Czarny szlak do Wieżycy

IMG_3997

Mapa przejazdu (GPS Artiego)
Profil trasy

Rajd czarnym szlakiem miał być sposobem na spędzenie niedzieli. Okazał się iście diabelską próbą charakterów, kondycji i sprzętu.

Zgodnie z ustaleniami spotkaliśmy się przed dworcem SKM-ki we Wrzeszczu o godzinie 9:00.

Osobiście jechałem razem z wza z ul. Elbląskiej w Gdańsku. Wyruszyliśmy o 8:45. Na szczęście zdążyliśmy, czekało na nas chyba z 10 osób. Min; Mietek, Zibi, Wiesiek, Łukasz, Wojtek, Robin, Artur i inni.

Bez zbędnych gadek ruszyliśmy naprzód. Tempo było „właściwe”, wystarczy że napiszę iż po dojechaniu do okolic Auchan z dalszej wycieczki wycofał się Mietek. Po długich próbach namawiania nie dał się przekonać i zawrócił do domu.

Chwilę wcześniej dołączył do nas Scoot, ze swoją nową korbą XT która była tak wypolerowana iż nie dało się jechać z jego prawej strony. Odbite światło słoneczne tak „biło po gałach”. Chwilę po 10:00 dotarliśmy do jeziora Otomińskiego. Tam czekali na nas kolejni rowerzyści. Mudia, Intel, Bono oraz kolega którego (przepraszam) nie pamiętam imienia. Jeśli dobrze policzyłem to łącznie było nas 15 osób.

Powoli „peleton” się rozciągnął. Ostre tempo podyktował Robin. Dość często mieliśmy dłuższe przerwy czekając na ciągnących z tyłu – pewnie jeszcze w zimowym śnie.

Po drodze odpadło kolejnych kilka osób. Min; Wojtek, Intel oraz wza. A w Borczu dodatkowo odłączył się Robin. Pozostało nas około 10 osób. Ostro popędziliśmy dalej na szlak, wcześniej jednak tankując bidony w sklepie.

Do wieżycy dojechali wszyscy. Po drodze rozbiliśmy się na 2 grupy. Ja wraz z Scootem i Mudią wybraliśmy iście błotnistą kąpiel. Jeszcze takiego błota nie widziałem, o dziwo wszyscy w większej części pokonaliśmy tę górę. Na szczycie okazało się że jest nie lepiej. Błota miałem prawie tyle że dotykało mi przedniej tarczy. Twardo jednak jechaliśmy – dopingując się wzajemnie. Niestety zerwałem na podjeździe łańcuch. Z opresji uratował mnie Scoot pożyczając spinkę (moja zapasowa została w domu). Nasze opony brnąc w tym błocie „buksowały” często w miejscu. Cała trójka wyglądała jak „Jożiny z Bażin”.

Satysfakcja była jednak ogromna po dotarciu na peron stacji PKP w Wieżycy. Po krótkiej przerwie zaatakowaliśmy wiadomą górkę. Odpuścili tylko dwaj panowie. Na szczycie znów mała przerwa i zjazd. Jadąc za Scootem miałem okazję widzieć jak jego rower tańczy na liściach. Mój zresztą robił dokładnie to samo. Opony z średnim bieżnikiem (typu Dancing Ralph)  zupełnie w tym dniu się nie sprawdzały.

Powrót był już znacznie spokojniejszy. W dużej części po asfalcie. Niestety w wyniku zmęczenia niektórych z nas postanowiliśmy podzielić się na dwie grupy. Wcześniej w swoim kierunku odbili od nas Wiesiek i Zibi. Tu przy okazji chciałbym wyrazić swój wielki szacunek dla tych panów. Chyba każdy wie za co.

Scoot, Artur i ja pognaliśmy przez Otomin w kierunku Auchana. Gdzie na pobliskiej stacji umyliśmy swoje rowery. Mudia pojechał w kierunku Gdyni. A Łukasz i chyba Bono wolniejszym tempem pojechali w swoją stronę.

Po pożegnaniu ze Scootem (na nowo wypucował swoją korbę) ja i Arti popędziliśmy w dół ul Kartuskiej. W którymś momencie jadąc za nim spostrzegłem przedmiot który wypadł mu z plecaka. Po zatrzymaniu i cofnięciu okazał się to telefon. Niestety jeden z kierowców umyślnie widząc że chcę go podnieść najechał na niego.

Byłem w szoku gdy Arti otworzył pokrowiec w jakim leżał telefon! Był on zupełnie cały!!! Niech żyje nokia! Koło Żaka pożegnałem kolegę i samotnie dojechałem do domu.

Chwilę przed 19:00 jadłem już obiad. Cały rajd zaliczam do bardzo udanych ale i chyba najtrudniejszych jaki dotychczas miałem okazję z GER jechać. Teraz z perspektywy ciepłego fotela mogę stwierdzić iż był on stanowczo za ciężki jak na pierwszy raz po zimie. Wielu z nas nie dało rady, inni na oparach dojechali do domu. Mam nadzieję że nikt się nie zniechęcił. Trzeba jasno powiedzieć że zazwyczaj niedzielne rajdy są dużo łatwiejsze.

Niemniej jestem bardzo zadowolony że podołałem tej trasie, sprzęt mnie nie zawiódł pomimo takich warunków. Błotnista góra jaką pokonałem wraz ze Scootem i Mudią na długo pozostanie w mojej pamięci. Szkoda że nie mieliśmy aparatu bo tak naprawdę nie da się tego opowiedzieć.

Qazimodo

Wszystkim wielkie dzięki!

Dane z GPS Artiego:

odległość
całkowita 117,07 km
podjazd 34,71 km
po płaskim 54,72 km
zjazd 27,65 km
max od startu 36,02 km
max do końca 36,71 km

wysokość
suma podjazdów 1782,41 m
wysokość startu 21,64 m
wysokość końca 3,35 m
różnica wysokości -18,29 m
maksymalna 320,94 m
minimalna 0 m
maksymalna różnica 320,94 m

prędkość
maksymalna 40,54 km/h
średnia wyjazdu 12,19 km/h
średnia jazdy 17,67 km/h
śr. tempo wyjazdu 4,92 min/km
śr. tempo jazdy 3,40 min/km
średnia podjazdu 8,90 km/h
średnia na płaskim 13,11 km/h
średnia zjazdu 18,06 km/h

czas
start 09:08 2008-03-09
koniec 18:45 2008-03-09
wyjazdu 09:36 h
podjazdu 03:53 h
po płaskim 04:10 h
zjazdu 01:31 h
jazdy 06:37 h
postoju 02:58 h

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Gdańsk

m=Otomino

m=Borcz

m=Wieżyca

szlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy


Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wycieczka zamiast otwarcia sezonu

P3020010Trasa przejazdu

Profil trasy

Pogoda jak było widać praktycznie cały czas była ładna, w lesie praktycznie nie było czuć żadnego wiatru.
Błota jak na te opady co były to praktycznie też nie było. Zdarzały się oczywiście miejsca, gdzie było, ale naprawdę mało. Deszczyk złapał nas dopiero na samym końcu, gdy już się rozdzieliliśmy na deptaku.P3020014

Myślałem, że wrócę cały w błocie, ale jednak nie tym razem Wszystkie trasy, którymi jechaliśmy były przejezdne, chyba EMMA większość wysuszyła.
Mieliśmy trochę awarii, ale nic poważnego tj. jedna guma i problemy z przerzutką jednego z kolegów.
Przed Matemblewem zgubił się o ile dobrze pamiętam Wojtek (widać na śladzie GPS jak jeździliśmy tam i spowrotem), ale się odnalazł w końcu P3020039

odległość
całkowita 58,95 km
podjazd 21,49 km
po płaskim 22,72 km
zjazd 14,75 km
max od startu 17,88 km
max do końca 14,71 km
wysokość
suma podjazdów 1867,14 m <<< tu coś nie tak chyba
wysokość startu 21,34 m
wysokość końca 10,36 m
różnica wysokości -10,97 m
maksymalna 192,02 m
minimalna 0 m
maksymalna różnica 192,02 m
nachylenie
maksymalne w górę 81,38 %
maksymalne w dół 52,91 %
średnie w górę 8,69 %
średnie w dół 7,77 %
prędkość
maksymalna 41,69 km/h
średnia wyjazdu 9,58 km/h
średnia jazdy 16,85 km/h
śr. tempo wyjazdu 6,26 min/km
śr. tempo jazdy 3,56 min/km
średnia podjazdu 8,22 km/h
średnia na płaskim 11,82 km/h
średnia zjazdu 9,13 km/h

tekst: „Arti”

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Krótka rozgrzewka przed otwarciem sezonu

przegalina_logo

Mapka przejazdu (z GPS Artiego)

Galeria zdjęć

Wyruszyliśmy spod LOT’u w Gdańsku przez Olszynkę wzdłuż Motławy, Bogatkę, Koszwały, Leszkowy, Przegalinę, Świbno, Sobieszewo. Ze Świbna jechaliśmy 9 km lasem do Sobieszewa i to był odcinek gdzie jechaliśmy duktami leśnymi. Tam zrobiliśmy pierwszy i jednocześnie ostatni odpoczynek. Nie wspomniałem jeszcze o tym, że na to spotkanie przybyło 12 osób w tym jedyna koleżanka.

Dystans wyniósł około 80 km.

Mieczysław

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Olszynka

m=Bogatka

m=Koszwały

m=Leszkowy

m=Przegalina

m=Swibno

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Wędrówka piesza

piesza_logo

Galeria zdjęć

Rano próbowałem pojechać rowerkiem, ale niestety trudno było utrzymać równowagę, więc scoot namówił mnie na rozprostowanie kości pieszo po parku TPK bez roweru.

Wycieczka udana, zero wiatru i błota.

Posted in Relacje | Tagged | Leave a comment

Próba wysiłkowa na AWF

Zapewne każdy z Was zastanawiał się nad poziomem swojego wytrenowania. Możliwe też, że niektórzy chcieliby poprawić pewne elementy, np. brakuje im siły na podjazdach lub szybko wpadają w zadyszkę. Są różne sposoby pomiaru, począwszy od obserwacji postępów, poprzez pracę z pulsometrem, a na specjalistycznych testach kończąc.

Na przeszkodzie stoi czasem natura gdyż każdy z nas posiada inny zakres wrodzonych predyspozycji. Jeśli nie posiadasz pewnych wrodzonych cech nie będziesz w stanie konkurować z najlepszymi zawodnikami. Jedną z takich cech jest maksymalny pułap tlenowy, czyli VO2max. W uproszczeniu mówiąc jest to parametr określający ile tlenu jesteś w stanie „spalić” podczas maksymalnego wysiłku. Im więcej tlenu będziesz w stanie dostarczyć tym lepiej i tym wydolność organizmu jest wyższa.
Komu potrzebna jest znajomość VO2max?
Na podstawie tego parametru możemy precyzyjnie obliczyć poszczególne strefy tętna. Jest to podstawa do dokładnego treningu. Zapewne większość z Was zdaje sobie sprawę, że nie zawsze warto trenować „do upadłego”. Jest wiele zależności pomiędzy celem jaki chcesz osiągnąć a intensywnością treningów. W skrócie można to przedstawić na podstawie następujących stref:
1 strefa. Jeździj w niej podczas regeneracji po ciężkim wysiłku lub aby spalić tłuszcz. Właśnie przy takim tętnie tłuszcz spala się optymalnie. Każdy kto się chce odchudzać i ćwiczy „do upadłego” popełnia błąd! Pamiętać należy że trening powinien trwać minimum 30 minut. Jest prosty ale niedokładny sposób wyznaczenia właściwego tempa dla tej strefy: należy jechać (lub biec) tak szybko aby móc swobodnie rozmawiać z partnerem obok.
2 strefa. Jest to strefa przemian tlenowych czyli w uproszczeniu mówiąc wytrzymałości. Jeśli chcesz jeździć na długie wyprawy spokojnym tempem to musisz ćwiczyć dokładnie w tym przedziale. Organizm może tu pracować przez wiele godzin.
3 strefa. W tej strefie następuje zakwaszanie krwi co szybko prowadzi do zmęczenia. Jeśli przekroczysz ten pułap możesz być pewny że szybko opadniesz z sił. Ćwicz w tym zakresie interwały które pozwolą Ci na pokonywanie stromych ale krótkich podjazdów. Organizm posiada zapasy na około 90 sekund trwania wysiłku w tej strefie.
Jak wyznaczyć powyższe strefy? Jest wiele sposobów i zainteresowanych odsyłam do przeszukania sieci. Jednym ze sposobów jest poddanie się próbie wydolnościowej wraz z pomiarem ilości wchłoniętego tlenu. Mniej dokładne sposoby opierają się o pulsometr i serię ćwiczeń.

Jeśli nie posiadasz pulsometru nie ma sensu abyś badał swój VO2max. Chyba, że chcesz sprawdzić czy przypadkiem nie masz wrodzonych cech stawiających Cię tuż obok Lance’a Armstronga 🙂 Jeśli jednak zamierzasz ćwiczyć dokładnie, przygotowywujesz się do zawodów i masz precyzyjny plan treningowy to warto poznać swój V02max oraz zakupić pulsometr.

Pomiar VO2max możliwy jest w warunkach laboratoryjnych. Na AWF istnieje możliwość wykonania badań i już 3 osoby z naszej ekipy zdecydowały się na test. W skrócie wygląda to tak: na umówioną wcześniej godzinę przychodzisz na AWF z własnym rowerem. Będziesz jeździł po bieżni (czyli stojąc w miejscu). Aby zapobiec urazom w przypadku utraty równowagi zostaniesz ubrany w uprząż i podwieszony do sufitu. Możesz jednak swobodnie „jechać” nie czując zabezpieczającej liny. Dodatkowo zostajesz ubrany w specjalną maskę która doprowadza tlen analizując jego ilość. Zakładają Ci także pulsometr. Wszystkim steruje komputer. Po uruchomieniu testu bieżnia zaczyna „jechać” 15 km/h. Następnie co 4 minuty tempo zostaje zwiększone o 5 km/h aż do 30 km/h. W końcowej fazie bieżnia zmienia kąt nachylenia i zaczynasz jechać pod górę. Nie ma możliwości zwolnienia, więc pod górę jedziesz także z prędkością 30 km/h. Jeśli przestaniesz pedałować to zjedziesz z rowerem do tyłu i zawiśniesz na linie. Celem testu jest doprowadzenie Ciebie do maksymalnego zmęczenia, aż sam odmówisz dalszego testu. Naciskasz wtedy specjalny duży przycisk lub po prostu krzyczysz do operatora. W wyniku otrzymujesz serię parametrów naniesionych na wykres. Jest tam: VO2max, VCO2max, HR (tętno), czas i wiele innych których nie znam. Omówienie wyników jest przeprowadzone przez doświadczonego fizjologa który zwróci uwagę na te elementy Twojej wydolności które warto poprawić oraz skomentuje Twój plan treningowy.
Mam nadzieję, że Qazi i Silver którzy brali wraz ze mną udział w próbie napiszą od siebie kilka słów.
PS. tak! koniom, które startują w wyścigach także mierzy się VO2max :))
Posted in Artykuły | Tagged , , | Leave a comment

Winter mini Race

winter1Pogoda w sobotę nie zachęcała do wyjścia z domu, a tym bardziej na rower. Wiał bardzo silny wiatr, padał deszcz, było zimno i w ogóle beznadziejnie. Podczas wyjazdu z garażu o mało nie zostałem zaatakowany przez latającą choinkę (taką dużą, wywaloną przez kogoś na śmietnik). Turlała się obierając sobie za cel przejeżdżające samochody.

Znalazła się jednak grupka ochotników która rzuciła wyzwanie szalejącemu żywiołowi 🙂 Nie bez dumy napiszę, że byłem wśród tych szaleńców, którzy na przekór wszystkim (a zwłaszcza serii telefonów od Mietka) umówili się następnego dnia na rower.

O 9 przed dworcem spotkali się: Qazi, wza oraz Scoot. Był także Łukasz, który parę minut po 9 miał pociąg. Szczęśliwiec jedzie na 2 tygodnie w góry! Pozdrawiamy 🙂

Niedzielna pogoda była znacznie łagodniejsza od tej opisanej wyżej, sobotniej. Najwyraźniej ktoś na górze przestraszył się trójki śmiałków planujących masakryczny przejazd czerwonym szlakiem, po pas w błocie, w zamieci śnieżnej, bez jedzenia, wody, ubrań… (ops, zapędziłem się trochę 🙂 )  Śmiałkowie również się przestraszyli i rano z obawą wyglądali przez okna obliczając prędkość wiatru. Uzgodniliśmy jednak, że warto jechać. I pojechaliśmy.winter

Rozpoczęliśmy od wjazdu do TPK „przy krzyżu”, a dalej rozgrzewającym podjazdem zgodnie z zielonym szlakiem. Tam Qazi zaczął symulować awarię napędu (pamiętacie? kiedyś symulował nawet złamany hak o czym miałem przyjemność pisać). Skierowaliśmy się na ulubiony zjazd szlakiem niebieskim. Było trochę ślisko i nie obyło się bez glebowania. WZA jako pierwszy rozpoczął krótką (na szczęście) serię gleb. Warunki w lesie FANSTASTYCZNE. Na przekór wszystkim nie było żadnego śniegu czy większego błota. Naprawę jechało się bardzo przyjemnie co potwierdza zasadę pewnego znanego fizyka: „ryzyk fizyk, kto nie ryzykuje nie jedzie”.

Nasza droga wiodła obok nowego Pachołka (całkowicie odnowiony, polecam!), a następnie Zieloną Drogą czyli krętymi serpentynami w dół. Później dopadł nas podjazd, ale nieco wcześniej Qazi glebował 🙂 Poza tym chłopak był chyba bardzo zmęczony bo regularnie próbował nas nabierać na jakieś problemy z rowerem i zostawał z tyłu. Podobno łańcuch co chwilę spadał blokując się między ramą a zębatką co nie wyglądało zbyt dobrze. Po wyczerpującym podjeździe podjęliśmy decyzję o odwrocie. Szybko zjechaliśmy na dół wyjeżdzając obok AWF’u i miastem udaliśmy się w stronę domów. Mnie czekała jeszcze krótka przejażdżka płytami z Matemblewa do góry, a później kawałek lasem. Tam zastał mnie śnieg co widać na zdjęciu tytułowym.

Na liczniku miałem 40 km… byłem zmoczony, ale przejażdżkę uważam za niezwykle udaną. Apeluję do wszystkich: nie bójcie się pogody! Nasze rowery oraz organizmy są przygotowane nawet na ciężkie warunki 🙂

scoot

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Weekend na mazurach

IMGP7410

mapa

 

Wyjeżdżając na rodzinny weekend do Giżycka nie mogłem zapomnieć o rowerze. Niedzielny ranek zapowiadał się dość zachęcająco. Temperatura w okolicach 3 stopni, brak śniegu oraz niewielki wiatr umożliwiały zrobienie 2-godzinnego treningu po okolicznych szosach.

Do lasu nie wjeżdzałem, gdyż tereny otaczające Giżycko nie należą do zbyt atrakcyjnych dla kolarza górskiego. Poza tym zimą raczej staram się odpoczywać i nie wchodzić w zbyt wysokie przedziały tętna. Ruszyłem z Wilkas dookoła jeziora Niegocin. Szosa praktycznie pusta, niestety miejscami lekko oblodzona. Jezioro solidnie skute lodem o nieznanej grubości.

Cała trasa zamknęła się w 35 km i przebiegała bardzo spokojnie. Co ciekawe w drodze powrotnej jadąc dokładnie obok jeziora zobaczyłem sporą grupkę ludzi ślizgających się po lodzie na deskach windsurfingowych! Niedaleko można było również zobaczyć kilka osób łowiących ryby w przeręblu. Załączam kilka zdjęć i pozdrawiam z Mazur wszystkich którzy pomimo niskiej temperatury nie boją się wyjść na rower 🙂

Andrzej: scoot

asfalt=max

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Wilkasy,

m=Giżycko

obszar=mazury

atrakcja=jezioro

typrowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Nocne Bandycenie Rowerowe

IMG_6484Z okazji Świąt Bożego Narodzenia postanowiliśmy się przejechać trochę na rowerach. Pociągiem dojechaliśmy do Czerska, po drodze zaliczając przesiadkę w Tczewie. Na miejscu byliśmy około 21:35, i po paru fotkach wystartowaliśmy. Ekipa zebrała się czteroosobowa: Weronika, Artur, Janek i Adam.
Pierwszym naszym celem były Kręgi Kamienne w Odrach. Kilkanaście kilometrów jakie mieliśmy do pokonania do nich uozdobione były szadzią i szronem, szczególnie gałęzie drzew, krzaki, płoty, trawa. Dalej klimaty zresztą były podobne.IMG_6492
Kręgi Kamienne zwiedziliśmy, nic tam się raczej nie zmieniło od naszej ostatniej wizyty, trochę tylko wszystko pozamarzało.
Kolejny odcinek to kluczenie po leśnych  ścieżkach, by docelowo wylądować w Wojtalu, co planem naszym nie było. Zresztą w tych rejonach to my zawsze gubimy zaplanowaną drogę, (nie żeby te kamienne kręgi jakoś wpływały na igłe kompasu..) no ale po konsultacji z mapą odnaleźliśmy drogę i kolekny nasz cel, czyli stację kolejową Bąk, w środku lasu i zabitą dechami. Zrobiliśmy sobie tam przerwę, w poczekalni, którą udało nam się otworzyć. Dotarliśmy tam dokładnie o północy. Z racji, że to święta każdy miał ze sobą pełno jedzenia, razem uzbierało się „14 potraw” i urządziliśmy sobie małą Wigilię.IMG_6500
Po godzinnej przerwie ruszyliśmy dalej w ciemny las, do kolejnych atrakcji, a mianowicie nieczynnego lotniska w Borsku. Wjechaliśmy sobie tam na pas startowy, objechaliśmy go tam i z powrotem mierząc jego długość, 2 i pół kilometra, więcej niż Rębiechowo. Po tej frajdzie wyjechaliśmy przez dziurę w płocie i udaliśmy się w stronę Wdzydz Tucholskich, by tam na przystanku wymienić dętkę. Następnie kawałęk szosą i odbijamy nad Jezioro Wdzydze, by odpalić sobie mini ognisko i pochodzić po cieniutkim, łamiącym się pod nogami lodzie wspomnianego jeziora. Czas zaczął nam się powoli kończyć, tak więc lasami przez Juszki i miając kolejne jeziorka dotarliśmy do przedmieści Kościerzyny. Z racji, że zostało nam 19 minut i z 5km do przejechania, nadaliśmy odpowiednie tempo i zawitaliśmy na IMG_6510dworzec kilka minut przed odjazdem pierwszego tego dnia pociągu Kościerzyna – Gdynia. Zapakowaliśmy 4 rowery do ostatniego przedziału, a sami kontunuowaliśmy konsumpcję świąteczną w przedziale obok. Pociąg opuściliśmy w Rębiechowe, i powróciliśmy sobie przez Złotą Karczmę i lasam przez Matemblewo do Wrzeszcza. Budzik razem z dojazdem do dworca i powrotem z Rębiechowa wskazał 82km. A termometr, który miał Artur kręcił się pomiędzy minus 5 a zerem w poczekalni. Tyle.

Tekst: Adam P.
Zdjęcia: Janek K.

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Wieżyca, prawie zimą…

logo15 grudnia (sobota) mieliśmy pojechać na Wieżycę, jednak na miejscu spotkania w Gdańsku Oliwie nikt się nie pojawił… więc pojechałem sam (ja no i moja Merida).

Film z dojazdu do Wieżycy

W Gdańsku Oliwie wbiłem się na czarny szlak pieszy i poza malutkimi wyjątkami dojechałem nim na Wieżycę (329 mnpm). Wróciłem szosą przez Ostrzyce do Żukowa, gdzie wbiłem się na szlak niebieski, w celu odczarowania pecha, który przytrafił mi się tam miesiąc temu. Tym razem obyło się bez problemów 🙂 … no prawie 😉

W TPK na czarnym szlaku panuje miejscami wycinka, nie byłoby w tym nic takiego, gdyby nie leśnicy patrzący się na swój bałagan i gapiący się „czy uda mu się przejechać” … chyba ich rozczarowałem 😛

Tuż przed Otominem aparat przeżył upadek z 10 cm (wysokość statywu) i nie wytrzymał, trochę się rozleciał, a przecież wcześniej zaliczał upadki znacznie, znacznie większe… cóż… Nad jeziorem zrobiłem co sie dało, aby dalej móc cokolwiek nim zrobić… a nie tylko nabijać kilometry 😉

Z upływającymi kilometrami robiło się coraz chłodniej i bielej… startowałem w gołej głowie, letnich rękawiczkach i rozpiętej kurtce, a kończyłem w zimowych rękawicach i kominiarce. Kładka na Raduni pokryta lodem, miałem problemy na nią wejść a co dopiero przez nią przejść. Całość pochylona i bez poręczy. Konstrukcja mocno naruszona, więc przechodziłem bardzo powoli i ostrożnie… prawie czołgając się 😉

Początkowo biel wyglądała, jak zmutowany szron, przymrozek XXXL, jednak z czasem warstwa bieli przybrała grubości rozwiewając wszelkie wątpliwości 😛

Z Marszewskiej Góry do Majdan udałem się asfaltem, a przynajmniej czymś, co na asfalt pozornie wyglądało… ale w dotyku bardziej przypominało ślizgawkę, w sam raz na łyżwy… sprawdziłem empirycznie na zjeździe 11 procentowym… bolało.

Na Wieżycy też śnieg,co zresztą widać na mojej superprodukcji niskobudżetowej 😉 …jednak na górę nie wszedłem, bo płacić za wstęp nie mam zwyczaju….to co da się zobaczyć z Wieżycy… już widziałem 😛

Wróciłem szybko, po drodze tylko wstępując na ciepłą herbatkę u brata… byłbym szybciej, ale jacyś kretyni zastawili ścieżkę rowerową jakimś niebieskim samochodem z białym paskiem… było to kilka minut po 16.

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Wieżyca

m=Gdańsk

zlak=czarny

obszar=Kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Rajd do Źródła Marii

zrodlo-1Pogoda wielu bikerów niestety wystraszyła, pojawili się na rajdzie tylko najbardziej zatwardziali zwolennicy dwóch kółek i oni właśnie mieli to co chcieli a było ich pięcioro.  Wiemy, że Qazi szykował się na wyjazd i na szykowaniu się skończyło, ponieważ ponownie wysiadł mu amorek. To trzeba mieć naprawdę pecha.

„Intel” miał jechać z nami, ale chyba wystraszył się tej trasy migając się, że złapał gumę. Nie wiem jak można jeździć na rajdy bez  zapasówki. Wszyscy spotkaliśmy się na molo na Zaspie: Zibek, Bono, Łukasz i Mudia, który dopadł nas na ścieżce rowerowej no i moja skromna osoba. Dojechaliśmy do Sopotu Kamienny Potok, ale tam nikt na nas nie czekał, więc ruszyliśmy na trasę. Już na samym początku jak dla mnie to ostry podjazd.  Droga dość mocno podmokła, duża ilość kałuż i korzeni drzew na których ja się przejechałem na glebę. W końcu ostry zjazd do ul. Reja, ale bardzo niebezpieczny, oprócz mnie jeszcze były trzy wywrotki, ale wszystkie nie groźne.

Asfaltem do góry na szlak żółty, który doprowadził nas do celu. Około 500m przed celem zatrzymał nas starszy pan, który również jechał na rowerze przestrzegł nas, że tą drogą nie przejedziemy ze względu na błoto do kostek. Nie jest tak źle pomyślałem, wrzuciłem na dużą kadencję i ostro ruszyłem…….udało się, ale rzeczywiście było ciężko rowerem rzucało jak śmieciem. Wszystkim nam się udało przejechać. Jest upragniony cel, choć właściwie nie było aż tak źle jak myślałem. Dojechaliśmy do Żródła Marii…..przystanek.

Fotki, śniadanie, za chwilę pojawiło się jeszcze troje rowerzystów, krótkie pogaduszki. Jeden z nich stwierdził, że wyglądamy jakbyśmy co wracali z Harpagana, rzeczywiście sprzęt był oblepiony błotem, także mieliśmy małe problemy z hamulcami, bo nie chciały działać a Zbyszkowi przestała działać przednia przerzutka, dlatego też była kąpiel roweru w jeziorze (fotka).

W moim rowerze również coś grzechotało, piszczało a o hamowaniu nie było mowy zanim to błoto po drodze nie odpadło. Momentami nie widać było wskazań licznika, ciągle przecierałem go rękawicą. Mimo wszystko była bajerancka zaprawa w dość trudnych warunkach. Dojechaliśmy do Chwaszczyna, gdzie skręciliśmy koło kościoła na boczną drogę, która doprowadziła nas do Osowy i Owczarni.

W Owczarni pożegnaliśmy Mudię a sami postanowiliśmy zjechać szaleńczą trasą koło studzienek, to była droga „rzeźnia” błoto do kostek. Trudno utrzymać kierownicę, rzucało rowerem to na lewo to na prawo, ale nikt nie powitał jakoś gleby, choć Łukasz mówił, że mało brakowało, ale jakimś cudem utrzymał się w pozycji Vertykalnej. I skończył się fantastyczny dzień, oby takich było więcej. Szkoda, że wielu amatorów dwóch kółek zrezygnowało z tak wspaniałego wypoczynku, jaką nam daje matka natura.

na liczniku 55km

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=normalny

m=sopot

m=chwaszczyno

m=osowa

szlak=niebieski

szlak=żółty

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 3 Comments
« Older
Newer »