"Na obiad do wędzarni"

IMG_0350Mapka dojazdu

Cóż może zrobić kobieta której mąż wyjechał gdzieś daleko na jakiś rzeźnicki maraton? Może na przykład… pojechać na wycieczkę rowerową!

Tuż przed długim weekendem codziennie zaglądałam na stronę GER-u, wyraźnie jednak nikt nie kwapił się do zorganizowania wycieczki. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce, i rzuciłam pomysł wyprawy kulinarnej do wielokrotnie już wypróbowanej knajpki w Kleszczewie, przy drodze na Starogard Gdański. Trasę tę pokonaliśmy z Piotrkiem na rowerach jakiś miesiąc wcześniej, i uznałam, że będzie idealna na mój debiut jako organizatora: nie za długa, nie za trudna, obfitująca w widoki, no i posiadająca wyraźnie zdefiniowany CEL.IMG_9058
Przejęta lekką tremą zbliżałam się do dworca we Wrzeszczu, którego budynek zasłaniał akurat stojący autobus. „Żeby chociaż była jedna, dwie osoby…” – myślałam. Okazało się, że osób jest aż 15, a kolejne 3 dołączą w Otominie!
Ruszyliśmy klasyczną drogą przez ul. Partyzantów, Srebrzysko, ul. Potokową i dalej po betonowych płytach aż do Auchan. Mietek początkowo nieufnie odnosił się do wybranej przeze mnie drogi, ale potem wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że odkrył nieznany sobie wcześniej skrót wzdłuż brzegu jeziora Jasień. 🙂IMG_9063
W Otominie nasza grupka powiększyła się o zapowiedziane 3 osoby, i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Sulmina, gdzie wjechaliśmy w las, kierując się na Kolbudy. W międzyczasie niebo, rano zasnute chmurami, zrobiło się błękitne, a słonce zaczęło mocno przygrzewać. W Kolbudach wjechaliśmy na zielony szlak malowniczo wijący się wzdłuż Raduni, który doprowadził nas do wsi Pręgowo. Tam zrobiliśmy krótki popas pod sklepem, a następnie skierowaliśmy się na mało uczęszczaną drogę asfaltową na Ostróżki, zakończoną dość ostrym podjazdem. Później szerokie, szutrowe drogi zaprowadziły nas do wsi Buszkowy, gdzie skręciliśmy w kierunku Domachowa. Jechaliśmy najpierw starym, zabytkowym brukiem w alei lipowo-kasztanowej, a potem drogą z płyt betonowych. Przecięliśmy szosę prowadzącą z Pruszcza i dalej jechaliśmy prosto w stronę Zaskoczyna, wąskim, połatanym asfaltem wijącym się malowniczo wśród pól. W Zaskoczynie wjechaliśmy na szutrówkę prowadzącą do Czerniewa. Był to jeden z tych bardziej widokowych odcinków – po prawej stronie mieliśmy stromy, zielony łańcuch wzgórz, który mi osobiście przywodził na myśl krajobrazy Beskidu Niskiego. 🙂
W Czerniewie skręciliśmy w lewo, na szosę, i bardzo przyjemnym, asfaltowym zjazdem dojechaliśmy w końcu do Kleszczewa.
Myślę, że nikt nie czuł się zawiedziony, kiedy ujrzał cel wycieczki – restauracja jest malowniczo położona w dolinie rzeczki Kłodawy, na zewnątrz stało mnóstwo drewnianych stołów, było ciepło i zacisznie. Rozsiedliśmy się przy 3 złączonych stołach i poszliśmy zamówić jedzenie, które dostarczono nam nadspodziewanie szybko. Wszystkim bardzo smakowało, i wiele osób głośno obiecywało wrócić jak najszybciej do tej knajpki, aby wyprobować pozostałe pozycje z menu, co bardzo polecam. 🙂IMG_9081
Popas trwał chyba z półtorej godziny, ale nikomu się nie śpieszyło. Kilka osób łakomie spogłądało w stronę rozwieszonego między drzewami hamaka. Słońce rozleniwiało!  W końcu jednak trzeba było ruszyć w drogę powrotną… Wracaliśmy trochę inną trasą – szutrami przez Krymki i Lisewiec, aż do Biełkówka. Odcinek Lisewiec – Biełkówko zdecydowanie wart jest poświęcenia mu paru osobnych uwag. Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że był to najpiękniejszy, najbardziej malowniczy i widokowy odcinek trasy. Po lewej stronie mieliśmy rozległy widok na dolinę Raduni, i dalej, na wyżynę lasów otomińskich. Pocztówkowego charakteru nadawały też żółte łany rzepaku odcinające na tle bezchmurnego, błękitnego nieba.
Szybki, szutrowy zjazd doprowadził nas do Bielkowa, gdzie wskoczyliśmy na asfalt do Lublewa. Przez chwilę zastanwialiśmy się, czy jechać głowna szosą Kolbudy -Gdańsk do Bąkowa, czy szukać polnych objazdów, ale odważnie podjęliśmy ryzyko 😉 i przemknęlismy w końcu głowną drogą. W Bąkowie wjechaliśmy w las, na żółty szlak, mijając po prawej rezerwat Bursztynowa Góra. Żółtym, a potem czarnym szlakiem tuż nad brzegiem jeziora Otomińskiego dojechaliśmy do miejsca gdzie rano spotkaliśmy się z częścią naszej grupy. I tutaj też ze znaczną jej częścią się pożegnaliśmy – parę osób pojechało w stronę Gdańska, a reszta przez Kiełpino Górne skierowała się w stronę Wrzeszcza. Ja odłączyłam się w okolicy Auchan, gdzie mieszkam.
Podsumowując – wycieczka była bardzo udana, i myślę, że warto by kultywować nasze kulinarne peregrynacje. Ktoś wspominał coś o pierogach w Wyczechowie… Hmmm… ]:-).

tekst: Ola Nowakowska „Szaszka”

zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz „sot”

asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=normalna
profil=niski
trud=niski
m=Otomin
m=Sulmin
m=Kolbudy
m=Pręgowo
m=Ostróżki
m=Buszkowy
m=Domachowo
m=Zaskoczyn
m=Czerniewa
m=Kleszczewo
szlak=niebieski
szlak=zielony
szlak=Zółty
szlak=czarny
obszar=Kaszuby
Atrakcja=rzeka
typ=rowerowy
Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Czerwonym szlakiem z Wejherowa

Godz. 8.30, Gdańsk, Rysiu już był w kolejce. Wrzeszcz, na peronie Krzem i  Mirek, a w Oliwie Wiesiek. W takim składzie jedziemy do Wejherowa, a tam czeka na nas jeszcze jeden kolega z Redy. Ruszamy, oczywiście na dzień dobry obieramy drogę asaltową, wycinając trochę czerwonego szlaku. Grupy TIRu nie spotkaliśmy, chyba że darli  gumy abyśmy ich nie dogonili.

Opisywać szlaku nie będę gdyż dużo powiedziano na ten temat ,  jedyne co  chciałbym wtrącić to to że jest dość dużo zmian na szlaku tzn. zmieniono  trasę w okolicach Gdyni. Szlak wiedzie po „schodkach”, wycinkach drzew i nieprzejezdnych dróżkach a trochę tych dróżek jest.  W okolicach Bieszkowic spotkaliśmy się z Bono, który ze względów  technicznych nie zdążył na SKM  i dojechał sobie znanymi drogami do Bieszkowic.IMG_2545
W tych Bieszkowicach było kilka roszad , kolega z Redy nie mogąc znieść  mojego zamulania pojechał dalej sam, nie wiedząc że zaliczyłem glebę  zcentrując sobie koło a o aparacie fotograficznym, który właczony wpadł w piach nie wspomnę. I w tym momencie z pomocą przyszedł Bono z kluczem francuskim i Wiesiek, który koło doprowadził do porządku, aparat fotograficzny zastrajkował. Po pół godziny ruszyliśmy już bez awarii do Sopotu.
Koło godz.15.00 byliśmy na miejscu.
pozdr.Zibek

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

m=Sopot

szlak=czerwony

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Północne rubieże 2

2Pogoda w długi weekend nie była w tym roku zbyt łaskawa. Jeśli dodamy do tego problemy innej natury, to wynikiem takiego działania jest posypanie się planów wyjazdowych. Nie ma co rozpaczać i trzeba odpalić jakiś rajd „na pych”, bo czas nieubłaganie mija. Taka oto była geneza sobotniego rajdu do Żarnowca.

Start ustalono ze stacji Gdynia Stocznia na sobotę o 9:40. Prognozy jeszcze poprzedniego dnia zapowiadały całkiem ładny dzień, więc sobotni poranek był twardym zderzeniem prognoz z rzeczywistością. Jednolicie szare niebo nie zapowiadało słońca, ale raczej opady deszczu. Jak się później okazało, nie deszcz był naszym największym wrogiem ale wiatr. Z początku wcale tego nie odczułem. Wszak moja dojazdówka na miejsce startu wiodła lasami, ale już niedługo miało się okazać, że 2 koszulki rowerowe i nieprzewiewna bluza to za mało jak na taki poranek.3

Wystartowaliśmy w sześć osób: Kasia, Grzesiek, Mietek, Saba z Obcym, no i skromna osoba organizatora Smile. Już od początku miałem kłopoty z nawigacją. Tereny Obłuża nie są moją specjalnością, ale z pomocą Obcego dotarliśmy do Pierwoszyna, skąd droga do Pucka była mi dobrze znana. Pierwotny plan zakładał zahaczenie o Rewę, ale Obcy stwierdził, że na przewidywanej trasie „jest teraz bagno”, więc trasa uległa modyfikacjom. Nie pierwszy zresztą raz tego dnia. Jeszcze przed Kosakowem odłączył się od nas Mietek, który z powodu bóli musiał wracać do domu. Przez całą drogę do Rzucewa musieliśmy walczyć z wiatrem i przeszywającym chłodem, więc przed pałacykiem pożegnaliśmy Sabę i Obcego, którzy także postanowili odłączyć się od rajdu. Dodatkowo zaczęło trochę padać i tak oto nasza dzielna trójka, przyodziana w przeciwdeszczowe kapoty mozolnie jechała dalej. Z powodu aury postanowiliśmy pojechać do Pucka, gdzie za radą Kasi spróbowaliśmy jabłek w cieście i zastanawialiśmy się co dalej. Sam Żarnowiec został odrzucony już na starcie, bo wiatr wcale nie słabł. Postanowiliśmy dojechać do jeziora Dobrego a potem skręcić na południe do Wejherowa.  Co do pogody, to było na tyle dobrze, że przynajmniej przestało siąpić.4

Zgodnie ze zmienionym planem, dobrnęliśmy do Darżlubia, skąd czarnym szlakiem przecięliśmy północny kraniec puszczy Darżlubskiej i dojechaliśmy do Jeziora dobrego. Po drodze nasz humor zaczął się poprawiać. Osłonięci lasem od wiatru wolno sunęliśmy przez wspaniałe tereny, które zwiedzałem dwa tygodnie wcześniej. Pomimo braku słońca las wciąż wydawał się wspaniały, a widoki zapierały dech w piersiach. Na naszej drodze co chwila wyrastały pełne błota kałuże, więc tempo nie było imponujące. Wręcz przeciwnie, poruszaliśmy się dość wolno, bo tylko w ten sposób mogliśmy nacieszyć się wspaniałą okolicą. Po chwili takiej jazdy dotarliśmy pod diabelski kamień i tu z powodu własnej głupoty i pecha uderzyłem się kolanem w kierownicę. Po chwili ból przeszedł, więc pomyślałem, że to nic takiego, ale niestety myliłem się. Z nad jeziora Dobrego ruszyliśmy zielonym szlakiem do Wejherowa. Zmiana planu zakładała jazdę lasami, które w doskonały sposób chroniły nasz przed mocnym i zimnym wiatrem. Przez cały ten czas kolano pulsowało tępym bólem, który na podjazdach tylko się wzmagał. Próbowałem nie zamulać grupy, ale kosztowało mnie to sporo wysiłku i silnej woli, zwłaszcza na trudniejszych odcinkach, gdzie ból stawał się intensywniejszy. Z tego także powodu koncentrowałem się raczej na pedałowaniu, niż na nawigacji, co kilkakrotnie przypłaciłem zboczeniem z trasy. Szczęśliwie jednak czujna kompania zawszy sprowadzała mnie na poprawną ścieżkę. W miedzy czasie słonce na chwilę wyjrzało zza chmur co wszystkim poprawiło humor, a ja stwierdziłem, że zielony szlak jest także bardzo urokliwy. Mimo wszystko wolę jednak szlak czarny, bo jest on bardziej „pierwotny”, ale jest to raczej kwestia gustu.

Po dotarciu do Wejherowa planowałem powrót SKM (mając na uwadze nieszczęsne kolano), ale za namową grupy ruszyliśmy przez Redę i Rumię go Gdyni. Dobrze jest jechać w zgranej grupie. Wszyscy trzymali równe tempo, więc asfaltowe odcinki naprawdę pokonaliśmy bardzo szybko. Tak dotarliśmy do Chyloni, gdzie pożegnałem się z grupą i zwyczajowo już pojechałem na południe do domu, gdzie dotarłem ok 20.00.

Pomimo kiepskiej aury rajd mogę uznać za udany. Wszystkim dopisywał humor i nikt specjalnie nie narzekał na trudne warunki. Jak zawsze podczas rajdów spędziliśmy sporo czasu na rozmowach. Rozmawialiśmy tak jak jak zawsze o tematach około rowerowych jak „żelowe siodełka” Wink, brak gustu i dobrego smaku wśród drogowców Wink i zeszło nawet na porównanie siodełek co poniektórych osób Wink . Dodatkowo nastrzelaliśmy trochę zdjęć, a co najważniejsze dobrze się bawiliśmy! Jedynie czego żałuję, to kolano, które boli mnie na tyle, że przez kilka dni o rowerze to mogę zapomnieć Frown

Dziękuję wszystkim za miło spędzony czas.

Howgh!

DST: 119km

AVG: 17,4km/h

TM: 6:50h

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Gdynia

m=Darżlubie

m=Wejherowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Północne rubieże

Picture276Gdy w sobotnie popołudnie zamieściłem zajawkę o nieoficjalnym rajdzie następnego dnia, nie spodziewałem się tłumów. Byłem jednak trochę zaskoczony, że absolutnie nikt nie zgłosił swojego akcesu. „Trudno” pomyślałem. Rajd był stworzony jako samotny i taki pozostanie. W niedzielny poranek moje śniadanie zostało jednak przerwane przez chętnego (Piotra jak się później okazało) na wspólny wypad.

Do Chwaszczyna dotarłem punkt dziesiąta i zobaczyłem stojącego przy rowerze gościa. „F..k” pomyślałem na widok jego jeansów i „wełnianej” kurtko-bluzy. Ja wiem, że to nie szata zdobi człowieka, ale to nie zapowiadało nic dobrego – zapewne jakiś „zamulacz”. Ostrzegałem telefonicznie, że rajd będzie długi. Cóż, pobieżny rzut oka na rower mówił coś innego, więc od razu zapytałem się o „staż” rowerowy. Wieloletnie doświadczenie w średnich i długich dystansach… hmm… może nie będzie tak źle. Już na początku nastąpiła wtopa, ale bynajmniej nie z winy Piotra. Ten dzielnie trzymał się mojego „ogona” i nie odstawał ani na krok. To ja pomyliłem trasę i zgubiłem się w gąszczu okolicznych ścieżek. Taka wtopa na własnym terenie! Szczęście w nieszczęściu, że nieoczekiwanie zmieniona trasa obfitowała w naprawdę ładne widoki. Będę musiał kiedyś tam jeszcze podjechać. Z niewielkim opóźnieniem dotarliśmy w okolice Wiczlina, skąd zaczyna się trasa do Cisowej. W tym momencie wiedziałem już co nieco na temat mojego kompana i byłem pewien, że trasa przypadnie mu do gustu, ale żeby aż tak? Szybka i kręta ścieżka przyprawiona odrobiną błota i okraszone kilkoma punktami widokowymi wystarczyła, aby na twarzy Piotra zagościł uśmiech, promienny uśmiech.Picture297

Z Cisowej jechaliśmy lasem do Rumi Janowa, a potem wzdłuż kanału Łyskiego do Redy i Wejherowa. Po drodze starałem się jak najwięcej opowiedzieć Piotrowi o okolicznych terenach i ich zaletach, ale chyba zbytnio się rozgadałem 🙂 Pod Wejherowem skończyła się moja dojazdówka i wjechaliśmy w Puszczę Darżlubską. Te tereny już nie były mi znane, a założeniem wycieczki było dojechanie do Mechowa trasą omijającą asfalt. Kilka stromych podjazdów i dojechaliśmy do Kąpina górnego. Żadnych ruin (oznaczone na mapie) nie znaleźliśmy, ale należał się nam odpoczynek, więc spędziliśmy kilka chwil kontemplując wygląd małego kościółka. Teraz pora ruszać dalej. Tereny były wspaniałe. Pełno rozlewisk wzdłuż trasy (i na niej samej Smile), cisza, spokój i wspaniała pogoda. Z licznych bajorek wystawały ponad powierzchnie omszałe pnie i konary zwalonych drzew, które wyglądały jakby żywcem wyjęte z najbardziej pierwotnych lasów. Słońce ciągle zalewało nas promieniami z bezchmurnego nieba, a las chronił przed wiatrem. Tego mi było potrzeba od dawna. W pewnym momencie nasza trasa wiodła chwilę asfaltem, a potem odbijała w lewo. Tu moja druga wtopa. Zjazd, który na mapie był wyraźna drogą, musiał być w rzeczywistości jedną z licznych przecinek, bo po prostu go przegapiłem i tak asfaltem ciągnęliśmy już aż do Darżlubia. W pewnym momencie widzę jadącą z naprzeciwka grupę bikerów a wśród nich… Kasię i Janusza! Po krótkim i serdecznym powitaniu (i zerknięciu na nowy sprzęt Kasi) pojechaliśmy w dalszą drogę. Z Darżlubia pognaliśmy czarnym w kierunku Diabelskiego Kamienia i Bożej Stopki. Kamienie jak kamienie, ale za to szlak… palce lizać! Kamienie obfotografowane więc ruszamy dalej. Mała przerwa w sklepie w Starzynie i kręcamy na południe, aby jechać wzdłuż prawego brzegu puszczy omijając główną szosę.Picture323

Dobrze szło do Werblina, ale na trasie do Zdrady wpakowaliśmy się na całego. Na mapie była droga, a w rzeczywistości były to dwa błotniste ślady wiodące chaszczami i podmokłą łąką. Z nieskrywaną radością powitałem znów twardą, wiejską drogę. Z racji kończącego się czasu i zapasów energii, aż do Widlina jechaliśmy szosą. W Redzie odeskortowałem Piotra na SKM’kę, a sam ruszyłem bocznymi asfaltami do Chyloni. Stamtąd, jadąc po prawej stroną obwodnicy, dotarłem do Witomina, a następnie do domu.

Podsumować tę wycieczkę mogę tylko jednym słowem – fenomenalna!. Wspaniałe widoki i pełen słońca dzień sprawił, że aż chciało się żyć. Takie przeżycia w pełni rekompensują ból mięśni, jaki dziś odczuwam. Poza kilkoma wpadkami nawigacyjnymi cały rajd przebiegł bez większych problemów, a oba rowery (choć tak skrajnie różne w budowie) sprawiły się doskonale.

Co do Piotra, to już zgłosił chęć dalszej jazdy z naszą ekipą. Uważam, że będzie to z korzyścią dla obu stron, bo jest to świetny kompan na wycieczki i te bliższe i te dalsze. Nie boi się wymagań stawianych przez teren (także błotnisty) i potrafi docenić piękno trasy, a nie tylko szybkość z jaką można się po niej poruszać. To jedynie potwierdza stare powiedzenie, żeby nie osądzać po pozorach. Mam nadzieję, że dalsza eksploracja okolicznych terenów przysporzy Mu równie dużo radości, co niedzielna wycieczka.

  • Dst: 131 km
  • Avg: 17,9 km/h
  • Tm: 7:20

Howgh!

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Wiczlino

m=Cisowa,

m=Mechowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

…..ten pierwszy raz…………………

qazipierwszy raz po 3 tygodniach choroby wsiadłem na rower. Dołączył się wza. Było całkiem fajnie 🙂

Wpierw skierowaliśmy sie do BUGI gdzie Wojtuś chciał nabyć kilka dupereli. Ja pod sklepem zająłem się usuwaniem usterki w postaci piszczącej tarczy. Niestety ani Wojtkowi zakupy ani mi likwidacja ustarki – się niepowiodły.

Następnie postanowiłem zajechać na ul. Łostowicką do małego warsztatu aby pożyczyli mi płaski kluczyk w celu rozepchnięcia klocków (cała operacja zajeła by mi 5 sekund) niestety starszy pan (chyba właściciel stwierdził; narzędzi nie pożyczamy bo z tego żyjemy!!!

I powiedział że muszę rower na conajmniej jeden dzień zostawić. Pozdrawiamy pana z Łostowickiej i jego małą budkę rowerową. Z takim nastawieniem „powodzenia w dalszym biznesie życzę”!  Co ciekawe jego modszy kolega zajmujący się tam na codzień mechaniką rowerową jest bardzo kompetentny kontaktowy i życzliwy. Niestety akurat go nie było.

Z piskiem na tarczy dojechaliśmy do myjki na Morenie. Niestety 100 blachosmrodów przed nami więc odpuszczamy. Ostatnia nadzieja MK-Bike na morenie. Tu nawet też nie dali mi klucza – BO ZROBILI TO SAMI !!! w 5 sekund było po sprawie. Bez łaski i za darmo.  Za co serdecznie dziękuję!!!

Po chwili rozmowy ruszyliśmy na poligon. Pierwszy zjazd po schodach bezpośrednio ze sklepu o mało co nie przepłaciłem fikołkiem na banię. Moment styku przedniego koła z chodnikiem na ułamek sekundy zatrzymał mi koło. Uuuuuuuuuuuuf…………. poszło dalej. Ale gacie jakieś cieplejsze. Potem wza  opowiadał że miał identyczne odczucia. Wniosek taki że nawet mały zjazd ale pod nieodpowiednim kontem może być o wiele trudniejszy od długiego i znacznie bardziej stromego.

Nie muszę chyba opowiadać jak takie chwilowe przeżycie wpływa na dalszą jazdę 🙂 . Tak było i tym razem ale nie mieliśmy czasu się postrachać bo 150m dalej pędziliśmy już długim stromym zjazdem z dużą ilością mokrych kożeni i głębokich dołków. Na szczęście bez problemowo udało się nam obu zjechać. Natychmiast po, ruszyliśmy pod górę mniej stromą ale dużo bardziej błotnistą i mokrą – jak się okazało. Pokonaliśmy ją w dwóch etapach. Zarówno mój nowy RR jak i Wojtka Conti Exploler pokryły się grubą warstwą błota z gliną. O dziwo po 20metrach jazdy po betonie obie gumy były szyste. Wywalając do góry na 10m kawałki gliny z pomiędzy swoich klocków. (fajny widok). Śmiało można gołębie strącać.

Po kilku następnych zjazdach i podjazdach pojechaliśmy do Matemblewa. Gdzie wg wza miał się właśnie odbywać jakiś wyścig XC.

……jak by to powiedzieć. H……..j mnie strzelił jak się okazało że to prawda! Pod naszym nosem a ja nic nie wiedziałem! Zdążyliśmy na sam koniec (kilka fotek). Nie mogłem się pogodzić że nic nie wiedziałem. Wojtek też potem żałował! Oboje stwierdziliśmy że zarówno MOSIR – organizator imprezy jak i moderatorzy www.trojmiasto.pl powinni iść na szkolenie o reklamie!  Ja nic nie wypatrzyłem! Szkoda gadać, pomimo iż słabym po chorobie pojechał bym z najwiekszą przyjemnością.  A tak staliśmy za metą jak chłopcy co podają piłkę na boisku gdy wypadnie za aut.

Przez moment wydawało nam sie że widzimy  INTELA. Ale nie chcieliśmy dalej czekać i marznąć, a ja dodatkowo ryczeć i pojechaliśmy nie czekając na wszystkich.

Na koniec śmigneliśmy przez Wrzeszcz do Gdańska głównego. Potem wzdłuż motławy w stronę ul Elbląskiej. Po drodze z dużą prędkością pokonaliśmy podjazd ze schodów. Wza poczuł jak dobił oponę do obręczy. Koło jednak całe i ani sladu „węża” 🙂 .

……………………no i koniec

tekst: Qazimodo

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Wzgórzami kaszub

IMG_8907.medPo dwóch ostatnich ciężkich rajdach miał się odbyć kolejny, już zdecydowanie lżejszy… i był. W niedzielę, gdy dojechałem na miejsce zbiórki ujrzałem sporą grupkę bikerów czekających na start. Było ich dokładnie 15. Do Otomina dobrneliśmy jakimiś polami, wertepami aż wreszcie dojechaliśmy do Auchan, skąd już szybko do Otomina, gdzie mieli na nas czekać następni. W końcu zebrała się niezła ekipa 20 osobowa, która wystartowała na podbój wzgórz kaszubskich.

Pogoda w zasadzie dopisywała, pomimo, że nie było słoneczka. Na szczęście czary Qaziego nie spełniły się i nie padał śnieg. Chyba musisz jeszcze pobrać nauki u jakiejś czarownicy:) Krótko mówiąc nie było ani deszczu ani wiatru.IMG_8913

Parę kilometrów przed Kolbudami trochę się pogubiliśmy, a to dlatego, że stworzyły się dwie grupki. W pierwszej grupce jechało paru maratończyków i przecinaków, którzy nadawali ostrzejsze tempo. Na małym leśnym skrzyżowaniu rozłączyliśmy się, ale na krótko, bo spotkanie nastąpiło w Łapinie i od tego momentu jechaliśmy wszyscy razem.

Następnie przejechaliśmy Skrzeszewo, Babi Dół, Mezowo i Kartuzy. Tu krótki odpoczynek przed powrotem do Gdańska.

Wspólna fotka, jakieś drobne zakupy i przygotowanie do powrotnej drogi.IMG_8919

W międzyczasie Flash poinformował nas, że wraz z Kasią odłączają się od nas. Obrali trochę inny azymut niż my, pojechali do Przywidza a na licznikach mieli 191km. Flash umieścił krótką relację: http://flash.bikestats.pl/.

Z Kartuz Zbyszek nas prowadził w kierunku Grzybna. Na szosie znowu tempo wzrosło i niektórzy z nas nie wytrzymując zostają z tyłu. Na szosie dochodzi do 28-30 km/h. Z przodu nasze orły takie jak: Agabikerka, Robin, scoot, Silver, Mudia i jeszcze było paru, których nie pamiętam imion. Dali nam nieźle popalić. Szkoda, że zabrakło jeszcze jednej ważnej osobowości , a mianowicie czarownika Qaziego 🙂IMG_8925

Dociągneliśmy w końcu do miejscowości Tuchom a stąd to już rzut kamieniem do Owczarni. Tu nas zostało już tylko pięcioro, ponieważ reszta odłączyła się jadąc w kierunku Rębiechowa, Osowy i Gdyni. Następnym razem zrobimy rajd dwu grupowy i wówczas „orły” niech nas gonią, będą gnać swoim tempem 🙂

Chciałbym wszystkim podziękować za wspaniałe spędzenie czasu na łonie natury kaszubskiej, naprawdę pięknej. Szkoda, że nie było słoneczka, bo wówczas zdjęcia inaczej byłyby oceniane.

Moje osobiste refleksje:

Generalnie rzecz biorąc to rajd nie był jak dla mnie łatwy, sporo podjazdów, piasków i trochę błota a z kondycją nie jest jeszcze najlepiej, ale jest duża poprawa po solowych treningach.

Na liczniku odczytałem dokładnie 89km, to już nie zła odległość na takim terenie jak na początek sezonu.

Zostałem upoważniony przez organizatora do napisania tej nieciekawej zapewne relacji.IMGP7610

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Otomino

m=Kolbudy

m=Skrzeszewo

m=Mezowo

m=Kartuzy

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rowerowy raj

IMG_8845Ktoś mądry powiedział, ze dwóch kompanów podróży to za mało, a czterech to już tłok. Na starcie pojawiłem się ja (Mudia) i trzech moich kompanów: Mietek, Wojtek i Bono. Czy nie uznacie tego za obiecujący początek?

Naszym celem był „Ptasi raj” na Wyspie Sobieszewskiej. Trasy nie będę opisywał, bo jechaliśmy nią niezliczoną ilość razy. Po dotarciu do samego Sobieszewa skierowaliśmy się w kierunku grobli, skąd po krótkim odpoczynku i zrobieniu kilku fotek udaliśmy się do rezerwatu. Ptasi raj przywitał nas odgłosami ptactwa, które idealnie wkomponowywały się w widoki tak wspaniałe, że trudno je opisać słowami. Niezatarte wrażenie zrobił na mnie widok z drugiej wieży.IMG_8848 Błękit krystalicznie czystego nieba dopełniał obrazu szuwarów o słomianym kolorze i ciemno niebieskiej toni wody. Stałem przez kilka minut w ciszy obserwując ten wspaniały obraz, który jasno dawał znak, że wiosna rozpoczęła się na dobre. Z rezerwatu, klucząc po lesie, dotarliśmy do kolektora, który zaprowadził nas nad kanał Wisły, a następnie udaliśmy się do sklepu przy przeprawie promowej. W czasie gdy reszta odpoczywała w cieniu budynku, ja zjechałem nad samą przeprawę i wprost zachłysnąłem się ciszą jaką tam panowała. Żadnych samochodów, ludzi i tylko cichy szum Wisły, który był tłem dla leniwie przesuwających się po niebie obłoków. Było wspaniale i bardzo żałowałem, że nie miałem ze sobą aparatu. Znad przeprawy wróciliśmy równie standardową drogą, jaką dotarliśmy na wyspę, a sama droga przebiegała bez zakłóceń. W Gdańsku pożegnaliśmy się i każdy udał się w stronę domu.

Wspomniałem już o fantastycznej pogodzie jaka nam towarzyszyła. Zawsze twierdziłem, że odpowiednia aura jest niezbędnym elementem każdego rajdu. Ten wypad tylko to potwierdził. Przez cały czas wycieczki rozmawialiśmy na wiele tematów: o naszych znajomych, którzy już z nami na rajdy nie wyruszą [*], o sprzęcie, o zgubnym wpływie jaki mają kobiety na rowerzystów 🙂 i o wielu innych rzeczach. Wszystko to sprawiło, że ten pierwszy, prawdziwie wiosenny rajd uważam za bardzo udany. Bawiłem się świetnie i dziękuję wszystkim za towarzystwo.

MudiaIMG_8864

Niedziela, pięknie zapowiadał się poranek. Pakuję manele i ruszam w drogę do Gdańska. Mudia zapowiedział, że ma dość siedzenia w domu i podpisuje się pod moim wyjazdem, no to pomyślałem – nie jest źle. We dwoje też możemy jechać. Gdy dojechałem na miejsce spotkania mile się rozczarowałem, bo tam już czekały trzy osoby. Tylko Qaziego nie widziałem, który narobił tyle rabanu a jednak nie przyjechał. No cóż chłopak ma rodzinę a z tym związane obowiązki domowe….. trudno. Ruszyliśmy we czworo. Tempo było umiarkowane, a słoneczko coraz bardziej przygrzewało, także w lesie nastąpiła rozbieranka z ciuchów którą zapoczątkowa Mudia wraz ze mną. Jest Sobieszewo, skręciliśmy w lewo w kierunku Górek Wschodnich. Parę kilometrów i jesteśmy na miejscu. Ptasi Raj utworzony w 1959 roku na powierzchni 198,07 ha u ujścia Śmiałej Wisły do zatoki Gdańskiej dla ochrony ptactwa wodnego i błotnego oraz miejsca odpoczynku ptaków na jednym z ważniejszych szlaków ptasich migracji. Odwiedziliśmy również dwie wieże obserwacyjne, zrobiliśmy parę fotek i kierujemy się w kierunku kolektora. Pogoda była fantastyczna, ciepło, mały powiewał wietrzyk z południa, także w drodze powrotnej dmuchał nam w plecy. Na końcu kolektora fotka pamiątkowa i pojechaliśmy do Świbna a następnie przez Przegalinę do Sobieszewa i do Gdańska.IMG_8876

Uważam, iż była to najbardziej udana wycieczka pod względem pogody no i bardzo miło po drodze się gawędziło z kolegami, przeważnie na temat już znany pt.„jak odchudzić rower”. Jest to ostatnio najczęściej komentowany temat, a ja już postawiłem pierwszy krok w tym kierunku wymieniając korbę Truvativ na korbę Hollowtech II LX, w ten sposób zyskałem 40dkg.

Na liczniku 78 km

do domu zjechałem o 15:30

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Olszynka

obszar=morze

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Czarnym szlakiem do Wejherowa

czarny_szlakWyruszyłem z domu o 8:30 planując przybyć na miejsce spotkania nieco przed czasem. Zjeżdżając obok poligonu na Morenie zaliczyłem pierwsze błoto tego dnia. Doskonale zdawałem sobie sprawę że takiej „zabawy” czeka mnie dziś znacznie więcej. Czarny szlak do Wejherowa jest bardzo trudnym szlakiem z kilkoma naprawdę ostrymi podjazdami…
Dodatkową atrakcją będzie zapewne błoto i rozjeżdżone przez traktory ścieżki. Jednak to właśnie jest celem rajdu. Zdobyć szlak w długich spodniach i kurtkach brodząc po kostki w błocie. Co więcej – zdając sobie z tego całkowicie sprawę jeszcze przed rozpoczęciem rajdu. Bo nie sztuką jest zostać zaskoczonym na trasie i „jakoś” dać sobie radę. Sztuką jest umieć przygotować się psychicznie do każdego rodzaju przeciwności.
Na starcie okazało się, że tylko Qazi zdołał przygotować się psychicznie do trudów dzisiejszego rajdu. Niestety nie udało mu się to w kwestii fizycznej i mocno niedysponowany ruszył za mną w stronę TPK. Za to, że w ogóle próbował należy mu się spory „szacun”. Ilu z nas przekręciłoby się na drugi bok w łóżku? (na pewno ja).
Pierwszym punktem rajdu było połączenie się z grupą „gdyńską” czekającą na nas o 10 pod Krykulcem. Prowadziłem przez TPK, wjeżdżając na Abrahama, a następnie Szwedzką Groblą zjeżdżając w dół aż do Oliwy. Po drodze próbował mnie zaatakować sporej wielkości pies (owczarek niemiecki) który biegał luzem bez smyczy i zupełnie nie reagował na polecenia (krzyki) swojej właścicielki. Pies biegł z naprzeciwka akurat jak zjeżdzałem „słuszną” prędkością w dół. Miałem na pewno ponad 40 km/h i pomyślałem, że chyba rozwalę bestię bo nie ma szans na hamowanie. Szkoda tylko roweru. Więc tak jechaliśmy/biegliśmy na przeciwko siebie co trwało może 2 sekundy i nagle pies poszedł bokiem. Oczywiście nie zdążył mnie złapać zębami, a ja nie zdążyłem rzucić mięsem w jego właścicielkę (głupia krowa). W momencie gdy pies zawracał w miejscu i rzucał się w kolejny pościg za mną ja byłem już daleko z przodu martwiąc się jedynie o Qaziego. Na szczęście ten jechał niedaleko za mną… ciekawe jak opisze to zdarzenie bo nie mieliśmy jakoś okazji pogadać.
Przejeżdżając obok Pachołka (Zieloną Drogą) napotkaliśmy szwadrony pieszych machających kijkami trekkingowymi. Były to chyba 3 grupy po kilkanaście osób idące w pewnych odstępach od siebie. Qazi miał problemy z łańcuchem więc zatrzymaliśmy się na moment gdy akurat jeden ze szwadronów przechodził tuż obok… gdy tylko przeszli nastała błoga cisza przerywana jedynie trójwymiarowymi dźwięgami kilku dzięciołów i innych nierozpoznanych przeze mnie ptaków. To było naprawdę rewelacyjne! Z każdej strony, z różnych wysokości i odległości dobiegały charakterystyczne postukiwania lub śpiewy. Świeciło słońce, niebo było błękitne z dość dużą ilością białych chmurek, ja miałem pełny bukłak wody, jedzenie, siłę oraz 70 km drogi przez las. Żyć nie umierać 🙂
Na Drodze Nadleśniczych zauważyłem jadącą z przeciwka żółtą sylwetkę bikera… Świru 🙂 Jechał co prawda w stronę Otomina ale szybko uległ zaproszeniu na „czarny do Wejherowa”. On to się lubi męczyć i brudzić 😉 Było nas już  trzech.
Do miejsca spotkania z grupą „gdyńską” dojechaliśmy mocno spóźnieni, ale na szczęście Mudia i Wojtek czekali na nas. Skład powiększył się do 5 osób aby jednak za chwilę spaść do 4. Qazi z powodu niedyspozycji postanowił jechać za nami swoim tempem. Po jakimś czasie poinformował mnie telefonicznie, że zawraca do domu. Dalszą drogę kontynuowaliśmy już w niezmiennym składzie czyli Świru, Mudia, Wojtek i ja.
Pogoda nadal dopisywała. Było naprawdę fantastycznie. Jechaliśmy średnim tempem pozwalającym utrzymać dobrą temperaturę ciała. Zdziwiła nas niewielka ilość błocka zalegającego na trasie. Czasami trafiały się kałuże czy większe rozlewiska, ale dało się je dość łatwo omijać i w sumie niewiele zsiadaliśmy z rowerów. Pierwszy odpoczynek zrobiliśmy koło Piekiełka skąd do Wejherowa zostało ok. 25 km. Tak – to była ta trudniejsza część. Masakryczny podjazd po kamieniach przypomniał mi, że w górach jest 10x ciężej. Chyba tylko to pozwoliło mi znaleźć siły aby trzymać się 2 metry za żółtą koszulką Świra. Wyraźnie czuję braki treningu podczas zimy, ale z drugiej strony zauważam też szybkie postępy. Będzie dobrze. Oprócz podjazdów były też strome zjazdy. Na dwóch z nich zabiłbym się przez moje kochane RR (rancing ralph) ale jakoś w ostatniej chwili wymanewrowałem. Nieciekawe było też na podjazdach gdy buksowanie tylnego koła odbierało reszki sił… jednak z biegiem trasy łapałem coraz więcej umiejętności i udawało mi się podjeżdżać w całości pod strome podjazdy. Ważna jest technika! Opony i ogólnie cała praca jaką wkładam od miesięcy w odchudzenie roweru zaprocentowały w momentach gdy musieliśmy przenosić rowery na plecach przez błoto. Nie było tego dużo, dopiero około 10 km przed Wejherowem zaskoczyło nas pokaźnych rozmiarów rozlewisko.
Tuż przed Wejherowem gdy czarny szlak zbiega się z czerwonym zatrzymaliśmy się aby podjąć decyzję o powrocie. Ja byłem zdecydowany wracać SKM – nie chciało mi się jechać po ciemku aż do Gdańska (mieszkam k/Auchan). Świru był zdecydowany wracać na kołach, a Mudia i Wojtek wahali się. W końcu ustaliliśmy, że razem dojedziemy szlakiem do końca i później podejmiemy decyzję. Chyba właśnie ta końcówka zaważyła na decyzji Mudii który jednak wrócił ze mną SKM (czego później żałował i wysiadł wcześniej). Szlak wiódł pod Kalwarię prowadząc nas pomiędzy kapliczkami. Naprawdę urokliwe miejsce które miałem już wcześniej okazję oglądać „z buta”. Jednak na rowerze to inny klimat… każdy kolejny podjazd pod kaplicę powodował zadyszkę, ale nagrodą była piękna, widokowa trasa. Na koniec usiedliśmy przed jedną z kaplic na krótki posiłek. Promienie słońca jeszcze nie grzeją tak mocno jak w czerwcu, ale i tak było to bardzo przyjemne i nastrojowe. Zmęczeni, zadowoleni z przejechanej ciężkiej trasy… spodziewaliśmy się wielkiego błota i goniących nas traktorów. A tu? Piękna słoneczna pogoda i wspaniała trasa dla każdego miłośnika rowerów górskich. Czarny szlak oceniam jako najbardziej urozmaicony i widowiskowy ze wszystkich w okolicach Trójmiasta, a jednocześnie gwarantujący solidną porcję kolarskich emocji.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za tak fajny rajd. Tempo było równe, przystanków mało. Pogoda wspaniała. Do zobaczenia za tydzień!
W domu byłem około 18. Na liczniku niecałe 93 km.

Andrzej „Scoot”

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Piekiełko

m=Wejherowo

m=Gdańsk

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Czarny szlak do Wieżycy

IMG_3997

Mapa przejazdu (GPS Artiego)
Profil trasy

Rajd czarnym szlakiem miał być sposobem na spędzenie niedzieli. Okazał się iście diabelską próbą charakterów, kondycji i sprzętu.

Zgodnie z ustaleniami spotkaliśmy się przed dworcem SKM-ki we Wrzeszczu o godzinie 9:00.

Osobiście jechałem razem z wza z ul. Elbląskiej w Gdańsku. Wyruszyliśmy o 8:45. Na szczęście zdążyliśmy, czekało na nas chyba z 10 osób. Min; Mietek, Zibi, Wiesiek, Łukasz, Wojtek, Robin, Artur i inni.

Bez zbędnych gadek ruszyliśmy naprzód. Tempo było „właściwe”, wystarczy że napiszę iż po dojechaniu do okolic Auchan z dalszej wycieczki wycofał się Mietek. Po długich próbach namawiania nie dał się przekonać i zawrócił do domu.

Chwilę wcześniej dołączył do nas Scoot, ze swoją nową korbą XT która była tak wypolerowana iż nie dało się jechać z jego prawej strony. Odbite światło słoneczne tak „biło po gałach”. Chwilę po 10:00 dotarliśmy do jeziora Otomińskiego. Tam czekali na nas kolejni rowerzyści. Mudia, Intel, Bono oraz kolega którego (przepraszam) nie pamiętam imienia. Jeśli dobrze policzyłem to łącznie było nas 15 osób.

Powoli „peleton” się rozciągnął. Ostre tempo podyktował Robin. Dość często mieliśmy dłuższe przerwy czekając na ciągnących z tyłu – pewnie jeszcze w zimowym śnie.

Po drodze odpadło kolejnych kilka osób. Min; Wojtek, Intel oraz wza. A w Borczu dodatkowo odłączył się Robin. Pozostało nas około 10 osób. Ostro popędziliśmy dalej na szlak, wcześniej jednak tankując bidony w sklepie.

Do wieżycy dojechali wszyscy. Po drodze rozbiliśmy się na 2 grupy. Ja wraz z Scootem i Mudią wybraliśmy iście błotnistą kąpiel. Jeszcze takiego błota nie widziałem, o dziwo wszyscy w większej części pokonaliśmy tę górę. Na szczycie okazało się że jest nie lepiej. Błota miałem prawie tyle że dotykało mi przedniej tarczy. Twardo jednak jechaliśmy – dopingując się wzajemnie. Niestety zerwałem na podjeździe łańcuch. Z opresji uratował mnie Scoot pożyczając spinkę (moja zapasowa została w domu). Nasze opony brnąc w tym błocie „buksowały” często w miejscu. Cała trójka wyglądała jak „Jożiny z Bażin”.

Satysfakcja była jednak ogromna po dotarciu na peron stacji PKP w Wieżycy. Po krótkiej przerwie zaatakowaliśmy wiadomą górkę. Odpuścili tylko dwaj panowie. Na szczycie znów mała przerwa i zjazd. Jadąc za Scootem miałem okazję widzieć jak jego rower tańczy na liściach. Mój zresztą robił dokładnie to samo. Opony z średnim bieżnikiem (typu Dancing Ralph)  zupełnie w tym dniu się nie sprawdzały.

Powrót był już znacznie spokojniejszy. W dużej części po asfalcie. Niestety w wyniku zmęczenia niektórych z nas postanowiliśmy podzielić się na dwie grupy. Wcześniej w swoim kierunku odbili od nas Wiesiek i Zibi. Tu przy okazji chciałbym wyrazić swój wielki szacunek dla tych panów. Chyba każdy wie za co.

Scoot, Artur i ja pognaliśmy przez Otomin w kierunku Auchana. Gdzie na pobliskiej stacji umyliśmy swoje rowery. Mudia pojechał w kierunku Gdyni. A Łukasz i chyba Bono wolniejszym tempem pojechali w swoją stronę.

Po pożegnaniu ze Scootem (na nowo wypucował swoją korbę) ja i Arti popędziliśmy w dół ul Kartuskiej. W którymś momencie jadąc za nim spostrzegłem przedmiot który wypadł mu z plecaka. Po zatrzymaniu i cofnięciu okazał się to telefon. Niestety jeden z kierowców umyślnie widząc że chcę go podnieść najechał na niego.

Byłem w szoku gdy Arti otworzył pokrowiec w jakim leżał telefon! Był on zupełnie cały!!! Niech żyje nokia! Koło Żaka pożegnałem kolegę i samotnie dojechałem do domu.

Chwilę przed 19:00 jadłem już obiad. Cały rajd zaliczam do bardzo udanych ale i chyba najtrudniejszych jaki dotychczas miałem okazję z GER jechać. Teraz z perspektywy ciepłego fotela mogę stwierdzić iż był on stanowczo za ciężki jak na pierwszy raz po zimie. Wielu z nas nie dało rady, inni na oparach dojechali do domu. Mam nadzieję że nikt się nie zniechęcił. Trzeba jasno powiedzieć że zazwyczaj niedzielne rajdy są dużo łatwiejsze.

Niemniej jestem bardzo zadowolony że podołałem tej trasie, sprzęt mnie nie zawiódł pomimo takich warunków. Błotnista góra jaką pokonałem wraz ze Scootem i Mudią na długo pozostanie w mojej pamięci. Szkoda że nie mieliśmy aparatu bo tak naprawdę nie da się tego opowiedzieć.

Qazimodo

Wszystkim wielkie dzięki!

Dane z GPS Artiego:

odległość
całkowita 117,07 km
podjazd 34,71 km
po płaskim 54,72 km
zjazd 27,65 km
max od startu 36,02 km
max do końca 36,71 km

wysokość
suma podjazdów 1782,41 m
wysokość startu 21,64 m
wysokość końca 3,35 m
różnica wysokości -18,29 m
maksymalna 320,94 m
minimalna 0 m
maksymalna różnica 320,94 m

prędkość
maksymalna 40,54 km/h
średnia wyjazdu 12,19 km/h
średnia jazdy 17,67 km/h
śr. tempo wyjazdu 4,92 min/km
śr. tempo jazdy 3,40 min/km
średnia podjazdu 8,90 km/h
średnia na płaskim 13,11 km/h
średnia zjazdu 18,06 km/h

czas
start 09:08 2008-03-09
koniec 18:45 2008-03-09
wyjazdu 09:36 h
podjazdu 03:53 h
po płaskim 04:10 h
zjazdu 01:31 h
jazdy 06:37 h
postoju 02:58 h

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Gdańsk

m=Otomino

m=Borcz

m=Wieżyca

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy


Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wycieczka zamiast otwarcia sezonu

P3020010Trasa przejazdu

Profil trasy

Pogoda jak było widać praktycznie cały czas była ładna, w lesie praktycznie nie było czuć żadnego wiatru.
Błota jak na te opady co były to praktycznie też nie było. Zdarzały się oczywiście miejsca, gdzie było, ale naprawdę mało. Deszczyk złapał nas dopiero na samym końcu, gdy już się rozdzieliliśmy na deptaku.P3020014

Myślałem, że wrócę cały w błocie, ale jednak nie tym razem Wszystkie trasy, którymi jechaliśmy były przejezdne, chyba EMMA większość wysuszyła.
Mieliśmy trochę awarii, ale nic poważnego tj. jedna guma i problemy z przerzutką jednego z kolegów.
Przed Matemblewem zgubił się o ile dobrze pamiętam Wojtek (widać na śladzie GPS jak jeździliśmy tam i spowrotem), ale się odnalazł w końcu P3020039

odległość
całkowita 58,95 km
podjazd 21,49 km
po płaskim 22,72 km
zjazd 14,75 km
max od startu 17,88 km
max do końca 14,71 km
wysokość
suma podjazdów 1867,14 m <<< tu coś nie tak chyba
wysokość startu 21,34 m
wysokość końca 10,36 m
różnica wysokości -10,97 m
maksymalna 192,02 m
minimalna 0 m
maksymalna różnica 192,02 m
nachylenie
maksymalne w górę 81,38 %
maksymalne w dół 52,91 %
średnie w górę 8,69 %
średnie w dół 7,77 %
prędkość
maksymalna 41,69 km/h
średnia wyjazdu 9,58 km/h
średnia jazdy 16,85 km/h
śr. tempo wyjazdu 6,26 min/km
śr. tempo jazdy 3,56 min/km
średnia podjazdu 8,22 km/h
średnia na płaskim 11,82 km/h
średnia zjazdu 9,13 km/h

tekst: „Arti”

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment
« Older
Newer »