Rajd czarnym szlakiem do Przywidza

IMG_8356.jpg.phpHistoria tego rajdu była krótka. W piątkowy wieczór naszedł nas głód rowerowy który trzeba było jak najszybciej zaspokoić. Rzuciłem więc bez zastanowienia: „czarny w stronę Przywidza”. Nie liczyliśmy na zbyt dużą frekwencję gdyż tak późne ogłoszenie rajdu nie przyciąga nigdy tłumów, ale na starcie stawiło się aż 10 osób!IMG_8370.jpg.php

Jak się okazało przyjechali też nasi starzy znajomi tacy jak Robin czy Silver. Z Silverem była Ola, ale jej do starości jeszcze wiele brakuje dlatego wymieniam ją w osobnym zdaniu ;)Pozostały skład ekipy to: Mudia, Bono, Krzem, Wojtek, Qazi oraz organizator Mietek wraz ze mną piszącym te słowa.Robin naturalnie poinformował nas, że na całym rajdzie niestety nie będzie. W połowie (Przywidz) widać było w jego oczach wewnętrzną walkę o to aby jednak zostać. Niestety dane słowo nie mogło zostać złamane i musiał odjechać 😉

Nie będę szczegółowo opisywał trasy bo nawet do końca jej nie pamiętam. Wystartowaliśmy czarnym szlakiem nad jez. Otomin kierując się w stronę Przywidza. Będąc już na miejscu wywołaliśmy drobne zamieszanie wchodząc do karczmy wypełnionej spragnionymi procentów klientami. Z zaciekawieniem obserwowali jak kilka kolorowo ubranych osób zamawia po 1,5 litra wody na miejscu 🙂 „Woda? Jak zwierzęta” – szemrali  z obrzydzeniem. Powrót zaplanowaliśmy w większości zielonym szlakiem omijając tylko pewien nieciekawy fragment za Kolbudami. Polecam wszystkim aby jednak spróbowali przejechać ten odcinek… dobrej zabawy nie zabraknie… 😉IMG_8372.jpg.php

Cała trasa była łatwa i przyjemna. Idealnie nadaje się na spacer z dziewczyną w blasku księżyca. Zapewniam, że jest na niej wiele miejsc w których będziecie musieli ratować swą wybrankę przed złamaniem bądź zwichnięciem nogi (oh my hero!) 🙂 Dodatkowo kąpiele błotne całkowicie za darmo. Polecam!

W drodze powrotnej jednemu z naszych kolegów zabrakło pary w nogach i ukradkiem nacisnął niewielki guzik pod kierownicą. Mały ładunek wybuchowy zamontowany w haku przerzutki dokonał spustoszenia i brutalnie zastopował rower. Z dobrze udawanym żalem kolega spiął sobie szybko zębatki „na krótko” i nie bez uśmiechu na ustach wyjechał na szosę aż się za nim kurzyło. W ostatnich chwili rzucił przez ramię, że na szczęście w plecaku ma zapasowy łańcuch…. taak, i pewnie nowy hak który za chwilę sobie założysz – dopowiedziliśmy sobie 🙂 Jakiś czas później gdy brodziliśmy po pachy w błocie kolega nasz oznajmił, że jest  już w domu i leży w wannie. Nie zdradzę kto jest tym szczęśliwcem, ale niech ta nowa rama dobrze Ci służy Quazi!!!IMG_8376.jpg.php

Dalsza część drogi powrotnej upłynęła już całkiem spokojnie. Rowery były czasem zasysane przez błoto w które wpadały dosłownie po osie. Zjazdy mokrymi kamieniami i korzeniami oraz zamaskowane pieńki pod trawą siały strach w sercach mężnych bikerów i ich stalowych rumaków. „gleba” okazała się naszym najlepszym przyjacielem i  prawie każdy musiał się z nią bliżej zapoznać. Poza Mudią. Żartowałem 🙂

Jednym słowem: to co tygrysy lubią najbardziej. Szczerze polecam tę trasę!!

Andrzej „Scoot”

słowa kluczowe do wyszukiwania:
dystans=100
trud=normalny
kondycja=normalna
szlak=zielony
szlak=czarny
atrakcja=jezioro
m=kolbudy
m=otomin
m=przywidz
asfalt=brak
typ=rowerowy
profil=normalny
Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Relacja z rajdu do latarni Stilo

IMG_0071.jpg.phpCzarne chmury wisiały na niebie. Sprawdziłem na Meteo prognozę dla Wejherowa, ale nie przewidywali tam opadów. W związku z tym postanowiłem jednak wyruszyć mimo, że w Gdańsku trochę mżyło.

Ruszyłem na dworzec i tam spotkałem już trzy osoby. Po drodze dosiadł się jeszcze Sławek a dalej Saba ze swoją połową:) Natomiast w Wejherowie na nas czekało również kilka osób a między innymi Aga, Wojtek i Rafał. W sumie nas było 12 osób. Odważna dwunastka!!!IMG_0078.jpg.php

Ruszyliśmy…….po przejechaniu 1km wjechaliśmy na szlak zielony i tu już Michał prowadził wielką stawkę do boju. Parę razy gubiliśmy szlak , ale dzięki Wojtkowi znającemu szlak odnajdywaliśmy drogę. Już na początku trasy zaczęło mżyć Zapowiadało się nie najlepiej, spojrzałem na niebo, czarne deszczowe chmury wisiały nam nad głowami. Czułem, że niedługo u góry otworzą kranik 🙂

Start w Wejherowie dalej przez Piaśnicę Wielką,Dąbrowa, jez. Dobre, Lubocino, Sobierńczyce, Porąb i Żarnowiec.
Następnie wjechaliśmy na szlak czerwony, który prowadził poprzez rezerwat Piaśnickie Łąki, i dalej juz czerwonym szlakiem cały czas do latarni morskiej

Gdy dojechaliśmy do Piaśnicy Wielkiej, gdzie mieliśmy obejrzeć groby pomordowanych przez Niemców zaczęło co raz mocniej padać, więc jechaliśmy bez zatrzymywania się.

Po pierwszych 20km zrezygnowały dwie osoby i zawróciły, ponieważ warunki były bardzo ciężkie, mokre korzenie ostrzegały nas ciągle przed upadkiem. Droga stawała się coraz cięższa z powodu podmiękłej drogi szutrowej. Jeszcze przed Żarnowcem wycofał się następny kolega. Nie podaję celowo imion, bo to nie ma większego znaczenia, najgorsze było to, że co raz nas to ubywało. Przed Żarnowcem właściwie już prawie wszyscy mieli dość tej jazdy, widziałem to na ich twarzach.IMG_0093.jpg.php

W związku z tym poprosiłem o to aby dojechać do Żarnowca i tam zadecydujemy czy jedziemy dalej czy wracamy szosą, bo to naprawdę nie było sensu jechać cały czas w deszczu. Wszyscy już byliśmy mocno przemoczeni. Ja również prawdę mówiąc miałem tej jazdy dość.

Jeeeeest!!! Żarnowiec, który nas przywitał brakiem opadów, wszystkim zrobiło się weselej. No więc jedziemy dalej, wszyscy zgodnie wyrazili zgodę. Wjechaliśmy tym razem na szlak czerwony w kierunku Białogóry.

Białogóra to wieś letniskowa znajdująca się 1,5km od Morza Bałtyckiego, jest to florystyczny rezerwat przyrody. Jest tam stanowisko lęgowe żurawia. Momentami nawet wyglądało słoneczko. Wszystkim poprawiły się humory, ale nie na długo, bo znowu się zaczęło i to na dobre do tego stopnia, że już naprawdę nie było na nas suchej nitki.

Za Białogórą zostało nas już tylko pięciu. Dzielna piątka postanowiła już bez względu na pogodę dojechać do upragnionego celu. Michał „Qazimodo” jako prowadzący narzucił dość ostre tempo, ciągnął jak oszalały a za nim reszta co sił w nogach parła do przodu.

Parę kilometrów przed latarnią jechaliśmy klifem, żeby nam uprzyjemnić jazdę zaczął dmuchać silny wiatr.

Byliśmy kompletnie przemoczeni a tu ten zimny nadmorski wiatr. Temperatura tu wynosiła 11 stopni. Najpierw dojechaliśmy do buczka sygnałowego a raczej do jego już ruin. Nie wiele tu było do oglądania. Tu mieliśmy pierwszą gumę, którą złapał Łukasz. Po ok 1km dojechaliśmy do naszej latarni. Znajduje się ona około 1km od brzegu morskiego na wysokości 75m n.p.m. Wysokość jej wynosi 33,4m.

Ja z Michałem jako pierwsi weszliśmy do jej środka, zapłaciliśmy 2zł i do góry. Długo wdrapywałem się na szczyt latarni. Panorama piękna (fotki), ale wiatr tak zimny, że dość szybko zszedłem na dół. Za nami weszli Sławek i Łukasz. Dość dużo ludzi zwiedzało ten obiekt jak na tak brzydką pogodę, sądziłem, że nie będzie tu nikogo. Zeszliśmy na dół i Łukasz stwierdził, że tymi piaskami to my do domu wrócimy o północy, więc schodzimy na szosę i gnamy czym prędzej w kierunku Wejherowa.IMG_9173.jpg.php

Wybraliśmy następującą trasę:Sasino. Słajszewo, Choczewo, Lublewko, Bychowo,Perlino, Mierzyno, Tadzino, Kostkowo, i Wejherowo. Od latarni nastąpiła zmiana prowadzącego a był nim Łukasz „Mudia”.

Koledzy narzucili takie tempo, że już mi po tych przejechanych 100km brakowało mi sił pędząc 28km/h a do celu pozostało jeszcze 20km, więc jechałem swoim tempem cały czas 25km/h. Pod koniec towarzyszył mi już do samego Wejherowa Łukasz „Mudia”, który nie chciał mnie zostawiać samego na szosie….dzięki Ci.

Biorąc pod uwagę całą trasę to była rzeczywiście ciężka czasami mocno zapiaszczona no i błota nie brakowało.

Tak naprawdę jechaliśmy prawie cały czas w deszczu przez ok. 60km z małymi przebłyskami słońca, czyli do samej latarni. Natomiast w drodze powrotnej opady zanikły na dobre.

Na liczniku miałem 121km

do domu dotarłem już na światłach, czyli przed 21:00

moje osobiste refleksje:

Osobiście ten rajd uważam za udany, był on po prostu ciężki, nie należymy przecież do rowerzystów niedzielnych i takie rajdy nie są dla nas czymś wyjątkowym…..musimy się z tym liczyć na przyszłość.

Serdecznie wszystkim uczestnikom chciałem podziękować, może to rzeczywiście nie był udany rajd jak niektórzy stwierdzili…..pogody nie da się przewidzieć kiedy ona będzie odpowiednia dla nas. Mimo wszystko było super towarzystwo i było miło spędzić czas na świeżym powietrzu.

W związku z tym, że ostatnie 3 rajdy były dość ciężkie, więc następny zapowiadamy, że będzie lajtowy i bardzo krótki.

tekst:Mieczysław

Sasino. Słajszewo, Choczewo, Lublewko, Bychowo,Perlino, Mierzyno, Tadzino, Kostkowo, i Wejherowo.

asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=wysoka
profil=normalny
trud=niski
m=Gdańsk
m=Wejherowo
m=Piaśnica Wielka
m=Lubocino
m=Sobieńczyce
m=Porąb
m=Żarnowiec
m=Białogóra
m=Stilo
m=Sasino
m=Słajszewo
m=Choczewo
m=Lublewko
m=Bychowo
m=Perlino
m=Mierzyno
m=Tadzino
m=Koskowo
szlak=zielony
szlak=czerwony
atrakcja=jezioro
atrakcja=morze bałtyckie
typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Rajd Tczew Opalenie

IMG_8301.jpg.php19 sierpień 2007r to dzień na który zaplanowałem rajd do Opalenia. Tym szlakiem nigdy nie jechałem, więc wreszcie postanowiłem go przejechać, pomimo podzielonych zdań odnośnie stanu nawierzchni i oznaczeń tego szlaku. Ruszyliśmy z Tczewa w pięcioosobowej grupie. Po bardzo długiej przerwie przywitałem z radością naszego starego znajomego „Robin’a”. Mieliśmy w pociągu dużo tematów do obgadania. W Tczewie ruszyliśmy w kierunku domu naszej koleżanki Kasi, gdyż ona miała nas nakierować na właściwy azymut zielonego szlaku. Wszystkie info przekazała Łukaszowi, który objął prowadzenie rajdu. Przy okazji chciałem poinformować że nasza Kasia już chodzi bez żadnej „podpórki” i straszy, że we wrześniu wsiada na rower. Zapewne wszystkich to bardzo ucieszy.IMG_8303.jpg.php

Jechaliśmy długimi krętymi drogami, aż w końcu trafiliśmy na szlak zielony. Zapomniałem wspomnieć, iż wspomagał nas w wyprowadzeniu z miasta kolega Rafał, który mieszka właśnie w Tczewie, a przyjechał do nas na rajd po raz pierwszy. Droga szutrowa, trochę piasku i trochę duktów leśnych była bardzo fajna, gdyby nie oznaczenia szlaków przy których można było dostać… już nie będę pisał czego. Dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych i nie wiadomo gdzie jechać dalej, bo nie ma żadnych strzałek informacyjnych. Postanowiliśmy rozdzielić się i pojechać w przeciwne strony szukać szlaku. W końcu któryś z nas krzyczy, że szlak został odnaleziony ok 30m od skrzyżowania. I tak było na każdym rozwidleniu dróg, także bardzo dużo czasu traciliśmy na szukaniu prawidłowej drogi. Dojeżdżając do wioski Rajkowy i dalej do Pelplina, uzupełniliśmy zapasy wody oraz bananów.

Odwiedziliśmy Górę Jana Pawła II w Pelplinie, zrobiłem parę fotek i ruszyliśmy dalej tym fatalnym szlakiem. W końcu dojechaliśmy do budującej się autostrady A1, przecięliśmy jeszcze ją kilkakrotnie.

Ostatni już raz przecinaliśmy A1 w wiosce Kierwałd kierując się na Lipią Górę i tu postanowiliśmy zjechać ze szlaku na szosę, ponieważ czas nas gonił. Przejechaliśmy Rakowiec, Jazwiska, Tymawa, Nicponia i Gniew. Do Opalenia mieliśmy dokładnie 1.7km, ale go ominęliśmy. W Gniewie(fot) zrobiliśmy krótki postój na zamku. Najlepiej zachowany krzyżacki zamek na Pomorzu stoi na wyniosłej skarpie na lewym brzegu Wisły, tuż przy rynku miejskim. Była to największa warownia zakonna po tej stronie rzeki. Do dzisiaj potężna ceglana bryła zamku widoczna jest z głównej drogi Gdańsk – Toruń.

Szybko ruszyliśmy w kierunku Tczewa, ponieważ chcieliśmy zdążyć na pociąg o 16:48, bo następny był dopiero ok godz 20:34.IMG_8305.jpg.php

Pomimo, że tempo mieliśmy niezłe to jednak nie zdążyliśmy na ten pociąg, więc poważnie zwolniliśmy. Po drodze tak jak było zaplanowane odwiedziliśmy w Rybakach Śluzę z XIXw. Działanie śluzy polega na tym, że jednostka pływająca wpływa do komory przez jedną przegrodę otwartą, przy drugiej przegrodzie zamkniętej. Otwarta przegroda następnie jest zamykana i woda, w zależności od potrzeby, jest napuszczana do komory, lub z niej wypuszczana. Po wyrównaniu się poziomów w komorze i kanale wylotowym otwarte zostają wrota, i jednostka wypływa z komory.

Dojechaliśmy do Tczewa przed godz 18:00 i okazało się, że po 18:00 odjeżdza pociąg z Bydgoszczy do Gdańska. Pożegnaliśmy naszego kolegę Rafała i wsiedliśmy do pociągu.

I tak się zakończyła nasza przygoda na fatalnym szlaku, ale generalnie jeżeli chodzi o drogi szutrowe czy leśne to były  one rewelacyjne.

Za sobą zostawiliśmy 140 km

Dziękuję kolegom za wzięcie udziału w naszym rajdzie.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=150

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Tczew

m=Rajkowy

m=Kierwałd

m=Rakowiec

m=Jazwiska

m=Tymawa

m=Nicponia

m=Opalenie

m=Pelplin

m=Gniew

szlak=zielony

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

300 kilometrów

300 kilometrów przejechać w jeden dzień. Okazało się że nie jest to łatwe wyzwanie. Co więcej, trudności w przebyciu takiej trasy to nie tylko walka z własną kondycją.

Ale od początku …

Planowany wyjazd z Kołobrzegu nie powiódł się. Delegacja odwołana a więc i okazja stracona. Trochę się tym załamałem bo powiedzieć muszę szczerze że; wybrałem tę trasę z pewnego  cwanego powodu. Tak mi się przynajmniej wydawało. Otóż myślałem że jadąc w kierunku Gdańska będę miał częściej z górki niż pod. Przy takiej ilości kilometrów mogło by to mieć zasadnicze znaczenie. Puścił bym hamulce w Kołobrzegu zwalniał na zakrętach i pilnował bym trasy. A mój rower dowiózł by mnie do domu.Jak się dowiedziałem że muszę wybrać inną trasę i inny termin, a „plany poszły na drzewo”, wsiadłem na rower i postanowiłem nie złazić z niego dopóki na moim liczniku ni pojawi się 300km. Zrobiłem to w nocy z piątku na sobotę. Wyprowadziłem rower o 1:00 rano przed blok i pojechałem. Pierwsze co zauważyłem to „że było zimno”. Kurcze, naprawdę zimno, przez pierwszych kilka kilometrów. Nie brałem plecaka a na sobie miałem koszulkę z krótkim rękawkiem. Na tyłku jedynie dyndała mi mała torba biodrowa z małymi bidonami, kieszenią wypchaną „proszkami” (carbo) niezbędnymi kluczami, portfelem i 2 zapasowymi dętkami. Mniej więcej w okolicach Żukowa udało mi się wybudzić całkowicie ze snu. Do Bytowa zajechałem robiąc 4 małe przerwy, w tym jedna dłuższa na jedzenie. Jadąc cały czas asfaltem kilometry nabijałem naprawdę szybko. Tępo miałem dość ostre (jak na mnie). Jechało się przyjemnie choć dziwnie wiele górek wyrastało przed moimi kołami.

Następne na trasie było Sulęczyno, gdzie skorzystałem z kąpieli. A w Sierakowicach zajechałem do mojej babci, gdzie zrobiłem sobie przerwę na ciepły posiłek. Przed Lęborkiem zacząłem mieć problemy z żołądkiem. Obawiałem się że przerwę swoją wycieczkę. Tak mnie kuło że nie byłem w stanie dalej pedałować. Dopiero gdy zszedłem z roweru i usiadłem zrozumiałem co źle zrobiłem. Żarcie na ciepło (kotlecik z ziemniakami) przy takim wysiłku podziałał jak „czerwona płachta na byka”. Rozwiązanie przyszło samo. Głupio się przyznać ale pierwszy raz w życiu „puściłem pawia” za 5min następnego. Ale to mi pomogło. Kawałek za Lęborkiem już nie czułem bólu i postanowiłem jechać dalej. Niestety teraz zacząłem mieć problemy z nadgarstkami i dłoniami. Strasznie zaczęły mnie „mrowić”. Zmiany nic nie pomagały i problem ten miałem już do końca. Jechałem w kierunku północnym, zaczęło troszkę wiać. Jak na złość prosto w twarz więc jechało mi się naprawdę ciężko. Odezwały się też plecy. Jeszcze mnie tak nigdy nie bolały. Ułatwienie przyszło w Żelaźnie. Dostałem tam wiatr w plecy. Silnie dmuchało więc jechało mi się bardzo „łatwo” i szybko.

Byłem już niestety bardzo zmęczony i momentami miałem dziwne wrażenie że moja kierownica waży tonę i ciężko mi równowagę utrzymać. Oprócz pleców rąk i zmęczonych mięśni nóg, ból pojawił się nawet we włosach. Dziwne uczucie jak by mnie ktoś za nie ciągnął. Dawno już straciłem przyjemność z tej wycieczki i zaczęła się walka z własnym organizmem. Nie myślałem że to będzie aż tak trudne. Następne na trasie miałem Redę i Gdynię. Do Gdyni jechałem cały czas ulicą. Była to istna mordęga z debilnymi kierowcami – zresztą jak w całym rajdzie.

W domu byłem o 23:10. Ostatnie kilometry pokonywałem prawie w pieszym tempie. Wchodząc do domu nie miałem siły wnieść roweru na 3 piętro. A w sobotę praktycznie przeleżałem cały dzień. Bolało wszystko; nogi brzuch, ręce, plecy. Miałem wrażenie że „zakwasy” mam nawet w palcach.

Reasumując:

Przejechałem 311km w 22 godziny. Wycieczka nie należała do przyjemnych, ze względu na kierowców i męki jakie przechodziłem. Jechałem cały czas asfaltowymi drogami. Często starałem się jechać jakimiś bocznymi aby nie mieć kontaktu z kierowcami.  Wypiłem hektolitry wody z domieszką dopalaczy. Jadłem stosunkowo niewiele, a nawet coś z siebie „oddałem”.  Jednego jestem pewny więcej nikt mnie nie namówi na jazdę ponad 150km. Po prostu dalej to masakra i zero zabawy. Znudziły mnie już chyba też „bezpłciowe” kilometry.

Zrobiłem to co chciałem, w sumie tylko dla własnego „JA”, ale jak bym wiedział jakim kosztem to się odbędzie to bym nie jechał.

Pozdrawiam

asfalt=max
dystans=300
kondycja=wysoka
profil=normalny
trud=niski
m=Żukowo
m=Bytów
m=Sulęczyno
m=Sierakowice
m=Lębork
m=Reda
m=Gdynia
obszar=Kaszuby
typ=rowerowy
Posted in Maratony | Tagged , | Leave a comment

Relacja z nad jeziora Kamień – 2007.08.15

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Relacja miała zacząć się słowami „Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel…„ Na starcie, poza moją skromną osobą, pojawił się tylko Łukasz, więc z przygotowanego wstępu wstępu nici.

Jeszcze przed samym startem mała dojazdówka przepiękną, o tej porze dnia, rowerową trasą z Karwin na Pachołek rozbudziła mój apetyt na wspaniałe widoki. Samej trasy nie będę dokładnie opisywał, bo można obejrzeć ją na TinyGPS, ale warto nadmienić, że poza krótkim fragmentem szosy z Bojana do Koleczkowa, prawie cała trasa wiodła ścieżkami leśnymi i polnymi oraz mało uczęszczanym asfaltem z Kielna do Tokar. Trasa, mimo, iż wiodła przez tereny powszechnie znane, to tylko w niewielkim fragmencie pokrywała się z trasami GERu, co w połączeniu z przepięknymi wprost widokami, powiększa jej wartość. Dzięki słusznemu tempu już o 10.30 zawitaliśmy nad jeziorem, co dało nam sporo czasu na wypoczynek i kąpiel w przyjemnie chłodnej toni jeziora.OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z powrotem ruszyliśmy kilka minut po 12 i nadkładając trochę drogi dotarliśmy do Barniewic, gdzie standardowo zaliczyłem uroczą dolinkę. Potem skierowaliśmy się do Owczarni, gdzie rajd oficjalnie się zakończył. W powrotnej drodze zaliczyłem jeszcze Źródło Marii i jeszcze przed 15 zjadłem w domu obiad.

Sam rajd pomyślany był jako typowy Light i udało się to w pełni osiągnąć. Piękne widoki i naprawdę dobra pogoda tylko dopełniły radości z jazdy.

Mudia

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Bojano

m=Barniewice

m=Owczarnia

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | 2 Comments

Mała pętla

petla2_logoCzasem są takie momenty o jakich każdy chyba chciałby zapomnieć.

Ten rajd jednak pomimo pewnego zdarzenia jakie miało miejsce, do nich nie należy .
Ale skutki tej wycieczki już tak. Niemniej uznałem że opis powinien się znaleźć na naszej stronie. A przy okazji może ktoś skorzysta z mojej rady, lub jak woli nauczy się czegoś na moim błędzie.

Na starcie przy jeziorze Otomińskim stawiło się „dziesięciu wspaniałych”.
Po pstryknięciu pamiątkowej fotki ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Kartuz, po drodze mijając Żukowo.
Zmieniliśmy tym samym kierunek wycieczki i to co miało być na początku pozostało do przejechania na końcu.
Do Żukowa wycieczka była typową niedzielną przejażdżką. W Rutkach zaczeła się prawdziwie surwiwalowa przeprawa przez „Jar Raduni” – choć troszkę boczkiem, oraz dawno zapomnianą ścieżką leśną.
Po drodze była mała przerwa gdyż zaplanowaliśmy napaść na „stary pociąg”. Niczym Indianie nasłuchiwaliśmy ciuchci i ustawiliśmy się w strategicznych pozycjach do ustrzelenia pędzącej masy stali. Jako że zamiast winchesterów i łuków mieliśmy aparaty natychmiast po pojawieniu się pociągu na horyzoncie rozpoczęliśmy pstrykanie fotek.
Wspomniana ścieżka powinna zostać oznaczona na mapie jako zdrowotna gdyż zapewne wszyscy na długo pozbyliśmy się problemów reumatyzmem. Pokrzywy i ostre gałęzie naprawdę dały się we znaki. Ale szczęśliwie a nawet z uśmiechem wszyscy dojechali do betonowej ścieżki.
Osobiście jako pierwszy który jechał tą dróżką najadłem się pająków i innych robali, ale to oczywiście uroki „rowerowania”.
Niedaleko przed Kartuzami zatrzymaliśmy się na małą przerwę i kąpiel, z której niektórzy skorzystali.
Na miejscu natomiast, zrobiliśmy małe zakupy i pożegnaliśmy trójkę z nas którzy na ten dzień mieli nieco inne plany i pojechali w swoją stronę.
Dalszą część wycieczki przebyć mieliśmy w siedmioosobowym składzie.
W Kartuzach przesiedliśmy się na czerwony szlak i po małych perypetiach związanych z jego odnalezieniem dotarliśmy do Ostrzyc. Po drodze mieliśmy okazję jechać zjazdami na jakich nie powstydziliby się ścigać zawodnicy downhilu.
Naszym celem miało być dotarcie do skrzyżowania ze szlakiem czarnym i nim mieliśmy wracać do Otomina.
Tuż przed Wieżycą odłączył się od nas Intel, który na swojej nowiutkiej Meridzie, osadzonej w całości na XTR-ach i w nowiutkich butkach, „pomknął do góry zwijając za sobą asfalt”.
Niestety kilka kilometrów przed czarnym szlakiem poczułem że nie jestem dalej w stanie kontynuować wycieczki. Nabawiłem się potwornie ostrych odparzeń na zadku i z każdym kilometrem sytuacja zaczynała wyglądać coraz mniej ciekawie. Krem oraz jazda na stojąco niestety nie pomogła.
Zdecydowałem się odłączyć od grupy i przekazać przewodnictwo Mietkowi. Samotnie dotarłem do Egiertowa gdzie przyjechała po mnie żona. Załadowaliśmy rower do środka i wróciliśmy do domu. Trochę było mi głupio bo taka „niecodzienna kontuzja” zdarzyła mi się po raz pierwszy. Ale mam nadzieję że ostatni. W domu okazało się że sprawa wygląda jeszcze gożej niż myślałem. Mam nadzieję że uda mi się załatać d..ę i już niedługo wsiąde na rower.
Teraz jednak zawsze będę smarował przed rajdem co trzeba aby nigdy nie mieć podobnych problemów. No w końcu wiadomo „ jak nie posmarujesz to nie pojedziesz”. Te słowa nabrały dla mnie od dziś zupełnie nowego znaczenia. Zawsze sądziłem że odnoszą się do łańcucha a nie do d..y . Wink

Opis trasy:

Z Otomina dojechaliśmy przez Sulmin, Niestępowo, Przyjaźń do Żukowa. Następnie do mostu w Rutkach cały czas niebieskim szlakiem. Jar Raduni mineliśmy nieco ścieżką przy torach kolejowych, aby po chwili powrócić na niebieski szlak. Po kąpieli w Mezowie pojechaliśmy dalej w stronę Kartuz mijając niebieską „ścieżkę” po lewej stronie. W samych Kartuzach tuż przed miejscowością Kosy udało nam się zlokalizować czerwony szlak. Nim polecieliśmy do Chmielna. Potem odbiliśmy na Zawory i drógą stroną jeziora dotarliśmy do Ręboszewa. Następnie była Brodnica Dolna i Ostrzyce, już na trasie czerwonego szlaku. Tuż przed Wierzycą w miejscowości Kolano odbiliśmy na czarny szlak docierając do Rąt i Sławek Górnych. Zaraz za nimi rozdzieliłem się z grupą dojeżdżając do Egiertowa skąd „wóz techniczny” pozbierał mnie do domu.

Reszta Ekipy początkowo trzymała się czarnego szlaku, ale w wyniku straszliwej ulewy postanowiła ściąć go i dotrzeć jak najszybciej do Otomina gdzie zakończono rajd.

Dzięki za wycieczkę!
Qazimodo

asfalt=niewiele

dystans=100

kiondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Otomin

m=Zukowo

m=Kartuzy

szlak=czerwony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Relacja z rajdu po okolicach Sulęczyna

IMG_8226.jpg.phpSzukasz recepty na wspaniale spędzony weekend? Zapakuj na rower śpiwór i wyrusz do Sulęczyna w piątek po południu. Dystans od Gdańska to około 70 km więc zapewne pokonasz go w ciągu 3 godzin.

Niestety musisz przejechać przez Żukowo i Kartuzy, lecz później droga staje się już w miarę pusta, a krajobrazy wspanialsze. Jeśli zaś masz ochotę na „wyczyn” to przejedź trasą pokazaną na mapce pamiętając że dystans rośnie do 90 km, a średnia z trasy może spaść nawet poniżej 20 km/h. Będziesz więc potrzebował ok. 4-5 godzin na dojazd.

W Sulęczynie należy znaleźć nocleg (agroturystyka) i dobrze wypocząć przed kolejnym dniem. Sobotę zamierzasz przecież spędzić bardzo aktywnie podziwiając kaszubskie krajobrazy podczas jazdy na nieobciążonym rowerze. To ważna sugestia abyś wszelkie potrzebne do biwakowania przedmioty (śpiwór, ręcznik itp.) zostawił w miejscu noclegu. Jeszcze tam wrócisz na dzisiejszą noc, a jazda lekkim rowerem pośród często wyciskających 7-me poty kaszubskich wzniesień zapewnia maksimum przyjemności.IMG_8227.jpg.php

Wyrusz rano o takiej porze, która zapewni Ci solidny wypoczynek. Wyjeżdżając z Sulęczyna kieruj się na Bytów lecz po przejechaniu niecałego kilometra zjedź z drogi w lewo tuż za niewielkim oczkiem wodnym. Wzdłuż jeziora Mausz dotrzeć do niewielkiego cypla na którym znajduje się ośrodek wypoczynkowy i stadnina koni wraz ze szkółką (zdjęcie, zdjęcie). Po opuszczeniu tego urokliwego miejsca podążaj dalej wzdłuż jeziora aby spenetrować drugi, znacznie większy cypel. Na jego końcu czeka Cię niespodzianka (zdjęcie) lecz jestem przekonany, że bardziej się ucieszysz niż zmartwisz

Kolejnym punktem rajdu jest dolina Słupii, lecz zanim tam dotrzesz spójrz na widok po prawej stronie (zdjęcie). Następnie przejedź jeszcze 2 km aby zatrzymać się na początku ścieżki rowerowej biegnącej wzdłuż rzeki (zdjęcie) – tego nie można ominąć! Ujrzysz ogromną skarpę, a spoglądając w dół rwącą, górską rzekę. Cóż, trochę się rozmarzyłem, lecz gdy staniesz w tym miejscu co ja poczujesz podobne emocje. Ścieżka rowerowa doprowadzi Cię do „źródliska”. Miejsce to opisuje legenda widoczna na tym zdjęciu, zaś na kolejnym prezentuję coś czego robić nie powinieneś chociaż zapewne i tak zrobisz. Powodzenia

Opuszczając Słupię kieruj się w stronę Parchowa aby wjechać na niebieski szlak. Koniecznie tamtędy przejedź! Szlak jest bardzo źle oznakowany i pokonanie go przyniesie Ci wiele przyjemności. Ugrzęźniesz w bagnie, w wysokich trawach, będziesz wspinał się pod solidną górę, a to wszystko w niesamowicie pięknym krajobrazie (zdjęcie , zdjęcie , zdjęcie). Wreszcie zmęczony i rządny kolejnych wrażeń dojedziesz do Jamna i dalej do Żukówka. Opis tego co zobaczysz jest zbyteczny, spójrz więc jedynie na drobną namiastkę okolic widoczną na tym zdjęciu.

W tym miejscu kończę swą relację gdyż zgubiłem śrubę w wahaczu i musiałem wracać do bazy (Sulęczyna) szosą. Mam jednak nadzieję, że mój towarzysz (Flash) opisze miejsca które widział po naszym rozłączeniu.

Do miejsca noclegu wrócisz wieczorem, około godziny 18. Będzie więc sporo czasu na rozpalenie ogniska bądź grilla i dyskusje do zachodu słońca lub północy. (Chyba nie zapomniałem Ci powiedzieć abyś na tej rajd zabrał grupę najlepszych znajomych??).

Rankiem drugiego dnia możesz wyruszyć na dwóch kołach lub postąpić tak jak ja: zapakować rower do samochodu i udać się w stronę Gdańska przejeżdżając przez Gołubie oraz Krzeszną. Kieruj się w stronę jeziora Patulskiego, które jest bardzo ciepłym zbiornikiem z ładnym kawałkiem plaży. Dojazd do niego wiedzie krętą szutrową drogą niczym jeden z OS-ów rajdu Kaszub Nie szarżuj jednak bo często przechodzą tamtędy plażowicze. Jeśli akurat jeden z Twoich znajomych podąża za Tobą na terenowym motorze to dociskając mocniej gazu na zakręcie możesz pokazać że nisko zawieszone auto też sporo potrafi Nie przejmuj się o wielki tuman kurzu jaki po sobie zostawisz – ten koleś na motorze właśnie myśli, że bierze udział w rajdzie Dakar i tym niewinnie ostrym manewrem spełniasz fragment jego marzenia (pozdrowienia dla Maćka i jego Aprilki)IMG_8250.jpg.php

Wykąpani, odświeżeni wracamy do Gdańska. To był wspaniały pełen wrażeń weekend. Dzięki uprzejmości znajomego (dzięki Kaziu!) dysponowaliśmy położonym nad samym jeziorem domkiem wraz z kawałkiem działki do rozbicia namiotów. Postanowiłem, że będę regularnie organizował takie kameralne wypady. Cel: Kaszuby! Tylko i wyłącznie Kaszuby. Baza noclegowa jeśli nie „u Kazika” to gdziekolwiek dalej. Dla rowerzystów znajdzie się tam niejeden raj.

Andrzej „scoot”

asfalt=niewiele

dystans=150

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

m=Żukowo

m=Kartuzy

m=Węsiory

m=Sulęczyno

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Wyprawa na mazury 2007r

IMG_7978

Podczas pobytu w Borach Tucholskich rozmyślaliśmy już o kolejnym wyjeździe i wybór padł na krainę wielkich jezior – Mazury. Nie wiadomo czemu rowerzystów tak ciągnie nad wodę, ale przynajmniej kilka razy w roku muszą jakieś jezioro objechać. Tym razem zaplanowaliśmy objazd aż dwóch: Śniardwy i Mamry.

Pewnego dnia lipcowego Michał „Qazimodo” przypomniał mi o powyższych planach i postanowiliśmy zabrać się za realizację. Wybraliśmy dwie daty wyjazdu: 8 lub 16 lipca. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na tą drugą. Elena, Sławek, Tomek i Michał potwierdzili swój udział w wyjeździe i od tego czasu zaczęliśmy odliczać dni do startu. Jak miło jest czekać na coś ekscytującego i planowanego od dawna. Znacie to, prawda? 🙂IMG_8105

Nadszedł dzień wyjazdu. Tomek „Flash”, poinformował nas, że jedzie na kołach do Kętrzyna (270 km).
Przyznam, że mnie ta informacja zamurowała, ale tylko na chwilę. Flash jest przecież znany ze swojego permanentnego pociągu do dwóch kółek i jazda pociągiem składającym się z kilkuset dodatkowych mogłaby być ponad jego siły 🙂 Natomiast jeżeli chodzi o piątego uczestnika Michała to niestety nie mógł z nami wystartować z powodu choroby. Obiecał jednak, że do nas dojedzie.

Rowery załadowaliśmy do wagonu przeznaczonego dla rowerów i pozostało nam czekać 4,5 godziny aż znajdziemy się w Kętrzynie. Odjazd z Wrzeszcza 7:37. Dojazd 12:30. „Flash” naturalnie dojechał na miejsce przeznaczenia swoim rumakiem z przyczepką.

IMG_8109Ruszyliśmy czerwonym szlakiem rowerowym w kierunku kwatery hitlera „Wilczy Szaniec” w miejscowości Gierłoż. Przyznam szczerze, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia….ot zwykłe ruiny. Następnie ruszyliśmy do szlaku czarnego (Parcz), który doprowadził nas do naszego szlaku czerwonego. Szlakiem jechaliśmy przez dłuższy czas. Mijaliśmy miejscowości takie jak: Radzieje, Sztynort, Kamionek Wielki, Trygort i Węgorzewo. Pierwszy nocleg zastał nas w Ogonkach i o dziwo za jedyne 5 zł. Jechaliśmy przeważnie szlakami rowerowymi, które składały się niestety z asfaltów. Zresztą był to dobry wybór gdyż w taki upał (36 stopni) ciężko jechać rowerem załadowanym sakwami po terenowych odcinkach. Wysokie temperatury dawały się nam wszystkim we znaki. W samo południe jazda była mocno utrudniona, także przebiegi jak i tempo nie były rewelacyjne, a po za tym często zatrzymywaliśmy się nad jeziorami. Dokładnej trasy nie będę opisywał, ponieważ cały czas trzymaliśmy się szlaków rowerowych lub pieszych. W każdym bądź razie zadanie zostało wykonane, objechaliśmy dokładnie oba jeziora Mamry i Śniardwy.

Pomimo tak ciężkiej trasy humory nam dopisywały, a często zdarzało się, iż śpiewaliśmy sobie po drodze. Choć pot zalewał oczy to my dzielnie trzymaliśmy się, a żartobliwe teksty między nami podtrzymywały nas na duchu. Należałoby jeszcze wspomnieć o naszym koledze „Flash’u, który przeżywał ciężkie chwile na trasie.

Otóż zjadł lody które popił wodą i od tego momentu miał poważne problemy żołądkowe. W efekcie końcowym w Mikołajkach wsiadł do pociągu, a my pojechaliśmy do Kętrzyna.

Na zakończenie chciałem podziękować wszystkim za wspaniałe towarzystwo i wspólną fajną choć ciężką jazdę.
Sprzęt spisał się na piątkę z plusem…….ani jednej awarii.
Wyprawa trwała 5 dni.

Organizator: Mieczysław

Relacja Michała

Zaczęło się dla mnie bardzo źle. Na 3 dni przed wyjazdem zachorowałem dostając strasznie nieznośnego kataru i tracąc głos w gardle.
Planowałem wyjazd z Mietkiem od 3 tygodni, po wielkiej niewiadomej dotyczącej Jego wyjazdu okazać się miało że to jednak ja najwyraźniej nie pojadę.
Jednak zdecydowałem się dołączyć do ekipy o jeden dzień później. Tak też zrobiłem.IMG_8132

Skład z Mietkiem, Eleną i Sławkiem dojechał pociągiem do Kętrzyna w poniedziałek. Flash czekał już tam na nich jadąc z Gdańska na kołach (niesamowite).
Po jednym dniu dołączyłem do tego składu na stacji w Giżycku.
Po wyjściu z pociągu zobaczyłem peleton w pomarańczowych koszulkach. Byli mocno wyczerpani jazdą w ostrym słońcu. Toteż po wspólnych kilkunastu kilometrach zdecydowaliśmy się na postój przy jeziorku. Po drodze zajechaliśmy do twierdzy w Giżycku którą Flash ze Sławkiem zdecydowali się zwiedzać. Sławek nawet „wytargował” tańszy wstęp dla siebie – jako studenta.

Nad jeziorkiem skorzystaliśmy z kąpieli i zjedliśmy obiadek. Następnie ruszyliśmy wyznaczonym szlakiem. Słońce paliło niemiłosiernie, cienia praktycznie nie było. Asfaltowe ulice biegnące przez rozległe płaskie tereny były całkowicie puste. Ten dzień skończyliśmy rozbijając obóz nad jeziorem Tyrało.
Zaproponował to nam okoliczny mieszkaniec którego poznaliśmy kilkanaście kilometrów wcześniej robiąc zakupy w GS-ie. Był na tyle uprzejmy że prowadził nas jadąc samochodem prawie pod samo jeziorko.
Niektórzy z Nas podejrzewali go nawet o niecne zamiary, a bynajmniej nie chodziło o nasze rowery.

Po drodze minęliśmy żeński obóz harcerek, niestety po mimo naszych szczerych chęci i kilku prób nie pozwolono nam się tam rozbić. Może i dobrze .
Po przyjechaniu na miejsce okazało się iż są tam, pomost oraz zadaszona ławka ze stołem. Przy pomoście była co prawda spora grupa tubylców ale po początkowym „obwąchiwaniu” nas rozeszli się do domów. Dzień ten postanowiliśmy uczcić i wypiliśmy nawet po jednym piwku. Rozkładanie namiotów poszło nadzwyczaj sprawnie i już po kilkunastu minutach na pobliskim polu stały nasze 3 :wigwamy”.

Zmęczenie słońcem nie pozwoliło nam posiedzieć dłużej i postanowiliśmy wszyscy udać się na spoczynek. Noc minęła spokojnie tylko na początku kilkanaście osób szukało niejakiego „Damiana” drąc „japy” tak że ich chyba w Giżycku słyszeli. Jak się okazało Damian był za koleżanką na „spacerze” i niby nic nie słyszał  .

Następnego dnia plan był trochę inny, zamierzaliśmy cały upał przeczekać nad wodą. Ten jednak nie był tak dokuczliwy jak poprzedniego dnia więc zrobiliśmy sobie tylko jedną dłuższą przerwę na jedzenie na wyspie „Szeroki Ostrów”.
Po drodze robiliśmy sporo fotek i staraliśmy się „zahaczyć” o najciekawsze atrakcje w tych rejonach. Kilka razy krajobrazy do złudzenia przypominały nasze znad morza. Choćby „wysoki brzeg” – pole namiotowe, zupełnie jak klif w Gdyni.
Na nocleg zatrzymaliśmy się na polu namiotowym koło przeprawy promowej niedaleko miejscowości Wierzba. Po drodze jadąc bardzo ciekawym niebieskim szlakiem oraz przejeżdżając przez rezerwat „Konika Polskiego”.

Był to bardzo ciekawy dzień, ze względu na malownicze tereny po jakich jechaliśmy oraz pogodę która idealnie pasowała do uprawiania turystyki rowerowej.
Wieczorem wraz z Flashem wychyliliśmy kilka piw. Szybko też znalazły się koleżanki pływające na jachtach i chcące się integrować.
Zabawę skończyliśmy – przynajmniej ja o 1:30 w nocy, Tomek i Sławek zostali z koleżankami troszkę dłużej. Ach te kawalerskie czasy, niestety już nie dla wszystkich.
Co do bilansu tego wieczoru to powiem tylko że przy pustym stole nie siedzieliśmy. Z tego co pamiętam dziewczyny były baaardzo dobrze wyposażone.

Ranek był trudny. Dlaczego- chyba nie muszę mówić. Ale po kilku kilometrach jazdy głowa już się nie kolebała  Jako że do przeprawy dotarliśmy o prawie 3 godziny za wcześnie Elena skorzystała w pobliskim „porcie” z prysznica. O którym tak często nam przypominała, a ja z Flashem ogoliliśmy swoje gęby. Odświeżeni wbiliśmy się na prom. Jako że udało nam się pomóc w usuwaniu jego małej awarii jaką miał, przepłynęliśmy za darmo.

W Mikołajkach nasze drogi się rozeszły. Flash w wyniku strucia zmuszony był wracać do domu a Sławek postanowił pojechać w okolice Suwałk.
Zostaliśmy więc we troje, Elena, Mietek i ja. Na nocleg zatrzymaliśmy się w okolicach Pisza. Znaleźliśmy tam bardzo ładne pole namiotowe, w dodatku za darmo. Rozbiliśmy namioty i pojechaliśmy z Eleną na zakupy do Pisza.
Postanowiłem zrobić wcześniej obiecaną kolację z pieczonych w piasku ziemniaków z sosem czosnkowym. Okazało się jednak iż zdobycie drewna graniczyło tam z cudem, z pomocą przyszedł nam sąsiad z siekierką. Ziemniaki musieliśmy przenieść jednak z piasku do ogniska i w sumie kolacja wyszła mizernie. Niemniej humory dopisywały a to jak wiadomo najważniejsze.

Noc minęła bardzo szybko i dobrze bo spokojnie odespałem tą poprzednią. Ostatniego dnia szlak wiódł cały czas asfaltami ale bardzo mało uczęszczanymi. Po drodze zrobiliśmy sobie kilka przerw na jedzenie i fotki. Dotarliśmy do celu naszej wyprawy Kętrzyna, dość wcześnie. Zwiedziliśmy więc tamtejszy Zamek Krzyżacki i Bazylikę mniejszą.
Przy okolicznej fontannie urządziliśmy sobie małego „dyngusa” i nikt nie pozostał z nas suchy. Tam też spokojnie poczekaliśmy na pociąg który odjechać miał ok. 15:30 do Gdańska.
Wpadliśmy jeszcze na małą kawę i zakupy i załadowaliśmy się do pociągu.
Do Olsztyna jechaliśmy w przedziale rowerowym bo podróżni bez rowerów pozajmowali nam nasze miejsca. Gdy jednak się zwolniły szybko je zajęliśmy i śmiejąc się non-stop dojechaliśmy do celu. Wyjazd bardzo mi się podobał, szkoda że taki krótki był.

Na pewno była to kolejna fajna przygoda jaką odbyłem z GERem. Na zawsze w pamięci zostanie mi kilka chwil których tu opowiedzieć się nie da, a które przeżyłem dzięki moim przyjaciołom.
Dziękuję za wspólną wyprawę,

Michał.

asfalt=sporo

dystans=300

tempo=niskie

profil=normalny

trud=normalny

m=Kętrzyn

m=Giżycko

m=Mikołajki

szlak=szlak czarny

szlak=niebieski

atrakcja= jeziora

kondycja=normalna

obszar= Mazury

ty=rowerowy

Posted in Wyprawy | Tagged , , , , | Leave a comment

"Wyprawa Bilba czyli Tam i z Powrotem"

IMG_4064

 

Moja 9 dniowa samotna wyprawa zaczęła się od wspólnej wycieczki z towarzyszką i towarzyszami Gdańskiej Ekipy Rowerowej na Mazurach z nastawieniem na odpoczynek nad jeziorami Mamry i Śniardwy.

16.07.2007 r. Mietek i Michał zorganizowali 5 dniowy rajd szlakami Wielkich Jezior Mazurskich. Na rajd wstawili się także: Asia i Tomek, który przyjechał z Gdańska do Kętrzyna … na rowerze! Współorganizator Michał z pewnych przyczyn przyjechał następnego dnia. Ze stacji PKP Kętrzyn udaliśmy się od razy w kierunku jez. Mamry.

Po drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości Gierłoż gdzie znajdują się ruiny bunkrów kwatery Hitlera „Wilczy Szaniec”. Zwiedzanie było przyspieszone, tzn. … na rowerach. Teren był bardzo rozległy na piesze wędrówki, więc taki sposób poruszania się był jak najbardziej trafny.  Tym sposobem zaoszczędziliśmy dużo czasu.

Nie ominęliśmy terenów prawej strony od szosy gdzie znajdują się także bunkry (bez oznaczeń i ścieżek) mniej znane turystom. Jadąc dalej szlakiem rowerowym dojechaliśmy do wioski Radzieje, w której zrobiliśmy postój na odpoczynek i przestudiowanie mapy.

Wcześniej zauważyłem ciekawy kościół, oktagonalny o podstawie ośmioboku, więc postanowiłem zawrócić i wykonać kilka zdjęć. Historia kościoła p.w. Chrystusa Króla sięga XV w. W 1656 r. został spalony przez Tatarów. Odbudowano go w 1673 r. Obecny kształt pochodzi z 1826 r. Obok drewniana dzwonnica z XVIII w. Ten sam szlak odbija także w prawo do turystycznej miejscowości Sztynort.IMG_4054

Ekipa odpoczywa a ja, jak zwykle urywam się w celu eksploracji okolicy. Znajduje się tam okazały pałac, w którym zamieszkiwała rodzina szlachecka Lehndorfów. Budynek niestety bardzo zniszczony, (lecz już remontowany). Jego historia sięga XVI w. Od tamtego czasu przez wiele pokoleń w ciągłej rozbudowie aż do XIX w. W 1650 r. powstał dębowy park o powierzchni 18 ha! Dziś już bardzo zaniedbany. W gąszczu, wśród drzew stoi w ruinie neogotycka kaplica.

Wracamy na północ. Żar leje się z nieba. Jedyny sposób na odpoczynek to postój nad jeziorami lub … jazda bez zatrzymywania. Każdy postój na drodze powodował trudności w oddychaniu i … zatapiania się opon w roztopionym asfalcie.

Linia brzegowa jez. Mamry jest nieosłonięta przed palącym słońcem. Suchy piach na szlaku daje nam w kość, jednakże rekompensuje nam piękny widok na wyspy jeziora co czym prędzej utrwalamy je na karcie pamięci aparatu.

Po drodze mijamy wieś Mamerki. Tutaj także znajdują się bunkry – kwatera naczelnego dowództwa wojsk lądowych. Jedyna różnica z tymi w Gierłoży to, że w większości są zachowane w całości. Tomek i ja postanowiliśmy zwiedzić i to miejsce. Najbardziej jednak interesowała nas wieża widokowa. Wyposażeni w aparaty foto weszliśmy na dość okazałą konstrukcję. Niestety … widok z wieży okazał się porażająco nieciekawy. Omijamy Węgorzewo, nocujemy we wsi Ogonki.IMG_4076

Szlak rowerowy prowadzi nas do Giżycka. W centrum miasta zauważam wjazd do Twierdzy Boyen. Postanowiłem zwiedzić to miejsce. Z chętnych do zwiedzania zgłosił się znowu tylko Tomek. Wzniesiona w latach 1844 -1856. o powierzchni 100 ha. z otaczającą suchą fosą broniła od wschodu państwo pruskie. Decyzję o budowie twierdzy wydał król Fryderyk Wilhelm IV.

Obchód rozległego terenu zajmuje trochę czasu. Oprócz kilku sal muzealnych przeszliśmy przez wiele nasypów i wałów gdzie znajdują się fortece, pochylnie a poniżej place ćwiczeń. Upały nie ustają. Często zatrzymujemy się na małych przystaniach w celu zanurzenia nóg w chłodnej wodzie.

Jezioro Śniardwy i jego okolice są bardzo malownicze. Do takich miejsc można zaliczyć wyspę „Szeroki Ostrów”. Wysoki, stromy brzeg ze wspaniałym punktem widokowym zachęca do dłuższego postoju i odpoczynku w chłodnym cieniu drzew, co niezwłocznie czynimy.

Dojeżdżamy do wsi Popielno. Aby przejechać szlakiem trzeba wjechać na teren Stacji Badawczej P.A.N. Znajduje się tam hodowla konika polskiego – potomka tarpana.

Wjeżdżamy przez dziwną bramę – przejazd, przy której są zamontowane stalowe obrotowe rolki. Okazuje się, że jest to przeszkoda dla koni w celu uniknięcia przejścia (ucieczki z rezerwatu). Kopyta ślizgając się po tych rolkach skutecznie uniemożliwiają przejście.

Zatrzymujemy się na nocleg nad jez. Bełdany. Tam, co niektórzy byliśmy porwani przez pewne piratki z małego jachcika, które to najpierw zmusiły nas do … Później jedna z nich poległa …. Ale to już zupełnie inna historia
Rano wyruszyliśmy w kierunku przeprawy promowej we wsi Wierzba. Na miejscu okazało się, że przybyliśmy przed czasem … ok. 3 godzin! Po wyjściu z promu czekała nas mała niespodzianka w postaci góry i podjazdu w głębokich piachach. Moje opony typu semi-slick zupełnie nie poradziły sobie z tym problemem. Droga zmieniła się w utwardzoną, potem asfalt i tak dotarliśmy do Mikołajek. Wyprawa miała się ku końcowi. Do stacji PKP w Kętrzynie już niedaleko a mi pozostało jeszcze 10 dni urlopu.
Po czterech dniach wojaży, zdecydowałem nie wracać do Gdańska. Opuszczam ekipę, aby dalej już samotnie podążać w kierunku Suwalszczyzny. Pożegnaliśmy się w Mikołajkach.IMG_4081

Mikołajki.
Tam postanowiłem pozostać trochę dłużej i odpocząć przed dalszą podróżą w kierunku Ełku. Znajduje się tam bardzo rozległa marina na wiele setek jachtów i motorówek, ale i też bardzo wielki tłum ludzi, co niestety w tym miejscu ciężko poruszać się rowerem. Postanowiłem trochę pojeździć szukając ciekawych miejsc. Znajduje się tam m.in. kościół ewangelicko – augsburski, p.w. św. Trójcy z 1842 r.
Ryn.
Do miejsca noclegowego dosyć daleko, jednak zdecydowałem się odbić na Ryn Znajduje się tam olbrzymi zamek krzyżacki odrestaurowany w 2002 r. na hotel i pomieszczenia konferencyjne. (Odbudowa trwała niespełna rok przy udziale ok. 200 pracowników). Oczywiście można było go zwiedzić wewnątrz; nie stracił zbyt wiele na uroku z powodu unowocześnienia wnętrz, Np. winda wkomponowana w stare ceglane wejście czy olbrzymia sala bankietowa na dziedzińcu.

W wielu pomieszczeniach pozostaje duch średniowiecza. W korytarzach stoją kompletne zbroje rycerskie niczym pilnujący wejścia strażnicy.

Znajduje się tam mini muzeum a każda sala konferencyjna posiada swojego patrona z zamierzchłych czasów sygnowana przed wejściem na posadzce – herbem.

Nieopodal centrum stoi na wzniesieniu wiatrak typu holenderskiego z 1873 r.

Z Rynu postanowiłem wrócić tą samą drogą (niewielka odległość powrotu oraz aby nie burzyć wcześniej opracowanej przeze mnie wielkiej pętli i zawirowań na trasie;) ale o tym później … Na trasie mijam Okartowo.
Okartowo.
Zabytkowy kościół p.w. Niepokalanego Serca NMP. Powstanie kościoła to rok ok. 1500 w okresie zakonu krzyżackiego, odbudowany w 1799 r.
Orzysz.
Stara zabytkowa kaplica Najświętszego Serca Pana Jezusa, oraz zabytkowy kościół rzymsko – katolicki p.w. Matki Boskiej Szkaplerznej.
Ełk.
Przy wjeździe do miasta „wita” bardzo pięknie zdobiona, zabytkowa wieża ciśnień.

Największą atrakcją będzie tutaj zamek krzyżacki z XIV w. na wyspie (niestety tylko w bardzo odległej przyszłości). W chwili obecnej jest bardzo zniszczony otoczony wysokim murem, zza którego niewiele widać. Budowę zamku zlecił komtur Urlich von Jungingen (późniejszy Wielki Mistrz Krzyżacki). Ze zdjęć z lotu ptaka jest o wiele bardziej interesujący. W centrum miasta znajdują się dwa zabytkowe kościoły m.in. neogotycki z 1853 r. p.w. św. Wojciecha podniesiony do godności katedry przez J .Pawła II w 1992 r.

W drodze na Augustów (cd. drogi nr. 16)

Zawsze mnie interesowały malownicze dworki i pałacyki. Na tej trasie zerkając na mapę znalazłem dwa. W miejscowości Lega niestety takowego nie było – znalazłem na miejscu rozbite części ścian budynku, co to dokładnie było? Trudno nawet było się domyśleć. Oczywiście przy głównej drodze stał dworek z 1913 r., lecz w/g mapy nie zgadzało się to.

(z inf. mapy: „zespół dworski, dwór murowany z pocz. XIX w. park dworski”)

Następny dworek znajduje się w miejscowości Wólka Golubska. Tutaj wygląda zupełnie inaczej. Odrestaurowany, pięknie położony, zadziwia świeżością. (Mieści się tam ośrodek rehabilitacyjno – wypoczynkowy).
Długie
Wieś z zabytkowym, odnowionym kościołem, 1 km przed wsią stary cmentarz niemiecki z I wojny światowej.
Augustów.
Nareszcie dojechałem do miejsca, z którego moja wyprawa miała dostać kolorów
W centrum znajduje się kościół Najświętszego Serca Jezusa i św. Bartłomieja w randze bazyliki mniejszej, nieco dalej, pierwsza śluza kanału Augustowskiego ( z 1825-26 r.).

Inne obiekty warte zainteresowania to: dworek gen. Prądzyńskiego (muzeum kanału Augustowskiego), nieopodal pałacyk – dawniej jako siedziba NKWD.

Po dokładnym zwiedzeniu miasta pojechałem nad jez. Sajno. Rozbiłem namiot nad brzegiem i udałem się na małą wieczorno – nocną przejażdżkę czerwonym szlakiem wokół całego jeziora.
Śluzy Kanału Augustowskiego.

Rano wróciłem do centrum miasta, aby wyruszyć szlakiem wszystkich śluz wzdłuż całego kanału aż do granicy państwa RP z Białorusią.

Jako punkt startowy obrałem Augustów – Port. Od tego miejsca prowadzi szlak (na mapie zielony, w rzeczywistości jest on niebieski z poprowadzonym równolegle szlakiem rowerowym R-11). Prowadzi on wzdłuż linii brzegowej jez., Białe Augustowskie oraz jez. Studzieniczne. Po lekkim odbiciu w lewo mijam śluzę Przewięź.

Wracam na szlak do miejscowości Studzieniczna, gdzie znajduje się przepiękny drewniany zabytkowy kościół p.w. Matki Boskiej Szkaplerznej z 1847 r.

Wystrój wnętrza jest dziełem ludowych artystów z ołtarzem w stylu góralskim. Ciekawostką są żyrandole wykonane z rogów łosia. Wzdłuż brzegu jez. Studzienicznego jest wiele campingów i pól namiotowych (kilkanaście?)

Śluza Swoboda: dojazd do niej jest dość problematyczny, ponieważ …. Szlak się kończy w bardzo gęstych zaroślach i grubych pajęczynach oblepiających mój rower i w dodatku te błota i bagna ech … Wracam do okolicznego campingu z zapytaniem jak dojechać. Dowiedziałem się, iż rzeczywiście szlak kiedyś był, lecz został tak zarośnięty, że poprowadzono go przez las. W końcu trafiam

Śluza Swoboda należy chyba do największych. Zatrzymałem się przy niej na dłużej. Większa grupa kajakarzy zatrzymuje się przed śluzą w oczekiwaniu na operatora. Po dłuższym czasie pojawia się i zaczyna cały cykl otwierania i zamykania śluz na przemian, który trwa ok. 40 min.

Obserwacja tych urządzeń podczas pracy niejednego zadziwia a zwłaszcza, jaki pozostawia efekt w postaci szybko napływającej wody z siłą wodospadu w stronę kajakarzy, którzy to muszą mocno trzymać ścienne łańcuchy, aby później wznieść ich na wys. 3,5 m.

Opuszczam szlak R-11, aby przez malownicze wioski (niekiedy dość ciężki teren) dotrzeć do dalszych śluz.  Krótkim odcinkiem jez. Serwy dojeżdżam do śluzy Gorczyca nad jez. Gorczyckim.

Następna to śluza Paniewo i Perkun by potem przejechać przez Rezerwat Przyrody Perkuć nad jez. Mikaszewo, trafiam do śluzy Mikaszówka. Przy niej znajduje się kolejny zabytkowy malowniczy drewniany kościół. p.w. św. Marii Magdaleny, zbudowany w 1907 r. jest urządzony w tradycyjnym puszczańskim stylu – liczne rogi jeleni i łosi dekorujące żyrandole. Warto zatrzymać się tam na dłużej, sesja foto plus odpoczynek gwarantowane!

Śluza Sosnówek – w tym miejscu kanał z jezior łączy się z rzeką Czarna Hańcza, na wzniesieniu nieopodal roztacza się wspaniały widok.

Dojeżdżam do śluzy Tartak, następnie śluzy Kudrynki. Ta przedostatnia w chwili obecnej jest remontowana. Wygląd jej będzie w/g. starego typu; z elementami drewnianymi.

Śluza Kurzyniec (graniczna) – z powodu zbyt wielkich zniszczeń dziś jest budowana od podstaw. Będzie tu most z czterema słupami – filarami, które będą pełnić swoją rolę jako dźwigary mostu zwodzonego.

We wsi Rudawka niegdyś oryginalne wymontowane cztery filary stały w polu (jako słupy graniczne), obecnie leżą i niszczeją. Na śluzie Kurzyniec zbudowano nowe betonowe filary jako replika starych (info. miejscowych).

Granicą państwa RP a Białorusią jest środek przecięcia kanału. Brzeg południowy oraz dwa filary na tym brzegu należą do RP. (info. strażnika granicznego).

Powrót wzdłuż szlaku śluz jest bardzo szybki, jeśli wjedzie się na asfalt – leśny szlak rowerowy R-65. Ja właśnie tak zrobiłem. Dla zmotoryzowanych jest to dogodny dojazd do wszystkich śluz w szybkim czasie, lecz niestety droga bardzo nudna nieokraszona wiejskim klimatem.

Mój wybór trasy był jak najbardziej spontaniczny. Na każdym dłuższym czy krótszym odpoczynku wyjmowałem mapę i dłuższy czas zastanawiałem się gdzie jechać, aby zahaczyć o najciekawsze miejsca. W miejscowości Sucha Rzeczka padł pomysł pojechania to miasta Sejny.

Oczywiście pomysł ten był lekko spóźniony, ponieważ wjechałem już na szlak R-11 kierujący się na Wigierski Park Narodowy. Byłoby szybciej gdybym odbił na Sejny już przy śluzie Tartak szlakiem czerwonym przez las. Ale czy rzeczywiście byłoby szybciej?? Decyzja zapadła. Kierunek Serski Las a stamtąd drogą nr.16 na Sejny.

Giby (nad jeź. Gieret). Przy drodze drewniana molenna staroobrzędowców, z 1912 r. (obecnie kościół rzymsko-katolicki pw. Św. Anny).
Sejny. Do centrum dojechałem drogą nr. 651 (mniej uczęszczaną).

Najciekawszym zabytkiem miasta jest przepiękny i okazały zespół klasztoru podominikańskiego (kościół w hierarchii bazyliki mniejszej) p.w. Nawiedzenia NMP.

1610 r. – budowa kościoła przed Dominikanów gdzie ukończenie budowy nastąpiło w 1619 r. w tym też czasie przystąpiono do budowy klasztoru o założeniach obronnych.

Innym ciekawym zabytkiem jest Biała Synagoga, (1885 r.), która zastąpiła drewnianą zbudowaną przez … dominikanów, aby przyciągnąć do miasta żydowskich kupców w celu ożywienia gospodarki oraz dawny kościół ewangelicki (obecnie rzymskokatolicki) z 1844 r. W drodze nad jez. Wigry znajduje się wieś gminna Krasnopol gdzie warto zwrócić uwagę na zabytkowy murowany kościół p.w. Przemienienia Pańskiego z 1862 r. oraz synagogę murowaną z poł. XIX w. Nieco dalej bardzo stara, zabytkowa stolarnia – tokarnia z wiatrakiem.

Wigierski Park Narodowy.

Najbardziej znanym punktem wycieczek tej okolicy to z pewnością barokowy zespół klasztorny pokamedulski fundacji króla Władysława IV w Wigrach.

Kościół parafialny p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP. z 1704 – 45 r. wieża zegarowa z końca XVII w. z której to rozciąga się wspaniały widok na klasztor, jez. Wigry i Puszczę Augustowską.

Sam objazd wokół jez. Wigry jest trochę problematyczny. Bardzo łatwo można zgubić szlak, szlaki się urywają lub zmieniają na inne.

Widoki nie są imponujące a wręcz przeciwnie. Często po asfalcie lub szuter, daleko od brzegu, za drzewami, za wiejskimi domkami, ale … do pewnego czasu.

W pewnym momencie zaczynają się punkty widokowe. Jednym z najciekawszych jest z pewnością przy miejscowości Bryzgiem (przy leśniczówce na końcu wsi). Jest tam drewniana platforma, z której rozciąga się wspaniały widok na jez. Wigry i jego trzy wyspy: Ostrów, Ordów i Krowa.

Z pewnością moje błądzenie jest spowodowane zbyt słabą znajomością topografii, więc jeśli już ktoś będzie w tych okolicach – najlepiej kierować się w kierunku wsi Czerwony Krzyż.

Mnie zawiało już na Maćkowa Ruda i Wysoki Most, no cóż … wiatru mocnego nie było, ale zwalę to na 15 kg bagaż w sakwach i nierówne drogi;)

Był też taki przypadek: słup z oznaczeniem szlaków;

Czerwony – Sernetki 6,2 km w lewo oraz …

Czarny rowerowy – Sernetki 3 km w prawo

I co tu wybrać? Miejscowy wybrał za mnie;) Chciałem ciekawej trasy i taką też dostałem, co później żałowałem, że nie pojechałem lżejszą i szybszą

Po za tym okazuje się, że na mapie nie ma miejscowości, Sernetki a jest, Sarnetki! W ten oto sposób odkryłem błąd w nazwie na oznaczeniu szlaku. Przed wsią Bryzgiel odbiłem na południe czerwonym szlakiem do wsi Monkinie.

Znajduje się tam zabytkowy drewniany kościół (z 1924 r.) Wróciłem na północ na szlak R-11 wzdłuż torów leśnej kolejki wąskotorowej, chwila odpoczynku na przystanku, łyk wody, mapa i … kierunek Suwałki (z Płociczna szlakiem rowerowym na drogę nr. 653).
Suwałki. Najbardziej okazałym zabytkiem miasta jest z pewnością kościół św. Aleksandra. (1820 – 25 r.) Jadąc jedną z głównych ulic można napotkać domy, w których to: m.in. stacjonował J. Piłsudski oraz dom (przekształcony w muzeum), w którym urodziła się M. Konopnicka a dalej stylowy kościół ewangelicki.

Z Suwałk wydostałem się drogą nr. 655. W drodze wieś Jeleniewo, w której znajduje się piękny kościół drewniany p.w. Najświętszego Serca Jezusowego z 1878 r. wraz z dzwonnicą drewnianą z 2 poł. XIX w. Głównym punktem tej wyprawy jest:

Suwalski Park Krajobrazowy.

Z Jeleniewa do suwalskiego parku jest tylko rzut dzwonkiem. Podczas jazdy pilnowałem zjazdu w lewo na parking gdzie wiedzie szlak na Górę Zamkową.

Niestety nie udało się … Na końcu podjazdu na szczyt moje oczy ujrzały prostą drogę jak w dętkę strzelił! Od niechcenia szarpnąłem mocniej na korby. W ciągu kilku sekund było 30 km/h myślę, spróbuję jeszcze kawałek i … niewiadomo kiedy doszło równo 62 km/h !

Gdy poczułem, że przy tej prędkości łańcuch pod blatem coś dziwnie się podkręcił – spasowałem. Z pewnością można byłoby więcej, ale 15 kg z tyłu to nie zabawa. I tak dojechałem do Gulbieniszki, wieś, przy której znajduje się Cisowa Góra (256,4 m.) Z daleka wygląda to bardzo zniechęcająco. Ale rowerem dojechałem …. Do tablicy informacyjnej
Dalej dopchałem do schodków i tam maszynę zostawiłem.

Samo wejście nie zajęło zbyt wiele czasu. Widoki przecudne! Można dojrzeć nawet kilkanaście jezior! Tego opisać się nie da …. Dalej szosą dojechałem do wsi Smolniki, przy parkingu jest następny punkt widokowy z platformą, z którego świetnie widać Górę Cisową w całej okazałości, wyglądającą niczym stożek wulkanu ( miejscowi nazywają ją m.in. suwalska fudźijama ;)) oraz jez. Jaczno.

I tak dotarłem do czerwonego szlaku przecinającego park w połowie, prowadzącego przez najciekawsze obiekty i najpiękniejsze tereny.

Tutaj jazda rowerem to już najczystsza przyjemność! Mimo bardzo trudnych podjazdów nie odczuwało się tego dyskomfortu a o sakwach zupełnie zapomniałem. Ze szczytów zjeżdżałem tak szybko, że nie zważałem na uszkodzenie piasty czy szprych a podjazdy wcale nie były dużo wolniejsze, bo przed każdą górą nie mogłem się doczekać postoju na szczycie i … odwróceniu głowy do tyłu … Widoki prawie jak z Bieszczad!;) W okolicach Rezerwatu Głazowisko Łopuchowskie ostre zjazdy po dość dużych kamieniach były zadziwiająco łatwe a to pewnie z powodu ich gładkich i dużych powierzchni. Raj dla fulli !

Cztery km Dalej – wieś Wodziłki. Znajduje się tam zabytkowa drewniana, molenna staroobrzędowców z 1921 r. (wieża z 1828 r.), Co najciekawsze, od roku 1788 w Wodziłkach ta grupa wyznaniowa nadal zamieszkuje.

Na samym dole (na granicy parku) znajduje się wieś Turtul.
Nieopodal na wzniesieniu utworzono punkt widokowy, z którego widać m.in. Czarną Hańczę oraz Staw Turtulski.

Staw ten jest bardzo ciekawym zjawiskiem, ponieważ żyją w nim jedne z najdziwniejszych stworzeń na naszej planecie z powodu ich budowy – gąbki słodkowodne.

Strona 7 z 10

Stworzenia te żyją tylko i wyłącznie w najczystszych wodach. Jednakże patrząc na ten staw nie wziąłbym nawet łyka tej wody;) Jadąc dalej granicą parku, kieruję się na Rezerwat Głazowisko Bachanowo n. Czarną Hańczą. Rowerem można dojechać tylko kawałek, dalej jest dość wysoka kładka ze znakami ostrzegawczymi: zakaz wjazdu rowerami i … uwaga ! ogrodzenie elektryczne?

Zostawiam rower w wysokiej trawie. Rezerwat jest polaną, na której leży skupisko wielu głazów narzutowych pozostawionych przez lodowiec. Wygląda to dość ciekawie, ale to tylko pierwsze wrażenie. Idę dalej, zaczyna się ciemny bór, głębokie błota, bagna a dalej wijąca się Czarna Hańcza. Miejsce niezwykle urokliwe i majestatyczne.

Dalej kieruję się na wieś Hańcza. Za wsią Przełomka znajduje się punkt widokowy – drewniana wieża na szczycie Góry Leszczynowej (272 m.) skąd rozpościera się wspaniała panorama na jez. Hańcza i okolice. Za rezerwatem jez. Hańcza dojeżdżam do Starej Hańczy gdzie znajdują się części ruin, – czyli schody dworku. Pierwsze zapiski potwierdzające istnienie dworku pochodzą z XVII, w który to zmieniał właścicieli kilkanaście razy.

Dalej przy dawnym parku – aleja lipowa (pomnik przyrody). Z powodu załamania się pogody rezygnuję z wojaży po Górach Sudawskich i skracam trasę.

Na wysokości wsi Mierkinie opuszczam Suwalski Park Krajobrazowy i kieruję się na:

Park Krajobrazowy Puszczy Rominckiej.

Cel: stare mosty w Stańczykach.

I tu zaczęły się supełki … Znalazłem szlak czerwony, który wiedzie do mostów. Kieruję się nim jak najdłużej, potem jest równoległy z czerwonym rowerowym, później jest sam rowerowy. Odbijam na niebieski rowerowy, który na mapie jest równoległym z czerwonym, tyle, że odbiegający głęboko w las by w końcu dotrzeć do mostów.

I tu jak ze złego koszmaru: z lasu wyjeżdżam w pola, żadnych zabudowań, żyjących ludzi w oddali, dawno temu opuszczone po PGR-owskie hale, bardzo zniszczone, bardzo ich wiele …

Zapuszczam się głębiej, jeszcze gorzej, szlak niebieski był oznaczony jakieś 5 km wcześniej, ale żadnego skrętu nie było. Jadę dalej, widzę ruiny domu, przejeżdżam, odwracam się do tyłu i … na murze oznaczenie szlaku niebieskiego! A jednak … Jadę dalej. W końcu wyłania się jakiś dom na skrzyżowaniu – „wyspie”. Szlak skręca wokół tego domu. Pytam ludzi o drogę; odpowiedź: no wie Pan … tego oznaczenia nie powinno być a został i wprowadza w błąd. Pokierowali abym objechał i wyjadę tam gdzie miałem być. Tak też zrobiłem. Niestety jakieś inne te widoki. Jadę dalej chyba z 5 km – spotykam ludzi (o! To chyba ci sami!) Znowu mnie kierują. Dojeżdżam w końcu … do tego samego domu na „wyspie” … Wieś ta nazywa się Pobłędzie. Całkiem trafna nazwa.

Jadę po swojemu. Widzę jadący samochód. W desperacji zatrzymuję. Miejscowy kierowca bardzo uczynny, podpowiedział jak trafić. Ma być tylko ok. 7 km. Opowiedział też pewną historię: kiedyś grupa Holendrów na rowerach jechała na Stańczyki. Było to wcześnie rano. Spytali o drogę. Miejscowy wraca autem późno wieczorem a oni wracają z drugiego miejsca – nie trafili … Było też kilka polskich grup. Ucieszyłem się, że ze mną nie jest tak źle;)

Po tej pomocy miało być ok. 7 km do celu – wyszło 14 km Może, dlatego że do końca pojechałem czerwonym w głąb puszczy (w głębokich błotach) a do mostu trafiłem a właściwie zjechałem z góry po nasypie … za mostem

Stańczyki.

Wielką i już bardzo znaną atrakcją turystyczną w tej wsi są stare mosty kolejowe zbudowane w latach 1912-26.

Zdobienia tych mostów można porównać do historycznych rzymskich akweduktów. Jest to most podwójny (trudniejszy do zniszczenia w działaniach wojennych). Konstrukcja opiera się na pięciu przęsłach, dł. ok. 200 m. wys. 40 m. (inne źródła podają różne wymiary: dł. 180-250 m. wys. 36m). Mosty te są najwyższymi w Polsce. Ze Stańczyków postanowiłem wyruszyć wzdłuż trasy mostów do punktu przerzutowego

– miasta Gołdap gdzie stamtąd miał się zacząć następny etap wyprawy.
Gołdap. Miasto posiada status uzdrowiska z ponoć najczystszym powietrzem w Polsce. Posiada dwa kościoły zabytkowe; p.w. Św. Leona (1894 r.) oraz p.w. NMP. Matki Kościoła z XVI – XVII w. (Dawniej ewangelicki). Z Gołdapu blisko już do Węgorzowa, jednak w połowie drogi zatrzymuję się w Baniach Mazurskich. Tam na miejscu z tablicy turystycznej dowiaduję się o piramidzie – grobowcu we wsi Rapa.
Zaczyna mocno padać. Sakwy całe mokre, zresztą jest to nieważne, ponieważ i tak cały namiot jest bardzo nasiąknięty wodą po nocnym deszczu a wcześniej podczas rozkładania go podczas ulewy.

Decyduję się odbić 8 km w stronę lasu w kierunku piramidy. Mijam zjazd do osady ekologicznej. Zatrzymuję się przed wsią. Znaki kierują mnie w stronę grobowca. Jadę ścieżką dydaktyczną by na jej końcu stanąć przed wysokim na ok. 16 m. grobowcem.

Podstawa piramidy ma kształt kwadratu o boku 10 m.

W większości zbudowany z kamienia. Drzwi zostały zamurowane, w oknach grube kraty bez szyb. W środku ciemno. Za kratę wsadzam rękę z aparatem foto, zdjęcie pokazuje kilka trumien w tym jedną otwartą, w której znajduje się szkielet a raczej lekko zmumifikowane zwłoki bez głowy brrr …

Budowlę wzniesiono w 1811 r. Grobowiec należy do rodziny pruskiej von Fahrenheid, która posiadała pałac w Bejnunach a zostali pochowani w I poł. XIX w. Podczas I i II wojny światowej grobowiec został zdewastowany przez Rosjan. Widok bardzo przygnębiający i wart zgłoszenia odpowiednim władzom.

Spotykam grupę Niemców na rowerach, krótka rozmowa, wspólna fotka i szybki powrót, bo deszcz nie odpuszcza. W drodze powrotnej postanowiłem zatrzymać się w osadzie ekologicznej „Biegnący Wilk” Myślałem tylko o schronieniu. Odbijam w lewo w stronę lasu, po 3 km. moim oczom ukazuje się szlaban, strażnica oraz słupy graniczne RP i … Republiki Ściborskiej.

Strażnika nie ma. 500 m. dalej znajduje się zagroda. Okazuje się, że jest to najmniejsze państwo z twardymi zasadami: absolutny zakaz spożywania alkoholu, mięsa, palenia papierosów). Jest tu hodowla psów husky, gdzie można całorocznie wykupić jazdę psim zaprzęgiem lub saniami.

Nieopodal znajduje się wioska indiańska z namiotami tipi. Postanowiłem pozostać tam na noc. Rozpalam w tipi ognisko. Z mokrych gałęzi powstaje dużo dymu, ale lycra szybko odparowuje. Ruda kotka dotrzymuje mi towarzystwa a potem pozuje do zdjęć w urokliwym otoczeniu wioski. Po zabawie i wspólnej kolacji zmęczony, zahipnotyzowany pomrukiem kotki; zasypiam głębokim snem.
Węgorzewo. Byłem trochę ciekawy tego miasteczka (tym bardziej z powodu posiadania zamku), lecz po dotarciu tam, ochota na dłuższy odpoczynek mi przeszła.

Nieciekawy zamek krzyżacki z XIV w. może dlatego że przebudowany w XIX w. w dodatku zamknięty i remontowany, bardzo brzydki i zaniedbany park. Miasto zyskało sławę chyba tylko z powodu średniej wielkości mariny i szantów, także mały posiłek (kebab rozmiaru XXL) i w drogę (nr.650). Tuż za zjazdem do bunkrów w Mamerkach za miejscowością Stawki znajdują się ruiny śluz Kanału Mazurskiego.
Są tam dwie śluzy: Leśniewo Dolne i Leśniewo Górne. Budowę rozpoczęli Niemcy w 1911 r. w celu połączenia Wielkich Jezior Mazurskich z Bałtykiem. Budowę przerwano podczas I wojny światowej. Prace wznowiono w 1934 r. po dojściu Hitlera do władzy do momentu wejścia wojsk radzieckich. Nigdy nie zostały dokończone.

Strona 9 z 10

Przy górnej śluzie zorganizowano dla turystów różne atrakcje w stylu sportów ekstremalnych (wchodzenie na śluzę po linach, po kładce i zjazd po linie). „Betonowa dżungla” zapewne rozmiarami imponująca, lecz szkoda, że już dawno temu zostały okradzione stalowe urządzenia. Następnym miejscem wartym zainteresowania to Srokowo. Bardzo ładna małomiejska zabudowa, kolorowe domy, malowniczy ratusz barokowy z 1772 r. a przede wszystkim wrażenie zadbanych budynków i czystych ulic. Prawie jak niemieckie miasteczko.

Ciekawym zabytkiem sakralnym jest kościół p.w. Krzyża Świętego wzniesiony w 1409 r. (wiele razy przebudowywany). Historia miasta sięga sprzed 1397 r. a prawa miejskie nadał wielki mistrz krzyżacki Konrad V von Jungingen.

Poza centrum (ok. 3 km w stronę lasu) można wjechać na Diabla Górę (157 m.) gdzie rozpościera się piękna panorama okolic a w oddali jeź. Rydzówka. (Kiedyś także jako punkt strategiczny, do II wojny światowej była świadkiem wielu wydarzeń. Ja oczywiście wjechałem na tę górę nie z powodu panoramy, lecz zobaczenia ruin Wieży Bismarcka.

W roku 1806, w czasie wojny francusko – pruskiej na Diablo Górze ustawiono artylerię pruską. W 1898 r. po śmierci kanclerza Otto Bismarcka, ludność pruska postanawia uczcić jego pamięć – budując wieżę widokową.

Wieża sprawia wrażenie dużo starszej nie tylko ze względu na wysoki stan zniszczenia. Trafić do niej nie jest łatwo (brak drogowskazów). Mnie udało się za drugim podejściem;) Jadąc tą samą drogą mijam Jegławki gdzie znajduje się pałac w stylu neogotyku angielskiego z XIX w.
Barciany. Na wzgórzu wznosi się niewielki, lecz majestatyczny zamek gotycki z XIV w. oraz kościół gotycki przebudowany w XVIII w.
Stara Różanka. Przy głównej drodze stoi wiatrak holenderski – murowany z 1863 r.
Kętrzyn. Przy wjeździe do miasta pierwszym zabytkiem, jaki zwiedzam to Bazylika Mniejsza pw. Św. Jerzego z XVI w. Jest to najlepiej zachowany kościół typu obronnego na Mazurach.

Nieopodal bazyliki usytuowany jest zamek krzyżacki, który to został budowany w tym samym okresie, co kościół. W 1945 r. spłonął. W latach 1962-67 został zrekonstruowany, czego wynikiem wnętrza stały się współczesne. W centrum miasta znajduje się neogotycki kościół p.w. św. Katarzyny z bardzo ciekawą wieżą. Z Kętrzyna obrałem kierunek na Reszel, lecz inną trasą, odwiedzając wcześniej Bezławki oraz Świętą Lipkę.
Bezławki. Znajduje się tam gotycki kościół obronny oraz wg mapy dwór z XIX w. lecz dwór ten jest położony nieco wcześniej we wsi Stachowizna. W latach świetności z pewnością był bardzo pięknym dworem o ogromnych rozmiarach, lecz teraz jest bardzo zniszczony (odgrodzony wysokim płotem w trakcie remontu lub przeciw dalszej dewastacji).
Święta Lipka. Z Bezławek droga wiedzie w cieniu lasu gładkim asfaltem z bardzo minimalnym ruchem samochodowym. Od czasów średniowiecza sanktuarium maryjne przyciąga wielu pielgrzymów z całej Polski. Malownicze położenie w dolinie, wśród lasów, dodaje osobliwego uroku. Cały zespół składa się z klasztoru jezuitów, kościoła – bazyliki (XVII – XVIII w.) Otoczony czworobokiem krużganków z pięknymi malowidłami na sklepieniu i ścianach (obecnie konserwowanych i odnawianych z ubytków).

Jest to najwspanialsze dzieło późnego baroku w Polsce. Od 1983 r. zyskał rangę bazyliki mniejszej nadaną przez Jana Pawła II. W pewnych godzinach zwiedzania odbywa się demonstracja zabytkowych organów. Warto posłuchać. Przy drodze ze Świętej Lipki do Reszla ustawione są kapliczki różańcowe.

Reszel słynie ze wspaniałego gotyckiego zamku biskupów warmińskich z XIV w. Po zostawieniu roweru na strzeżonym parkingu udałem się na gruntowne zwiedzanie. Najciekawszym miejscem jest oczywiście baszta, na którą można wejść na szczyt przechodząc przez poszczególne poziomy. Na najwyższych kondygnacjach mieszczą się „rotundy” z licznymi okienkami wokół baszty. Każde okno pokazuje inny skrawek panoramy miasta; czerwone dachy z górującym ratuszem z XIX w czy gotycki kościół p.w. Św. Piotra i Pawła z XIV w

Nieopodal kościoła znajduje się stara plebania. To jeden z najstarszych ocalałych budynków mieszkalnych, którego stan nie wygląda najlepiej i czeka na swój remont od lat. Czas wyprawy zbliża się do końca. Zbyt mało czasu na dalsze zwiedzanie innych miast na drodze w kierunku Gdańska. Patrząc na mapę z zabytkami trzeba byłoby zaplanować dużo większą pętlę, co zajęłoby następne dwa tygodnie na poznanie historii i terenów tego kawałka Polski.

Wracam do Kętrzyna. W drodze powrotnej nagle zastaję burzę, która trwa kilka godzin do czasu przyjazdu pociągu.

Łączna ilość km: 1007

Sławomir Myślak „Bilbo”

(Gdańska Ekipa Rowerowa)

asfalt=sporo
kondycja=wysoka
trud=niski
m=Kętrzyn
m=Radzieje
m=Gierłoż
m=Mikołajki
m=Ryn
m=Ełk
m=Augustów
m=Sejny
obszar=Mazury
atrakcja=jezioro
atrakcja=zabytek
atrakcja=panorama
typ=rowerowy
Posted in Wyprawy | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajdy z Qazimodo czyli supełki

IMG_0030

Pomimo dużego zainteresowania i zapowiedzenia się wielu osób na starcie stawił się jedynie dzielny Zbyszek. Spotkaliśmy się o 7:30 w SKMce jadącej w kierunku Słupska. Po dość ciekawej podróży, podczas której mieliśmy okazję polemizować sobie z lokalną młodzieżą na temat palenia w naszym przedziale papierosów, dotarliśmy do Bożegopola Wielkiego.

Ku naszemu zaskoczeniu nikt na nas nie czekał. Zrobiliśmy więc pamiątkowe foto odczekaliśmy chwilkę i ruszyliśmy. Jak się szybko okazało nie w tym kierunku co trzeba bo po chwili zobaczyliśmy tablicę Bożepole Małe. Po powrocie w miejsce startu i ustaleniu właściwego (jak nam się zdawało) kierunku ruszyliśmy po raz  drugi. Od początku zupełnie nie pasował nam kierunek jaki obraliśmy ale po telefonicznej konsultacji z naszym operatorem w bazie (Mietkiem w domu przed komputerem) nasze wątpliwości się rozwiały.

Po około półtorej godzinie jazdy dotarliśmy do Godętowa. W tym momencie obiecałem sobie że ostatni raz prowadzę rajd. Zamiast być już daleko w kierunku Gdańska my cofnęliśmy się w przeciwnym kierunku. Na ale cóż radowaliśmy się że jesteśmy na niebieskim szlaku i na pewno się nie zgubimy. Po chwili nasz zapał ostudził deszczyk. Niemniej trasa z Godętowa była już w dobrą stronę i mieliśmy pewność że jedziemy jak trzeba.

Niestety oznaczenia tego szlaku wcale nie były takie super jak twierdzili niektórzy i doszukaliśmy się w nich wielu błędów. Nie mieliśmy mapy a jak się okazało po samych znaczkach na drzewach jechać się nie dało. Co gorsza w pewnym momencie szlak zaczął zataczać koło i zaczęliśmy się zbliżać powrotem do Bożegopola.

Tu nastąpiła kolejna konsultacja z operatorem.

Cofnęliśmy się kilka kilometrów i asfaltową drogą dotarliśmy do okolic dworku w Paraszynie. Po drodze złapało nas prawdziwe deszczysko, mocząc nas jak w czasie kapieli. Po małej przerwie na herbatce w dworku i pamiątkowym foto ruszyliśmy dalej docierając do leśniczówki „łowców przygód”. Tam nastąpiła mała techniczna przerwa bo moja przerzutka przednia całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Zresztą podczas całej wyprawy silny deszcz i mocno zabłocone drogi skutecznie zapychały nasze napędy. W silnym deszczu momentami całkowicie uniemożliwiającemu jazdę dotarliśmy niebieskim szlakiem do Malwina.

Na licznikach mieliśmy po 80 km. Całkowicie przemoknięci o godzinie 17:00 zdecydowaliśmy się nie jechać dalej szlakiem i odbić w stronę Wejherowa. Tak też zrobiliśmy. Na nasze szczęście cali dojechaliśmy do dworca PKP, a było blisko zderzenia z TIR-em.  Tu po chwili wsiedliśmy w pociąg i dojechaliśmy do Gdańska gdzie rozeszły się nasze drogi.

Całą wycieczkę uważam za udaną choć powoli przechodzi mi radość jazdy w każdych warunkach. Silny i nieustanny deszcz jest z pewnością jednym z nich. O formę trzeba jednak dbać więc czasami nie ma wyboru. Dobrze że mieliśmy odpowiednie ciuchy które jak myślę w ogóle pozwoliły nam na jazdę w deszczu. Techniczna odzież jest jednak warta swojej ceny.

Wiele zdjęć niestety nie wyszło więc pięknej relacji brak, na domiar złego uszkodziłem swoją cyfrówkę. Przygoda i dobre towarzystwo wynagrodziły mi jednak te niedogodności. Brak mapy i zły sposób oznaczania szlaku wprowadziły nas kilka razy w błąd. Czasem zmuszając nas do dość długich powrotów.

Szlak jest jednak bardzo piękny i gorąco go polecam.
Z pewnością tak jak i Mietek taki i my na długo go zapamiętamy bo wraz z pogodą dały nam w kość!

Pozdrawiam Qazimodo.

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Bożepole Wielkie

m=Wejherowo

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment
« Older
Newer »