Dzisiaj miał odbyć się „III Bytowski Maraton Rodzinny”, który organizował taki znany klub jakim jest: „Baszta Bytów”. Nazwa sama w sobie budzi grozę, wiedziałem o tym że Baszta ma bardzo silnych Juniorów obserwując wyniki z ubiegłych lat. W Bytowie startowałem po raz pierwszy, nie znając terenu, ale z relacji znajomych którzy mieli już doświadczenie w ubiegłorocznych startach stwierdzili że teren jest bardzo podobny do Maratonu Wejherowskiego, mniej tylko piasków. W tym roku było błoto jeśli chodzi o maraton który odbył się w Wejherowie. Nie miałem okazji doświadczyć jak wygląda Wejherowski teren podczas suszy.
Pogoda nas nie rozpieszczała, gdy przyjechaliśmy na miejsce, na termometrze było 31 kresek na plusie, upał. Po raz pierwszy w tym roku miałem okazje jechać w takim upale, jeszcze niestety nie jestem przyzwyczajony do takich temperatur. Zdecydowanie wolałem pogodę z Wejherowa.
Start Maratonu zaplanowany był na godzinę 12:00
Przed startem zrobiliśmy małą rozgrzewkę po wyznaczonej trasie, przynajmniej końcówce.
Do wyboru były trzy dystanse: Mini(7 km), Hobby(30 km) oraz Mega(60 km).
Ja postanowiłem pojechać na dystans Hobby, mimo próby namówienia mnie przez znajomych do zmiany dystansu trzymałem się uparcie tego do końca. Gdy miał nastąpić start uczestnicy dystansu Mega rozstawieni byli na przedzie peletonu, tuż za nimi dystans hobby a zupełnie na końcu mini. Ja z Tomkiem oraz kilkoma innymi zawodnikami z Piastu ustawiliśmy się w pierwszej kolumnie dystansu Hobby, dzięki temu mieliśmy doskonałą pozycję wyjściową, przynajmniej teoretycznie. Gdy nastąpił Start peletonu słychać był tylko trzask wpinanych SPD w pedały. Na początku trzeba było przejechać po kilku przeszkodach.
Już na początek czekała na nas kilku kilometrowa przygoda asfaltowa gdzie prędkość sięgała nawet do 50 km/h identycznie jak w Wejherowie. Próbowałem wywalczyć sobie dobrą pozycję, ale już na początku zacząłem mieć małe dolegliwości, kłucie w okolicach żeber, ale nie zwalniałem, jechałem równym tempem trzymając się ogona zawodników z Piastu.
Po jakimś czasie do czołówki zaczęli się przebijać Juniorzy z Baszty Bytów, jadąc 47 km/h zaczęli nas wyprzedzać, niesamowite ile te chłopaki mają siły.
Gdy asfalt się skończył nastąpił ostry skręt w prawo o 180 stopni gdzie trzeba było uważać żeby nie stracić panowania nad rowerem gdyż droga była rozsypana dość sporą ilością kamieni, kiedy się wjeżdżało rower zaczęło rzucać i można było wpaść na pobocze.
Mi udało się gładko pokonać tą przeszkodę, ale tępo nadal bardzo mocne.
Baszta Bytów coraz mocniej zaczyna uciekać do przodu.
Ja nie mam szans z takimi klubowiczami nawet powalczyć, ale mimo tego starałem się.
Na trasie miałem mały problem z wodopojem ponieważ gdy wychodziłem szybko z domu uszkodziłem bidon i nie miałem czasu poszukać innego, z dziurawym bidonem dość sporo płynów zaczęło mi uciekać, na trasie łyknąłem zaledwie kilka razy.
Jedyne utrudnienie na trasie to dość spora ilość piachów, jeśli chodzi o ten element kolarskiego rzemiosła to jestem bardzo słaby, wielki mój minus i już na początku maratonu wiedziałem że nie będę w stanie powalczyć o dobre miejsce. Chcąc nie chcąc próbowałem trzymać się blisko Mariusza z klubu KSR Team, ale po pół godzinnej walce odpuściłem, nie dałem rady. W tym dniu miałem nogi jak z żelaza, strasznie ciężkie, bardzo chciałem wyrwać do przodu za zawodnikami którzy mnie wyprzedzali ale nie mogłem, coś było nie tak. Czyżby ta pogoda tak zadziałała na mnie? nie sądzę.
Na prostych piaszczystych odcinkach dawałem radę, z trudem ale dawałem, schody zaczęły się na podjazdach. Na jednym z nich wyprzedziła mnie Wika z Maksem. Widziałem ich że jadą za mną, chcąc szybko pokonać podjazd zakopałem się, ale to nie był jedyny raz.
Jakiś czas później ten sam błąd, piaski to moja najsłabsza ze stron, wole już błoto.
Nigdy nie potrafiłem jeździć na piachach muszę nad tym popracować, żebym tylko miał z kim potrenować?
Gdy wyjechaliśmy na drogę szutrową wiedziałem że daleko nie uciekli, próbowałem przycisnąć ile sił miałem w nogach, ale ledwo wyciskałem 20 km/h, po krótkiej chwili odpuściłem, wiedziałem ze dzisiaj nic nie zdziałam, to będzie jeden z moich najgorszych występów w maratonach. Ale z drugiej strony patrząc w ciągu ostatniego miesiąca byłem tylko cztery razy na rowerze, to jest bardzo mało, przez ten czas forma zdążyła uciec.
Tuż przed metą udało mi się pociągnąć cztero-osobową grupkę, bałem się że walka będzie do ostatniego metra, bo w tym też nie jestem dobry. Ale jednak tak nie było, dwóch z nich wyrwało jak z procy do przodu, ja tuż za nimi, ten pierwszy wyszedł poza mój zasięg, a drugiego kolarza dogoniłem na ostatnim podjeździe tuż przy mecie myślałem, że będzie ostro cisnął tuż za mną. Kilka razy się obejrzałem i był rzeczywiście nie daleko z tyłu, na długość roweru, ale z metra na metr oddalał się, jak by odpuścił. Przy mecie zostałem uwieczniony jeszcze przez koleżankę Izę na jednej z fotografii za co bardzo dziękuję.
Gdy zbliżałem się ku mecie trochę się pogubiłem, strzałka była tak nie fortunnie powieszona że wjechałem w zły tor, gdy sędzia krzyknął że źle jadę miałem już pół koła na złym torze, musiałem się wypiąć z pedałów, rower szybko przestawić na właściwy tor, i szybko ruszyć. Na szczęście przeciwnika został w tyle, dzięki temu spokojnie bez pośpiechu wjechałem na metę. Na koniec Maratonu czekała na nas kiełbaska z Grila w zamian za numerek, lecz ten kto chciał zachować numerek na pamiątkę mógł dostać zastępczy w biurze zawodów.
Maraton skończyłem na 22 miejscu a w kategorii na 8, niestety muszę powiedzieć że wynikiem jestem rozczarowany, to jeden z moich najgorszych maratonów, ale coś mi nie szło dziś, już od początku nie było wg mojej myśli. Musze nauczyć się jazdy po piachach, bez tego daleko nie zajdę. Do zobaczenia na następnych Zawodach.
PLUS:
*Plusem zapewne było losowanie nagród, a tu wielkie gratulacje dla Wiki której trafił się „ROWER”, może nie jest to jakiś super wynalazek ale sam fakt że jest, mi osobiście bardzo się podobał, trzeba mieć naprawdę niesamowitego fuksa żeby z pośród tylu osób trafić, GRATULACJE ! ! !
MINUSY:
*Co do organizacji mam mieszane uczucia, Max również pod koniec pomylił tor jazdy, ale już nie miał tyle szczęścia co ja i przeciwnik wykorzystał błąd, a to dlatego że w trakcie zawodów zostały kilka razy zmienione oznakowanie tuż przy końcu.
*Do największych minusów zaliczam start wszystkich dystansów na raz.
*Było kilka osób które się pogubiło, bo pojechało za nie tą osobą co trzeba, a z tak dużą prędkością nie zwraca się na strzałki, ja sam bym pomylił gdybym za taką osobą pojechał, tak jak zapewne wielu innych, mamy nadzieje że organizatorzy wezmą to pod uwagę i poprawią się za rok.
*No i mam małe zastrzeżenia co do czasów zajmowanych, w Open osoba z 2 miejsca miała taki sam czas co z trzeciego a mimo tego nie zaliczyła pudła, coś nie tak?
*Zalecał bym wprowadzenie Chipów, uniknęło by to pomyłek.
A tak na marginesie tereny przepiękne mimo że dużo piasków, miejscami bardzo techniczne to warto zaliczyć ten Maraton. Za rok na pewno tam pojadę z realizacją poprawienia marnego czasu.
tekst: Pioter 1981