Bike Tour 2009 druga edycja

IMG_1570Wprawdzie nie wiele przygotowywałem się do tego wyścigu, ponieważ 10km to nie jest problem, aby go pokonać, tak wówczas myslałem. Po objechaniu trasy przed wyścigiem zmieniłem zdanie, te ostre podjazdy trochę mnie zniechęciły, ale skoro obiecałem to trzeba dotrzymać słowa. Przyjechałem wcześniej zapisałem się i dostałem numer startowy nr 295  Nastąpił start, aż „iskry” leciały spod napędów. Wszyscy poszliśmy pod pierwszy podjazd, parędziesiąt metrów podjechałem i chyba zbyt nerwowo i szybko zrzuciłem łańcuch z blatu na najmniejszą zębatkę i ………..stoję ……….awaria, zablokowany łańcuch. Szybko zsiadłem z roweru i coś próbowałem zrobić, aby go odblokować, ale za nim to mi się w końcu udało to wielu mnie wyprzedziło i już wówczas wiedziałem, że nie nadrobię strat po takim ciężkim terenie a w dodatku na tak krótkim odcinku. No cóż, trudno czasami ma się tego pecha.Gdyby trasa była z trzy raz dłuższa to miałbym jakieś szanse, ale na 9km nic nie zrobię.IMG_1573

Jednak nie zrezygnowałem z dalszej jazdy, bo przypomniałem słowa scoot’a : „Jedź tak, abyś dojechał do mety bez względu na miejsce”. To mnie trochę podbudowało, w końcu faktycznie moją osobistą nagrodą w takim układzie będzie dojechanie do mety. Jak się później okazało bardzo dużo odpadło młodych bikerów.  Próbowałem gonić grupę, ale oni byli dość daleko przede mną. Gdy wgramoliłem się na szczyt „ściany płaczu” to dostałem nagrodę w postaci zarąbistego zjazdu. Puściłem klamki na liczniku 40km/h, ale samym dole były korzenie i trafiłem na hopkę, na której wyrzuciło mnie do góry i spadłem na oba koła jak pies hagenbery na cztery łapy i to bez upadku w tym momencie Andrzej zdołał zrobić fotkę. Na trasie miałem kibiców, którzy mnie ciągle wspierali a byli to: Agnieszka, czyli moja wspaniała synowa, agabikerka,  scoot, i Marek „świru”.

Wracam na trasę, więc po „locie” nad hopką nagły skręt wprawo, wcale nie zwalniałem i pod górkę, ale ją „łyknąłem” bez problemu, ponieważ miałem dużą szybkość. W końcu doganiałem mego przeciwnika mastersa, który był przede mną, ale nie mogłem go wyprzedzić. Co go dogoniłem na zjazdach to on oddalał się na podjazdach i tak w kółko. Po drodze wyprzedziłem paru pojedynczych kolarzy. A teraz drugie okrążenie, szybko ciągnę do tej „ściany płaczu”, tam rzeczywiście większość szła na pieszo. Dociągnąłem się na górę tam stała zawsze grupka ludzi pewno pilnujących przebiegu jazdy, to jeden z bikerów na samej górze w te słowa: przepraszam powtarzam: „mam  w dupie taki wyścig” i wycofał się.IMG_1604

Ponowny zjazd duża szybkość a na dole korzenie, o których starałem się nie zapomnieć w przeciwnym, bowiem wypadku nie dojechałbym do mety. Na zjazdach były wypadki, na trasie jakaś dziewczyna leżała nieruchomo na ziemi, pęknięte żebro i jakieś na pewno mniejsze lub większe obrażenia  to nie wiadomo. Ja natomiast wyprzedzałem leżącego kolarza na rowerze a nad nim było pochylonych kilka osób. Oto dowód jak bardzo niebezpieczna była trasa. Następnie byłem świadkiem jak wielu młodych bikerów wycofywało się z wyścigu i stali oni już na poboczu trasy. I to mnie podtrzymywało na duchu  do bardzo rozważnej jazdy i udało się, nie miałem najmniejszego upadku. Piotr gdzieś się „sypnął”, ale o tym pewno on sam napisze, bo prosiłem go o relację.

Wracam na trasę, no, więc druga runda i już miałem na celowniku mojego mastersa. Powoli dochodziłem go a na prostej przed metą wyprzedziłem dojeżdżając do końca drugiego okrążenia, i dalej ponownie ta „ściana płaczu”. Tego odcinka nigdy nie podjechałem to nie na moje siły. I ponowny szaleńczy zjazd, ale na dole lekko hamowałem zakręt w prawo krótki podjazd, następny długi podjazd i trzeci a potem to tylko zapominam o klamkach i co sił w nogach do mety. Przed metą miałem szybkość ok. 35km/h i na mecie myślałem, że wpadnę w tłum, ale tylny hamulec na maxa i obróciło mnie dookoła swej osi. Ufff…….nareszcie koniec, ale muszę się przyznać, że nie byłem mocno zmęczony. Na mecie jak zwykle wpadłem w ramiona mego syna scoot’a  no i innych kolegów.

Godz 14:00 chłopaki będą startować w elicie, czyli Piotr, Bono, Sławek. Pojechałem do domu zmieniłem kurtkę rowerową na cieplejszą, zabrałem mego Canona i w drogę na start zrobić kolegom fotki. Gdy dotarłem to oni już byli na trasie, spotkałem na mecie Zibka, Sławka, więc w dniu dzisiejszym po raz czwarty wchodzę na „ścianę płaczu” celem zrobienia im zdjęć. Bona złapałem, ale Piotra nie zauważyłem. Batika widziałem na trasie, ale go nie poznałem, bo zmienił wystrój zewnętrzny. Wróciłem na metę. Niedługo dojechał Bono i w pewnej odległości Piotr, ale jak wspomniałem on miał upadek i trochę się pokaleczył.  Czekamy na dekorację Banacha, który zajął pierwsze miejsce. Dekoracja, dekoracja i po imprezie. Czas się rozjechać i pożegnać kolegów…….jaka szkoda!!!

Startowało nas w dziesiejszym wyścigu:

Sot M3 5/6
Darek M2 12/15
Olo M2 14/15
Sławek M 4/39 (33)
Bono E 22/47 (37)
Piotr E 26/47 (37)

W nawiasach ilość zawodników, którzy ukończyli.

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=TPK, Gdańsk

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

Bike Tour Gdańsk I Matemblewo 2009

008Jak co roku MOSiR Gdańsk organizuje cykl wyścigów MTB Bike Tour Gdańsk. 4 kwietnia w Matemblewie odbyła się pierwsza edycja. Pogoda dopisała licznie zgromadzonym zawodnikom, w tym naszym członkom i znajomym: Olo, Zbyszkowi (Zibek), Wza, Zbyszkowi,Tomkowi i mnie.

Nie wiem czy to przez pogodę, czy lepszą promocję imprezy, frekwencja była bardzo wysoka. Kolejka do zapisów na tyle długa, że zawodnicy najmłodszych kategorii, startujące jako pierwsze, były zapisywane bez kolejki. Reszcie czas leniwie płynął na rozmowach. W międzyczasie najmłodsi uczestnicy ustawili się na starcie. Do pokonania mieli trzy pętle wokół sanktuarium (3x1km). Walka była zacięta, a o trzecim miejscu decydował rzut koła na taśmę. W starszych kategoriach rzecz mało spotykana.009

Tu relacja się urywa, bo po zapisach wróciłem do domu się relaksować i wróciłem dopiero na swój start.

Gdy ponownie się pojawiłem, trwał jeszcze wyścig juniorów i mastersów, w którym uczestniczyli Zbyszek i Wza (wcześniej po drodze spotkałem Ola wracającego samochodem).

W końcu z lekkim opóźnieniem na starcie zgromadzili się zawodnicy kategorii Elita. Tu niestety trzeba wspomnieć o niedociągnięciach organizatora – głośnik i komentator skutecznie zagłuszali sprawdzanie listy startowej. Dodatkowy poślizg, był spowodowany losowaniem nagród.010

W końcu około 50 zawodników ruszyło na trasę. Najpierw po płaskim (płyty i asfalt), potem wjazd na szutry i lekko pod górę – kurzyło się jakby stado bawołów przeszło 😉 Klubowicze ostro parli i po chwili już znikli za zakrętem. Gdy dojeżdżałem do pierwszego podjazdu, to już się tworzył korek na wąskiej drodze (po bokach koleiny od traktora). Była też pierwsza awaria, komuś się łańcuch zaklinował, a opinie o sprzęcie było słychać aż na górze 😉 Dalej trasa trochę falowała i szybki zjazd z wyboistą końcówką. Kawałek płaskiego i pod górę, gdzie jeszcze się nieco przytykało i trzeba było znowu podprowadzać rower. Gdy się już człowiek wdrapał, to znowu zjazd, w połowie ostre hamowanie, bo kilka uskoków, na dole spore „hopy”. Na dole skręt w lewo i po płaskim wzdłuż Strzyży. Błotko z pod kół pomagało się ochłodzić. Niestety dość sielanki i trzeba było się wdrapać na kolejną górkę, to był najbardziej stromy odcinek. Trochę nierówności i zjazd, mały podjazd, zjazd i łagodnie pod górę na kolejną pętlę, których było siedem.

Niestety na drugiej pętli na trzecim podjeździe zaczęły mnie łapać skurcze i zamiast atakować, to traciłem pozycje. Tak zostało do końca wyścigu, raz słabiej, raz mocniej nogi bolały niemiłosiernie i nie chciały się momentami zginać. Od tej pory traciłem tylko pozycje. Na ostatniej pętli miałem lekką nadzieję na zyskanie 2 pozycji. Zawodnik przystawał na ostatnim podjeździe, a drugi szedł powoli. Niestety ja też musiałem sobie zrobić przerwę. Na szczęście udało mi się dogonić jednego i przed ostatnimi zjazdami wyprzedziłem go. Na mecie miałem stratę dwóch okrążeń. Nie wiem, jaką pozycję zdobyłem, ale na punkty raczej nie ma, co liczyć.

Mam informacje o miejscach:

Wza 23

Olo 8

Zbyszek (Zibek) 10

Tomek 11

Jak wiecie, jakie miejsca zajęliście, to dajcie znać i się poprawi listę.

Pierwsze zawody za nami, trzeba odpocząć i szykować na kolejną edycję, która już 20 czerwca w okolicach Doliny Samborowo.

tekst: „Bono”

zdjęcia: „Zibek”

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=Gdańsk, Matemblewo

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , , | 1 Comment

MTB Bike Tour Gdańsk 2008

007

sobota zapowiadała się znakomicie,świeciło słonko 18.10 2008 roku.Wybrałem się o godzinie 10.30 na metę startu MOSiRu,aby  dopełnić formalności zapisania się.Tam już czekało trzech śmiałków maratonu z naszej grupy.Postanowiliśmy objechać trasę ,zwracając uwagę na strome podjazdy i wystające korzenie.Następnie udałem się do domu w celu posilenia się i zmiany stroju.Zostało 10 minut do startu,więc pędem udałem się na metę.Tam już wszyscy grzali  pedały, by ruszyć,więc wystartowaliśmy-szkoda że tylko tyle zdjęć udało się zrobić.              Darek „rowerix”

Relacja Bona012_2

Na początku pojechałem przed 10, żeby się zapisać. Pogoda średnio dopisywała, z porannego słońca i czystego nieba pozostały wspomnienia. Na miejscu był już spory tłumek, ale nie widziałem nikogo znajomego. Zająłem miejsce w kolejce i cierpliwie czekałem na zapisy. W międzyczasie dojechał Wojtek. Wymieniliśmy uwagi na temat trasy i dowiedziałem się, że została nieco zmieniona w stosunku do mapki – doszedł ciężki podjazd. Nie chciało mi się już sprawdzać jak wygląda ta górka, więc wróciłem do domu zrelaksować się i przebrać.

Na miejscu zawodów, pojawiłem się ponownie około 13 i spotkałem Ola i Zibka. Obaj już po zawodach, a na trasie Sla i Rowerix. Olo zajął 3 miejsce w wyścigu oraz klasyfikacji generalnej. Brawo dla kolegi. Była ceremonia, odznaczenie dwoma medalami i wręczenie pamiątkowych koszulek.

Nasi mastersi nadal walczyli na trasie. Pierwszy na mecie stawił się Sławek, dłuższą chwilę potem  Darek. Niestety obaj poza podium. Zrobiliśmy trochę fotek, a mi zaczynało być chłodno, więc opuściłem grupkę żeby się rozgrzać przed startem.018_2

Na starcie naliczyłem około 20 osób, trzeba więc trochę powalczyć o punkty. Z jednej strony stoją Trekowcy, z drugiej jakaś inna grupa, nie będzie łatwo. Na starcie ruszyłem żwawo, ale prawa noga nie weszła w pedał, więc spadłem od razu gdzieś na sam koniec.

Na pierwszych podjazdach udaje mi się zyskać pozycję. Kolejną zdobywam na podjeździe przed wywłaszczeniem, klasycznie atakując pod koniec wzniesienia. Przede mną pusta droga – ostro chłopaki dają, a ja już sapię jak parowóz. Zjazd niebieskim, podjazd, przecinamy drogę Pachołek-Gołębiewo (trasa rowerowa), żeby zjechać. Na dole w lewo i pod górę. Tutaj niestety słyszę kogoś za sobą, więc ustąpiłem szybszemu. Na górze znowu mijamy drogę, ale nie dane było nam podjechać nią. Zamiast tego podano nam zjazd i morderczy podjazd. Przeciwnik się oddala, a z tyłu ktoś goni.0213

Na górze można trochę „odpocząć”, droga nierówna, ale da się szybko jechać. Rywala mam ciągle w zasięgu wzroku. Gubię go na końcówce zjazdu i prostej do mety, by znowu dogonić na początku pętli. Staram się utrzymać taką sytuację i nie tracić za dużo na podjazdach. Niestety na kolejnym wzniesieniu wypadł mi bidon i musiałem się zatrzymać. Teraz musiałem się skupić na obronie, a nie ataku, bo prawie mnie wyprzedził kolejny zawodnik. Na szczęście udaje mi się zachować pozycję. Na kolejnym podjeździe (ten ciężki) już ledwo kręcę i postanawiam uderzyć z buta, będę wolniejszy ale zachowam trochę sił. Na górze znów trzeba się bronić, ale po płaskim jest łatwiej i odskakuję rywalowi. Doganiam też powoli tego przed sobą. Na zjeździe był trochę szybszy, ale łapię go na początku pętli i trzymam się koła nie odpuszczając na podjazdach. Nie oszczędzam sił, bo liczę po cichu na dubla i mniej pętel do przejechania (a co, trochę lenistwa i strategii, nikomu nie zaszkodziło).

O dziwo udaje mi się utrzymywać jego tempo, czyżby tracił siły? Trzeba szukać okazji do ataku. Na kolejnym zjeździe, jednak jedzie bardzo wolno, zbyt wolno i po chwili zjeżdża ze ścieżki – pewnie awaria. Pech dla niego, szczęście dla mnie.

Na górze wypatruję czy nikt mnie nie goni i widzę kogoś na czerwono, więc spokój, to czołówka. Chwilę jadę za Trekiem, ale jest szybszy. Na ostatniej prostej wrzucam na bat i cisnę ile się da, ot żeby się wyżyć i pokazać znajomym. Metę przekraczam razem  z walczącymi o 2 i 3 miejsce. Sam zająłem 17 ze stratą jednego okrążenia (wynik nieoficjalny).

Tym razem pogoda była dużo lepsza niż na poprzedniej edycji. Było sucho, a trasa niezbyt wymagająca technicznie. Niestety kiepsko u mnie z podjazdami, będzie trzeba popracować nad tym w zimie.

Bono

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=Tpk, Gdańsk

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

MTB Bike Tour Gdańsk, relacja z drugiej edycji

007W sobotę 21 czerwca 2008 roku odbyła się druga edycja BT w Gdańsku organizowana przez MOSiR. Chciałbym podzielić się wrażeniami z tej imprezy.

Chęć startu zakiełkowała już pod koniec kwietnia kiedy przypadkiem dowiedziałem się, że w okolicach Matemblewa odbyła się pierwsza edycja. Czas mijał bez specjalnych treningów, a ja o jakiś czas sobie przypominałem, że czeka mnie impreza.  Dopiero na początku czerwca postanowiłem w wolnej chwili zbadać okolice przyszłych zawodów (dolina Samborowo). I tu nastąpiło pierwsze zwątpienie. Po kilku szybszych kilometrach w lesie zaczynało mi brakować tchu i ja chcę wystartować w zawodach?

Drugie zwątpienie miałem w czwartek przed zawodami na objeździe trasy. Na drugim kółku (nie do końca po trasie, bo mapka za mało dokładna) oddech został na podjeździe, a ja miałem uczucie, że zaraz spadnę z roweru. I znowu myśli, gdzie ja się pcham do tych przecinaków?

W końcu nadeszła sobota i trzeba było się zdecydować. Rano jeszcze ostatnie przygotowania roweru i przed 10 wyruszyłem na zapisy. Na miejscu (koniec ul. Abrahama) było już trochę ludzi, ale kolejki nie było. Na liście widziałem tylko kilka osób. Odebrałem numer startowy 247 i pojechałem zapoznać się z trasą .

Na początek podjazd w stronę Niedźwiednika długi i stromy, ale da się podjechać, choć kosztuje sporo wysiłku. Na szczycie skręt w lewo i po chwili mknie się w dół z prędkością 40km/h. Na dole czekały korzenie i wjazd na trawiastą polankę. Następnie trochę pod górkę i w prawo, by po chwili znowu zjechać. Ostry skręt w lewo i kolejny podjazd. Chwilka po płaskim i po skręcie w lewo trasa znowu prowadzi w dół. Potem skręt w prawo i zielonym szlakiem trzeba się wdrapać na Niedźwiednik. Jeszcze trochę piasku i chwila wytchnienia po płaskim. Następnie lekko w dół i skręt w prawo w stromy zjazd. Tym razem jednak nie można było się rozpędzić, wąsko i miękki grunt. Potem w lewo i łagodniejszy zjazd, krótki ostry podjaz i w prawo wzdłuż doliny na metę.

Ponieważ do startu miałem jeszcze ponad trzy godziny, wróciłem relaksować się do domu. Niestety około południa przeszła ulewa i się ochłodziło. Człowiek od razu zaczyna się zastanawiać czy warto wracać i się męczyć, jak się ubrać żeby nie zmarznąć, a za razem nie przegrzać. Na szczęście przestało padać i wyszło słońce, więc już bez większych rozterek wyruszyłem na start. Na miejscu akurat trwała dekoracja Mastersów, a na trasie w połowie dystansu byli Juniorzy.

Niestety w między czasie pogoda nie dopisywała i kilka razy spadł deszcz. Część zawodników rozgrzewała się jeżdżąc po Abrahama inni kryli się pod namiotem organizatorów przed deszczem i wiatrem. W końcu przyszedł czas na nas. Jeszcze sprawdzenie obecności i w strugach deszczu ruszyliśmy.

Na starcie uplasowałem się gdzieś w środku stawki, ale na pierwszym podjeździe kilka osób mnie wyprzedziło. Na kolejnym widzę już tylko plecy czołówki chowające się za wzniesieniem. Za plecami kilka osób na dole i jedna bliżej. Zjazd i oddalam się, aby na kolejnym podjeździe znowu poczuć oddech rywala. Niestety uślizg tylnego koła i trzeba ruszyć z buta, a przeciwnik minął mnie młynkując. Na szczęście przed najtrudniejszym zjazdem udało mi się wyprzedzić i miałem wolną drogę. Ścieżka nieco rozjeżdżona, ale opony dobrze trzymały. Wjazd na ostatnią prostą i PAAAAC przywaliłem w niską gałąź. Kask sunął się na tył głowy, a mokre liście rozmazały wodę na okularach. Poprawiając kask zaczynam drugie okrążenie praktycznie nic nie widząc. Końcówka podjazdu z buta i na górze szybko przecieram okulary i ruszam w dół. Pod koniec zjazdu ktoś mnie wyprzedził. Na podjeździe pytam „Dubel?” i otrzymuję twierdzącą odpowiedź. Ech, a łudziłem się, że dopiero w połowie się zacznie. Lider wciągnął żelka i tyle go widzieli. Tym czasem dogonił mnie bezpośredni rywal i niestety był szybszy. Kolejny podjazd i znika mi z oczu.

Samotnie dojechałem do trudnego zjazdu, a tu masakra. To co było rozjeżdżoną glebą stało się rozdyźdanym błotem. Rower niestabilny, strach zacisnąć mocniej hamulce. Po kilku metrach drobny błąd i leeecę przez kierownicę. Szczęśliwie o nic nie przyhaczyłem i lądowałem na nogi mając tylko jedną myśl – złapać to drzewko, to nic, że cienkie jak gałązka, ale chwycić się czegokolwiek! Inaczej zjadę na sam dół! Na szczęście wyhamowałem na krzaku. Ja cały rower cały, więc jadę dalej, ale rower nadal tańczy. W końcu zjechałem na trawę gdzie odzyskałem panowanie nad rowerem, pomimo licznych nierówności. Obok przejechał kolejny z czołówki.

Ostry wjazd na ostatnią prostą też już rozjeżdżony, więc wykonuję efektowny power slide. Pamiętając o gałęzi mocniej się pochylam i tym razem bez problemu ją mijam.

Trzecie kółko i przestaje padać, ale znowu trzeba się wdrapać na wzniesienie. Już tylko do połowy,  reszta z buta. Dochodząc na szczyt słyszę quada organizatorów. Na zjeździe się mijamy, widzę kogoś z tyłu z rowerem. Jednego mniej myślę, oby tylko awaria sprzętu, a nie wypadek. Jadę dalej, błotnisty zakręt, wzniesienie, zjazd. Chwila dekoncentracji przy dohamowaniu i zagrzebuję się w piasku o mało co nie lądując na ramie. Dopompowany adrenaliną pokonuję podjazd bez zsiadania. Jeszcze tylko zjazd i kończę okrążenie.

Na pierwszym zjeździe mijam kogoś siedzącego na poboczu, próbuje wyszarpać zaklinowany łańcuch. I znowu góra, dół, błotem w lewo i w górę. Na kolejnym zjeździe zmęczenie daje znać o sobie. Zaczynam ostrożnie, zbyt ostrożnie, rower zaczyna tańczyć, ale udało mi się opanować. Zakręt po piasku tym razem gładko i zaczynam ostatni podjazd. Idzie sprawnie, aż nagle… Widzę kogoś przed sobą, to bezpośredni rywal. Wygląda na zmęczonego, ledwo się posuwa do przodu. Przypływ sił i znowu pokonuję wzniesienie bez zsiadania i zyskuję jedno miejsce. Dalej spokojnie na zjeździe i nawet słońce wyszło.

Ostatnie okrążenie (5 z 6) już ledwo podjeżdżam, nawet nie ma połowi i muszę pchać rower. Zjazd, podjazd, zjazd i gleba na błotnistym zakręcie. Tym razem nie obyło się bez bólu – noga się zaplątała w ramę. Boli jak diabli, ale trzeba jechać, jeszcze trochę rozmasowałem nogę na podejściu i ból się uspokoił. Reszta pętli była spokojna, żadnego przeciwnika nie widziałem od okrążenia. Jeszcze kilka machnięć korbą i jestem na mecie z 9 miejscem na 14 startujących i z jednym okrążeniem straty. Czołówka właśnie schodziła z podium z medalami, a co kilka minut meldowali się ostatni zawodnicy na trasie.

Wszyscy w około byli zadowoleni i uśmiechnięci, skończyła się męka. Kałuże i rowerzyści parowali w promieniach słońca. Chwila odpoczynku i trzeba było jechać dalej dopingować znajomych na trasie „8H na okrągło”.

Trasa była oznakowana bardzo dobrze, nie sposób było zgubić trasy. Najciężej się jechało dwa pierwsze okrążenia. Było mokro i chłodno. Potem się rozgrzałem i przestało padać. Ostatnią pętlę jechałem ze spokojem wiedząc, że to już koniec męczarni i do tego nikt mnie nie gonił. Co jeszcze można napisać na podsumowanie? Chyba to, że te zawody to najszybszy trening panowania nad rowerem jaki przeszedłem. Adrenalina i pewien przymus szybkiej jazdy, pomagają poszerzyć granice umiejętności oraz przełamać bariery, które przy wycieczkach wydają się nieprzekraczalne.

zdjęcie pobrano ze strony: http://www.mosir.gda.pl/pl/galeria/1mtb2008/1mtb2008_4

tekst: Marek Kwiatkowski „Bono”

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

szlak=niebieski

obszar=TPK

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , | Leave a comment