Bożepole – Wejherowo – Gdańsk

IMG_1722Rajd z założenia miał być męczący, więc na starcie zgodnie z przewidywaniami pojawili się entuzjaści maratonów. Była Aga, Robin, Qazi, wza oraz scoot. W SKM którą mieliśmy udać się do Bożegopola Wielkiego spotkaliśmy Kasię, która miała na dzisiejszy dzień nieco inne, chociaż równie ambitne plany co my (ciekawe ile km w końcu zrobili bo wstępne założenia oscylowały wokół cyfry 2 na początku liczby…. 🙂 )IMG_1733

Siedzieliśmy wesoło w ostatnim przedziale SKM, nawet kanarom udzielił się nasz humor, gdyż stwierdzili że od czasu gdy przewóz rowerów jest za darmo to ludzie jeżdżą na wycieczki rowerowe pociągami. Na to Qazi wypalił, że przez to nie mają  chyba na kim zarabiać 😉 Było wesoło. Chwilę później zauważyliśmy na przystanku kolorowo ubranego gościa z rowerem i do naszego przedziału wszedł Mudia! Jednak on również nie chciał z nami jechać 🙁 Stwierdził, że „na wasze ściganie to ja nie jadę i wolę robić zdjęcia”. W końcu dogadał się z Kasią i wspólnie (wraz z czekającym chyba gdzieś dalej Flashem) pojechali w stronę Stilo. Może jakaś relacja będzie? 🙂

Wysiedliśmy w Bożympolu kierując się z miejsca na szlak. Robin oczywiście narzucił tempo, chociaż przed startem został przekupiony dwoma bananami aby tego nie robił! Oczywiście przez całą drogę żalił nam się, jaką to on ma słabą kondycję, bo 3 tygodnie nie jeździł na rowerze. Start – i Robin znika 🙂 Publicznie wyraziłem swą niechęć do takiej postawy, bo nie dość, że facet przyjeżdża nieprzygotowany kondycyjnie na rajd, to znika na samym początku 🙂
Po kilku kilometrach udało nam się utrzymywać w zasięgu wzroku plecy Robina i tak też pokonaliśmy jakiś-tam dystans (kto by to liczył gdy pot zalewa oczy). Musiało upłynąć chyba około kilku kilometrów gdy rozgrzany organizm zaczął „wchodzić w tempo”,  „noga zaczęła podawać” i od tego momentu życie stało się piękniejsze. Zacząłem dostrzegać uroki szlaku, którym się poruszaliśmy. Naprawdę było na co popatrzeć! Jechaliśmy często w cieniu co przy całkowicie bezchmurnym niebie było wybawieniem. Nie jechaliśmy jednak lasem, o nie. Dookoła nas co chwilę wypełzały niesamowite widoki na bezkresne pola i soczystą zieleń. Droga była szeroka, w miarę twarda co umożliwiało utrzymywanie dobrej prędkości. Zaczęły pojawiać się podjazdy, niezbyt ostre, ale długie i treningowo-poprawne 🙂 Po podjeździe – zjazd! Cóż to za radość pędzić „ile fabryka dała” krętymi szutrowymi drogami, pośród przytłaczającej wręcz przestrzeni pól, lasów, krzaków i wszystkiego czego człowiek po zimie jest spragniony.IMG_1745

Grupa była kondycyjnie dopasowana, miejmy nadzieję, że Robin nie męczył się zbyt bardzo będąc ciągle na przodzie. Nie robiliśmy przystanków, nie czekaliśmy na nikogo. Jesli ktoś został czy to z powodu piachu, czy robienia zdjęcia, to doganiał nas błyskawicznie. Jechało się genialnie.

Szlak nie jest zbyt dobrze oznakowany i to chyba jedyny jego mankament. W ogóle to nastąpiło nieporozumienie bo mieliśmy z Bożegopola jechać do Wejherowa, a dojechaliśmy aż pod Lębork 🙂 Poruszaliśmy się cały czas szlakiem oznaczonym dla rowerzystów (a nie pieszym). Ale kto by na to zważał? Mieliśmy przed sobą cały dzień więc cieszyliśmy się każdym kilometrem.

Po drodze było sporo przystanków na robienie zdjęć. Zwłaszcza, że okoliczności dopisywały. Pierwsze fajne miejsce to mały wiadukt pod którym przejechaliśmy. Cyknęliśmy fotkę całej ekipy, a Qazi aby dodać chyba dramatyzmu wspiął się nawet na górę 🙂 Jakiś czas później natrafiliśmy na solidny, duży, kamienny most. Wyrósł nam nagle z lasu… naprawdę jest nieźle zamaskowany. Pod mostem kilku wspinaczy oddawało się swojej pasji. Zobaczcie zdjęcia, zwłaszcza kobiety-pająka. Robi wrażenie! Dowiedzieliśmy się od niej, że most został wybudowany prawie 100 lat temu! Na pewno jeszcze tam wrócimy.IMG_1755

Nasz następny przystanek to Wejherowo. Okazało się, że będzie na nas czekać Świr. Nie chcieliśmy aby siedział tam sam, bo smutno mu zapewne było, więc uderzylismy szosą z Lęborka do Wejherowa. 30 km męczarni… ale właściwie nie było tak tragicznie. Zrobiliśmy tramwaj i nawet były jakieś zmiany. W pewnym momencie wyprzedził nas skuter więc prowadzący Robin krzyknął „on nas pociągnie” i nacisnął w pedały. Nie podzielałem jego entuzjazmu, reszta grupy chyba też nie, więc kontynuowaliśmy jazdę swoim tempem. Później Robin opowiadał, że jak zaczął gościa wyprzedzać to ten zapytał „ile ma jechać” – „trzymaj jakoś do 45 km/h” – usłyszał. Faaajnieeee 🙂

Dojechaliśmy do Wejherowa gdzie nudził się Świr. Zrobiliśmy dłuższy przystanek na rynku skąd udaliśmy się według świrowego GPS’a lasami do Gdyni. Droga była mieszanką czerwonego i czarnego szlaku… dostałem nieźle w kość i przed Gdynią zaliczyłem kryzys. Na szczęście chwilowy. Na Karwinach Świr zarządził aby zaliczyć pewien podjazd (zdjęcia) co też należało uczynić. W tym miejscu pożegnaliśmy się. Świru z Agą wrócili do domu, Robin pojechał żółtym szlakiem, a Qazi, wza i ja ruszyliśmy w dół Sopockiej kierując się na deptak. Dość szybko (po płaskim) dojechaliśmy do Wrzeszcza gdzie odbiłem w stronę Słowackiego mobilizując psychikę do pokonania ostatnich 10 km pod górę. Było już po 20, słońce zachodziło… Na liczniku powinienem mieć ok. 130-140 km, ale nie wiem bo wyłączył mi się gdzieś w połowie trasy. Rajd uważam za fantastyczny! Pogoda, towarzystwo i szlak – wszystko było genialne. Koniecznie musimy tam wrócić.

Autor: scoot

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Lębork

m=Wejherowo

m=Gdynia

szlak=czerwony

szlak=czarny

obszar=kaszuby

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Weekend na mazurach

IMGP7410

mapa

 

Wyjeżdżając na rodzinny weekend do Giżycka nie mogłem zapomnieć o rowerze. Niedzielny ranek zapowiadał się dość zachęcająco. Temperatura w okolicach 3 stopni, brak śniegu oraz niewielki wiatr umożliwiały zrobienie 2-godzinnego treningu po okolicznych szosach.

Do lasu nie wjeżdzałem, gdyż tereny otaczające Giżycko nie należą do zbyt atrakcyjnych dla kolarza górskiego. Poza tym zimą raczej staram się odpoczywać i nie wchodzić w zbyt wysokie przedziały tętna. Ruszyłem z Wilkas dookoła jeziora Niegocin. Szosa praktycznie pusta, niestety miejscami lekko oblodzona. Jezioro solidnie skute lodem o nieznanej grubości.

Cała trasa zamknęła się w 35 km i przebiegała bardzo spokojnie. Co ciekawe w drodze powrotnej jadąc dokładnie obok jeziora zobaczyłem sporą grupkę ludzi ślizgających się po lodzie na deskach windsurfingowych! Niedaleko można było również zobaczyć kilka osób łowiących ryby w przeręblu. Załączam kilka zdjęć i pozdrawiam z Mazur wszystkich którzy pomimo niskiej temperatury nie boją się wyjść na rower 🙂

Andrzej: scoot

asfalt=max

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Wilkasy,

m=Giżycko

obszar=mazury

atrakcja=jezioro

typrowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , | Leave a comment

Klifami do Gdańska

IMG_2530Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu leżał jeszcze śnieg, Scoot stwierdził ze upału nie ma ale pogoda znów dopisała. Na miejscu spotkania nie spodziewałem się tłumów, i zgodnie z moimi przypuszczeniami czekał na nas tylko Wojtek z Sopot Killersów, w sumie na klify skierowaliśmy się w 3 osobowym składzie.IMG_2537

Dostałem info od kilku osób ze są przeziębieni, mają gorączkę, i że bardzo by chcieli nam towarzyszyć ale jak na złość choróbsko dopadło. Dziwna epidemia, prawdopodobnie miała związek z leżącym śniegiem na dworze 😉 Ruszyliśmy polansować się bulwarem, a z Orłowa boczną drogą pojechaliśmy do Gdynii gdzie wspięliśmy się na klif. Zjazdy sprawiły nam dużo radości, śliskie liście sprawiały że zjeżdżało się na krechę bez żadnych możliwości sterowania. Podejścia były jeszcze trudniejsze, ponieważ ślizgaliśmy się po nasiąkniętej wodą ziemi.

Rower drugi raz (pierwszym razem była Trans Carpatia) sprawdził się jako czekan, pomagając mi w ten sposób wdrapać się na górę. Wojtkowi udało się „zdobyć” szczyt jako pierwszemu i naśmiewał się z nas robiąc przy okazji foty telefonem, kiedy to robiliśmy krok pod górę a następnie zsuwaliśmy się 2 metry w dół. Ostatecznie po paru kolejnych podjazdo/podejsciach i zjazdach znaleźliśmy się w Sopocie. Zrobiło się już chłodniej, postanowiliśmy rozgrzać się w TPK. Skierowaliśmy się w stronę Łysej Góry, dalej single trackiem do Borodzieja i następnie na Pachołek gdzie oficjalnie zakończyła się przejażdżka. Nie opisywałem szczegółowo trasy bo częśc z Was pewnie ją zna a Ci którzy nie znają niech żałują 🙂IMGP8218IMG_2550

Scoot doszedł do wniosku że dla odmiany trzeba zorganizować coś lajtowego bo następnym razem będziemy tylko we dwóch 😉 W sumie wyszło ok 60km w zimnem i mokrem

Silver

asfalt=brak

dystans=50

kondycja=niska

profil=niski

trud=niski

m=Gdynia

m=Sopot

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | Leave a comment

Polska złota jesień na Żuławach

IMG_8650Na spotkanie przybyło „siedem wspaniałych” osób, które nie obawiają się ani zimna ani deszczu, po prostu twardziele, którzy wolą świeże powietrze zamiast TV. Na nasze rajdy przyjeżdza dość często nasza koleżanka Ola ze swym partnerem Silver’em. Ruszyliśmy na podbój Żuław w okresie jesienno-zimowym. Zakładaliśmy, że pojedziemy z Sobieszewa prosto na zielony szlak, ale stało się inaczej, zmieniliśmy trasę za porozumieniem wszystkich uczestników. Najpierw pojedziemy do rezerwatu przyrody „Ptasi Raj”.IMG_8653

Dojechaliśmy do mierzei wiślanej i zrobiliśmy tam  pamiątkowe fotki. Następnie zwrot o 180stopni…… jedziemy w kierunku dwóch wieżyczek obserwacyjnych, które chcieliśmy zobaczyć.

Tym razem poprowadził nas Łukasz, który znał do nich adres…….o!, są a więc szable w dłoń i na górę.

Tam zaczęły błyskać flesze a szkoda, że nie było Flash’a, ale jak się okazało… o tym później. Jedna wieżyczka, druga i nawrót na szlak zielony, tylko jak go odnaleźć? Początkowo prowadził Łukasz, ale w końcu i on się pogubił i dalej jechaliśmy na ślepo wzdłuż morza.IMG_8656

Nie było tu żadnej ścieżki ani drogi a więc na przełaj po lesie wśród grubych leżących gałęzi, które trzeba było omijać lub przez nie przeskakiwać. Ja miałem problem, ponieważ mam dość szeroką kierownicę, która czasami nie mieściła się między drzewami. Jednym słowem jazda cyrkowa, typowo techniczna. Myślałem, że nigdy to tego szlaku nie dojedziemy. Nagle zadzwonił telefon, oczywiście dzwonił Flash, który w danej chwili znajdował się w Przegalinie……..skąd on się tam wziął to nikt tego nie wiedział. Podałem mu nasz azymut jakim jedziemy, więc miał jechać nam naprzeciw. OK – powiedział.IMG_8657

A my ciągniemy lasem i nie widać końca. Nikt o dziwo nie spotkał się z matką ziemią, ale podpórek to było bardzo dużo. W końcu dojechaliśmy do początku szlaku zielonego i tu zrobiliśmy przerwę śniadaniową. Wszyscy ostro dostaliśmy po du….w tym nieprzyjemnym terenie, chociaż usłyszałem słowa od scoota, że traska super.:) Ja nie narzekałem, bo taką lubię, ale długo ona będzie mi tkwić w pamięci.

Wypatrujemy Tomka, ale jego nie widać. Po krótkiej przerwie ruszamy w kierunku Świbna.IMG_8662

Pierwszy prowadziłem i już po kilku kilometrach zobaczyłem  z daleka jak ktoś się zaczaił za krzakami. Był to oczywiście nie kto inny jak Flash ze swym foto aparatem. Krótkie przywitanie i jedziemy dalej.

Dalej to już nic ciekawego się nie działo, szosa, szosa i szosa do samego Gdańska.IMG_8662

Generalnie rzecz biorąc to miała być krótka traska i a wyszło nam 83km.

Pogoda dopisała, tylko należało odpowiednio się ubrać.

Tempo na szosie wynosiło od 25-28km/h

Dziękuję wszystki za wzięcie udziału w naszym kolejnym rajdzie

Wspaniałe towarzystwo, wspaniała pogoda i cóż nam więcej do szczęścia potrzeba.

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=50

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=niski

m=Niestępowo

m=Olszynka

m=Sobieszewo

atrakcja=panorama

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , | 1 Comment

Rajd do Stegny na rybkę

IMG_9308Oblężenia Częstochowy tym razem nie było, a to zapewne przez niestabilną i ponurą pogodę, która przywitała nas w ten niedzielny poranek. Mimo to przybyło na spotkanie 9 wspaniałych, których nie wystraszyła aura. Pojawiło się nawet dwóch bikerów ze starej „gwardii” a byli to Bilbo i Krzem. Ten pierwszy zmienił ostatnio rowerowe zainteresowania na „innego typu” a drugi po długotrwałej chorobie wrócił nareszcie do „żywych”. I tak sobie jechaliśmy spokojnie asfaltem wspominając naszą ostatnią wizytę w Kamieniu, a Ola wróciła do wspomnień jak psy po węchu mnie goniły, ponieważ pod siodełkiem zaaplikowała mi kiełbaskę.Smile Jednym słowem przyjemnie czasami wspominać wesołe chwile jadąc po nudnym asfalcie. Ale asfalt w końcu się skończył i w Sobieszewie „wsiedliśmy” do lasu. I tu rozmowy trochy przycichły, ponieważ należało więcej uwagi poświęcić na dukty leśne, aby gdzieś się nie wpakować i nie zrobić OTB.IMG_9318

Do Świbna dojechaliśmy w dość w szybkim tempie, bo na kolektorze nieco przycisnęliśmy. Tu „Topol” pożegnał nas, musiał wracać do domu. Na drugiej stronie Wisły tj. w Mikoszewie wjechaliśmy ponownie do lasu. Nareszcie znowu w lesie wśród śpiewających ptaków, bo „śpiewy” samochodów na szosie nas nie interesują i mącą nasze umysły. Dojechaliśmy do miejsca przeze mnie obiecanego, czyli wykopaliska bursztynu.

Krótki odpoczynek. Niestety miejsce zostało zaorane o czym wcześniej nie wiedziałem, ale mimo to Ola znalazła „motykę” i rozpoczęła poszukiwania, kopała, kopała i nic. Marcin również łudził się, że zrobi swojej dziewczynie jakiś wisiorek z bursztynu. Zawiedzeni poszukiwacze ruszyli dalej. Nagle spadło parę kropli deszczu, ale na szczęście na tym sie zakończyło, więc w dobrych nastrojach dojechaliśmy w końcu do naszego celu. W Stegnie ruch jak na molo w Sopocie. Jak najszybciej coś zjeść i wynosić się stąd, hałas, krzyki dzieci jednym słowem to nie jest miejsce na odpoczynek.IMG_9321

Naładowaliśmy swoje „akumulatory” i w drogę. Wszyscy w pełni sił ruszyliśmy ponownie tą samą drogą bo innej przecież tu nie ma, chyba, że szosą.

Dojechaliśmy do Gdańska cali i zdrowi. Przynajmniej mnie się wydaje, że wycieczka niedzielna była udana. Nie było żadnych niespodzianek, ani awarii rowerów. Należałoby jeszcze dodać, iż z Witomina dołączyła do nas Alicja i Marcin. Alicja, która miała zamontowane na swym rowerze sakwy i świetnie dawała sobie radę po tym czasami nie najlżejszym terenie… gratuluję!

Wszystkim koleżankom i kolegom chciałem podziękować za wzięcie udziału w naszym rajdzie.

Na liczniku miałem 98 km

tekst: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=100

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Olszynka

m=Sobieszewo

m=Świbno

m=Stegna

szlak=zielony

atrakcja=morze

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , | Leave a comment

Rajd nadmorskim klifem

IMG_8390.jpg.phpPogodynka zapowiadała świetną pogodę, a Mietek równie świetną trasę. Tak wybuchowa mieszanka zawsze podziała na każdego rasowego rowerzystę. Przyjechało ich na start ponad dwudziestu! (konkretnie 22.)IMG_8397.jpg.php

Zbieraliśmy się po całym Trójmieście wsiadając do SKM-ki od Gdańska Głównego przez Wrzeszcz, a na Gdyni  Stoczni kończąc. Mieliśmy następnie ruszyć w kierunku Torpedowni lecz zostałem zmuszony do przeprowadzenia krótkiego instruktażu zaklejania ósmej dziury w dętce i oponie Obcego. Choć mama mówiła, aby z obcymi nie rozmwawiać to mając na uwadze dobro całej grupy poświęciłem się rzucając kilka słów typu „rusz się szybciej z tym klejeniem”. Podziałało. Ale nie na długo. Kilka kilometrów dalej rower Obcego znów zajmował zaszczytną odwróconą pozycję. Obcy uzyskał więc miano Starszego Klejącego, a nas wysłał do diabła w stronę Torpedowni. Chłopak jest wstydliwy i nie lubi jak 21 par oczu śledzi każdy jego ruch gdy na kolanach klei kolejną dętkę (i oponę!)IMG_8402.jpg.phpIMG_8409.jpg.phpPojechaliśmy. Po drodze w euforii szybkiego zjazdu (a może to był podjazd?) zgubiliśmy Mietka. Ten wykazał się jednak znajomością ponadnaturalnej sztuki teleportacji i dojechał do celu przed nami. Nie puszczajcie go na żaden maraton bo nie mamy szans! 🙂 Z Torpedowni ruszyliśmy w stronę Rewy fantastycznym szlakiem biegnącym po klifie wzdłuż plaży. Po drodze wykonaliśmy grupowe zdjęcie pod krzyżem w kształcie mieczy z wystającymi kotwicami i kołami rowerowymi (naprawdę piłem tylko zwykły izotonik)
Na klifie pokonaliśmy dwa fajne zjazdy. Niestety pomiędzy nimi zgubiliśmy Satana i Agnieszkę. Stojąc we mgle przez długie minuty snuliśmy podejrzenia co też mogło się z nimi stać. Nie pozostało nic innego jak wysłać zwiadowcę celem penetracji przebytej już części szlaku. Jednogłośnie wybraliśmy na ochotnika Flasha, który nie bez uśmiechu na twarzy wrzucił blat i wystartował. Nie wracał przez kolejne kilka  minut i nasze hipotezy odnośnie nieobecności tej trójki nabrały dodatkowych kolorów. Zjawił się sam po jakimś czasie oznajmiając, że zagubieni wyprzedzili nas i są już na deptaku w Pucku. Teleportacja po raz drugi!! Przy okazji dopowiem, że praktycznie przy każdym postoju Flash kręcił szybkie kółka dookoła całej grupy. Zwiększał tym swoją średnią i nieuchronnie zmierzał do osiągnięcia 200-tki na tym rajdzie. Czy się udało niech sam się wypowie w komentarzu 🙂IMG_8418.jpg.php

Pozostała część trasy minęła w spokoju i bez większych awarii (chociaż Obcy z Sabą cały czas jechali z nami). Ciekawy był 15 km asfaltowy zjazd od Darżlubia do Wejherowa. Wytworzyły się grupki pościgowe, a nawet rywalizacja z dziewczyną na rolkach! Jechała tak szybko, że druga część grupy na rowerach nie była w stanie  jej dogonić! Tłumaczę to znacznie większą ilością kółek (8 sztuk w rolkach vs. 2 rowerowe)

W Wejherowie podzieliliśmy się na dwie grupy. Przecinaki wracali na kołach do Gdańska, a lamerzy pili izotoniki w SKM 🙂

W sumie przejechałem ok. 90 km. Przywiozłem 0,5 kg błota i drugie tyle opalenizny. Do zobaczenia za tydzień na rajdzie pościgowym (dwie grupy).

Jeśli ktoś zechce napisać własną relację z tego rajdu to zapraszam do udziału w naszym konkursie „Na najlepszą relację rowerową”!!
Andrzej „scoot”
asfalt=niewiele
dystans=100
kondycja=niska
profil=niski
trud=niski
m=Rewa
m=Puck
m=Darżlubie
m=Wejherowo
atrakcja=morze
typ=rowerowy
Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Rajd czarnym szlakiem do Przywidza

IMG_8356.jpg.phpHistoria tego rajdu była krótka. W piątkowy wieczór naszedł nas głód rowerowy który trzeba było jak najszybciej zaspokoić. Rzuciłem więc bez zastanowienia: „czarny w stronę Przywidza”. Nie liczyliśmy na zbyt dużą frekwencję gdyż tak późne ogłoszenie rajdu nie przyciąga nigdy tłumów, ale na starcie stawiło się aż 10 osób!IMG_8370.jpg.php

Jak się okazało przyjechali też nasi starzy znajomi tacy jak Robin czy Silver. Z Silverem była Ola, ale jej do starości jeszcze wiele brakuje dlatego wymieniam ją w osobnym zdaniu ;)Pozostały skład ekipy to: Mudia, Bono, Krzem, Wojtek, Qazi oraz organizator Mietek wraz ze mną piszącym te słowa.Robin naturalnie poinformował nas, że na całym rajdzie niestety nie będzie. W połowie (Przywidz) widać było w jego oczach wewnętrzną walkę o to aby jednak zostać. Niestety dane słowo nie mogło zostać złamane i musiał odjechać 😉

Nie będę szczegółowo opisywał trasy bo nawet do końca jej nie pamiętam. Wystartowaliśmy czarnym szlakiem nad jez. Otomin kierując się w stronę Przywidza. Będąc już na miejscu wywołaliśmy drobne zamieszanie wchodząc do karczmy wypełnionej spragnionymi procentów klientami. Z zaciekawieniem obserwowali jak kilka kolorowo ubranych osób zamawia po 1,5 litra wody na miejscu 🙂 „Woda? Jak zwierzęta” – szemrali  z obrzydzeniem. Powrót zaplanowaliśmy w większości zielonym szlakiem omijając tylko pewien nieciekawy fragment za Kolbudami. Polecam wszystkim aby jednak spróbowali przejechać ten odcinek… dobrej zabawy nie zabraknie… 😉IMG_8372.jpg.php

Cała trasa była łatwa i przyjemna. Idealnie nadaje się na spacer z dziewczyną w blasku księżyca. Zapewniam, że jest na niej wiele miejsc w których będziecie musieli ratować swą wybrankę przed złamaniem bądź zwichnięciem nogi (oh my hero!) 🙂 Dodatkowo kąpiele błotne całkowicie za darmo. Polecam!

W drodze powrotnej jednemu z naszych kolegów zabrakło pary w nogach i ukradkiem nacisnął niewielki guzik pod kierownicą. Mały ładunek wybuchowy zamontowany w haku przerzutki dokonał spustoszenia i brutalnie zastopował rower. Z dobrze udawanym żalem kolega spiął sobie szybko zębatki „na krótko” i nie bez uśmiechu na ustach wyjechał na szosę aż się za nim kurzyło. W ostatnich chwili rzucił przez ramię, że na szczęście w plecaku ma zapasowy łańcuch…. taak, i pewnie nowy hak który za chwilę sobie założysz – dopowiedziliśmy sobie 🙂 Jakiś czas później gdy brodziliśmy po pachy w błocie kolega nasz oznajmił, że jest  już w domu i leży w wannie. Nie zdradzę kto jest tym szczęśliwcem, ale niech ta nowa rama dobrze Ci służy Quazi!!!IMG_8376.jpg.php

Dalsza część drogi powrotnej upłynęła już całkiem spokojnie. Rowery były czasem zasysane przez błoto w które wpadały dosłownie po osie. Zjazdy mokrymi kamieniami i korzeniami oraz zamaskowane pieńki pod trawą siały strach w sercach mężnych bikerów i ich stalowych rumaków. „gleba” okazała się naszym najlepszym przyjacielem i  prawie każdy musiał się z nią bliżej zapoznać. Poza Mudią. Żartowałem 🙂

Jednym słowem: to co tygrysy lubią najbardziej. Szczerze polecam tę trasę!!

Andrzej „Scoot”

słowa kluczowe do wyszukiwania:
dystans=100
trud=normalny
kondycja=normalna
szlak=zielony
szlak=czarny
atrakcja=jezioro
m=kolbudy
m=otomin
m=przywidz
asfalt=brak
typ=rowerowy
profil=normalny
Posted in Relacje | Tagged , , , , | Leave a comment

Rajd Tczew Opalenie

IMG_8301.jpg.php19 sierpień 2007r to dzień na który zaplanowałem rajd do Opalenia. Tym szlakiem nigdy nie jechałem, więc wreszcie postanowiłem go przejechać, pomimo podzielonych zdań odnośnie stanu nawierzchni i oznaczeń tego szlaku. Ruszyliśmy z Tczewa w pięcioosobowej grupie. Po bardzo długiej przerwie przywitałem z radością naszego starego znajomego „Robin’a”. Mieliśmy w pociągu dużo tematów do obgadania. W Tczewie ruszyliśmy w kierunku domu naszej koleżanki Kasi, gdyż ona miała nas nakierować na właściwy azymut zielonego szlaku. Wszystkie info przekazała Łukaszowi, który objął prowadzenie rajdu. Przy okazji chciałem poinformować że nasza Kasia już chodzi bez żadnej „podpórki” i straszy, że we wrześniu wsiada na rower. Zapewne wszystkich to bardzo ucieszy.IMG_8303.jpg.php

Jechaliśmy długimi krętymi drogami, aż w końcu trafiliśmy na szlak zielony. Zapomniałem wspomnieć, iż wspomagał nas w wyprowadzeniu z miasta kolega Rafał, który mieszka właśnie w Tczewie, a przyjechał do nas na rajd po raz pierwszy. Droga szutrowa, trochę piasku i trochę duktów leśnych była bardzo fajna, gdyby nie oznaczenia szlaków przy których można było dostać… już nie będę pisał czego. Dojeżdżamy do skrzyżowania dróg leśnych i nie wiadomo gdzie jechać dalej, bo nie ma żadnych strzałek informacyjnych. Postanowiliśmy rozdzielić się i pojechać w przeciwne strony szukać szlaku. W końcu któryś z nas krzyczy, że szlak został odnaleziony ok 30m od skrzyżowania. I tak było na każdym rozwidleniu dróg, także bardzo dużo czasu traciliśmy na szukaniu prawidłowej drogi. Dojeżdżając do wioski Rajkowy i dalej do Pelplina, uzupełniliśmy zapasy wody oraz bananów.

Odwiedziliśmy Górę Jana Pawła II w Pelplinie, zrobiłem parę fotek i ruszyliśmy dalej tym fatalnym szlakiem. W końcu dojechaliśmy do budującej się autostrady A1, przecięliśmy jeszcze ją kilkakrotnie.

Ostatni już raz przecinaliśmy A1 w wiosce Kierwałd kierując się na Lipią Górę i tu postanowiliśmy zjechać ze szlaku na szosę, ponieważ czas nas gonił. Przejechaliśmy Rakowiec, Jazwiska, Tymawa, Nicponia i Gniew. Do Opalenia mieliśmy dokładnie 1.7km, ale go ominęliśmy. W Gniewie(fot) zrobiliśmy krótki postój na zamku. Najlepiej zachowany krzyżacki zamek na Pomorzu stoi na wyniosłej skarpie na lewym brzegu Wisły, tuż przy rynku miejskim. Była to największa warownia zakonna po tej stronie rzeki. Do dzisiaj potężna ceglana bryła zamku widoczna jest z głównej drogi Gdańsk – Toruń.

Szybko ruszyliśmy w kierunku Tczewa, ponieważ chcieliśmy zdążyć na pociąg o 16:48, bo następny był dopiero ok godz 20:34.IMG_8305.jpg.php

Pomimo, że tempo mieliśmy niezłe to jednak nie zdążyliśmy na ten pociąg, więc poważnie zwolniliśmy. Po drodze tak jak było zaplanowane odwiedziliśmy w Rybakach Śluzę z XIXw. Działanie śluzy polega na tym, że jednostka pływająca wpływa do komory przez jedną przegrodę otwartą, przy drugiej przegrodzie zamkniętej. Otwarta przegroda następnie jest zamykana i woda, w zależności od potrzeby, jest napuszczana do komory, lub z niej wypuszczana. Po wyrównaniu się poziomów w komorze i kanale wylotowym otwarte zostają wrota, i jednostka wypływa z komory.

Dojechaliśmy do Tczewa przed godz 18:00 i okazało się, że po 18:00 odjeżdza pociąg z Bydgoszczy do Gdańska. Pożegnaliśmy naszego kolegę Rafała i wsiedliśmy do pociągu.

I tak się zakończyła nasza przygoda na fatalnym szlaku, ale generalnie jeżeli chodzi o drogi szutrowe czy leśne to były  one rewelacyjne.

Za sobą zostawiliśmy 140 km

Dziękuję kolegom za wzięcie udziału w naszym rajdzie.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Butkiewicz

asfalt=niewiele

dystans=150

kondycja=normalna

profil=niski

trud=niski

m=Tczew

m=Rajkowy

m=Kierwałd

m=Rakowiec

m=Jazwiska

m=Tymawa

m=Nicponia

m=Opalenie

m=Pelplin

m=Gniew

szlak=zielony

atrakcja=rzeka

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

Relacja z rajdu po okolicach Sulęczyna

IMG_8226.jpg.phpSzukasz recepty na wspaniale spędzony weekend? Zapakuj na rower śpiwór i wyrusz do Sulęczyna w piątek po południu. Dystans od Gdańska to około 70 km więc zapewne pokonasz go w ciągu 3 godzin.

Niestety musisz przejechać przez Żukowo i Kartuzy, lecz później droga staje się już w miarę pusta, a krajobrazy wspanialsze. Jeśli zaś masz ochotę na „wyczyn” to przejedź trasą pokazaną na mapce pamiętając że dystans rośnie do 90 km, a średnia z trasy może spaść nawet poniżej 20 km/h. Będziesz więc potrzebował ok. 4-5 godzin na dojazd.

W Sulęczynie należy znaleźć nocleg (agroturystyka) i dobrze wypocząć przed kolejnym dniem. Sobotę zamierzasz przecież spędzić bardzo aktywnie podziwiając kaszubskie krajobrazy podczas jazdy na nieobciążonym rowerze. To ważna sugestia abyś wszelkie potrzebne do biwakowania przedmioty (śpiwór, ręcznik itp.) zostawił w miejscu noclegu. Jeszcze tam wrócisz na dzisiejszą noc, a jazda lekkim rowerem pośród często wyciskających 7-me poty kaszubskich wzniesień zapewnia maksimum przyjemności.IMG_8227.jpg.php

Wyrusz rano o takiej porze, która zapewni Ci solidny wypoczynek. Wyjeżdżając z Sulęczyna kieruj się na Bytów lecz po przejechaniu niecałego kilometra zjedź z drogi w lewo tuż za niewielkim oczkiem wodnym. Wzdłuż jeziora Mausz dotrzeć do niewielkiego cypla na którym znajduje się ośrodek wypoczynkowy i stadnina koni wraz ze szkółką (zdjęcie, zdjęcie). Po opuszczeniu tego urokliwego miejsca podążaj dalej wzdłuż jeziora aby spenetrować drugi, znacznie większy cypel. Na jego końcu czeka Cię niespodzianka (zdjęcie) lecz jestem przekonany, że bardziej się ucieszysz niż zmartwisz

Kolejnym punktem rajdu jest dolina Słupii, lecz zanim tam dotrzesz spójrz na widok po prawej stronie (zdjęcie). Następnie przejedź jeszcze 2 km aby zatrzymać się na początku ścieżki rowerowej biegnącej wzdłuż rzeki (zdjęcie) – tego nie można ominąć! Ujrzysz ogromną skarpę, a spoglądając w dół rwącą, górską rzekę. Cóż, trochę się rozmarzyłem, lecz gdy staniesz w tym miejscu co ja poczujesz podobne emocje. Ścieżka rowerowa doprowadzi Cię do „źródliska”. Miejsce to opisuje legenda widoczna na tym zdjęciu, zaś na kolejnym prezentuję coś czego robić nie powinieneś chociaż zapewne i tak zrobisz. Powodzenia

Opuszczając Słupię kieruj się w stronę Parchowa aby wjechać na niebieski szlak. Koniecznie tamtędy przejedź! Szlak jest bardzo źle oznakowany i pokonanie go przyniesie Ci wiele przyjemności. Ugrzęźniesz w bagnie, w wysokich trawach, będziesz wspinał się pod solidną górę, a to wszystko w niesamowicie pięknym krajobrazie (zdjęcie , zdjęcie , zdjęcie). Wreszcie zmęczony i rządny kolejnych wrażeń dojedziesz do Jamna i dalej do Żukówka. Opis tego co zobaczysz jest zbyteczny, spójrz więc jedynie na drobną namiastkę okolic widoczną na tym zdjęciu.

W tym miejscu kończę swą relację gdyż zgubiłem śrubę w wahaczu i musiałem wracać do bazy (Sulęczyna) szosą. Mam jednak nadzieję, że mój towarzysz (Flash) opisze miejsca które widział po naszym rozłączeniu.

Do miejsca noclegu wrócisz wieczorem, około godziny 18. Będzie więc sporo czasu na rozpalenie ogniska bądź grilla i dyskusje do zachodu słońca lub północy. (Chyba nie zapomniałem Ci powiedzieć abyś na tej rajd zabrał grupę najlepszych znajomych??).

Rankiem drugiego dnia możesz wyruszyć na dwóch kołach lub postąpić tak jak ja: zapakować rower do samochodu i udać się w stronę Gdańska przejeżdżając przez Gołubie oraz Krzeszną. Kieruj się w stronę jeziora Patulskiego, które jest bardzo ciepłym zbiornikiem z ładnym kawałkiem plaży. Dojazd do niego wiedzie krętą szutrową drogą niczym jeden z OS-ów rajdu Kaszub Nie szarżuj jednak bo często przechodzą tamtędy plażowicze. Jeśli akurat jeden z Twoich znajomych podąża za Tobą na terenowym motorze to dociskając mocniej gazu na zakręcie możesz pokazać że nisko zawieszone auto też sporo potrafi Nie przejmuj się o wielki tuman kurzu jaki po sobie zostawisz – ten koleś na motorze właśnie myśli, że bierze udział w rajdzie Dakar i tym niewinnie ostrym manewrem spełniasz fragment jego marzenia (pozdrowienia dla Maćka i jego Aprilki)IMG_8250.jpg.php

Wykąpani, odświeżeni wracamy do Gdańska. To był wspaniały pełen wrażeń weekend. Dzięki uprzejmości znajomego (dzięki Kaziu!) dysponowaliśmy położonym nad samym jeziorem domkiem wraz z kawałkiem działki do rozbicia namiotów. Postanowiłem, że będę regularnie organizował takie kameralne wypady. Cel: Kaszuby! Tylko i wyłącznie Kaszuby. Baza noclegowa jeśli nie „u Kazika” to gdziekolwiek dalej. Dla rowerzystów znajdzie się tam niejeden raj.

Andrzej „scoot”

asfalt=niewiele

dystans=150

kondycja=normalna

profil=normalny

trud=normalny

m=Żukowo

m=Kartuzy

m=Węsiory

m=Sulęczyno

szlak=niebieski

obszar=Kaszuby

atrakcja=jezioro

typ=rowerowy

Posted in Relacje | Tagged , , , , , | Leave a comment

Wyprawa na mazury 2007r

IMG_7978

Podczas pobytu w Borach Tucholskich rozmyślaliśmy już o kolejnym wyjeździe i wybór padł na krainę wielkich jezior – Mazury. Nie wiadomo czemu rowerzystów tak ciągnie nad wodę, ale przynajmniej kilka razy w roku muszą jakieś jezioro objechać. Tym razem zaplanowaliśmy objazd aż dwóch: Śniardwy i Mamry.

Pewnego dnia lipcowego Michał „Qazimodo” przypomniał mi o powyższych planach i postanowiliśmy zabrać się za realizację. Wybraliśmy dwie daty wyjazdu: 8 lub 16 lipca. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na tą drugą. Elena, Sławek, Tomek i Michał potwierdzili swój udział w wyjeździe i od tego czasu zaczęliśmy odliczać dni do startu. Jak miło jest czekać na coś ekscytującego i planowanego od dawna. Znacie to, prawda? 🙂IMG_8105

Nadszedł dzień wyjazdu. Tomek „Flash”, poinformował nas, że jedzie na kołach do Kętrzyna (270 km).
Przyznam, że mnie ta informacja zamurowała, ale tylko na chwilę. Flash jest przecież znany ze swojego permanentnego pociągu do dwóch kółek i jazda pociągiem składającym się z kilkuset dodatkowych mogłaby być ponad jego siły 🙂 Natomiast jeżeli chodzi o piątego uczestnika Michała to niestety nie mógł z nami wystartować z powodu choroby. Obiecał jednak, że do nas dojedzie.

Rowery załadowaliśmy do wagonu przeznaczonego dla rowerów i pozostało nam czekać 4,5 godziny aż znajdziemy się w Kętrzynie. Odjazd z Wrzeszcza 7:37. Dojazd 12:30. „Flash” naturalnie dojechał na miejsce przeznaczenia swoim rumakiem z przyczepką.

IMG_8109Ruszyliśmy czerwonym szlakiem rowerowym w kierunku kwatery hitlera „Wilczy Szaniec” w miejscowości Gierłoż. Przyznam szczerze, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia….ot zwykłe ruiny. Następnie ruszyliśmy do szlaku czarnego (Parcz), który doprowadził nas do naszego szlaku czerwonego. Szlakiem jechaliśmy przez dłuższy czas. Mijaliśmy miejscowości takie jak: Radzieje, Sztynort, Kamionek Wielki, Trygort i Węgorzewo. Pierwszy nocleg zastał nas w Ogonkach i o dziwo za jedyne 5 zł. Jechaliśmy przeważnie szlakami rowerowymi, które składały się niestety z asfaltów. Zresztą był to dobry wybór gdyż w taki upał (36 stopni) ciężko jechać rowerem załadowanym sakwami po terenowych odcinkach. Wysokie temperatury dawały się nam wszystkim we znaki. W samo południe jazda była mocno utrudniona, także przebiegi jak i tempo nie były rewelacyjne, a po za tym często zatrzymywaliśmy się nad jeziorami. Dokładnej trasy nie będę opisywał, ponieważ cały czas trzymaliśmy się szlaków rowerowych lub pieszych. W każdym bądź razie zadanie zostało wykonane, objechaliśmy dokładnie oba jeziora Mamry i Śniardwy.

Pomimo tak ciężkiej trasy humory nam dopisywały, a często zdarzało się, iż śpiewaliśmy sobie po drodze. Choć pot zalewał oczy to my dzielnie trzymaliśmy się, a żartobliwe teksty między nami podtrzymywały nas na duchu. Należałoby jeszcze wspomnieć o naszym koledze „Flash’u, który przeżywał ciężkie chwile na trasie.

Otóż zjadł lody które popił wodą i od tego momentu miał poważne problemy żołądkowe. W efekcie końcowym w Mikołajkach wsiadł do pociągu, a my pojechaliśmy do Kętrzyna.

Na zakończenie chciałem podziękować wszystkim za wspaniałe towarzystwo i wspólną fajną choć ciężką jazdę.
Sprzęt spisał się na piątkę z plusem…….ani jednej awarii.
Wyprawa trwała 5 dni.

Organizator: Mieczysław

Relacja Michała

Zaczęło się dla mnie bardzo źle. Na 3 dni przed wyjazdem zachorowałem dostając strasznie nieznośnego kataru i tracąc głos w gardle.
Planowałem wyjazd z Mietkiem od 3 tygodni, po wielkiej niewiadomej dotyczącej Jego wyjazdu okazać się miało że to jednak ja najwyraźniej nie pojadę.
Jednak zdecydowałem się dołączyć do ekipy o jeden dzień później. Tak też zrobiłem.IMG_8132

Skład z Mietkiem, Eleną i Sławkiem dojechał pociągiem do Kętrzyna w poniedziałek. Flash czekał już tam na nich jadąc z Gdańska na kołach (niesamowite).
Po jednym dniu dołączyłem do tego składu na stacji w Giżycku.
Po wyjściu z pociągu zobaczyłem peleton w pomarańczowych koszulkach. Byli mocno wyczerpani jazdą w ostrym słońcu. Toteż po wspólnych kilkunastu kilometrach zdecydowaliśmy się na postój przy jeziorku. Po drodze zajechaliśmy do twierdzy w Giżycku którą Flash ze Sławkiem zdecydowali się zwiedzać. Sławek nawet „wytargował” tańszy wstęp dla siebie – jako studenta.

Nad jeziorkiem skorzystaliśmy z kąpieli i zjedliśmy obiadek. Następnie ruszyliśmy wyznaczonym szlakiem. Słońce paliło niemiłosiernie, cienia praktycznie nie było. Asfaltowe ulice biegnące przez rozległe płaskie tereny były całkowicie puste. Ten dzień skończyliśmy rozbijając obóz nad jeziorem Tyrało.
Zaproponował to nam okoliczny mieszkaniec którego poznaliśmy kilkanaście kilometrów wcześniej robiąc zakupy w GS-ie. Był na tyle uprzejmy że prowadził nas jadąc samochodem prawie pod samo jeziorko.
Niektórzy z Nas podejrzewali go nawet o niecne zamiary, a bynajmniej nie chodziło o nasze rowery.

Po drodze minęliśmy żeński obóz harcerek, niestety po mimo naszych szczerych chęci i kilku prób nie pozwolono nam się tam rozbić. Może i dobrze .
Po przyjechaniu na miejsce okazało się iż są tam, pomost oraz zadaszona ławka ze stołem. Przy pomoście była co prawda spora grupa tubylców ale po początkowym „obwąchiwaniu” nas rozeszli się do domów. Dzień ten postanowiliśmy uczcić i wypiliśmy nawet po jednym piwku. Rozkładanie namiotów poszło nadzwyczaj sprawnie i już po kilkunastu minutach na pobliskim polu stały nasze 3 :wigwamy”.

Zmęczenie słońcem nie pozwoliło nam posiedzieć dłużej i postanowiliśmy wszyscy udać się na spoczynek. Noc minęła spokojnie tylko na początku kilkanaście osób szukało niejakiego „Damiana” drąc „japy” tak że ich chyba w Giżycku słyszeli. Jak się okazało Damian był za koleżanką na „spacerze” i niby nic nie słyszał  .

Następnego dnia plan był trochę inny, zamierzaliśmy cały upał przeczekać nad wodą. Ten jednak nie był tak dokuczliwy jak poprzedniego dnia więc zrobiliśmy sobie tylko jedną dłuższą przerwę na jedzenie na wyspie „Szeroki Ostrów”.
Po drodze robiliśmy sporo fotek i staraliśmy się „zahaczyć” o najciekawsze atrakcje w tych rejonach. Kilka razy krajobrazy do złudzenia przypominały nasze znad morza. Choćby „wysoki brzeg” – pole namiotowe, zupełnie jak klif w Gdyni.
Na nocleg zatrzymaliśmy się na polu namiotowym koło przeprawy promowej niedaleko miejscowości Wierzba. Po drodze jadąc bardzo ciekawym niebieskim szlakiem oraz przejeżdżając przez rezerwat „Konika Polskiego”.

Był to bardzo ciekawy dzień, ze względu na malownicze tereny po jakich jechaliśmy oraz pogodę która idealnie pasowała do uprawiania turystyki rowerowej.
Wieczorem wraz z Flashem wychyliliśmy kilka piw. Szybko też znalazły się koleżanki pływające na jachtach i chcące się integrować.
Zabawę skończyliśmy – przynajmniej ja o 1:30 w nocy, Tomek i Sławek zostali z koleżankami troszkę dłużej. Ach te kawalerskie czasy, niestety już nie dla wszystkich.
Co do bilansu tego wieczoru to powiem tylko że przy pustym stole nie siedzieliśmy. Z tego co pamiętam dziewczyny były baaardzo dobrze wyposażone.

Ranek był trudny. Dlaczego- chyba nie muszę mówić. Ale po kilku kilometrach jazdy głowa już się nie kolebała  Jako że do przeprawy dotarliśmy o prawie 3 godziny za wcześnie Elena skorzystała w pobliskim „porcie” z prysznica. O którym tak często nam przypominała, a ja z Flashem ogoliliśmy swoje gęby. Odświeżeni wbiliśmy się na prom. Jako że udało nam się pomóc w usuwaniu jego małej awarii jaką miał, przepłynęliśmy za darmo.

W Mikołajkach nasze drogi się rozeszły. Flash w wyniku strucia zmuszony był wracać do domu a Sławek postanowił pojechać w okolice Suwałk.
Zostaliśmy więc we troje, Elena, Mietek i ja. Na nocleg zatrzymaliśmy się w okolicach Pisza. Znaleźliśmy tam bardzo ładne pole namiotowe, w dodatku za darmo. Rozbiliśmy namioty i pojechaliśmy z Eleną na zakupy do Pisza.
Postanowiłem zrobić wcześniej obiecaną kolację z pieczonych w piasku ziemniaków z sosem czosnkowym. Okazało się jednak iż zdobycie drewna graniczyło tam z cudem, z pomocą przyszedł nam sąsiad z siekierką. Ziemniaki musieliśmy przenieść jednak z piasku do ogniska i w sumie kolacja wyszła mizernie. Niemniej humory dopisywały a to jak wiadomo najważniejsze.

Noc minęła bardzo szybko i dobrze bo spokojnie odespałem tą poprzednią. Ostatniego dnia szlak wiódł cały czas asfaltami ale bardzo mało uczęszczanymi. Po drodze zrobiliśmy sobie kilka przerw na jedzenie i fotki. Dotarliśmy do celu naszej wyprawy Kętrzyna, dość wcześnie. Zwiedziliśmy więc tamtejszy Zamek Krzyżacki i Bazylikę mniejszą.
Przy okolicznej fontannie urządziliśmy sobie małego „dyngusa” i nikt nie pozostał z nas suchy. Tam też spokojnie poczekaliśmy na pociąg który odjechać miał ok. 15:30 do Gdańska.
Wpadliśmy jeszcze na małą kawę i zakupy i załadowaliśmy się do pociągu.
Do Olsztyna jechaliśmy w przedziale rowerowym bo podróżni bez rowerów pozajmowali nam nasze miejsca. Gdy jednak się zwolniły szybko je zajęliśmy i śmiejąc się non-stop dojechaliśmy do celu. Wyjazd bardzo mi się podobał, szkoda że taki krótki był.

Na pewno była to kolejna fajna przygoda jaką odbyłem z GERem. Na zawsze w pamięci zostanie mi kilka chwil których tu opowiedzieć się nie da, a które przeżyłem dzięki moim przyjaciołom.
Dziękuję za wspólną wyprawę,

Michał.

asfalt=sporo

dystans=300

tempo=niskie

profil=normalny

trud=normalny

m=Kętrzyn

m=Giżycko

m=Mikołajki

szlak=szlak czarny

szlak=niebieski

atrakcja= jeziora

kondycja=normalna

obszar= Mazury

ty=rowerowy

Posted in Wyprawy | Tagged , , , , | Leave a comment
« Older
Newer »