokręciłem trochę przy manetce naprężając linkę, i było wszystko ok.,DSCF7737

Udało mi się wyprzedzić również Mario666 który miał defekt łańcucha 7 albo i 8 razy

to jest już pech, niezbyt ciekawie robi się gdy sprzęt odmawia posłuszeństwa.

Jeden fajny dość wąski singelek był gdzie można było fajną prędkość osiągnąć, ale to po podjeździe, po czym ostry podjazd, oraz mega niebezpieczny zjazd, do mety dojechałem zdyszany, na Maratonie w Gdyni nie byłem tak zmęczony mimo że pojechałem na dystans Giga.

Impreza bardzo fajna, na mecie poczekałem na wszystkich znajomych, wymieniliśmy kilka zdań co do trasy, po czym rozstaliśmy się Następne zawody dopiero za rok, więc szykować formę poza normę i do zobaczenia na trasie.

Ogólnie trasę uważam za najbardziej techniczną ze wszystkich edycji, ale tego można było się spodziewać, w końcu to była Edycja Finałowa, dwa podjazdy gdzie można było się zmęczyć, dwa bardzo niebezpieczne zjazdy, ogólnie, bardzo dużo korzeni, nierówności na trasie

Na moim sztywniaku zacząłem odczuwać, po ostatecznej gonitwie zostałem sklasyfikowany na 26 pozycji czyli nie najgorzej, taki średniak, zadowolony jakoś nie jestem, ale także nie jestem załamany, starałem się jak mogłem, będzie co nadrabiać za rok.

Do zobaczenia na następnych zawodach.

Pioter 1981

Po objeździe tydzień temu trasy ze Sławkiem wiedziałem, że będzie ciężko. Kondycja przez ostatnie tygodnie spadła, bo nie było czasu na jazdy w tygodniu. Nie nastawiałem się więc na walkę o miejsca i punkty, a raczej na dojechanie do mety.

Na starcie uplasowałem się mniej więcej w 2/3 stawki, niestety po zwężeniu Kamil miał wywrotkę, czy kolizję i się lekko przytkało. Na szczęście udało mi się ominąć, ale znalazłem się po gorszej stronie trasy – mniej ubita ziemia. Kręcę, sapię i tracę już na pierwszych podjazdach.

Po pierwszym okrążeniu jadę w trzy osobowej grupce, w której jest także Kamil. Raz ich doganiam na podjazdach, żeby stracić na zjazdach. Z fulami na korzeniach nie wygram. Kamil gdzieś odjechał, a ja zgubiłem tego trzeciego. Na trzecim kółku zaczęło się dublowanie, co trochę namieszało. Na ostatnim zjeździe przepuszczałem szybszych z czołówki i zostało to wykorzystane przez bezpośredniego rywala. Docisnąłem trochę mocniej i wyprzedziłem na podjazdach.

W końcu dzwonek i wjazd na ostatnią pętlę. Słyszałem za sobą jak dzwonili dla kogoś, ale nie widziałem go. Jechałem samotnie i wolno, nie było już woli walki, a i zmęczenie było odczuwalne. Gdzieś w połowie łapie mnie kryzys, mam ochotę rzucić rower w krzaki i położyć się obok. Staram się jakoś zmotywować, tyle już przejechałem, to szkoda nie ukończyć. Jakoś się udało, pokonałem kolejny podjazd i było trochę lepiej. Na ostatniej górce doganiam Kamila. Jedziemy razem, ale na ostatnim zjeździe wykorzystał zalety zawieszenia i tyle go widzieli.

Obyło się bez awarii i wywrotek. Wynik słaby, podobny jak na wiosnę, ale obyło się (prawie) bez skurczy.

Piotr – 26 E

Kamil – 40 E

Bono – 41 E

Olo – 6 M2

Podsumowanie sezonu.

W tym roku po raz pierwszy startowałem we wszystkich edycjach. Pogoda dopisywała i ani razu nie padało. Konkurencja była duża, w zeszłym roku było dużo mniej osób (w II byłem 9, w III 17) i łatwiej było walczyć o punkty. Teraz mam 1 za 22 miejsce w II edycji (moja ulubiona trasa). Niestety nie obyło się w tym roku bez poważnych kontuzji. Właśnie w czerwcu trzeba było odwieźć dwie osoby karetką. Taki to sport, chwila nieuwagi i ląduje się na drzewie.

Założeń na ten rok nie udało się zrealizować. Chciałem być w pierwszej dziesiątce, co wydawało się realne patrząc na wyniki z poprzedniego roku. Niestety impreza się rozrosła i konkurencja była dużo silniejsza. Tym bardziej cieszy ten samotny punkt. Teraz trzeba czekać do wiosny na nowy sezon i nowych przeciwników w innej kategorii wiekowej. Tak, to był ostatni start w Elicie, od przyszłego roku będę startował w Mastersach. Niby będzie mniej okrążeń, ale konkurencja chyba nie mniej mocna Wink.

Marek „Bono” Kwiatkowski

Dodam parę słów od siebie.

Szukałem miejsce dobrze oświetlone przez słoneczko, które jednak nie przebijało się przez konary drzew. Przejechałem pól drogi i niestety nic ciekawego nie dostrzegłem. Wprawdzie robiłem fotki, bo ciągle jacyś kolarze przejeżdżali, ale wiedziałem, że mogą być one poruszone, z powodu zbyt słabego oświetlenia dziennego. Skoro pół dystansu przejechałem, więc jadę dalej do mety i już zrezygnowałem z dalszych zdjęć.

Przejechałem tę trasę w całości i powiem szczerze, że nie była taka zła jak to niektórzy twierdzili. Fakt, że pierwszy podjazd jakoś go zmęczyłem(tętno 165), ale drugi to w połowie zszedłem z roweru, jak dla mnie był nie do podjechania, choć widziałem jak młodzi chłopcy „brali” go bez problemu, no cóż młodość.

I tak w kółko zjazd, podjazd, zjazd, podjazd. Na jednym ze zjazdów stało dwóch mastersów i zastanawiali się chyba czy zjechać, popatrzyli na mnie i ruszyli za mną i na następnym lekkim podjeździe dogonili mnie i w te słowa zwracają się do mnie: „skoro pan zjechał to i my zdecydowaliśmy się zjechać, bo w zasadzie mieliśmy się wycofać” i tak to w ten sposób zmobilizowałem ich do dalszej jazdy……..ukończyli, bo widziałem ich na mecie….miłe co?

Muszę jeszcze tam po wyścigu kiedyś pojechać, fantastyczne zjazdy, kręte wąskie dróżki na których osiągałem…….o nieee wiem ile, bo bałem się spojrzeć na licznik:), ale chyba powinna być liczba 40km/h. Przy takiej szybkości nie byłem wyprzedzany.

I na koniec ten zjazd z trzema wykrzyknikami był fantastyczny, to był naprawdę trudny technicznie zjazd nie dość, że mocno stromy to jeszcze z korzeniami i lejami po wodzie….zjechałem go bez problemu, choć miałem pewne obawy, aby nie przelecieć przez kierę, więc przesunąłem swój zad mocno do tyłu dotykając błotnika, dobrze, że miałem błotnik……bo gdyby go nie było, to moje spodnie musiałbym zanieść do krawca a tyłek do lekarza:)

Ogólnie trasa była dość szybka, rzeczywiście, że było dużo korzeni, ale przecież tu nie jeżdżą szosowcy tylko górale, więc nie ma co narzekać. Ja osobiście jechałem jedną pętlę bez numeru startowego, ponieważ szukałem dobrych miejsc do zrobienia dobrych fotek.

Mieczyslaw Butkiewicz

fotki Piotra

Posted in Maratony | Tagged , , , | Leave a comment
« Older
Newer »