Rajd dwu grupowy czerwonym szlakiem

IMG_2964.jpg.phpJako że nie było chętnych do napisania tej relacji, postanowiłem zrobić to ja. Niestety jak wiecie mój styl literacki nie ma polotu. Zmuszeni będziecie więc czytać te marne wypociny. I nie marudzić mi potem że słaba relacja. To tyle słowem wstępuIMG_2970.jpg.php

Rajd mogę z całą pewnością zaliczyć do bardzo udanych. Podzieleni byliśmy na 2 grupy. Uciekających i ścigających. Jako że jechałem w tej drugiej, mój opis będzie dotyczył tylko „ścigaczy”. Przeżycia uciekinierów zapewne opisze Mudia, Bilbo lub Łukasz, gdyż to właśnie oni startowali w pierwszej grupie.

Mój początek zapowiadał się nie wesoło. Po nocnej mocno zakrapianej imprezie żona przywiozła mnie do domu około 3 nad ranem. Jako zapalony biker nie mogłem jednak odpuścić sobie tej wycieczki. Wystartowałem o 8:30 z domu.

Niestety po kilku metrach stwierdziłem że jeszcze nie dojrzałem do jazdy. Wsiadłem więc w SKMkę i dojechałem do Sopot-wyścigi. Po drodze uprzedziłem Silvera że spotkamy się na miejscu, odwołując tym samym „randkę” przy mostku na przymorzu. W pociągu miałem niemiłą wymianę zdań z palaczami w moim przedziale.

Pech chciał że nie widziałem iż było ich kilku. I początkowe (mocno wczorajsze) bojowe nastawienie szybko przeszło w stan lekkiego zaniepokojenia. Skończyło się na szczęście na słowach. Miejscem startu obu grup był początek czerwonego szlaku przy przystanku SKMki Sopot Kamienny Potok. Dojeżdżając tam, zostałem zatrzymany przez radiowóz. Panowie zajechali mi drogę jak na filmie. Była syrena i sygnały. Nie przestając jeść (pewnie pączków) zadano mi pytanie; „wiesz za co?”.Odpowiadam: nie! Tu nie wolno jeździć na rowerze. Ale nie było znaków. I tak musisz znać przepisy. Szczerze to mnie zaskoczyli, jechałem co prawda Aleją Niepodległości, nie wiedziałem że jak droga ma 2 pasy ruchu w każdą stronę to rowerem nie wolno się na niej poruszać.IMG_2985.jpg.php

Po chodniku też jeździć nie wolno a ścieżki nie było. Będzie mandat! Ryknął smerf odpowiedziałem bez zastanowienia – bez jaj, mandat! Może lepiej jakieś pouczenie?. „Jak bez jaj to 50zł – będzie. Dalsza polemika nie miała już sensu więc odpuściłem. Uświadamiając sobie że źle to będzie dopiero jak mnie na alkomat wezmą.

Nie miałem jak uciec bo półtora metra od chodnika był płot od osiedla. No i szczerze to nie miałem siły podejmować jakiejś spektakularnej ucieczki. Panowie przeszli do zadawania pytań. Jako że nie miałem dokumentów musiałem podać swoje personalia. Nakłamałem o wszystkim! Zdziwiłem się że tak łatwo mi poszło.

Nagle mina mi zrzedła jak zrozumiałem że oni to zechcą potwierdzić poprzez CB-radio lub komputer. W tym momencie naprawdę już mi nie było wesoło, wiedziałem że czeka mnie „zrywka”. Nasłuchując rozmowy panów i wyczekując odpowiedniego momentu wpiąłem się ponownie w SPDy, zrzuciłem na lżejszy bieg i upatrywałem miejsca ucieczki. Z jaką ulgą przyjąłem wiadomość (wypowiedzianą przez zęby) że panowie mają awarię połączenia z centralą i komputer im nie działa. Cyt; „Muszę ci odpuścić” – syknął smerf. Moja reakcja była natychmiastowa i spontaniczna; „ to na razie!” , po czym wystartowałem z takim impetem że aż prawie mi przednie koło do góry się poderwało.

Już bez przeszkód dojechałem do przystanku SKMki w Kamiennym Potoku. Tam z daleka dopatrzyłem sylwetkę Silvera. Mieliśmy jeszcze 30 minut do startu. Ale doszliśmy do wniosku że nikt się więcej nie zapowiadał więc jedziemy. Wolnym tempem wdrapaliśmy się na pierwszy podjazd. Do Silvera przyczepiła się jakaś bogata, ale pomarszczona babcia – chciała aby jej drogę torował. A tak naprawdę to chciała chyba co innego, ale Silver wybrał rower i moje towarzystwo. Czułem się okropnie. Łeb wydawał mi się tak ciężki że ledwo trzymałem go w pionie.IMG_2988.jpg.php

Po kilku metrach jazdy zza krzaków krzyknął do nas jakiś koleś. Ale ani przez moment nie pomyślałem aby się zatrzymać. Pomyślałem że to następny napaleniec na Silvera. Okazało się że to Robin! Ale było mi głupio jak dostaliśmy opier… że się nie zatrzymaliśmy. Było nas więc już troje. Wolno pokonaliśmy pierwsze kilometry szlaku. Na wysokości Karwin odebraliśmy telefon. Aga i Świr też jadą. Czekając na nich, kolejny sygnał telefonu i kolejne opier… . Tym razem Batik z Flashem i Wojtkiem. Nie miałem już siły się tłumaczyć dlaczego wyjechaliśmy wcześniej. Ze wszystkimi spotkaliśmy się kawałek za Wielkopolską. Po przywitaniu popędziliśmy za uciekinierami. Moja głowa krzyczała – nie jedź! Nie rób tego! Czułem że za chwilę krew tryśnie mi z każdej dziury w moim ciele J. Ale nic, jadę! Pierwsze kilometry dorównywałem wszystkim. Czym jednak dalej tym było coraz gorzej. Sillver, Robin i Batik dyktowali ostre tempo. Świr, Flash i Wojtek byli tuż za nimi. Dalej Agnieszka a na końcu ………… ja niestety spowalniałem grupę i czekali kilka razy na mnie. Nie chcieli jednak pomimo moich kilku próśb zostawić mnie i dopędzić grupę prowadzoną przez Mudię ina domiar złego mój nowy rower wydawał mi się zupełnie nieprzystosowany do turystyki MTB. Na bujaniu wydawało mi się że tracę 40% mocy. Kac nie ustępował i było mi naprawdę ciężko. Ale jechałem. W ostateczności zawsze mogłem zasymulować jakąś awarię. Silver kilka razy został ze mną w tyle i dopingował mnie do szybszej jazdy.

Po drodze na czerwonym szlaku, jak zapewne wiecie było kilka fajnych zjazdów i ostrych podjazdów. Na jednym z nich po małej awarii Agi korby (wkręcił się patol) zgubiliśmy drogę słyszeliśmy jedynie nawoływania naszej ekipy. Postanowiliśmy przeciąć podjazd i poprzez gęste iglarki wjechać na górę. Niestety fiknąłem kozła przez kierownicę nabijając sobie wielkiego sińca jak się okazało chwilę później jadąc na czele przeskoczyłem dość głęboki rów.

Niestety jadący za mną nie mieli już takiej możliwości i po kolei większość zaliczyła kozła. Zrobiłem tam kilka fotek z aparatu. Dalsza część rajdu to moja bezustanna walka z kacem. Nic nie przechodziło. Głowa, brak sił. Jechało się jednak na tyle fajnie że nie zdecydowałem się odpuścić. Cały czas asekurował mnie Silver (wielkie dzięki). Na jednej z szutrowych płaskich jak stół dróg mało się nie utopił. Była tam bowiem kałuża. Co prawda rozległa ale każdy chyba stwierdził by, że ma może z 10cm głębokości. Ja objechałem ją bokiem – Silver zaatakował frontem i wpadł prawie po pas. Strach pomyśleć co by było gdyby trochę nie zwolnił i gdyby był jakimś niedzielnym cherlawym bikerem. Bardzo dziwna ta dziura była a najdziwniejsze że tyle w niej wody stało.

Tuż przed polana na jakiej mieliśmy się spotkać z uciekającymi odłączyli się od nas Świr z Agą. Docierając na miejsce – chyba asfaltem.  Po dotarciu na miejsce koledzy czekali już na nas. Ponoć 40min. Więc też musieli ostro dawać. Mudia popędzał ich chyba batem. Trzeba im przyznać że zapewne mieli nie mniej ostre tempo – brawo! Po małej przerwie każdy pojechał w swoją stronę nierzy, chyba na lanserkę po Wejherowie, Flash – no właśnie gdzie? Wojtek też znikł tak samo jak się pojawił. Ja, Aga, Świr, Robin, Batik i Silver pojechaliśmy na jakieś żarcie. Niestety dopiero w Macdonaldzie na końcu obwodowej dopadliśmy do czegoś ciepłego.

Po drodze Robin rozwalił linkę i stracił tylną przerzutkę. Po obfitym posiłku pełni nowych chęci J pojechaliśmy dalej. Niestety ale zawezwano mnie do domu więc wsiadłem w Gdyni w SKMkę i dotarłem nią do Gdańska. Reszta zdecydowała się na powrót jakimś szlakiem. Cały rajd był naprawdę udany i obfitował w fantastyczne przeżycia. Po lesie chodziło wielu gapiów, jadąc jako ostatni wielokrotnie miałem okazję słyszeć ich komentarze na nasz temat. Od bardzo dużych słów podziwu po „zapier.., koleś zapier.. – jesteś ostatni!” Mudia dzięki za pompkę – dopiero nią udało mi się prawidłowo wyeliminować bujanie w ramie. Wszystkim dziękuję za fantastyczną wycieczkę! Slilverkowi specjalne podziękowania J Kto robił fotki, niech umieści do nich link.Ja mam kilka ale z telefonu

Pozdrawiam.

tekst: „Qazimodo”

Relacja drugiego uczestnika grupy  pościgowej

Od samego rana pogoda była piękna… jak na złość grupa pościgowa miała startować dopiero o 10.

Późno to, więc postanowiłem pokręcić się trochę po okolicy, może już od 8… , ale trzeba było przygotować (czyt. załatać) zapasowa dętkę, picie oraz coś na ząb, zapasowe baterie, a do tego na nowo musiałem okleić licznik… i tak oto z domu stoczyłem sie dopiero o 9:48… na miejscu startu byłem 8 minut po czasie, nikogo już nie było, więc rzuciłem się w pościg za grupą pościgową.

W piaskach za Sopotem minąłem Świra i Agę, a przy wjeździe do lasu w okolicach Karwin spotkałem resztę grupy pościgowej.

Czekali na parę, którą minąłem kilka minut wcześniej. Ruszamy ostro i tak też przez jakiś czas jedziemy. Przez strumyk wszyscy przejeżdżając mocząc sobie nogi i tylko ja przeskoczyłem suchy po kamieniach.

Z biegiem kilometrów powoli przechodzimy w tryb tempa lajtowego ze względu na łapiące Agę skurcze, oraz problemy kondycyjne Michała. W efekcie na miejsce docelowe docieramy 40 minut za uciekającymi…

Cała trójka uciekających jakoś podejrzani czysta była, tylko tyle zaobserwowałem… po czym pożegnałem sie z grupą i uderzyłem w kierunku Krokowej…

W grupie pościgowej uczestniczyło 8 osób w tym jedna nasza koleżanka Aga.

tekst: Tomek „Flash”

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Sopot

m=Karwiny

m=Krokowa

szlak=czerwony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Rowerem po Tatrach

IMGP6547.JPG.php

Nareszcie nadszedł długo oczekiwany urlop! Zapakowałem samochód prawie po dach i wyruszyliśmy w 12-sto godzinną podróż do Zakopanego. Wśród bagaży znalazł się oczywiście rower z kompletem zimowych i letnich ciuchów. Podczas 2-tygodniowego pobytu znajdę nie jedną chwilę, aby sprawdzić czy jest w ogóle sens jeździć nim po Tatrach.IMGP6559.JPG.php

W Tatrzańskim Parku Narodowym (TPN) obowiązuje zakaz poruszania się rowerem. Są jednak nieliczne szlaki, których zakaz ten nie dotyczy. Wycieczkę rozpocząłem wyjeżdzając z Zakopanego w kierunku Łysej Polany. Kręta asfaltowa droga biegnie ostro pod górę. Mijam „Jaszczurówkę”, niezwykle urokliwą drewnianą kaplicę,  którą zbudowano 100 lat temu bez użycia gwoździ. Podjazd trwa i z każdą chwilą mam dość takiej jazdy. Ostre słońce pali skórę, płuca ciężko pracują zmagając się z wysokością 1000 m n.p.m., a przejeżdzające często samochody zagłuszają myśli. Jedyne co utrzymuje mnie w siodełku to widok ostrych białych szczytów, które wyłaniają się czasem z pomiędzy drzew.Po kilku kilometrach skręcam wreszcie na szlak. Jest to czarny szlak prowadzący przez Dolinę Suchej Wody aż do Hali Gąsienicowej. Kupuję bilet wstępu do TPN i  zaczynam swoją tatrzańską przygodę z rowerem.  Ogarnia mnie cisza, która przechodzi powoli w szum pobliskiego górskiego potoku. Jest pięknie.Od pierwszych metrów szczerze nienawidzę tego szlaku. Chociaż jest oznaczony jako rowerowy to nikt nie zadał sobie trudu aby w jakikolwiek sposób przygotować go dla rowerzystów. Droga prowadzi przez gruzowisko różnej wielkości kamieni, które często leżą luzem odskakując spod kół. Ich rozmiary oscylują od 5 do 50 cm! Podjazd jest naprawdę bardzo trudny i chwila dekoncentracji powoduje blokadę lub poślizg kół. Nie łatwo jest ponownie wystartować bo nachylenie stoku jest spore, a wszędobylskie kamienie potrafią zastopować rower po przejechaniu 10 centymetrów. Czasem gdy zdążę się wpiąć to nagłe zastopowanie prowadzi do szybkiego wyszarpnięcia nogi z zatrzasku i natychmiastowy poślizg twardej podeszwy buta po kamieniu. Naprawdę łatwo wybić sobie zęby…IMGP6561.JPG.php

Katorga trwa przez prawie 7 km ciągłego podjazdu. Dojechanie do Hali Gąsienicowej zajmuje mi 1,5 godziny. Wyczerpany wjeżdzam wreszcie na plac przed schroniskiem „Murowaniec” i oczom moim ukazują się przepiękne górskie szczyty. Dookoła mnóstwo ludzi z plecakami, kijami trekkingowymi, górskimi butami i ciepłymi kurtkami. Jestem jedyny na rowerze i w swoim stroju wyglądam nieco ekstrawagancko. Kontrastuje on z płatami śniegu, które można już zaobserwować na tej wysokości (1520 m n.p.m.). Czy warto było męczyć się pod ten przeklęty kamienisty podjazd? Oceńcie sami po obejrzeniu zdjęć 🙂

Powrót jest mniej wyczerpujący lecz znacznie bardziej niebezpieczny. Momentami nie mam siły zaciskać dłoni na hamulcach, a prędkość jaką mogę uzyskać z tak ostrego zjazdu jest naprawdę spora. Nie wyobrażam sobie jak można pokonać tę drogę na hardtailu. W pełni amortyzowana rama spisuje się doskonale i pozwala często siedzieć na siodełku podczas jazdy nawet przez duże kamloty. Amorki pracują jak oszalałe, a ja staram się wypatrywać optymalną drogę po kamieniach i nie dopuścić do zakleszczenia przedniego koła między nimi.

Nareszcie koniec. Wracam na szosę w kierunku Zakopanego. Pierwsze spotkanie mojego roweru z Tatrami nie należało do najlżejszych, ale pozostawi niezapomniane wrażenia…

Licząc na chwilę wytchnienia na normalnej trasie XC wjeżdzam na Drogę pod Reglami. Droga ta oddziela Zakopane od TPN i na szczęście oznaczona jest jako rowerowa. Ruszam w stronę Doliny Chochołowskiej nie wiedząc jakie niespodzianki zgotują mi góry tym razem. Jeśli masz ochotę na ostre podjazdy, szybkie zjazdy po kamieniach, błoto, przeskakiwanie koryt potoków i sporo korzeni to znajdziesz tu coś dla siebie. Nie jest to może zbyt długa trasa lecz w połączeniu z piekielnym podjazdem pod Gąsienicową daje się mocno we znaki.

Na liczniku około 60 km. Wjeżdzam do Doliny Chochołowskiej, która okazuje się długim i spokojnym podjazdem. Poruszam się wśród spacerujących rodzin. Miejsce to daje chwile oddechu po szaleńczej walce z Drogą pod Reglami. Uspokajam oddech i na niskiej kadencji spokojnie przejeżdzam kilka kilometrów. Tuż obok szumi potok. Jest bardzo przyjemnie lecz słońce zaczyna chować się za górami. Temperatura spada dość znacznie więc decyduję się ubrać nieco cieplej i ruszyć w drogę powrotną. Czeka mnie łagodny i długi zjazd aż do szosy. Pokonuję go w spokojnym tempie aby nie przestraszyć spacerowiczów i wyjeżdzam na szosę. Na początku jest trochę pod górę lecz już po chwili rozpoczyna się szaleńczy zjazd serpentynami w dół! Do zakopanego jest tylko kilka km lecz po nowym asfalcie i wśród wspaniałych krajobrazów. Cóż za niesamowity odpoczynek! Mijam tablicę „Zakopane”… pojawia się coraz więcej charakterystycznych drewnianych chatek. W powietrzy unosi się zapach palonego drzewa, a w tle słychać góralskie przyśpiewki. Pędzę tak ok. 50 km/h i rozkoszuję niesamowitym klimatem. Dookoła ostre szczyty gór… widać już Giewont. Jest pięknie.

Przecinam „krupówki” jadąc w stronę Olczy, gdzie mieszkają nasi gospodarze. Jeszcze jeden ostry podjazd prawie pod Antałówkę i chwilę później parkuję w garażu udając się na wspaniały domowy obiad.

Warto chociaż raz pojeździć po Tatrach rowerem!

Andrzej „Scoot”
Zakopane, 17 września 2007

Zalety z jazdy rowerem w górach:

  • znacznie zwiększasz swe szanse ucieczki przed niedźwiedziem
  • niektórzy turyści patrzą na Ciebie z podziwem
  • nie musisz kupować kijków trekkingowych ani żadnego górskiego szpeju

Wady:

  • gdy przegrywasz podczas ucieczki przed niedźwiedziem powinieneś jak każdy dobry rowerzysta zasłonić swój rower własnym ciałem
  • niektórzy turyści patrzą na Ciebie jak na idiotę
  • zapewne i tak pójdziesz w góry na piechotę więc czeka Cię zakup górskiego szpeju
Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Rajd czarnym szlakiem do Przywidza

IMG_8356.jpg.phpHistoria tego rajdu była krótka. W piątkowy wieczór naszedł nas głód rowerowy który trzeba było jak najszybciej zaspokoić. Rzuciłem więc bez zastanowienia: „czarny w stronę Przywidza”. Nie liczyliśmy na zbyt dużą frekwencję gdyż tak późne ogłoszenie rajdu nie przyciąga nigdy tłumów, ale na starcie stawiło się aż 10 osób!IMG_8370.jpg.php

Jak się okazało przyjechali też nasi starzy znajomi tacy jak Robin czy Silver. Z Silverem była Ola, ale jej do starości jeszcze wiele brakuje dlatego wymieniam ją w osobnym zdaniu ;)Pozostały skład ekipy to: Mudia, Bono, Krzem, Wojtek, Qazi oraz organizator Mietek wraz ze mną piszącym te słowa.Robin naturalnie poinformował nas, że na całym rajdzie niestety nie będzie. W połowie (Przywidz) widać było w jego oczach wewnętrzną walkę o to aby jednak zostać. Niestety dane słowo nie mogło zostać złamane i musiał odjechać 😉

Nie będę szczegółowo opisywał trasy bo nawet do końca jej nie pamiętam. Wystartowaliśmy czarnym szlakiem nad jez. Otomin kierując się w stronę Przywidza. Będąc już na miejscu wywołaliśmy drobne zamieszanie wchodząc do karczmy wypełnionej spragnionymi procentów klientami. Z zaciekawieniem obserwowali jak kilka kolorowo ubranych osób zamawia po 1,5 litra wody na miejscu 🙂 „Woda? Jak zwierzęta” – szemrali  z obrzydzeniem. Powrót zaplanowaliśmy w większości zielonym szlakiem omijając tylko pewien nieciekawy fragment za Kolbudami. Polecam wszystkim aby jednak spróbowali przejechać ten odcinek… dobrej zabawy nie zabraknie… 😉IMG_8372.jpg.php

Cała trasa była łatwa i przyjemna. Idealnie nadaje się na spacer z dziewczyną w blasku księżyca. Zapewniam, że jest na niej wiele miejsc w których będziecie musieli ratować swą wybrankę przed złamaniem bądź zwichnięciem nogi (oh my hero!) 🙂 Dodatkowo kąpiele błotne całkowicie za darmo. Polecam!

W drodze powrotnej jednemu z naszych kolegów zabrakło pary w nogach i ukradkiem nacisnął niewielki guzik pod kierownicą. Mały ładunek wybuchowy zamontowany w haku przerzutki dokonał spustoszenia i brutalnie zastopował rower. Z dobrze udawanym żalem kolega spiął sobie szybko zębatki „na krótko” i nie bez uśmiechu na ustach wyjechał na szosę aż się za nim kurzyło. W ostatnich chwili rzucił przez ramię, że na szczęście w plecaku ma zapasowy łańcuch…. taak, i pewnie nowy hak który za chwilę sobie założysz – dopowiedziliśmy sobie 🙂 Jakiś czas później gdy brodziliśmy po pachy w błocie kolega nasz oznajmił, że jest  już w domu i leży w wannie. Nie zdradzę kto jest tym szczęśliwcem, ale niech ta nowa rama dobrze Ci służy Quazi!!!IMG_8376.jpg.php

Dalsza część drogi powrotnej upłynęła już całkiem spokojnie. Rowery były czasem zasysane przez błoto w które wpadały dosłownie po osie. Zjazdy mokrymi kamieniami i korzeniami oraz zamaskowane pieńki pod trawą siały strach w sercach mężnych bikerów i ich stalowych rumaków. „gleba” okazała się naszym najlepszym przyjacielem i  prawie każdy musiał się z nią bliżej zapoznać. Poza Mudią. Żartowałem 🙂

Jednym słowem: to co tygrysy lubią najbardziej. Szczerze polecam tę trasę!!

Andrzej „Scoot”

słowa kluczowe do wyszukiwania:
dystans=100
trud=normalny
kondycja=normalna
szlak=zielony
szlak=czarny
atrakcja=jezioro
m=kolbudy
m=otomin
m=przywidz
asfalt=brak
typ=rowerowy
profil=normalny
Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Relacja z rajdu do latarni Stilo

IMG_0071.jpg.phpCzarne chmury wisiały na niebie. Sprawdziłem na Meteo prognozę dla Wejherowa, ale nie przewidywali tam opadów. W związku z tym postanowiłem jednak wyruszyć mimo, że w Gdańsku trochę mżyło.

Ruszyłem na dworzec i tam spotkałem już trzy osoby. Po drodze dosiadł się jeszcze Sławek a dalej Saba ze swoją połową:) Natomiast w Wejherowie na nas czekało również kilka osób a między innymi Aga, Wojtek i Rafał. W sumie nas było 12 osób. Odważna dwunastka!!!IMG_0078.jpg.php

Ruszyliśmy…….po przejechaniu 1km wjechaliśmy na szlak zielony i tu już Michał prowadził wielką stawkę do boju. Parę razy gubiliśmy szlak , ale dzięki Wojtkowi znającemu szlak odnajdywaliśmy drogę. Już na początku trasy zaczęło mżyć Zapowiadało się nie najlepiej, spojrzałem na niebo, czarne deszczowe chmury wisiały nam nad głowami. Czułem, że niedługo u góry otworzą kranik 🙂

Start w Wejherowie dalej przez Piaśnicę Wielką,Dąbrowa, jez. Dobre, Lubocino, Sobierńczyce, Porąb i Żarnowiec.
Następnie wjechaliśmy na szlak czerwony, który prowadził poprzez rezerwat Piaśnickie Łąki, i dalej juz czerwonym szlakiem cały czas do latarni morskiej

Gdy dojechaliśmy do Piaśnicy Wielkiej, gdzie mieliśmy obejrzeć groby pomordowanych przez Niemców zaczęło co raz mocniej padać, więc jechaliśmy bez zatrzymywania się.

Po pierwszych 20km zrezygnowały dwie osoby i zawróciły, ponieważ warunki były bardzo ciężkie, mokre korzenie ostrzegały nas ciągle przed upadkiem. Droga stawała się coraz cięższa z powodu podmiękłej drogi szutrowej. Jeszcze przed Żarnowcem wycofał się następny kolega. Nie podaję celowo imion, bo to nie ma większego znaczenia, najgorsze było to, że co raz nas to ubywało. Przed Żarnowcem właściwie już prawie wszyscy mieli dość tej jazdy, widziałem to na ich twarzach.IMG_0093.jpg.php

W związku z tym poprosiłem o to aby dojechać do Żarnowca i tam zadecydujemy czy jedziemy dalej czy wracamy szosą, bo to naprawdę nie było sensu jechać cały czas w deszczu. Wszyscy już byliśmy mocno przemoczeni. Ja również prawdę mówiąc miałem tej jazdy dość.

Jeeeeest!!! Żarnowiec, który nas przywitał brakiem opadów, wszystkim zrobiło się weselej. No więc jedziemy dalej, wszyscy zgodnie wyrazili zgodę. Wjechaliśmy tym razem na szlak czerwony w kierunku Białogóry.

Białogóra to wieś letniskowa znajdująca się 1,5km od Morza Bałtyckiego, jest to florystyczny rezerwat przyrody. Jest tam stanowisko lęgowe żurawia. Momentami nawet wyglądało słoneczko. Wszystkim poprawiły się humory, ale nie na długo, bo znowu się zaczęło i to na dobre do tego stopnia, że już naprawdę nie było na nas suchej nitki.

Za Białogórą zostało nas już tylko pięciu. Dzielna piątka postanowiła już bez względu na pogodę dojechać do upragnionego celu. Michał „Qazimodo” jako prowadzący narzucił dość ostre tempo, ciągnął jak oszalały a za nim reszta co sił w nogach parła do przodu.

Parę kilometrów przed latarnią jechaliśmy klifem, żeby nam uprzyjemnić jazdę zaczął dmuchać silny wiatr.

Byliśmy kompletnie przemoczeni a tu ten zimny nadmorski wiatr. Temperatura tu wynosiła 11 stopni. Najpierw dojechaliśmy do buczka sygnałowego a raczej do jego już ruin. Nie wiele tu było do oglądania. Tu mieliśmy pierwszą gumę, którą złapał Łukasz. Po ok 1km dojechaliśmy do naszej latarni. Znajduje się ona około 1km od brzegu morskiego na wysokości 75m n.p.m. Wysokość jej wynosi 33,4m.

Ja z Michałem jako pierwsi weszliśmy do jej środka, zapłaciliśmy 2zł i do góry. Długo wdrapywałem się na szczyt latarni. Panorama piękna (fotki), ale wiatr tak zimny, że dość szybko zszedłem na dół. Za nami weszli Sławek i Łukasz. Dość dużo ludzi zwiedzało ten obiekt jak na tak brzydką pogodę, sądziłem, że nie będzie tu nikogo. Zeszliśmy na dół i Łukasz stwierdził, że tymi piaskami to my do domu wrócimy o północy, więc schodzimy na szosę i gnamy czym prędzej w kierunku Wejherowa.IMG_9173.jpg.php

Wybraliśmy następującą trasę:Sasino. Słajszewo, Choczewo, Lublewko, Bychowo,Perlino, Mierzyno, Tadzino, Kostkowo, i Wejherowo. Od latarni nastąpiła zmiana prowadzącego a był nim Łukasz „Mudia”.

Koledzy narzucili takie tempo, że już mi po tych przejechanych 100km brakowało mi sił pędząc 28km/h a do celu pozostało jeszcze 20km, więc jechałem swoim tempem cały czas 25km/h. Pod koniec towarzyszył mi już do samego Wejherowa Łukasz „Mudia”, który nie chciał mnie zostawiać samego na szosie….dzięki Ci.

Biorąc pod uwagę całą trasę to była rzeczywiście ciężka czasami mocno zapiaszczona no i błota nie brakowało.

Tak naprawdę jechaliśmy prawie cały czas w deszczu przez ok. 60km z małymi przebłyskami słońca, czyli do samej latarni. Natomiast w drodze powrotnej opady zanikły na dobre.

Na liczniku miałem 121km

do domu dotarłem już na światłach, czyli przed 21:00

moje osobiste refleksje:

Osobiście ten rajd uważam za udany, był on po prostu ciężki, nie należymy przecież do rowerzystów niedzielnych i takie rajdy nie są dla nas czymś wyjątkowym…..musimy się z tym liczyć na przyszłość.

Serdecznie wszystkim uczestnikom chciałem podziękować, może to rzeczywiście nie był udany rajd jak niektórzy stwierdzili…..pogody nie da się przewidzieć kiedy ona będzie odpowiednia dla nas. Mimo wszystko było super towarzystwo i było miło spędzić czas na świeżym powietrzu.

W związku z tym, że ostatnie 3 rajdy były dość ciężkie, więc następny zapowiadamy, że będzie lajtowy i bardzo krótki.

tekst:Mieczysław

Sasino. Słajszewo, Choczewo, Lublewko, Bychowo,Perlino, Mierzyno, Tadzino, Kostkowo, i Wejherowo.

asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=wysoka
profil=normalny
trud=niski
m=Gdańsk
m=Wejherowo
m=Piaśnica Wielka
m=Lubocino
m=Sobieńczyce
m=Porąb
m=Żarnowiec
m=Białogóra
m=Stilo
m=Sasino
m=Słajszewo
m=Choczewo
m=Lublewko
m=Bychowo
m=Perlino
m=Mierzyno
m=Tadzino
m=Koskowo
szlak=zielony
szlak=czerwony
atrakcja=jezioro
atrakcja=morze bałtyckie
typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Rajd Tczew Opalenie

IMG_8301.jpg.php19 sierpień 2007r to dzień na który zaplanowałem rajd do Opalenia. Tym szlakiem nigdy nie jechałem, więc wreszcie postanowiłem go przejechać, pomimo podzielonych zdań odnośnie stanu nawierzchni i oznaczeń tego szlaku. Ruszyliśmy z Tczewa w pięcioosobowej grupie. Po bardzo długiej przerwie przywitałem z radością naszego starego znajomego „Robin’a”. Mieliśmy w pociągu dużo tematów do obgadania. W Tczewie ruszyliśmy w kierunku domu naszej koleżanki Kasi, gdyż ona miała nas nakierować na właściwy azymut zielonego szlaku. Wszystkie info przekazała Łukaszowi, który objął prowadzenie rajdu. Przy okazji chciałem poinformować że nasza Kasia już chodzi bez żadnej „podpórki” i straszy, że we wrześniu wsiada na rower. Zapewne wszystkich to bardzo ucieszy.IMG_8303.jpg.php

Jechaliśmy długimi krętymi drogami, aż w końcu trafiliśmy na szlak zielony. Zapomniałem wspomnieć, iż wspomagał nas w wyprowadzeniu z miasta kolega Rafał, który mieszka właśnie w Tczewie, a przyjechał do nas na rajd po raz pierwszy. Droga szutrowa, trochę piasku i trochę duktów leśnych była bardzo fajna, gdyby nie oznaczenia szlaków przy których można było dostać… już nie będę pisał czego. Dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych i nie wiadomo gdzie jechać dalej, bo nie ma żadnych strzałek informacyjnych. Postanowiliśmy rozdzielić się i pojechać w przeciwne strony szukać szlaku. W końcu któryś z nas krzyczy, że szlak został odnaleziony ok 30m od skrzyżowania. I tak było na każdym rozwidleniu dróg, także bardzo dużo czasu traciliśmy na szukaniu prawidłowej drogi. Dojeżdżając do wioski Rajkowy i dalej do Pelplina, uzupełniliśmy zapasy wody oraz bananów.

Odwiedziliśmy Górę Jana Pawła II w Pelplinie, zrobiłem parę fotek i ruszyliśmy dalej tym fatalnym szlakiem. W końcu dojechaliśmy do budującej się autostrady A1, przecięliśmy jeszcze ją kilkakrotnie.

Ostatni już raz przecinaliśmy A1 w wiosce Kierwałd kierując się na Lipią Górę i tu postanowiliśmy zjechać ze szlaku na szosę, ponieważ czas nas gonił. Przejechaliśmy Rakowiec, Jazwiska, Tymawa, Nicponia i Gniew. Do Opalenia mieliśmy dokładnie 1.7km, ale go ominęliśmy. W Gniewie(fot) zrobiliśmy krótki postój na zamku. Najlepiej zachowany krzyżacki zamek na Pomorzu stoi na wyniosłej skarpie na lewym brzegu Wisły, tuż przy rynku miejskim. Była to największa warownia zakonna po tej stronie rzeki. Do dzisiaj potężna ceglana bryła zamku widoczna jest z głównej drogi Gdańsk – Toruń.

Szybko ruszyliśmy w kierunku Tczewa, ponieważ chcieliśmy zdążyć na pociąg o 16:48, bo następny był dopiero ok godz 20:34.IMG_8305.jpg.php

Pomimo, że tempo mieliśmy niezłe to jednak nie zdążyliśmy na ten pociąg, więc poważnie zwolniliśmy. Po drodze tak jak było zaplanowane odwiedziliśmy w Rybakach Śluzę z XIXw. Działanie śluzy polega na tym, że jednostka pływająca wpływa do komory przez jedną przegrodę otwartą, przy drugiej przegrodzie zamkniętej. Otwarta przegroda następnie jest zamykana i woda, w zależności od potrzeby, jest napuszczana do komory, lub z niej wypuszczana. Po wyrównaniu się poziomów w komorze i kanale wylotowym otwarte zostają wrota, i jednostka wypływa z komory.

Dojechaliśmy do Tczewa przed godz 18:00 i okazało się, że po 18:00 odjeżdza pociąg z Bydgoszczy do Gdańska. Pożegnaliśmy naszego kolegę Rafała i wsiedliśmy do pociągu.

I tak się zakończyła nasza przygoda na fatalnym szlaku, ale generalnie jeżeli chodzi o drogi szutrowe czy leśne to były  one rewelacyjne.

Za sobą zostawiliśmy 140 km

Dziękuję kolegom za wzięcie udziału w naszym rajdzie.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=150

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Tczew

m=Rajkowy

m=Kierwałd

m=Rakowiec

m=Jazwiska

m=Tymawa

m=Nicponia

m=Opalenie

m=Pelplin

m=Gniew

szlak=zielony

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Relacja z nad jeziora Kamień – 2007.08.15

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Relacja miała zacząć się słowami „Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel…„ Na starcie, poza moją skromną osobą, pojawił się tylko Łukasz, więc z przygotowanego wstępu wstępu nici.

Jeszcze przed samym startem mała dojazdówka przepiękną, o tej porze dnia, rowerową trasą z Karwin na Pachołek rozbudziła mój apetyt na wspaniałe widoki. Samej trasy nie będę dokładnie opisywał, bo można obejrzeć ją na TinyGPS, ale warto nadmienić, że poza krótkim fragmentem szosy z Bojana do Koleczkowa, prawie cała trasa wiodła ścieżkami leśnymi i polnymi oraz mało uczęszczanym asfaltem z Kielna do Tokar. Trasa, mimo, iż wiodła przez tereny powszechnie znane, to tylko w niewielkim fragmencie pokrywała się z trasami GERu, co w połączeniu z przepięknymi wprost widokami, powiększa jej wartość. Dzięki słusznemu tempu już o 10.30 zawitaliśmy nad jeziorem, co dało nam sporo czasu na wypoczynek i kąpiel w przyjemnie chłodnej toni jeziora.OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z powrotem ruszyliśmy kilka minut po 12 i nadkładając trochę drogi dotarliśmy do Barniewic, gdzie standardowo zaliczyłem uroczą dolinkę. Potem skierowaliśmy się do Owczarni, gdzie rajd oficjalnie się zakończył. W powrotnej drodze zaliczyłem jeszcze Źródło Marii i jeszcze przed 15 zjadłem w domu obiad.

Sam rajd pomyślany był jako typowy Light i udało się to w pełni osiągnąć. Piękne widoki i naprawdę dobra pogoda tylko dopełniły radości z jazdy.

Mudia

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Bojano

m=Barniewice

m=Owczarnia

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | 2 Comments

Mała pętla

petla2_logoCzasem są takie momenty o jakich każdy chyba chciałby zapomnieć.

Ten rajd jednak pomimo pewnego zdarzenia jakie miało miejsce, do nich nie należy .
Ale skutki tej wycieczki już tak. Niemniej uznałem że opis powinien się znaleźć na naszej stronie. A przy okazji może ktoś skorzysta z mojej rady, lub jak woli nauczy się czegoś na moim błędzie.

Na starcie przy jeziorze Otomińskim stawiło się „dziesięciu wspaniałych”.
Po pstryknięciu pamiątkowej fotki ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Kartuz, po drodze mijając Żukowo.
Zmieniliśmy tym samym kierunek wycieczki i to co miało być na początku pozostało do przejechania na końcu.
Do Żukowa wycieczka była typową niedzielną przejażdżką. W Rutkach zaczeła się prawdziwie surwiwalowa przeprawa przez „Jar Raduni” – choć troszkę boczkiem, oraz dawno zapomnianą ścieżką leśną.
Po drodze była mała przerwa gdyż zaplanowaliśmy napaść na „stary pociąg”. Niczym Indianie nasłuchiwaliśmy ciuchci i ustawiliśmy się w strategicznych pozycjach do ustrzelenia pędzącej masy stali. Jako że zamiast winchesterów i łuków mieliśmy aparaty natychmiast po pojawieniu się pociągu na horyzoncie rozpoczęliśmy pstrykanie fotek.
Wspomniana ścieżka powinna zostać oznaczona na mapie jako zdrowotna gdyż zapewne wszyscy na długo pozbyliśmy się problemów reumatyzmem. Pokrzywy i ostre gałęzie naprawdę dały się we znaki. Ale szczęśliwie a nawet z uśmiechem wszyscy dojechali do betonowej ścieżki.
Osobiście jako pierwszy który jechał tą dróżką najadłem się pająków i innych robali, ale to oczywiście uroki „rowerowania”.
Niedaleko przed Kartuzami zatrzymaliśmy się na małą przerwę i kąpiel, z której niektórzy skorzystali.
Na miejscu natomiast, zrobiliśmy małe zakupy i pożegnaliśmy trójkę z nas którzy na ten dzień mieli nieco inne plany i pojechali w swoją stronę.
Dalszą część wycieczki przebyć mieliśmy w siedmioosobowym składzie.
W Kartuzach przesiedliśmy się na czerwony szlak i po małych perypetiach związanych z jego odnalezieniem dotarliśmy do Ostrzyc. Po drodze mieliśmy okazję jechać zjazdami na jakich nie powstydziliby się ścigać zawodnicy downhilu.
Naszym celem miało być dotarcie do skrzyżowania ze szlakiem czarnym i nim mieliśmy wracać do Otomina.
Tuż przed Wieżycą odłączył się od nas Intel, który na swojej nowiutkiej Meridzie, osadzonej w całości na XTR-ach i w nowiutkich butkach, „pomknął do góry zwijając za sobą asfalt”.
Niestety kilka kilometrów przed czarnym szlakiem poczułem że nie jestem dalej w stanie kontynuować wycieczki. Nabawiłem się potwornie ostrych odparzeń na zadku i z każdym kilometrem sytuacja zaczynała wyglądać coraz mniej ciekawie. Krem oraz jazda na stojąco niestety nie pomogła.
Zdecydowałem się odłączyć od grupy i przekazać przewodnictwo Mietkowi. Samotnie dotarłem do Egiertowa gdzie przyjechała po mnie żona. Załadowaliśmy rower do środka i wróciliśmy do domu. Trochę było mi głupio bo taka „niecodzienna kontuzja” zdarzyła mi się po raz pierwszy. Ale mam nadzieję że ostatni. W domu okazało się że sprawa wygląda jeszcze gożej niż myślałem. Mam nadzieję że uda mi się załatać d..ę i już niedługo wsiąde na rower.
Teraz jednak zawsze będę smarował przed rajdem co trzeba aby nigdy nie mieć podobnych problemów. No w końcu wiadomo „ jak nie posmarujesz to nie pojedziesz”. Te słowa nabrały dla mnie od dziś zupełnie nowego znaczenia. Zawsze sądziłem że odnoszą się do łańcucha a nie do d..y . Wink

Opis trasy:

Z Otomina dojechaliśmy przez Sulmin, Niestępowo, Przyjaźń do Żukowa. Następnie do mostu w Rutkach cały czas niebieskim szlakiem. Jar Raduni mineliśmy nieco ścieżką przy torach kolejowych, aby po chwili powrócić na niebieski szlak. Po kąpieli w Mezowie pojechaliśmy dalej w stronę Kartuz mijając niebieską „ścieżkę” po lewej stronie. W samych Kartuzach tuż przed miejscowością Kosy udało nam się zlokalizować czerwony szlak. Nim polecieliśmy do Chmielna. Potem odbiliśmy na Zawory i drógą stroną jeziora dotarliśmy do Ręboszewa. Następnie była Brodnica Dolna i Ostrzyce, już na trasie czerwonego szlaku. Tuż przed Wierzycą w miejscowości Kolano odbiliśmy na czarny szlak docierając do Rąt i Sławek Górnych. Zaraz za nimi rozdzieliłem się z grupą dojeżdżając do Egiertowa skąd „wóz techniczny” pozbierał mnie do domu.

Reszta Ekipy początkowo trzymała się czarnego szlaku, ale w wyniku straszliwej ulewy postanowiła ściąć go i dotrzeć jak najszybciej do Otomina gdzie zakończono rajd.

Dzięki za wycieczkę!
Qazimodo

asfalt=niewiele

dystans=100

kiondycja=normalna

profil=normalna

trud=niski

m=Otomin

m=Zukowo

m=Kartuzy

szlak=czerwony

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Relacja z rajdu po okolicach Sulęczyna

IMG_8226.jpg.phpSzukasz recepty na wspaniale spędzony weekend? Zapakuj na rower śpiwór i wyrusz do Sulęczyna w piątek po południu. Dystans od Gdańska to około 70 km więc zapewne pokonasz go w ciągu 3 godzin.

Niestety musisz przejechać przez Żukowo i Kartuzy, lecz później droga staje się już w miarę pusta, a krajobrazy wspanialsze. Jeśli zaś masz ochotę na „wyczyn” to przejedź trasą pokazaną na mapce pamiętając że dystans rośnie do 90 km, a średnia z trasy może spaść nawet poniżej 20 km/h. Będziesz więc potrzebował ok. 4-5 godzin na dojazd.

W Sulęczynie należy znaleźć nocleg (agroturystyka) i dobrze wypocząć przed kolejnym dniem. Sobotę zamierzasz przecież spędzić bardzo aktywnie podziwiając kaszubskie krajobrazy podczas jazdy na nieobciążonym rowerze. To ważna sugestia abyś wszelkie potrzebne do biwakowania przedmioty (śpiwór, ręcznik itp.) zostawił w miejscu noclegu. Jeszcze tam wrócisz na dzisiejszą noc, a jazda lekkim rowerem pośród często wyciskających 7-me poty kaszubskich wzniesień zapewnia maksimum przyjemności.IMG_8227.jpg.php

Wyrusz rano o takiej porze, która zapewni Ci solidny wypoczynek. Wyjeżdżając z Sulęczyna kieruj się na Bytów lecz po przejechaniu niecałego kilometra zjedź z drogi w lewo tuż za niewielkim oczkiem wodnym. Wzdłuż jeziora Mausz dotrzeć do niewielkiego cypla na którym znajduje się ośrodek wypoczynkowy i stadnina koni wraz ze szkółką (zdjęcie, zdjęcie). Po opuszczeniu tego urokliwego miejsca podążaj dalej wzdłuż jeziora aby spenetrować drugi, znacznie większy cypel. Na jego końcu czeka Cię niespodzianka (zdjęcie) lecz jestem przekonany, że bardziej się ucieszysz niż zmartwisz

Kolejnym punktem rajdu jest dolina Słupii, lecz zanim tam dotrzesz spójrz na widok po prawej stronie (zdjęcie). Następnie przejedź jeszcze 2 km aby zatrzymać się na początku ścieżki rowerowej biegnącej wzdłuż rzeki (zdjęcie) – tego nie można ominąć! Ujrzysz ogromną skarpę, a spoglądając w dół rwącą, górską rzekę. Cóż, trochę się rozmarzyłem, lecz gdy staniesz w tym miejscu co ja poczujesz podobne emocje. Ścieżka rowerowa doprowadzi Cię do „źródliska”. Miejsce to opisuje legenda widoczna na tym zdjęciu, zaś na kolejnym prezentuję coś czego robić nie powinieneś chociaż zapewne i tak zrobisz. Powodzenia

Opuszczając Słupię kieruj się w stronę Parchowa aby wjechać na niebieski szlak. Koniecznie tamtędy przejedź! Szlak jest bardzo źle oznakowany i pokonanie go przyniesie Ci wiele przyjemności. Ugrzęźniesz w bagnie, w wysokich trawach, będziesz wspinał się pod solidną górę, a to wszystko w niesamowicie pięknym krajobrazie (zdjęcie , zdjęcie , zdjęcie). Wreszcie zmęczony i rządny kolejnych wrażeń dojedziesz do Jamna i dalej do Żukówka. Opis tego co zobaczysz jest zbyteczny, spójrz więc jedynie na drobną namiastkę okolic widoczną na tym zdjęciu.

W tym miejscu kończę swą relację gdyż zgubiłem śrubę w wahaczu i musiałem wracać do bazy (Sulęczyna) szosą. Mam jednak nadzieję, że mój towarzysz (Flash) opisze miejsca które widział po naszym rozłączeniu.

Do miejsca noclegu wrócisz wieczorem, około godziny 18. Będzie więc sporo czasu na rozpalenie ogniska bądź grilla i dyskusje do zachodu słońca lub północy. (Chyba nie zapomniałem Ci powiedzieć abyś na tej rajd zabrał grupę najlepszych znajomych??).

Rankiem drugiego dnia możesz wyruszyć na dwóch kołach lub postąpić tak jak ja: zapakować rower do samochodu i udać się w stronę Gdańska przejeżdżając przez Gołubie oraz Krzeszną. Kieruj się w stronę jeziora Patulskiego, które jest bardzo ciepłym zbiornikiem z ładnym kawałkiem plaży. Dojazd do niego wiedzie krętą szutrową drogą niczym jeden z OS-ów rajdu Kaszub Nie szarżuj jednak bo często przechodzą tamtędy plażowicze. Jeśli akurat jeden z Twoich znajomych podąża za Tobą na terenowym motorze to dociskając mocniej gazu na zakręcie możesz pokazać że nisko zawieszone auto też sporo potrafi Nie przejmuj się o wielki tuman kurzu jaki po sobie zostawisz – ten koleś na motorze właśnie myśli, że bierze udział w rajdzie Dakar i tym niewinnie ostrym manewrem spełniasz fragment jego marzenia (pozdrowienia dla Maćka i jego Aprilki)IMG_8250.jpg.php

Wykąpani, odświeżeni wracamy do Gdańska. To był wspaniały pełen wrażeń weekend. Dzięki uprzejmości znajomego (dzięki Kaziu!) dysponowaliśmy położonym nad samym jeziorem domkiem wraz z kawałkiem działki do rozbicia namiotów. Postanowiłem, że będę regularnie organizował takie kameralne wypady. Cel: Kaszuby! Tylko i wyłącznie Kaszuby. Baza noclegowa jeśli nie „u Kazika” to gdziekolwiek dalej. Dla rowerzystów znajdzie się tam niejeden raj.

Andrzej „scoot”

asfalt=niewiele

dystans=150

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

m=Żukowo

m=Kartuzy

m=Węsiory

m=Sulęczyno

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajdy z Qazimodo czyli supełki

IMG_0030

Pomimo dużego zainteresowania i zapowiedzenia się wielu osób na starcie stawił się jedynie dzielny Zbyszek. Spotkaliśmy się o 7:30 w SKMce jadącej w kierunku Słupska. Po dość ciekawej podróży, podczas której mieliśmy okazję polemizować sobie z lokalną młodzieżą na temat palenia w naszym przedziale papierosów, dotarliśmy do Bożegopola Wielkiego.

Ku naszemu zaskoczeniu nikt na nas nie czekał. Zrobiliśmy więc pamiątkowe foto odczekaliśmy chwilkę i ruszyliśmy. Jak się szybko okazało nie w tym kierunku co trzeba bo po chwili zobaczyliśmy tablicę Bożepole Małe. Po powrocie w miejsce startu i ustaleniu właściwego (jak nam się zdawało) kierunku ruszyliśmy po raz  drugi. Od początku zupełnie nie pasował nam kierunek jaki obraliśmy ale po telefonicznej konsultacji z naszym operatorem w bazie (Mietkiem w domu przed komputerem) nasze wątpliwości się rozwiały.

Po około półtorej godzinie jazdy dotarliśmy do Godętowa. W tym momencie obiecałem sobie że ostatni raz prowadzę rajd. Zamiast być już daleko w kierunku Gdańska my cofnęliśmy się w przeciwnym kierunku. Na ale cóż radowaliśmy się że jesteśmy na niebieskim szlaku i na pewno się nie zgubimy. Po chwili nasz zapał ostudził deszczyk. Niemniej trasa z Godętowa była już w dobrą stronę i mieliśmy pewność że jedziemy jak trzeba.

Niestety oznaczenia tego szlaku wcale nie były takie super jak twierdzili niektórzy i doszukaliśmy się w nich wielu błędów. Nie mieliśmy mapy a jak się okazało po samych znaczkach na drzewach jechać się nie dało. Co gorsza w pewnym momencie szlak zaczął zataczać koło i zaczęliśmy się zbliżać powrotem do Bożegopola.

Tu nastąpiła kolejna konsultacja z operatorem.

Cofnęliśmy się kilka kilometrów i asfaltową drogą dotarliśmy do okolic dworku w Paraszynie. Po drodze złapało nas prawdziwe deszczysko, mocząc nas jak w czasie kapieli. Po małej przerwie na herbatce w dworku i pamiątkowym foto ruszyliśmy dalej docierając do leśniczówki „łowców przygód”. Tam nastąpiła mała techniczna przerwa bo moja przerzutka przednia całkowicie odmówiła posłuszeństwa. Zresztą podczas całej wyprawy silny deszcz i mocno zabłocone drogi skutecznie zapychały nasze napędy. W silnym deszczu momentami całkowicie uniemożliwiającemu jazdę dotarliśmy niebieskim szlakiem do Malwina.

Na licznikach mieliśmy po 80 km. Całkowicie przemoknięci o godzinie 17:00 zdecydowaliśmy się nie jechać dalej szlakiem i odbić w stronę Wejherowa. Tak też zrobiliśmy. Na nasze szczęście cali dojechaliśmy do dworca PKP, a było blisko zderzenia z TIR-em.  Tu po chwili wsiedliśmy w pociąg i dojechaliśmy do Gdańska gdzie rozeszły się nasze drogi.

Całą wycieczkę uważam za udaną choć powoli przechodzi mi radość jazdy w każdych warunkach. Silny i nieustanny deszcz jest z pewnością jednym z nich. O formę trzeba jednak dbać więc czasami nie ma wyboru. Dobrze że mieliśmy odpowiednie ciuchy które jak myślę w ogóle pozwoliły nam na jazdę w deszczu. Techniczna odzież jest jednak warta swojej ceny.

Wiele zdjęć niestety nie wyszło więc pięknej relacji brak, na domiar złego uszkodziłem swoją cyfrówkę. Przygoda i dobre towarzystwo wynagrodziły mi jednak te niedogodności. Brak mapy i zły sposób oznaczania szlaku wprowadziły nas kilka razy w błąd. Czasem zmuszając nas do dość długich powrotów.

Szlak jest jednak bardzo piękny i gorąco go polecam.
Z pewnością tak jak i Mietek taki i my na długo go zapamiętamy bo wraz z pogodą dały nam w kość!

Pozdrawiam Qazimodo.

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Bożepole Wielkie

m=Wejherowo

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Puszcza Kaszubska, Paraszyńskie Wąwozy

IMG_7884

Trasa przejazdu

 

Spotkaliśmy się w pociągu w 12-sto osobowym składzie, ale po drodze jeszcze paru dosiadło. W sumie było nas 15. Nikt się nie spodziewał, że na tej trasie będziemy przeżywać ciężkie chwile. Tym razem opuściło nas szczęście, które zawsze nam towarzyszyło.

Zawsze podkreślałem, aby wszyscy korzystali z kasków z powodu ostrych technicznych zjazdów… no i przydał się kask przy moim dość niebezpiecznym upadku, ale o tym później.

Boże pole Wielkie! Nareszcie wysiadamy, krótkie zaopatrzenie w sklepie i w drogę! Obiecałem 100% szutrów i słowa dotrzymam. Założeniem tego rajdu było przejechanie niebieskiej ścieżki rowerowej aż do jeziora Wygoda a następnie szlakiem czerwonym do Sopotu. Momentami bardzo przyzwoita droga leśna, ale było dość sporo podjazdów i oczywiście zjazdów,  często bardzo krętych i niebezpiecznych. Nie jeden raz wprowadzaliśmy rowery na piechotę.IMG_7872

Po przejechaniu 20 km nastąpiła pierwsza awaria w rowerze Pawła… kicha. I nic nie byłoby w tym nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że nasz kolega posiada rower starszego typu w którym kola są mocowane za pomocą nakrętek, a nie szybko zapinaczy. Niestety nikt nawet właściciel nie posiadał odpowiedniego klucza. Powstał problem i to nie mały gdyż Pawłowi groziła 20-sto kilometrowa przechadzka lasem.

Na jego szczęście Michał po dłuższych przeszukiwaniach swoich zasobów narzędziowych znalazł jakiś stary klucz rowerowy……uff no to mu sie jednak tym razem upiekło. Niech to będzie przestrogą dla każdego, że klucze należy mieć ze sobą, a nie liczyć na innych.

Po wymianie dętki ruszamy w drogę. Za chwikę następna kicha tym razem u Janusza, ale tu przynajmniej nie było problemu ze zdjęciem koła. Michał prowadził ten rajd za pomocą GPS’u. Spisał się doskonale, ani jednej wpadki…. zastanawiam się nad kupnem tego urządzenia na przyszły sezon. Rozpocząłem serię upadków  podczas dość szybkiego zjazdu pomiędzy wystającymi korzeniami. Anetce jadącej przede mną rzuciło rower w lewo, a ja aby uniknąć zderzenia skierowałem się w stronę nasypu. Zjazd był dość ostry, także tam po tych nierównościach szybkości przewyższały 30 km/h. Głową  walnąłem w nasyp… całe szczęście, że miałem kask. Skutki tego upadku były takie, że musiałem się wycofać na szosę. Żebro pęknięte albo mocno stłuczone – nie wiem. Zaciskając zęby pojechałem jeszcze 10 km z grupą po tych nierównościach aż do jeziora Wygoda. W tym miejscu wiedziałem, że czerwonego nie przejadę, więc postanowiłem wjechać na szosę w kierunku Wejherowa (ok 15km).

IMG_7876Nie byłem osamotniony, bo okazało się, że za mną w pewnej odległości Paweł również zaliczył OTB. Potłuczony dołączył do mnie składając rezygnację z dalszej jazdy czerwonym szlakiem.

Fatalny dzień!!!, ale to nie koniec problemów.

Tomkowi „Flash’owi” przy zjeździe , koło wpadło  w jakiś dół i poleciał  jak wystrzelony z katapulty. Nic mu się nic nie stało, bo miał miękkie lądowanie w życie Smile

Następnie po 40 km nastąpiła awaria jaka nie zdarza się często, a mianowicie Tomkowi rozleciał  się suport… rower nie nadawał się w terenie do naprawy. To najgorsze co go mogło spotkać gdyż był zmuszony iść na piechotę do Wejherowa na pociąg (15 km)… nie mając innego wyjścia, poszedł, a raczej pobiegł. Byłem cały porozbijany, jadąc szosą nie mogłem obejrzeć się do tyłu i sprawdzić czy jedzie za mną Paweł (obolały kark). Oprócz tego mięśnie obu nóg miały mocne stłuczenia. Ból mi sie wzmagał, więc jechałem coraz wolniej. Gdy wsiedliśmy do pociągu w przedziale siedział już wygodnie Tomek!! Jak to sie stało, że on pierwszy dojechał przed nami? Twierdził, że często biegł po szosie no i w dodatku ruszył w drogę ok 20 min przed nami.

IMG_7888

I tak się skończył ten rajd pełen przygód i upadków. Był bez wątpienia jednym z najmniej szczęśliwych, a mój upadek zaliczam do najbardziej niebezpiecznych w całej swej karierze rowerowej.

Teraz na pewno przez parę dni nie będę mógł wsiąść na rower…. szkoda, taka fajna pogoda.

organizator: Mieczysław Butkiewicz

nawigator: Michał Rybicki

zdjęcia: „Flash”&”sot”

asfalt=brak

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Bożepole Wielkie

m=Wejherowo

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment
« Older
Newer »