Spotkanie z podróżnikami 1

podroznik-1Ze spotkania z podróżnikami

Z przyjemnością informuję, że finalizujemy formalności dotyczące regularnych spotkań z podróżnikami! Raz w miesiącu, w piątek około godziny 18 będziemy dysponowali salą w osiedlowym klubie „Szafir” na Zaspie.

Plan spotkania zamieszczono poniżej:

18:30 – rozpoczęcie spotkania
18:40 – pierwszy wykład: „Statkiem, pociągiem i rowerem… na Nordkapp”. Andrzej i Mieczysław Butkiewicz
19:00 – przerwa
19:05 – drugi wykład: „Relacja z udziału w TransCarpatii 2005 – kilkudniowym górskim rajdzie przełajowym”. Referuje Ola Nowakowska
19:25 – przerwa
19:30 – wykład główny:  „Rowerami przez Alpy, Dolomity, Pireneje do Hiszpanii”. Relacja Adama Piotrowskiego z miesięcznej wyprawy rowerowej.
21:00 – zakończenie spotkania

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Trasa na niedzielny trening

xctpkZgodnie z moimi przewidywaniami na miejscu zbiórki pojawiła się tylko jedna osoba (Kello). A szkoda, bo pogoda dopisywała i całe straszenie ciężkimi warunkami w lesie można sobie między bajki włożyć.

Ruszyliśmy w stronę ul. Abrahama gdzie wjechaliśmy do TPK. Tak jak zapowiadałem trasa miała być trudna i obfitująca w podjazdy oraz zjazdy, więc rozpoczęliśmy atak na podjazd po lewej stronie. Niezła rozgrzewka. Na szczęście nie było ani śladu śniegu czy dużego błota które mogło utrudniać podjazd, więc udało mi się go pokonać na moich racing ralph’ach. Kolejnym punktem na trasie była legendarna skocznia „tomac” którą aby odnaleźć należy wjechać w pierwszą przecinkę po prawej stonie tuż po zakończeniu podjazdu. Z powodu dużej ilości mokrych liści nie zdecydowaliśmy się zjechać w dół. Kolejnym ciekawym punktem trasy był zjazd fragmentem niebieskiego szlaku (tuż obok asfaltu), który będąc pokryty mokrymi liśćmi i leżącymi luzem patykami generował momentami nieco więcej adrenaliny.

Wyjechaliśmy koło ZOO atakując podjazd niebieskim szlakiem obok pachołka. Następnie „zieloną drogą” zjechaliśmy w dół aż do ul. Reja (po drodze jeszcze jeden podjeździk). Tam zapadła decyzja o obraniu azymutu na Gołębiewo, żółty szlak, a następnie Karwiny, gdzie rozjechaliśmy się w stronę domów. Mnie czekał zjazd ul. Sopocką (tuż obok nieźle skasowanej osobówki która nie wyrobiła jednego z tych wspaniałych zakrętów). Do Wrzeszcza dojechałem deptakiem starając się trzymać równe, spokojne tempo. Finisz na poligonie k/Moreny obciążył mój rower dodatkowymi kilogramami błocka. Na szczęście za jedyne 2 zł umyłem go ciepłą wodą na stacji Lotos na górze Kartuskiej. Po powrocie do domu licznik wskazał 60 km.

Całą trasę pokonaliśmy praktycznie bez zatrzymywania się więc pomimo powolnego powrotu byłem w domu sporo przed drugą.

scoot

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Ogłoszenie wyników konkursu

IMGP6882W dniu wczorajszym zostały ogłoszone wyniki konkursu „Najlepsza relacja z rajdu rowerowego”.IMGP6902

  • I miejsce i bon o wartości 100 zł – „Alpy 2007, Garmisch Partenkirchen – Riva del Garda” (Mateusz Pigoń)
  • II miejsce i bon o wartości 50 zł – Maraton Golub-Dobrzyń okiem Oli 🙂” (Ola Nowakowska)
  • III miejsce i bon o wartości 25 zł – „Wyprawa Bilba czyli Tam i z Powrotem” (Sławek Myślak)

Zwycięskie relacje możecie przeczytać klikając na odpowiedni link w MENU po lewej stronie.

Uwaga!IMGP6898

Reportaż ze spotkania w Kolibie jest obecnie transmitowany przez telewizję osiedlową Rozstaje

W imieniu organizatorów oraz sponsora którym jest sklep rowerowy Zbyszka Lewickiego, ul. Do Studzienki 22, serdecznie gratulujemy!!! Ceremonia rozdania nagród miała miejsce w klubie „Koliba” w Sopocie.

Korzystając z okazji wrzucam następny pomysł jakim jest zorganizowanie konkursu na… „Najlepszą fotografię z rajdu rowerowego”. Co o tym myślicie? Kto weźmie udział?

Posted in Artykuły | Tagged | Leave a comment

Rajd oldbojów wzgórzami kaszub

IMG_8574Jest sobota 3 XI, otrzymuję telefon, dzwoni Zbyszek… jedziesz jutro z nami do Kamienia?

Byłem trochę zaskoczony, ponieważ nie planowałem żadnego wyjazdu. Odpowiedziałem jednak: jadę. Jedzie również Wiesiek, ten sam, który połyka kilometry na swej kolarzówce. Tym razem wsiadł na górala. Popatrzyłem na prognozę ICM Meteo gdzie zapowiadali opady ciągłe. Trudno, będziemy jak zwykle „grzać” po błocie.IMG_8575

Już po wyjściu z domu zaczęło padać. Na dworcu czekał Wiesiek, a za chwilę dołączył Zbyszek „Zibek”. Ruszyliśmy przez Abrahama, wjeżdżając do lasu. Deszcz przestał być straszny lecz zapowiedziałem, że dojedziemy tylko do Owczarni i jeżeli nadal będzie padać to zawracamy….OK wszyscy zaakceptowali moją propozycję.

Jedziemy doliną Ewy. Bardzo ciężko tu się jedzie, wprawdzie nie ma piasków, ale podłoże jest momentami grząskie. Dojeżdzamy do Owczarni i tu podejmujemy decyzję. Z powodu ciągłych opadów zawracamy i jedziemy w kierunku Gołębiewa i przez Sopot do domu. Dojechaliśmy do Gołębiewa i pogoda się poprawiła. Zrobiło sie wesoło gdy ujrzeliśmy mały ledwo widoczny promyk słoneczka.

W związku z tym może jednak pojedziemy do tego Kamienia. Zapytałem o to kolegów… „no pewnie” – stwierdzili – „co będziemy siedzieć w domu”…jedziemy! Tylko jaki z Gołębiewa obrać azymut? Błysnęła mi myśl, że pojedziemy do Źródła Marii i tam zółtym szlakiem przedostaniemy się do Chwaszczyna. Tak też zrobiliśmy, wjechaliśmy na żółty szlak, który niestety był bardzo zabagniony. Pierwszy przekonał się o tym Zbyszek, który przejechał na korzeniu i gleba (fotka). Po raz drugi wpadł z rowerem do błota po osie, a sam kapultował się na obrzeże tegoż bagna.IMG_8582

Ja byłem następny, wjechałem w niby mały dołek przykryty liśćmi i niczego się nie spodziewając wpadłem do błota wraz z rowerem. Wiesiek również rozpoczął taniec po błocie, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji wertykalnej. Dalej było już bez przygód, dojechaliśmy do CPN’u przy radiostacji w Chwaszczynie i tam uzupełniliśmy powietrze w oponach.

2 km szosą i skręciliśmy w pole koło sklepu Cyklo Sport drogą szutrową w kierunku Ważna. Deszcz cały czas padał. Byliśmy umorusani w błocie, ale dzielnie wszyscy razem jechaliśmy. Mój napęd rozpoczął wydawanie przeraźliwych odgłosów żądając smaru 🙂 Przed miejscowością Ważno zatrzymaliśmy się w sklepiku, w którym zrobiliśmy zakupy. Krótki posiłek i odpoczynek. Trochę węglowodanów, białka i w dalszą podróż. Cały czas jechaliśmy drogami szutrowymi, ale podłoże było bardzo miękkie, także trasa była dość uciążliwa i męcząca, a oprócz tego na głowę ciągle padało.IMG_8583

Dojechaliśmy do Kamienia, pod wiatą autobusową trochę odpoczęliśmy i rozpoczęliśmy drogę powrotną do domu. Przez 46 km jazda w deszczu, dopiero w drodze powrotnej przestało padać.

Po powrocie miałem na liczniku 85 km

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Owczarnia

m=Gołębiewo

m=Kamień

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Klifami do Gdańska

IMG_2530Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu leżał jeszcze śnieg, Scoot stwierdził ze upału nie ma ale pogoda znów dopisała. Na miejscu spotkania nie spodziewałem się tłumów, i zgodnie z moimi przypuszczeniami czekał na nas tylko Wojtek z Sopot Killersów, w sumie na klify skierowaliśmy się w 3 osobowym składzie.IMG_2537

Dostałem info od kilku osób ze są przeziębieni, mają gorączkę, i że bardzo by chcieli nam towarzyszyć ale jak na złość choróbsko dopadło. Dziwna epidemia, prawdopodobnie miała związek z leżącym śniegiem na dworze 😉 Ruszyliśmy polansować się bulwarem, a z Orłowa boczną drogą pojechaliśmy do Gdynii gdzie wspięliśmy się na klif. Zjazdy sprawiły nam dużo radości, śliskie liście sprawiały że zjeżdżało się na krechę bez żadnych możliwości sterowania. Podejścia były jeszcze trudniejsze, ponieważ ślizgaliśmy się po nasiąkniętej wodą ziemi.

Rower drugi raz (pierwszym razem była Trans Carpatia) sprawdził się jako czekan, pomagając mi w ten sposób wdrapać się na górę. Wojtkowi udało się „zdobyć” szczyt jako pierwszemu i naśmiewał się z nas robiąc przy okazji foty telefonem, kiedy to robiliśmy krok pod górę a następnie zsuwaliśmy się 2 metry w dół. Ostatecznie po paru kolejnych podjazdo/podejsciach i zjazdach znaleźliśmy się w Sopocie. Zrobiło się już chłodniej, postanowiliśmy rozgrzać się w TPK. Skierowaliśmy się w stronę Łysej Góry, dalej single trackiem do Borodzieja i następnie na Pachołek gdzie oficjalnie zakończyła się przejażdżka. Nie opisywałem szczegółowo trasy bo częśc z Was pewnie ją zna a Ci którzy nie znają niech żałują 🙂IMGP8218IMG_2550

Scoot doszedł do wniosku że dla odmiany trzeba zorganizować coś lajtowego bo następnym razem będziemy tylko we dwóch 😉 W sumie wyszło ok 60km w zimnem i mokrem

Silver

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Gdynia

m=Sopot

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Polska złota jesień na Żuławach

IMG_8650Na spotkanie przybyło „siedem wspaniałych” osób, które nie obawiają się ani zimna ani deszczu, po prostu twardziele, którzy wolą świeże powietrze zamiast TV. Na nasze rajdy przyjeżdza dość często nasza koleżanka Ola ze swym partnerem Silver’em. Ruszyliśmy na podbój Żuław w okresie jesienno-zimowym. Zakładaliśmy, że pojedziemy z Sobieszewa prosto na zielony szlak, ale stało się inaczej, zmieniliśmy trasę za porozumieniem wszystkich uczestników. Najpierw pojedziemy do rezerwatu przyrody „Ptasi Raj”.IMG_8653

Dojechaliśmy do mierzei wiślanej i zrobiliśmy tam  pamiątkowe fotki. Następnie zwrot o 180stopni…… jedziemy w kierunku dwóch wieżyczek obserwacyjnych, które chcieliśmy zobaczyć.

Tym razem poprowadził nas Łukasz, który znał do nich adres…….o!, są a więc szable w dłoń i na górę.

Tam zaczęły błyskać flesze a szkoda, że nie było Flash’a, ale jak się okazało… o tym później. Jedna wieżyczka, druga i nawrót na szlak zielony, tylko jak go odnaleźć? Początkowo prowadził Łukasz, ale w końcu i on się pogubił i dalej jechaliśmy na ślepo wzdłuż morza.IMG_8656

Nie było tu żadnej ścieżki ani drogi a więc na przełaj po lesie wśród grubych leżących gałęzi, które trzeba było omijać lub przez nie przeskakiwać. Ja miałem problem, ponieważ mam dość szeroką kierownicę, która czasami nie mieściła się między drzewami. Jednym słowem jazda cyrkowa, typowo techniczna. Myślałem, że nigdy to tego szlaku nie dojedziemy. Nagle zadzwonił telefon, oczywiście dzwonił Flash, który w danej chwili znajdował się w Przegalinie……..skąd on się tam wziął to nikt tego nie wiedział. Podałem mu nasz azymut jakim jedziemy, więc miał jechać nam naprzeciw. OK – powiedział.IMG_8657

A my ciągniemy lasem i nie widać końca. Nikt o dziwo nie spotkał się z matką ziemią, ale podpórek to było bardzo dużo. W końcu dojechaliśmy do początku szlaku zielonego i tu zrobiliśmy przerwę śniadaniową. Wszyscy ostro dostaliśmy po du….w tym nieprzyjemnym terenie, chociaż usłyszałem słowa od scoota, że traska super.:) Ja nie narzekałem, bo taką lubię, ale długo ona będzie mi tkwić w pamięci.

Wypatrujemy Tomka, ale jego nie widać. Po krótkiej przerwie ruszamy w kierunku Świbna.IMG_8662

Pierwszy prowadziłem i już po kilku kilometrach zobaczyłem  z daleka jak ktoś się zaczaił za krzakami. Był to oczywiście nie kto inny jak Flash ze swym foto aparatem. Krótkie przywitanie i jedziemy dalej.

Dalej to już nic ciekawego się nie działo, szosa, szosa i szosa do samego Gdańska.IMG_8662

Generalnie rzecz biorąc to miała być krótka traska i a wyszło nam 83km.

Pogoda dopisała, tylko należało odpowiednio się ubrać.

Tempo na szosie wynosiło od 25-28km/h

Dziękuję wszystki za wzięcie udziału w naszym kolejnym rajdzie

Wspaniałe towarzystwo, wspaniała pogoda i cóż nam więcej do szczęścia potrzeba.

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Niestępowo

m=Olszynka

m=Sobieszewo

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 1 Comment

Tour de Pologne by Flash

Przejechać całą Polskę chciałem już od jakiegoś czasu. Początkowo miała być to wyprawa dookoła kraju, ale ostatecznie względy finansowe, jak i ograniczona ilość czasu kazały mi pójść nieco na łatwiznę, czego jednak nie żałuję. Przyjdzie czas, że nadrobię zaległości i zwiedzę te miejsca, które ominąłem.

Z Gdańska wyruszyłem 21 maja 2007. Pojechałem przez Żuławy, Tczew, Kwidzyn w kierunku Radzynia Chełmińskiego, bo chciałem ominąć Grudziądz, ale droga okazała się bardziej skomplikowana niż to mapa podpowiadała… w rezultacie pojechałem przez Grudziądz,który chciałemominąć, nadrabiając trochę kilometrów. W końcu jednak dojechałem do ruin zamku, w których spędziłem prawie 2 godziny… sporo. Na Chełmno zabrakło czasu. Po przejechanych 230 km dzień skończyłem w Toruniu.


Środę i czwartek potraktowałem lajtowo, więc jechałem głównie asfaltami, ale oczywiście bocznymi – kiedy tylko było to możliwe. Do
Płocka planowałem wjechać od północy bocznymi ścieżkami. W poszukiwaniu przygody. Tak jednak skręcałem z wąskich asfaltów, w polne, a następnie leśne ścieżki, że droga wyprowadziła mnie w pole, i to dosłownie. Zawróciłem więc do najbliższego gospodarstwa, gdzie spytałem o drogę. W odpowiedzi usłyszałem , aby kierować się prosto, nawet, gdy „droga zmieni swój stan na nieprzejezdny na odcinku kilkuset metrów, ale rowerem powinno się panu udać przejechać”. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Droga przede mną wyglądała normalnie, chociaż sporo było w niej kamieni i wyrw. Po chwili jednak potwierdziły się słowa gospodarza. Szkoda, że nie wspomniał o licznych szkłach i pokrzywach, ale cóż, na zjeździe nie miałem serca hamować. Na szczęście żadnej gumy nie złapałem.
Nazajutrz (wtorek) udałem do miasta i zakupiłem kilka map. Z miasta Kopernika wyjechałem po 11. Jechałem wzdłuż rzeki Drwęcy. W lesie ubite lub szutrowe dukty, tylko miejscami błotniste. Dopiero kilka kilometrów przed Brodnicą szlak żółty zrobił się trochę bardziej wymagający, ale przynajmniej przekonałem się do możliwości przyczepki.


Następnego dnia w drogę ruszyłem przed godz. 10. Czekał na mnie odcinek szosowy, ostatni z takich naprawdę płaskich. Dopiero tuż przed Częstochową miałem jeden dłuższy podjazd. Tym oto sposobem po prawie 700 km znalazłem się na
Jasnej Górze. Na miejscu spotkałem się z kolegą.Przy fontannie w Płocku zrobiłem dłuższy odpoczynek. Następnie przez kilka najbliższych kilometrów skazany byłem na asfalty bardziej ruchliwe, niż te dotychczasowe. Za Sobotą zatrzymałem się na dłużej obok stadniny koni i remontowanego pałacyku. Do Rogowa (koło Łodzi) zajechałem już w egipskich ciemnościach

Na Jurę Krakowsko-Częstochowską udało mi się wyjechać dopiero po 12 dnia nastepnego.


W niedzielę rano okazało się, że moje spodenki się dość mocno porozrywały. Zwiedzanie
Krakowa rozpocząłem więc od tutejszych sklepów rowerowych, a w zasadzie jedynego czynnego.Zwiedzanie Jury zacząłem od czerwonego szlaku rowerowego, zaczynającego się w Mirowie, na drodze będącej niejako przedłużeniem ulicy prowadzącej z Jasnej Góry, więc trafić na niego jest dziecinnie łatwo. Szlak ten prowadzi przez najciekawsze dostępne rowerom okolice Jury i ma niecałe 200 km, więc z powodzeniem można pokusić się o pokonanie go w całości w ciągu dobry, ale bez przyczepki. Aby zobaczyć więcej często odbijałem na inne szlaki rowerowe, a także piesze. Naprawdę wspaniałe tereny, aż zacząłem żałować, że na Jurę znalazłem tylko niecałe 2 dni. Kiedyś tu wrócę. Co do jednego nie ma wątpliwości, Olsztyna, Podzamcza i Ojcowskiego Parku Narodowego ominąć nie wolno.


W poniedziałek z K-K (gdzie ugościł mnie znajomy poznany przez internet) pojechałem przez
Górę Świętej Anny (charakterystyczne okazały się drzewa wzdłuż drogi na te górę – cały czas czereśnie), Opole, Brzeg i Jelcz-Laskowice do Wrocławia, gdzie spotkałem się twórcą stronywww.bikestats.plNiespodziewany wydatek, ale przecież nie będę świecił gołymi pośladkami. Przy okazji postanowiłem wyregulować przednią przerzutkę, która przez całą Jurę szwankowała, no i okazało się dlaczego – po prostu to były jej ostanie chwile. Właśnie mijała godzina 15, więc – o zgrozo – zdecydowałem się do Kędzierzyna-Koźla podjechać pociągiem. Miałem godzinkę do pociągu, więc wyskoczyłem na rynek. Niestety na Wawel czasu nie znalazłem, ale cóż, inny razem.

We wtorek razem z Błażejem uderzyliśmy na Ślężę (718 m n.p.m.). Podobno i bez przyczepki ciężko tam wjechać, więc co ja tam robiłem? Cóż, mały odcinek musiałem pokonać pieszo ze względu na luźne kamienie, ale ostateczne podjechałem, nawet pod ostatni najbardziej stromy odcinek pokryty kocimi łbami. Widoki niesamowite, wszędzie dookoła płasko aż do znudzenia.

Dalej już samotnie podążyłem przez Świdnicę w kierunku Głuszycy. Asfaltowa część zjazdu to czysta poezja i relaks. Nie walczyłem o rekordy prędkości, regenerowałem siły, a i tak do Jędrzejowic toczyłem się ślimaczym tempem, ciesząc oczy zielenią dookoła. Ostatnie 20 km do Głuszycy to ciągły, delikatny podjazd, który mnie okropnie wymęczył. W końcu, po pokonaniu 1200 km, licząc od Gdańska, dojechałem do celu pośredniego, tj. mogłem już odczepić przyczepkę.


W czwartek już się tak nie oszczędzałem i z samego rana wyskoczyłem w kierunku przejścia granicznego w
Tłumaczowie. Na Czechy nie miałem wyraźnego pomysłu, po prostu „pomacałem” tutejsze cyklo-trasy i oglądałem ciekawą architekturę, ciekawe rozwiązania i zadbane gospodarstwa. Naszych południowych sąsiadów opuszczałem przez przejście w Radkowie.Centrum Głuszycy, a zarazem najniżej położony punkt tutejszych szlaków MTB znajduje się na wysokości 450 m n.p.m. Na pierwszy ogień poszła Waligóra (936 m), najwyższy szczyt Gór Kamiennych. Szlaki wchodzące w strefę MTB Głuszycy pokryte są zazwyczaj szutrem, skruszoną skałą i kamieniami, miejscami są to leśne dukty, a tylko pierwsze kilkaset metrów wyjeżdżające z miasta to asfalty. Tego samego dnia zaliczyłem jeszcze wjazd na popularną skałkę, po czym zrobiłem kilka rundek po okolicznych asfaltach przez Jedlinę i Grzmiącą.

Następnie czekał na mnie podjazd do Karłowa, po drodze jednak odbijałem na inne szlaki, m.in. prowadzący do Wambierzyc. Jechałem przez Kudowę, gdzie można obejrzeć kaplice czaszek, do Dusznik, gdzie zatrzymałem się na obiad. Do tego łyk wody jednego z ujęć wody źródlanej, na przeciwko dworu Chopina i mogłem zacząć myśleć nad powrotem.


No, ale dość już tych ciężkich blacho-smrodów, odbiłem więc w lewo, na
Wambierzyce, gdzie znajduje się imponująca bazylika, zresztą sam wjazd do wsi robi pozytywne wrażenie. W Ratnie miały być ruiny i były, ale jakoś nie zachęcały do zwiedzenia, więc ruszyłem w kierunku Ścinawki Górnej skąd skrótem udałem się przez Bieganów do Nowej Rudy. Hmm, albo ten podjazd był tak masakryczny, albo akurat trafiło na jakiś kryzysik. Na pocieszenie po wjeździe czekało na mnie całe mnóstwo poziomek, które mogłem zrywać garściami. Widać, że tędy nikt nie jeździ, ani nawet nie chodzi. Dobrze, że coś przekąsiłem, bo wywłaszczenie na którym się znajdowałem okazało się zaledwie połową podjazdu, który zresztą nagle przestał być asfaltowy, ale to akurat nic nowego w tych stronach. Oczywiście mogłem jechać głównymi drogami, ale one nie zapewniają takich przewyższeń i widoków. Po drugiej stronie, na odcinku tuż przed miastem jazda przypominała spadanie w przepaść – sprawne hamulce niezbędne. Do Głuszycy dojechałem o zachodzie słońca.Do Szczytnej uderzyłem główną drogą. W ramach odpoczynku od samochodów ciężarowych zaaplikowałem sobie mały podjazd (3 km) do zamku, który naprawdę warto odwiedzić. Dostępna jest tam platforma widokowa. Na chwilę wróciłem na główną drogę. Do Polanicy był długi zjazd, niezbyt stromy, bo do 60 km/h dochodziłem bardzo powoli. Ach, co tu pisać, uczucie miałem takie, jakbym znajdował się w tunelu aerodynamicznym. Po prostu dało się poczuć, jak śmieszne drobiazgi mają wpływ na prędkość, opory powietrza. Hmm… pouczające.


Z miasteczka podjechałem serpentynami do byłej kopalni srebra – nie wiem jak głęboko można wejść, ale kilkanaście metrów co najmniej. Niestety było tam całkiem ciemno, a lampkę rowerową mam przyklejoną do kierownicy na stałe, więc ruszyłem dalej. Piękne okolice, raczej pomijane przez wszelki ruch samochodowy i turystyczny. Tu pierwszeństwo ma gospodarz prowadzący konia na łąkę.
Dzień Dziecka spędziłem na zabawie z… rowerem, rzecz jasna. Wjechałem na skałkę, a następnie podążyłem żółtym szlakiem w kierunku podziemnego miasta – Osówka. Tu niestety na wejście czekały już dwie wycieczki, więc tę atrakcje zaliczę przy innej okazji. Kolejnym celem była Wielka Sowa (1015 m). Po drodze nie omieszkałem pobłądzić. Zaliczyłem też jeden z najbardziej stromych podjazdów w okolicy, na którym trenują tutejsi kolarze. Na szczyt wspomnianej góry udałem się, trochę nieświadomie, czerwonym szlakiem pieszym, zjechałem natomiast żółtym szlakiem pieszym (przez Małą Sowę) do Walimia. Zjazd w całości techniczny, tylko kamienie, głazy i gałęzie. Połowę, jeśli nie większość czasu, miałem wciśnięty przynajmniej jeden hamulec.


2 czerwca pojechałem do
Wałbrzycha. Miejscowość ta od lat się nie zmienia. Polecałbym jej unikanie, gdyby nie zamek Książ i kilka szlaków MTB, które akurat były częściowo zabłocone i zaniedbane (pełno połamanych gałęzi). – Nic tu po mnie – pomyślałem.Dojeżdżam i robię rundkę dookoła Jeziora Bystrzyckiego (zbiornik retencyjny), które od strony Lubachowa jest blokowane przez kamienną tamę o wysokości 44 m i 230 m szerokości. Zbudowano ją w latach 1914-1917. Ciekawostką jest to, że pod wodami Jeziora Bystrzyckiego była kiedyś wioseczka Schlesierhtal (Wieś Dolna), która została zatopiona. Tego dnia odwiedziłem jeszcze Pałac w Jedlince i tradycyjnie Waligórę.

Następneg dnia mimo niesprzyjającej pogody ruszyłem do Wrocławia. 80 km udało się przejechać w niecałe 3 godziny, więc zanim spotkałem się ze znajomymi z tego miasta, pozwoliłem sobie na małe zwiedzanie, m.in. parku, ścieżek rowerowych. Zahaczyłem również o sklep rowerowy.

Wyjeżdżając z Gdańska miałem nadzieję, że również uda mi się wrócić rowerem , jednak w domu czekał już rozpoczęty remont i każdy dzień się liczył (przynajmniej dla mojej rodziny). Zapadła więc decyzja o powrocie pociągiem, wyjeżdżającym o północy z Wrocławia. Pomimo tego, że pociąg jechał do Gdyni, ja wysiadłem o 6:22 w Laskowicach. Zaopatrzyłem się tylko w trochę prowiantu i ruszyłem asfaltami przez Wdecki Park Krajobrazowy. Bocznymi drogami prawie jak po ścieżce rowerowej, klimatycznie, zwłaszcza przed Gogolewem, gdzie skusiłem się na skrót, kocie łby, kałuże, trochę piachu… Miłe urozmaicenie. W Gniewie udałem się do zamku. Po pokonaniu promem Wisły, już od Jarzębiny poczułem, że jestem tak blisko, iż czas uruchomić rezerwy. Starałem się już nie zwalniać, bo o 16 miałem być w domu na obiad, a o 15 miałem odwiedzić koleżankę, która niedawno miała ciężki wypadek na rowerze… a przecież w Tczewie byłem dopiero kilka minut po 13. W końcu jednak dojechałem.


Po Polsce można podróżować rowerem i to bezpiecznie. Wystarczy wybierać drogi, którymi samochody jeździć nie mają po co, lub nie mogą. Niestety czasem trzeba przez kilka kilometrów się pomęczyć (psychicznie) z tymi potworami. Na koniec prawda powszechnie znana: niektórzy kierowcy są życzliwi rowerzystom, ale jeśli tak jest, to prawie na pewno jest to rowerzysta, który akurat z przymusu siedzi za kółkiem. Dobrym przykładem może być kierowca wyprzedzający mnie w drodze powrotnej, w okolicach Starej Wisły, który tak był zainteresowany przyczepką ExtraWheel, że zajechał mi drogę, aby mnie zatrzymać i wypytać o co się tylko dało. Nie był to żaden problem, odetchnąłem. Co prawda wybił mnie lekko z rytmu, ale i tak pozdrawiam.
Podsumowanie:
– 1831 kilometrów
– 1086 zdjęć

tekst i zdjęcia: Tomek Bagrowski „Flash”

foto: Canon A40

asfalt=max

dystans=400

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Tczew

m=Zulawy

m=Grudziądz

m=Kraków

m=Olsztyn

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Wyprawy | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Zakończenie sezonu letniego przy ognisku

IMG_8480.jpg.phpJa nie będę narzekał na trasę, ponieważ sam taką wybrałem i zdawałem sobie sprawę gdzie zaprowadzę zapaleńców błota.

Jak się okazało wybór trasy był trafny, ponieważ nie usłyszałem negatywnej opinii. Ze względu na specyficzne ukształtowanie terenu było dość ciężko, ale nie ENDURO.IMG_8487.jpg.php

Trochę było upadków błotnych,  najbardziej chyba ucierpiał Qazi, który sam skomentował ten „przelot” przez przednie koło i twarde, czołowe lądowanie.

Natomiast  Sławek, który próbował pływać zapominając, że to nie jezioro, zmuszony był do powrotu do domu, aby sie przebrać. Oczywiście wrócił.

Pomimo dużych opadów poprzedniego dnia, ognisko udało się rozpalić. Trochę się do tego przyczyniłem, ponieważ w plecaku wiozłem kawałki drewna i rozpałkę.

Wszystkim biorącym udział w naszej imprezie chciałem serdecznie podziękować, atmosfera była bardzo przyjemna.

Było nas w sumie ok 20 osób, niektórzy przyjechali indywidualnie.IMG_8497.jpg.php

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

obszar=TPK

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged | Leave a comment

Rajd Batika –> Ze Słupska do 3-miasta przez Bytów :D

07.jpg.php13.jpg.phpRajd ten chodził mi juz po głowie od dłuższego czasu. Jednym z wiekszych bodźcow była propozycja Mietka, żebym zorganizował jakiś rajdzik pod szyldem GERu. Data została wybrana duzo wczesniej – 14 pazdziernik, jako ze co 2 weekend maszeruje do pracy :] No ale dosyc tego wstepu, czas do konkretów.

Prognoza zapowiadała słoneczną, lecz zimną pogodę. Tak też było.

Rano obudziłem się bez budzika po czym stwierdziłem, że jest juz 7 !! O kurde, zaspałem, miałem 6.20 pociag z nabijaczami, nastepny o 7.50 z reszta. Jako, że startowałem z Sopotu Kamiennego Potoku, a nie z Oliwy, co było powodem niedomówienia z Tomkiem Ufo, miałem po wyjsciu z domu około 20 min na dojazd. Na peron wpadłem prawie równoczesnie z pociagiem, ale zdażyłem :]

Podczas jazdy skmka nie widziałem żadnego innego rowerzysty, co mnie zmartwiło. Tak z 1h przed Słupskiem okazało sie ze w ostatnim przedziale jadą Aga z Wojtkiem. Nie byłem sam – to sukces :]

Wysiadając w Słupsku zobaczyliśmy, że wysiadło także 2 rowerzystow z przodu pociagu. Okazało się że był to Jacek z kolegą którego imienia niestety nie pamiętam. Co więcej, jechali oni tą kolejką dla nabijaczy, ale okazało się, że dojechała ona tylko do Wejherowa, do Lęborka jezdzi tylko w tygodniu. Musiałem źle sprawdzic, ale dałbym sobie głowę uciać, że było inaczej :/ Do Słupska dojechał jeszcze Flash na kołach, podziwiamy podziwiamy :]24.jpg.php

No i w końcu ruszyliśmy w 6-cio osobowej grupie jadąc głownie żółtym szlakiem na przemian z trasa rowerową. Przejechaliśmy przez Kobylnice oglądając szkołe, w której ma być baza Harpaganu, dalej wjechaliśmy do właściwej doliny Słupi. W sumie porównać można ją do Borów Tucholskich, jednak tam drogi to głownie piachy, tu to bardzo dobre szutry. Minęliśmy Lubuń, Skarszów Dolny, Dębnicę Kaszubska, Świelubie, Niemczewo i dojechaliśmy do Gałąźnii Małej. Tu odłączyli się od nas Jacek z kolegą z powodu skaczącej nieprzerwanie kasety. Dalej w 4 osoby dojechaliśmy do szosy w Krosnowie, skąd już tylko asfaltem dotarliśmy do Bytowa około 14.

W Bytowie od razu pod sklep jako, że od Słupska nigdzie nie zajechaliśmy i zapasy sie skończyły. Oczywiście ja jak to ja kupiłem sobie drożdżówki i zresztą ekipy podjechaliśmy pod zamek i tam uzupełniliśmy zapasy energetyczne :] Co ciekawe, Flasz do bykłaka z wodą wrzucił tabletkę musującą z opakowania po środku o podobnym działaniu co redbul. Tłumaczył się, że to tylko pudełko, a w środku miał pluszzza, ale dopiero teraz wiadomo, dlaczego Tomek robi tyle km bez jakiegoś większego wysiłku ;P

W Bytowie dostałem tel od Tomka Ufo, że dojedzie do nas, ale mam go kierowac bo on nie ma mapy. I mniej wiecej raz na godzinę dawałem mu instrukcje :]

Wyjechaliśmy dopiero około 15.00. Mając na uwadze około 100 km do domu i planowane 5 h musieliśmy zrezygnować z dodatków typu Wieżyca i dużo krótszą drogą jechać do domu. Z Bytowa wyjechaliśmy na niebieski szlak, który doprowadził nas do Parchowa. Zaraz za Parchowem spotkaliśmy sie z Ufo, ktory przyjechał naprzeciw nam. Z Parchowa drogą nr 228 przez Brodnicę Górna, gdzie zrobiliśmy sobie ostatnie fotki już w ciemnościach, dojechaliśmy do Kartuz. Tam Wojtka złapały takie skurcze, że nie mógł kontynuować jazdy, została z nim Aga, a my dalej w 3 osoby przez Kobysewo i Smołdzino dotarliśmy do Żukowa. Tam oddzielił się od nas Tomek Ufo i ja z Flashem popedałowaliśmy w stronę domu. Między Pępowem a Rębiechowem Flash zgubił licznik. Wróciiśmy go szukać, ale niestety bez rezultatu. Pojechaliśmy więc dalej.27.jpg.php

W Osowej rozdzieliliśmy się. Na liczniku miałem 160 km, o 10 wiecej do zakładanego dystansu.

Rajd jak najbardziej zaliczam do udanych. No może prowadzący nie zawsze spałniał swoje zadanie, jak np. na początku prowadzenie przez Wojtka czy nie zbyt duże ale zawsze jakies zainteresowanie tyłami lub jeszcze złe sprawdzenie kolejki i niedojechanie na nią… Jednak pomimo takich niedociągnięć rajdzik ten był naprawdę miło spędzonym czasem w bardzo miłym towarzystwie, przynajmniej z mojej strony tak to wyglądało :]

tekst:Batik

zdjęcia” Flash

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Slupsk

m=Bytów

m=Parchowo

zlak=żółty

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rajd do Stegny na rybkę

IMG_9308Oblężenia Częstochowy tym razem nie było, a to zapewne przez niestabilną i ponurą pogodę, która przywitała nas w ten niedzielny poranek. Mimo to przybyło na spotkanie 9 wspaniałych, których nie wystraszyła aura. Pojawiło się nawet dwóch bikerów ze starej „gwardii” a byli to Bilbo i Krzem. Ten pierwszy zmienił ostatnio rowerowe zainteresowania na „innego typu” a drugi po długotrwałej chorobie wrócił nareszcie do „żywych”. I tak sobie jechaliśmy spokojnie asfaltem wspominając naszą ostatnią wizytę w Kamieniu, a Ola wróciła do wspomnień jak psy po węchu mnie goniły, ponieważ pod siodełkiem zaaplikowała mi kiełbaskę.Smile Jednym słowem przyjemnie czasami wspominać wesołe chwile jadąc po nudnym asfalcie. Ale asfalt w końcu się skończył i w Sobieszewie „wsiedliśmy” do lasu. I tu rozmowy trochy przycichły, ponieważ należało więcej uwagi poświęcić na dukty leśne, aby gdzieś się nie wpakować i nie zrobić OTB.IMG_9318

Do Świbna dojechaliśmy w dość w szybkim tempie, bo na kolektorze nieco przycisnęliśmy. Tu „Topol” pożegnał nas, musiał wracać do domu. Na drugiej stronie Wisły tj. w Mikoszewie wjechaliśmy ponownie do lasu. Nareszcie znowu w lesie wśród śpiewających ptaków, bo „śpiewy” samochodów na szosie nas nie interesują i mącą nasze umysły. Dojechaliśmy do miejsca przeze mnie obiecanego, czyli wykopaliska bursztynu.

Krótki odpoczynek. Niestety miejsce zostało zaorane o czym wcześniej nie wiedziałem, ale mimo to Ola znalazła „motykę” i rozpoczęła poszukiwania, kopała, kopała i nic. Marcin również łudził się, że zrobi swojej dziewczynie jakiś wisiorek z bursztynu. Zawiedzeni poszukiwacze ruszyli dalej. Nagle spadło parę kropli deszczu, ale na szczęście na tym sie zakończyło, więc w dobrych nastrojach dojechaliśmy w końcu do naszego celu. W Stegnie ruch jak na molo w Sopocie. Jak najszybciej coś zjeść i wynosić się stąd, hałas, krzyki dzieci jednym słowem to nie jest miejsce na odpoczynek.IMG_9321

Naładowaliśmy swoje „akumulatory” i w drogę. Wszyscy w pełni sił ruszyliśmy ponownie tą samą drogą bo innej przecież tu nie ma, chyba, że szosą.

Dojechaliśmy do Gdańska cali i zdrowi. Przynajmniej mnie się wydaje, że wycieczka niedzielna była udana. Nie było żadnych niespodzianek, ani awarii rowerów. Należałoby jeszcze dodać, iż z Witomina dołączyła do nas Alicja i Marcin. Alicja, która miała zamontowane na swym rowerze sakwy i świetnie dawała sobie radę po tym czasami nie najlżejszym terenie… gratuluję!

Wszystkim koleżankom i kolegom chciałem podziękować za wzięcie udziału w naszym rajdzie.

Na liczniku miałem 98 km

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

m=Stegna

szlak=zielony

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »