Rajd przez puszczę Darżlubską

Do Wejherowa dojechaliśmy w pięciu osobowym składzie a po wyjściu z pociągu czekało na nas  pięć osób, czyli ekipa 10-cio osobowa w tym dwie koleżanki. Wystartowaliśmy……wjechaliśmy w las i od tego momentu  cały czas drogami leśnymi. Było sporo podjazdów i trochę piachu, a najgorsze to były korzenie wystające z pod trawy lub ziemi na które należało umiejętnie czyli pod odpowiednim kątem na nie najeżdżać. Po 24km zrobiliśmy pierwszy odpoczynek w Piaśnicy Wielkiej, gdzie odwiedziliśmy groby pomordowanych polaków przez hitlerowców.IMGP0540

Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę i tu odłączył się kolega, który na bagażniku wiózł córeczkę. Dalej nie mógł jechać, bo dla dziecka to by było zbyt długa i męcząca droga, a więc zostało nas 9 osób. I w tym składzie ruszyliśmy do upragnionego jeziora Dobre. Momentami szlaki urywały się i nie wiadomo było gdzie się skierować zwłaszcza na skrzyżowaniach a efektem tego były nasze błądzenia i czasami jechania na „czuja”. W końcu z naprzeciwka jechał samochód, którego zatrzymałem pytając o szlak zielony, dobrze trafiłem, bo pan nam dokładnie IMGP0564określił w jakim kierunku jechać…..podziękowałem i ruszyliśmy dalej i rzeczywiście trafiliśmy na zagubiony szlak. Ucieszeni pognaliśmy do naszego jeziora, gdzie mieliśmy dłuższy postój. Ja osobiście skorzystałem z bufetu gdzie zaserwowałem sobie kiełbaskę na gorąco. Po tej wyżerce bardzo ciężko się jechało, żołądek obciążony także „zdychałem” na podjazdach, dopiero po gdzieś 20 min doszedłem do siebie. Nie warto zbytnio się obżerać:) Było bardzo wesoło, a więc kilka fotek i ruszamy w dalszą drogę

Następne 12km dzieliło nas do Sobieńczyc. Trasa była trochę męcząca przez te podjazdy i  zwalone drzewa, które należało obchodzić na pieszo, po za tym trochę piachu choć nie było zbyt dużo. Był jeden podjazd, na który  pieszo trudno było wejść a co dopiero z rowerem, tu buty powinny mieć kolce a miał je tylko Mario

Sobieńczyce zdobyte. Zaplanowane było, że od tego miejsca wracamy szosą, ale Andrzej zaproponował nam trasę szutrową, którą zna na pamięć a więc on  objął prowadzenie. I tak po małych trudach wjechaliśmy do Wejherowa i to był koniec dzisiejszej wycieczki.

Był to chyba najlepszy rajd tego roku, wspaniałe drogi szutrowe i dukty leśne, wspaniała pogoda i wspaniałe humory wszystkich uczestników.

Składam podziękowanie koleżankom i kolegom za uczestnictwo w tym rajdzie.IMGP0564

Muszę przyznać, że puszcza Darżlubska to są piękne tereny do rekreacji rowerowej. Niedługo tam wrócimy, aby kontynuować następne wędrówki.

Rowery były doskonale przygotowane, bo nie było ani jednej awarii i o dziwo ani jednego upadku, bo na takich szlakach czasami zdarzają się wywrotki zwłaszcza na korzeniach.

Długość trasy 57 km.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

Posted in Relacje | Leave a comment

XIII Mistrzostwa Świata w Poławianiu Bursztynu Jantar 2011

Jantar, to nasz dzisiejszy(10 VII) cel wycieczki, który został zrealizowany przy dość dobrej pogodzie.

Ruszyliśmy z Olszynki tempem nie co szybszym,  także dość szybko dojechaliśmy do Sobieszewa, gdzie zjedliśmy lody i w dalszą drogę a był to szlak zielony, nie wiedząc co na nas tam czeka, a czekały dość spore ilości piachu przez które tempo mocno zmalało, ponieważ parę razy musieliśmy prowadzić rowery, straciliśmy  dużo czasu na pokonanie tego szlaku. W końcu jesteśmy na promie a tu niespodzianka finansowa, prom podrożał z 3 na 5 zł a więc spora podwyżka.IMG_6027

W Mikoszewie nie chcieliśmy jechać już szlakiem, więc szybko pognaliśmy szosą do Jantaru a w Jantarze jak na jarmarku, tysiące ludzi plażujących się i kibiców, którzy oczekiwali na drugą rundę zawodów oprócz oczywiście nas bo czas naglił, więc musieliśmy wracać. Wjechaliśmy na szosę i pognaliśmy tempem  25-27 km/h. Po drodze spotkaliśmy żubra z którym to wykonaliśmy pamiątkowe fotki. Następnie po drodze spotkaliśmy koniki na których można było pojeździć, więc Darek zamienił swego bika na konika, bo myślał, że szybciej dojedzie do domu, ale nie znalazł u boku konia pedałów, więc przeprosił swego bika:) W końcu znalazł lepszy transport, na którym nie trzeba pedałować a jaki to widać na fotkach.IMG_6037

Podsumowując była to bardzo fajna wycieczka, tempo ustabilizowane Do domu dojechaliśmy na godz 17 a długość trasy wyniosła 84 km

Fantastyczne spędzenie wolnego czasu na świeżym powietrzu, organizm dotleniony, wypoczęty, oczekujący na następne propozycje.

IMG_6053

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

Kopiowanie i rozpowszechnianie fotografii bez zgody Autora jest zabronione

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Wieżyca poza szlakiem

 

Sobotni ranek – za oknem kropi deszcz, ale prognozy wyglądają optymistycznie. Miałem już wychodzić lecz w ostatniej chwili zauważyłem sms od Silvera – „planujesz rower na dziś?” – dzwonię i jedziemy razem!

Plan był prosty i nie odbiegał od serii wcześniejszych wycieczek. Wsiąść na rower i jechać przed siebie, na azymut, sporo poza szlakiem, nowymi ścieżkami. Cel: Wieżyca, ale po drodze zahaczymy o Przywidz.

Na początku tempo było spore (oczywiście Silver musiał depnąć) lecz później trochę się wyrównało i przeszliśmy z trybu „maraton” na „turystyka”. Pierwotnie chciałem pojechać zielonym szlakiem z Otomina, ale jak to bywa na takich wycieczkach trasa budowała się sama wraz z każdym pokonywanym metrem. Dzięki temu pojeździliśmy trochę czarnym, trochę zielonym, a trochę poza szlakiem – byle azymut mniej więcej odpowiadał kierunkowi na Przywidz.

Po drodze sporo niespodzianek. Najciekawsza to nie do końca aktualne mapy które posiadałem w swoim gps. Ani zielony szlak, ani czarny nie zgadzał się z tym co miałem i często musieliśmy improwizować. Ale przecież o to właśnie chodzi! Kierunek się zgadza, noga podaje – blat i ogień 🙂

Przez kilka kilometrów przedzieraliśmy się krzaczorami – były nawet ciekawe zjazdy i trochę technicznych singli koło jeziora. Szukaliśmy przecinki lub znaków na drzewach lecz często bez rezultatu.

W Przywidzu mieliśmy krótki postój, wywiało nas strasznie więc uciekliśmy w stronę Wieżycy, tym razem szlakiem wzgórz kaszubskich – niezwykle malowniczym, zwłaszcza w taką pogodę. A pogoda dopisywała. Nie spadła ani jedna kropla deszczu, a na niebie nieustanie przesuwały się wspaniałe cumulusy.

Do Wieżycy zdecydowaliśmy się pojechać szosą, aby wrócić do domu przed zmrokiem. 15 km zniknęło pod kołami bardzo szybko. Na miejscu wlazłem na wieżę widokową, za co uiściłem opłatę 5 zł. We Wdzydzach jest za darmo, a widoki znacznie ładniejsze!

Z Wieżycy zjechaliśmy bardzo szybko, bo Silver zaproponował aby ciąć na skróty jakimiś downhillowymi ścieżkami. Omijaliśmy tylko dropy na których dałoby się lecieć z 10 metrów…  Wskoczyliśmy na czarny szlak, który oczywiście zupełnie nie zgadzał się z tym który mam w gps i polecieliśmy w stronę Gdańska. Przed nami 40 km – szacowany czas dojazdu godzina 20:00

Gdzieś w trasie odechciało nam się jechać szlakiem, który przebiegał zupełnie inaczej niż na mojej mapie i w Borczu wskoczyliśmy na szutrówkę kierując się do Przyjaźni. Silver po wypiciu magicznego jogurtu dostał taki power, że ciął pod wiatr 50 km/h. W takim tempie zaoszczędziliśmy 45 minut i dojechaliśmy do domu około 19:15. Ciekawe czy energia nadal go nosiła bo podobno miał myć okna i naprawiać rower.

A właśnie – hit dnia – 30 km od domu Silver zmielił przerzutkę. Krakał o tym od samego początku narzekając na wszystkie patyki, a zmielił na pięknym szutrowym podjeździe. Na szczęście wystarczyło 10 min. aby wyprostować hak i wózek. Resztę podjazdu zrobił z buta, no ale później po wypiciu magicznego jogurtu i tak nadrobił straty.

Na liczniku 110 km. Teren ciężki, 1300 m. przewyższeń.

Zapraszam do galerii zdjęć – uwielbiam jeździć i fotografować Kaszuby – to chyba jedno z najlepszych miejsc pod słońcem.

scoot

Posted in Relacje | Tagged | Leave a comment

Spotkanie na szlaku czerwonym

Za oknem ładna pogoda, więc mamy zaplanowany trochę nietypowy wyjazd. Nie ruszamy jak zwykle wszyscy razem a tym razem osobno i spotykamy się w upoprzednio umówionym miejscu w tym wypadku  wypadło na Bieszkowice.

Scoot miał wyruszyć swoimi  dróżkami prowadzonymi przez GPS. Nie korzystał z żadnych szlaków. Jechał na obrany azymut do ustalonego poprzednio celu.IMGP0379

Ja natomiast wybrałem dla odmiany dość ciężki szlak czerwony, którym to miałem wraz z „Bono” dotrzeć nad jezioro w Bieszkowicach. Wiedziałem na co się piszę (dwa razy prowadziłem rajdy), bo jak wiadomo nie wielu bikerów tą trasą przemierza. Jest niezliczona ilość ciężkich podjazdów usłanymi piachem, korzeniami. Były również szaleńcze zjazdy na których to należało  skupić szczególną uwagę, aby nie wypaść z drogi w krzaczory lub się spotkać z matką glebą:) Na szczęście te nieprzyjemności jakoś nas ominęły i szczęśliwie dojechaliśmy umęczeni do naszego celu. Na licznikach mieliśmy ok. 50km a to nie było wszystko, bo jeszcze należało wrócić do domu. Oj będzie zaprawa:) Czekaliśmy na Andrzeja ok 20min aż w końcu wyłoniła się jego sylwetka na wspanialej maszynie. Krótki odpoczynek i omówienia trasy powrotnej.

Obraliśmy łatwiejszy powrót, bo mięśnie nóg czasami odmawiały(przynajmniej dla mnie) posłuszeństwa, więc obieramy azymut Kamień i drogami szutrowymi do domu. No tak tylko, że należy jeszcze dojechać do Kamienia przecinkami a czasami bez dróżek prosto po ściółce leśnej. I znowu mięśnie domagały się odpoczynku.IMGP0380

W końcu ukazał się na horyzoncie” upragniony Kamień, skierowaliśmy się nad jezioro, aby trochę odpocząć. Natomiast „Bono postanowił odłączyć się i wracać sam swoim tempem.

Po kilkunastu minutach my również ruszyliśmy w kierunku Chwaszczyna. A tu Andrzej zaproponował mi, abyśmy jeszcze odwiedzili górę Donas o przewyższeniu 206m. I znowu podjazdy. Z Chwaszczyna to tylko 3km. Dojechaliśmy a raczej wczołgałem się na to wzniesienie, ale na wieżę nie można wejść, bo była zamknięta. Droga powrotna ponownie częściowo lasem doprowadziła nas do Źródła Marii, Gołębiewa i drogą nadleśniczych prosto do Oliwy i tu pożegnaliśmy się i ruszyliśmy każdy w soją stronę.

Muszę przyznać, że rajdy prowadzone przez GPS mają sens jest to duże ułatwienie pokonywania nieznanych terenów.IMGP0393

Rajd na świeżym powietrzu przez cały dzień był doskonałym dniem do wyciszenia się z gwaru ulicznego, choć czasami było dość ciężko „wciągać się” pod górę a mimo to było fajnie. Dla mnie to wielka satysfakcja pokonywać spore odległości po duktach leśnych lub drogach szutrowych.

Do domu wróciłem o godz 20:00 a na liczniku wyświetlona cyfra 99 km.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

Posted in Relacje | Tagged | 2 Comments

Rajd nad jez. Marchowo

Świetna pogoda, świetny rajd, świetne plenery i sprzęt foto to nieodłączne atrybuty dzisiejszej wycieczki. Przyjechałem na miejsce startu z Darkiem jako pierwsi po pewnym czasie dołączył do nas Flash a po drodze dopadł przed Osową w końcu Bono, widocznie ta pora była za wczesna dla niego, nic dziwnego młodość ma swoje prawa.IMGP0336

I tak we czworo ruszyliśmy doliną Ewy do Osowy, Chwaszczyna, Kielna, gdzie był nasz obrany cel wycieczki to jezioro Marachowo. Po drodze dużo postoi fotograficznych a było co fotografować. Jazda była spokojna a momentami tempo żółwie, ale w zasadzie nigdzie nam się nie śpieszyło. Cały czas jechaliśmy drogami szutrowymi i bardzo mało asfaltu. Przed Osową spotkała nas pierwsza awaria roweru Darka a mianowicie rozkręciła się kaseta, tak, tak kaseta, nigdy mnie coś takiego nie przydarzyło  się. Krótka przerwa, dobrze, że Bono miał przy sobie o dziwo klucz do skręcania kaset, więc naprawa poszła sprawnie…..ruszyliśmy a po kilkuset metrach ponowna awaria Darka, złapał snejka, co cóż miał  pecha. Na szczęście była to ostatnia awaria w dniu dzisiejszym. Dobrnęliśmy nad  jezioro, które nas zaimponowało nam swym urokiem i położeniem, tylko kulumbusy odbijały się od tafli jeziora.

Po przejechanych 30km nastąpił zaplanowany odpoczynek wraz z wyżerką:)  tylko Flash ganiał po łące ze swym 20-krotnym zoomem szukając motyli i nie tylko.:) co zresztą ukazuje na swej stronce. (link jest w komentarzach)IMGP0350

Po skonsumowaniu posiłku ruszyliśmy w kierunku Kielna pięknymi utwardzonymi dróżkami leśnymi. Objechaliśmy jeziorko dookoła czyli ok. 2-3 km. Fakt, że czasami jechaliśmy po głębokiej trawie i ukrytych w niej dołków, gdzie amorki uginały się dość mocno.

I tak dojechaliśmy do Oliwy a tu nas spotkało miłe spotkanie ze scoot’em, on szutrował po TPK i w końcu wjechał do Oliwy na jakąś konsumpcję, więc pożegnaliśmy kolegów a my pojechaliśmy szukać jakiegoś baru w/g GPS’u i znaleźliśmy…… to jednak dobry wynalazek.:)

Głód zaspokojony, więc gnamy do domu, bo zaczyna padać.

Dziękuję kolegom za wzięcie udziału we wspaniałej wycieczce.

Na liczniku było tak jak zapowiadałem 62km.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Wdzydzki Park Krajobrazowy

IMG_4542
Mapa z przejazdu


Uwaga. Aby obejrzeć film w jakości HD kliknij TUTAJ

Zaczynam odkrywać nowe możliwości jakie daje rower. Wiele lat jeździłem po okolicznych szlakach, startowałem w zawodach czy też podróżowałem z sakwami. Każdy z tych rodzajów kolarstwa jest naznaczony cechą, od której chcę się oderwać, a mianowicie: z góry zaplanowaną trasą.

Nie ma nic bardziej ekscytującego niż możliwość jazdy przed siebie, cały dzień, bez pośpiechu, w całkowicie nowym terenie, pokonując najróżniejsze przeszkody terenowe.IMG_4545

Tydzień temu właśnie w ten sposób postanowiłem spędzić sobotę. Pociąg do Kościerzyny odjeżdża kilka minut po 8, dzięki czemu godzinę później byłem już na miejscu. Udałem się na południe wjeżdżając do lasu w przypadkowym miejscu. Włóczyłem się cały dzień wokół niezwykle pięknych i spokojnych jezior Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. Każde napotkane jezioro starałem się objechać dookoła jak najbliżej brzegu rezygnując ze szlaków czy większych przecinek. Dzięki temu udało mi się znaleźć kilka wspaniałych singli, momentami dość technicznych, ale jednocześnie płaskich i niezbyt wymagających kondycyjnie. Kilka razy musiałem zawrócić gdyż teren był zbyt mokry lub zawalony drzewami, każdy taki punkt oznaczałem na GPS. W wyniku tej tułaczki powstała trasa długości 60 km, na którą tydzień później zaprosiłem kilku znajomych.IMG_5278

Na przystanku Gdańsk-Rębiechowo dołączyli do mnie Renata oraz Paweł. Pociąg przyjechał punktualnie i przez okna widzieliśmy machających do nas Mietka, Bono oraz Darka. Na szczęście nie było zbyt dużego ścisku i prawie wszystkie rowery znalazły się na hakach dla nich przeznaczonych. Podróż minęła szybko. W Kościerzynie Renata i Paweł ruszyli przodem, zakładając (jak się okazało – błędnie) wolniejsze tempo niż druga część grupy. Paweł miał wgranego do GPS mojego tracka co dawało pewność że będą się poruszać dokładnie przed nami i mamy szansę ich dogonić. My czekaliśmy na resztę ekipy, która 15 minut później dojechała samochodami (Świru, Jarek, Adam). W takim też składzie ruszyliśmy na trasę.

Jak to ostatnio na naszych rajdach bywa mieliśmy niezwykle urozmaicony wybór rowerów. Był trekking Renaty, z bagażnikiem i małą sakwą, oraz kosmiczny pivot Pawła, bez jednej goleni amortyzatora. Były dwa górale (Mietek, Darek) oraz góral na kołach 29 cali u Bono. Reszta załogi, czyli 4 pozostałe osoby dysponowały fullami w różnych kombinacjach.

Trasa prowadziła po śladach mojej wcześniejszej włóczęgi, z drobnymi korektami w miejscach których nie dałem rady pokonać. Nie licząc kilku powalonych drzew całość dało się przejechać bez zsiadania z roweru, chociaż miejscami wymagało to pewnych umiejętności.Bory Tucholskie 22maj2011 121

Trasa była mocno „pokręcona” i prowadziła przez wiele okolicznych jezior. Najbardziej malownicze to jez. Małe Oczko oraz jez. Głęboczek, jednak na wszystkich można było znaleźć przepiękne i spokojne miejsca. Czasami podczas drogi towarzyszyły nam żurawie.

Będąc w ośrodku nad jez. Długim zdecydowaliśmy się na dłuższy popas i jedzonko. Okazało się, że w tym samym momencie taką decyzję podjęli Renata z Pawłem, lecz 7 km dalej. Pomimo 30 km przebytej trasy nadal nie mogliśmy ich dogonić! Spotkaliśmy się dopiero w Kościerzynie przed sklepem! Jak widać rower Renaty oceniany na początku za najmniej przygotowany na taką trasę (przypomnę: bagażnik, sakwa) pokonał ją szybciej niż duże fulle i górale razem wzięte!

Droga powrotna pociągiem odbyła się w bardzo dużym tłoku, w towarzystwie 18 rowerów grupy http://www.bodyinmotion.pl – Pozdrawiamy!Bory Tucholskie

Mam nadzieję, że wszystkim uczestnikom rajdu trasa przypadła do gustu. Nie był to zwykły rajd z punktu A do B w linii prostej, lecz prowadził wieloma „zawijasami” umożliwiając dokładniejsze poznanie tej wspaniałej okolicy. Dla chętnych wrzucam tracka z GPS. Będzie również film oraz zdjęcia. Okolica jest tak wspaniała, że wrócę tam nie jeden raz. A na pewno powtórzę ten rajd jesienią – lecz jak wspomniałem na początku – jadąc przed siebie, bez planu.

Chciałbym na koniec pogratulować dzielnej postawy dla Mietka, Bono oraz Darka, którzy na sztywnych rowerach (Bono: koła 29, opony 1.75) świetnie radzili sobie w trudnym dla nich terenie. Fulle bardzo oszczędzają energię i gdy my przelatywaliśmy nad korzeniami, Wy musieliście sporo się namęczyć. Było ciężko, ale daliście radę Panowie!

Andrzej /scoot/

Posted in Relacje | Tagged , , | 5 Comments

Rajd do Wyczechowa na pierogi i bułki z wiśniami

Galeria zdjęć

Inaugurację sezonu postanowiliśmy rozpocząć od wyjazdu do  Wyczechowa. Zainteresowanie było gromne, gdyż pod dworcem PKP we Wrzeszczu  stawiło się ponad 20 osób, a kolejne dojeżdżały po drodze tworząc poleton około 30 rowerów.

O godzinie 10:05 ruszyliśmy z Wrzeszcza przez Otomin, Kolbudy, Czapelsko, Marszewską Górę do Wyczechowa. Trasa wiodła głównie  duktami leśnymi, a czasami polnymi. Pogoda choć nie słoneczna to jednak w miarę ciepła – najważniejsze, że nie padało. Na trasie dowiedziałem się od scoot’a, że samochodem jadą nasze dwie koleżanki, czyli kontuzjowana  ostatnio Aga wraz z Ajką. Pierogi przyciągają każdego 🙂

Rajd przebiegał spokojnie, bez awarii, z wieloma przystankami na złapanie oddechu oraz krótki posiłek. Byli też tacy, którzy całą drogę celowo głodzili się aby zostawić więcej miejsca na pierogi 🙂

Ola świetnie poradziła sobie z nawigacją prowadząc nas bezbłędnie do celu. Na końcu peletonu czuwał Silver, dając nam pewność że nikt nie zostanie zgubiony podczas nieprzewidzianej awarii czy braku sił. Pomiędzy Olą, a Silverem jeździło kilku ochotników pomagając „czołówce” dostosować tempo. Najczęściej za pomocą okrzyków „EJ TAM Z PRZODU – WOOOLNIEEEJ”.

Przekrój rowerów na rajdzie był tak szeroki, że bez wahania możemy go okrzyknąć najbardziej urozmaiconym rajdem pod tym względem. Poczynając od rowerów trekkingowych z sakwami, poprzez zwykłe „górale”, lekkie rowerki XC pod zawody, aż po spore maszyny enduro. Wszyscy dawali sobie świetnie radę. Niezależnie jaki rodzaj kolarstwa uprawiasz – rower zawsze dowiezie Cię na pierogi 🙂

Ufff, nareszcie dojechaliśmy wygłodzeni, zmęczeni, w środku już utworzyła się kolejka, wiadomo wtargnęło 30 głodomorów  i zrobił się mały zator:)

Pierogi były wspaniałe. Z mięsem, z wiśniami, bułki z wiśniami, do wyboru do koloru. Po obiedzie trochę posiedzieliśmy i po godzinie ruszyliśmy w powrotną drogę przez Skrzeszewo Żukowskie, Przyjaźń, Niestępowo i Otomin.

Wspaniała wycieczka, choć czasami dostaliśmy w kość.

Chciałem wszystkim uczestnikom podziękować za wzięcie udziału i za przemiłą atmosferę. Po za tym dziękujemy za wspaniałe poprowadzenie rajdu przez naszą koleżankę Olę.

Na liczniku miałem 80 km a do domu dotarłem o godz 18:00

tekst: Mieczysław Butkiewicz

zdjęcia: Darek, Irek i M. Butkiewicz

zdjęcia „Bono”

Posted in Relacje | Tagged , | Leave a comment

Objazd parku narodowego Bory Tucholskie

Korzystając z kolejnego długiego weekendu zdecydowaliśmy się ponownie wybrać w okolice Parku Narodowego Bory Tucholskie. Tym razem naszym celem były dwa niezwykle ładnie położone jeziorka lobeliowe oraz rezerwat Nawionek z kilkoma kilometrami single-tracków.

Na miejsce przyjechaliśmy w sobotę. Tym razem transportem był samochód do którego weszły 3 mocno skompresowane rowery oraz trzech pasażerów. W przyszłości rozważamy jednak podróże pociągiem aby uniknąć czasochłonnego pakowania oraz dziurawych i krzywych dróg dojazdowych. Na jednej z nich leżało nawet porzucone koło samochodowe – wyboje były tak duże, że właściciel zapewne nie zauważył ubytku.

Spanie mieliśmy zaplanowane w namiocie oraz dla niezwykle wytrzymałych – pod gwiazdami. Z oferty takiej nocy skorzystało 2/3 naszego składu. W uproszczeniu powiem, że ja wolałem spać w namiocie 🙂 ale jako jedyny posiadałem śpiwór na +3 st. C. Pogoda ogólnie dopisała pod względem słońca, lecz zupełnie nas załamała odnośnie temperatury. Było naprawdę chłodno, a na cyplu gdzie rozbiliśmy swój biwak cały czas nieprzyjemnie wiało.

Eksplorację dzikich okolic Borów warto prowadzić metodycznie, z mapą lub gps. Czasem można sobie pozwolić na odrobinę fantazji, ale doświadczenie pokazuje że lepiej mieć konkretny plan. W przeciwnym wypadku możemy natrafić na wiele piachu lub innych przeszkód, które skutecznie zmniejszą tempo naszej wycieczki, a tym samym nie pozwolą wrócić przed zmrokiem do miejsca biwaku. Nas to na szczęście nie spotkało, ale przejechaliśmy znacznie mniej kilometrów niż pierwotnie zakładaliśmy.

Rezerwat Nawionek przywitał dość stromym zjazdem aż do poziomu jeziora. Następnie czekało na nas kilka kilometrów wąskiej, ale niezbyt wymagającej drogi pomiędzy drzewami. Bardzo spokojne i ładne miejsce. Nieco wcześniej odkryliśmy inny single-track, znacznie bardziej trudny technicznie. Połączenie tych dwóch szlaków usatysfakcjonuje każdego rowerzystę z zamiłowaniami do lekkiego enduro.

Ciekawym elementem wycieczki była wyspa, do której prowadził spróchniały most (widać na filmie). Jadąc tym mostem (?) słyszałem jak za tylnym kołem pękają niektóre szczebelki. Aga zaliczyła glebę na mokrej części kładki, a ja udałem się na eksplorację niewielkiej wyspy. Oznaczyłem ją jako miejsce kolejnego biwaku – dzikie i niedostępne, czyli dla nas idealne.

Niebawem ciąg dalszy relacji z tych okolic.
Zapraszam na film.

Andrzej /scoot/

Posted in Relacje | Leave a comment

Rezerwat „Jar Rzeki Raduni”



W drugi dzień Świąt Wielkanocnych postanowiliśmy odwiedzić  Rezerwat Jar Rzeki Raduni. Wędrówkę rozpoczęliśmy od Babiego Dołu. Teren jest piękny, a jednocześnie trudno dostępny, suma wzniesień wyniosła 180 m. Czasami podchodziliśmy do góry na „czterech”  co uwidocznione jest na filmie. Wszędzie jest dużo połamanych gałęzi i powalonych drzew przez które należy się przedzierać. Natomiast jeżeli chodzi o widoki to trzeba samemu zobaczyć.  Cisza, śpiew ptaków i szum wody, to co człowieka wycisza. Momentami przystawaliśmy wraz z Andrzejem na zboczu góry i staliśmy w bezruchu przyglądając się pięknej przyrodzie. Później wracaliśmy do rzeczywistości i szliśmy dalej szlakiem niebieskim. To była wspinaczka prawie alpejska. Czasami zbaczaliśmy ze szlaku po to, aby iść brzegiem rzeki i przyjrzeć się rwącemu potokowi. To był najpiękniejszy rajd pieszy bez roweru. Rowerem tam nie da się jechać.

zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

film: Andrzej Butkiewicz

Posted in Relacje | Tagged , | 2 Comments

Wielkanocny wyjazd do Parku Narodowego Bory Tucholskie

 

Aby obejrzeć film w jakości HD musisz wejść na stronę Vimeo, kliknij TUTAJ

W grupie znajomych postanowiliśmy spędzić święta w niekonwencjonalny sposób czyli pojechać na kilkudniowy wyjazd rowerowy. Za cel wybraliśmy wspaniałe okolice Parku Narodowego Bory Tucholskie i Jeziora Charzykowskiego.

Wraz z Pawłem, który był autorem wszystkich tras tego wyjazdu, ruszyliśmy w piątek około 17 z okolic Otomina w stronę Kościerzyny. Nie będę opisywał trasy, zresztą dla szczególnie ciekawych mogę udostępnić track z GPS. Tempo mieliśmy niezłe, średnia wyszła ok 22 km przy dystansie prawie 90 km. Ostatnie kilometry pokonywaliśmy nocą w świetle bardzo mocnej latarki Pawła. Nie było to łatwe ze względu na dość wymagający teren (dużo piachu) ale w końcu udało się osiągnąć pierwszy cel naszego wyjazdu. Rozbiliśmy namioty nad jez. Dywańskim w przygotowanym do noclegowania miejscu.

Przy okazji kilka słów o naszym wyposażeniu. Nie zabieraliśmy ze sobą bagażników i sakw, jak to bywa w klasycznym podejściu do rowerowego podróżowania. Kierowaliśmy się ideą „bikepacking”, niezbyt jeszcze rozwiniętą w Polsce lecz zdobywającą coraz więcej zwolenników. W kilku słowach można napisać, że założeniem takiego podróżowania jest minimalizowanie wagi każdego elementu wyposażenia. Niektórzy dochodzą w tym do przesady ucinająć nawet część uchwytów od szczoteczki do zębów czy łyżki.

Mój rower był wyposażony w sakwę podsiodłową (oczywiście montowaną bez bagażnika) W sakwie zmieścił się ultralekki śpiwór Cumulus Xlite200, ważący 430 gram oraz sporo ekwipunku takiego jak polar, lekka kurtka itp. Do tego posiadałem pożyczony od Pawła namiot jednoosobowy Tarptent którego waga wynosiła około 700 gram. Biwakową część wyposażenia zamykała mata Therm-a-rest, niestety dość ciężka bo aż 660 gram (planuję zakup lżejszej, 430 gramowej). W sumie namiot, śpiwór i mata ważyły około 1,8 kg.

Więcej o sprzęcie oraz bikepacking-u można przeczytać na blogu Pawła: LINK

Link do strony polskiego producenta toreb pod siodła i kierownice: LINK

Rano spotkaliśmy pozostałą część ekipy, czyli Agę oraz Wielkiego. Wspólnie ruszyliśmy w stronę głównego celu naszego wyjazdu. Ja niestety tam nie dotarłem, więc nie napiszę relacji, a jeśli jesteś ciekawy dlaczego to obejrzyj film 🙂

Andrzej /scoot/

Posted in Relacje | Leave a comment
« Older
Newer »