Samotne przejście żółtego Szlaku


Galeria zdjęć

Po ostatnim udanym rajdzie szlakiem czerwonym, postanowiłem spróbować czegoś trudniejszego. Wybór padł na żółty szlak, który jest o wiele bardziej wymagający. Czeka mnie 46 km samotnej wędrówki, to niezły sprawdzian w zimowych warunkach. Jest 7.45 niedługo będzie świtać, robię pierwsze zdjęcie i w drogę. Pierwsze kilometry idzie się dobrze, ścieżki są w miarę wydeptane, a temperatura nie przekracza – 7C, właściwie liczyłem na większy mróz, zwłaszcza, że zapowiedzi internetowe mówiły nawet o – 17C. Pierwsze 8 km pokonuję w 1.40 minut, spisuję dane i ruszam dalej. 10.00 Matemblewo 12 km, powyżej sanktuarium robię pierwszy postój, aby w końcu coś zjeść. Gorąca herbata, kanapki, batony i od razu jest lepiej.

Dalej szlak wiedzie w kierunku Matarni, przecinam ulicę Słowackiego i wchodzę w las. Idzie się ciężej, gdyż śnieg jest tutaj znacznie głębszy. Robię kilka zdjęć i zostawiam na śniegu napis GER, aby było wiadomo że grupa nie zapadła w zimowy sen. Pierwszych ludzi spotykam dopiero na drodze Węglowej, która jest bardziej uczęszczana, dlatego idzie się znacznie lżej. Można trochę przyspieszyć, niestety nie trwa to długo, bo szlak skręca i znów brnę w ciężkim śniegu. Dochodzę do Wzgórza Marii, robię kolejny postój, aby się posilić i wypić gorącej herbatki z małym wzmocnieniem.

Po dojściu do doliny Ewy, natrafiam na napisy GER 10.05 Mario, to informacja dla mnie którą zostawili moi koledzy Wiesiek i Zibek, którzy wybrali się na małą eskapadę. Tak chcieli wesprzeć mnie duchowo wiedząc o moich zamiarach przejścia szlaku. Miło wiedzieć, że ktoś o tobie myśli, zwłaszcza że w okolicach 20-tego km zacząłem odczuwać samotność. Za doliną Ewy, idąc tylko z własnymi myślami pokonuję najbardziej strome podejście na szlaku.

Docieram do ulicy Spacerowej i w końcu do Gołębiewa, drogowskaz podaje że pozostało 20 km do celu, miło że jestem już za półmetkiem. Kilka łyków napoju energetycznego i w drogę. O 15.25 dochodzę do Źródełka Marii, dłuższy postój w celu uzupełnienia kalorii, których na takiej trasie i o tej porze roku traci się bardzo dużo. Zaczyna się ściemniać, a gdy docieram do drogi na Karwiny wszystko spowija już mrok. Pokonując kolejne kilometry wsłuchuję się w odgłosy lasu, żaden szmer nie jest w stanie człowiekowi umknąć gdy idzie się w pojedynkę. To niesamowite doznanie, zwłaszcza że cały czas idę bez włączonej czołówki, sięgam po nią dopiero na górze Donas, na której jestem o godzinie 17.00. Jeszcze tylko, czy aż 11-naście km, znów odczuwam głód, dobrze że zabrałem odpowiednią ilość jedzenia, bo czeka mnie jeszcze kilka niezłych podejść, na których potrzeba mi będzie dużo energii. Na razie fizycznie i psychicznie czuję się dobrze, zniknęło gdzieś uczucie samotności.

Przemierzam kolejne kilometry raz wąskimi to znów szerokimi ścieżkami, czasem drogę tarasują zwalone drzewa i gałęzie. Chwilami mam wrażenie jakby obserwowały mnie jakieś oczy, pewnie to zwierzęta. Mijam Dolinę Kaczy i docieram do drogowskazu, Gdynia 6 km, zatrzymuję się na ostatni posiłek, zaczynam odczuwać pierwsze objawy zmęczenia. Jest 19.00.

Samotna wędrówka dostarcza kolejnych wrażeń, gdy szlak biegnie skrajem lasu przy płocie cmentarza witomińskiego. Wyłączam czołówkę, aby poprawić klimat, palące się znicze, cienie nagrobków i drzew, to sceneria niczym z horroru, jak dobrze że nie należę do ludzi bojaźliwych. Końcówka szlaku to kilka ciężkich podejść, ale dzięki kijkom pokonuję je całkiem sprawnie. Wreszcie upragniona meta, dochodzę do ostatniej tablicy, jest godzina 20.25,

jestem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy, że się udało. Spoglądam na pulsometr i widzę, że kosztowało mnie to 5600 kalorii to naprawdę niezły wydatek energetyczny. Teraz już tylko powrót kolejką i ciepłe łóżeczko. Pięknie jest żyć, gdy człowiek ma w sobie odrobinę szaleństwa.

Podziękowania dla mojego brata Zbyszka za współpracę autorską.

Ps. Pozdrowienia dla brata i chłopaków Jeża, Wieśka i Zibka, oraz pozdrowienia i buziaki dla fajnej blondynki, która wspierała mnie duchowo.

Posted in Relacje | Leave a comment

GER, nie rowerowo – czyli pieszy treking

Galeria zdjęć

Pomysłodawcą przejścia był Wiesiu Kędzierski, niestety zabrakło go w składzie, może tylko żałować, że zmienił decyzję i tego dnia prawdopodobnie wybrał się na rower.

My natomiast nie zważając na pogodę ruszyliśmy na szlak w trzy osobowym składzie, Mariusz Zimiński (Mario), Tomek Jeżak (Jeżu) i Zbyszek Zimiński (Brat). Jak przystało na rasowych piechurów wyposażeni w odpowiednią odzież i kijki, wyruszyliśmy o 9.00 z Wejherowa szlakiem czerwonym. Trasa miała przebiegać od przystanku kolejki SKM Wejherowo ( początek szlaku czerwonego) przez osadę Młynki, dalej nie oznakowanymi szlakami do Gacyn, a tam powrót na czerwony szlak i nim aż do jego końca w Sopocie Kamiennym Potoku, (szacunkowo około 47 km). Początkowo trudności były umiarkowane, niewielki śnieg, mróz – 4stopnie C i lekki wiatr sprawiły, że szło się dobrze i pierwszy siedmiu kilometrowy odcinek trasy pokonaliśmy w 1,15h. Ci co kiedykolwiek byli w Młynkach wiedzą, że jest to fajne miejsce na odpoczynek z kilkoma wiatami. Skorzystaliśmy z okazji żeby trochę odpocząć i uzupełnić stracone kalorie. Pokrzepieni gorącym grzańcem ruszyliśmy o 10.45 w dalszą drogę, która stawała się trudniejsza ze względu na coraz głębszy śnieg, a po zejściu z czerwonego szlaku sytuację utrudniał fakt, że trzeba było wytyczać odpowiedni kierunek marszu. Byliśmy jednak wyposażeni w dobrą mapę, kompas i samochodowy GPS, który dokładnie określał nasze położenie, a za pomocą kompasu i mapy wytyczaliśmy azymut tak posuwaliśmy się do przodu.

Po pokonaniu kilku większych wzniesień i wystawianiu się czasami na coraz silniejsze podmuchy wiatru na otwartych przestrzeniach, zaczęliśmy odczuwać pierwsze trudy marszu. Tylko twardziel Mario parł do przodu nie skarżąc się na nic. W pewnym momencie natrafiliśmy na czarny szlak, którym dotarliśmy do granic miejscowości Zbychowo. Po zejściu ze szlaku było sporo przedzierania przez gęsto zalesione wzgórza, co odebrało nam trochę sił.

Konieczny był krótki postój w okolicy Leśnictwa Stara Piła, na uzupełnienie płynów i mały posiłek z batonów, który spożywaliśmy już w padającym śniegu. Dalej było trochę łatwiej, ponownie trafiliśmy na czarny szlak, który tym razem przecięliśmy i skierowaliśmy się w okolice Łężyc. Śnieg sypał coraz mocniej, a wiatr znowu dmuchnął ze zdwojoną siłą, za to widoki były coraz piękniejsze zwłaszcza czapy śniegu na świerkach, czuliśmy się jak w górach. Bezbłędnie z pomocą naszych przyrządów trafiliśmy do Gacyn, małej osady gdzie ponownie weszliśmy na czerwony szlak. Jeszcze jeden postój przy korzeniu zwalonego drzewa, który osłaniał nas przed nadal silnie wiejącym wiatrem. Resztki herbaty, zimne kanapki i owoce niczym z lodówki popite kubeczkiem grzańca już nie tak gorącego, w tej scenerii smakowały wyśmienicie.

Temperatura spadła do – 5stopni C a wiatr rozszalał się do tego stopnia, że po przecięciu asfaltowej drogi w Głodówku, już niewiele było widać mimo że była dopiero godzina 15.40. Brnąc w głębokim śniegu i szalejącej zadymce z nisko pochylonymi głowami dotarliśmy do granicy lasu. To było naprawdę wyczerpujące, zwłaszcza że w nogach mieliśmy już około 22 km. Zaczęło się ściemniać, w świetle czołówek las wyglądał zupełnie inaczej. Poczuliśmy klimat nocnych zimowych wypadów rowerowych po lasach, w końcu w poprzednim roku zrobiliśmy ich kilka. Długi odcinek prostego szlaku zmienił się teraz w kręte ścieżki z licznymi podejściami i zejściami. Idąc w milczeniu i słuchając miarowego stukotu kijków w lód znajdujący się pod śniegiem, wpatrywaliśmy się w coraz liczniejsze tropy zwierząt. Jeszcze jeden postój, ostatnie resztki jedzenia, kilka zdjęć i w drogę. Zmęczeni ale w dobrych nastrojach, pokonując strome drewniane schody doszliśmy do szerokiego odcinka szlaku, którym najpierw w dół, a potem wznoszącym się ku górze zbliżyliśmy się do cywilizacji. Przez korony drzew było już widać poświatę miasta. Po wyjściu z lasu jeszcze spory odcinek asfaltowej drogi, którą doszliśmy do znaku Chwarzno. Do końca szlaku pozostało jeszcze 11 km. Była godzina 19.30, to już dziesięć i pół godziny na nogach i przebyte około 36 km. Zgodnie stwierdziliśmy że na dziś wystarczy. Zadowoleni z siebie wracaliśmy do domu środkami komunikacji miejskiej, już planując kolejną eskapadę, może tym razem w liczniejszym gronie.

Zbyszek Z. (Brat)

Ps.

Podziękowania dla pomysłodawcy i niech żałują Ci, którzy siedzieli przed telewizorami.

Mario

Data przejścia: Niedziela 10.01.2010

Posted in Relacje | Leave a comment

Pierwsza niedziela 2010 w TPK c.d.

Spojrzałam w niedzielny poranek na termometr. W dolnym Sopocie tylko – 6. Jechać nie jechać? W końcu Olo napisał, że poniżej –5 nie jedziemy. Ale słoneczny dzień aż kusi żeby zwlec się z wyrka i ruszyć na Kamionkę. Najwyżej sama pojeżdżę…

Szybkie śniadanie, herbata z imbirem do termosu, czekolada i ciepłe ciuchy i oto zajeżdżam w umówione miejsce.
Uff! Jest i kierownik.
Ruszamy w las doliną Swelinii. Tam pierwsze zdjęcia. Biel, słońce, skrzący śnieg, mrozu praktycznie nie czuć.
Jedziemy dalej. Przebijamy się w kierunku Wielkiej Gwiazdy, czyli najpierw ostrożny zjazd do krzyżówki z Sopocką.

Nie nerwowy podjazd – miło gawędząc nawet nie zauważyliśmy, że dotarliśmy już do pierwszej gwiazdy w „konstelacji sopockiej”. Ruszamy w kierunku kolejnej – Małej. Potem wbijamy się na grzbiecik, który biegnie w kierunku rezerwatu Zajęcze Wzgórze. Docieramy do punktu widokowego, miejsca gdzie kiedyś, dawno temu planowano zbudować skocznię narciarską. Rzut oka na błękit morza, łyk gorącej herbaty. Co dalej.
Postanawiamy odwiedzić Sopockie Morsy i im pokibicować w kąpieli. Ruszamy w kierunku Łysej Góry. Na szczycie entuzjaści boazerii szusują w dół stoku. Przesympatyczna narciarka robi nam zdjęcie.

Zjeżdżamy zakosami koło Opery Leśnej i dawnego toru saneczkowego. Przebijamy się do ul. 23 Marca i dalej w kierunku piaszczystych bałtyckich plaż, a konkretnie miejsca spotkań Sopockich Morsów czyli budynku Teatru Atelier.
Brak wiatru, słońce, a przede wszystkim Olo kuszą: „no śmiało, wykąp się też”. Nie zabrałam ręcznika ani kostiumu, ale co tam można zaimprowizować
No i stało się.
Palce wprawdzie tak zgrabiały, że nie byłam w stanie założyć pierwszej warstwy termoaktywnej. Narzuciłam więc windstoppera i biegiem do ciepełka. A chłopaki zgarnęli resztę ciuchów oraz rower i dostarczyli do naszej przebieralni.
Z tego miejsca pragnę podziękować za ich ofiarność i poświęcenie 😉
Towarzyska herbatka z Klubowiczami, potem Olo rusza w dalszy rajd,a ja na siłownię i saunę, co by lepiej spalić i wypocić nadmiar świątecznych kalorii.
Z turystycznym pozdrowieniem.
Aga

Posted in Relacje | Leave a comment

Pierwsza niedziela 2010 w TPK

Zapowiedziałem rajd zimowy w pierwszą niedzielę stycznia w 2010r. Pogoda jak to zimą -8,5C Wstaję i jadę w umówione miejsce bez większej nadziei, że ktoś przyjedzie. Jest w tunelu rowerzystka i nie wiem czy mam się z tego cieszyć czy nie.
To jest aga nowa bikerka, której prawdopodobnie zaszczepiłem do wstąpienia do naszej paczki. Chwilę czekamy….. na próżno. Jedziemy sami w las, trochę czerwonym, aby wskoczyć później na niebieski. Przejechaliśmy przez Bernardowo, Mały Kack, aby dostać się do Gołębiewa. Ślisko, twardo, i ekstremalnie. Ostrożnie powolna jazda. Zaliczyliśmy kilka konkretnych poślizgów. Dalej przez Małą i Dużą Gwiazdę jedziemy do skoczni narciarskiej. Kilka ciekawych fotek i dalej na Łysą Górę. Jest pięknie, słonecznie i cisza. Czasami widać jakieś przebiegające zwierzę: Zając, sarna, s w górze klucz ptaków.
Będąc na szczycie Łysej góry, podejmujemy decyzję. Jedziemy do morsów. Po co? Zapomniałem wam powiedzieć, że Aga to również świeżo zamrożona morświnka.  Po orzeźwiającej kąpieli w falach Bałtyku, Aga pojechała z grupą Morsów do sauny, a ja dalej do Gdańska.
Tam oczywiście spotkałem Wieśka, Zbyszka i Mariolę. Oni dzisiejszej niedzieli nie jeździli na rowerach, ale spędzili czas w lesie na pieszo!! Przebrnęli od Oliwy przez pachołek i dalej Zielonym do Brzeźna razem 20 km.

Dystans:  45 km
Średnia: 10 km/h
Śr. temp: -8C
Ogumienie: 21″ gruby protektor

Pozdrawiam
organizator: „OLO”

Posted in Relacje | Leave a comment

Zielonym, pieszo

Niedzielny poranek przywitał nas mrozem , pięknym słońcem i śniegiem. Postanawiamy nieco zmienić nasze plany z jazdy rowerem na wędrówkę pieszą. Wprawdzie Olo dalej trzyma się zapowiedzi na stronie GERu i jedzie z koleżanką rowerem.My startujemy z Pachołka Oliwskiego i trzymamy się szlaku zielonego Olo również jedzie tym szlakiem tyle że z Sopotu. Maryla , Wiesiek i ja wdrapujemy się na pachołek i dalej trawersem naszych wzgórz wędrujemy w kierunku Reja. Piękna pogoda i widoki oraz doskonałe humory są dodatkową atrakcją naszej ekspedycji. Trasa „górzysta” kończy się przy skoczni sopockiej gdzie mamy 12km , dalej kierujemy się nad morze i brzegiem dochodzimy do Brzeżna.Tam też spotykamy się z Olem który już po kąpieli dołączył do nas. Całkowity dystans który przemierzyliśmy to 18km . Jak na pierwszy raz to całkiem nieżle. Myślę że jest to nie zła alternatywa dla jazdy rowerem.

Pozdrawiam.

„Zibek”

Posted in Relacje | Leave a comment

Noworoczny spacer po plaży

Galeria zdjęć

Z nowym rokiem postanowiłem powałęsać się po trójmiejskiej plaży, tym bardziej, że była ku temu okazja, aby odwiedzić naszych sopockich morsów, gdzie w kąpieli brał udział nasz kolega „Olo”.

11:30 wyruszyłem po lodowej ścieżce w kierunku Sopotu.

Cały czas jechałem z duszą na ramieniu i tak sobie myślałem kiedy spotkam się z matką ziemią, ale jakoś się udało i na 12 dotarłem do celu. Przywitanie z Olkiem i złożenie życzeń. Jak widać na zdjęciu chętnych była spora grupka. Jak się oni rozbierali i przygotowywali się do wejścia do wody, to przeszedł przeze mnie dreszcz. Wykonałem parę fotek i ruszyłem w powrotną drogę brzegiem morza do Jelitkowa, ale przy molo napotkałem całą watachę łabędzi, które podchodziły na tyle blisko, że dało się je pogłaskać. Dojechałem do Jelitkowa brzegiem morza, bo tam odbywała się impreza na większą skale a mianowicie: Spotkanie z Morsami oraz pokazów ratownictwa wodnego wykonaniu Ratowników Lifeguard Gdańsk. Wychodząc z plaży spotkałem kolegę z RwM’u „no saint’a”, złożyliśmy sobie życzenia noworoczne i pożegnaliśmy się.

I tak to dobiegła moja krotka wizyta nad morzem.

Mieczysław Butkiewicz

Posted in Relacje | Leave a comment

Rajd świąteczny rowerowo-narciarski

24

Niedziela godz.6.30 patrzę na termometr, chyba -17C .Dzwonię do Wieśka z pytaniem czy jedziemy i otrzymuję odpowiedz że tak bo w Brzeżnie tylko -12. W między czasie sprawdzam  czy RwM jedzie gdyż mieliśmy zamiar podłączyć się do ich propozycji, jednakże temperatura wyraźnie ochłodziła zamiary naszych kolegów.IMG_6782
Nasz rajd rozpoczął się w Dolinie Radości, trochę żółtym i niebieskim dotarliśmy do Owczarni. Dalej w kierunku Sopotu, przez Reja do nadmorskiej ścieżki rowerowej i prosto do Brzeżna. Po drodze spotkaliśmy dwoje twardzieli Izę i Mario666 przemierzających nadmorskie szlaki. Trochę przemarznięci o 14.00 zakończyliśmy naszą wycieczkę.

Dystans 26km
Średnia prędkość 8km/h
Temperatura od -12 do- 17C
Czas przejazdu 4.5godz.

organizator: „Zibek”

Posted in Relacje | Tagged , , , | 7 Comments

Regulacja wstępna amortyzatora

Twardość sprężyny

Jeżeli sprężyna jest zbyt miękka a widelec będzie często dobijał, to należy zwiększyć naprężenie wstępne. Przód roweru będzie zbyt nisko do pokonywania zjazdów;

Natomiast jeżeli sprężyna jest zbyt twarda, wtedy widelec nie dobije nigdy, czyli nie jest używany pełen zakres skoku.

Naprężenie wstępne.

Dobierz odpowiednią rtwardość sprężyny zanim zabierzesz się do ustawienia.

  1. Jeśli naprężenie wstępne jest za niskie  to ugięcie wstępne (SAG) będzie zbyt duże. Przód roweru będzie zbyt nisko wchodził w zakręty i będzie wykazywał nadsterowność;
  2. Jeśli naprężenie wstępne jest za wysokie, to ugięcie wstępne będzie zbyt niskie. Rower będzie wydawał się za sztywny, podsterowany i kiepski w prowadzeniu przy niskich prędkościach. Wystąpią również trudności przy skręcaniu

Tłumienie odbicia

  1. Gdy tłumienie odbicia jest zbyt duże, widelec będzie rozprostowywał się za szybko, a koło będzie odbijało od ziemi zaraz po dotknięciu jej po skoku. Będzie Ci trudno prosto jechać po kamieniach. Wystąpi podsterowność.
  2. Jeżeli tłumienie odbicia jest za słabe, widelec będzie twardy (szczególnie w przypadku serii szybkich uderzeń), będzie dobijał po serii następujących po sobie mocnych uderzeń i nie będzie w stanie odbić po lądowaniu ze skoku, bądź nadsterowny i będzie dobijał, mimo, że tłumienie ściskania (kompresji) i twardość sprężyny ustawimy poprawnie.

Tłumienie ściskania (kompresji)

  1. Jeżeli tłumienie ściskania jest zbyt duże, będzie Ci się wydawać, że widelec często dobija. Rower będzie nadsterowny, niepewny w prowadzeniu;
  2. Jeżeli tłumienie ściskania jest zbyt małe, widelec będzie dobijał rzadko lub nigdy, mimo miękkich sprężyn i lum niskiego naprężenia wstępnego. Typowa jest również podsterowność.

autor: Lennard Zinn

Posted in Serwis | Tagged | Leave a comment

Szlakiem żółtym do Gdyni

 

IMG_6760

Żółty Szlak czyli droga przez mękę.

W piękny niedzielny poranek zjawiło się 6 rowerzystów których celem było pokonanie żółtego szlaku . Szlak ten rozpoczyna się na ulicy 3 Maja przy budynku oznaczonym nr 16 .tłocząc po parkowo leśnych alejach aby w końcu zagłębić się w Parku Krajobrazowym. Muszę zaznaczyć iż przejechaliśmy cały szlak bez jakichkolwiek skrótów i w całości. Zapewne mógłby ktoś stwierdzić co to za sztuka pokonać 46km ale zapewniam to nie była przejażdżka to była walka . Wiele ostrych podjazdów i zjazdów najeżonymi śliskimi korzeniami i pierwszym śniegiem skutecznie utrudniały nam nasz przejazd. Było wiele miejsc które musieliśmy pokonać z tak zwanego buta gdyż nie dało się ich przejechać. Ponadto nieuprzątnięte drzewa i gałęzie jak i rozjeżdżone drogi powodowały że często jechaliśmy bezdrożami, po prostu jak oczy poniosły.IMG_6764

Te 46km pokonaliśmy w 5godz z przerwami aby wyrównać oddech . Oczywiście nie obyło się przed upadkami i innymi kontuzjami , ale w końcu dotarliśmy do Gdyni.Skąd na kołach wróciliśmy do Gdańska. Dziś gdy piszę te parę słów myślę z satysfakcją o żółtym ale wiem jedno nie prędkoIMG_6750.jpg.php

zdecyduję się przejechać go ponownie.

Pozdrawiam

tekst: „Zibek

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

GER z mikołajami w trójmieście

mikolaj1

Zjazd Mikołajów już się rozpoczął. Ponad 2000 zmotoryzowanych Mikołai ( + czterech Bikerów z Geru), zapowiedziało się na motocyklach, kładach no i oczywiście na rowerach z GERU w paradnym przejeździe po ulicach trójmiasta. Myślę, że to największa impreza tego typu w Polsce a może i na świecie. Nasza grupa nieznacznie ją powiększyła ilościowo, ale za to jakościowo – bo na rowerach poważnie wzbogaciła. Pogoda jest nie najlepsza duże zachmurzenie, ale nic nie zapowiada, że do końca dnia spadnie śnieg. Ale Mikołajom przygotowującym się na to niezwykłe spotkanie w Trójmieście to nie przeszkadza. Zatem naszej grupie rowerowej nie przeszkadza to by udać się do Gdyni, ale nie brzegiem morza i bliskimi klifami a Ścieżką rowerową wzdłuż drogi głównej. Tempo jest dość szybkie, bo trochę za późno ruszamy, kawalkada rusza z Gdyni o godz. 9.00

GernazbiorceTu niespodzianka grupa zmotoryzowanych Mikołai rusza o 9.30, przez całą drogę dojazdową wyprzedzały nas Mikołaje na swych maszynach i każdy miło się witał: unoszenie ręki, machanie miłe gesty i słowa. Takie sympatyczne zachowanie na naszych drogach należy do niezmiernej rzadkości.

Centrum Gdyni na Skwerze Kościuszki jest wielki zlot Mikołai ( patrz galeria zdjęć)

Warkot motorów, opary spalin i tłumy ludzi stojących na poboczu trasy, którą Mikołaje wraz z nami zmierzali ul. Świętojańską, Al. Niepodległości w Sopocie przez Wrzeszcz aż do Gdańska na Długi Targ pod Fontannę Neptuna.

Na liczniku 20/30 miejscami 35 km/h, cały przejazd trwał pięć kwadransów. Przejazd w tak licznej grupie zmechanizowanej nie należał do łatwego wyczynu. Trzeba było mocno uważać nieomal jak na rajdzie MTB. Pod Neptunem trwała już zabawa na całego w takt głośnej rytmicznej muzyki, którą prowadził Krzysztof Skiba – Gdańsk tętnił pełnią życia.

Największą frajdę mieli motocykliści a nie mieszkańcy i goście, którzy się tu zjechali.

Dystans 50/60 km

Średnia 18/19 km/h

Czas 5/6 h

„Olo”

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment
« Older
Newer »