Puszcza Kaszubska, Paraszyńskie Wąwozy

IMG_7884

Trasa przejazdu

 

Spotkaliśmy się w pociągu w 12-sto osobowym składzie, ale po drodze jeszcze paru dosiadło. W sumie było nas 15. Nikt się nie spodziewał, że na tej trasie będziemy przeżywać ciężkie chwile. Tym razem opuściło nas szczęście, które zawsze nam towarzyszyło.

Zawsze podkreślałem, aby wszyscy korzystali z kasków z powodu ostrych technicznych zjazdów… no i przydał się kask przy moim dość niebezpiecznym upadku, ale o tym później.

Boże pole Wielkie! Nareszcie wysiadamy, krótkie zaopatrzenie w sklepie i w drogę! Obiecałem 100% szutrów i słowa dotrzymam. Założeniem tego rajdu było przejechanie niebieskiej ścieżki rowerowej aż do jeziora Wygoda a następnie szlakiem czerwonym do Sopotu. Momentami bardzo przyzwoita droga leśna, ale było dość sporo podjazdów i oczywiście zjazdów,  często bardzo krętych i niebezpiecznych. Nie jeden raz wprowadzaliśmy rowery na piechotę.IMG_7872

Po przejechaniu 20 km nastąpiła pierwsza awaria w rowerze Pawła… kicha. I nic nie byłoby w tym nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że nasz kolega posiada rower starszego typu w którym kola są mocowane za pomocą nakrętek, a nie szybko zapinaczy. Niestety nikt nawet właściciel nie posiadał odpowiedniego klucza. Powstał problem i to nie mały gdyż Pawłowi groziła 20-sto kilometrowa przechadzka lasem.

Na jego szczęście Michał po dłuższych przeszukiwaniach swoich zasobów narzędziowych znalazł jakiś stary klucz rowerowy……uff no to mu sie jednak tym razem upiekło. Niech to będzie przestrogą dla każdego, że klucze należy mieć ze sobą, a nie liczyć na innych.

Po wymianie dętki ruszamy w drogę. Za chwikę następna kicha tym razem u Janusza, ale tu przynajmniej nie było problemu ze zdjęciem koła. Michał prowadził ten rajd za pomocą GPS’u. Spisał się doskonale, ani jednej wpadki…. zastanawiam się nad kupnem tego urządzenia na przyszły sezon. Rozpocząłem serię upadków  podczas dość szybkiego zjazdu pomiędzy wystającymi korzeniami. Anetce jadącej przede mną rzuciło rower w lewo, a ja aby uniknąć zderzenia skierowałem się w stronę nasypu. Zjazd był dość ostry, także tam po tych nierównościach szybkości przewyższały 30 km/h. Głową  walnąłem w nasyp… całe szczęście, że miałem kask. Skutki tego upadku były takie, że musiałem się wycofać na szosę. Żebro pęknięte albo mocno stłuczone – nie wiem. Zaciskając zęby pojechałem jeszcze 10 km z grupą po tych nierównościach aż do jeziora Wygoda. W tym miejscu wiedziałem, że czerwonego nie przejadę, więc postanowiłem wjechać na szosę w kierunku Wejherowa (ok 15km).

IMG_7876Nie byłem osamotniony, bo okazało się, że za mną w pewnej odległości Paweł również zaliczył OTB. Potłuczony dołączył do mnie składając rezygnację z dalszej jazdy czerwonym szlakiem.

Fatalny dzień!!!, ale to nie koniec problemów.

Tomkowi „Flash’owi” przy zjeździe , koło wpadło  w jakiś dół i poleciał  jak wystrzelony z katapulty. Nic mu się nic nie stało, bo miał miękkie lądowanie w życie Smile

Następnie po 40 km nastąpiła awaria jaka nie zdarza się często, a mianowicie Tomkowi rozleciał  się suport… rower nie nadawał się w terenie do naprawy. To najgorsze co go mogło spotkać gdyż był zmuszony iść na piechotę do Wejherowa na pociąg (15 km)… nie mając innego wyjścia, poszedł, a raczej pobiegł. Byłem cały porozbijany, jadąc szosą nie mogłem obejrzeć się do tyłu i sprawdzić czy jedzie za mną Paweł (obolały kark). Oprócz tego mięśnie obu nóg miały mocne stłuczenia. Ból mi sie wzmagał, więc jechałem coraz wolniej. Gdy wsiedliśmy do pociągu w przedziale siedział już wygodnie Tomek!! Jak to sie stało, że on pierwszy dojechał przed nami? Twierdził, że często biegł po szosie no i w dodatku ruszył w drogę ok 20 min przed nami.

IMG_7888

I tak się skończył ten rajd pełen przygód i upadków. Był bez wątpienia jednym z najmniej szczęśliwych, a mój upadek zaliczam do najbardziej niebezpiecznych w całej swej karierze rowerowej.

Teraz na pewno przez parę dni nie będę mógł wsiąść na rower…. szkoda, taka fajna pogoda.

organizator: Mieczysław Butkiewicz

nawigator: Michał Rybicki

zdjęcia: „Flash”&”sot”

asfalt=brak

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Bożepole Wielkie

m=Wejherowo

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Lasy Lęborskie po raz drugi

lasy2_logo

Trasa przejazdu

Poprzedni przejazd przez Puszczę Kaszubską tak mnie zafascynował swymi krajobrazami i drogami,  że postanowiłem ponownie odwiedzić ten region. Tym razem trasa przebiegała w inną stronę, czyli w kierunku południowym. Trasę tę przedstawiłem na załączonej mapce.IMG_7766

Spotkaliśmy się w pociągu, nie wszyscy jednak pomieścili się w ostatnim przedziale służbowym. O godz 9:20 dojechaliśmy do Godętowa i na życzenie kolegów pojechaliśmy najpierw do sklepu, aby zrobić jakieś zakupy. Byłem przygotowany do nawigowania tego rajdu, ale przyjechał Michał i stwierdził, iż naniósł moją mapkę na GPS. Wobec tego zrezygnowałem z nawigowania i poprosiłem Michała, aby poprowadził ten rajd za pomocą swego urządzenia… wyraził zgodę.

Tym razem zostałem odciążony od obowiązku prowadzenia rajdu, ale na trasie cały czas starałem się kontrolować naszą trasę. Muszę stwierdzić już po raz drugi, że  to urządzenie rzeczywiście prowadzi bezbłędnie.

Przed nami droga asfaltowa, ale bardzo mało uczęszczana przez samochody. Nie trwało to długo i wjechaliśmy na szutr i dukty leśne. Dojechaliśmy do miejscowości Kamiennica-Młyn i tu wjechaliśmy na czerwony szlak. Chciałem go koniecznie przejechać, bo podobno jak stwierdził jeden z kolegów, miał być ciężki.IMG_7789

Na szlaku tym istotnie przechodziliśmy „chrzest bojowy”, był bardzo błotnisty, czasami było trudno utrzymać równowagę. Mi dwa razy koło zjechało w bok w kierunku kałuży…  mało brakowało do błotnistej kąpieli Smile Szlak prowadził między dwoma jeziorami: Białym i Junno. Właśnie w tym miejscu zrobiliśmy jeden z pierwszych dłuższych odpoczynków.

Była jeszcze piękna pogoda, więc zaproponowałem 1-no godzinną przerwę. Potworzyły się małe grupki, gdzie prowadzono ożywioną dyskusję, a ja jak zwykle zdjąłem buty i wszedłem do wody, aby obmyć pot spływający z czoła. Na brzegu natomiast zauważyłem, że nasz kolega biker-płetwonurek przygotowuje się jak zwykle do występów podwodnych. Natychmiast zebrali się obserwatorzy na pomoście. Ja wszedłem do jeziora, aby mając słońce z tyłu wykonywać lepsze zdjęcia.

Po godzinnej przerwie odświeżeni ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Szemudu. Przed dojazdem do Szemudu pogoda zaczęła się załamywać, zrobiło się ciemno, a nawet grzmiało i dość mocno błyskało. Jednym słowem rozpętała się nad naszymi głowami burza.

Przyśpieszyłem, aby znaleźć jakieś schronienie. Dojechaliśmy do sklepu, gdzie ukryliśmy się przed deszczem. Odczekaliśmy kilkanaście minut, ale padać nie przestawało, więc zaproponowałem, aby jechać w deszczu. Nie wszyscy jednak z tej mojej decyzji byli zadowoleni, ale nie mogliśmy czekać w nieskończoność. Ruszyliśmy, nie padało zbyt mocno… po przejechaniu ok. 1 km okazało się, że tam w ogóle nie padało! Jezdnia była sucha.

Do Kamienia jechaliśmy szosą ok. 3 km, a później poprowadziłem grupę na boczne drogi szutrowe, gdzie dojechaliśmy do Chwaszczyna. Dalsza droga również prowadziła drogami szutrowymi do Osowy. Po drodze niektórzy odłączali się, bo mieli bliżej do domu.IMG_7796

Ola i Silver odłączyli się przed Osową, ponieważ pojechali na Rębiechowo. W Osowie pozostało nas czworo, a w Oliwie ja zostałem tylko z „Intel’em”, z którym dopadł mnie obfity deszcz. „Intel” przy Obrońców Wybrzeża odłączył, a ja ostatnie 3 km jechałem właściwie w ulewie, już mi było wszystko jedno, mocno przyśpieszyłem nawet nie omijałem kałuż. Gdy dojechałem do domu to woda ściekała ze mnie jak z rynny  Smile

Dawno już tak nie zmokłem, całe szczęście, że było ciepło. Michała z synem również nie ominął deszczyk… w domu wylewali wodę z butów.

Na liczniku miałem 105 km

Dziękuję wszystkim za przybycie i myślę, że nie był to stracony czas pomimo tej burzy, która nas przywitała po raz pierwszy w tym roku.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=wysoka

profil=niski

trud=niski

m=Godętowo

m=Szemud

m=Kamień

m=Rębiechowo

m=Osowa

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajd w lasy Lęborskie…..jez. Choczewskie

lasy_logo

Długo oczekiwany rajd po lasach Lęborskich nareszcie doczekał się realizacji. Pogoda wprawdzie nie zapowiadała się najlepsza, ale mimo to postanowiłem pojechać. 3 maja  to dzień naszego wyjazdu do Godętowa SKM’ką. Spotkaliśmy się prawie wszyscy w pociągu za wyjątkiem „Flash’a”, który dojechał na kołach.

Ruszyliśmy w kierunku Łęczyce, Chrzanowo, Witków, Mierzynko, jez. Salino, Perlino, Prusewo, Białogóra, szlakiem czerwonym do Dębki, Karwia, Jastrzębia Góra, ścieżką rowerową do Mechowa, Dażlubie i Wejherowo. Tak się przedstawia w wielkim skrócie nasza trasa.

Pierwszy dłuższy postój był nad jez. Salino, gdzie „Flash” zbuntował się i postanowił łodzią odpłynąć  wraz z rowerem (foto) do Gdańska, ale niestety w pewnym momencie stracił równowagę i znalazł się do pasa w jeziorze. W końcu wybrał jednak szosę jadąc z nami do domu. To droga pewniejsza.IMG_7563

Jedyną awarię jaką mieliśmy to awaria Wojtka, któremu odmówiło posłuszeństwa siodełko. Pękła jedna z bocznych podpórek. Dalsza jazda po polnych drogach na ledwo trzymającym się siodełku była raczej niemożliwa, więc decyzja podjęta przez niego to szosa. Mieliśmy się spotkać w Białogórze a on miał w międzyczasie jakoś naprawić uszkodzenie. Asekurowała go Aga, także miał fajne towarzystwo…..taki to ma szczęście!

Na całej trasie spotykaliśmy duże ilości sarenek, były mocno spłoszone, także nikomu z nas nie udało się ich uchwycić w kadrze. Przemykały przed nami i zagłębiały się w gęstwiny leśne.

Do Białogóry mieliśmy jeszcze kilkanaście kilometrów, droga była po prostu wspaniała tylko gdzie nie gdzie jakieś piaski albo korzenie drzew. Generalnie rzecz biorąc to trasa na ogół była nazwałbym wspaniała, tylko pogoda nie najlepsza, ponieważ ciągle wiał wiatr z północy. Gdy jechaliśmy lasem to nie odczuwaliśmy go, natomiast na polach był dość dokuczliwy i zimny.

W nawigowaniu oprócz mapy wspomagał mój nowo nabyty kompas. Niestety długo nim się nie cieszyłem, ponieważ gdzieś go zgubiłem, dla mnie to była duża strata, bo był to prezent od mego syna Andrzeja. I od tego momentu straciłem humor, którego już nie odzyskałem do końca rajdu. W Białogórze odłączyli się od nas „Saba”, „Obcy” i jeszcze dwoje (ich imion nie pamiętam, przepraszam). A my czerwonym szlakiem  jechaliśmy do Karwi, a później na parę kilometrów przed Jastrzębią Górą wjechaliśmy na szosę.IMG_7560

Przed Jastrzębią górą skręciliśmy w prawo na ścieżkę rowerową do Mechowa. W tym momencie otrzymaliśmy wiadomość od Wojtka i Agi, że siodełko jakoś naprawili i będą nas gonić. Podałem im nasz azymut jakim będziemy jechać. Niestety jednak nie udało im się nas dogonić, może zmienili trasę tego na razie nie wiem (po jakiś czasie okazało się, że nie pojechali za nami tylko wybrali drogę na Puck i Mrzezino)

My natomiast pojechaliśmy  przez Darżlubie drogą asfaltową do Wejherowa (21 km). Tu wsiedliśmy do pociągu, ale nie wszyscy bo Kasia, Tomek i Wojtek ruszyli do Gdańska na kołach.

Ja do domu dojechałem o godz 21:30 a na liczniku miałem 122 km. Świetny rajd, świetny wypoczynek na świeżym powietrzu. Dziękuję wszystkim uczestnikom za wzięcie udziału w naszym rajdzie, myślę, że wszyscy byli zadowoleni.

Niebawem zrobimy jeszcze jeden taki wypad w te rejony.

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Łęczyce

m=Chrzanowo

m=Prusewo

m=Białogóra

m=Dębki

m=Karwia

m=Jastrzębia Góra

m=Darżlubie

m=Wejherowo

szlak=czerwony

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

Wyprawa dwudniowa do Borów Tucholskich

IMG_7448Już w marcu planowałem wyjazd w Bory Tucholskie, lecz nie miałem jeszcze sprecyzowanych miejsc zakwaterowania. W końcu wybrałem Raciąż – w samym środku Borów, choć przyznam, że jeszcze przed momentem zdecydowany byłem na Tucholę. Niestety na wskutek małego nieporozumienia z kolegami pojechaliśmy jednak do wspomnianego Raciąża. Jak było? Sami oceńcie!

Mieliśmy już wyznaczony czas i miejsce noclegu, wystarczyło więc zebrać chętnych i ruszać. Postanowiliśmy jechać samochodami z rowerami na dachu lub w środku. Zgłosiło się 6-ciu kierowców i w sumie 20 chętnych.21 kwiecień to dzień wyjazdu. Start miał nastąpić o godz 7:00  Każdy kierowca miał za zadanie dojechać na miejsce do godz 10:00, gdyż o 11:00 planowany był start na rowerach. Do Raciąża dzieliła nas odległość ok. 150 km. Jednak nie wszyscy postanowili jechać samochodem, tu mam na myśli Flash’a i Kasię. Flash jechał z Gdańska na kołach, a Kasia częściowo korzystała z PKP, a resztę również pokonała na kołach.IMG_7476

Około godz 10:15 dojechaliśmy na miejsce, gdzie oczekiwało już 5 osób, którzy przyjechali w piątek wieczorem, a byli to: Aga, Ola, Michał, Świru i Silver.

Rozpoczęło się gorączkowe rozpakowywanie rowerów i przebieranie się w strój kolarski, także start trochę się opóźnił. Przed samym startem dołączył do nas kolega, który przyjechał z Gdyni na kołach.
W sumie było nas 16 osób i wystartowaliśmy o 11:30

Z Raciąża wyjechaliśmy drogą rowerową w kierunku Zapędowa do Fojutowa, gdzie obejrzeliśmy
niedaleko wsi unikalny zabytek architektury hydrotechnicznej, wzorowany na antycznych rzymskich budowlach – akwedukt, będący skrzyżowaniem dwóch cieków wodnych: Czerskiej Strugi (płynąca dołem) i Wielkiego Kanału Brdy (płynąca górą). Budowla ma 75 m długości, co czyni z niej najdłuższy taki obiekt w Polsce. Akwedukt wzniesiono w latach 1845-49 (szczegółowe info)IMG_7508

W drodze powrotnej jechaliśmy cały czas lasami Borów Tucholskich. Nie była to łatwa droga, ponieważ jej większość pokonywaliśmy po mocno zapiaszczonych duktach leśnych. Dość często byliśmy zmuszeni może nie wszyscy prowadzić rowery obok siebie. Czasami można było jechać po podściółce leśnej obok piaszczystej drogi.

Na wskutek pięknych krajobrazów zapominaliśmy często o trudach jakie musieliśmy pokonywać po dość ciężkim terenie, ale nie zapominaliśmy o robieniu fotek. Zdjęcia będą nam stale przypominać piękno lasów Borów Tucholskich.

Mieliśmy właściwie tylko jedną awarię w rowerze scoot’a, w tylnym amortyzatorze odkręciła się śruba mocująca wahacz. Poradziliśmy z tym bez problemu, ściągając tuleję paskiem do przewodów elektrycznych.

W pierwszym dniu przejechaliśmy 95km. Do bazy powróciliśmy a raczej niektórzy dojechali na „oparach”, obiadek już czekał. A o godz 20:00 rozpoczęło się zaplanowane wcześniej ognisko i pieczenie kiełbasek, było bardzo wesoło.
Impreza trwała do późnych godzin nocnych ale chyba każdy trafił do własnego pokoju Laughing Ośrodek w którym spaliśmy nie był niestety ogrzewany, więc było w nocy bardzo zimno. Ja osobiście nie narzekałem, gdyż lubię spać w nieogrzewanych pomieszczeniach. Reszta ekipy czerpała ciepło z ogniska lub swojego poczucia humoru Smile Zaplanowałem na drugi dzień śniadanie na godz 9:00. Było dość chłodno; na szczęście śniadanie okazało się całkiem przyzwoite, nawet na życzenie można było otrzymać kawę. Ze względu na bardzo ciężką trasę postanowiłem ją skrócić i całkowicie zmienić z 90 km do 60 km. Nasz kolega Michał zaproponował doprowadzenie nas do ciekawego miejsca zapisanego w pamięci jego GPS’aByłem bardzo ciekaw, czy nie wyprowadzi nas na manowce Smile Jak się okazało taka nawigacja doskonale się sprawdziła, nie było żadnego błądzenia w nieznanym terenie. Celem tego dnia było dojechanie do obiektu oznaczonego na starych wojskowych mapach jako najprawdopodobniej lądowisko.IMG_7525

Jest to wycięty fragment lasu w kształcie krzyża. Co ciekawe teren jest oznakowany dość świeżą tabliczką z napisem „lądowisko”. Porobiliśmy fotki i rozpoczęliśmy powrót do bazy. Dojechaliśmy do Tucholi i tu nastąpił podział na dwie grupy, ponieważ ci, którzy zamówili obiad, aby na niego zdążyć pojechali szosą (12 km). Nam natomiast się nie spieszyło, więc pojechaliśmy lasami, ale droga wydłużyła się do 75 km. W końcu dojechaliśmy… Po smacznym obiadku i chwili odpoczynku rozpoczęliśmy pakowanie sprzętu do samochodów. Wszyscy byliśmy zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. To był naprawdę udany rajd! Jako ciekawostkę na zakończenie mogę dodać, że Sławek kupił nowy rower na ramie Meridy dokładnie taki sam jak mój. Zdarzyła nam się śmieszna historia, a mianowicie: wszystkie rowery leżały na trawie podczas robienia pamiątkowych zdjęć. Po zakończeniu sesji zdjęciowej podszedłem do swego roweru i próbowałem wsiąść na niego – niestety nie udało mi się wpiąć w pedały zatrzaskowe. Coś mi tu nie pasowało, nawet kierownica była jakaś inna. Nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem a ja zorientowałem się, że nie rozpoznałem swojego roweru! Rzeczywiście nie przyszło mi do głowy, że ktoś uczynny mógł nam podmienić rowery. Już do końca rajdu gdy próbowałem wsiąść na rower to upewniałem się czy to jest na pewno mój, a z daleka poznawałem go po mierniku temperatury, który miałem zamontowany na kierownicy Wink

Refleksje:

  • Bardzo ładne są lasy w borach, ale te dukty leśne są do tego stopnia zapiaszczone, że niejednemu odbierały moc w nogach
  • Dobrze przygotowany sprzęt nie sprawiał nam żadnego kłopotu.
  • Dobrze dobrana paczka uczestników

Dziękuję wszystkim za udział!

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=200

kondycja=normalna

profil= niski

trud=niski

m=Raciąż

m=Tuchola

m=Fojutowo

szlak=niebieski

obszar=Kociewie

atrakcja=jezioro

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy

Posted in Wyprawy | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajd oldbojów czerwonym szlakiem

oldboje_logo
Nie tylko młodzi bikerzy potrafią pokonywać trudne trasy i doskonale jeździć na rowerach. Chcę tu przytoczyć przykład trzech oldbojów bikerów, którzy również doskonale dają sobie radę a kondycję
posiadają również nie najgorszą.
Po dłuższej przerwie postanowiłem coś zorganizować, ale tym razem wybrać się na jakąś ciekawą traskę. Chętnych było czterech a w rezultacie pojechało troje, jeden z kolegów w ostatniej chwili zrezygnował. Wiesiek poprosił abym wybrał jakąś fajną traskę, gdzie będzie można trochę poszaleć. W pierwszym momencie nie wiedziałem co mam wybrać, naturalnie to miała być trasa typowo terenowo-leśna. Ostrzegałem go, że może to być bardzo ciężka trasa a to z powodu nasilających się ciągle opadów deszczów, ale to go nie odstraszyło, więc wybrałem dość wymagający czerwony szlak wejherowski.IMG_7167
Akceptacja jest, więc jedziemy.
Trójka odważnych miała się spotkać w Sopocie. Ja wyruszyłem z Zaspy z Wieskiem a Zbyszek mieszka w Pruszczu, więc on miał dojechać SKM’ą do Sopotu.
Ruszyliśmy i już w Sopocie Wyścigi pierwsza awaria………złapałem kichę, więc szybko z roweru i do roboty, Wiesiek mi pomógł także poszło to szybko, ale już byliśmy spóźnieni ok. 10min.
Zbyszek już nas czekał…….ruszyliśmy w kierunku lasu.

Czułem, że będzie to „rzeźnia”, gleba rozmiękła, śliskie korzenie i nawet po mokrych liściach, koła się ślizgały a ja mam opony semislick’i, no będzie fajna zabawa, tylko zastanawiałem się ile będzie gleb. Już na samym początku miałem problemy z podjazdami, ponieważ przy mocniejszym naciskaniu na pedały koła się kręciły w miejscu, żałowałem, że nie zmieniłem opon, ale trudno jedziemy dalej. Tą trasą już dwa razy prowadziłem rajdy i wiedziałem, że nie jest to taka ciężka trasa, ale to było latem a obecnie ziemia jest bardzo rozmokła i koła zapadają się w błocie. <br>Najbardziej niebezpieczne były zjazdy po liściach lub po glinie, koła zsuwały się bokiem w wysokie koleiny po traktorach i o dziwo, że nie było upadków, jedynie kolega dwa razy glebnął, ale nie z powodu nieumiejętności prowadzenia roweru tylko dlatego, że dopiero co kupił SPD’y i nie zdążał się wypiąć na zbyt małych szybkościach to jest normalne, każdy to musi przejść.

IMG_7181Droga była tak upierdliwa, że nie można było jechać szybciej, bo to po prostu było niemożliwe, w niektórych miejscach rowery przenosiliśmy na barach albo pod barami, także średnia była bardzo słaba. Przystanków dłuższych nie było jedynie raz zatrzymałem się aby zjeść jakąś kanapkę i to w dużym pośpiechu, bo robiło się już ciemno. Jechaliśmy non-stop przez 75km, aha i przed jednym sklepem zatrzymaliśmy się w celu uzupełnienia wody i to były nasze jedyne przerwy I tak dotarliśmy już na światłach do Wejherowa…….dalej to pociąg i do domu. Przedstawiłem trzy fotki z pięknie oświetlonego Wejherowa nocą (zdjęcia są nieostre, a nie miałem ze sobą statywu). Tysiące świateł, coś wspaniałego to nawet Gdańsk nie może się pochwalić takim oświetleniem. Rowery nie podobne do rowerów całe oblepione błotem, kółek w przerzutce nie było widać,

jak również ochlapane błotem buty i spodnie.
Ale będzie mycia!!!!!!!!!

Refleksje:
Przez moment zastanawiałem się, że nam wszystkim starczyło sił jechać w tak ciężkich warunkach, jedynie Zbyszka łapały pod koniec drogi skurcze, ale to nie oznaczało, że nie miał kondycji, wręcz przeciwnie byłem mile zaskoczony jego kondycją, bo on przecież nie jeździ w dnie powszednie ze względu na pracę.
Trasa była bardzo wymagająca umiejętnego prowadzenia roweru po różnego rodzaju korzeniach, dołów przykrytych liśćmi i w dodatku to wszystko było mokre.
W niektórych miejscach błoto zmuszało do „wysiadki” z roweru i na piechotkę.
Nie było upadków niekontrolowanych, żadnych awarii z wyjątkiem jednej kichy, także rowery po takim błocie spisały sie na medal.

Tekst i foto: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=brak
dystans= 50
kondycja=normalna
profil=niski
trud=normalny
m=Zaspa
m=Sopot Wyścigi
m=Wejherowo
szlak=czerwony
obszar=Kaszuby
atrakcja=jezioro
typ=rowerowy
Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd szlakiem zielonym

IMG_0088a07Długo się zastanawiałem jaką trasę tym razem zaplanować. Nic mi nie przychodziło do głowy, bo właściwie większość okolic już objechaliśmy…. w pewnym momencie byłem skłonny zrezygnować z jakiegokolwiek wyjazdu.

Na drugi jednak dzień zacząłem przeglądać mapy i tu dojrzałem szlak którym nigdy nie jechaliśmy… a był to szlak zielony rozpoczynający swój bieg w Wejherowie Decyzję podjąłem natychmiast… dorzuciłem jeszcze do tego szlak niebieski Szybko wystawiłem info na stronę. O godz. 8:07 mieliśmy pociąg z Wrzeszcza, gdy dojechałem do dworca dojrzałem parę osób, tak sobie pomyślałem, że w niedzielę niewielu śpiochów pewno przyjedzie.

Wsiedliśmy do SKM’ki a po drodze zaczęli dosiadać uczestnicy naszego rajdu. Wiedziałem, że „Flash” jedzie na kołach, „Satan” zapowiedział, że będzie nas gonił asfaltem z Wejherowa…. miał nocny dyżur w szpitalu.

Szybko policzyłem i powinno nas być ok. 6 osób. Dojechaliśmy w końcu do końcowego przystanku i jak się wiara wysypała z pociągu to naliczyłem, że było wszystkich aż 22 w tym troje dziewcząt… niezła grupka… będzie wesoło 🙂 Przy czołgu pamiątkowa fotka i ruszamy paręset metrów asfaltem.

Nie będę tu opisywał gdzie i kiedy skręcaliśmy w lewo czy w prawo bo to nie ma wiekszego znaczenia. I tak prawie wszyscy znają tę drogę. Opiszę tylko ważniejsze sytuacje jakie przeżyliśmy na trasie, bo na pewno to czytelników zainteresuje.IMG_6862

W trakcie jazdy w kierunku Piaśnicy otrzymałem telefon od Adama, który właśnie w Piaśnicy czekał na nas. Czekał dość długo, więc postanowił wyjechać nam na spotkanie. Krótkie przywitanie w biegu i jest już nas 23.

Bardzo ładna trasa, drogi utwardzone szutrowe i te lasy, które dodają życia, świeże powietrze i kompletna cisza. Czasem tylko słychać jak żurawie w ułożonym kluczu odlatują od nas.  Wrócą jednak w przyszłym roku na wiosnę…

Przed nami j. Dobre. Ogłaszam krótki odpoczynek, wraz z posiłkiem, bo przed nami droga daleka… pojedliśmy, popiliśmy, pożartowaliśmy i zrobiliśmy kilka fotek.

Jedziemy dalej, szkoda czasu, zjazdy, podjazdy trochę piachów i w pewnym momencie ogłoszono awarię roweru w grupie jadącej za nami. Zadzwoniłem do Tomka i okazuje się, że jeden z kolegów zerwał łańcuch, a gdy naprawili niewiele ujechali i zerwał się po raz drugi. Czekaliśmy dość długo… o to już nie dobrze, ponieważ te przerwy się wydłużają a dzień jest krótki, o 18:00 już robi się ciemno.

Umówiłem się z Tomkiem, że my nieco wolniej będziemy jechać, a on z grupką chyba 5 osobową będzie nas gonić. Tomek zgodził się i tak też zrobiliśmy.

IMG_6871Ruszamy… mała 5 osobowa grupka została za nami. Starałem się hamować niektórych bikerów, po to aby Tomek nas doszedł i w końcu doszedł. Jechaliśmy już w komplecie. Ta radość nie trwała zbyt długo, bo nastąpiła następna awaria, ale już bardziej poważna. Otóż Adam w pewnym momencie złapał gumę. Na pewno ktoś pomyśli, że to nic takiego strasznego. Przedtem jednak był zjazd z górki po kamieniach i widocznie w tym czasie pękła i odgięła się obręcz a to spowodowało przetarcie opony co w konsekwencji doprowadziło do przebicia dętki. Obręcz miał dość mocno zeszlifowaną od hamulców.

W końcu jakoś udało się załatać tę awarię, bo na pewno musi być wymieniona obręcz na nową. Na pół napompowanej oponie Adam postanowił się wycofać z dalszej jazdy z nami i „przesiadł sie” na szosę w kierunku Wejherowa. Pozostało nas 22, ale to nie był koniec awarii. Fatalny dzień!!! Jeszcze nigdy czegoś takiego nie było. Chyba lepiej powinny być przeglądane rowery przed wyjazdem. My nie jeździmy szosami tylko po ciężkim terenie dlatego też uczulam na lepsze przygotowanie rowerów, w przeciwnym bowiem wypadku nasze rajdy nie będą realizowane w całości. Przed Jastrzębią Górą Markowi również zerwał się łańcuch, ale tu był problem większy, ponieważ Marek przyjechał na rajd bez haka, czyli jechał bez przerzutki po dość trudnym terenie. Była bardzo zabawna sytuacja, gdy pod każdą górkę musiał biec obok roweru. Wjechać nie mógł, bo miał ustawione na twarde przełożenia, czyli z przodu blat a z tyłu najmniejsza zębatka.

Czasami próbował podjeżdżać i stąd to w końcu to zerwanie łańcucha.

Postanowił skrócić łańcuch tak aby łańcuch szedł na środkowej przedniej zębatce a z tyłu bez zmian, czyli najmniejsza. Te wszystkie awarie poważnie zabrały nam czas i dochodziła już 15:30.

Nie mieliśmy szans przejechać całej trasy, a więc krótka narada z kolegami. Zaproponowałem opcję awaryjną „nr 2”, którą założyłem jeszcze będąc w domu, gdyby nam zabrakło czasu to skracamy i wracamy z Jastrzębiej Góry przez Mechowo, Darżlubie do Wejherowa.

Wszyscy zaakceptowali tę moją propozycję. Marek w końcu zakończył łączenie łańcucha i ruszyliśmy do Jastrzębiej Góry . Jednocześnie zaproponował mi, że skoro skróciliśmy trasę to zaliczmy przynajmniej klif, przy którym zrobimy parę fotek. Bez namysłu odpowiedziałem mu, że koniecznie tam jedziemy i dojechaliśmy. Widoki oszałamiające. To jest nagroda dla nas za nasze pokonane trudy. Natychmiast wszyscy powyciągali aparaty, a migawki zaczęły strzelać jak na jakiejś konferencji prasowej. Na klifie było dość zimno i wiał mocny wiatr, niektórzy ubierali na siebie co mieli.

Jest godzina 16:00 a do Wejherowa chyba ok. 40 km, czyli wrócimy już w kompletnych ciemnościach. Nie przeszkadza nam to, ważne, że wszyscy byli szczęśliwi z takiego rajdu a widać to było po uśmiechniętych twarzach.

Wracamy do miasta do jakiegoś sklepu, aby uzupełnić zapasy. Zapowiedziałem, że przez 40 km nie będzie żadnego sklepu, bo jedziemy polnymi drogami i lasami. A więc w drogę, wjeżdżamy na ścieżkę rowerową przez las w kierunku Mechowa a po drodze spotykaliśmy grzybiarzy, którzy jeszcze próbowali coś znaleźć.

Tempo było umiarkowane wprawdzie tworzyła się czołowa grupka, która to prowadziła, peleton był dość mocno rozciągnięty, ale co jakiś czas zatrzymywaliśmy się, aby dołączyła reszta uczestników.

Dojechaliśmy do Mechowa. „Satan” zapowiedział, że on i jeszcze parę innych chętnych chcieli zobaczyć Groty Mechowskie i będzie nas gonić. OK.

Przekazałem mu nasz azymut i pojechaliśmy w kierunku Darżlubie a tam na asfaltówkę zupełnie pustą od blachosmrodów. Na skrzyżowaniu poczekaliśmy na resztę grupy, która w dość szybkim tempie dołączyła do nas.

Ruszyliśmy już było zupełnie ciemno a więc wszystkie lampki się pozapalały. Niesamowita droga pełna zakrętów i dość szeroka.

Zupełna cisza, kompletna ciemność tylko było widać jak peleton był rozciągnięty po migających czerwonych lampkach i przednich halogenach. Dobiegały tylko odgłosy szczelających żołędzi pod naszymi kołami. W Darżlubiu zresetowałem jedną z dwóch pamięci mego licznika, aby zmierzyć tę trasę leśną… .W Wejherowie odczytałem ją i wynosiła 19 km. Szosa w kompletnych ciemnościach coś niesamowitego!!! Dojechaliśmy do dworca w Wejherowie, bilety i za parę minut byliśmy już w pociągu.

Kasia szukała chętnego, aby wysiąść w Sopocie i dojechać jeszcze na Zaspę na kołach (widocznie dla niej była za krótka trasa)…..spojrzała na mnie…… no dobra to jadę z Tobą a jeszcze do nas dołączył „Flash” więc pożegnaliśmy wszystkich w Kamiennym Potoku i wysiedliśmy. Tomek prowadził, tempo było ok. 25 km/h jak stwierdziła Kasia. A zimno było, więc mocniej nacisnęliśmy na pedały.

Piękna jazda brzegiem morza, wiatr mieliśmy w plecy. Na Zaspie pożegnaliśmy Tomka i ja poprowadziłem w kierunku „Lotni” i tam pożegnałem się z Kasią. To była godz. 20:00, czyli 12 godzin na kołach, bylibyśmy dużo wcześniej, gdyby nie te awarie.

Muszę stwierdzić, od 3 lat jak prowadzę rajdy nie miałem tylu awarii. Pokrzyżowały nam one kompletnie nasz plan, ale na pewno tam wrócimy w przyszłym roku jak dnie będą długie.

Moje refleksje:

Trochę było podjazdów, trochę piachów, trochę korzeni, czyli całkiem sympatyczna droga….taką lubię a asfaltów prawie wcale nie było i to jest to!!!

ELENA! Brakowało nam Ciebie…..nie miałem kogo pilnować, aby mnie nie wyprzedzano 🙂 wracaj na trasę!!!

Na przyszłość nie powinny mieć miejsca takie sytuacje, aby jechać bez przerzutki po zróżnicowanym terenie. Łańcuch może każdemu się urwać, taką usterkę usuwa się dość szybko, ale nie rozumie dlaczego nie używa się zapinek do łańcucha?

Na zakończenie jak zwykle wszystkim serdecznie dziękuję za przemiłe towarzystwo, no i tu muszę również podziękować naszym dziewczynom, które jak zwykle były wspaniałe i dobrze przygotowane kondycyjnie.

I jeszcze jedno nie było w tej ekipie „zamulaczy” wszyscy jechali razem, tym razem naprawdę wszyscy dobrali się idealnie jeżeli chodzi o kondycję.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Foto: Tomek&Mieczysław&Sławek

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Wejherowo

m=Jastrzębia Góra

m=Mechowo

m=Darżlubie

szlak=zielony

obszar=kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd do Sulęczyna 2006 r

Długo zastanawiałem się, w którym regionie naszego województwa wybrać trasę na wyprawę dwudniową. Druga sprawa to znalezienie noclegu w okresie sezonu nie jest takie łatwe. Po dość długich poszukiwaniach udało mi się znaleźć wolną agroturystykę w Sulęczynie. Zamieszkamy w „Domku Przy Jałowcach”. Start nastąpił 19 sierpnia 2006r. Chęć udziału w naszym wypadzie rowerowym zgłosiło 14 osób. Z tym, że mieliśmy jechać w 11 osób a reszta miała przybyć na miejsce przeznaczenia indywidualnie. Pogoda nie była najlepsza, ponieważ niebo było dość mocno zachmurzone a przed wyruszeniem na trasę otrzymałem wiadomość, że w Gdyni pada deszcz.

Tak sobie pomyślałem nie najlepiej się zapowiada, ale trudno najwyżej zmokniemy, musimy jechać 🙂 Ruszyliśmy przez szlak zwiniętych torów i poligon do Otomina.  Jedna z naszych koleżanek nie była najlepiej przygotowana kondycyjnie, więc byłem zmuszony zaproponować jej o wycofanie się z dalszej jazdy, ponieważ na krótkim odcinku musieliśmy czekać na nią i na zamykającego. Nie możemy jeździć poniżej 20 km/h a tutaj tak się zapowiadało, wówczas dojechalibyśmy do Sulęczyna dopiero na noc. Bardzo mi przykro, ale to przestroga dla innych. W Otominie wsiadamy na szlak niebieski i jedziemy do Żukowa, a stamtąd jedziemy szosą do Borowa, w którym to jest zjazd na niebieski szlak. Za Kartuzami w pobliżu Rezerwatu „Zamkowa Góra” zgubiliśmy drogę i nie mogliśmy odnaleźć szlaku czerwonego. Trzeba było przebijać się przez chaszcze, czyli przez pościnane gałęzie drzew sięgające niekiedy dosłownie do kolan. Trudno było utrzymać równowagę na nogach, a na dodatek należało ciągnąć za sobą rower.

W końcu straciliśmy dużo czasu zanim odnaleźliśmy jakąś przyzwoitą drogę. I tak dojechaliśmy do Chmielna. Z Chmielna skierowaliśmy się w kierunku miejscowości Lampa, Sznurki, Przewóz, Zgorzałe i Stężyca. Ze Stężycy ruszyliśmy w kierunku Gapowo, Betlejem i Węsiory. W Węsiorach chcieliśmy odwiedzić „Kamienne Kręgi”, ale w tym dniu chyba nie było nam to pisane, ponieważ „przelecieliśmy” je z szybkością odrzutowca i zanim zorientowaliśmy się to już nie chciało nam się wracać parę kilometrów, ale to nic straconego w drodze powrotnej na pewno tam zawitamy. Z Węsior do Sulęczyna pozostało nam tylko ok. 6 km, więc gnamy już szosą do naszego celu. W Sulęczynie szukamy sklepu, aby zaopatrzyć się w kiełbaskę, chleb i picie. Czeka nas zapowiedziane przez organizatora ognisko 🙂 Jest sklep, więc zaopatrujemy się w artykuły żywnościowe i jedziemy na miejsce przeznaczenia.

UFF!!! Nareszcie, a na miejscu już czekają 3 osoby. Krótkie przywitanie a u progu domu wita nas gospodyni i proponuje schowanie sprzętu do garażu. Jest chyba godz. 17:00, więc mamy dużo czasu do rozpalenia ogniska. Część poszła nad jezioro, aby wykąpać się a reszta została i brała prysznic już na miejscu. Jak już zaczęło się ściemniać to rozpoczęliśmy rozpalać ognisko. Ognisko było wspaniałe i kiełbaski bardzo smakowały, trwało ono do późnych godzin nocnych. Rano pobudka godz. 10:00, bo za moment gospodyni miała przynieść śniadanie. Jajecznica na boczku….coś wspaniałego, kawa lub herbata, co kto wolał. Po śniadaniu mieliśmy wyruszyć w drogę powrotną, ale trochę się rozpadało, więc odczekaliśmy i z pół godzinnym opóźnieniem wyruszyliśmy a po drodze jeszcze odwiedziliśmy jezioro, gdzie zrobiliśmy parę fotek……następnie start w kierunku Węsior, gdzie zahaczyliśmy o kurhany, do których nie dojechaliśmy dnia poprzedniego.

Naładowani energią 🙂 ruszyliśmy w kierunku Chmielna przez Niesiołowice, Czysta Woda, Żuromino, Borzestowska Huta i Chmielno. Dalej w kierunku Kartuz, ale Kartuzy ominęliśmy bokiem. W końcu dojechaliśmy do wsi Przyjaźń i tu w zasadzie zakończyła się nasza wyprawa, ponieważ większość skierowała się do Gdyni a reszta, czyli 5 osób pojechała razem ze mną niebieskim szlakiem do Otomina. W Otominie ta piątka znowu się podzieliła, dwie osoby odjechały, ponieważ bliżej mieli do domu.

No i zostałem z Adamem i jego partnerką (przepraszam, ale nie zapamiętałem imienia). Ruszyliśmy w kierunku ul Kartuskiej i tam znowu rozdzieliliśmy się ja skierowałem się w kierunku szlaku zielonego a Adam z koleżanką pojechali główną drogą do Gdańska. Więc ruszyłem do lasu już solo, aby wjechać na szlak zielony, znam tę drogę na pamięć, także w mgnieniu błyskawicy znalazłem się już na szlaku A tam to już „leciałem jak burza” po tych wszystkich zakrętach leśnych, śpieszyło mi się trochę do domu. Bardzo szybko znalazłem się w Matemblewie i dalej na Zaspę. W domu byłem o godz.19:00, i tak, więc zakończyła się nasza wspólna wyprawa dwudniowa. Czy było fajnie nie mnie to oceniać, pozostawiam to uczestnikom, ale mogę a właściwie muszę podziękować wszystkim bikerkom i bikerom za mile spędzony czas.

Nasze dziewczyny spisały się dzielnie na trasie pomimo czasami bardzo ciężkich przeżytych chwil z nami zwłaszcza na tym odcinku rezerwatu „Zamkowa Góra”, tam rzeczywiście było nawet powiedziałbym bardzo ciężko a one szły jak czołg 🙂 po tych gałęziach ciągnąc za sobą swoje maszyny. Po za tym muszę podziękować naszej koleżance Agnieszce, że zechciała nam towarzyszyć przy ognisku. Specjalnie przyjechała z Gdyni autobusem…..ale poświęcenie, co? Było nam miło gościć w naszych bikerskim towarzystwie……myślę, że się nie nudziłaś w tak dobranymi wspaniałym rowerowym gronie.

Refleksje:

Doskonale był przygotowany sprzęt, bo przejechaliśmy w sumie 180 km i ani jednej awarii.

Druga sprawa to kondycja w zasadzie u wszystkich była dobra.

Może rzeczywiście czasami za szybko „lecieliśmy”, ale w następnym dniu jak zauważyłem było dobrze, nikt daleko nie zostawał.

No i najważniejsze to właściwie pogoda była super, bo nawet pokazało się słoneczko w drodze powrotnej a myślałem, że będzie gorzej.

Do końca dojechaliśmy wszyscy cali i szczęśliwi nikt nie nocował w lesie 😀

Nie ukrywam, że odczułem trudy tego wyjazdu, czasami był dość uciążliwy….nie mogę mieć do nikogo pretensji, ponieważ sam tę trasę dobierałem.

Dość dużo było podjazdów i to w większości po ciężkim terenie jak piasek, korzenie itp.

No cóż takie jest życie bikera 🙂

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Foto: Mieczysław&Andrzej

asfalt=normalnie

dystans=200

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

m=Otomin

m=Żukowo

m=Kartuzy

m=Chmielno

m=Stężyca

m=Węsiory

m=Sulęczyno

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , , , | Leave a comment

Rajd do Borowa 2006r

IMG_6312.jpg.phpUdało się zebrać w tym upale 6 osób i ruszyliśmy w kierunku Kartuz szlakiem niebieskim, trasa miała być krótka, atrakcyjna, ale ciężka.

Borowo 2006rIMG_6314.jpg.php

Rajdu nie ogłaszałem, ponieważ chcieliśmy zrobić wycieczkę w gronie kameralnym, i to taką wycieczkę, której nigdy nie robiłem, czyli krótko mówiąc wycieczka z wieloma atrakcjami sportowymi ale o tym się dowiecie nieco później.  Naszym celem było dotarcie do jeziora Karlikowskiego w Borowie. W tym wielkim skwarze (temp. 28stopni nie jest tak uciążliwe jak się jedzie lasem) bocznymi drogami dojechaliśmy do upragnionego jeziora. Za godzinę pływania kajakiem biorą 5zł, więc bez namysłu wykupiliśmy bilet no i była wielka frajda nad wodą. Trzy osoby zgłosiły chęć popływania kajakiem.

Jedni pływali drudzy pływali kajakiem a Intel wymyślił nową dyscyplinę sportową „kolarz podwodny” czyli na pełnej szybkości wjeżdżał do jeziora swoim bikiem. To była chyba najciekawsza dyscyplina, bo nawet znalazła się publiczność, która była mocno ubawiona. Na zdjęciach widać, że rower na głębokiej wodzie nie tonie jedynie się wywraca do góry, kołami. Przed takim wjazdem matki zabierały swoje pociechy na bok, aby nie stworzyło się jakiegoś niebezpieczeństwa dla ich maluchów, tłumacząc, iż za moment będzie jechał „wodny kolarz”. Jednym słowem była fajna zabawa. ( te wszystkie wjazdy wodne są ujęte na fotkach).  Kajak był wypożyczony na godzinę, więc każdy z tej trójki mógł trochę powiosłować. Na dłużej nie mogliśmy wypożyczyć kajaku, po mieliśmy jeszcze przed sobą kawałek drogi, więc należało powoli się zbierać i wracać na trasęIMG_6318.jpg.php

Następna konkurencja to była spinaczka z rowerem na plecach, ale o tym to później. Fajnie było tylko nie wiedzieliśmy, jaka atrakcja jeszcze na nas czekała.

Wsiedliśmy w Żukowie na szlak niebieski i tak sobie jadąc trafiliśmy na szlak, wzdłuż Raduni. W zeszłym roku już raz szliśmy tą fatalną drogą tam właściwie nawet nie widać tej dróżki tylko od czasu do czasu znaki na drzewach i stąd też wiedzieliśmy, iż idziemy a raczej pełzniemy właściwą trasą, a teraz po raz drugi władowałem się na ten sam szlak. Temperatura, wysokie zwalone drzewa, przez które trzeba było przenosić rowery na plecach no i ten duży spad do do rzeki Radunia.

Trudno było się utrzymać na nogach a w dodatku rower pod pachą. Tak szliśmy chyba ok. 1 km i nie był to koniec, więc zaproponowałem skręcić w lewo pod kątem 90 stopni w górę, a tam jest jakaś ścieżka. <br> Wszyscy się zgodzili. O wniesieniu roweru do góry nie było możliwe a jedynie należało go wciągać po ziemi. Buty ciągle zsuwały się w dół, więc należało szybko łapać się jakieś gałęzi, bo w przeciwnym przypadku czekała kąpiel przymusowa w rzece.IMG_6323.jpg.php

Dość długo wciągaliśmy siebie i rowery, aż nareszcie koniec i tu wszyscy myśleli o odpoczynku, ale niestety ruszyliśmy dalej, bo komary by nas zjadły (potworna ilość). Była dróżka mocno zapiaszczona, więc ponownie prowadzimy rowery i byliśmy szczęśliwi, że skończyły się takie ostre wzniesienia.

I tak dobrnęliśmy do szosy, która prowadziła do Żukowa a stamtąd bocznymi drogami do Otomina. W Otominie pożegnaliśmy się, ponieważ 3 osoby mieszkają w pobliżu. Intel ze względu na pilne sprawy rodzinne musiał wracać do domu szosą. Ja wracałem do Wrzeszcza z naszą Asią (Jesion). Rajd według mnie był mocno wymagający w każdym bądź razie nie dla pierwszoklasistów. Zespół ludzi był wspaniale dobrany, wszyscyIMG_6330.jpg.php z dobrą kondycją. Jedyną osobą, o której myslałem, że jest słabsza kondycyjnie to właśnie byłem ja jako prowadzący ten rajd. Jestem po 6 tygodniowej przerwie chorobowej, więc miałem pewne obawy czy sobie poradzę na tak ciężkim terenie i w dodatku w takim upale. Już w połowie rajdu wiedziałem, że jest wszystko OK. Ktoś kiedyś powiedział jak ktoś miał kondycję to ją tak szybko nie traci a 6 tygodni to nie jest duża odległość czasu….i miał rację, czułem się wspaniale a sił mi nie ubywało. Rajd trwał 8 godzin na świeżym powietrzu, ilości km nie podaję, ponieważ to dla mnie to nie ma większego znaczenia ile przejedziemy. Nie po to jedziemy, aby nabijać kilometry….już mnie przestało to bawić.

W tym momencie chciałem wszystkim biorącym udział podziękować, oraz za wzorowe przygotowanie sprzętu, ani jednej awarii.

tekst: Mieczysław Butkiewicz

foto: CANON A60

asfalt=sporo

dystans=50

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Żukowo

m=Borowo

szlak=niebieski

obszar=kaszuby

atrakcje=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Hel-3_Sopot

IMG_13018 maja 2005r odbył się wielki rajd  Hel. Z Wrzeszcza pociągiem wyjechaliśmy o godz. 8.07. Spotkanie miało i odbyło się w Redzie. 15 uczestników to liczba chętnych na podbój Helu w tym trzy dziewczyny, co mnie i nie tylko mnie zaskoczyło. Uważałem, że na takie odległości dziewczęta nie jeżdżą….wiedziałem tylko o Asi, która miała wielką ochotę zwiedzić Hel. Jak się okazało nie była ona jedyną. Przybyła jeszcze jedna (również Asia) i Iwona. Ruszyliśmy….. jechaliśmy cały czas tempem 24-25km/godz.Pogoda była wymarzona, niech żałują ci, co nie zaufali mojej prognozie, wiatru prawie nie było wcale, słoneczko świeciło także trudno było o lepszą pogodę….. gorzej było w drodze powrotnej, jeżeli chodzi oczywiście o wiatr. Przed Władysławowem wyprzedziły nas dwa samochody pozdrawiając nas, były to dwa naładowane samochody sprzętem do schodzenia przez płetwonurków pod wodę.IMG_4295

W Jastarni skręciliśmy do zbiornika portowego, gdzie spotkaliśmy starych znajomych właśnie tych samych podwodniaków. Oczywiście przed wyjazdem z Gdańska otrzymałem zaproszenie od mego syna Andrzeja, na odwiedzenie ich bazy, z czego oczywiście skorzystaliśmy celem nawiązania bliższych kontaktów z nimi. Wprawdzie nie widzieliśmy ich jak schodzą pod wodę, ponieważ czekali na przypłynięcie kutra, który zabierał ich na morze. Więc zrobiliśmy parę fotek pamiątkowych i w drogę na Hel.  I nareszcie wielki Hel….była to godz. 13.00.IMG_4297

Ustaliliśmy, że każdy indywidualnie zwiedza to miasto a na godz. 14.00 spotykamy się przy muzeum na molo. Potworzyły się małe grupki i zniknęły mi z pola widzenia. Ze mną zostali tylko dwaj koledzy, którzy jak widać nie mieli wielkiej ochoty na zwiedzanie. Ja szukałem uparcie jakieś smażalni ryb….byłem głodny. Usiedliśmy w małym barku na świeżym powietrzu, rybka smakowała i zupka również….gadu gadu i już godz. 14.00, a więc jedziemy na nasze umówione miejsce spotkania. <br><br> Grupa była już prawie w całości….za chwilę dołączył Tomek…i w drogę!dsc06326

Nasza średnia trochę się obniżyła z powodu czołowego wiatru przez 35km. I tu dawaliśmy sobie zmiany na prowadzeniu ja często siadałem na kółko prowadzącemu. Przed Włądysławowem wyprzedzili nas nasi wodniacy machając nam ręką na pożegnanie, wówczas pomyślałem sobie, że dobrze wam machać rękoma a my musimy machać, ale nogami i to pod ten cholerny wiatr haha. <br><br> Wiedzieliśmy, że wjeżdzjąc do Władysławowa skręcimy o 90 stopni w lewo, to wówczas wiatr będziemy mieli boczny i tak było. Nastąpiła ulga….wiatr z boku a czasami z tylu, także znowu tempo wzrosło. I tak jechaliśmy aż dojechaliśmy do Chyloni. Tu nastąpiło rozdzielenie grupy, cześć pojechała rowerami do Gdańska a ja z kolegą Robertem wsiedliśmy do kolejki. Nie ukrywam, że miałem ochotę jechać rowerem do domu, ale miałem pewne obawy czy dojadę, ponieważ była jedna próba skurczu mięśni, więc wolałem nie ryzykować. Do kolejki dojechałem bez problemu.

Ilość przejechanych kilometrów:

Tomek 182km

Plucho 188km

Asia 172km

Mietek 150km

Robert 150km

Średnia z całej trasy wynosi ok. 22km/godz

Te różnice wynikają z tego, że część nie skorzystała z pociągu.

Tekst: Mieczysław Butkiewicz

Foto: Mietek&Tomek

Zdjęcia wykonano aparatem CANON A60

asfalt=max

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Sopot

m=Reda

m=Władysławowo

m=Hel

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajd do Przywidza 2006r

12.jpg.php1 październik….nowy miesiąc i nowy rajd, tym razem do Przywidza. Na spotkanie przyjechało 19 osób w tym trzy koleżanki: Asia, Kasia i Gosia. Przed wystartowaniem otrzymałem dwa telefony: pierwszy od Gosi, że się spóźni 20 minut, drugi od Arka z Redy……ta sama sytuacja, więc poprosiłem Tomka Flash’a, aby poczekał na nich przed dworcem PKP….zgodził się. Wiedziałem, że nas na pewno dogonią. A więc wystartowaliśmy przez szlak zwiniętych torów, następnie przez poligon, gdzie nasz kolega Maciek miał pecha…..zerwał się się łańcuch, także przymusowa przerwa, która notabene nie trwała zbyt długo, a więc nie najlepiej się zaczęło. I w tym miejscu Tomka grupka nas dogoniła, także już byliśmy w komplecie.13.jpg.php

Jedziemy dalej do Otomina a tam miał przybyć i czekać na nas Tomek-Pruszcz. Najpierw krótka asfaltów ka a później wjeżdżamy do lasu na szlak zielony a później na niebieski i gnamy do przodu…..dojechaliśmy, ale tam na nas nikt oczywiście  nie czekał…..Tomek nie przyjechał widocznie coś mu wypadło……Tomek żałuj, było super:-D W Otominie poznaliśmy nowego kolegę Pawła, który dołączył się do nas. Mieszka on w  Kolbudach, więc poprosiłem go o wsparcie nawigacyjne na co on wyraził zgodę. Szlak zielony, którym mieliśmy jechać Paweł stwierdził, iż nie jest on lajtowy, tędy często jeździ i zna go jak własną kieszeń. No cóż musimy jechać, już nie raz musieliśmy przejeżdżać po krzakach, gałęziach usłanych na dróżkach po wycinkach drzew i jakoś poradziliśmy to myślę, że i z tym sobie poradzimy.

Rzeczywiście trasa czasami jest makabryczna, również na drodze dużo odciętych gałęzi, koleiny na pół metra głębokie,  w takiej koleinie  ledwo się jechało na szczęście dużo ich nie było, po za tym jazda po dróżce zarośniętą wysoką trawą. W każdym bądź razie szlak rzeczywiście nie był łatwy, ale wszyscy sobie poradzili i nie było maruderów. W końcu dojechaliśmy do Przywidza i skierowaliśmy się prosto na molo nad jeziorem, gdzie czekał na nas nasz stary znajomy Wiesiek na swej kolarzówce, a więc przywitanie parę ciepłych słów i zasłużony odpoczynek. Wszyscy porozkładali się jak kto mógł i czekali oczywiście na zawody, gdzie nasz dyplomowany rowero-nurek „Intel” miał zademonstrować swe umiejętności, ale tym razem skoków nie było, ponieważ stwierdził, że nie był przygotowany do nurkowania z tak wysokiego pomostu. W zamian za to przygotował nową dyscyplinę a mianowicie „wjazd do jeziora”, czyli polegało to na tym, że miał jak najdalej dojechać po dnie jeziora.28.jpg.php

Kibiców miał dużo, więc doping był coraz głośniejszy. Takich wjazdów miał kilka i w końcu zawody się zakończyły.
Za zdobycie pierwszego miejsca otrzymał uśmiech od naszej przemiłej bikerki  „Eleny”.Drugiego miejsca nie było, bo koledzy oddali walkę walkowerem już nie będę wymieniał kto :-D. Było ciepło i wesoło, ale czas wracać na trasę w kierunku naszych domów a więc wracamy czarnym szlakiem. Przedtem zahaczyliśmy o jakieś sklepiki celem uzupełnienia zapasów. W Przywidzu po raz drugi Maćkowi zerwał się łańcuch…..chyba ma za dużo pary w nogach:-D, znam takiego co rwał łańcuchy a szkoda że on dziś nie dojechał do nas a może właśnie zerwał łańcuch w drodze do naszej ekipy:-D31.jpg.php

Ruszyliśmy…..trochę asfaltu i wjechaliśmy do lasu. W momencie jak wjechaliśmy na czarny szlak to tak jakbyśmy jechali po autostradzie, fantastyczna droga.
Żadnych wybojów, równa szutrowa dość szeroka droga. Tempo było nie złe także dość szybko dotarliśmy do Otomina, gdzie nawet nie zatrzymywaliśmy się. No właśnie i tu ponowna awaria i znowu Mackowi przydarzyła się następna awaria….złapał gumę. Maciek miałeś dziś widocznie zły dzień:-D…..to się zdarza.

Ten odcinek drogi przebyliśmy w szybkim tempie dojechaliśmy do hipermarketu Auchan, gdzie skręciliśmy za nim na szlak zielony, który doprowadził nas do Matemblewa, gdzie pożegnaliśmy Michała
z jego synem a my pojechaliśmy tym razem szlakiem żółtym dalej.
Następnie przejechaliśmy Potokową dojeżdżając do Wrzeszcza i tu następni odłączyli.
We Wrzeszczu byliśmy o  godz 18:00
Trasa trochę się wydłużyła bo na liczniku odczytałem 90km.
Cały czas duktami leśnymi, drogami szutrowymi no i trochę łąkami z wysoką trawą.

Refleksje:
Miało być lajtowo i moim zdaniem tak też było, chociaż słyszałem inne odgłosy na ten temat.
Pogoda była na medal, ciepło i bez deszczu.
Naszym dziewczynom gratulujemy wytrzymałości na trasie….byłyście wspaniałe !!!
Przy okazji chciałem podziękować wszystkim kolegom, że zechcieli zaszczycić nasze GER’owskie szeregi.
I na koniec podziękowania dla Pawła, który tak wspaniale nawigował….mam nadzieję, że nie ostatni:)
tekst: Mieczysław Butkiewicz
foto: Tomek&Mieczysław

asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=niska
profil=normalny
trud=niski
m=Otomin
m=Kolbudy
m=Przywidz
szlak=czarny
obszar=kaszuby
atrakcja=jezioro
typ=rowerowy
Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »