W niedzielę 22 lipca wybraliśmy się na wycieczkę do częściowo zniszczonego pożarem w 1957 roku wiatraka typu holenderskiego z 1765 roku w Zdrzewnie, do latarni Stilo zbudowanej w latach 1904-1906 i do całkiem współczesnego kompleksu turystycznego w Gniewinie przy górnym zbiorniku wodnym elektrowni szczytowo-pompowej nad Jeziorem Żarnowieckim. Po drodze oglądaliśmy jeszcze kilka interesujących zabytków takich jak: pałac rodu Zindras z 1867 roku w Zdrzewnie, dwór w stylu włoskim z drugiej połowy XIX wieku w Starbieninie oraz dwór z połowy XIX wieku w Bychowie wraz z parkiem na jego tyłach. Na pałac w Sasinie rzuciliśmy tylko okiem zza ogrodzenia, ponieważ, jak to się mówi, był zamknięty na cztery spusty.
A naszą wycieczkę rozpoczęliśmy o godzinie jedenastej awarią rowerową (urwany kominek dętki) w Godętowie, dokąd udaliśmy się SKM-ką. Ogólnie można powiedzieć, że awarie rowerowe stały się dodatkowym motywem przewodnim naszej wycieczki :). Łącznie było ich chyba sześć (urwany kominek, awaria przerzutki, urwana szprycha, „latające” siodełko, przebita dętka, urwana lampka). Los awarie rozdzielił mniej więcej po równo między wycieczkowiczów (jeden miał dwie), oprócz prowadzącego, który jako jedyny pozostał bezawaryjny, pomimo złośliwego zaklinania losu przez awaryjnych uczestników wycieczki :).
Biegły w matematyce czytelnik łatwo policzy z powyższego opisu, że było nas sześcioro, a mianowicie: Dorota, Andrzej, Heniek, Maciek, Michał i ja.
Nasz rajd rowerowy przebiegał przez następujące miejscowości: Godętowo – Łęczyce – Rekowo Lęborskie – Łebień – Kopaniewo – Zdrzewno (wiatrak) – Maszewko – Roszczyce – Bargędzino – Sasino – Osetnik (latarnia Stilo) – Kopalino – Lubiatowo – Osieki Lęborskie – Lublewko – Starbienino – Bychowo – Gniewino (kompleks turystyczny z wieżą widokową) – Rybno – Kniewo – Zamostne – Bolszewo – Wejherowo.
W sumie wyszło nam 100 km, czyli trochę więcej od zapowiadanych. Ten mały „nadbagaż” kilometrowy wyniknął z częściowej modyfikacji trasy (wybrałem trasę leśną od Stilo do Kopaniewa) oraz z zapotrzebowania uczestników wycieczki na oglądanie pałaców i starego lotniska wojskowego, do którego dojechaliśmy częściowo błotnistą drogą ze Zdrzewna, a wiadomo, że po lotnisku można sobie jeździć i jeździć :). Dosyć interesujące były, jak się zdaje, zamaskowane wałami ziemnymi dawne stanowiska samolotów, wraz z towarzyszącymi im niewielkimi schronami podziemnymi, do których nie omieszkaliśmy zajrzeć. Chyba spodobało się to męskiej części naszego towarzystwa. Dorota oczywiście też wszędzie zaglądała, a potem położyła się na środku pasa startowego wypatrując na niebie jakiegoś wysokiego pilota (bo my przy niej byliśmy jak kurduple), jednakże żaden nie nadleciał :).
Najwyraźniej, z całej wycieczki najbardziej interesująca była eksploracja wiatraka, do którego dostaliśmy się przez dziurę w jego podziemnej części :). Oczywiście z zewnątrz, pomimo zniszczeń, wiatrak nadal prezentuje się imponująco. Dowiedzieliśmy się, że, podobnie jak pobliski zniszczony pałac, zyskał nowego właściciela i zapewne można oczekiwać na jakieś jego odżycie w najbliższych latach.
A latarnia Stilo, jak to Stilo, jak zawsze przyciąga swoim magnetyzującym urokiem, czego i my, niektórzy po raz kolejny, doświadczyliśmy po obowiązkowym energetycznym podjeździe do niej.
Przypadła też nam do gustu relaksowa „miejscówka” przed dworem w Starbieninie i tyły dworu w Bychowie, gdzie przysiedliśmy na jakiś czas przy kamiennym stole pod starym dębem „Władysław”.
Niewątpliwie również interesujący, ale leżący pod koniec naszej trasy, ośrodek turystyczny w Gniewinie potraktowaliśmy trochę po macoszemu, ponieważ nikomu nie chciało się już wchodzić na wieżę widokową, a na zbiornik wodny elektrowni szczytowo-pompowej chciało się podjechać tylko mnie i Maćkowi.
W sumie trasę wycieczki można zaliczyć do łatwych i przyjemnych, z małymi atrakcjami piaskowymi i wodno-błotnymi, z których wyszliśmy zwycięsko, chociaż raz miałem chwile niepewności, czy Michałowi uda się wyjechać z jednej dużej kałuży głębokiej na pół koła :).
Do Wejherowa dojechaliśmy około godziny dziewiętnastej.
W trakcie wycieczki robiłem też moim smartfonem półprofesjonalne zdjęcia z naszego wypadu do dokumentacji. Niestety, z powodu włączenia nawigacji, baterii starczyło mi tylko do Stilo. W pewnym momencie zrobiło się nawet dosyć zabawnie, bo jak wyciągnąłem z kabury mój, powiedzmy, sprzęt fotograficzny :), to natychmiast zostałem skasowany przez moich wycieczkowiczów, którzy powyciągali swoje fotograficzne sprzęty, a Dorota wprost znokautowała mnie swoją wypasioną lustrzanką. Mam nadzieję, że i z czasem czytelnikom GER-owskim coś uszczknie się z efektów pracy tych fotografów :).
Dziękuję całej wspaniałej paczce za wspólne pedałowanie i zapraszam na następne wycieczki rowerowe z GER-em.
A wycieczkę zorganizowałem, prowadziłem i relację napisałem ja, Mariusz :).