Skandia Lang Team IV Edycja – Gdańsk

W Dniu 18 VI  odbywała się kolejna już IV Edycja zawodów z cyklu Skandia Maraton Lang Team, która tym razy zawitała do Gdańska.

W tygodniu postanowiłem objechać trasę i stwierdziłem ze w warunkach suchych jest dość interwałowa, min słynny podjazd znany z zawodów XC pt. „Bike Toure” przy ul. Abrahama oraz kilku innych, jeden  z nich był nie do podjechania, przynajmniej nie dla takich amatorów jak ja.

Dzień przed oraz w dniu zawodów strasznie rozpadał się deszcz, ale zawody nie mogą być rozgrywane tylko w piękną pogodę. Tego się obawiałem że warunki mogą się powtórzyć z przed dwóch lat gdzie na trasie było bardzo dużo błota i tym razem tak się stało.DSCF0813

Start nastąpił o godz. 11:05, na początek spora część asfaltu ok. 5 km gdzie nie szło mi najlepiej, bardzo duży ścisk, dwóch zawodników wyprzedzając mnie wzięło mnie w kleszcze że miałem dużo szczęścia unikając przewrotki gdybym w porę mocno kiery nie złapał.

Początek zacząłem bardzo spokojnie, wypatrywałem numery które powinienem się trzymać patrząc po tabeli klasyfikacji generalnej, lecz nie widziałem żadnego oprócz tego którego powinienem się bronić, ale nie stanowił większego zagrożenia. Gdy byliśmy na samej górze asfaltu czekał na nas bardzo szybki zjazd, niestety w połowie trasy padł mi licznik i ciężko mi się jechało nie znając swojej aktualnej prędkości. Na jednej z wąskich podjazdów również fuksem uniknąłem od zderzenia ponieważ jednemu z zawodników coś stało się z rowerem i postanowił naprawiać usterkę na drodze, jadąc na kole peletonu i zasłaniając się kaskiem unikając chlapaniu błota z opon które leciało prosto po twarzy i oczach w ostatniej chwili zauważyłem stojącego zawodnika, uratowało mnie tylko gwałtowne odbicie na prawą stronę kilka razy zarzucając po śliskiej nawierzchni, udało się opanować  tak ze obyło się bez przewrotki, słychać było tylko w oddali jak zawodnicy klną na sprzęt który odmawia posłuszeństwa oraz na zwalniających peleton zawodników którzy nie dają rady podjeżdżać.

Były również przeszkody w postaci zwalonych drzew, na jednym z takich odcinków wywróciłem się wypinając się z jednego pedała i podnosząc rower jedną nogą straciłem nie więcej niż 3 sek. obyło się bez skutków ubocznych, po jakiś 10 min wszedłem w swój rytm, doganiając dość silny peleton składających się z zawodników Selle Italia oraz Aga-Team, próbowałem im dotrzymywać tępa, urwali mi się gdzieś w połowie drugiej pętli.

Źle mi się jechało samemu nie mając sprawnego licznika.

Na jednym z podjazdów udało mi się złapać Flasha który miał problem z łańcuchem, gdy naprawił usterkę wyprzedził mnie i pociągnął do samej mety.

Gdy został do pokonania ostatni podjazd znajdujący się na żółtym szlaku popełniłem prosty błąd, w  tym momencie dużo osób z dystansu mini podchodziło pod ten niewygodny podjazd i nie było jak podjeżdżać, lecz ja zawzięcie postanowiłem spróbować mimo tańczącego roweru i ślizgającej się tylnej opony, tak pechowo zrobiłem ze zeszła mi w rów, lecz ja nie wypiąłem się z pedałów tylko naciskałem na korbę ile mam sił, niestety bez skutecznie, przewróciłem się razem z rowerem na lewą stronę tak pechowo ze korbą uderzyłem się w udo, następnie szybko zszedłem i wszedłem pod samą górkę. Za podjazdem czekał bardzo stromy zjazd gdzie bardzo dużo osób sprowadzało rowery, krzyknąłem tylko uwaga i wszyscy zeszli na prawą stronę umożliwiając mi bezpieczny zjazd. Teraz już pedałowałem już tylko ile miałem sił w nogach byle by dojechać do mety, mijając jeszcze znak informujący że zostało 2 km do mety. Przed sobą miałem jeszcze jednego z zawodników lecz z daleka nie widziałem z jakiego dystansu, ale na oko nie wyglądał mi na medio, po chwili dogoniłem i krzyknąłem lewa wyprzedzając go, miałem racje to był jeszcze z dystansu mini, na trasie zjadłem tylko jednego batonika i zostawiając pół bidonu, nie był to wyścig dający mocno w kość, patrząc na wyniki w klasyfikacji generalnej odrobiłem jedynie 3,4 punktu do siódmego miejsca, ale też awansowałem z 9 na 8 lokatę, zostały mi do odrobienia jeszcze 9 punktów i trzy edycje do końca, nic mi nie pozostaje tylko walczyć do samego końca, na pewno nie będzie łatwo.

Z wyniku jestem zadowolony chodź zawsze  można powiedzieć ze mogło pójść lepiej, zostałem sklasyfikowany w Open na 36 miejscu a w kategorii na 23, lecz najważniejsza teraz jest dla mnie walka o 7 miejsce w Generalce to było by bardzo dobre pożegnanie z Elitą

Do zobaczenia w kolejnych Edycjach Skandia Maraton Team

tekst: Piotr 1981

Posted in Maratony | Tagged , | Leave a comment

Rajd nad jez. Marchowo

Świetna pogoda, świetny rajd, świetne plenery i sprzęt foto to nieodłączne atrybuty dzisiejszej wycieczki. Przyjechałem na miejsce startu z Darkiem jako pierwsi po pewnym czasie dołączył do nas Flash a po drodze dopadł przed Osową w końcu Bono, widocznie ta pora była za wczesna dla niego, nic dziwnego młodość ma swoje prawa.IMGP0336

I tak we czworo ruszyliśmy doliną Ewy do Osowy, Chwaszczyna, Kielna, gdzie był nasz obrany cel wycieczki to jezioro Marachowo. Po drodze dużo postoi fotograficznych a było co fotografować. Jazda była spokojna a momentami tempo żółwie, ale w zasadzie nigdzie nam się nie śpieszyło. Cały czas jechaliśmy drogami szutrowymi i bardzo mało asfaltu. Przed Osową spotkała nas pierwsza awaria roweru Darka a mianowicie rozkręciła się kaseta, tak, tak kaseta, nigdy mnie coś takiego nie przydarzyło  się. Krótka przerwa, dobrze, że Bono miał przy sobie o dziwo klucz do skręcania kaset, więc naprawa poszła sprawnie…..ruszyliśmy a po kilkuset metrach ponowna awaria Darka, złapał snejka, co cóż miał  pecha. Na szczęście była to ostatnia awaria w dniu dzisiejszym. Dobrnęliśmy nad  jezioro, które nas zaimponowało nam swym urokiem i położeniem, tylko kulumbusy odbijały się od tafli jeziora.

Po przejechanych 30km nastąpił zaplanowany odpoczynek wraz z wyżerką:)  tylko Flash ganiał po łące ze swym 20-krotnym zoomem szukając motyli i nie tylko.:) co zresztą ukazuje na swej stronce. (link jest w komentarzach)IMGP0350

Po skonsumowaniu posiłku ruszyliśmy w kierunku Kielna pięknymi utwardzonymi dróżkami leśnymi. Objechaliśmy jeziorko dookoła czyli ok. 2-3 km. Fakt, że czasami jechaliśmy po głębokiej trawie i ukrytych w niej dołków, gdzie amorki uginały się dość mocno.

I tak dojechaliśmy do Oliwy a tu nas spotkało miłe spotkanie ze scoot’em, on szutrował po TPK i w końcu wjechał do Oliwy na jakąś konsumpcję, więc pożegnaliśmy kolegów a my pojechaliśmy szukać jakiegoś baru w/g GPS’u i znaleźliśmy…… to jednak dobry wynalazek.:)

Głód zaspokojony, więc gnamy do domu, bo zaczyna padać.

Dziękuję kolegom za wzięcie udziału we wspaniałej wycieczce.

Na liczniku było tak jak zapowiadałem 62km.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Family Cup

Dziś odbywały się Mistrzostwa Polski dla Amatorów w zawodach XC, był to już edycja tych zwodów, tym razem został rozgrywany w mieście Sopot.

Na start stanęła nie oczekiwana ilość ok. 150 zawodników. Organizacyjnie  nie byli przygotowani na tak dużą ilość zawodników, ale wszystko przebiegło sprawnie. Jeśli chodzi o starty XC to był mój pierwszy start w tym sezonie, nie traktowałem to jak miał by być to ważny wyścig, bardziej treningowo, najważniejsza jest Skandia.

Od samego początku zaczął prześladować mnie pech, gdy przyjechałem na start już na początku przekręcił mi się łańcuch tak niefortunnie ze musiałem go ściągnąć i założyć na nowo, następnie gdy robiłem objazd trasy ze znajomymi z teamu Piast Słupsk wbiło mi się szkło w oponę i byłem zmuszony połowę trasy jechać na kapciu, po jakimś czasie zerwała mi się linka od przerzutki tak niefortunnie ze trzymała tylko na jednej malutkiej lince, tak ze wystarczyło małe zahaczenie czegokolwiek to trące kontrolę nad napędem.FAMILYCUP-1

Start nastąpił o godz. 14:00 Seniorzy i Orlicy startowali razem. W mojej kategorii jaką jest kat. Senior startowała bardzo liczna 56 osobowa grupa. Na sam początek mieliśmy do pokonania bardzo fajny techniczny  podjazd, lecz bardzo dużo osób poschodziło z rowerów i zaczęło blokować, również musiałem zejść z rumaka. Od samego startu zacząłem mieć dość spore problemy z przerzutkami, tego się obawiałem i męczyły mnie do samej mety, jechałem byle by jechać, chciałem tylko dojechać do mety, bałem się żeby łańcucha nie zerwać, strasznie mi przeskakiwał, nie mogłem w ogóle przerzucać biegów bo od razu mi strzelało i przeskakiwało.

Uczepiłem się w miarę możliwego ogona  takiego którego mogłem trzymać i trzymałem się do samego końca, na jednym zjeździe mnie wywaliło tak ze milimetry brakowały a zaliczył bym dzbana o drzewo, już się widziałem na glebie, ale do niczego nie doszło, chwyciłem tylko kierę tak mocno jak potrafię i to mnie uchroniło od przewrotki. Tuż przy mecie był niebezpieczny zjazd, prędkości niektórych zawodników przekraczały dużo ponad 60 km/h ja nie miałem czym dokręcać, dlatego osiągnąłem marne 57 km/h Bardzo fajny podjazd pod Łysą Górę pod którą musiałem za każdym razem cisnąć na pół blacie, nie mogłem zejść na młynek bo mogło by się to źle skończyć, musiałem jak najmniej manewrować biegami, ale trzeba było sobie radzić na tym na czym się jechało.FAMILYCUP-2

Zawody XC nie są i nigdy nie były moją najmocniejszą stroną, potrzebuję czasu by się rozgrzać, nie potrafię od samego początku ostro jechać ile sił w korbie, dystans wyszedł 20 km i to jeszcze dodali nam dodatkowo jedno okrążenie na szczęście + przewyższenia 560 m, czułem że jadę dopiero po 4 okrążeniu a to już było za późno. Słyszałem tylko jak krzyczą do mnie ze jestem w pierwszej dwudziestce, ale to też nie wiadomo do końca ponieważ puścili dwie kategorie razem. Gdy jechałem na kole jednemu z zawodników, myślałem tylko o jednym jak by to rozegrać finisz żeby wygrać, plan był jeden, usiąść na kole i w ostatnim momencie dojazdu do mety dobrze wziąć zakręt i dać z siebie wszystko, ale czy to się uda? Zawodnik był bardzo mocny, szczególnie na zjazdach, na żadnym z okrążeń nie udało mi się dobrze wejść w dość ostry zakręt, gdy dojeżdżaliśmy już do mety, starałem siedzieć bardzo blisko koła, i wchodzić bardzo precyzyjnie w zakręty, co się udawało, po jakimś czasie nadeszła decydująca chwila, być albo nie być, chociaż to nie miało znaczenia, ale jednak wygranie finiszu daję ogromną radość, o dziwo udało mi się wejść w zakręt bez zbędnego zwalniania, tak ze byłem tylko o  koło wolniejszy od przeciwnika, no dobra zostało już tylko parę metrów, stanąłem na pedały miałem najtwardszy bieg i z całych sił pognałem w kierunku mety, wyprzedzając zawodnika o niecałą  sekundę.

Gdy przekroczyliśmy linię mety podziękowaliśmy sobie za wspólną rywalizację. Jedynie co mi się udało zrobić na tym wyścigu to wygrać finisz, dobre i to. Ostatecznie dojechałem na 12 miejscu, nie jestem zawiedziony ponieważ traktowałem te zawody jako trening, a gdy przekraczałem metę nie czułem nawet zmęczenia, jak już wspomniałem Skandia będzie dla mnie najważniejsza i mam nadzieje ze poskutkuje to, a czasem przydaję się ponieść porażkę po to żeby umieć się po niej ponownie wznieść, nie każde zawody pojedzie się w 100% możliwości.

Do zobaczenia na następnych zawodach.

tekst: Piotr 1981

Posted in Maratony | Tagged , , | Leave a comment

Skandia Maraton Lang Team III Edycja – Nałęczów

DSCF0640

Dziś odbywała się już III Edycja Skandia Maraton Lang Team.

Tym razem zawitaliśmy do bardzo malowniczego miasteczka jakim jest Nałęczów.

Obecnie zajmowałem po II Etapach 14 miejsce w klasyfikacji generalnej. Obserwując tabelę miałem realne szanse wskoczyć o jedno oczko do góry lecz musiałem mieć się na baczności ponieważ był dość niebezpieczny ścisk w tabeli pomiędzy mną a trzema innymi zawodnikami z dolnej części.

W dniu dzisiejszym zapowiadali deszcze i burze, lecz Czesław Lang zadbał o to by taka sytuacja nie miała miejsca, zamówił bardzo piękną pogodę.

Start maratonu już tradycyjnie nastąpił o godz. 11:00, do pokonania mieliśmy 61 KM.

Patrząc na profil trasy zaprezentowany przez Czesława Langa na stronie mogło by się wydawać ze teren jest niezbyt wymagający, nic bardziej mylnego, teren liczył sobie kilka naprawdę dość solidnych podjazdów, takich że podjeżdżając pod nie myślałem ze nigdy się nie skończą i tylko myślami byłem „co ja tu w ogóle robię” gdy podjechałem to nie wiedziałem prawie gdzie ja jestem. Jeśli już były tak solidne podjazdy to i zjazdy muszą być niczego sobie, tak też było, mówi chodźmy fakt ze wyciągnąłem rekordową prędkość 67 km/hDSCF0640

Jeszcze nie potrafię od początku maratonu ostro przyspieszyć, tak też było i tym razem, przejeżdżając przez punkt rejestrujący byłem dopiero 37 w open a dojechałem na metę jako 24, muszę się najpierw trochę rozgrzać, sama rozgrzewka przed startem nie wystarcza mi,  ale później idzie coraz lepiej z biegiem czasu.

Trasa była bardzo szybka, nie brakowało wymagających dość stromych podjazdów jak i niebezpiecznych zjazdów, o wywrotkę było nie trudno, bardzo dużo kurzu. Momentami czułem się jak bym brał udział w zawodach w stylu Paryż Dakar, jadąc za peletonem drogi nie widziałem, jedynie obserwowałem koło zawodnika jadącego przdemną, nie wiedziałem gdzie jest zakręt czy też dziura jakaś, a prędkości  były nie małe.

Tuż po starcie po upływie kilku minut jechaliśmy mniej więcej w sześciu osobowym peletonie, bardzo silną ekipą. Zmienialiśmy się co jakiś czas.

Pod koniec ostatnich 2 km zaczęliśmy finiszować, uciekać z peletonu w dwójkę.  Usiadłem  na kole i próbowałem trzymać się do samego końca, dogoniliśmy jeszcze dwóch zawodników przy okazji.

Do mety jechaliśmy już tylko w trójkę, lecz ja i kolega z przodu popełniliśmy błąd, gdy ostro przyspieszyliśmy miałem już ich prawie na widelcu, ni zowąd przy prędkości ok. 50 km/h jadąc po ślizgiej trawiastej nawierzchni pojawił się dość niebezpieczny skręt w prawo miedzy barierkami metalowymi które oddzielały kibiców od jadących zawodników, o mały włos bym w nie grzmotnął, już się widziałem leżącego, ale jakoś wyprowadziłem rower tak ze uniknąłem kolizji jakimś cudem zahaczając o koło zawodnika jadącego przdemną, hamowanie było na tyle ostre i precyzyjne że stanąłem w miejscu wypinając się z pedałów. Byliśmy tylko w dwójkę, miałem zbyt twarde przełożenie by dojechać przed zawodnikiem przdemną, lecz spróbowałem jeszcze zaatakować, szybko się wpinając i naciskając na pedały ile sił w nogach, leszcz przegrałem z dwoma zawodnikami o 1 sek.

Po zaledwie kilku sekundach dostałem sms-a o wynikach.DSCF0694

Zająłem w klasyfikacji Open 24 miejsce i w kategorii 14, byłem bardzo zadowolony, wiedziałem że na pewno obroniłem pozycje w klasyfikacji Generalnej, a nawet może awansowałem w górę.

Jak się w końcu okazało, niemożliwe stało się możliwe, w klasyfikacji Generalnej po III Etapach zajmuję bardzo wysoką 9 pozycję, lecz obrona pierwszej dziesiątki będzie nadzwyczaj bardzo trudna, ale bez walki nie odpuszczę, będę się starał, tym bardziej ze mam niewielką stratę nad zawodnikami z 8 i 7 pozycji, lepiej być nie mogło.

Do zobaczenia na IV Edycji która tym razem odbywać się będzie w Gdańsku,  będzie to trasa bardzo wymagająca pod względem wzniesień, interwałów itp. czasu jest dość sporo wiec trzeba zabrać się za siebie i ostro trenować, do  zobaczenia 18.06.2011

tekst: Piotr1981

Posted in Maratony | 4 Comments

Skandia Maraton Lang Team II Edycja – Kraków


Dzisiaj odbyła się już II Edycja Skandii, tym razem w pięknej miejscowości jakim jest Kraków. Tradycją już stało się że maratony organizowane są na tzw Błoniach, nic dziwnego pomieści się tutaj bez problemu bardzo dużo osób. Przepiękna ogromna łąka tym razem pomieściła ok. 600 zawodników. Niestety dystans organizatorzy musieli trochę skrócić o 5 km z powodu wycinków drzew w okolicy mety, szkoda bo ominął nas dość ciekawy finisz z bardzo ostrym podjazdem, lecz to nie oznacza że było łatwo.

Po kiepskim starcie w I edycji Skandi chciałem poprawić swój wynik i pojechać bardziej technicznie, nie wyrywać się  bezpodstawnie do przodu, trzymać się peletonu.

Start był zaplanowany na godz. 11:00

Do pokonania mieliśmy na dystansie medio ok. 62 km.

Gdy ruszyliśmy do pokonania mieliśmy dość grząski i niewygodny odcinek trawiasty, wiedziałem już ze finisz będzie bardzo ciężki jeśli utrzymam się jadąc w peletonie.

Po krótkiej chwili gdy wyjechaliśmy na niewielki odcinek asfaltu doszło do dość groźnego wypadku, jechało się z prędkością ok. 50 km/h gdy nastąpił gwałtowny skręt w lewo, doszło prawdopodobnie do zahaczania i dzięki czemu nastąpił upadek, aż pan policjant który pilnował żeby wstrzymać ruch się przeraził, ale nic groźnego się nie stało, szybko się pozbierali i pojechali dalej. Gdy wjeżdżaliśmy do Lasku Wolskiego część zawodników już wymiękało na podjeździe i zaczęło blokować, bez możliwości wyprzedzenia, zrzuciłem na tzw. młynek i spokojnie chciałem pokonać podjazd, lecz był na tyle wąski że uniemożliwiał wyprzedzanie, zawodnik przede mną się zatrzymał, niestety też musiałem, nie zdążyłem się dobrze wypiąć a stałem na dość stromej górce i zaliczyłem orła wzdłuż drogi,  wziąłem szybko rower i podbiegłem wzniesienie, również sapałem jak lokomotywa. To był pierwszy większy podjazd, później było już tylko lepiej. Lasek Wolski czekał na nas przy starcie i tuż przed metą, lecz ten przy mecie był bardziej techniczny, już z górki, więcej zjazdów niż podjazdów, lecz te zjazdy były z korzeniami, bardzo ciężkie i trzeba było bardzo mocno trzymać kiere i mieć oczy szeroko otwarte by nie wpaść w poślizg, upadek na korzeniach mógł by się skończyć dość niebezpieczną kontuzją tym bardziej że prędkości były spore.

Na trasie niektóre  podjazdy były tak strome ze musiałem używać młynka, i to nawet na asfaltach gdzie rzadko to się zdąża, czasem tak długie ze nie było widać końca.

Trasa była dość szybka, lecz nie oznacza że była łatwa, dużo kamieni ostrych ale tego można  było się spodziewać, można było łatwo złapać kapcia, albo rozciąć oponę, bardzo niebezpieczne zjazdy z ostrymi kamieniami, podjazdy jak to w górach również dawały się odczuć, na tyle gdy się pokonało podjazd następowała wielka ulga.

Od początku próbowałem jechać jednym tempem z peletonem, udało się dojechać, lecz do mety dojechaliśmy jedynie w dwójkę. Gdy zbliżaliśmy się do mety jechaliśmy po wałach, grupa kolarzy szosowych była na treningu, ok. 10 osobowa grupka, myśmy po tych wałach szybciej jechali niż  szosowcy, spojrzałem na licznik to było coś koło 40 km/h.

Na finiszu ostro przyspieszyłem, gdzieś w oddali widziałem jeszcze zieloną koszulkę skandi lecz nie udało mi się dogonić, kolegę z którym jechałem zostawiłem w tyle, przyjechał za mną 15 sek., spoglądałem jedynie do tyłu czy nie jedzie za mną, ciężko było jechać po grząskim trawiastym terenie, lecz próbował walczyć jedynie na początku, później odpuścił.

Z miejsca jestem na pewno bardziej zadowolony niż z I edycji

Zająłem w Open 53 miejsce a kat 29, trochę bałem się że mogę jeszcze niżej spaść w Generalce bo to jest dla mnie najważniejsze, ale na szczęście tak się nie stało, nawet awansowałem o 4 pozycje z 18 na 14 pozycję z czego jestem bardzo zadowolony, w Nałęczowie będę chciał utrzymać pozycję, ale będzie bardzo ciężko ponieważ różnica punktowa jest nie wielka, trzeba będzie bardzo uważać.

Do zobaczenia 28.05.2011 w Nałęczowie na III Edycji

tekst: Piotr 1981

Posted in Maratony | Leave a comment

Wdzydzki Park Krajobrazowy

IMG_4542
Mapa z przejazdu


Uwaga. Aby obejrzeć film w jakości HD kliknij TUTAJ

Zaczynam odkrywać nowe możliwości jakie daje rower. Wiele lat jeździłem po okolicznych szlakach, startowałem w zawodach czy też podróżowałem z sakwami. Każdy z tych rodzajów kolarstwa jest naznaczony cechą, od której chcę się oderwać, a mianowicie: z góry zaplanowaną trasą.

Nie ma nic bardziej ekscytującego niż możliwość jazdy przed siebie, cały dzień, bez pośpiechu, w całkowicie nowym terenie, pokonując najróżniejsze przeszkody terenowe.IMG_4545

Tydzień temu właśnie w ten sposób postanowiłem spędzić sobotę. Pociąg do Kościerzyny odjeżdża kilka minut po 8, dzięki czemu godzinę później byłem już na miejscu. Udałem się na południe wjeżdżając do lasu w przypadkowym miejscu. Włóczyłem się cały dzień wokół niezwykle pięknych i spokojnych jezior Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. Każde napotkane jezioro starałem się objechać dookoła jak najbliżej brzegu rezygnując ze szlaków czy większych przecinek. Dzięki temu udało mi się znaleźć kilka wspaniałych singli, momentami dość technicznych, ale jednocześnie płaskich i niezbyt wymagających kondycyjnie. Kilka razy musiałem zawrócić gdyż teren był zbyt mokry lub zawalony drzewami, każdy taki punkt oznaczałem na GPS. W wyniku tej tułaczki powstała trasa długości 60 km, na którą tydzień później zaprosiłem kilku znajomych.IMG_5278

Na przystanku Gdańsk-Rębiechowo dołączyli do mnie Renata oraz Paweł. Pociąg przyjechał punktualnie i przez okna widzieliśmy machających do nas Mietka, Bono oraz Darka. Na szczęście nie było zbyt dużego ścisku i prawie wszystkie rowery znalazły się na hakach dla nich przeznaczonych. Podróż minęła szybko. W Kościerzynie Renata i Paweł ruszyli przodem, zakładając (jak się okazało – błędnie) wolniejsze tempo niż druga część grupy. Paweł miał wgranego do GPS mojego tracka co dawało pewność że będą się poruszać dokładnie przed nami i mamy szansę ich dogonić. My czekaliśmy na resztę ekipy, która 15 minut później dojechała samochodami (Świru, Jarek, Adam). W takim też składzie ruszyliśmy na trasę.

Jak to ostatnio na naszych rajdach bywa mieliśmy niezwykle urozmaicony wybór rowerów. Był trekking Renaty, z bagażnikiem i małą sakwą, oraz kosmiczny pivot Pawła, bez jednej goleni amortyzatora. Były dwa górale (Mietek, Darek) oraz góral na kołach 29 cali u Bono. Reszta załogi, czyli 4 pozostałe osoby dysponowały fullami w różnych kombinacjach.

Trasa prowadziła po śladach mojej wcześniejszej włóczęgi, z drobnymi korektami w miejscach których nie dałem rady pokonać. Nie licząc kilku powalonych drzew całość dało się przejechać bez zsiadania z roweru, chociaż miejscami wymagało to pewnych umiejętności.Bory Tucholskie 22maj2011 121

Trasa była mocno „pokręcona” i prowadziła przez wiele okolicznych jezior. Najbardziej malownicze to jez. Małe Oczko oraz jez. Głęboczek, jednak na wszystkich można było znaleźć przepiękne i spokojne miejsca. Czasami podczas drogi towarzyszyły nam żurawie.

Będąc w ośrodku nad jez. Długim zdecydowaliśmy się na dłuższy popas i jedzonko. Okazało się, że w tym samym momencie taką decyzję podjęli Renata z Pawłem, lecz 7 km dalej. Pomimo 30 km przebytej trasy nadal nie mogliśmy ich dogonić! Spotkaliśmy się dopiero w Kościerzynie przed sklepem! Jak widać rower Renaty oceniany na początku za najmniej przygotowany na taką trasę (przypomnę: bagażnik, sakwa) pokonał ją szybciej niż duże fulle i górale razem wzięte!

Droga powrotna pociągiem odbyła się w bardzo dużym tłoku, w towarzystwie 18 rowerów grupy http://www.bodyinmotion.pl – Pozdrawiamy!Bory Tucholskie

Mam nadzieję, że wszystkim uczestnikom rajdu trasa przypadła do gustu. Nie był to zwykły rajd z punktu A do B w linii prostej, lecz prowadził wieloma „zawijasami” umożliwiając dokładniejsze poznanie tej wspaniałej okolicy. Dla chętnych wrzucam tracka z GPS. Będzie również film oraz zdjęcia. Okolica jest tak wspaniała, że wrócę tam nie jeden raz. A na pewno powtórzę ten rajd jesienią – lecz jak wspomniałem na początku – jadąc przed siebie, bez planu.

Chciałbym na koniec pogratulować dzielnej postawy dla Mietka, Bono oraz Darka, którzy na sztywnych rowerach (Bono: koła 29, opony 1.75) świetnie radzili sobie w trudnym dla nich terenie. Fulle bardzo oszczędzają energię i gdy my przelatywaliśmy nad korzeniami, Wy musieliście sporo się namęczyć. Było ciężko, ale daliście radę Panowie!

Andrzej /scoot/

Posted in Relacje | Tagged , , | 5 Comments

Rajd do Wyczechowa na pierogi i bułki z wiśniami

Galeria zdjęć

Inaugurację sezonu postanowiliśmy rozpocząć od wyjazdu do  Wyczechowa. Zainteresowanie było gromne, gdyż pod dworcem PKP we Wrzeszczu  stawiło się ponad 20 osób, a kolejne dojeżdżały po drodze tworząc poleton około 30 rowerów.

O godzinie 10:05 ruszyliśmy z Wrzeszcza przez Otomin, Kolbudy, Czapelsko, Marszewską Górę do Wyczechowa. Trasa wiodła głównie  duktami leśnymi, a czasami polnymi. Pogoda choć nie słoneczna to jednak w miarę ciepła – najważniejsze, że nie padało. Na trasie dowiedziałem się od scoot’a, że samochodem jadą nasze dwie koleżanki, czyli kontuzjowana  ostatnio Aga wraz z Ajką. Pierogi przyciągają każdego 🙂

Rajd przebiegał spokojnie, bez awarii, z wieloma przystankami na złapanie oddechu oraz krótki posiłek. Byli też tacy, którzy całą drogę celowo głodzili się aby zostawić więcej miejsca na pierogi 🙂

Ola świetnie poradziła sobie z nawigacją prowadząc nas bezbłędnie do celu. Na końcu peletonu czuwał Silver, dając nam pewność że nikt nie zostanie zgubiony podczas nieprzewidzianej awarii czy braku sił. Pomiędzy Olą, a Silverem jeździło kilku ochotników pomagając „czołówce” dostosować tempo. Najczęściej za pomocą okrzyków „EJ TAM Z PRZODU – WOOOLNIEEEJ”.

Przekrój rowerów na rajdzie był tak szeroki, że bez wahania możemy go okrzyknąć najbardziej urozmaiconym rajdem pod tym względem. Poczynając od rowerów trekkingowych z sakwami, poprzez zwykłe „górale”, lekkie rowerki XC pod zawody, aż po spore maszyny enduro. Wszyscy dawali sobie świetnie radę. Niezależnie jaki rodzaj kolarstwa uprawiasz – rower zawsze dowiezie Cię na pierogi 🙂

Ufff, nareszcie dojechaliśmy wygłodzeni, zmęczeni, w środku już utworzyła się kolejka, wiadomo wtargnęło 30 głodomorów  i zrobił się mały zator:)

Pierogi były wspaniałe. Z mięsem, z wiśniami, bułki z wiśniami, do wyboru do koloru. Po obiedzie trochę posiedzieliśmy i po godzinie ruszyliśmy w powrotną drogę przez Skrzeszewo Żukowskie, Przyjaźń, Niestępowo i Otomin.

Wspaniała wycieczka, choć czasami dostaliśmy w kość.

Chciałem wszystkim uczestnikom podziękować za wzięcie udziału i za przemiłą atmosferę. Po za tym dziękujemy za wspaniałe poprowadzenie rajdu przez naszą koleżankę Olę.

Na liczniku miałem 80 km a do domu dotarłem o godz 18:00

tekst: Mieczysław Butkiewicz

zdjęcia: Darek, Irek i M. Butkiewicz

zdjęcia „Bono”

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

VIII Leśny Maraton Rowerowy

W dniu dzisiejszym (7 maj) odbywał się „VIII Leśny Maraton Rowerowy”, tym razem dopisała nam przepiękna pogoda. Na start stawiło się ok. 275 kolarzy  amatorów jak i tych na co dzień jeżdżących w profesjonalnych klubach sportowych. Organizatorzy nie przewidzieli tak dużej frekwencji i sami byli zaskoczeni. Start był zaplanowany na godz. 11:00, były do wyboru dwa dystanse 44 oraz 66 km, lecz dystans można było wybrać po ukończonej drugiej pętli. Ja od razu wiedziałem ze pojadę na trzy pętle (66km), ten wyścig traktowałem jako przygotowanie do Skandii gdzie będę miał do pokonania taki sam dystans tylko ze w nieco trudniejszym terenie. W ubiegłym roku miałem okazje brać udział w tym maratonie i wiedziałem mniej więcej czego można się spodziewać, była okropna chlapa i błoto. Z relacji kolegów wiem że na tej trasie występują okropne ilości piasków, ten kto ma opracowaną dobrą technikę jazdy po nich będzie miał ogromną przewagę.DSCF0515

Start jak co roku, dość spory odcinek płaskiego i zarówno szybkiego asfalciku, prędkość miejscami sięgała 45 km/h na zakrętach było dość niebezpiecznie, nagłe hamowanie mogło spowodować dość niebezpieczną kolizje, szczególnie w takim ścisku gdzie jechało się ściśniętym kiera w kierę.  Trzy razy musiałem gwałtownie zahamować tak ze podniosło mnie prawie. Peleton ciężko było zgubić, trzymał się ostro ponad pół godziny, dopiero odcinki tzw. piaskownic rozciągnęły go. Nigdy nie byłem mocny w jeździe na piaskach, ale o dziwo ani razu nie zdarzyło mi się zakopać. Co prawda na odcinkach piaszczystych sporo czasu traciłem, ale nadrabiałem na płaskich i lekkich wzniesieniach. Starałem się jechać spokojnie, nie szarżować by zachować siły na ostatnią  pętle. Gdy peleton się rozciągnął w znacznym stopniu starałem się trzymać sześciu-osobowego peletonu, zamykając go, nikogo nie było w tyle, nie chcąc jechać samemu musiałem utrzymywać tempo. Po jakimś czasie dość piaszczyste odcinki rozbiły peleton na tyle że drugą pętle kończyliśmy tylko w dwójkę.

Na trzeciej pętli już nie było tak kolorowo, brakowało peletonu który by zaczął dyktować tempo, ostry podmuch powietrza hamował nas, co jakiś czas staraliśmy się zmieniać, aż w końcu dogoniliśmy kogoś z tłumów i staraliśmy się jechać w trojkę. Niestety kolega zrobił fatalny błąd  na odcinku pokryty dość sporą częścią piasku, usłyszałem krzyk coś w stylu „łooo”  przednie koło zeszło i tzw. OTB pechowo bo wleciał w krzaki ale to nie była jedyna przewrotka na trasie, słabsi zawodnicy którzy nie mieli odpowiednio dopracowanej techniki również zaliczali gleby. Gdzieś daleko z przodu widziałem jeszcze zawodnika pędzącego dość ostrym tempem, pytanie tylko czy jechać w kilku osobowym peletonie czy spróbować zaatakować? Wybrałem to drugie, niestety nieskutecznie, mój atak nie był na tyle silny żeby mógł zagrozić pozycje. Na metę ostatnie 15 km jechałem sam, próbując przyspieszać. W tyle już nikogo nie widziałem, z przodu również straciłem kontakt wzrokowy z  zawodnikiem,  dojechałem na metę z 16 sekundową stratą.DSCF0516

Ostatecznie zająłem 8 miejsce, najważniejszy wyścig będzie mnie czekał w Krakowie za tydzień gdzie rozpocznie się II Edycja Skandii.  Ten maraton traktowałem jako dobry trening oraz sprawdzian wytrzymałości. Trasa była łatwa ale spore odcinki piasków mogły dać we znaki, było gdzie się zmęczyć. Również na jednej pętli były dwa dość fajne podjazdy na których nadrobiłem dość dużo straconego czasu. Sporo osób zacząłem dublować, nie liczyłem na palcach ale zdublowałem coś koło dziesięciu zawodników. Niestety dość sporo osób jechało bez kasków,  gdzie na takich zawodach powinien być obowiązek jazdy z kaskiem.

tekst: Piotr 1981

Posted in Maratony | Leave a comment

Objazd parku narodowego Bory Tucholskie

Korzystając z kolejnego długiego weekendu zdecydowaliśmy się ponownie wybrać w okolice Parku Narodowego Bory Tucholskie. Tym razem naszym celem były dwa niezwykle ładnie położone jeziorka lobeliowe oraz rezerwat Nawionek z kilkoma kilometrami single-tracków.

Na miejsce przyjechaliśmy w sobotę. Tym razem transportem był samochód do którego weszły 3 mocno skompresowane rowery oraz trzech pasażerów. W przyszłości rozważamy jednak podróże pociągiem aby uniknąć czasochłonnego pakowania oraz dziurawych i krzywych dróg dojazdowych. Na jednej z nich leżało nawet porzucone koło samochodowe – wyboje były tak duże, że właściciel zapewne nie zauważył ubytku.

Spanie mieliśmy zaplanowane w namiocie oraz dla niezwykle wytrzymałych – pod gwiazdami. Z oferty takiej nocy skorzystało 2/3 naszego składu. W uproszczeniu powiem, że ja wolałem spać w namiocie 🙂 ale jako jedyny posiadałem śpiwór na +3 st. C. Pogoda ogólnie dopisała pod względem słońca, lecz zupełnie nas załamała odnośnie temperatury. Było naprawdę chłodno, a na cyplu gdzie rozbiliśmy swój biwak cały czas nieprzyjemnie wiało.

Eksplorację dzikich okolic Borów warto prowadzić metodycznie, z mapą lub gps. Czasem można sobie pozwolić na odrobinę fantazji, ale doświadczenie pokazuje że lepiej mieć konkretny plan. W przeciwnym wypadku możemy natrafić na wiele piachu lub innych przeszkód, które skutecznie zmniejszą tempo naszej wycieczki, a tym samym nie pozwolą wrócić przed zmrokiem do miejsca biwaku. Nas to na szczęście nie spotkało, ale przejechaliśmy znacznie mniej kilometrów niż pierwotnie zakładaliśmy.

Rezerwat Nawionek przywitał dość stromym zjazdem aż do poziomu jeziora. Następnie czekało na nas kilka kilometrów wąskiej, ale niezbyt wymagającej drogi pomiędzy drzewami. Bardzo spokojne i ładne miejsce. Nieco wcześniej odkryliśmy inny single-track, znacznie bardziej trudny technicznie. Połączenie tych dwóch szlaków usatysfakcjonuje każdego rowerzystę z zamiłowaniami do lekkiego enduro.

Ciekawym elementem wycieczki była wyspa, do której prowadził spróchniały most (widać na filmie). Jadąc tym mostem (?) słyszałem jak za tylnym kołem pękają niektóre szczebelki. Aga zaliczyła glebę na mokrej części kładki, a ja udałem się na eksplorację niewielkiej wyspy. Oznaczyłem ją jako miejsce kolejnego biwaku – dzikie i niedostępne, czyli dla nas idealne.

Niebawem ciąg dalszy relacji z tych okolic.
Zapraszam na film.

Andrzej /scoot/

Posted in Relacje | Leave a comment

Rezerwat „Jar Rzeki Raduni”



W drugi dzień Świąt Wielkanocnych postanowiliśmy odwiedzić  Rezerwat Jar Rzeki Raduni. Wędrówkę rozpoczęliśmy od Babiego Dołu. Teren jest piękny, a jednocześnie trudno dostępny, suma wzniesień wyniosła 180 m. Czasami podchodziliśmy do góry na „czterech”  co uwidocznione jest na filmie. Wszędzie jest dużo połamanych gałęzi i powalonych drzew przez które należy się przedzierać. Natomiast jeżeli chodzi o widoki to trzeba samemu zobaczyć.  Cisza, śpiew ptaków i szum wody, to co człowieka wycisza. Momentami przystawaliśmy wraz z Andrzejem na zboczu góry i staliśmy w bezruchu przyglądając się pięknej przyrodzie. Później wracaliśmy do rzeczywistości i szliśmy dalej szlakiem niebieskim. To była wspinaczka prawie alpejska. Czasami zbaczaliśmy ze szlaku po to, aby iść brzegiem rzeki i przyjrzeć się rwącemu potokowi. To był najpiękniejszy rajd pieszy bez roweru. Rowerem tam nie da się jechać.

zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

film: Andrzej Butkiewicz

Posted in Relacje | Tagged , | 2 Comments
« Older
Newer »