Korba Hollowtech II.

Prawie we wszystkich rowerach górskich stosuje się standardowe angielskie gwinty.
Trzeba wiedzieć, że gwinty po stronie napędowej w standardowym angielskim suporcie są lewe. Innymi słowy, prawą miskę dokręcamy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara(lewy gwint). Natomiast gwinty w lewej misce dokręca się w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara(prawy gwint).

Natomiast jeżeli chodzi o pedały, to pedał po stronie napędowej jest gwintwm prawym, czyli dokręcamy w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara.
Natomiast gwint z lewej strony jest gwintem lewym dokręcamy w lewo.

Zintegrowana konstrukcja osi suportu i mechanizmu korbowego zwiększa sztywność przy zmniejszonej wadze. Precyzyjne łożyska nie wymagają częstej konserwacji, a bardzo prosta budowa upraszcza instalację.
Do zamontowania zestawu będą nam potrzebne dwa specjalistyczne klucze, oraz imbus 5mm.


Prawie we wszystkich rowerach górskich stosuje się standardowe angielskie gwinty.
Trzeba wiedzieć, że gwinty po stronie napędowej w standardowym angielskim suporcie są lewe. Innymi słowy, prawą miskę dokręcamy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Natomiast gwinty w lewej misce dokręca się w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara.

więc to jest tak samo jak gwinty w pedałach czy na odwrót?
na odwrót, czyli od strony napędowej odkręcamy w lewo a po przeciwnej stronie odwrotnie.
Korba Hoollowtech II
Do zamontowania zestawu będą nam potrzebne dwa specjalistyczne klucze, oraz imbus 5mm.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

Zaczynamy od prawej strony. Po oczyszczeniu gwintu w ramie wkręcamy środek razem z plastikowym uszczelniaczem.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

W prawej stronie gwint jest lewoskrętny. Na miskach jest strzałeczka i napis „thighten” – mówiący nam o kierunku wkręcania. Na gwinty dajemy trochę smaru.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

Przy szerokości mufy suportowej 68mm (standardowej) z prawej strony dajemy 2 podkładki, z lewej jedna. Przy szerokości 73mm z prawej jedna z lewej bez podkładki. W suportach Dura-Ace i Ultegra nie ma żadnych podkładek. Mocno dokręcamy kluczem.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

Teraz lewa strona, smaruje delikatnie gwinty i dokręcamy zgodnie ze strzałka prawoskrętny gwint – czyli zgodny z ruchem wskazówek zegara.

Wracam z powrotem do prawej strony. Bierzemy do ręki prawe ramię korby z integralną osią, smarujemy miejsca gdzie ośka pracuje na łożyskach, siemering oraz miejsc łączenia lewego ramienia z osią (wielowypust)(foto7). Korbę wciskamy do środka.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

Przy nowym zestawie idzie to opornie, można sobie pomóc kawałkiem drewnianego klocka i przez niego pomału dobijać młotkiem.

Zakładamy lewe ramię korby. Wcześniej smarujemy siemering – gumową uszczelkę.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

Dokręcamy nakrętką
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.

Imbusem 5mm dokręcamy śruby. Na przemian raz jedna raz drugą po pół obrotu aż poczujemy dość znaczny opór. Ta część nie musi być przykręcona bardzo mocno.
rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.rower: zdjęcie: Instalacja korb Hollowtech II.
Łożysko do korby: 6805 2RS

Montaż mechanizmów korbowych Race Face X-Type, FSA MegaExo, Truvativ odbywa się analogicznie.
pobrano ze strony:
www.bikeworld.pl/rower/artykul/1255/3/

Wymiary łożyska:

-d (mm) 25
-D (mm) 37
-B (mm) 7
-waga (kg) 0,022

Jak to wymienić samemu:  1. Wykręcamy miski z mufy ramy.  2. Przy pomocy płaskiego wkrętaczka, czego kolwiek wyjmujemy te czarne plastikowe nakładki, które kryją pod sobą łożyska  Nie jest to łatwe, trzeba to zrobić ostrożnie, aby ich nie uszkodzić na początku można je podważyć od zewnętrznej strony tak, aby na całym obwodzie wysunął się chodź trochę ten plastik potem można od wewnętrznej strony lekko puknąć w krawędź (polecam jakieś inne narzędzie niż płaski śrubokręt), aby nie uszkodzić tych plasticzków i na pewno wyskoczą.

2.No to jak już mamy piękne odkryte nasze łożysko to już połowa pracy za nami .Teraz wystarczy wybić. Ja to robiłem tak, rozchychylałem imadło tak, aby krawędzie położyć na ramionach imadła, aby łożysko było w powietrzu i nic nie umożliwiało mu wyjścia z miski.. Następnie przy pomocy płaskiego wkrętaka lub wybijaka od wewnętrznej strony chodź trochę staramy się zaczepić o łożysko i uderzamy młotkiem w celu wybicia, jeśli się troszkę ruszy robi to po przeciwnej stronie gdzie uderzaliśmy, aby łożysko wychodziło dość równo z miski  3-4 poprawne uderzenia i łożysko wyskakuje z miski.

3. No to teraz upewniamy się ze mamy identyczne łożyska jak stare i zakładamy wink.gif. Najlepiej to robić za pomocą Prasy, ale raczej nie wszyscy ją posiadają. A wiec można to zrobić za pomocą młotka, ALE OSTROZNIE!! Wkładamy jak najrówniej nowe łożysko, na nie kładziemy stare łożysko Lub coś, co przylega dobrze do niego i zaczynamy wbijać dość lekko i naprzeciw siebie… Tak, aby łożysko wchodziło równo w miseczkę wink.gif Wbijamy łożysko do momentu, kiedy się zatrzyma. Powinno być minimalnie poniżej krawędzi miseczki to samo robimy z 2 Miską.  4. Czyścimy plastkiczki, podobno dobrze posmarować ich krawędzie, na których znajduje się cieniutka uszczelka jakimś smarem.. No i normalnie ręką wciskamy je do miski

Jak dostać się do łożyska?
O:Korba Hollowtech II.2009/05/27 10:47 Po wyjęciu korby, usuwasz czarne zaslepki z misek, tylko ostroznie bo sa kruche. Potem płaski wkrętak wkładasz, koncowka musi byc zawsze w poprzek lozyska(prostopadle do wewnetrznego pierscienia. Bo inaczej poniszczysz uszcelnienia lozyska) i wybijasz powoli po całym obwodzie. Potem najlepiej zdejmij te czarne oslonki z lozyska(delikatnie skalpelem) wymocz w benzynie albo nafcie i zasadz sporo smaru, jesli po takiej konserwacji lozysko dalej bedzie mialo luzy to je niestety trzeba bedzie wymienic.
Wkladow do misek nie dostaniesz ( lozysk maszynowych )bo maja nietypowa szerokosc
A oryginalnego lozyska shitmano nie kupuj.
Kup miski accenta ~50zł komplet- Rudy ma ( xt kosztuje 55 zeta na strone. O zgrozo!) suport accenta jest szerszy i 1 mm niz shimano i bedziesz mogl kupowac normalne lozyska w sklepie po 7 zl .

Posted in Serwis | Tagged , , | Leave a comment

Ustawienie siodła

Prawidłowa wysokość siodła dopasowana do wzrostu rowerzysty jest bodaj najważniejszym czynnikiem dla efektywnej jazdy. Pomijając to, że można nabawić się kontuzji, to jazda z za wysoko lub za nisko ustawionym siodłem jest po prostu bardzo mecząca i niewygodna. Dlatego szczególnie namawiam do zwrócenia na to uwagi.
siodlo
Na pewno słyszeliście o wielu metodach określania prawidłowej wysokości siodła i jakąkolwiek sobie wybierzecie, to w większej lub mniejszej części na pewno będzie ona dobra. Najprostszą i pewnie najbardziej znaną metodą jest siadnięcie (jak to się w ogóle pisze?) na siodle, oparcie pięty na pedale (pedał musi być na samym dole) w bucie, w którym jeździcie i po odpięciu klamry (lub odkręceniu śruby trzymającej sztycę) ustawienie wysokości siodła tak, aby noga była wyprostowana lub lekko ugięta. To zapewni nam niezbędne minimum ugięcia kolana podczas jazdy już z normalnie położoną stopą na pedale i nawet zapobiegnie kontuzji (chodzi głównie o bardzo szkodliwe naprężanie stawu kolanowego). Jeśli jeździcie w pedałach zatrzaskowych, to spokojnie możecie podnieść siodło jeszcze o ok. 1-2 cm, bo pedały i bloki mają dużą wysokość i dodatkowo dzięki nim zawsze będziecie naciskać na pedały przednią częścią stopy a nie piętą i dodatkowo podczas pedałowania pięta zawsze będzie wyżej od palców. Generalnie chodzi o to, żeby nie musieć kiwać się na siodle żeby sięgnąć do pedałów ani jeździć z non stop zgiętymi w kolanach nogami. Ostateczne ustawienia będą zależne od Waszych subiektywnych odczuć i można je przeprowadzić metodą prób i błędów za każdym razem podnosząc lub obniżają siodło o ok. 0,5 cm. Po ustawieniu siodła jeszcze raz siadamy na rower, robimy rundkę i sprawdzamy czy wszystko jest OK.

Następnie ustawiamy przesunięcie siodła względem sztycy albo jak kto woli rury podsiodłowej (fotka obok). W tym celu odkręcamy jedną śrubę na spodzie uchwytu sztycy (lub co tam macie w swoich rowerach) i już możemy swobodnie przesuwać siodło w poziomie i pochylać go do przodu i do tyłu (o tym jeszcze za chwilę). Optymalnym sposobem ustawienia siodła w poziomie będzie przesunięcie siodła tak, aby po zajęciu miejsca na siedzeniu, wpięciu buta w zatrzask pedałów (albo po włożeniu w noski czy po prostu wygodnego położenia stopy na pedale) i ustawieniu korby dokładnie w poziomie, oś opadająca od kolana pionowo w dół przechodziła możliwie jak najbliżej osi pedału. Takie ustawienie gwarantuje, że nie będziemy pedałować z nogami wyciągniętymi do przodu ani do tyłu. Oczywiście tego ustawienia nie uda nam się pewnie przeprowadzić bezbłędnie tylko raczej metodą prób i błędów, przyda się także jakaś osoba (dziewczyna, kolega, dziadek itp.), która „na żywca” będzie kontrolowała nasze nastawy, no bo w końcu siedząc na siodle nie będziemy w stanie zobaczyć czy rzeczywiście oś lecąca od kolana przechodzi dokładnie przez oś pedału. W sytuacji beznadziejnej samotności możecie wziąć do ręki jakiś sznurek i po opuszczeniu go od kolana ustawiać siodełko w sposób wymieniony wyżej do momentu, aż sznurek będzie opadał w okolicach osi pedału.

Teraz nadszedł czas ustawienia kąta pochylenia siodła. Niektórzy „specjaliści” twierdzą, że kąt pochylenia ustawiamy tak, aby podczas jazdy bez trzymania kierownicy nie zsuwać się z siodła w żadnym kierunku. Takie banalne i stwierdzenia jakoś do mnie nie trafiają, bo ja np. mam siodło dosyć mocno pochylone w dół i jakoś podczas jazdy „bez trzymanki” nie mam z tym problemu a podczas stromych podjazdów siedzi się bardzo komfortowo i łatwo przesuwa się 4 litery w każde miejsce siodła. Generalnie pozycją wyjściową dla większości rowerzystów będzie ustawienie siodła idealnie w poziomie, ale dla rowerzystów jeżdżących w mocno pochylonej pozycji (siodło 7-15 cm powyżej kierownicy) dużo wydajniejszym rozwiązaniem (przydatnym zwłaszcza podczas jazdy pod ostrą górę) będzie lekkie pochylenie siodło w dół tak, aby płaszczyzna siodła była skierowana w kierunku kierownicy, czyli tak jakby linia całego siodła była przedłużeniem linii kończącej się na kierownicy (coś podobnego do ustawiania pochylenia klamek hamulcowych jako przedłużenie ramion i palców). Jeśli jednak ktoś będzie wyjątkowo narzekał na zsuwanie się z siodła w którymś z kierunków, to niech ustawi sobie siodło jak jest mu wygodniej. Na koniec jeszcze raz kontrolujemy wysokość siodła i w razie potrzeby trochę go podnosimy lub obniżamy.
pobrano ze strony: www.bikeworld.pl/rower/artykul/306/3/

Posted in Serwis | Tagged | Leave a comment

Ustawianie kierownicy

Pierwszą i najważniejszą sprawą jeszcze zanim zabierzemy się za jakiekolwiek regulacje jest określenie pozycji siedzącej na rowerze. Jeśli ktoś jeździ sobie zupełnie turystycznie po ścieżkach rowerowych lub jakichś skwerach czy bulwarach w dodatku tylko w niedzielę, to na pewno będzie on wolał wyprostowaną i wygodną pozycję. Podstawą będzie tu kierownica na wysokości równej wysokości siodła lub kilku cm powyżej siodła (fotka obok) oraz postawione w górę rogi. Jeśli w swoich rowerach macie stery nakręcane i możecie regulować wysokość kierownicy przez wysunięcie mostka z rury sterowej lub macie stery i mostek typu A-Head z regulacją wysokości (fotka poniżej), to sprawa jest prosta – po ustawieniu siodła na odpowiadającą nam wysokość odkręcamy tylko jedną śrubkę na mostku z góry (stery nakręcane) lub z boku (stery typu A-Head), teraz w przypadku tradycyjnego mostka na stery nakręcane będziemy pewnie musieli uderzyć lekko śrubę młotkiem (żeby zwolnić zaczep) i ustawiamy kierownicę na żądaną wysokość. Na zakończenie będzie trzeba ustawić kierownice prostopadle do koła – robiliście to pewnie setki razy jak byliście dziećmi, więc wiecie, że trzeba wziąć koło między nogi i przekręcić kierownicę w odpowiednie miejsce.

Wysokość kierownicy najlepiej ustawiać dzięki metodzie prób i błędów. Po prostu po każdym przestawieniu trzeba sprawdzić jak się nam jeździ. Jeśli podnosiliśmy kierownicę korzystając z mostka typu A-Head z regulacją wysokości może być też potrzebne skorygowanie kierownicy, która pewnie po znacznym podniesieniu lub obniżeniu obróciła się wokół własnej osi i podniosła w górę klamki, manetki i rogi. W tym celu musimy poluzować od 2 do 4 śrub (głównie w zależności od producenta) z przodu mostka i przekręcić kierownicę na pozycję bardziej nam odpowiadającą.

Przypominam, że powyższe treści o ustawieniach kierownicy dotyczyły rowerów turystycznych lub górskich służących do turystyki. Teraz nadszedł czas na prawdziwych górali, czyli tych, którzy niejako muszą mieć bardziej sportową pozycję i chcą przez to dużo efektywniej podjeżdżać pod strome podjazdy. Oczywiście ta pozycja nie jest zarezerwowana tylko i wyłącznie dla zawodników (o tym pisałem już na początku artykułu).

Podstawą w tej pozycji będzie siodło ustawione ok. 7-15 cm wyżej niż kierownica (fotka obok). Pomijam już fakt, że do takiego ustawienia konieczna jest rama o sportowej geometrii, bo przecież w rowerze turystycznym nie będziemy nawet za bardzo w stanie tak ustawić siodła i kierownicy. Tak więc podstawą jest typowa „górska” rama zazwyczaj już z odpowiednią geometrią (oczywiście po odpowiednim dobraniu jej do naszego wzrostu) a wszystkie pozostałe komponenty (kierownicę i mostek) możemy dobrać według własnego uznania i ustawić pozycję tak mocno pochyloną jak tylko nam się podoba.

Nasze regulacje (i w ogóle możliwości regulacyjne) ograniczą się właściwie tylko do wymiany mostka a konkretnie jego długości i kąta nachylenia. Wyjściową wartością do testów będzie mostek o długości 100-120mm (od osi rury sterowej do osi kierownicy) i kącie nachylenia 5 stopni najlepiej 2-stronny, czyli możliwy (po obróceniu) do zamocowania zarówno na +5 jak i -5 stopni (fotka poniżej). W porównaniu z 1-stronnym mostkiem nie ma właściwie żadnej różnicy w cenie, wszystko zależy tylko od producenta i wysokości danego modelu w hierarchii sprzętowej. Warto jednak wybrać taki 2-stronny mostek, bo nawet jeśli nie będziemy potrzebować obracać go na -5 stopni, bo aktualnie będziemy mieli dobrą dla nas pozycję, to przecież kiedyś zawsze może nam się zachcieć zmienić pozycję lub chociaż kierownicę na giętą (ona zawsze jest wyżej) i wtedy obrócenie mostka może nam dać (nawet jedyną) możliwość ustawienia kierownicy do wymaganej pozycji.

Także w typowo górskich rowerach może przydać się regulowany mostek typu A-Head wspomniany wyżej. Oprócz korzyści dla samego siebie (można zmieniać pozycje jak się tylko chce, czyli np. na asfalt wyprostowaną a w góry pochyloną) to taki mostek może też być bardzo przydatny, jeśli nie jesteście lekko mówiąc jedynymi właścicielami roweru. Wiem, że spółki nie każdemu odpowiadają, ale zawsze można kupić droższy rower (czytaj: wyciągnąć więcej gotówki od rodziców) pod pretekstem korzystania z niego także któregoś z rodzeństwa lub samych rodziców (oczywiście nie przepadających za rowerem, bo wtedy nie ma to sensu) i wtedy taki mostek będzie się nadawał jak znalazł do bardzo szybkiej zmiany pozycji dla innego użytkownika.

Sama długość mostka nie jest związana tylko i wyłącznie z pozycją. Spełnia jeszcze jedną bardzo ważną rolę – poniekąd ustala ona kierowalność roweru podczas jazdy. A jak to robi? Otóż im bliżej przedniej piasty znajduje się kierownica tym rower jest bardziej zwrotny, ale na zjazdach ciężko jest go kontrolować (kierownica goni na boki) i odwrotnie – im dalej kierownica od przedniej piasty, to tym kontrola nad rowerem podczas jazdy będzie coraz lepsza (rower będzie coraz stabilniejszy), ale straci na tym zwrotność roweru i będzie on „mułowaty”. Dlatego właśnie w rowerach do DH montuje się bardzo krótkie i zadarte do góry mostki, żeby podczas karkołomnych zjazdów można było bardzo pewnie kierować rowerem.

Tak więc dobór odpowiedniego mostka jest sprawą bardzo indywidualną. Nie da się też jakoś specjalnie obliczyć jaki mostek będzie najlepszy do naszego stylu jazdy i pozycji. Na pewno jest tak, że im dłuższy i niżej opadający mostek, to tym bardziej rower przybliża się do użycia w zawodach XC lub maratonach. Najlepiej nie kupować mostka „na pałę” tylko przejechać się do dobrego sklepu rowerowego i popróbować jazdy z kilkoma mostkami. Wymiana mostka typu A-Head zajmuje dosłownie 2-3 minuty, więc nie ma się co litować nad właścicielem sklepu czy serwisantem tylko kazać poprzymierzać kilka mostków i na każdym z nich zrobić próbną jazdę.

Ja osobiście używam 2-stronnego (+/-5 stopni) mostka o długości 120mm. W czasie sezonu mostek leci w dół (na -5 stopni), żeby wygodnie jeździło się po górach a w zimie idzie do góry (na +5 stopni), żeby wygodnie pojeździć sobie po śniegu i nie wyciągać się za bardzo w grubych ciuchach.

Podsumowanie:

Mam nadzieje, że nie zamieszałem za bardzo w tym artykule. Chciałem wyczerpać temat a przy tylu informacjach do przekazania trudno jest je jakoś później zestawić w całość lub w jakiejś sensownej kolejności. Bardzo ciężko też pisze się takie rzeczy w sposób jak najbardziej zrozumiały dla początkujących rowerzystów. Mam nadzieję, że oprócz nich z tego artykułu skorzystają także bardziej doświadczeni rowerzyści, którzy kilka lat temu zasiedli na rower tak jak był on ustawiony i do tej pory jeździli w nieprawidłowej pozycji a teraz postanowią baczniej się przyjrzeć temu bardzo ważnego zagadnieniu.

pobrano ze strony: www.bikeworld.pl/rower/artykul/306/3/   strona autora została usunięta

Posted in Serwis | Tagged , | Leave a comment

Regulacja kierownicy i siodła

Rozróżnijmy sobie 3 rodzaje pozycji siedzenia na rowerze:

wyprostowaną – charakterystyczna dla rowerów typowo turystycznych i miejskich, czasami także (przynajmniej po części) dla typowo zjazdowych i do FR choć to trochę inna bajka. Żeby uzyskać pozycję wyprostowaną kierownica jest zazwyczaj kilka centymetrów wyżej od siodła lub na tej samej wysokości, do tego dochodzą także postawione w górę rogi umożliwiające jeszcze bardziej wyprostować i niby wygodniejszą pozycję.

pochyloną – tej pozycji „używa” największa ilość rowerzystów, związana jest ona głównie z rowerami górskimi przeznaczonymi do ogólnych zastosowań (bez sportowej geometrii) a także trekkingowymi, kierownica znajduje się na wysokości siodła lub trochę poniżej niego.

mocno pochyloną – jest najbardziej efektywną i wymagającą pozycją, dlatego zorientowana jest właściwie na bardzo zaawansowanych rowerzystów i zawodników, ale każdy może z niej korzystać. Jest niejako wymuszona (przez sportową geometrię) w rowerach przeznaczonych do ścigania się zarówno górskich jak i szosowych, kierownica może być nawet kilkanaście cm poniżej siodła.

W tej chwili pewnie już wiecie w jakiej pozycji jeździcie. Jeśli jeździcie na rowerze (mniejsza o typ) tylko na jakieś kilkukilometrowe przejażdżki po płaskim terenie w weekendy w pozycji wyprostowanej, to może tak zostać – Wasza sprawa, ale jeśli spędzacie znacznie więcej czasu na rowerze i do tego chcecie się zapuszczać w jakieś małe górki, to konieczna może się okazać zmiana pozycji na pochyloną lub mocno pochyloną. Wiadomo, że niektórzy lubią jeździć w pozycji wyprostowanej i myślą sobie, że jest to najlepsza pozycja na Świecie. Niestety (albo raczej stety) nie da się jeździć efektywnie w pozycji wyprostowanej. Tu właśnie tkwi ogromna przewaga pozycji pochylonej lub mocno pochylonej, które zapewnią:
– równomierne rozłożenie ciężaru ciała rowerzysty pomiędzy kierownicą, siodłem i pedałami,
– zmniejszenie obciążenie pośladków,
– łatwość swobodnego i szybkiego pedałowania co jest to bardzo istotne przy długotrwałym wysiłku,
– w miarę potrzeby zwiększenie nacisku na pedały,
– znacznie mniejszy opór powietrza.

pobrano ze strony: www.bikeworld.pl/rower/artykul/306/3/ strona została usunięta

Posted in Serwis | Tagged , , | Leave a comment

Kółko przerzutki

Jeżeli zgubiłeś śrubę od kółka przerzutki to możesz do przykręcenia kółka użyć jednej ze śrub mocujących bidon. Gwint powinien być identyczny, ale jeśli śruba jest za długa, uważaj żeby nie ustawiać przerzutki zbytnio w stronę roweru: grozi to zaczepieniem jej o szprychy w czasie jazdy.

Jeżeli zgubiłeś kółko, możesz je zamarkować tak, żeby dojechać do domu. Z kolei, gdy zgubiłeś śrubę od górnego kółka, a masz model przerzutki, w którym, przykręć przede wszystkim górne kółko. Łańcuch powinien być zamontowany, jak zazwyczaj, jakby dolne kółko znajdowało się na swoim miejscu.

No a jeżeli nie masz nawet śruby, możesz i tak sprawić, że rower będzie działał. Weź trzy gwintowane nakrętki blokujące od wentyli (z obu kół i zapasowej dętki). Umocuj je pomiędzy blaszkami wózka, używając do tego celu drutu lub plastykowych pasków.


Posted in Serwis | Tagged , , | Leave a comment

XI Mistrzostwa Świata w Poławianiu Bursztynu

100_8450Godz 9:00 przed LOT’em, tak wcześnie, ale wolę organizatora musiałem uszanować i jakoś wygrzebałem się z wyrka.
Z jednym jeszcze przymkniętym okiem dojechałem na miejsce spotkania.
Na miejsce dojechał jeden z kolegów też był jeszcze w „śpiączce”, bo zostawił nam swój rower i poszedł szukać kawy, ale o tej porze wszystko pozamykane.
Za parę minut dotarła reszta grupy i w sumie zebrało się nas siedmioro w tym jedna koleżanka Iza.
Ruszyliśmy przez Olszynkę wzdłuż Motławy w kierunku Sobieszewa. Jechaliśmy bardzo spokojnie bez żadnych zrywów, słoneczko milo przygrzewało, więc zapowiadał się bardzo fajny weekend na rowerze.
W Sobieszewie „ zatankowaliśmy paliwa” i ruszyliśmy na szlak żółty do Świbna.100_8460
Nareszcie w lesie, droga dość dobrze ubita, tylko od czasu do czasu ukazywał się piasek i to też w niedużych ilościach.
Po drodze Darek wypatrzyl czarne jagody, więc postanowiliśmy zatrzymać  na popas. Owszem jagódki smaczne, ale jeszcze nie było tak dużo.
W Świbnie przeprawa promowa do Mikoszewa i znowu na szlak. Fantastyczna pogoda, wszyscy jechaliśmy w samych koszulkach. Dojechaliśmy do Jantara a tu jak na jarmarku, niesamowity tłok, więc szybko znaleźliśmy miejsce w barku plażowym i tam zamówiliśmy po smażonej rybce. Surówka, frytki fajna wyżerka. W Jantarze chyba większy ruch jak w Gdańsku, no cóż jest tam dużo ośrodków wypoczynkowych.
100_8462

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w poszukiwaniu zbieraczy bursztynu i tam właśnie spotkaliśmy naszych starych znajomych Sabę i Obcego. Zawody wprawdzie mialy się odbyć dopiero za godzinę, więc nie mieliśmy ochoty czekać, (nadciągaly czarne chmury) to w końcu jak dla mnie to nic ciekawego, leży parę „spaślaków” i grzebią się w jakiejś kupie „śmieci morskich” (fotka)
Ruszyliśmy dalej na poszukiwanie    szczęścia. Ja go dziś niestety nie spotkałem, ale o tym później. W międzyczasie dzwonił do mnie Zibek z  zapytaniem kiedy ruszamy z powrotem, bo może się spotkamy. Nie miałem na to odpowiedzi, bo sam nie wiedziałem kiedy ruszamy, bo nie ja decydowałem o wyjeździe.
Gdy już byliśmy na promie to ponowny telefon Zibka, kazał obejrzeć się do tylu, bo właśnie oni machali rękoma do nas we troje (nie zdążyli na nasz prom). Zapowiedzieli, że na nas poczekają w Sobieszewie.
Wystartowaliśmy ponownie ze Świbna do lasu i tym razem pojechaliśmy kolektorem.100_8488
W tej chwili ten kolektor jest dość mocno zarośnięty krzewami z akacji na którą właśnie się nadziałem. Prowadziłem tę stawkę z szybkością ok 23km/h i wszystko by było fajnie gdyby nagle nie wyrosła mi przed nosem zwisającą gałąź  akacji z kolcami, więc przy tej szybkości próbowałem ręką odsunąć na bok na zwracając uwagi na co raz węższy przejazd zajęty przez haszcze no i runąłem jak dlugi.

(Szkla okularów są do wymiany.)
Po prostu zsunęło mi się kolo z kolektora. Krotkie opatrzenie zadrapań i ruszamy dalej, bo tam przecież czekają na nas: „Zibek”, Zbyszek „hiszpan” i Wiesiek bez ksywki.  Oni na nas czekali za mostem a więc miłe przywitanie kilka żartobliwych zwrotów pod moim adresem w sprawie wywrotki jak zwykle żartownisie…..to dobrze, że humory nam wszystkim dopisywały.
Gadu-Gadu, ale czas się pożegnać……więc ruszyli jak blyskawice, tylko zdążylem zauważyć nowiutki lśniący rower Wieśka.
A my naszym azymutem podążaliśmy w kierunku Olszynki.
Gdańsk przywitał nas lekkim deszczem, który tylko próbował postraszyć na szybszą jazdę.Wszystko co dobre to się szybko kończy
na zakończenie moich wypocin chciałem podziękować wszystkim uczestnikom wycieczki a zwłaszcza Izie, która kupiła nowy rower i miała na nim przejechanych dopiero 300km  świetnie sobie radziła.

Na moim liczniku 84km

Mieczysław Butkiewicz

fotki rajdu szosowców

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

szlak=zielony

obszar= morze

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wokół jeziora Żarnowieckiego

P1080739Pochmurne przedpołudnie i kilka kropel deszczu nie wystraszyły czwórki zapaleńców.

Wsiadając samotnie do kolejki we Wrzeszczu miałem trochę obaw czy przypadkiem nie będę jechał samotnie. Jednak w pociągu czekała już koleżanka Agnieszka, a w Oliwie dosiadł się Darek. W Gdyni dołączył Maciek. W takim składzie dojechaliśmy do Wejherowa, gdzie poczekaliśmy do umówionej 10:15. Na kołach dojechał jedynie Flash, ale musiał wracać do pracy w Gdańsku. Wyruszyliśmy więc jako kwartet przy akompaniamencie słońca.P1080742

Zgodnie z planem wyruszyliśmy szlakiem rowerowym w stronę Warszkowa. Początek wiedzie wzdłuż Kanału Reda. Najpierw lasem, potem wśród pól. Na koniec piach i podjazd w lesie pełnym jagód. Trasa bardzo malownicza, lecz kiepsko oznakowana. Trzeba miejscami jechać na pamięć lub wyczucie.

Za Warszkowem dalej przez las mieliśmy dojechać do Tyłowa. Trochę pokręciłem nawigację i trafiliśmy na szosę do Krokowej, z której skręciliśmy w stronę jeziora. Mimo zdawałoby się bocznej drogi, ruch był momentami spory. Cóż początek lipca to wyjazdy na wakacje i zwiększony ruch na drogach.

Jadąc wzdłuż jeziora zrobiliśmy krótki postój w okolicach niedokończonej elektrowni atomowej. Gdyby nie ten atom w tle, nie warto by było nawet spojrzeć na te ruiny. Ot niedokończony betonowy budynek. Jedziemy więc dalej wzdłuż jeziora i dojeżdżamy do główniejszej drogi, którą docieramy do Wierzchucina. Po drodze trochę zostałem w tyle, bo zajrzałem w mapę. Miałem za to okazję zobaczyć nietypowe zwierzę przebiegające przez drogę. Była to prawdopodobnie kuna domowa. Coś mam szczęście w tym roku do takich spotkań, sarny to już mi się znudziły 😉P1080770

W Wierzchucinie zrobiliśmy sobie odpoczynek, po czym przez Brzyno powróciliśmy nad jezioro. W okolicach Nadola zjechaliśmy na chwilę z drogi, żeby stanąć na brzegu i w końcu zobaczyć samo jezioro. Do tej pory było je widać tylko z daleka lub przez drzewa. Chwilę odsapnęliśmy w cieniu i wróciliśmy na drogę. Czas zrobić rozgrzewkę przed podjazdem pod zbiornik elektrowni. Trzeba przyznać, podjazd jest wymagający. Może to tylko 1,5km długości i 100m przewyższenia, ale daje się we znaki. Na początku jest łagodnie, by po chwili zrobić się stromo. Gdy już się człowiek przyzwyczai i wpadnie w rytm, robi się płasko i można chwilę odsapnąć. Potem znów jest gorzej, aż na górę. Przed szczytem można się poczuć prawie jak na górskim etapie w Alpach. Las znika i widać tylko czubki drzew. Wokół tylko trawa i niskie krzaki.

Warto się zmęczyć dla tych widoków. Jezioro zostało het na dole, a jak się wejdzie kolejne metry w górę na brzeg zbiornika, to widać nawet morze. Wrażenie robi także sam zbiornik o powierzchni niemałego jeziora (http://ewz.home.pl/ewz/ewz.html#el). W tle widać farmę wiatraków elektrowni wiatrowej.

Obok znajduje się wieża widokowa Kaszubskie Oko. Na górę można wejść po schodach naokoło wieży lub wjechać windą. Osobom z lękiem wysokości polecam drugi sposób. Liny (element konstrukcji) hałasujące i poruszające się na wietrze nie wpływają kojąco. Na górze jest lepiej, twardy beton pod stopami, podobny dach i nie da się spojrzeć prosto w dół. Pomost widokowy znajduje się na wysokości 150mnpm skąd rozpościera się widok na okolicę. Minusem są ceny ;). Trafiliśmy trochę pechowo, bo od 1 lipca wprowadzono opłatę za wejście na teren kompleksu (za wejście na wieżę płaci się osobno).

Po nacieszeniu oczu widokami ruszyliśmy do Rybna, a dalej przez Bolszewo do Wejherowa. Gdy dojeżdżaliśmy do dworca, akurat podstawiali kolejkę na peron. Szybkie kupowanie biletów i ładowanie się do przedziału. Tu pożegnałem się z uczestnikami, bo chciałem wracać na kołach.

Przejechaliśmy prawie zapowiadane 70km, a pogoda była wspaniała. Ci którzy się przestraszyli porannych chmur oraz kilku kropel deszczu niech żałują.

tekst: Bono

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Bolszewo

m=Zarnowiec

m=Warszkowo

m=Tyłowo

obszar= kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Bike Tour 2009 druga edycja

IMG_1570Wprawdzie nie wiele przygotowywałem się do tego wyścigu, ponieważ 10km to nie jest problem, aby go pokonać, tak wówczas myslałem. Po objechaniu trasy przed wyścigiem zmieniłem zdanie, te ostre podjazdy trochę mnie zniechęciły, ale skoro obiecałem to trzeba dotrzymać słowa. Przyjechałem wcześniej zapisałem się i dostałem numer startowy nr 295  Nastąpił start, aż „iskry” leciały spod napędów. Wszyscy poszliśmy pod pierwszy podjazd, parędziesiąt metrów podjechałem i chyba zbyt nerwowo i szybko zrzuciłem łańcuch z blatu na najmniejszą zębatkę i ………..stoję ……….awaria, zablokowany łańcuch. Szybko zsiadłem z roweru i coś próbowałem zrobić, aby go odblokować, ale za nim to mi się w końcu udało to wielu mnie wyprzedziło i już wówczas wiedziałem, że nie nadrobię strat po takim ciężkim terenie a w dodatku na tak krótkim odcinku. No cóż, trudno czasami ma się tego pecha.Gdyby trasa była z trzy raz dłuższa to miałbym jakieś szanse, ale na 9km nic nie zrobię.IMG_1573

Jednak nie zrezygnowałem z dalszej jazdy, bo przypomniałem słowa scoot’a : „Jedź tak, abyś dojechał do mety bez względu na miejsce”. To mnie trochę podbudowało, w końcu faktycznie moją osobistą nagrodą w takim układzie będzie dojechanie do mety. Jak się później okazało bardzo dużo odpadło młodych bikerów.  Próbowałem gonić grupę, ale oni byli dość daleko przede mną. Gdy wgramoliłem się na szczyt „ściany płaczu” to dostałem nagrodę w postaci zarąbistego zjazdu. Puściłem klamki na liczniku 40km/h, ale samym dole były korzenie i trafiłem na hopkę, na której wyrzuciło mnie do góry i spadłem na oba koła jak pies hagenbery na cztery łapy i to bez upadku w tym momencie Andrzej zdołał zrobić fotkę. Na trasie miałem kibiców, którzy mnie ciągle wspierali a byli to: Agnieszka, czyli moja wspaniała synowa, agabikerka,  scoot, i Marek „świru”.

Wracam na trasę, więc po „locie” nad hopką nagły skręt wprawo, wcale nie zwalniałem i pod górkę, ale ją „łyknąłem” bez problemu, ponieważ miałem dużą szybkość. W końcu doganiałem mego przeciwnika mastersa, który był przede mną, ale nie mogłem go wyprzedzić. Co go dogoniłem na zjazdach to on oddalał się na podjazdach i tak w kółko. Po drodze wyprzedziłem paru pojedynczych kolarzy. A teraz drugie okrążenie, szybko ciągnę do tej „ściany płaczu”, tam rzeczywiście większość szła na pieszo. Dociągnąłem się na górę tam stała zawsze grupka ludzi pewno pilnujących przebiegu jazdy, to jeden z bikerów na samej górze w te słowa: przepraszam powtarzam: „mam  w dupie taki wyścig” i wycofał się.IMG_1604

Ponowny zjazd duża szybkość a na dole korzenie, o których starałem się nie zapomnieć w przeciwnym, bowiem wypadku nie dojechałbym do mety. Na zjazdach były wypadki, na trasie jakaś dziewczyna leżała nieruchomo na ziemi, pęknięte żebro i jakieś na pewno mniejsze lub większe obrażenia  to nie wiadomo. Ja natomiast wyprzedzałem leżącego kolarza na rowerze a nad nim było pochylonych kilka osób. Oto dowód jak bardzo niebezpieczna była trasa. Następnie byłem świadkiem jak wielu młodych bikerów wycofywało się z wyścigu i stali oni już na poboczu trasy. I to mnie podtrzymywało na duchu  do bardzo rozważnej jazdy i udało się, nie miałem najmniejszego upadku. Piotr gdzieś się „sypnął”, ale o tym pewno on sam napisze, bo prosiłem go o relację.

Wracam na trasę, no, więc druga runda i już miałem na celowniku mojego mastersa. Powoli dochodziłem go a na prostej przed metą wyprzedziłem dojeżdżając do końca drugiego okrążenia, i dalej ponownie ta „ściana płaczu”. Tego odcinka nigdy nie podjechałem to nie na moje siły. I ponowny szaleńczy zjazd, ale na dole lekko hamowałem zakręt w prawo krótki podjazd, następny długi podjazd i trzeci a potem to tylko zapominam o klamkach i co sił w nogach do mety. Przed metą miałem szybkość ok. 35km/h i na mecie myślałem, że wpadnę w tłum, ale tylny hamulec na maxa i obróciło mnie dookoła swej osi. Ufff…….nareszcie koniec, ale muszę się przyznać, że nie byłem mocno zmęczony. Na mecie jak zwykle wpadłem w ramiona mego syna scoot’a  no i innych kolegów.

Godz 14:00 chłopaki będą startować w elicie, czyli Piotr, Bono, Sławek. Pojechałem do domu zmieniłem kurtkę rowerową na cieplejszą, zabrałem mego Canona i w drogę na start zrobić kolegom fotki. Gdy dotarłem to oni już byli na trasie, spotkałem na mecie Zibka, Sławka, więc w dniu dzisiejszym po raz czwarty wchodzę na „ścianę płaczu” celem zrobienia im zdjęć. Bona złapałem, ale Piotra nie zauważyłem. Batika widziałem na trasie, ale go nie poznałem, bo zmienił wystrój zewnętrzny. Wróciłem na metę. Niedługo dojechał Bono i w pewnej odległości Piotr, ale jak wspomniałem on miał upadek i trochę się pokaleczył.  Czekamy na dekorację Banacha, który zajął pierwsze miejsce. Dekoracja, dekoracja i po imprezie. Czas się rozjechać i pożegnać kolegów…….jaka szkoda!!!

Startowało nas w dziesiejszym wyścigu:

Sot M3 5/6
Darek M2 12/15
Olo M2 14/15
Sławek M 4/39 (33)
Bono E 22/47 (37)
Piotr E 26/47 (37)

W nawiasach ilość zawodników, którzy ukończyli.

Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=wysoka

profil=wysoki

trud=max

m=TPK, Gdańsk

typ=rowerowy

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

FAMILY CUP 2009

FAMILYCUP-1Dzisiaj postanowiłem sprawdzić swoje siły w zawodach pt. „FAMILYCUP” 2009 – XIV AMATORSKIE MISTRZOSTWA POLSKI W KOLARSTWIE GÓRSKIM, rozgrywanych w różnych rejonach województw, tym razem było to woj. Pomorskie.

Start został zaplanowany w Sopocie na „Łysej Górze”.

Dzień wcześniej myślałem nad zmianą opon, czy założyć Kendy 1,95 leciutkie szybkie

czy może Continentale 2,4 druciane i ciężkie ale za to przyczepność bajeczna, hmm pomyślałem że całą noc deszcz padał może być ful błota tak jak to miało miejsce na skandi, dystans nie był zbyt duży, miałem do pokonania 16 km czyli 4 kółka do zrobienia „tylko”

co okazało się później sporo, założyłem ciężkie continentale na trudne warunki,

Dzień zawodów:

Pobudka o godź: 7:30, śniadano, włączyłem komputer żeby sprawdzić czy nikt jeszcze nie jedzie oprócz mnie i Zibiego, ale nikt nic nie napisał na Forum, no okey pewnie nikogo nie będzie, na zamierzony pociąg pognałem z Gdyni do Sopotu o godź 9:28  który nie przyjechał, i jak tu ufać kolejom SKM, następny był 9:45,  pognałem z Gdyni Stoczni do Gdyni Głównej, zawsze pewniej, to kolejka na szczęście przyjechała punktualnie,  spotkałem jednego bikera który też się wybierał na „FAMILY CUP” chwile z nim porozmawiałem i stwierdziłem skoro on będzie ze mną jechał to nie mam z nim szans, zajął „55 miejsce” w Skandi na dystansie „Grand Fondo” ja niestety dopiero 88, daleko w tyle, no ale to inna kategoria wiekowa i staż, ja jestem dopiero początkujący i nie mam szans dorównać, jeżdżę dopiero półtorej roku na rowerze, a na zawody zacząłem dopiero w tym. Dojechaliśmy na „Łysą Górę” tam ukazała się naszym oczom Mega Kolejka, ja załatwiłem formalności w tyg. Pozostało mi odebrać zgodę lekarza oraz nr. startowy i chipa zostawiając kałcje w wysokości 50 zł lub dokument tożsamości. Na miejscu spotkałem Zibiego który czekał w kolejce przede mną oraz Sławka i Wieśka którzy przyjechali pokibicować nam, miło z ich strony J bardzo fajnie było,FAMILYCUP-2

Ja miałem okazje startować pierwszy raz w Seniorach, na początku puszczali najmłodsze kategorie czekając aż ostatni uczestnicy kategorii dojadą do mety i dopiero wtedy następna kategoria zostawała wywoływana do startu, żeby nie robić zamieszania, bo ciężko było by dojść. Ja miałem okazje wystartować coś koło godź 14 dopiero,  początek grupy stanowili Seniorzy kat wiekowa 24-34 lat z tyłu Orlicy 19-23 lat którzy startowali z opóźnieniem 30 sek.

Co do dobranych opon myślałem że to jest mój fatalny wybór, trasa na pierwszy rzut oka twarda, ale Sławek pojechał zbadać teren, wcześniej słyszałem jak inni uczestnicy którzy wczęśniej wrócili z terasy, narzekali na wymagania oraz dużą ilość błota na trasie, trochę się ucieszyłem

Z wyboru który nie był taki zły co się okazało w trakcie.

Nastąpił start: strzał z pistoletu huk „wielkie BUM” ruszyli, na dzień dobry była do pokonania na pozór mała górka można było trochę pocisnąć, ale zaraz robiło się coraz  bardziej stromo, miałem na blacie, musiałem nieco opuścić strunę, popuściłem łańcuch na środkowy cisnę ile powera w nogach było ale to zbyt mało ledwie się wyścig zaczął  już sapie jak lokomotywa, czyżby brak formy? wrzuciłem na jedynkę, podjechałem z wysiłkiem, sporo bikerów mnie przy tym wyprzedziło, następnie trochę prostej skręt no i spora ilość błota, ostry zjazd, z górki kilka zawijasów, przy których można było nadciągnąć średnią, i następny podjazd, które były dość wymagające, trzeba było ostro się natrudzić żeby je pokonać, tym razem dużo gorszy niż ten  na początku, duża ilość błota niektórym uniemożliwiła podjazd, trzeba było pokonać łukiem po lewej i ostro zjeżdżając wtapiając się nieco w błoto ostro piłując, pokonałem bez większych problemów, następnie bardzo długi zjazd z wąskimi dróżkami, po lewej stronie ostry spad był, przy zakręcie można było ładnie fiknąć, jechałem jakieś 30 km trzymając rękę na hamulcu, nie chciałbym się znaleźć na wylocie, było by nieprzyjemnie, kontuzja murowana, następnie długi podjazd, opona miejscami wirowała  w miejscu, ale szła do góry, pokonałem największe błoto, skręt w prawo następnie ostry techniczny zjazd z korzeniami, było dość ślisko, rower trochę zaczęło zarzucało, ostry skręt w lewo no i drzewo, na którym można było się dość łatwo znaleźć, stał przy nim jeden z organizatorów krzycząc ostrożnie. Został jedynie zjazd z łysej z prędkością 40-45 km/h również na wybojach miejscami i tak wyglądała cała pętla, każda kategoria pokonywała różną ilość pętli, w jednym zakręcie mi łańcuch spadł i dość mocno się zaklinował, straciłem jakieś 2 min zanim zrobiłem,  na trasie miał stać chłopak i kierować według szczałki, nagle ich zrobiło się kilku-kilkunastu zasłaniając całe oznakowanie, jechałem prosta zamiast skręcić, ale krzyknęli „nie Tędy” o mały włos bym pojechał w przeciwnym kierunku, ehh :/ musiałem biegi w miejscu zredukować, ponieważ czekała mnie spora górka na której straciłem sporo sił. Po zakończeniu wyścigu każdy z uczestników wyciągał los, ja wylosowałem Kask, to była najlepsza nagroda z tego co widziałem, oraz każdy z uczestników dostawał paczkę żelków.

Ogólnie mówiąc:

Trasa wyścigu miejscami bardzo wymagająca, podjazdy ciężkie do pokonania,grupa w której startowałem bardzo silna, pokonałem każda górkę,  nie zaliczyłem żadnej przewrotki.

Start uważam za udany

Oprawa oraz zaangażowanie organizatorów pozostaje wiele do życzenia, zbyt spięci oraz nerwowi, a powinni być naprawdę trochę bardziej na poziomie na takiej masowej imprezie spodziewałem się czegoś lepszego, gdzie chodzi o nakłanianie jak największej rzeszy bikerów do brania udziału w imprazach masowych, oraz prowadzenia zdrowego trybu życia.

Szczególnie pani sędzia się denerwowała jak się ktoś ustawił nie tak jak trzeba, zamiast powiedzieć spokojnie i po sprawie. Taki błąd popełniłem ustawiając się już z przyzwyczajenia w Elicie w „Family Cup” tzw. Orlicy, Sędzina pytała czy ktoś nie został wyczytany z listy, zgłosiłem się, później okazało się ze to nie ta kategoria, pojechałem bez dyskutowania do swoich, tylko było słychać  zdenerwowanie i cyt. „czy ja coś nie wyraźnie mówię” nie ładnie z jej strony było i nie na miejscu komentarz, na drugi rok odpuszczam sobie taką imprezę, z takim zaangażowaniem, może to się zmieni.

Pierwszy raz startowałem w FAMILY CUP i dobrego wrażenia na mnie nie zrobił.

Do zobaczenia na innych Maratonach bardziej udanych i sympatycznych.

Tekst:: PIOTR HABAJ „Pioter 1981”

Posted in Maratony | 1 Comment

Rajd do Źródła Marii

IMG_0014Pogoda wielu bikerów niestety wystraszyła, pojawili się na rajdzie tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy dwóch kółek i oni właśnie mieli to co chcieli a było ich pięcioro.  Wiemy, że Qazi szykował się na wyjazd i na szykowaniu się skończyło, ponieważ ponownie wysiadł mu amorek. To trzeba mieć naprawdę pecha. „Intel” miał jechać z nami, ale chyba wystraszył się tej trasy migając się, że złapał gumę. Nie wiem jak można jeździć na rajdy bez  zapasówki. Wszyscy spotkaliśmy się na molo na Zaspie: Zibek, Bono, Łukasz i Mudia, który dopadł nas na ścieżce rowerowej no i moja skromna osoba. Dojechaliśmy do Sopotu Kamienny Potok, ale tam nikt na nas nie czekał, więc ruszyliśmy na trasę. Już na samym początku jak dla mnie to ostry podjazd.  Droga dość mocno podmokła, duża ilość kałuż i korzeni drzew na których ja się przejechałem na glebę. IMG_8629W końcu ostry zjazd do ul. Reja, ale bardzo niebezpieczny, oprócz mnie jeszcze były trzy wywrotki, ale wszystkie nie groźne. Asfaltem do góry na szlak żółty, który doprowadził nas do celu. Około 500m przed celem zatrzymał nas starszy pan, który również jechał na rowerze przestrzegł nas, że tą drogą nie przejedziemy ze względu na błoto do kostek. Nie jest tak źle pomyślałem, wrzuciłem na dużą kadencję i ostro ruszyłem…….udało się, ale rzeczywiście było ciężko rowerem rzucało jak śmieciem. Wszystkim nam się udało przejechać. Jest upragniony cel, choć właściwie nie było aż tak źle jak myślałem. Dojechaliśmy do Żródła Marii…..przystanek.IMG_8638

Fotki, śniadanie, za chwilę pojawiło się jeszcze troje rowerzystów, krótkie pogaduszki. Jeden z nich stwierdził, że wyglądamy jakbyśmy co wracali z Harpagana, rzeczywiście sprzęt był oblepiony błotem, także mieliśmy małe problemy z hamulcami, bo nie chciały działać a Zbyszkowi przestała działać przednia przerzutka, dlatego też była kąpiel roweru w jeziorze.

W moim rowerze również coś grzechotało, piszczało a o hamowaniu nie było mowy zanim to błoto po drodze nie odpadło. Momentami nie widać było wskazań licznika, ciągle przecierałem go rękawicą. Mimo wszystko była bajerancka zaprawa w dość trudnych warunkach. Dojechaliśmy do Chwaszczyna, gdzie skręciliśmy koło kościoła na boczną drogę, która doprowadziła nas do Osowy i Owczarni.

W Owczarni pożegnaliśmy Mudię a sami postanowiliśmy zjechać szaleńczą trasą koło studzienek, to była droga „rzeźnia” błoto do kostek. Trudno utrzymać kierownicę, rzucało rowerem to na lewo to na prawo, ale nikt nie powitał jakoś gleby, choć Łukasz mówił, że mało brakowało, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji Vertykalnej. I skończył się fantastyczny dzień, oby takich było więcej. Szkoda, że wielu amatorów dwóch kółek zrezygnowało z tak wspaniałego wypoczynku, jaką nam daje matka natura.

na liczniku 55kmIMG_8643

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=normalny

m=sopot

m=chwaszczyno

m=osowa

szlak=niebieski

szlak=żółty

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment
« Older
Newer »