Foto-Rowerowy rajd nad jezioro Kamień

DSC_8109-27Mapka przejazdu w/g GPS’u

Fotograficzny rajd do Kamienia był zapowiadany jako impreza sielska i anielska; ze względu na niewysokie tempo i liczną ilość postojów, odpowiednia nawet dla tych rowerzystów, którzy rzadziej korzystają ze swoich maszynek.

Nie dziwne więc to, że nieelegancko niepunktualna autorka tej relacji, wjeżdżając na miejsce zbiorki rajdu, naliczyła około 20 dusz (hm, no może nie do końca naliczyła – oszacowała mało wprawnym okiem :P).

Tradycyjne i niezbędne zakupy tych, którzy na ostatnią minutę zaopatrywali się prowiant w kultowym warzywniako-spożywczym koło PKP Wrzeszcz, oczywiście generowały jeszcze większe i jeszcze bardziej tradycyjne opóźnienia . Opóźnienia nietradycyjne wynikły natomiast na skutek niezwykle dialogicznego tego dnia nastawienia Ojca Dyrektora, czyli Mietka, znanego także jako mbut. Ten, zobaczywszy gotową na jazdę pod swoimi skrzydłami większą liczbę nieznanych sobie dusz na rowerach trekingowych, ku zgrozie części zgromadzonych, niespodziewanie i nietypowo dla siebie, zaproponował wydostanie się z gdańskiej niecki szosą. Tu jednak przytomna autorka relacji, a także syn rzeczonego mbuta, Scoot, przywołali go szybko do rozumu .8088

Ostatecznie, wjechaliśmy do lasu przez Osiedle Młodych i tu grzecznie zaczęliśmy pokonywać pierwsze leśne podjazdy, nieco błotniste po ostatnich opadach deszczu. Peleton oczywiście jak zwykle się nieco rozciągnął.
Pierwszy dłuższy postój zaliczyliśmy nad Jeziorem Wysockim. Tu też dowiedzieliśmy się, że jeden z dżentelmenów postanowił się od nas odłączyć, gdyż wyczerpał już swoje zapasy mocy. Cóż, dżentelmena pozdrawiamy i mamy nadzieję, ze następnym razem pójdzie lepiej .

Orzeźwiwszy się lodami, przez pola skierowaliśmy się ku Jezioru Tuchomskiemu, z malowniczą wyspą pośrodku. Wspomniana wyspa, według prowadzącego, miała okazać się niezwykle fotogenicznym obiektem fotograficznym – oczywiście zapewne docenilibyśmy jej wizualne walory bardziej, gdyby całej naszej uwagi nie pochłonął inny obiekt, dla rowerzysty miejsce święte – sklep 😉 I to jeszcze jaki – z huśtawkami ;).DSC_8166-59

Ostatecznie jednak dotarliśmy nad Kamień, po drodze spotykając TW Janusza vel. Stefana, który i tak nagle dość tajemniczo zniknął, porywając ze sobą kilku członków wycieczki, m.in. Topola i Jaro, by dołączyć do wycieczki Niecierpliwej Marty.

Sam postój nad Kamieniem w miejscu może niepięknym, ale pozwalającym na rozpalenie ogniska w sposób względnie bezpieczny i nieniszczący zieleni. Nad ognichem zapoznane żarłoki rajdowe upiekły kiełabachy (zwane też kiełbami ) i skonsumowały je w kompani musztardy, chleba, jabłecznika i ciasta drożdżowego. Jedna z kiełb pozostałych po naszej uczcie stała się co prawda, z inicjatywy Oli Szaszki, narzędziem do tortury naszych siodełek. Kiełba, spełniwszy tą role, została niepostrzeżenie włożona Mietkowi między siodełko, a torebkę podsiodłową, tak, ze uczestnicy wycieczki, a także wszystkie okoliczne psy mogły bez użycia wzroku złapać mietkowy trop 

Powrót szalenie malowniczy, fragmentami niebieskiego szlaku rowerowego – momentami widoki, niczym w niższych partiach gór. Zdjęć chyba trochę mniej, niż zakładał organizator .

Podsumowując, przejechaliśmy około 80km (trasa podstawowa rajdu, nie licząc dojazdów).8073

Trasa wycieczki: Gdańsk Wrzeszcz – Osowa – Chwaszczyno – Warzno – Kielno – Kieleńska Huta – Kamień – Kowalewo – Tokary – Warzenko – Nowy Tuchom – Barniewice – Nowy Świat – Owczarnia – Oliwa

Ciekawostką rajdu był niewątpliwie Scoot, który dzień wcześniej celowo popsuł sobie swojego Treka ;). Wziąwszy Robina na litość, wyżebrał od niego testowy egzemplarz lekkiego Titusa, a potem udawał, ze umie jeździć ;).

tekst: Katarzyna Jamroż

zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Osowa

m=Cwaszczyno

m=Kamień

m=Warzno

m=Kielno

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , , , | Leave a comment

Rajd do latarni morskiej Stilo

IMG_0078mapa przejazdu w/g GPS’u

Zapowiedź rajdu była wystawiona pięć dni wcześniej kiedy jeszcze prognozy były optymistyczne.

Wystawiając zapowiedź rajdu, liczyłem na miłą, słoneczną przejażdżkę. Niestety, pod koniec tygodnia pogoda zaczęła się załamywać. Wydawało się jednak, że jeszcze można jechać. Wyszło inaczej, ale o tym później. Do Lęborka dojechaliśmy o godzinie 9:15 i tu nastąpił start w kierunku latarni morskiej. Cały czas prowadził nas Michał wraz ze swoim GPS’em. Świetna sprawa, szkoda tylko, że tak kosztowna. Planując rajd, zakładałem choć częściowy przejazd drogami szutrowymi. Niestety, mapa i rzeczywistość nie chciały się jakoś pokrywać. Ostatecznie okazało się więc, że jechaliśmy do Stilo cały czas asfaltowymi drogami drugorzędnymi. Generalnie rzecz biorąc, trasa wręcz wykwintna, asfalt w miarę równy, brak blachosmrodów. Dobra nawierzchnia zachęcała do szybkiej jazdy, ok. 25-28km/h. Ostatecznie więc, średnia wyszła nam niezgorsza – 20km/hIMG_9181

Podsumowując, do Stilo dojechaliśmy przez Nową Wieś Lęborską, Kłębowo Nowowiejskie, Wilkowo, Garczegorze, Łebierń, Kopaniewo, Maszenko, Bagędzino, Ulinię i Sasino (38km) Dojechawszy do samej wsi Stilo, nie mogliśmy spocząć na laurach. By dostać się do latarni, co zresztą każdy miejscowy wie, trzeba wdrapać się pod dość wysoką górę. Niektórzy co silniejsi pogardzili jednak wciąganiem roweru do góry i próbowali podjechać. Teren latarni to miejsce zachęcające do odpoczynku, fotek i pogaduszek. Za jedyne 4zł za osobę, można także zwiedzić samą latarnię. Hm, okazuje się też, że niektórzy, nawet duzi, są w stanie nieco zaoszczędzić i zrobić to za jedyne 2zł (tak, jak zrobił to Zbyszek – nie wiedziałem Zbyszek, że jesteś studentem:) ) (po prawej fotka z latarni morskiej)

IMG_9192

W końcu nadszedł jednak czas, by zbierać. Trasa w dół to piaszczysto-korzenny tor przeszkód. Próbowałem zjeżdżać, ale na pewnym odcinku przednie koło zaryło się w piasku, a rower dość mocno przechylił się do przodu. Oczywiście gleba; całe szczęście dość szybko się pozbierałem 😉 Spojrzałem do tyłu, by sprawdzić, czy ktoś mnie nie staranuje i zobaczyłem OTB Zbyszka. Ten leciał tuż za mną w powietrzu wraz z całym rowerem – nie udało wypiąć mu się z pedałów. Glebnął na plecy aż huknęło:) Na szczęście, jemu też nic się nie stało ;). W drogę powrotną ruszyliśmy czerwonym Szlakiem Bałtyckim. Teren zróżnicowany, trochę piachu – droga nie była usłana różami. Jednak każdy chwalił tę trasę; niektórzy jeszcze nią nie jechali. Dróżka rzeczywiście wspaniała, prowadząca laskiem sosnowym. Niestety, nie wszystko pięknie się układało. W pewnym momencie spojrzałem w niebo, a tam czarne chmury. Zacząłem zastanawiać się, czy aby nie czeka nas powtórka z rozrywki – miałem tu na myśli zeszłoroczny rajd do Stilo w ulewie. Jednak jeszcze do Białogóry dojechaliśmy na sucho. Tu spotkała nas miła niespodzianka – czekali nas nas dwaj koledzy, Mudia i Bono, którzy na kołach wyjechali nam z domów na spotkanie. Krótki postój na zakupy i znów ruszyliśmy.W tym momencie, u góry najwidoczniej odkręcili kranik i zaczęło siąpić; na tyle jednak słabo, że postanowiliśmy jechać. Przyspieszylismy, aby jak najszybciej dostać się do Żarnowca, i tu się dopiero zaczęła zabawa. Padało coraz mocniej i mocniej, aż doszło do ulewy. Rzeczywiście, Stilo jest dla nas wyjątkowo pechowe.IMG_9200

W Żarnowcu wjechaliśmy na szlak zielony. Strumyki wody płynące wzdłuż ścieżki, kamienie, korzenie, błoto i deszcz odbierały nam siły. Jednym słowem, nawierzchnia nie nadawała się do kontynuowania dalszej jazdy, Postanowiliśmy więc zjechać na szosę. Tu przynajmniej mogliśmy cieszyć się twardym podłożem pod kołami, jednak samochody i tumany wody unoszącej się nad nami, odbierały chęć do jazdy. Nie mieliśmy jednak wyboru – trzeba było jechać dalej. Początkowo poruszaliśmy się wspólnie, ale z czasem celowo potworzyły się małe grupki jedno i dwuosobowe. Każdy rwał do przodu, ile miał sił w nogach. Mieliśmy się spotkać na dworcu w Wejherowie. Ja jechałem samotnie dość szybkim tempem i o niczym nie marzyłem, jak tylko aby to szosa jak najszybciej zniknęła mi z oczu. W końcu jednak ujrzałem długi, ostry zjazd przed Wejherowem. Tu puściłem klamki i jadąc 50km/h, miałem tylko nadzieję, ze nie wpadnę w poślizg. Na szczęście się udało, uff. W Wejherowie czekał już Zbyszek, a za mną dojechał Bono. Nie wiem tylko, jak to się stało, bo widziałem go na szosie przede mną. Mudia, który podobnie, jak Zbyszek, dojechał do Wejherowa szybciej, wybrał się jeszcze na stację benzynową umyć rower – że tez mu się chciało ;). Nasza czwórka była jednak na miejscu i tak później, niż pozostali uczestnicy wycieczki. Ci, chroniąc się przed deszczem i chłodem, wsiedli we wcześniejszą, niż my, kolejkę. Gdy oni już zbliżali się do domów, my straszyliśmy ludzi na peronie, wyżymając nasze ciuchy.Niestety, w pociągu nie było już tak wesoło. Zimno robiło swoje. Dla mnie rajd zakończył się we Wrzeszczu, gdzie wysiadłszy wraz z Bonem z pociągu, skierowałem się ku Zaspie. Zbyszek pojechał dalej. Przepraszam tych, którzy chcieliby obejrzeć zdjęcia z odcinka Białogóra – Wejherowo. Nie mam ich, gdyż nie chcąc zamoczyć aparatu, schowałem go do plecaka.

Długość trasy 105km

Mieczysław Butkiewicz

Długość trasy 105km

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Nowa Wieś Lęborska
m=Kłębowo

m=Wilkowo

m=Garczegorze
m=Lebień

m=Kopaniewo

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , , , , | 1 Comment

"Na obiad do Wyczechowa"

IMG_9127Orientacyjna mapka

Od ostatniego rajdu kulinarnego minęły 2 tygodnie i w związku z tym postanowiliśmy ten temat kontynuować na następnym rajdzie. Ola wyraziła zgodę na poprowadzenie głodomorów do Wyczechowa, do kolejnej fajnej knajpki na pierożki.

Więcej informacji o gościńcuIMG_9131

Spotkanie jak zwykle przed dworcem PKP we Wrzeszczu. Gdy dojeżdżałem do miejsca spotkania zaświeciły z daleka kaski od których odbijały sie promienie słoneczne. Pogoda dopisywała. Rowerzystów naliczyłem 12, więc było z kim jechać. Wjechaliśmy na czarny szlak za Otominem. W trakcie jazdy otrzymałem telefon, że w Otominie czekają trzy kolejne osoby. Akurat w tym momencie nastąpił ostry zjazd, więc przerwałem rozmowę i puściłem klamki i w Imię Boże… na szczęście bez OTB, ale co się odwlecze to nie uciecze. Godzinę później miałem małe spotkanie z matką glebą. Nic sie stało, tylko małe zadrapania.

W końcu dojechaliśmy do naszych spóźnialskich, więc było już nas 15 osób. Ruszyliśmy do boju, cały czas czarnym szlakiem przez Łapino, Kolbudy, Borcz Hopowo… i jak się okazało, że Wyczechowo było w przeciwnym kierunku to zawróciliśmy, na szczęście tylko 0,5 km.IMG_9133

Cel osiągnięty, wjechaliśmy na podwórko, gdzie były rozstawione stoły wraz z ławkami. Zsunęliśmy dwa z nich aby wszyscy się zmieścili. Następnie nastąpiło zajmowanie miejsc w kolejce i oczekiwanie na jadło. Ta sielanka trwała chyba ze dwie godziny i jak pamiętam była godzina 16:00 gdy próbowaliśmy ruszać w drogę powrotną. Do startu Kubicy na torze w Kanadzie pozostało 3 godziny, a do domu 40 km w pełnym słońcu. Szosą zdążymy, ale szutrami to raczej odpada. Nic nam nie pozostało tylko jechać przyśpieszonym tempem. Wiem jedno, że nie było prawie wcale przystanków za wyjątkiem krótkotrwałych na potrzeby fizjologiczne. Nasze dziewczyny świetnie wytrzymały te trudy w słońcu i jechały równo ze wszystkimi. Koło Auchan pożegnaliśmy Olę i Silvera i jeszcze paru po drodze odłączyło się, bo mieli bliżej do domu. Ja zapowiedziałem, że jadę dalej do Wrzeszcza zielonym szlakiem przez las, zgłosiło się chyba 5 czy 6 osób, które również chciały dojechać do Wrzeszcza.

Ruszyłem, a tuz za mną reszta bikerów. Była godzina 18:48 jak pamiętam, więc Bono nalegał aby zwiększyć tempo. Parłem po tych wszystkich zakrętach, wybojach a znałem je dokładnie i wiedziałem gdzie jest każda przeszkoda. Cały czas tuż za mną jechała nasza koleżanka (nie pamiętam niestety imienia), a reszta trochę się opóźniała. Dojechaliśmy do Wrzeszcza i tu nastąpiło pożegnanie, a ja wraz z Bono i kolegą pojechaliśmy w kierunku Zaspy.IMG_9152

Przez cały nasz rajd jechało z nami trzech „przecinaków”, więc juz na początku myślałem, że będzie gonitwa. Nic bardziej mylnego, oni jechali jak „baranki”. Spokojnie bez żadnych zrywów. Myślałem, że AgaBikerka jest w niedyspozycji, bo jakoś się jej nie śpieszyło do rwania łańcuchów. To samo dotyczyło Silvera i Pablogórala. Chyba mieli podcięte skrzydełka:)

Wycieczka jak i pogoda była kapitalna. Wszystkim biorącym udział w naszej imprezie chciałem bardzo podziękować. Zapraszam na kolejny rajd!

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Otomin

m=Kolbudy

m=Lapino

m=Wyczechowo

szlak=czarny

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment

"Na obiad do wędzarni"

IMG_0350Mapka dojazdu

Cóż może zrobić kobieta której mąż wyjechał gdzieś daleko na jakiś rzeźnicki maraton? Może na przykład… pojechać na wycieczkę rowerową!

Tuż przed długim weekendem codziennie zaglądałam na stronę GER-u, wyraźnie jednak nikt nie kwapił się do zorganizowania wycieczki. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce, i rzuciłam pomysł wyprawy kulinarnej do wielokrotnie już wypróbowanej knajpki w Kleszczewie, przy drodze na Starogard Gdański. Trasę tę pokonaliśmy z Piotrkiem na rowerach jakiś miesiąc wcześniej, i uznałam, że będzie idealna na mój debiut jako organizatora: nie za długa, nie za trudna, obfitująca w widoki, no i posiadająca wyraźnie zdefiniowany CEL.IMG_9058
Przejęta lekką tremą zbliżałam się do dworca we Wrzeszczu, którego budynek zasłaniał akurat stojący autobus. „Żeby chociaż była jedna, dwie osoby…” – myślałam. Okazało się, że osób jest aż 15, a kolejne 3 dołączą w Otominie!
Ruszyliśmy klasyczną drogą przez ul. Partyzantów, Srebrzysko, ul. Potokową i dalej po betonowych płytach aż do Auchan. Mietek początkowo nieufnie odnosił się do wybranej przeze mnie drogi, ale potem wyglądał na zadowolonego, kiedy okazało się, że odkrył nieznany sobie wcześniej skrót wzdłuż brzegu jeziora Jasień. 🙂IMG_9063
W Otominie nasza grupka powiększyła się o zapowiedziane 3 osoby, i ruszyliśmy niebieskim szlakiem w stronę Sulmina, gdzie wjechaliśmy w las, kierując się na Kolbudy. W międzyczasie niebo, rano zasnute chmurami, zrobiło się błękitne, a słonce zaczęło mocno przygrzewać. W Kolbudach wjechaliśmy na zielony szlak malowniczo wijący się wzdłuż Raduni, który doprowadził nas do wsi Pręgowo. Tam zrobiliśmy krótki popas pod sklepem, a następnie skierowaliśmy się na mało uczęszczaną drogę asfaltową na Ostróżki, zakończoną dość ostrym podjazdem. Później szerokie, szutrowe drogi zaprowadziły nas do wsi Buszkowy, gdzie skręciliśmy w kierunku Domachowa. Jechaliśmy najpierw starym, zabytkowym brukiem w alei lipowo-kasztanowej, a potem drogą z płyt betonowych. Przecięliśmy szosę prowadzącą z Pruszcza i dalej jechaliśmy prosto w stronę Zaskoczyna, wąskim, połatanym asfaltem wijącym się malowniczo wśród pól. W Zaskoczynie wjechaliśmy na szutrówkę prowadzącą do Czerniewa. Był to jeden z tych bardziej widokowych odcinków – po prawej stronie mieliśmy stromy, zielony łańcuch wzgórz, który mi osobiście przywodził na myśl krajobrazy Beskidu Niskiego. 🙂
W Czerniewie skręciliśmy w lewo, na szosę, i bardzo przyjemnym, asfaltowym zjazdem dojechaliśmy w końcu do Kleszczewa.
Myślę, że nikt nie czuł się zawiedziony, kiedy ujrzał cel wycieczki – restauracja jest malowniczo położona w dolinie rzeczki Kłodawy, na zewnątrz stało mnóstwo drewnianych stołów, było ciepło i zacisznie. Rozsiedliśmy się przy 3 złączonych stołach i poszliśmy zamówić jedzenie, które dostarczono nam nadspodziewanie szybko. Wszystkim bardzo smakowało, i wiele osób głośno obiecywało wrócić jak najszybciej do tej knajpki, aby wyprobować pozostałe pozycje z menu, co bardzo polecam. 🙂IMG_9081
Popas trwał chyba z półtorej godziny, ale nikomu się nie śpieszyło. Kilka osób łakomie spogłądało w stronę rozwieszonego między drzewami hamaka. Słońce rozleniwiało!  W końcu jednak trzeba było ruszyć w drogę powrotną… Wracaliśmy trochę inną trasą – szutrami przez Krymki i Lisewiec, aż do Biełkówka. Odcinek Lisewiec – Biełkówko zdecydowanie wart jest poświęcenia mu paru osobnych uwag. Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że był to najpiękniejszy, najbardziej malowniczy i widokowy odcinek trasy. Po lewej stronie mieliśmy rozległy widok na dolinę Raduni, i dalej, na wyżynę lasów otomińskich. Pocztówkowego charakteru nadawały też żółte łany rzepaku odcinające na tle bezchmurnego, błękitnego nieba.
Szybki, szutrowy zjazd doprowadził nas do Bielkowa, gdzie wskoczyliśmy na asfalt do Lublewa. Przez chwilę zastanwialiśmy się, czy jechać głowna szosą Kolbudy -Gdańsk do Bąkowa, czy szukać polnych objazdów, ale odważnie podjęliśmy ryzyko 😉 i przemknęlismy w końcu głowną drogą. W Bąkowie wjechaliśmy w las, na żółty szlak, mijając po prawej rezerwat Bursztynowa Góra. Żółtym, a potem czarnym szlakiem tuż nad brzegiem jeziora Otomińskiego dojechaliśmy do miejsca gdzie rano spotkaliśmy się z częścią naszej grupy. I tutaj też ze znaczną jej częścią się pożegnaliśmy – parę osób pojechało w stronę Gdańska, a reszta przez Kiełpino Górne skierowała się w stronę Wrzeszcza. Ja odłączyłam się w okolicy Auchan, gdzie mieszkam.
Podsumowując – wycieczka była bardzo udana, i myślę, że warto by kultywować nasze kulinarne peregrynacje. Ktoś wspominał coś o pierogach w Wyczechowie… Hmmm… ]:-).

tekst: Ola Nowakowska „Szaszka”

zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz „sot”

asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=normalna
profil=niski
trud=niski
m=Otomin
m=Sulmin
m=Kolbudy
m=Pręgowo
m=Ostróżki
m=Buszkowy
m=Domachowo
m=Zaskoczyn
m=Czerniewa
m=Kleszczewo
szlak=niebieski
szlak=zielony
szlak=Zółty
szlak=czarny
obszar=Kaszuby
Atrakcja=rzeka
typ=rowerowy
Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Bożepole – Wejherowo – Gdańsk

IMG_1722Rajd z założenia miał być męczący, więc na starcie zgodnie z przewidywaniami pojawili się entuzjaści maratonów. Była Aga, Robin, Qazi, wza oraz scoot. W SKM którą mieliśmy udać się do Bożegopola Wielkiego spotkaliśmy Kasię, która miała na dzisiejszy dzień nieco inne, chociaż równie ambitne plany co my (ciekawe ile km w końcu zrobili bo wstępne założenia oscylowały wokół cyfry 2 na początku liczby…. 🙂 )IMG_1733

Siedzieliśmy wesoło w ostatnim przedziale SKM, nawet kanarom udzielił się nasz humor, gdyż stwierdzili że od czasu gdy przewóz rowerów jest za darmo to ludzie jeżdżą na wycieczki rowerowe pociągami. Na to Qazi wypalił, że przez to nie mają  chyba na kim zarabiać 😉 Było wesoło. Chwilę później zauważyliśmy na przystanku kolorowo ubranego gościa z rowerem i do naszego przedziału wszedł Mudia! Jednak on również nie chciał z nami jechać 🙁 Stwierdził, że „na wasze ściganie to ja nie jadę i wolę robić zdjęcia”. W końcu dogadał się z Kasią i wspólnie (wraz z czekającym chyba gdzieś dalej Flashem) pojechali w stronę Stilo. Może jakaś relacja będzie? 🙂

Wysiedliśmy w Bożympolu kierując się z miejsca na szlak. Robin oczywiście narzucił tempo, chociaż przed startem został przekupiony dwoma bananami aby tego nie robił! Oczywiście przez całą drogę żalił nam się, jaką to on ma słabą kondycję, bo 3 tygodnie nie jeździł na rowerze. Start – i Robin znika 🙂 Publicznie wyraziłem swą niechęć do takiej postawy, bo nie dość, że facet przyjeżdża nieprzygotowany kondycyjnie na rajd, to znika na samym początku 🙂
Po kilku kilometrach udało nam się utrzymywać w zasięgu wzroku plecy Robina i tak też pokonaliśmy jakiś-tam dystans (kto by to liczył gdy pot zalewa oczy). Musiało upłynąć chyba około kilku kilometrów gdy rozgrzany organizm zaczął „wchodzić w tempo”,  „noga zaczęła podawać” i od tego momentu życie stało się piękniejsze. Zacząłem dostrzegać uroki szlaku, którym się poruszaliśmy. Naprawdę było na co popatrzeć! Jechaliśmy często w cieniu co przy całkowicie bezchmurnym niebie było wybawieniem. Nie jechaliśmy jednak lasem, o nie. Dookoła nas co chwilę wypełzały niesamowite widoki na bezkresne pola i soczystą zieleń. Droga była szeroka, w miarę twarda co umożliwiało utrzymywanie dobrej prędkości. Zaczęły pojawiać się podjazdy, niezbyt ostre, ale długie i treningowo-poprawne 🙂 Po podjeździe – zjazd! Cóż to za radość pędzić „ile fabryka dała” krętymi szutrowymi drogami, pośród przytłaczającej wręcz przestrzeni pól, lasów, krzaków i wszystkiego czego człowiek po zimie jest spragniony.IMG_1745

Grupa była kondycyjnie dopasowana, miejmy nadzieję, że Robin nie męczył się zbyt bardzo będąc ciągle na przodzie. Nie robiliśmy przystanków, nie czekaliśmy na nikogo. Jesli ktoś został czy to z powodu piachu, czy robienia zdjęcia, to doganiał nas błyskawicznie. Jechało się genialnie.

Szlak nie jest zbyt dobrze oznakowany i to chyba jedyny jego mankament. W ogóle to nastąpiło nieporozumienie bo mieliśmy z Bożegopola jechać do Wejherowa, a dojechaliśmy aż pod Lębork 🙂 Poruszaliśmy się cały czas szlakiem oznaczonym dla rowerzystów (a nie pieszym). Ale kto by na to zważał? Mieliśmy przed sobą cały dzień więc cieszyliśmy się każdym kilometrem.

Po drodze było sporo przystanków na robienie zdjęć. Zwłaszcza, że okoliczności dopisywały. Pierwsze fajne miejsce to mały wiadukt pod którym przejechaliśmy. Cyknęliśmy fotkę całej ekipy, a Qazi aby dodać chyba dramatyzmu wspiął się nawet na górę 🙂 Jakiś czas później natrafiliśmy na solidny, duży, kamienny most. Wyrósł nam nagle z lasu… naprawdę jest nieźle zamaskowany. Pod mostem kilku wspinaczy oddawało się swojej pasji. Zobaczcie zdjęcia, zwłaszcza kobiety-pająka. Robi wrażenie! Dowiedzieliśmy się od niej, że most został wybudowany prawie 100 lat temu! Na pewno jeszcze tam wrócimy.IMG_1755

Nasz następny przystanek to Wejherowo. Okazało się, że będzie na nas czekać Świr. Nie chcieliśmy aby siedział tam sam, bo smutno mu zapewne było, więc uderzylismy szosą z Lęborka do Wejherowa. 30 km męczarni… ale właściwie nie było tak tragicznie. Zrobiliśmy tramwaj i nawet były jakieś zmiany. W pewnym momencie wyprzedził nas skuter więc prowadzący Robin krzyknął „on nas pociągnie” i nacisnął w pedały. Nie podzielałem jego entuzjazmu, reszta grupy chyba też nie, więc kontynuowaliśmy jazdę swoim tempem. Później Robin opowiadał, że jak zaczął gościa wyprzedzać to ten zapytał „ile ma jechać” – „trzymaj jakoś do 45 km/h” – usłyszał. Faaajnieeee 🙂

Dojechaliśmy do Wejherowa gdzie nudził się Świr. Zrobiliśmy dłuższy przystanek na rynku skąd udaliśmy się według świrowego GPS’a lasami do Gdyni. Droga była mieszanką czerwonego i czarnego szlaku… dostałem nieźle w kość i przed Gdynią zaliczyłem kryzys. Na szczęście chwilowy. Na Karwinach Świr zarządził aby zaliczyć pewien podjazd (zdjęcia) co też należało uczynić. W tym miejscu pożegnaliśmy się. Świru z Agą wrócili do domu, Robin pojechał żółtym szlakiem, a Qazi, wza i ja ruszyliśmy w dół Sopockiej kierując się na deptak. Dość szybko (po płaskim) dojechaliśmy do Wrzeszcza gdzie odbiłem w stronę Słowackiego mobilizując psychikę do pokonania ostatnich 10 km pod górę. Było już po 20, słońce zachodziło… Na liczniku powinienem mieć ok. 130-140 km, ale nie wiem bo wyłączył mi się gdzieś w połowie trasy. Rajd uważam za fantastyczny! Pogoda, towarzystwo i szlak – wszystko było genialne. Koniecznie musimy tam wrócić.

Autor: scoot

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Lębork

m=Wejherowo

m=Gdynia

szlak=czerwony

szlak=czarny

obszar=kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Czerwonym szlakiem z Wejherowa

Godz. 8.30, Gdańsk, Rysiu już był w kolejce. Wrzeszcz, na peronie Krzem i  Mirek, a w Oliwie Wiesiek. W takim składzie jedziemy do Wejherowa, a tam czeka na nas jeszcze jeden kolega z Redy. Ruszamy, oczywiście na dzień dobry obieramy drogę asaltową, wycinając trochę czerwonego szlaku. Grupy TIRu nie spotkaliśmy, chyba że darli  gumy abyśmy ich nie dogonili.

Opisywać szlaku nie będę gdyż dużo powiedziano na ten temat ,  jedyne co  chciałbym wtrącić to to że jest dość dużo zmian na szlaku tzn. zmieniono  trasę w okolicach Gdyni. Szlak wiedzie po „schodkach”, wycinkach drzew i nieprzejezdnych dróżkach a trochę tych dróżek jest.  W okolicach Bieszkowic spotkaliśmy się z Bono, który ze względów  technicznych nie zdążył na SKM  i dojechał sobie znanymi drogami do Bieszkowic.IMG_2545
W tych Bieszkowicach było kilka roszad , kolega z Redy nie mogąc znieść  mojego zamulania pojechał dalej sam, nie wiedząc że zaliczyłem glebę  zcentrując sobie koło a o aparacie fotograficznym, który właczony wpadł w piach nie wspomnę. I w tym momencie z pomocą przyszedł Bono z kluczem francuskim i Wiesiek, który koło doprowadził do porządku, aparat fotograficzny zastrajkował. Po pół godziny ruszyliśmy już bez awarii do Sopotu.
Koło godz.15.00 byliśmy na miejscu.
pozdr.Zibek

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bieszkowice

m=Sopot

szlak=czerwony

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Północne rubieże 2

2Pogoda w długi weekend nie była w tym roku zbyt łaskawa. Jeśli dodamy do tego problemy innej natury, to wynikiem takiego działania jest posypanie się planów wyjazdowych. Nie ma co rozpaczać i trzeba odpalić jakiś rajd „na pych”, bo czas nieubłaganie mija. Taka oto była geneza sobotniego rajdu do Żarnowca.

Start ustalono ze stacji Gdynia Stocznia na sobotę o 9:40. Prognozy jeszcze poprzedniego dnia zapowiadały całkiem ładny dzień, więc sobotni poranek był twardym zderzeniem prognoz z rzeczywistością. Jednolicie szare niebo nie zapowiadało słońca, ale raczej opady deszczu. Jak się później okazało, nie deszcz był naszym największym wrogiem ale wiatr. Z początku wcale tego nie odczułem. Wszak moja dojazdówka na miejsce startu wiodła lasami, ale już niedługo miało się okazać, że 2 koszulki rowerowe i nieprzewiewna bluza to za mało jak na taki poranek.3

Wystartowaliśmy w sześć osób: Kasia, Grzesiek, Mietek, Saba z Obcym, no i skromna osoba organizatora Smile. Już od początku miałem kłopoty z nawigacją. Tereny Obłuża nie są moją specjalnością, ale z pomocą Obcego dotarliśmy do Pierwoszyna, skąd droga do Pucka była mi dobrze znana. Pierwotny plan zakładał zahaczenie o Rewę, ale Obcy stwierdził, że na przewidywanej trasie „jest teraz bagno”, więc trasa uległa modyfikacjom. Nie pierwszy zresztą raz tego dnia. Jeszcze przed Kosakowem odłączył się od nas Mietek, który z powodu bóli musiał wracać do domu. Przez całą drogę do Rzucewa musieliśmy walczyć z wiatrem i przeszywającym chłodem, więc przed pałacykiem pożegnaliśmy Sabę i Obcego, którzy także postanowili odłączyć się od rajdu. Dodatkowo zaczęło trochę padać i tak oto nasza dzielna trójka, przyodziana w przeciwdeszczowe kapoty mozolnie jechała dalej. Z powodu aury postanowiliśmy pojechać do Pucka, gdzie za radą Kasi spróbowaliśmy jabłek w cieście i zastanawialiśmy się co dalej. Sam Żarnowiec został odrzucony już na starcie, bo wiatr wcale nie słabł. Postanowiliśmy dojechać do jeziora Dobrego a potem skręcić na południe do Wejherowa.  Co do pogody, to było na tyle dobrze, że przynajmniej przestało siąpić.4

Zgodnie ze zmienionym planem, dobrnęliśmy do Darżlubia, skąd czarnym szlakiem przecięliśmy północny kraniec puszczy Darżlubskiej i dojechaliśmy do Jeziora dobrego. Po drodze nasz humor zaczął się poprawiać. Osłonięci lasem od wiatru wolno sunęliśmy przez wspaniałe tereny, które zwiedzałem dwa tygodnie wcześniej. Pomimo braku słońca las wciąż wydawał się wspaniały, a widoki zapierały dech w piersiach. Na naszej drodze co chwila wyrastały pełne błota kałuże, więc tempo nie było imponujące. Wręcz przeciwnie, poruszaliśmy się dość wolno, bo tylko w ten sposób mogliśmy nacieszyć się wspaniałą okolicą. Po chwili takiej jazdy dotarliśmy pod diabelski kamień i tu z powodu własnej głupoty i pecha uderzyłem się kolanem w kierownicę. Po chwili ból przeszedł, więc pomyślałem, że to nic takiego, ale niestety myliłem się. Z nad jeziora Dobrego ruszyliśmy zielonym szlakiem do Wejherowa. Zmiana planu zakładała jazdę lasami, które w doskonały sposób chroniły nasz przed mocnym i zimnym wiatrem. Przez cały ten czas kolano pulsowało tępym bólem, który na podjazdach tylko się wzmagał. Próbowałem nie zamulać grupy, ale kosztowało mnie to sporo wysiłku i silnej woli, zwłaszcza na trudniejszych odcinkach, gdzie ból stawał się intensywniejszy. Z tego także powodu koncentrowałem się raczej na pedałowaniu, niż na nawigacji, co kilkakrotnie przypłaciłem zboczeniem z trasy. Szczęśliwie jednak czujna kompania zawszy sprowadzała mnie na poprawną ścieżkę. W miedzy czasie słonce na chwilę wyjrzało zza chmur co wszystkim poprawiło humor, a ja stwierdziłem, że zielony szlak jest także bardzo urokliwy. Mimo wszystko wolę jednak szlak czarny, bo jest on bardziej „pierwotny”, ale jest to raczej kwestia gustu.

Po dotarciu do Wejherowa planowałem powrót SKM (mając na uwadze nieszczęsne kolano), ale za namową grupy ruszyliśmy przez Redę i Rumię go Gdyni. Dobrze jest jechać w zgranej grupie. Wszyscy trzymali równe tempo, więc asfaltowe odcinki naprawdę pokonaliśmy bardzo szybko. Tak dotarliśmy do Chyloni, gdzie pożegnałem się z grupą i zwyczajowo już pojechałem na południe do domu, gdzie dotarłem ok 20.00.

Pomimo kiepskiej aury rajd mogę uznać za udany. Wszystkim dopisywał humor i nikt specjalnie nie narzekał na trudne warunki. Jak zawsze podczas rajdów spędziliśmy sporo czasu na rozmowach. Rozmawialiśmy tak jak jak zawsze o tematach około rowerowych jak „żelowe siodełka” Wink, brak gustu i dobrego smaku wśród drogowców Wink i zeszło nawet na porównanie siodełek co poniektórych osób Wink . Dodatkowo nastrzelaliśmy trochę zdjęć, a co najważniejsze dobrze się bawiliśmy! Jedynie czego żałuję, to kolano, które boli mnie na tyle, że przez kilka dni o rowerze to mogę zapomnieć Frown

Dziękuję wszystkim za miło spędzony czas.

Howgh!

DST: 119km

AVG: 17,4km/h

TM: 6:50h

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Gdynia

m=Darżlubie

m=Wejherowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Północne rubieże

Picture276Gdy w sobotnie popołudnie zamieściłem zajawkę o nieoficjalnym rajdzie następnego dnia, nie spodziewałem się tłumów. Byłem jednak trochę zaskoczony, że absolutnie nikt nie zgłosił swojego akcesu. „Trudno” pomyślałem. Rajd był stworzony jako samotny i taki pozostanie. W niedzielny poranek moje śniadanie zostało jednak przerwane przez chętnego (Piotra jak się później okazało) na wspólny wypad.

Do Chwaszczyna dotarłem punkt dziesiąta i zobaczyłem stojącego przy rowerze gościa. „F..k” pomyślałem na widok jego jeansów i „wełnianej” kurtko-bluzy. Ja wiem, że to nie szata zdobi człowieka, ale to nie zapowiadało nic dobrego – zapewne jakiś „zamulacz”. Ostrzegałem telefonicznie, że rajd będzie długi. Cóż, pobieżny rzut oka na rower mówił coś innego, więc od razu zapytałem się o „staż” rowerowy. Wieloletnie doświadczenie w średnich i długich dystansach… hmm… może nie będzie tak źle. Już na początku nastąpiła wtopa, ale bynajmniej nie z winy Piotra. Ten dzielnie trzymał się mojego „ogona” i nie odstawał ani na krok. To ja pomyliłem trasę i zgubiłem się w gąszczu okolicznych ścieżek. Taka wtopa na własnym terenie! Szczęście w nieszczęściu, że nieoczekiwanie zmieniona trasa obfitowała w naprawdę ładne widoki. Będę musiał kiedyś tam jeszcze podjechać. Z niewielkim opóźnieniem dotarliśmy w okolice Wiczlina, skąd zaczyna się trasa do Cisowej. W tym momencie wiedziałem już co nieco na temat mojego kompana i byłem pewien, że trasa przypadnie mu do gustu, ale żeby aż tak? Szybka i kręta ścieżka przyprawiona odrobiną błota i okraszone kilkoma punktami widokowymi wystarczyła, aby na twarzy Piotra zagościł uśmiech, promienny uśmiech.Picture297

Z Cisowej jechaliśmy lasem do Rumi Janowa, a potem wzdłuż kanału Łyskiego do Redy i Wejherowa. Po drodze starałem się jak najwięcej opowiedzieć Piotrowi o okolicznych terenach i ich zaletach, ale chyba zbytnio się rozgadałem 🙂 Pod Wejherowem skończyła się moja dojazdówka i wjechaliśmy w Puszczę Darżlubską. Te tereny już nie były mi znane, a założeniem wycieczki było dojechanie do Mechowa trasą omijającą asfalt. Kilka stromych podjazdów i dojechaliśmy do Kąpina górnego. Żadnych ruin (oznaczone na mapie) nie znaleźliśmy, ale należał się nam odpoczynek, więc spędziliśmy kilka chwil kontemplując wygląd małego kościółka. Teraz pora ruszać dalej. Tereny były wspaniałe. Pełno rozlewisk wzdłuż trasy (i na niej samej Smile), cisza, spokój i wspaniała pogoda. Z licznych bajorek wystawały ponad powierzchnie omszałe pnie i konary zwalonych drzew, które wyglądały jakby żywcem wyjęte z najbardziej pierwotnych lasów. Słońce ciągle zalewało nas promieniami z bezchmurnego nieba, a las chronił przed wiatrem. Tego mi było potrzeba od dawna. W pewnym momencie nasza trasa wiodła chwilę asfaltem, a potem odbijała w lewo. Tu moja druga wtopa. Zjazd, który na mapie był wyraźna drogą, musiał być w rzeczywistości jedną z licznych przecinek, bo po prostu go przegapiłem i tak asfaltem ciągnęliśmy już aż do Darżlubia. W pewnym momencie widzę jadącą z naprzeciwka grupę bikerów a wśród nich… Kasię i Janusza! Po krótkim i serdecznym powitaniu (i zerknięciu na nowy sprzęt Kasi) pojechaliśmy w dalszą drogę. Z Darżlubia pognaliśmy czarnym w kierunku Diabelskiego Kamienia i Bożej Stopki. Kamienie jak kamienie, ale za to szlak… palce lizać! Kamienie obfotografowane więc ruszamy dalej. Mała przerwa w sklepie w Starzynie i kręcamy na południe, aby jechać wzdłuż prawego brzegu puszczy omijając główną szosę.Picture323

Dobrze szło do Werblina, ale na trasie do Zdrady wpakowaliśmy się na całego. Na mapie była droga, a w rzeczywistości były to dwa błotniste ślady wiodące chaszczami i podmokłą łąką. Z nieskrywaną radością powitałem znów twardą, wiejską drogę. Z racji kończącego się czasu i zapasów energii, aż do Widlina jechaliśmy szosą. W Redzie odeskortowałem Piotra na SKM’kę, a sam ruszyłem bocznymi asfaltami do Chyloni. Stamtąd, jadąc po prawej stroną obwodnicy, dotarłem do Witomina, a następnie do domu.

Podsumować tę wycieczkę mogę tylko jednym słowem – fenomenalna!. Wspaniałe widoki i pełen słońca dzień sprawił, że aż chciało się żyć. Takie przeżycia w pełni rekompensują ból mięśni, jaki dziś odczuwam. Poza kilkoma wpadkami nawigacyjnymi cały rajd przebiegł bez większych problemów, a oba rowery (choć tak skrajnie różne w budowie) sprawiły się doskonale.

Co do Piotra, to już zgłosił chęć dalszej jazdy z naszą ekipą. Uważam, że będzie to z korzyścią dla obu stron, bo jest to świetny kompan na wycieczki i te bliższe i te dalsze. Nie boi się wymagań stawianych przez teren (także błotnisty) i potrafi docenić piękno trasy, a nie tylko szybkość z jaką można się po niej poruszać. To jedynie potwierdza stare powiedzenie, żeby nie osądzać po pozorach. Mam nadzieję, że dalsza eksploracja okolicznych terenów przysporzy Mu równie dużo radości, co niedzielna wycieczka.

  • Dst: 131 km
  • Avg: 17,9 km/h
  • Tm: 7:20

Howgh!

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Chwaszczyno

m=Wiczlino

m=Cisowa,

m=Mechowo

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

…..ten pierwszy raz…………………

qazipierwszy raz po 3 tygodniach choroby wsiadłem na rower. Dołączył się wza. Było całkiem fajnie 🙂

Wpierw skierowaliśmy sie do BUGI gdzie Wojtuś chciał nabyć kilka dupereli. Ja pod sklepem zająłem się usuwaniem usterki w postaci piszczącej tarczy. Niestety ani Wojtkowi zakupy ani mi likwidacja ustarki – się niepowiodły.

Następnie postanowiłem zajechać na ul. Łostowicką do małego warsztatu aby pożyczyli mi płaski kluczyk w celu rozepchnięcia klocków (cała operacja zajeła by mi 5 sekund) niestety starszy pan (chyba właściciel stwierdził; narzędzi nie pożyczamy bo z tego żyjemy!!!

I powiedział że muszę rower na conajmniej jeden dzień zostawić. Pozdrawiamy pana z Łostowickiej i jego małą budkę rowerową. Z takim nastawieniem „powodzenia w dalszym biznesie życzę”!  Co ciekawe jego modszy kolega zajmujący się tam na codzień mechaniką rowerową jest bardzo kompetentny kontaktowy i życzliwy. Niestety akurat go nie było.

Z piskiem na tarczy dojechaliśmy do myjki na Morenie. Niestety 100 blachosmrodów przed nami więc odpuszczamy. Ostatnia nadzieja MK-Bike na morenie. Tu nawet też nie dali mi klucza – BO ZROBILI TO SAMI !!! w 5 sekund było po sprawie. Bez łaski i za darmo.  Za co serdecznie dziękuję!!!

Po chwili rozmowy ruszyliśmy na poligon. Pierwszy zjazd po schodach bezpośrednio ze sklepu o mało co nie przepłaciłem fikołkiem na banię. Moment styku przedniego koła z chodnikiem na ułamek sekundy zatrzymał mi koło. Uuuuuuuuuuuuf…………. poszło dalej. Ale gacie jakieś cieplejsze. Potem wza  opowiadał że miał identyczne odczucia. Wniosek taki że nawet mały zjazd ale pod nieodpowiednim kontem może być o wiele trudniejszy od długiego i znacznie bardziej stromego.

Nie muszę chyba opowiadać jak takie chwilowe przeżycie wpływa na dalszą jazdę 🙂 . Tak było i tym razem ale nie mieliśmy czasu się postrachać bo 150m dalej pędziliśmy już długim stromym zjazdem z dużą ilością mokrych kożeni i głębokich dołków. Na szczęście bez problemowo udało się nam obu zjechać. Natychmiast po, ruszyliśmy pod górę mniej stromą ale dużo bardziej błotnistą i mokrą – jak się okazało. Pokonaliśmy ją w dwóch etapach. Zarówno mój nowy RR jak i Wojtka Conti Exploler pokryły się grubą warstwą błota z gliną. O dziwo po 20metrach jazdy po betonie obie gumy były szyste. Wywalając do góry na 10m kawałki gliny z pomiędzy swoich klocków. (fajny widok). Śmiało można gołębie strącać.

Po kilku następnych zjazdach i podjazdach pojechaliśmy do Matemblewa. Gdzie wg wza miał się właśnie odbywać jakiś wyścig XC.

……jak by to powiedzieć. H……..j mnie strzelił jak się okazało że to prawda! Pod naszym nosem a ja nic nie wiedziałem! Zdążyliśmy na sam koniec (kilka fotek). Nie mogłem się pogodzić że nic nie wiedziałem. Wojtek też potem żałował! Oboje stwierdziliśmy że zarówno MOSIR – organizator imprezy jak i moderatorzy www.trojmiasto.pl powinni iść na szkolenie o reklamie!  Ja nic nie wypatrzyłem! Szkoda gadać, pomimo iż słabym po chorobie pojechał bym z najwiekszą przyjemnością.  A tak staliśmy za metą jak chłopcy co podają piłkę na boisku gdy wypadnie za aut.

Przez moment wydawało nam sie że widzimy  INTELA. Ale nie chcieliśmy dalej czekać i marznąć, a ja dodatkowo ryczeć i pojechaliśmy nie czekając na wszystkich.

Na koniec śmigneliśmy przez Wrzeszcz do Gdańska głównego. Potem wzdłuż motławy w stronę ul Elbląskiej. Po drodze z dużą prędkością pokonaliśmy podjazd ze schodów. Wza poczuł jak dobił oponę do obręczy. Koło jednak całe i ani sladu „węża” 🙂 .

……………………no i koniec

tekst: Qazimodo

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Wzgórzami kaszub

IMG_8907.medPo dwóch ostatnich ciężkich rajdach miał się odbyć kolejny, już zdecydowanie lżejszy… i był. W niedzielę, gdy dojechałem na miejsce zbiórki ujrzałem sporą grupkę bikerów czekających na start. Było ich dokładnie 15. Do Otomina dobrneliśmy jakimiś polami, wertepami aż wreszcie dojechaliśmy do Auchan, skąd już szybko do Otomina, gdzie mieli na nas czekać następni. W końcu zebrała się niezła ekipa 20 osobowa, która wystartowała na podbój wzgórz kaszubskich.

Pogoda w zasadzie dopisywała, pomimo, że nie było słoneczka. Na szczęście czary Qaziego nie spełniły się i nie padał śnieg. Chyba musisz jeszcze pobrać nauki u jakiejś czarownicy:) Krótko mówiąc nie było ani deszczu ani wiatru.IMG_8913

Parę kilometrów przed Kolbudami trochę się pogubiliśmy, a to dlatego, że stworzyły się dwie grupki. W pierwszej grupce jechało paru maratończyków i przecinaków, którzy nadawali ostrzejsze tempo. Na małym leśnym skrzyżowaniu rozłączyliśmy się, ale na krótko, bo spotkanie nastąpiło w Łapinie i od tego momentu jechaliśmy wszyscy razem.

Następnie przejechaliśmy Skrzeszewo, Babi Dół, Mezowo i Kartuzy. Tu krótki odpoczynek przed powrotem do Gdańska.

Wspólna fotka, jakieś drobne zakupy i przygotowanie do powrotnej drogi.IMG_8919

W międzyczasie Flash poinformował nas, że wraz z Kasią odłączają się od nas. Obrali trochę inny azymut niż my, pojechali do Przywidza a na licznikach mieli 191km. Flash umieścił krótką relację: http://flash.bikestats.pl/.

Z Kartuz Zbyszek nas prowadził w kierunku Grzybna. Na szosie znowu tempo wzrosło i niektórzy z nas nie wytrzymując zostają z tyłu. Na szosie dochodzi do 28-30 km/h. Z przodu nasze orły takie jak: Agabikerka, Robin, scoot, Silver, Mudia i jeszcze było paru, których nie pamiętam imion. Dali nam nieźle popalić. Szkoda, że zabrakło jeszcze jednej ważnej osobowości , a mianowicie czarownika Qaziego 🙂IMG_8925

Dociągneliśmy w końcu do miejscowości Tuchom a stąd to już rzut kamieniem do Owczarni. Tu nas zostało już tylko pięcioro, ponieważ reszta odłączyła się jadąc w kierunku Rębiechowa, Osowy i Gdyni. Następnym razem zrobimy rajd dwu grupowy i wówczas „orły” niech nas gonią, będą gnać swoim tempem 🙂

Chciałbym wszystkim podziękować za wspaniałe spędzenie czasu na łonie natury kaszubskiej, naprawdę pięknej. Szkoda, że nie było słoneczka, bo wówczas zdjęcia inaczej byłyby oceniane.

Moje osobiste refleksje:

Generalnie rzecz biorąc to rajd nie był jak dla mnie łatwy, sporo podjazdów, piasków i trochę błota a z kondycją nie jest jeszcze najlepiej, ale jest duża poprawa po solowych treningach.

Na liczniku odczytałem dokładnie 89km, to już nie zła odległość na takim terenie jak na początek sezonu.

Zostałem upoważniony przez organizatora do napisania tej nieciekawej zapewne relacji.IMGP7610

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Otomino

m=Kolbudy

m=Skrzeszewo

m=Mezowo

m=Kartuzy

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »